55.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Jest długo, bo aż 5797 słów - także powodzenia w przebrnięciu tego, buziaki.


***


Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę myślałam, że Potter z prędkością światła zabierze swoje rzeczy i ucieknie byle jak najdalej ode mnie.

Jednakże on wcale się nie śpieszył, miałam wrażenie, że dostosował swoje tempo zbierania do mojego. Zdziwiona zerknęłam na niego na czym mnie niestety przyłapał.

Nasze tęczówki złapały się. Usta wygiął w delikatnym uśmiechu, ale wciąż się nie odezwał.

W CO ON POGRYWA?

Odwróciłam spojrzenie z powrotem na swoją torbę i wstałam, on też.

Było to mega dziwne, ale postanowiłam to zignorować i zachowywać się jakby to było zupełnie normalne.

Poszłam w stronę wyjścia z klasy i wyszłam na korytarz. Przystanęłam z boku aby poczekać na Ann i Dor. W międzyczasie wyszli Huncwoci w pełnym komplecie i również skierowali się w moją stronę.

- I co tam Rudzielcu? - Syriusz potargał mi włosy.

- Nareszcie weekend - powiedziałam ściągając jego dłoń z moich włosów po czym poprawiłam to co zrujnował.

Prawdę mówiąc wcale się nie cieszyłam na ten weekend oczywiście ze względu na randkę z Willem. Byłam stanowczo źle na nią nastawiona.

- A co? Jakieś plany masz Evans? - okularnik zwrócił się do mnie.

Jego niby obojętny ton przyprawił mnie o złość. Nie jest głupi, wiedział, że wybieram się na randkę. Po prostu chce zrobić mi na złość udając idiotę.

Przy okazji teza się potwierdziła, Potter odzywa się do mnie tylko w gronie znajomych.

- A co taka młoda dziewczyna jak ja mogłaby mieć zaplanowane na weekend, Potter? Jak myślisz? - rzuciłam trochę bardziej uszczypliwie niż planowałam.

Chyba chciałam wyładować na nim troszkę stres i złość jaką ostatnimi dniami we mnie wzburzył.

- W końcu nasza mała Ruda przyjaciółeczka dorosła do randek - wtrącił się Syriusz widząc, że zaraz mogę wszcząć kłótnie. - Brawo!

- Tak, ale tylko z odpowiednimi osobami - mruknęłam na tyle głośno aby okularnik na pewno dobrze usłyszał i minęłam ich, ponieważ w tym samym czasie dziewczyny opuściły klasę.

- No to zaczynamy zabawę! - pisnęła Dorcas i uwiesiła mi się na szyi.

- Jaką zabawę? - zaśmiałam się. - Ja teraz wybieram się do biblioteki aby odrobić wszystkie zadania domowe.

- Chyba kpisz Ruda - Dorcas potrząsnęła mną. - Jest piątek, piątek po lekcjach, a ty chcesz się uczyć i odrabiać zadania? Powaliło cię?

- Nie i polecam tobie też się tam wybrać, dopóki jestem skłonna ci pomóc.

- To ja idę z Tobą Lily! - zasalutowała Ann.

- Dobry wybór Ann - pochwaliłam ją na co się wyszczerzyła. - A ty nieuku? Wolisz robić teraz z nami czy później sama?

Czarnowłosa wydęła usta jak to miała w zwyczaju gdy coś jej się nie podobało, ale ostatecznie zgodziła się wiedząc, że lepiej jeżeli chodzi o odrabianie lekcji mi się nie przeciwstawiać.

- Niszczycielka dobrej zabawy - mruknęła lokata i ruszyła w stronę biblioteki.

Razem z Ann wymieniłyśmy się uśmiechami i ruszyłyśmy za naburmuszoną koleżanką.


***

Trochę czasu zajęły nam prace domowe, ale gdy tylko skończyłyśmy uśmiech mimowolnie wszedł na moją twarz.

- Widzisz Dorcas? I teraz masz spokój z zadaniami domowymi na prawie cały tydzień - powiedziałam, a ona wysłała mi lekki uśmiech.

- No dobra, okej, przyznaję warto było - powiedziała i zasiadła na kanapie przed kominkiem w Pokoju Wspólnym.

- Gdyby nie ty Lily to chyba nigdy bym nie zaliczyła tego mugoloznawstwa - westchnęła ciężko Ann rzucając swoją torbę z książkami na podłogę.

Usiadłam przed kominkiem na kanapie i przymknęłam oczy.

- Oho, Lily - zaśmiała się cicho Drocas. - Idzie twój przystojniak - powiedziała wskazując głową na dziurę za portretem.

Zza dziury wyłonił się Will i gdy nasze spojrzenia się spotkały na jego twarzy wykwitł szczery uśmiech. Pomachał do mnie i poszedł w swoją stronę. Oczywiście odmachałam żeby nie było.

- Ależ on słodki - powiedziała cicho Ann.

- To prawda - westchnęłam znów przymykając oczy.

- Ale brakuje w nim czegoś pikantnego - powiedziała Dorcas równie cicho. - Coś co ma Potter.

Spojrzałam na nią wymownie uświadamiając sobie jednocześnie, że to prawda. Will był cholernie przeuroczy, ale brakowało mu tego błysku w oku co niestety posiadał Potter. W mojej głowie mimowolnie wynikło porównanie dwóch chłopaków. Niestety z przerażeniem twierdziłam, że w tym porównaniu Potter wychodził na typowego bad boya i to o wiele bardziej mi się podobało.

- Może jestem sceptycznie nastawiona do tego spotkanie, może nie będzie tak źle - mruknęłam tak aby tylko one to słyszały. - Może to będzie typowo koleżeńskie spotkanie?

- Ta - prychnęła Dorcas. - Chłopak leci na ciebie i to zdrowo.

Westchnęłam ciężko po raz drugi tego dnia. Tylko ja potrafiłam się wplątać w coś z czego nie da się wyplątać bez problemu.

- Cicho, Huncwoci idą - szepnęła Ann wskazując na głośnie dźwięki zza obrazu. Nie myliła się, te głośnie dźwięki niczym jakby ktoś wypuścił zoo na korytarz to był nie kto inny jak Potter z Blackiem.

Gdy tylko weszli do Pokoju Wspólnego cała uwaga skupiła się na nich. Byli tak głośni, że w sumie nic dziwnego. Widząc naszą trójkę skierowali się do nas i rzucili na wolne miejsca. Dziwnym trafem Potter chciał usiąść obok mnie przez co zmusił mnie abym przysunęła się bliżej Ann.

- Musicie się zachowywać tak głośno? - zapytałam patrząc głównie na Łapę i Pottera. - Normanie jakby ktoś dzikie zwierzęta z klatki wypuścił.

- Mamy po prostu dużo energii - Łapa uśmiechnął się. - Musimy ją gdzieś wyładować więc może co powiecie na małą imprezkę?

- Na mnie nie licz - prychnęłam.

- ŁAPA, PRZECIEŻ MY MAMY JUTRO RANDKĘ! - krzyknęła dość mocno Dorcas jednak Łapa nie wydawał się tym zrażony.

- Wiem kotku, przecież nie wypiłbym za dużo - pocałował ją w policzek jednak dziewczyna nadal nie wyglądała na przekonaną.

- Wybij to sobie z głowy albo pogódź się z moim wiecznym fochem - powiedziała nonszalancko, na co Black wykrzywił się.

- Jesteś okrutna - wyszeptał, na co się zaśmiałam.

- Lunio? Gramy w szachy? - zaproponowałam odwracając się do blondyna, ten natomiast wysłał mi promienny uśmiech.

- Zawsze i wszędzie.

Wygrałam z Lunatykiem jedną partyjkę, a drugą przez swoją nieuwagę przegrałam, ale mimo to i tak było fajnie. W międzyczasie Łapa strasznie marudził, że nie ma co robić i że wszyscy jesteśmy nudni.

- Może zagramy w butelkę? - zaproponował Łapa gdy wygrałam z Remusem drugi raz.

- Jestem za! - krzyknęła Ann, której też najwyraźniej się nudziło.

- W sumie czemu nie - Potter wyszczerzył się.

- Dobra, ale bez żadnych durnot - Dorcas wstała.

- I bez całowania - powiedziałam po zastanowieniu.

Nikt z nas nie był głupi i doskonale zdawaliśmy sobie sprawę dlaczego to powiedziałam.

- Pani maruda - mruknął Łapa.

Huncwoci stwierdzili, że zagramy w ich dormitorium dlatego poszłyśmy zanieś swoje rzeczy i przebrać się z mundurków. Ubrałam się w Dorcas szare dresy z wysokim stanem i ściągaczami na nogawkach i do tego zwykły biały top do pępka. Pomyślałam, że tak będzie mi najwygodniej. Gdy ubrałyśmy się od razu poszłyśmy do dormitorium Huncwotów.

Weszłyśmy do środka bez pukania, widać było, że chłopaki na szybko ogarnęli syf aby było miejsce do grania.

Black wyciągnął spod łóżka fałszoskop i butelkę po ognistej. Zasiedliśmy w kręgu, na przeciwko mnie usiadł oczywiście Potter. Obok mnie Remus i Ann, a obok Pottera Dorcas z Syriuszem oraz Peterem.

- To kto czyni honory? - Syriusz podniósł butelkę do góry. - Zaczynaj Evans - rzucił ją w moją stronę.

Ledwo co złapałam butelkę na co James uśmiechnął się pod nosem, zignorowałam to i położyłam butelkę na ziemi kręcąc nią.

Wypadło na Łapę.

- Wyzwanie - powiedział nim zdążyłam zapytać.

Rozglądałam się po pokoju szukając czegoś godnego uwagi. Nie miałam w głowie żadnego planu dlatego postanowiłam improwizować.

I wtedy to zobaczyłam.

Zza poduszki Łapy wystawał czerwony, koronkowy stanik zapewne należący do Dorcas. Bez głębszego myślenia wstałam ku zdziwieniu wszystkich i podeszłam do łóżka wyciągając stanik spod poduszki. Miny moich przyjaciół gdy to zrobiłam były ciężkie do określenia.

- Proszę Łapo, zdejmij koszulkę i ubierz to. Teraz będziesz grać w tym - powiedziałam na co Remus wybuchnął śmiechem.

- Okrutne - przytaknął Łapa, ale i tak wykonał to o co prosiłam.

Gdy ściągnął bluzkę i próbował założyć stanik śmiechom nie było końca. To jak nieudolnie próbował zapiąć stanik rozbawiło mnie, Ann i Dorcas do samych łez.

Koniec końców zapięłyśmy my mu ten stanik i teraz Łapa siedział ubrany w koronkowym staniku swojej dziewczyny.

- Na brodę Merlina, czemu ja nie mam przy sobie aparatu - Potter otarł łzę śmiechu z policzka, a Łapa wystawił do niego środkowy palec.

- DOBRA, teraz ja kręcę - Łapa złapał butelkę. - Strzeż się Evans - fuknął na mnie.

Wysłałam mu tylko niewinny uśmieszek.

Łapa zakręcił i wypadło na Pottera.

- A więc no przyjacielu, prawda czy wyzwanie? - Łapa wyszczerzył się.

- Wyzwanie - Potter przewrócił oczami.

- Zachowuj się jak kurczak przez dwie minuty.

- No weź coś trudniejszego! - Potter zaśmiał się.

- Nie, zawsze chciałem zobaczyć ciebie jako słodkiego kurczaczka - Syriusz wysłał mu uśmieszek.

Potter westchnął, ale wykonał swoje zadanie. Chodził po pokoju i gdakał jak kura. Nawet udawał, że nas dzióbie co było dosyć zabawne.

Gdy Potter zakręcił wypadło na Dorcas.

- Prawda czy wyzwanie? - zapytał.

- A niech będzie prawda.

- Czego najbardziej nie lubisz w seksie z Łapą?

Wszyscy wydali z siebie dźwięku typu "uuu".

- Seks ze mną jest jak jazda windą do nieba! - Black wtrącił się, ale i tak wszyscy uwagę skupili na Dorcas, która uśmiechnęła się niewinnie.

- Najbardziej nie lubię tego, że gra wstępna jest za krótka - powiedziała po dłuższym zastanowieniu, a Syriusz zapowietrzył się i otworzył usta.

- A to dopiero - mruknął mrużąc oczy patrząc na swoją partnerkę.

- Dobra Dorcas, kręcisz - powiedziałam i jak na złość wypadło na mnie.

- Prawda czy wyzwanie?

- Prawda chyba będzie bezpieczniejszą opcją w tym przypadku - zaśmiałam się niby nerwowo, a ona wysłała mi niewinny uśmieszek.

- Czy twoje włosy łonowe też są rude?

- Dorcas! - krzyknęłam nie wierząc w to o co zapytała. 

Wszyscy zaśmiali się, ale i wlepili we mnie zaciekawione spojrzenie.

- Nie - powiedziałam i przewróciłam oczami czując, że mogę się zaczerwienić. Nim zdążyłam to zrobić złapałam za butelkę i zakręciłam nią. Wypadło na Remusa. 

- Luniaczku prawda czy wyzwanie? - zapytałam. 

- Wyzwanie tylko proszę o zachowanie rozsądku - powiedział i wysłał mi na w pół rozbawione spojrzenie. 

Zastanowiłam się chwilę jakie wyzwanie mogę mu dać.

- Macie ognistą? - zapytałam kierując to pytanie do Blacka i Pottera. 

- No pewnie! Już niosę! - Syriusz wyrwał się z ziemi po czym odsunął szufladę swojej szafki nocnej. 

Jakby z czcią wyciągnął zaczętą już oginistą i kieliszek. Podał mi ją z promiennym uśmiechem na twarzy zapewne domyślając cię co planuję. Remus natomiast nie był już taki zadowolony. 

- To na dwie nóżki i za moje zdrowie Luniaczku - powiedziałam nalewając pierwszy kieliszek. - Do dna. 

Remus posłusznie wykonał zadanie przy trzecim kieliszku wykrzywiając się niemiłosiernie. Złapał butelkę w dłoń i wpadła ona znów na Jamesa. 

- Prawda dla odmiany Luniaczku - powiedział z pewnymi nutami                                                                                                                                                                                                                                                                          - Pytanie masz proste - zaczął Lunatyk i zerknął na mnie z ukosa. - Kochasz Sarę? 

Słysząc jej imię trochę zdrętwiałam. Z niewiadomych przyczyn orzechowe spojrzenie napotkało moje i tak zostało. 

- Nie - powiedział wciąż patrząc mi w oczy. 

Mimo woli zerknęłam na fałszoskop lecz ten ani drgnął. Zagryzłam wargę nie wiedząc czy mówi prawdę czy może nawet fałszoskop potrafił nabrać. W pokoju zapanowała kilkusekundowa cisza, którą przerwał Potter sięgając aby zakręcić butelką. Pech chciał aby wypadło na mnie. 

- Prawda czy wyzwanie Evans? - powiedział uśmiechając się półgębkiem tak jakby tego chciał. 

Prawda byłoby nierozsądna z mojej strony dlatego wybór był oczywisty. 

- Wyzwanie. 

- Daj mi swój stanik.

- Co? 

- Zdejmij stanik i daj mi go - powiedział z uśmiechem wyciągając dłoń. 

Patrzyłam na niego jak na idiotę, a reszta się zaśmiała. 

- No Evans, ja ubrałem, a ty ściągasz, ha! - Łapa wystawił do mnie język. 

Dalej nie wierząc w to o co poprosił sięgnęłam dłońmi do zapięcia i ściągnęłam stanik bez ściągania bluzki oczywiście. 

Był to zwykły, biały, koronkowy stanik, ale i tak bardzo go lubiłam, bo był mega wygodny. Popatrzyłam na stanik w mojej dłoni po czym oddałam go Potterowi, któremu gdyby nie uszy uśmiech rozciągnąłby się na tył głowy. 

- Kretyn - prychnęłam widząc z jaką dokładnością ogląda stanik. - Czuję się teraz taka goła. 

- Kręć Lily - Peter pchnął butelkę w moim kierunku. 

Zakręciłam i wypadło na Ann. 

- No w końcu! Już myślałam, że się nie doczekam - mruknęła blondynka. - Pytanie - powiedziała nim zdążyłam zapytać. 

-  Czy miałaś kiedyś erotyczny sen, w którym pojawił się ktoś z nas?

Ann zaśmiała się i przytaknęła głową wystawiając nam język. 

- Uuu - zanuciła Dorcas - kto tam był? 

- Nie takie było pytanie! - krzyknęła Ann i zakręciła butelką. 

Wypadło na Syriusza. 

 - Jezu tak! - pisnęła Ann i zrobiła złowieszczą minę. - To jak Łapciu? Prawda czy wyzwanie? 

- Wyzwanie - prychnął widząc zapał jasnowłosej. 

- Zrób striptiz. 

- Fuj! - krzyknęłam. - Ja nie chcę tego widzieć! 

- No dalej Łapo! - Potter zaczął gwizdać i robić aplauz. 

Remus zasłonił oczy rękami, a Dorcas rozsiadła się z zadziornym uśmiechem. 

Syriusz wstał z poważną miną i naglę odpiął stanik machając nim nad głową. Potter pogwizdywał w rytm jego dzikiego tańca, a Dorcas klaskała. Black przykucał i wstawał imitując erotyczne pozy. Gdy odwrócił się do nas tyłem wypinając się Dorcas zaczęła piszczeć, a ja płakać ze śmiechu. 

Gdy skończył swoje dzikie pląsy wszyscy nadal nie mogli ze śmiechu. 

 - Nigdy już nie wymażę tej traumy - westchnął zrezygnowany Remus.  

Black zakręcił i pierwszy raz tego dnia wypadło na Petera. 

- Prawda - powiedział. 

- A więc Glizdogonie powiedz nam wszystkim szczerze kogo z nas najbardziej chciałbyś zobaczyć nago?

- Dorcas - powiedział i zaczerwienił się po same uszy. 

- Uuu - Ann wyszczerzyła się i spojrzała na Łapę, któremu uśmiech zszedł z twarzy. 

Dorcas tylko kaszlnęła zdziwiona odpowiedzą, ale nic nie powiedziała. 

Glizdogon bez słowa zakręcił butelką, niefortunnie wypadło na mnie. 

- Prawda Glizdek - powiedziałam. 

- Czujesz coś do Fransa? - zapytał prosto z mostu. 

Teraz nie odważyłam się spojrzeć na Pottera, ale czułam jak wywierca mi dziurę spojrzeniem. Z resztą nie tylko on. 

- Nie - powiedziałam podnosząc wzrok na Jamesa. - Jeszcze nie. 

Tylko czekałam aż fałszoskop wyczuje moje kłamstwo lecz to się nie stało. 

Albo ten fałszoskop był zepsuty albo nie wiem co się stało, ale skoro ja skłamałam to James również mógł to zrobić. 

Zakręciłam i wypadło na Ann. 

- Wyzwanie. 

- Pomasuj Łapie stopy - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej złośliwie. 

- O tak! - Syriusz podstawił jej swoje stopy pod sam nos.

Po twarzy Ann przeszły kolejno kilka odcieni zieleni. 

- Ja cię lubiłam Lily - wyszeptała i wykonała swoje zadanie z miną męczennicy. 

Zakręciliśmy jeszcze parę razy, ale butelka powoli zaczęła nam się nudzić. Stwierdziliśmy, że na tyle wystarczy.  

Za oknami zaczynało się już ściemniać, noc zbliżała się nieubłagalnie. Spojrzałam na zegarek dochodziła już siódma. 

Postanowiłyśmy już wracać do dormitorium, ponieważ Dorcas chciała zrobić wielki pielęgnacyjny wieczór przed randką z Łapą. 

Tak więc ostatnią resztę wieczoru przesiedziałam z czymś zielonym na twarzy. Ponoć to była wygładzająca maseczka przeciwko wypryskom. Dorcas mówiła, że to hit najnowszego wydania Czarownicy. 

Nie siedziałyśmy do późna, ponieważ Dorcas chciała się dobrze wyspać. Mówiła, że mamy jutro od rana pełno roboty. Ja uważałam oczywiście, że przesadza. Byłam umówiona z Willem na drugą w Pokoju Wspólnym i wiedziałam, że zbytnio nie muszę się szykować na to spotkanie.  

Jak na złość zasnąć nie mogłam, ponieważ po głowie chodził mi nie kto inny jak okularnik. Ze wszystkich sił zmusiłam się aby wyprzeć go z moich myśli i dopiero gdy to zrobiłam udało mi się zasnąć. 


***

Nie miałam zamiaru wstawać wcześnie, ba nawet nie zamierzałam wstawać z łóżka przed dziesiątą godziną. Jednakże moja ukochana czarnowłosa przyjaciółeczka miała inne plany. 

- Pobudka panno Evans - słyszałam cichy głos Dorcas nad uchem. 

- Błagam nie - jęknęłam chowając głowę pod kołdrę. 

- Nie Evansówna, musisz wstać masa pracy przed nami - powiedziała unosząc moją kołdrę. 

- Chyba cię pogrzało! Nie ma mowy nie mam zamiaru wstawać o dziewiątej, bo ty idziesz na randkę!

- Nie tylko ja idę - powiedziała i skoczyła prosto na mnie. 

- JA NIE MAM ZAMIARU SIĘ NA NIĄ STROIĆ CHOLERA WIE JAK. 

- Wstawaj i nie marudź, raz dwa - potrząsnęła mną. 

- Zabije cię przysięgam. 

- Cicho! - warknęła na nas Ann. 

- Ann nie budzisz?! - powiedziałam zła pokazując na łóżko blondynki. 

- Ann nie idzie na randkę, a ty tak. Wstawaj, bo muszę zrobić dwie boginię na drugą godzinę. 

- Jesteś chora psychicznie - warknęła i wstałam poprawiając łóżko zaklęciem. 

Wykonałam poranną toaletę nadal wkurzona na Dorcas. Po cholerę miałabym się stroić Bóg wie jak? Nie chcę ciągnąć relacji z Willem, a to na pewno mi nie pomoże jej zaprzestać. Gdy wyszłam z łazienki Dorcas już grzała swoją magiczną lokówkę do włosów i siedziała w kupię ubrań na podłodze. 

- Mam dla ciebie strój idealny - powiedziała rzucając mi czarną bluzkę, tę co ostatnio widziałam, jeansową spódniczkę do połowy ud i czarny pasek. - Będziesz w nim wyglądać nieziemsko. 

 - Nienawidzę cię - powiedziałam próbując nałożyć rajstopy na nogi. 

- Pokochasz jak zobaczysz co z ciebie zrobię. 

I tak przez bitą godzinę układała mi włosy. Zaczarowała kosmetyki tak aby lewitowały obok niej dzięki czemu bez problemu sięgała po to co potrzebuje. Włosy pozwoliłam jej skrócić i to nawet dosyć sporo. Miałam włosy prawie do pasa, a teraz równały się z linią sutków, ale i tak moim zdaniem wyglądało to o wiele lepiej niż przedtem. Nie za krótkie, ale też nie za długie, idealne. Pokręciła mi włosy jeszcze na delikatne fale i fryzurę miałam gotową. 

Dała mi chwilę odpocząć i zaczęła robić swoje włosy. W międzyczasie Ann zdążyła się już obudzić i doprowadzić do stanu używalności codziennej. 

- Pięknie jej te włosy zrobiłaś Dorcas! - Ann zachwycała się moją nową fryzurą. - Naprawdę mega ci pasują krótsze Lily.

- Wiem, mnie też się podobają - powiedziała nonszalancko Dor. 

- Piękne są, w ogóle Dorcas powinna zostać jakąś magiczną fryzjerko-stylistką - powiedziałam, a ta wyszczerzyła się do mnie. 

- O tak! To prawda, serio Dor zastanów się nad tym! 

- A kto wie, zobaczymy - westchnęła Dorcas kończąc swoją fryzurę. 

Gdy Dorcas skończyła swoją fryzurę zabrała się za mój makijaż no i jak można się domyśleć to też trochę zajęło, ponieważ pierwszy raz używała jakiejś nowej techniki.

Gadałyśmy ze sobą i śmiałyśmy się w międzyczasie. Nawet dobrze się bawiłam i cieszyłam, że z jednak strony mogę sprawić Dorcas radość jako jej prywatny manekin do ćwiczenia. 

Mimo wszystko godzina druga zbliżała się nieuchronnie, gdy zostało półgodziny obie byłyśmy w pełni gotowe i jedyne co robiłyśmy to podziwiałyśmy efekty pracy Dorcas. 

- Nie no chyba się sama w sobie zakochałam - powiedziałam patrząc na swoje odbicie. 

- Jesteśmy przepiękne - Doris uścisnęła mnie. 

- Jesteś niemożliwa.

Gdy już zbliżała się godzina druga porwałam swój czarny płaszczyk i razem z Dorcas skierowałyśmy się do Pokoju Wspólnego.

Wprawdzie nie byłam gotowa na to spotkanie, ale niestety już nic nie mogłam na nie poradzić. Nie było odwrotu. 

Razem zgrabnie zeszłyśmy ze schodów i tak jak się spodziewałam zarówno Łapa jak i Will już czekali. 

A oprócz nich był jeszcze mój niedoszły okularnik. 

Stał z założonymi rękami obok Łapy rozmawiając z nim o czymś. Najpierw nie zwrócił na nas uwagi, ale jak tylko Syriusz zobaczył Dorcas oniemiał, a Potter poszedł spojrzeniem za nim. 

I wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Pottera oczy miałam wrażenie, że bardziej się rozszerzyły. Zdawałam sobie sprawę z tego, że wyglądałam dobrze dlatego dla lepszego efektu przykleiłam do twarzy delikatny uśmiech. Rozczochraniec pożerał mnie wręcz wzrokiem, a ja za wszelką cenę próbowałam odwrócić wzrok od jego wspaniałych, orzechowych tęczówek.  

Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo chciałam aby ta chwila należała do nas, żebym to dla niego się tak stroiła, żeby to była nasza randka. 

Niestety los napisał dla nas inne scenariusze. 

Z ogromnym ciężarem przeniosłam spojrzenie z orzechowych tęczówek na niebieskie również oprawionymi okularami. Will uśmiechał się do mnie szczerze, a ja szłam w jego stronę mijając Jamesa z ogromnym bólem serca. 

- Lily... wyglądasz, po prostu wow... - chłopak zaniemówił. 

- Dziękuję - powiedziałam. - Dorcas czasami zapomina, że nie jestem manekinem i za bardzo przegnie w jedną stronę - spróbowałam jakoś sensownie wytłumaczyć czemu wyglądam tak, a nie inaczej. 

- Jest super i ta fryzura, wyglądasz przepięknie - mówił dalej. 

- Och! Bo się zarumienię! - zaśmiałam się. 

- Powód jest bardzo uzasadniony - powiedział i wystawił do mnie ramię. - To co, idziemy? 

- Jasne - powiedziałam i złapałam jego wystawione ramię.

Gdy odwróciłam się z powrotem w tamtą stronę ze zdziwieniem stwierdziłam, że James nadal na mnie patrzy, a Dorcas wystawia podniesiony kciuk w górę. Puściłam do niej tylko oczko i wyszliśmy przez dziurę za portretem. 

Gdy kierowaliśmy się w stronę wyjścia z zamku rozmawialiśmy głównie o lekcjach i o tym co nam się w nich podoba, a czego byśmy się pozbyli. Will opowiadał też świetnie kawały przez co rozśmieszał mnie tak, że aż bolał mnie brzuch ze śmiechu. Opowiadał również śmiesznie historie ze swojego dzieciństwa, oczywiście nie zostawałam mu dłużna i również starałam się co nieco mu poopowiadać.

Całą drogę do Hogsmeade śmieliśmy się w najlepsze jednakże gdy doszliśmy do miasteczka przystanęłam.

- A więc gdzie idziemy? - zapytałam, a on uśmiechnął się zawadiacko.

- Może na dobry początek Trzy Miotły, co?

- Okej - powiedziałam ciesząc się, że wybrał akurat to miejsce, bo okropnie chciało mi się napić kremowego piwa.

Poszliśmy do Trzech Mioteł, które były nieopodal Miodowego Królestwa. Gdy weszliśmy do pubu Will wybrał miejsce najdalej od wszystkich.

- Dla większej prywatności - powiedział łapiąc mnie za dłoń przy tym ciągnąc do ów stolika.

Gdy zasiedliśmy niczym na skrzydłach przyszła do nas kelnerka.

- Co podać? - powiedziała beznamiętnie robiąc balona ze swojej gumy do żucia.

- Ja poproszę piwo kremowe - powiedziałam.

- Ja to samo - powiedział Will, a kelnerka odwróciła się na pięcie i poszła.

- Szybka ta obsługa, nawet nie zdążyłem zajrzeć w kartę - powiedział i zaraz dodał. - Nie wiem czy powinienem to pochwalić czy raczej nie.

Zaśmiałam się szczerze.

- Doceńmy to co mamy - powiedziałam wysyłając mu wesołe spojrzenie.

- Jasne, bycie optymistą jest zawsze na czasie - mrugnął do mnie okiem.

Po paru minutach luźnej pogawędki ta sama kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie. Sącząc delikatnie piwo kremowe rozmawialiśmy o tym co chcielibyśmy robić po szkole.

- Chciałabym zostać aurorem - powiedziała, a on uniósł brwi w geście uznania.

- Bardzo szanujący zawód - powiedział upijając łyk piwa. - Ja to chciałbym zostać uzdrowicielem.

- To również bardzo szanujący zawód - powiedziałam również upijając łyk. - A nawet szlachetny.

- Mój dziadek nim był więc za małego miałem możliwość zobaczenia jak to jest pracować w ten sposób. To on wczepił mi miłość do ratowania ludzi.

- Miałeś super dziadka, naprawdę. Bardzo podziwiam takich ludzi.

I tak w pogodnej atmosferze minął nam pobyt w Trzech Miotłach. Chciałam za siebie zapłacić jednakże Will mi na to nie pozwolił. Potem stwierdziliśmy, że wejdziemy do Miodowego Królestwa podjeść parę słodyczy. Will wydawał się coraz to bardziej ciekawszą osoba niż mi się to na początku wydawało.

- Te żelki to coś naprawdę niesamowitego - powiedziałam odgryzając kawałek.

- Czarodziejskie słodycze są chyba lepsze od mugolskich, co?

- O wiele, wiele lepsze serio.

- A wiedziałaś, że te żelki są robione chwilę przed sprzedaniem?

- Kurczę serio? Może dlatego są takie dobre - powiedziałam i poczułam jak lok opada mi na oczy.

Gdy chciałam go poprawić Will wyciągnął rękę i sam zrobił to patrząc mi głęboko w oczy.

Robił to powoli hipnotyzując mnie swoim błękitnym spojrzeniem. Poczułam coś dziwnego w sobie. Nie potrafiłam powiedzieć co to za uczucie.

- Naprawdę pięknie dziś wyglądasz Lily - powiedział półszeptem.

- Dziękuję - nie wiem dlaczego również powiedziałam to półszeptem.

I tak siedzieliśmy obok siebie na kanapie w Miodowym Królestwie gapiąc sobie na wzajem w oczy. Poczułam dziwne spięcie między nami, ale nie miałam odwagi ani chęci tego przerwać.

Will naprawdę nie był taki zły jak mi się wydawało. Był przystojny, interesujący, mądry i jednak rozmowa nam się kleiła.

- Coś jeszcze kochaneczki? - pani ekspedientka przerwała naszą uroczą aurę.

- Masz na coś jeszcze ochotę Lily? - zwrócił się do mnie Will.

- Nie, ja dziękuję - powiedziałam.

- Ja również.

Gdy dokończyliśmy swoje półmetrowe żelki wyszliśmy na zewnątrz. Zdałam sobie sprawę, że minęły już dwie godziny naszego spotkanie więc powoli, rozmawiając ruszyliśmy do zamku. Tym razem znów opowiadaliśmy sobie o swoich rodzinach i o sobie ogólnie.

Dojście do zamku zajęło nam dobre pół godziny, ale nawet tego nie zauważyłam, bo tak się zagadaliśmy. Gdy przekroczyliśmy próg bram Hogwartu przystanęliśmy aby podziwiać zamek.

- Jest przepiękny - powiedziałam.

- O tak - mruknął stając delikatnie za mną. - Ciężko będzie się z nim pożegnać.

- Nie wyobrażam sobie tego - mruknęłam czując dreszcz na samą myśl o tym, że za naprawdę niedługo skończy się moja przygoda z tym miejscem.

- Coś się kończy coś zaczyna - westchnął.

- Dlaczego wszystko co dobre musi się tak szybko kończyć? - zapytałam odwracając się do niego.

Stał, a dobre światło i uśmiech na jego twarzy sprawiał, że wyglądał naprawdę dobrze.

- Życie byłoby wtedy zbyt łatwe - powiedział niezauważalnie zbliżając się do mnie. - Łatwe i nudne.

- Tak sadzisz?

- Tak, co to za życie bez nowych wyzwań? - szepnął.

Patrzyłam mu w oczy próbując wyczytać z nich o czym teraz myśli jednak nic nie udało mi się z nich wyciągnąć.

- Byłoby ostoją - powiedziałam i przegryzłam wargę.

- Ostoją mogą być uczucia - mruknął znów zmniejszając naszą odległość do naprawdę minimum.

Nie byłam pewna już czy chcę tej bliskości, ale postanowiłam ciągnąc to dalej.

- Uczucia bywają mylące więc czy mogą być ostoją? Nie powiedziałabym - powiedziałam rzucając mu mocne spojrzenie.

- Liczysz na kontrargument? - uśmiechnął się pod nosem.

- Jakbyś podał to bym się nie pogniewała - mruknęłam i przyłapałam się na zerkaniu na jego usta.

- Wolałbym jednak zrobić coś innego - powiedział.

- Co? - zapytałam w głowie jednak wiedząc o co mu chodzi.

Nic nie powiedział tylko po prostu zrobił to, pocałował mnie.

Łapiąc mnie w talii przyciągnął ciaśniej do siebie i pogłębił pocałunek. Will całował inaczej niż James, James robił to namiętniej, wolniej jakby miał na wszystko czas. Will natomiast robił to raz szybciej raz wolniej, ale też dobrze.

Był to na pewno miły i udany całus.

Gdy oderwałam się od jego ust wysłałam mu niewinny uśmieszek.

- A więc dostanę mój kontrargument? - zapytałam niewinnie, a on roześmiał się.

- Z pewnością.

Robiło się już coraz to zimniej więc postanowiliśmy wrócić do zamku. Uśmiechnięci wróciliśmy do Pokoju Wspólnego gdzie pożegnaliśmy się pocałunkiem w policzek.

Weszłam po schodach kierując się do dormitorium. Analizowałam w myślach cały przebieg randki czując, że wcale niczego nie żałuję. Byłam wolną dziewczyną i mogłam się spotykać z chłopakami. Jednocześnie też karałam się w myślach za tak zły osąd nad Willem.

Gdy weszłam do pokoju nie było w nim nikogo dlatego też po zostawieniu płaszcza stwierdziłam, że pójdę się przejść do sowiarni napisać do rodziców.

Jak pomyślałam tak zrobiłam i po napisaniu wyczerpującego listu do rodziców ruszyłam w stronę sowiarni.

Droga nie zajęła mi Merlin wie ile jednak żałowałam, że zostawiłam płaszcz w dormitorium. Wprawdzie mogłam go jeszcze sobie przywołać lecz stwierdziłam, że i bez niego dam radę.

Mijając korytarze Hogwartu myślałam tylko o Willu. Skoro miałam się wyleczyć z Pottera to chyba tylko on mógł pomóc mi to zrobić raz na zawsze. Czułam, że jeżeli Potter i ja zachowamy do siebie taki dystans jak teraz, a bardziej oddam się znajomości z Willem to chyba nawet może się to udać.

To będzie ciężkie zadanie, ale wykonalne. Nie da się odkochać z dnia na dzień ani zakochać, ale mimo to jestem nastawiona do tego optymistycznie.

O stokroć wolałabym być zakochana Willu niż w Potterze.

Niestety jednak stało się odwrotnie jednakże zrobię wszystko aby zrobić małą podmiankę z Pottera na Willa.

Przypomniała mi się nagle gra w butelkę i moje pytanie o Willa. Powiedziałam, że jeszcze nie czuję nic do Willa i fałszoskop nie zaczął wariować. Może to jednak nie było zepsute, bo w głębi duszy wcale Will tak złego wrażenia na mnie nie zrobił?

Ale to by znaczyło, że Potter też nie kłamał.

Nie Evans, stop. Nie myśl o tym, nie myśl o Potterze. Oczyść myśli.

Z czystą głową wysłałam rodzicom list chwilę jeszcze patrząc jak sowa z nim odlatuje i znika za horyzontem.

O NICZYM nie myśląc skierowałam się z powrotem do wieży wiedząc, że jak tylko wróciła Dorcas czeka mnie przesłuchanie niczym jak pod Wizengamotem. Dlatego też starałam się jeszcze  odpocząć psychicznie.

Szłam nucąc sobie pod nosem jakąś durną melodię. Bezstresowo i bezproblemowo mijałam sobie korytarze Hogwartu do czasu...

DO CZASU AŻ NIE ZOBACZYŁAM JAK PŁYNIE NA MNIE WIELKA, DWUMETROWA FALA.

Pisk jaki wydałam z siebie było chyba słychać w Miodowym Królestwie.

Nie miałam czasu zastanawiać się co wielka fala robi na korytarzu Hogwartu, bo po prostu zamurowało mnie.

- Evans! - usłyszałam swoje nazwisko i tylko poczułam ręce na taki które mocno ciągną mnie w jakąś stronę.

Nie wiem co się stało, bo zamknęłam oczy czekając aż wielka fala pozbawi mnie życia.

Jadnak czułam, że to się nie stało, a gdy otworzyłam oczy była ciemność.

- Umarłam do cholery? - wyszeptałam i usłyszałam śmiech.

- Tak, a ja jestem twoim aniołem - usłyszałam dobrze znany mi głos. - Lumos.

Gdy pokój rozświetlił się światłem zobaczyłam, że jestem w schowku na miotły, a przede mną stoi nie kto inny jak James Potter w całej swojej okazałości.

- Ty! - wysyczałam. - Co to było!?

- To, czyli co? - uśmiechnął się złośliwie.

- Ta... fala!

- O ile mnie myśli nie mylą ostatnio narzekałyście, że długo nie było żadnego żartu - powiedział wkładając ręce w kieszenie.

- To był wasz żart do cholery?! - wciąż nie mogłam uwierzyć.

- Dopracowywałem go gdy weszłaś mi w paradę.

- Przecież to mogło mnie zabić!

- Nie zabić, co najwyżej zmoczyć - powiedział lustrując mnie. - A w tym wypadku byłaby to wielka szkoda.

Przewróciłam oczami czując, że czas pryskać.

- Dość tego, idę z tym do Filcha - powiedziałam chcąc się odwrócić się lecz złapał mnie za rękę.

- Podkablujesz na nie Evans? - zapytał niby niedowiarskim tonem.

- Aha, mało tego, jeszcze wlepię ci szlaban za o małe nie zabicie prefekta - powiedziałam wyrywając dłoń i stawiając parę kroków do przodu lecz znów poczułam rękę łapiącą mnie i zatrzymującą.

- Poczekaj Evans - powiedział i przyciągnął mnie troszkę bliżej siebie bym znów była w tej pozycji co wcześniej.

Serce zabiło mi trzy razy mocniej.

- Czego?

- Jak tam randka? - zapytał, a w jego oczach zapaliły się dziwne iskry.

Przez chwilę nie rozumiałam o co chodzi.

Randka. Moja z Willem, o to pyta James.

- A dobrze - powiedziałam czując jak policzki przybierają czerwieńszej barwy na wspomnienie pocałunku z Willem.

Jamesowi raczej to nie umknęło.

- Mam nadzieję, że zabrał cię w fajne miejsce - powiedział. - Wyglądasz niesamowicie, ta fryzura bardzo ci pasuje.

Troszkę mnie zatkało.

- Dzięki, ale nie musisz być miły - palnęłam totalnie z braku pomysłu opuszczając głowę aby nie widział jak się rumienie.

- To prawda, nie muszę w tym wypadku - powiedział i podniósł mój podbródek aby spojrzeć mi w oczy.

Jego ręka sięgnęła do mojego czerwonego i rozgrzanego policzka. Przejechał po nim delikatnie sprawiając, że mi zabrakło tchu.

Nie mogłam się oprzeć i to było w tym wszystkim najgorsze.

Najgorsze i najsmutniejsze.

Patrzyłam w jego orzechowe oczy niczym w dwa świecące galeony. Moje serce przestało bić równo przez co mój oddech stał się przerywany. Jego kciuk przejechał po moich ustach rozchylając je. Poczułam jak zmniejsza odległość między nami do zera.

- Nie możesz tego zrobić - bąknęłam korzystając z resztek świadomości. - Masz dziewczynę.

- A ty chłopaka - powiedział lekko.

- Will nie jest moim chłopakiem - powiedziałam kładąc mu ręce na piersi próbując go tym nieporanie powstrzymać.

- Obydwoje tego chcemy - powiedział cicho łapiąc mnie w talii i przyciągając mnie do siebie.

Nic nie było tak najszczerszą prawdą jak to.

Stykaliśmy się nosami oddychając dość ciężko, a wargi były od siebie tylko o parę minimetrów.

Wiedziałam, że już przegrałam, że już się poddałam.

Potter jakby wiedząc to musnął lekko moje usta oddalając się, a potem ponawiając ten czyn. Powolny pocałunek miał się zaraz stać namiętny, a ja tylko na to czekałam.

Jego wargi idealnie pasowały do moich, były wręcz jak brakujący element układanki. James napierał na moje mocniej chcąc je coraz to bardziej zdominować. Moje ręce mimo mojej woli powędrowały do jego policzków pogłębiając nasz pocałunek jeszcze bardziej o ile było to w ogóle możliwe. Nawet nie wiedziałam kiedy znalazłam się pod ścianą. Pocałunek Jamesa sprawiał, że czułam się niczym przejażdżką windą do nieba. Nie myślałam o niczym, tylko o nim, o nas.

Nie wiem ile trwał nasz pocałunek, ale na pewno trochę potrwał, ponieważ obydwoje jakby z utęsknieniem topiliśmy się w swoich ustach na nowo.

Gdy odsunęłam się od Jamesa stykaliśmy się czołami oddychając ciężko.

Potrzebowałam chwili aby dojść do siebie po pocałunku więc staliśmy w takim bezruchu przytuleni.

- Dlaczego to zrobiłeś? - wyszeptałam czując narastającą gorycz.

- Musiałem - powiedział.

- Musiałeś? - oderwałam od niego głowę i spojrzałam na niego czując jak magia powolutku się ulatnia.

- Lily... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

- Dlaczego mnie unikasz? - zapytałam przypominając sobie o pytaniu, które nurciło mnie przez parę ostatnich dni.

- Nie unikam, po prostu chciałem dać ci przestrzeń po tym co się stało i cię nie wkurzać.

- Po co mnie całowałeś? - powiedziałam próbując się odsunąć lecz nie pozwolił mi na to.

- Jak to po co? Może powinnaś zapytać dlaczego - powiedział wykrzywiając usta.

- A więc dlaczego? - warknęłam czując, że została we mnie już chyba tylko złość. - Lubisz mieszać mi w głowie?

- Kocham cię - powiedział bez ogródek, aż znieruchomiałam.

- Nie wymawiaj tego słowa.

- Ale to prawda.

- Guzik prawda, puszczaj mnie - warknęłam i znów podjęłam próbę wyszarpnięcia się.

- Jesteś jedyną, wyjątkową osobą w moim życiu - powiedział, a ja zaśmiałam się gorzko.

- Może Sara w to wierzy, ale ja nie.

- Sara wie, że jak będę miał okazję pocałować cię to to zrobię.

- Jesteś hipokrytą - powiedziałam, a on docisnął mnie bardziej.

- Ostrzegłem ją, że kocham tylko ciebie - powiedział patrząc mi w oczy.

- Uważasz, że to normalne?

- Lily...

- Przestań, wypuść mnie - warknęłam i wyrwałam się na co niechętnie mi pozwolił.

Bez zastanowienia ruszyłam przed siebie wychodząc na korytarz. Obraz zamazały mi łzy i postanowienie "nie uronię ani jednej łzy przez Pottera" wzięło w łeb.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro