Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Xavier

To co zobaczyłem pod domem Claire, było dla mnie bolesne. Jednak jeszcze bardziej zabolało to, że pomyślała, że będzie mnie to śmieszyć. Poczułem ukłucie w sercu, gdy spytała czy jestem z siebie zadowolony. Nie sądziłem, że uważa mnie za kogoś takiego.

Tak naprawdę ja sam nie wiedziałem kim jestem. Wiem tylko tyle, że właśnie Claire Flores zdoła przywrócić moje wspomnienia i pozwoli mi zrozumieć kim była dla mnie ona, a kim ja byłem dla niej.

Nie wiedziałem co mną pokierowało, gdy przyciągnąłem jej drobne ciało do siebie i pozwoliłem jej się w siebie wtulić. Wiedziałem, że moje serce zabiło wtedy szybciej. Poczułem coś, co było dla mnie nowością. Choć Claire była śliczna, to ja nie miałem czasu na czułości. Ona jest mi potrzebna bym poznał swoją przeszłość, a później nie będzie mnie interesowało co z jej życiem.

Odjechałem spod jej domu dopiero, gdy miałem pewność, że dziewczyna bezpiecznie weszła do domu. Jednak po mieście krążyłem jeszcze długo. Nie wiedziałem dlaczego tak zareagowała na moją obecność i nie potrafiłem się na niczym skupić.

Przyjechałem do hotelu, w którym tymczasowo mieszkaliśmy i wjechałem windą na ostatnie piętro, gdzie mieścił się nasz apartament. W środku panowała cisza, jednak po chwili usłyszałem jak ktoś otwiera szafki w kuchni. Miałem nadzieję, że dostanę się do pokoju niezauważenie. Nie miałem ochoty na przesłuchania i głupie pogaduszki.

— Xavier powiedz, że do niej nie pojechałeś — usłyszałem kobiecy głos, należący do Ellie.

Moje mięśnie od razu się spięły. Zacisnąłem szczękę i wbiłem palce w twardą strukturę kasku.

— A co ci tak na tym zależy, co? — prychnąłem z wyrzutem, wgapiając się w słabo widoczną przez mrok twarz Ellie.

— Po co ci ona? Xavier nie wplątuj jej znowu do swojego życia.

Znowu?

— Jak to? Znowu? Ellie nie wydurniaj się — powiedziałem, odkładając kask na szafkę.

Rudowłosa pokiwała głową i odstawiła szklankę na blat. Zacisnąłem dłonie w pięści, bo wiedziałem, że będę teraz wysłuchiwał jej kazań.

— Po prostu ją zostaw. W niczym ci nie pomoże. Daj jej spokój.

— Nie — mruknąłem, robiąc krok w stronę swojego pokoju. — To ty mi daj, kurwa, spokój. Nie masz prawa wtrącać się w to z kim i co robię. To nie jest twoje życie!

Widziałem jak wyraz twarzy Evans zmienia się diametralnie i jak jej małe dłonie zaciskają się na krańcach blatu. Atmosferę, która się skumulowała wokół nas można było ciąć nożem. Albo Ellie teraz wybuchnie, albo odejdę i między nami znów wszystko się zepsuje. Kobieta pokiwała głową i po chwili wycelowała we mnie swoje ostre spojrzenie. Przełknąłem ciężko ślinę.

— To ty ją zostawiłeś dwa lata temu i odciąłeś się na dobre, zostawiając ją bez wyjaśnień! Ocknij się człowieku, bo niedługo twoje wielkie ego cię zgubi! Nie wiem co się z tobą dzieję, ale w ostatnim czasie gnoisz mnie tak bardzo, jak nigdy wcześniej! Jesteś jeszcze większym skurwielem niż byłeś i nie próbuj jej wciągać w swoje bagno, bo wystarczająco przez ciebie przeszła!

Zamarłem.
Ellie w zawrotnym tempie wyszła z kuchni i weszła do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Zostawiła mnie z całkowitą pustką w głowie.

Po chwili spędzonej w ciszy, wreszcie zdecydowałem się wejść do swojego pokoju. Nie wiedziałem o co jej chodziło, ale tymi słowami zamiast odciągnąć mnie od Claire, ona jeszcze bardziej sprawiła, że chciałem się do niej dostać.

Bo Claire Flores była kluczem do wszystkich zamkniętych bram.

***

Przespałem trzy godziny. Nie potrafiłem przespać żadnej nocy w całości od czasu, gdy się tutaj znalazłem. Wstałem z łóżka kompletnie odrętwiały i skierowałem się prosto do kuchni. W salonie siedziała Ellie i majstrowała coś w swoim iPadzie, a przy długim dębowym stole Evan pracował nad czymś na laptopie. Josh siedział przy blacie i przeglądał coś w telefonie.

— Cześć złotko — powiedział blondyn, nie unosząc wzroku znad ekranu.

Odsapnąłem głośno i pokiwałem bezsilnie głową, uśmiechając się pod nosem. Czasami głupota Josha sprawiała, że dzień stawał się lepszy. Sięgnąłem do ekspresu i włożyłem do niego filiżankę. Nie pijałem często kawy, bo bywałem zwolennikiem energetyków, jednak w apartamencie nie mieliśmy niczego na zapas.

— Jak się spało? — zagadnął Josh, odkładając telefon na bok i obracając swoją czerwoną czapeczkę tak, aby daszek był z tyłu głowy. Popatrzyłem na niego, marszcząc brwi. — No nie wierzę. Nie można już zapytać szefuncia jak się spało? Toż to skandal po prostu!

Zakryłem twarz dłonią i uśmiechnąłem się pod nosem. Josh bywał specyficzny, ale to właśnie dlatego zwróciłem na niego uwagę.

Ekspres wydał z siebie piknięcie i sięgnąłem po filiżankę z kawą. Upiłem spory łyk i poparzyłem swój język. Często mi się to zdarzało.

— Wychodzisz dzisiaj gdzieś, czy wreszcie pogramy w GTA? — zapytał Josh, robiąc swoje kocie oczy.

— Wychodzę i nie wiem kiedy wrócę — odparłem, upijając kolejny łyk gorącego trunku.

— Gdzie wychodzisz? — spytał Evan, wychylając głowę w naszym kierunku.

Przekląłem Ellie Evans w myślach i zacisnąłem szczękę. Odłożyłem kawę na blat, rozlewając trochę wokół. Josh odskoczył jak poparzony i popatrzył na mnie zdezorientowany.

— Gdzieś gdzie was nie będzie — rzuciłem z jadem.

— Xavier — usłyszałem głos Williama i machinalnie przewróciłem oczami. Jeszcze jego tutaj brakowało, pomyślałem. — Szacunek.

Odsapnąłem i ruszyłem do swojego pokoju. Wszyscy mieli do mnie jakiś problem, który powstał znikąd. Uwzięli się na mnie od momentu, gdy tylko wjechaliśmy na teren tego przeklętego miasta.

Szarpnąłem za walizkę i wyjąłem z niej białą bluzkę na krótki rękaw i szarą bluzę z małym logiem Nike po lewej stronie, a do tego wciągnąłem na nogi czarne jeansy. Wypsikałem się wodą kolońską i włożyłem do ust miętową gumę. Opuściłem pokój, trzaskając drzwiami i w szybkim tempie ruszyłem do drzwi. Spojrzałem przelotnie na zegarek, który widniał na moim nadgarstku i wskazywał godzinę: 10:32. Złapałem za kask, stojący na szafce i wyszedłem z apartamentu.

Zjechałem windą na sam dół, gdzie mieścił się podziemny parking i odszukałem wzrokiem motocykl. Sprawdziłem czy mam drugi kask dla Claire i po chwili wyruszyłem w drogę.

Kiedyś miałem tak, że właśnie szybka jazda sprawiała mi przyjemność. Jednak teraz to się zmieniło. Szybka jazda była odskocznią od rzeczywistości i pozwalała mi się odstresować. Odcinałem się od świata zewnętrznego i pozostawałem tylko ja i mój umysł, który z dnia na dzień nabierał nowych wspomnień.

Wjechałem w ulicę prowadzącą do domu Claire i rozpędziłem się jeszcze bardziej. Gdy wskazówki na liczniku docierały do końca wróciły do mnie bolesne wspomnienia, które miały miejsce kilka minut przed utratą pamięci. Kochałem adrenalinę, ale ta bywała niebezpieczna.

Bo wszystko co zakazane jest przyjemne, a zarazem niebezpieczne.

Podjechałem pod biały domek, który wyróżniał się wśród innych, bo stylem przypominał angielski. Zdjąłem kask z głowy i przeczesałem swoje ciemne włosy palcami. Nie stresowałem się, ani trochę. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że w końcu poznam swoje życie przed wypadkiem. Bo jedyne co pamiętałem z tamtego okresu, to pogrzeb mojego ojca.

Drzwi domu się otworzyły, a po chwili zobaczyłem już dziewczynę ubraną w błękitną dopasowaną sukienkę, która podkreślała każdy idealny fragment jej ciała. Krótkie włosy sięgające ramion były idealnie proste i podkreślały jej drobną twarz. Gdy zbliżyła się już do mnie zauważyłem, że jej oczy były delikatnie opuchnięte, a Claire starała się zakryć to warstwą korektora, jak widać nieudolnie skoro zauważyłem.

— Cześć — przywitałem się, obserwując jej twarz.

Policzki były delikatnie zarumienione, a długie rzęsy podkreśliła tuszem. Jej pełne malinowe wargi błyszczały malutkimi drobinkami błyszczyku. Gdy podeszła jeszcze o krok bliżej poczułem jej idealny zapach malin pomieszanych z nutą wanilii. Nawet jej zapach był uwodzicielski.

Wtedy pierwszy raz zobaczyłem jaka Claire Flores jest piękna.

— Hej — powiedziała swoim delikatnym, a zarazem aksamitnym głosem, od którego dostałem ciarki na całym ciele.

Zdziwiłem się, bo własne ciało zdecydowało się mnie oszukać. Zareagowałem tak na dziewczynę, którą widziałem trzeci raz i nawet nie miałem pojęcia kim ona jest.

— Zdajesz sobie sprawę, że nie wsiądę na to coś? — zapytała, wskazując na motocykl o który się opierałem.

Uśmiechnąłem się pod nosem i otworzyłem schowek, by wyciągnąć dla niej kask.

— Niedaleko jest przystanek więc...

— Będziesz bezpieczna — przerwałem, podając brunetce kask. Spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami, w których zauważyłem delikatny błysk.

— Ja nie...

Podszedłem do dziewczyny w jednym kroku i ostrożnie założyłem na jej głowę kask. Gdy moje palce musnęły skórę jej policzka, poczułem jak pojawiła się tam gęsia skórka. Uśmiechnąłem się mimowolnie pod nosem i dopasowałem kask, aby jej nie spadł. Gdy byłem tak blisko zapach malin był jeszcze bardziej intensywniejszy niż wcześniej. Od teraz maliny miały mi się kojarzyć tylko i wyłącznie z nią.

— Jest w porządku? — spytałem, na co brunetka pokiwała pospiesznie głową.

Założyłem swój kask i usiadłem na motocyklu i czekałem aż Claire zrobiła to samo. Przełożyła jedną nogę, a po chwili czułem już jej obecność za plecami. Przełknąłem ciężko ślinę i odpaliłem pojazd.

— Złap mnie — poinstruowałem ochrypniętym głosem.

Drobne dłonie dziewczyny znalazły się po chwili na moim brzuchu. Jej dotyk był delikatny, taki subtelny, tak bardzo do niej odpowiedni. Westchnąłem ciężko, zaciągając się jej zapachem i ruszyłem w drogę.

Nie wiedziałem gdzie chcę z nią pojechać, ale po chwili nasunął mi się pewien pomysł. Kawiarnia przy plaży, w której ostatnio jadłem brownie, a w której Claire miała zdjęcie na swoim profilu.

Mijałem kolejne ulice, a za każdym przyspieszeniem dłonie brunetki mocniej zaciskały się na mojej bluzie. Czułem jej dotyk i wdychałem zapach. Wspomnienia próbowały przebić się przez moje obronne mury, jednak coś wciąż je blokowało.

Zupełnie tak jakby nad każdym murem czuwał smok, który ział ogniem za każdym razem, gdy widział nadchodzącą falę wspomnień. Odganiał je tak daleko, by już więcej nie wracały. Jednak Claire miała tego smoka pokonać. Nie miała, ona musiała to zrobić. Musiała sprawić by smok ziejący ogniem zniknął i mury się zburzyły. Nie było już nic, co miałoby ją powstrzymać.

Stanąłem na skrzyżowaniu, gdy pojawiło się czerwone światło. Dłonie dziewczyny nieco poluźniły uścisk, jednak wciąż trzymała mnie mocno. Podobało mi się to. Bała się, a mnie to niebezpiecznie kręciło. Strach mnie kręcił.

Jestem psychopatą.

Gdy zaświeciło się zielone światło, ruszyłem gwałtownie z miejsca, a sylwetka Claire przyszpiliła się do moich pleców tak mocno, że do moich nozdrzy na nowo dotarł waniliowo malinowy zapach. Zapach, który tak bardzo do niej pasował. Do jej subtelności, delikatności i gracji. Pasował do rzeczy, które były absolutną przeciwnością mnie.

Chciałem ją tylko wykorzystać do własnej potrzeby.

Podjechałem pod kawiarnię i zgasiłem silnik, jednak dłonie dziewczyny wciąż były mocno zaciśnięte na mojej bluzie. Przełknąłem ciężko ślinę i zdjąłem kask. Obróciłem się delikatnie do tyłu i zobaczyłem, że jej głowa jest niemalże przyszpilona do moich pleców, a klatka piersiowa rusza się niebezpiecznie szybko.

Ona się naprawdę bała.

— Jesteśmy — odchrząknąłem, a brunetka jak oparzona oderwała się ode mnie.

— Oh, przepraszam — powiedziała, lecz kask, który wciąż tkwił na jej głowie nieco zagłuszył aksamitność jej głosu.

— Bałaś się — stwierdziłem, zdejmując z jej głowy kask.

Brunetka zagryzła dolną wargę i złączyła dłonie za plecami. Jej krótkie włosy były rozwalone na całej głowie, zupełnie jakby dopiero się obudziła. Sięgnąłem do jej ciemnych kosmyków i zasunąłem je delikatnie za uszy, które ozdobione były złotymi kolczykami. Dopiero teraz zauważyłem, że na jej szyi połyskuje łańcuszek z białych muszelek.

— Przy mnie nie musisz się bać — wyszeptałem, unosząc jej głowę tak, aby patrzyła mi prosto w oczy.

Mówiłem całkowitą prawdę. Nie musiała się przy mnie o nic bać, bo największym niebezpieczeństwem jakie mogło jej dosięgnąć, byłem ja sam. Bo często bywało tak, że my sami potrafimy wyrządzić sobie największą krzywdę, często nie potrzeba nikogo więcej.

Brunetka skinęła delikatnie głową i rozejrzała się wokół, a wiatr delikatnie rozczochrał jej włosy. Wyglądała tak nienagannie nawet w chwili, gdy włosy przylepiały się do ust pokrytych błyszczykiem, i gdy jej oczy były delikatnie opuchnięte od płaczu.

Położyłem swoją dłoń u dołu jej pleców, na co dziewczyna delikatnie się wzdrygnęła. Uśmiechnąłem się zwycięsko, bo wiedziałem, że mam nad nią przewagę. W każdym tego słowa znaczeniu.

Pchnąłem jej drobne ciało ku drzwi do kawiarni i resztę drogi pokonała już sama, a ja szedłem za nią jak największy skurwiel, który chce wykorzystać zniszczoną dziewczynę dla własnej potrzeby.

Bo na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że Claire Flores była zniszczona.

#ED

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro