49.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


3024 słowa.


- Co się stało? - obydwoje stanęli wpatrując się we mnie.

- Naprawdę zaraz wszystkiego się dowiesz, to nie może czekać - powiedziałam kierując się na schody.

- Przecież dopiero tam byliśmy.

Kątem oka zauważyłam że za Łapą idzie też Potter. 

- Potter Ty zostajesz - powiedziałam na tyle głośno by usłyszał. 

- Dlaczego? - zmarszczył brwi, ale nie przestawał iść za nami. 

- Bo potrzebujemy tylko Łapy. Już nie wspominając, że to prywata sprawa - przystanęłam zakładając ręce na piersi.

Obydwoje stanęli, a James wyszedł mi na przeciw.  

- Niby co może być takie prywatne Evans? - zapytał wkładając ręce do kieszeni i unosząc głowę jeszcze bardziej. 

- Jakbym Ci powiedziała to by to już nie było takie prywatne - przewróciłam oczami - wróć skąd przyszedłeś. 

- Jestem Łapy najlepszym przyjacielem, tam gdzie on tam i ja i na odwrót, więc... 

- Ale w tym wypadku NAPRAWDĘ jesteś zbędny - powiedziałam ze znacznym naciskiem na "naprawdę" przerywając mu. 

- Rogacz idzie ze mną albo wam nie pomagam - Łapa wyszczerzył się do mnie i przygarnął swojego kumpla do siebie ramieniem. 

Oboje wyszczerzyli się do mnie, a ja miałam ochotę przejechać sobie ręką po twarzy. Westchnęłam ciężko. 

- Syriuszu, chodzi o Dorcas - powiedziałam przyciszonym tonem na co uśmiech trochę zszedł mu z twarzy. 

- Co się stało? 

- Dlatego właśnie Cię potrzebuję! - krzyknęłam już z lekką irytacją.

- Ej, chwila moment! Dorcas to też moja przyjaciółka! Mów co jej jest - oburzył się Potter, a ja skrzywiłam się.

- To dość... delikatna sprawa - powiedziałam zdawkowym tonem. 

- Dość. Idziemy wszyscy razem - powiedział Łapa łapiąc jedną dłonią mnie, a drugą Pottera po czym zaczął ciągnąć przez Pokój Wspólny. 

Gdy dotarliśmy na górę uchyliłam drzwi. Dziewczyny nadal siedziały na łóżku tak jak je zostawiłam. 

- Próbowałam zatrzymać Pottera, ale się nie udało - powiedziałam w ich stronę na co Dorcas tylko machnęła ręką. 

Ewidentnie było jej wszystko jedno. 

Nadal płakała i wyglądała na jeszcze bardziej zrozpaczoną. Gdy próg przekroczył Łapa jej głowa opadła na dół jakby się zawstydziła. Ten natomiast jak tylko ją zobaczył jego wyraz twarzy zmienił się na zmartwiony. Podszedł do niej i uklęknął przed nią milcząc. James zamknął drzwi, a ja usiadłam na łóżko naprzeciw nim czekając na dalszy rozwój wydarzeń. 

- Skarbie, o co chodzi? 

- Łapciu mamy problem - zaczęła unosząc na niego swoje piękne, zapłakane oczy. 

- Jaki? - zmarszczył brwi wycierając dłonią jej łzę z policzka, a drugą natomiast splótł z jej ręką. 

Wzięła parę głębszych wdechów i spojrzała na Ann po czym wróciła do spojrzenia swojego chłopaka. 

- Okres mi się spóźnia już od tygodnia - powiedziała niemalże szeptem. 

Nie wiem dlaczego, ale wymieniłam spojrzenie z Jamesem, który podszedł nieco bliżej nich. 

Black dłuższą chwilę analizował to co powiedziała. 

Zmarszczył ponownie brwi. 

- Przecież bierzesz Uszka - powiedział chyba zdziwiony z nieodgadnionym wyrazem twarzy. 

Miałam wrażenie, że jest tykającą bombą. 

- Ostatnio tyle się działo, że zapomniałam  - jej głos zachrypł ze strachu przed jego reakcją. 

- Och - Black wypuścił powietrzę - czyli będę tatą - spojrzał na Jamesa - będę ojcem stary. 

Wszyscy wstrzymali oddech.

 - Zostaniesz chrzestnym mojego dziecka? - uśmiechnął się jakby to była najlepsza wiadomość jaką dziś usłyszał. 

Wszyscy zaniemówili z wrażenia. 

- No pewnie Łapciu - odrzekł po chwili James z delikatnym szokiem po czym podszedł do niego i zaczął klepać po ramieniu. 

Przez chwilę nie wierzyłam w to co się stało. 

Dorcas oniemiała i wpatrywała się z szokiem na Blacka, Ann delikatnie otworzyła buzie zaszokowana, a ja, a ja sama nie wiedziałam co się dzieje.

- Ale hola hola czekajcie! - postanowiłam szybko jakoś zatrzymać tę scenę, bo mina Dorcas była bliska wybuchu jeszcze większego płaczu o ile było to jeszcze możliwe. 

Obydwoje na mnie spojrzeli. 

- To nie jest potwierdzona informacja. 

- Jak to? - zapytał Black. 

- Tak to Black pół mózgu. Trzeba zrobić test i do tego właśnie jesteście nam potrzebni - stanęłam nad nimi ze wzrokiem dającym do zrozumienie, że nie powinni się tak cieszyć. 

Aczkolwiek ucieszyłam się, ze gdyby pfu pfu Dor była w ciąży to Syriusz zajął się nią i ich dzieckiem. Lepsza taka reakcja jak inna. 

- Czyli nie na sto procent będę tatą? 

Pokręciłam głową na nie. 

- To na ile procent? - zapytał z uśmiechem.

- Miejmy nadzieje, że na zero - powiedziałam pokazując głową rozgoryczoną Dorcas. 

Syriusz wrócił wzrokiem do swojej ukochanej i ponowie przy niej przyklęknął. 

- Dorcas, dzidziuś to nie koniec świata - powiedział - szczególnie nasz, pomyśl jaki byłoby piękny!  

Jej kąciki ust delikatnie się podniosły. 

- Wiesz, że nie mogę być w ciąży. Rodzice by nas ukrzyżowali, a Ciebie w dodatku wykastrowali - zachlipała, a on wziął ją w ramiona. Ann ustąpiła mu miejsca. 

- Nawet jakby co to poradzimy sobie - powiedział. 

- Musicie iść do Hogsmeade po test jeszcze dzisiaj, tak jak się Dorcas stresuje to nie jest zdrowe - zaczęła Ann. 

- Zacznijmy od tego, że to może stres opóźnia jej okres - powiedziałam. 

- Ale ja nie mam pojęcia jak to wygląda ani gdzie to się kupuje - powiedział Black z dziwnym wyrazem twarzy. 

- Idziesz do aptekarza albo uzdrowiciela i pytasz o test Black, to wcale nie jest takie trudne - powiedziałam i założyłam ręce pod boki.

- To może ja pójdę z Evans po ten test - zaproponował James ni z tego ni z owego. 

- Ej! Nie zapytałeś w ogóle czy chcę iść z Tobą - rzuciłam mu oskarżycielsko na co tylko do mnie mrugnął. 

- Tak, to jak najbardziej dobry pomysł, kochani. Ja zostanę z Dorcas, a wy się przejdziecie, kto jest za? - wyszczerzył się do mnie Łapa. 

Wszyscy oprócz mnie podnieśli rękę. 

Prychnęłam. 

- Ann, na pewno nie chcesz udać się z Potterem do Hogsmeade? - zapytałam, na co ta perliście się roześmiała. 

- Nie mogłabym tego Rogaczowi zrobić. 

- Jesteście okropni - mruknęłam. 

- My tu gadu gadu, a czas ucieka - rzekł Potter patrząc na zegarek. 

- Nie ma na co czekać Evans, muszę się dowiedzieć czy zostanę ojcem, dlatego ruchy. 

- Nienawidzę was - powiedziałam. 

- Wynagrodzę Ci to Lily - powiedziała cicho Dorcas. 

Westchnęłam. 

- Tylko wezmę jakąś bluzę, bo pewnie jest zimno - mruknęłam.  

- Jest styczeń Evans, na pewno jest zimno - zaśmiał się Potter. 

- Ty lepiej już milcz - powiedziałam na co podniósł tylko ręce w geście obronnym, ale i uśmiechnął się.

Zabrałam bluzę i za Potterem wyszłam z dormitorium. 

- To jest niesamowite jakie Ty masz głupie pomysły - prychnęłam do niego gdy zeszliśmy do Pokoju Wspólnego. 

- Oboje wiemy, że cieszysz się, że idziesz ze mną - mrugnął mi po czym skierowaliśmy się do dormitorium męskiego. 

Prychnęłam.  

Potter wszedł do dormitorium po czym wrócił z jakąś peleryną i mapą. Następnie ruszyliśmy w kierunku wyjścia z wieży Gryffindoru. Kierowaliśmy się schodami w dół do czasu, aż Potter skręcił w jakiś ciemny korytarz na trzecim piętrze. 

- Gdzie my idziemy? - zapytałam. 

- Zobaczysz - mruknął z uśmiechem, zatrzymując się przy posągu jedookiej wiedźmy. 

- I co dalej? 

Spojrzał na mnie z rozbawieniem po czym rozłożył mapę. 

- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego - powiedział kierując różdżka do mapy, a ta zaczęła formować mapę Hogwartu. 

Patrzałam mu przez ramię na mapę, James zaczął ją studiować upewniając się zapewne czy jesteśmy sami. 

- Dobra, Filch jest koło biblioteki więc on nam nie zagraża. Mamy szczęście, że o tej porze mało osób się tu kręci. 

Nie czekając na moją reakcję odwrócił się do posągu jedookiej wieźmy. 

- Dissendium - powiedział po czym garb wiedźmy przesunął się ukazując krótką, kamienną zjeżdżalnie w dół. 

James nie czekając wszedł tam i zjechał w dół. Nie wiedziałam zbytnio co mam zrobić, będąc wciąż zaszokowana tym co zobaczyłam. 

- Evans, pośpiesz się! - krzyknął. 

- Ja mam tam wejść? - zapytałam głupio. 

- Nie, możesz tam sobie stać - c z u ł a m, że przewraca oczami. 

Pomrugawszy parę razy ruszyłam na zjeżdżalnie siadając i opuszczając nogi. Popchnęłam się rękoma i zjechałam po zimnem kamieniu w dół aż moja pupa zatrzymała się na dziwnym piasku. 

- Ała - jęknęłam.

Nade mną stał James i nie mógł ukryć uśmiechu. Podał mi dłonie abym mogła wstać. Otrzepałam się z piachu i usłyszałam tylko jak przejście się zamyka, a nas zaczynają otaczać egipskie ciemności. 

- Lumos - wyszeptałam wyciągając swoją różdżkę. James zrobił to samo. 

Ruszyliśmy przed siebie w milczeniu. Jak na złość do mojej głowy wkradła się myśl o tym co James robił wczoraj gdy znikł z moich urodzin. Okej, wiedziałam, że był z Sarą znowu, ale pytanie nadal pozostaje takie same.

Co oni tam robili? Serio znowu ją pocałował? 

Poczułam znów na niego gniew. Dlaczego tak bawi się tymi dziewczynami? Dlaczego bawi się mną? 

- Powinienem Ci się odpłacić za Twoje ostatnie Petrificus Totalus - powiedział i rzucił mi spojrzenie w którym tańczyły niebezpieczne iskierki. 

Wiedziałam, że w końcu poruszy temat naszego ostatniego pocałunku. I że znowu wyśmieje to, ze się zawstydziłam. 

Przewróciłam oczami, zauważył to. 

- Jakbyś się nie pchał tam gdzie Cię nie potrzeba to nic by się nie stało - powiedziałam. 

- Czyli uważasz, że moja obecność między Twoimi nogami jest nie potrzebna? - zapytał bezwstydnie. 

Wiedziałam, ze to wszystko i włącznie po to aby mnie zawstydzić. Znowu.

- Tam w szczególności nie jest potrzebna Potter - odgryzłam przyśpieszając kroku zdenerwowana. 

- Jesteś tego pewna? - wyrównał nasz krok - mogę dać Ci parę lekcji - mrugnął. 

- Nie jestem zainteresowana, ale pewnie Sara będzie. Może się wydawać, że jesteś jej ulubionym nauczycielem co do wszystkiego - powiedziałam nim zdążyłam ugryźć się w język. 

Niechcący dałam mu do zrozumienia, że wiem gdzie i z kim był gdy znikł z moich urodzin. W jego oczach pojawiło się coś dziwnego, ale zaraz z powrotem na twarz wszedł mu uśmiech. 

- Wolę uczyć świeżaczki - powiedział, a ja poczułam jak gniew się we mnie wzbiera. 

- Słuchaj Potter, bo się powtarzać nie będę - warknęłam zatrzymując się - nie twoja sprawa czy jestem świeżakiem czy też nie. Odwal się ode mnie, naprawdę mam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nie jestem Sarą którą naiwnie możesz się bawić. Nie życzę sobie takich tekstów i w ogóle czegoś takiego od Ciebie. Uwierz, że mam już dość zastanawiania się czy całujesz inne dziewczyny. Nienawidzę Cię i nigdy Cię nie lubiłam. Dlatego z łaski swojej odwal się i trzymaj ode mnie z daleka, bo mam dość czucia się jak jedna z Twoich zabawek! - ostatnie zdanie już wykrzyczałam zaciskając pięści. 

Byłam strasznie zła na to wszystko. Miałam dość takiego traktowania, miałam swoją dumę. Nie będę już tego znosić. 

Mam tego dość. 

- Lily... ty nigdy nie byłaś moją zabawką - powiedział takim tonem, który wskazywał na to, że chyba jednak przejął się moimi słowami. 

- I nigdy nią nie będę - warknęłam zakładając ręce na piersi - daleko jeszcze? Mam już Ciebie dość, chcę wracać do zamku. 

Patrzył na mnie chwile i nad czymś zastanowił jednak nic nie powiedział. 

- Właściwie to już tu - powiedział i wyciągnął ręce do góry. Odsunął jakąś płytę i ujrzałam smugę światła. Zgasiłam swoja różdżkę i schowałam ja do kieszeni. James wystawił głowę podciągając się po czym z powrotem wrócił do mnie. 

- Podsadzę Cię i gdy wskoczysz podam Ci pelerynę, a Ty się nią zakryjesz, rozumiesz? 

Pokiwałam nieznacznie głową, nie wiedziałam gdzie jestem, ale postanowiłam mu zaufać. To co robiliśmy było na pewno nielegalne. 

James splótł dłonie tworząc z nich schodek. Obleciały mnie dreszcze ale nie wiem czy to były dreszcze strachu czy ekscytacji. Wypuściwszy powietrze postawiłam stopę na na mój niby schodek i gdy tylko to zrobiłam James podniósł mnie ku górze. Niezdanie podciągałam swoje ciało jednak słabo mi to szło. James pomógł mi łapiąc mnie za pupę i wepchnął do góry. 

- Łapy przy sobie! - syknęłam do niego lecz odpowiedział mi tylko uśmiech i rzucona na mnie peleryna. 

Po chwili James też już był na górze i też wlazł pod pelerynę. Zasunął płytę podłogową by już nie było widać przejścia i wstaliśmy. 

Z PRZYKROŚCIĄ zauważyłam, że pod peleryną jest bardzo mało miejsca. Dopiero po chwili doszedł do mnie sam fakt, ze jesteśmy pod peleryną niewidką. 

- Skąd masz tę pelerynę? - szepnęłam zaciekawiona. Musiała sporo kosztować. 

- Od taty - odszepnął łapiąc moją dłoń w ten bardziej romantyczny sposób splatając nasze palce - chodź musimy wyjść z Miodowego Królestwa. 

- Wooow! Super! Jesteśmy w Miodowym Królestwie! - powiedziałam tak entuzjastycznie, że aż zakrył moje usta ręką. 

- Cicho Evans! - szepnął na co pokiwałam głową.

Głupia ja. 

- Przepraszam - szepnęłam i ruszyliśmy z piwnicy do góry. 

Po wyjściu z Miodowego Królestwa od razu skierowaliśmy się do apteki i zielarnii uzdrowiciela McDavina. Była parę przecznic dalej więc przejście zajęło nam parę minut. Gdy stanęliśmy pod drzwiami zdjęłam pelerynę. 

- Ty tu czekaj - szepnęłam do miejsca gdzie prawdopodobnie stał, a ja weszłam do sklepu. 

Otworzyła drzwi i od razu zadzwonił dzwoneczek. Pomieszczenie było duże, otaczało mnie mnóstwo półek różnych tabletek, eliksirów, ziół, fiolek i wiele, wiele innych nieznanych mi rzeczy. Weszłam w głąb sklepu, ściany były koloru zgniłozielonego, a podłoga obita czymś brązowym mi nieznanym. Podeszłam do lady na której była kasa i dzwoneczek, którym zadzwoniłam. 

- DAN! DEBILU MAMY KLIENTA! - mój wzrok przykuła głowa bez oczu przy klamce na drzwiach bodajże od jakiegoś magazynu. 

- DAN!!! - krzyczał dalej podajże brelok. 

- Idę!! Już idę! - i nagle zza drzwi wyłonił się mężczyzna. 

Młody, wysoki, brunet o niebieskich oczach. 

Bardzo przystojny. 

Widząc mnie uśmiechnął się i podszedł do lady, czułam się oczarowana. 

- W czym mogę Ci pomóc? - zapytał uprzejmie, odwzajemniłam uśmiech lekko wybita z rytmu. 

I wtedy przypomniałam sobie po co tu przyszłam. 

- Yyyy... ja bym prosiła o dwa testy ciążowe - powiedziałam i czułam jak na twarz wkrada mi się rumieniec. Chłopak nadal uśmiechnięty podał mi to o co poprosiłam. 

-  Galeon - powiedział na co wyciągnęłam z kieszeni spodni monetę i mu podałam. 

- Dziękuję i do widzenia - powiedziałam ostatni raz na niego patrząc po czym wyszłam ze sklepu. 

Stanęłam na ulicy przed sklepem. Po paru sekundach została na mnie narzucona peleryna niewidka. 

- Wszystko? - zapytał James. 

- Tak - powiedziałam z westchnięciem dalej myśląc o ów Danie. 

- A Tobie co? - zapytał po czym skierowaliśmy się do Miodowego Królestwa.

- Tam sprzedawał taki przystojniak, że nawet nie pytaj.  

- Jasne - prychnął tylko w odpowiedzi - Dan wcale nie jest taki przystojny. 

- Ty go znasz? - zapytałam zdziwiona nie na żarty. 

- To mój przyszywany kuzyn, syn kolegi taty. Bardzo się przyjaźnią, jego ojciec jest moim ojcem chrzestnym. 

- Oja, błagam, zapoznaj mnie z nim! - krzyknęłam podekscytowana na co on spojrzał na mnie spod byka. 

- Nie ma mowy - prychnął i otworzył drzwi do Miodowego Królestwa. 

Po cichu minęliśmy ladę i udaliśmy się na zaplecze. James tak jak ostatnio odsunął płytę podłogi i ukazał się nam tunel. Wskoczył pierwszy i wyciągnął ramiona ku mnie. Jak zawsze najpierw spuściłam nogi, a dłonie usadowiłam na jego ramionach. Natomiast jego dłonie opadły na moje biodra, zsunąwszy się skoczyłam i z jego pomocą  już stałam naprzeciwko niego. Kiedy chciałam się odsunąć poczułam jak nie chce mnie puścić. Chwilę się mocowałam tak dla zasady, ale odpuściłam. 

- Myślałam, że wyraziłam się dostatecznie jasno - szepnęłam wpatrując się w orzechowe spojrzenie.

Poczułam jak miękną mi kolana za co się przeklęłam w duchu. 

Jego dłoń powędrowała z mojego biodra do policzka i tam chwile została głaszcząc przy tym kciukiem wargę. Zrobiło mi się gorąco, ale nagle puścił mnie i wszystko zniknęło.

- Ale się porobiło, Dorcas i Syriusz mogą mieć dziecko, co o tym myślisz? - zapytał ni z tego ni z owego zmieniając temat. 

- Za wcześnie, ale co można zrobić? Jeżeli tak się stało to trzeba się zająć dzieckiem i nie ma zmiłuj. 

- To byłby chyba pierwszy taki przypadek w Hogwarcie - powiedział. 

- Ciekawe jak by na to zareagowali nauczyciele. Ja bym chyba umarła pod ich spojrzeniami. 

- Dlatego trzeba być uważnym. Chwila przyjemności, a tyle stresu. 

- No cóż... - mruknęłam czując, że wchodzimy na dość osobliwy temat. 

Miałam ochotę uciec, znów się peszyłam, a to przecież nie było nic takiego. Czułam, że James zauważył to, ale już postanowił mi to nie wytykać. 

Gdy tylko doszliśmy do końca tunelu James sprawdził mapę czy możemy wyjść. Gdy teren był czysty cudem wygramoliłam się z powrotem do zamku.

Gdy stanęłam na korytarzu odetchnęłam z ulgą, że wszystko się udało.

Obydwoje wiedząc, że szkoda czasu ruszyliśmy do wieży. W dłoni trzymałam dwa pudełeczka z testami. Na schodach przyśpieszyliśmy kroku i gdy już byliśmy na ostatniej prostej w Pokoju Wspólnym coś po prostu musiało pójść nie tak. 

- Hej James! - na przeciw nas wyszła Sara i wpadła w ramiona Potterowi.

Przystanęłam kroku. 

- Cześć Sara, wyba... 

- Wiesz co się stało! Nie uwierzysz! Dostałam od rodziców dwa bilety na Krzykaczów! Pomyślałam, że może byś poszedł ze mną? Grają za dwa tygodnie w Hogsmeade akurat będzie wyjście. 

Poczułam zazdrość i złość. Zacisnęłam dłonie na opakowaniu, ale zaraz rozluźniłam. Co Cię to obchodzi Evans? Odpuść. 

- Sara, pogadamy potem - powiedział łapiąc ja za ramiona i mijając.

Razem ruszyliśmy dalej. 

Podobała mi się ta reakcja, ale jej mina bardziej. 

Ruszyłam na schody, James rzucił jakieś zaklęcie i obydwoje przeskakując po dwa schodki wpadliśmy do dormitorium. 

- Mamy! - krzyknęłam triumfalnie wyjmując rękę z testami. 

- W końcu! Chyba wieki was nie było - ożywiła się Ann biorąc ode mnie jedno opakowanie. 

- No Dor, teraz czas na Ciebie - powiedziałam podając jej test dalej dysząc.

Potter usiadł na moje łóżko po czym się po prostu położył. 

- Myślę, że jakbyście się nie całowali po kątach tunelu to bylibyście szybciej - mruknął konspiracyjnie Black. 

- Nie całowaliśmy się! - krzyknęłam nie wierząc w to co mówi. 

- Jasne. 

- Powiedz mu Potter, że się nie całowaliśmy! - krzyknęłam siadając. 

- Niestety - mruknął. 

- To chociaż nie kłam, że Ci z tego powodu nie jest przykro - Łapa wystawił do mnie język, a ja zmrużyłam morderczo oczy.

- Okej... - westchnęła Dor patrząc na pudełko - to ja zaraz wracam -  i weszła do łazienki. 

Wszyscy spojrzeliśmy po sobie i zapadła cisza. 

To chyba najdłuższe minuty w moim życiu. 














Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro