5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


1700 słów.

***


Siedziałyśmy na schodach do domku i gadałyśmy o tym, że mój plan ignorowania Pottera  o dziwo działa. 

Kilka minut później zaszczycił swoją obecnością Remus. Przywitałyśmy się z nim rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zaczęliśmy rozmawiać o numerologii na, którą chodziliśmy jako jedyni. 

- Kontynuujesz numerologię Lily? - zapytał. 

- No pewnie, lubię ten przedmiot i o dziwo profesor Champin też. 

- To dobrze, chociaż Ty jedna. 

Wysłałam mu uśmiech doskonale się rozumieliśmy. 

- Lily mam jeszcze jedno pytanie - podrapał się po głowie. 

- Hmm? 

- Czy ty unikasz Jamesa? - spojrzał na mnie chowając swoje zakłopotanie. 

Przetrawiłam to o co zapytał i podniosłam brwi ku górze. Dlaczego o to zapytał?

- To on cię tu wystał, tak? - zapytałam marszcząc czoło. 

- Oczywiście, że nie. Mam oczy - zaśmiał się gorzko. 

- Tak, ignoruję, ale to raczej nic nowego. 

- Racja. 

Remus był tak jak ja ''mulem książkowym''  przyznał się nam w sekrecie, że przeczytał pierwszą część ''Kochaj albo rzuć'' i mu się nawet podobało, mimo że to romansidło dla bab, jak to stwierdził. 

Gdy tak rozmawialiśmy przyszła opiekunka i kazała zwołać wszystkich na kolację. Remus poprosił nas abyśmy poszły po chłopców, bo nie chce na nich patrzeć gdyż znów coś wykombinowali więc poszłyśmy do domku naszych ''kolegów''. 

Grzecznie zapukałam do drzwi i gdy odpowiedziano mi ''Proszę'' weszłyśmy. Zastałyśmy Pottera i Blacka rozwalonych na tym nieszczęsnym, ale pamiętnym łóżku pod oknem. 

Potter zerwał się na nasz widok, zwalił Blacka i jego talię kart na podłogę. Był szoku, że mnie tu widz, bo jak się domyślam wiedział, że go omijam szerokim łukiem po ostatnim wydarzeniu.

- Coś się stało? - zapytał.

 Dor wyręczyła mnie w odzywaniem się do niego i powiedziała wręcz lodowatym tonem.

- Pani woła na kolację - wstał podszedł do nas i powiedział patrząc na mnie. Nie zaszczyciłam go spojrzeniem.

- No to chodźmy.

Unikałam spojrzenia tych orzechowych oczu jak tylko mogłam i nie odzywałam się. Niech sobie nie myśli, że po tym co zrobił wszystko będzie okej, bo nie będzie. Dorcas odpowiadała za mnie za co byłam jej wdzięczna, bo naprawdę nie chciałam nawiązywać z tym osobnikiem żadnego kontaktu fizycznego czy psychicznego, krótko mówiąc żadnego. 

Doszliśmy razem z całą grupą do stołówki, zajęliśmy swoje miejsca. Usiadłam wygodnie czekając aż kucharki rozniosą jedzenie, mój wzrok jednak przyciągnęły dwa orzechowe ślepia. Zaczęłam przeklinać to miejsce za to, że potocznie zwany Rogacz ze swojego miejsca miał na mnie bardzo dobry widok. Czas się gapił jak ciele w malowane wrota. Dziwnie się czułam i straciłam apetyt.  

Szepnęłam do Dor, że idę się umyć, bo później będą kolejki.

- Poczekaj na mnie, pójdę z Tobą - powiedziała po czym wstała.

Zakomunikowałyśmy opiekunce, że idziemy się wykąpać, a z racji tego, że stolik dla opiekunów był na samym końcu stołówki czułam się odprowadzona spojrzeniem Pottera.

Poszłyśmy do domku wziąć ręczniki i piżamy. Wyszłyśmy do pryszniców, które były niedaleko od naszego domku wpadłyśmy do nich całe roześmiane. Dostałyśmy napadu głupawki, bo Dorcas zaliczyła glebę i małą teraz całe kolana i łokcie zdarte. Umyłyśmy się i ubrałyśmy w piżamy, a miałyśmy takie słodkie, ja miałam pieska, a Doris kotka, kupiłyśmy je w Hogsmeade rok temu. Dalej głupio rozbawione upadkiem Dorcas poszłyśmy do domku. Dosłownie nie mogłyśmy się przestać śmiać, bo gdy jedna się śmiała zarażała śmiechem drugą. 

Ciągle miałam przed oczami jej mistrzowską glebę. 

Byłyśmy jakieś dziesięć metrów od domku i tak w samych piżamach, mokrych włosach, śmiejące się jak jakieś psychopatki obserwowali nas dwóch wracających z kolacji wciągniętych rozmową i żywo gestykulując Potter z Blackiem. 

Stanęli jak w murowani na nasz widok, a my? Co zrobiłyśmy? Wybuchłyśmy jeszcze głośniejszym śmiechem i puściłyśmy się biegiem do domku, tam dalej rozchichotane wysuszyłyśmy sobie włosy. Trochę nam to zajęło, bo mamy długie włosy. Gdy już doprowadziłyśmy do końca tego jakże zajmującego wyczynu, w pełni uspokojone poszłyśmy w nasze ulubione miejsce: czyli na schodki od naszego domku.

Lubiłam letnie wieczory, ciepła i przyjemna atmosfera plus słońce chowające się już zza horyzont. Cudowne uczucie. 

I tak w piżamach w zwierzątka, z włosami już suchymi siedziałyśmy i rozmawiałyśmy. Tu o jakieś bluzce, a tu o pogodzie, o morzu i takie tam babskie sprawy. W tym czasie wszyscy zdążyli się już najeść i wrócić z kolacji. Opiekunowie zarządzili kąpiel, pierw mieli iść chłopcy więc szybko z każdego domku wybiegali pojedynczo chłopcy to ten bez koszulki, a ten w samych majtkach.  

Oczywiście najbliżej mieli nasi ''koledzy'' wiec wybiegł na raz cały domek, a na czele oczywiście Potter i Black. 

Gdy wyszli Dor prychnęła głośno, na tyle głośno aby mogli to usłyszeć. 

Potter rzucał mi ukradkowe spojrzenia co chwilka, był bez koszulki więc wzrok mimo woli na niego spadł. Skrępowana szybko odwróciłam wzrok do Dorcas. 

Minęło jakieś piętnaście minut, a z pryszniców weszli właśnie oni we własnej osobie z dziwnymi uśmiechami. Takimi hm... pewnymi siebie? Znałam te miny i ich szczerze nie lubiłam. 

Oni coś knuli i jak zwykle się nie myliłam. 

- Eee... Lily? - Dorcas spojrzała za mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Co? 

- Czy oni idą w naszą stronę? - zdezorientowana spojrzałam na dwóch cepów.

- Chyba tak - powiedziałam zbita z tropu.  

- Witajcie słodkie - przywitał się z ukłonem Łapa. 

- Czego? - zapytałam siląc się na normalny ton. 

- Wow! Ty mówisz! - Łapa klasnął w ręce. 

Przewróciłam oczami i wysłałam mu oburzone spojrzenie na co on uśmiechnął się szeroko. 

- Czego? - warknęła tym razem Dorcas.

- Nie tutaj, słoneczko - powiedział i spojrzał nad naszymi głowami dając nam do zrozumienia, że nasze koleżanki z domu nas podsłuchują. 

- Więc gdzie? - ciągnęła dalej Doris. 

Oni tylko spojrzeli na siebie. 

Podeszli do nas i nie pytając o zgodę złapali za ręce ciągnąc za sobą. Zaczęły się piski i krzyki. Zaciągnęli do swojego domku głośno się śmiejąc, że przecież nas nie biją, a my im wygrażając najgorszymi rzeczami i mimo że stawiałyśmy opór i darłyśmy się w niebo głosy nic to nie dało.

- Czy Ty jesteś normalny? - krzyknęłam wyprowadzona z równowagi. Potter z Blackiem tylko przybili sobie piątki i uśmiechnęli się do nas.

- Czy wy rozum poskradaliście? - Dorcas była zła - Jak chcecie pogadać na osobności trzeba było powiedzieć tylko gdzie! 

- Serio? Myśleliśmy, że się nie zgodzicie - Łapa z uśmiechem podrapał się po głowie. 

- To nie myśl Black, bo najwyraźniej Ci to nie wychodzi - warknęłam i założyłam ręce na piersi - skoro już niechybnie nas tu sprowadziliście to mówcie czego chcecie? 

- To wy nas ignorujecie - rzucił oskarżycielsko Black w naszą stronę i oparł się o ścianę obok łóżka. 

- To już kolejny raz gdy zawracacie nam głowę głupotami - powiedziałam - może po prostu was nie lubimy? 

- Boisz się mnie czy co? - zapytał nagle Potter i utkwił wzrok w moje oczy. 

Black niezauważalnie chwycił Dorcas za ramię i pociągnął do drugiego pokoju, mój wzrok mimo to nie drgnął z Pottera. 

- Nie, niby czego miałabym się bać? - powiedziałam to z jawną ironią w głosie. 

Może i perfekcyjnie potrafił wykorzystywać moje słabości, ale to nie znaczyło jeszcze, że się go boje.  

- Wiesz o co mi chodzi Lily - powiedział i uśmiechnął się lekko. 

- Oświeć mnie.

- Ostatnio nas coś hmm... połączyło? - powiedział i podrapał się po brodzie próbując ukryć jeszcze większy uśmiech.

- Tak, to była nienawiść - powiedziałam bez zastanowienia. 

- Z pewnośćą - mruknął. 

Jednak mimo to jego uśmiech nie schodził z twarzy. Zaczął się powoli do mnie zbliżać, ja odruchowo cofać lecz gdy moje plecy natknęły się na zimną ścianę wkurzyłam się. 

- Nosz kurde Potter, to nie jest zabawne - zignorował to. 

Był już za blisko. 

Przerwał tę farsę czyjś krzyk Blacka z drugiego pokoju, a ten krzyk należał do Blacka.

Jak na komendę razem z Potterem odwróciliśmy głowę w tamtą stronę, a widok, który zobaczyłam totalnie zaskoczył. Mianowicie Black leżał na łóżku zwijając się z bólu i trzymając się za krocze, a nad nim Dorcas, aż trzęsąca się ze złości. Tak zaszokowana tym obrazem nawet nie zauważyłam, że Potter się nachylił do mojego ucha.  

- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy -  szepnął jakby nigdy nic i odszedł ode mnie. 

Ja dalej w niemałym szoku oparta o ścianę patrzałam jak Dorcas, dysząca ze złości stoi z zaciśniętymi rękami w pięści i wpatruję się w Blacka morderczym wzrokiem.

Gdyby wzrok mógłby zabijać Black leżał by już martwy.

 W końcu otrząsnęłam się z szoku i podeszłam do Dorcas. Złapałam za rękę rzucając krótkie spojrzenie Potterowi, który nachylał się nad Blackiem zwijając ze śmiechu.

- Co tu się stało Łapo? - usłyszałam jak już zamykałam drzwi.

Wybiegłam z Doris do najbliższej łazienki i poczekałam chwilę aż się uspokoi. 

- Dlaczego to zrobiłaś? Nie żebym była zła o to czy coś - zaczęłam lecz podniosła rękę w geście mówiącym abym się zamknęła.

Nastała chwila ciszy.

- Uderzyłam go, bo powiedział, że jakby chciał to mógłby mieć każdą laskę na tym obozie - powiedziała i nagle z jej oczu zaczęło wypływać jeszcze więcej łez  - nawet mnie. 

O nie, jak on mógł ją wrzucić do wora z wszystkimi innymi dziewczynami. 

Głośno wypuściłam powietrze. 

Byłam w totalnym szoku. Nie wierzę, że Black mógł okazał się aż takim dupkiem. Prawie cała żeńska część obozu się za nim ogląda, ale rzucić takim tekstem do Dorcas?

- Czy on myśli, że ja jestem jakąś łatwą zdzirą? - szlochała. Porwałam ją w swoje ramiona pozwalając jej na płacz. 

- Black jest cholernym dupkiem, nie przejmuj się nim, jesteś najlepszą i najpiękniejszą dziewczyną jaką znam - szepnęłam i zaczęłam głaskać ją po włosach. 

 - Ale Lily, ja chyba naprawdę go kocham - szlochała coraz bardziej w moje ramię. Westchnęłam ciężko.

- Że też musiałaś w takim idiocie - rzuciłam. 

- A wiesz co jest najgorsze? Potter jest taki sam - spojrzała na mnie pięknymi niebieskimi oczami - Syriusz cały czas podkreślał, że on z Potterem mógłby mieć wszystkie. 

- Skarbie - powiedziałam dobitnie - ale mnie to wcale nie dziwi, dobrze wiem jaki jest Potter. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro