56.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Próbując opanować łzy, które obficie płynęły po moich policzkach wróciłam do wieży. Nie zwracałam uwagi na nic i szłam najszybciej jak tylko potrafiłam. Można wręcz powiedzieć, że biegłam.

Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje, ale jedno wiedziałam na pewno - nie wyleczę się z Pottera tak łatwo.

Przerażało mnie to jak łatwo mnie omotał i pocałował. Potter ma dziewczynę, z którą jest, ale jak może ją ze mną zdradzić to ją zdradzi, czy to ma w ogóle jakiś sens?

Dlaczego on jest taki okropny?

Popieprzone jest to na jakich zasadach ona jest z nim w związku, ale chociaż teraz wiadomo dlaczego mnie tak nie znosi. Dała mu zgodę na zdradę, ale tylko ze mną.

Jak bardzo ona musi go kochać żeby się na coś takiego zgodzić?

Albo powinnam zapytać inaczej. Jak on musi być nienormalny aby robić coś takiego?

Wpadłam do dormitorium licząc, że wciąż tam nikogo nie ma. Niestety Dorcas z Ann siedziały na moim łóżku czekając za pewne na mnie.

- O Lily! Opowiadaj jak było! - Dorcas mina zrzedła widząc moją twarz. - Ojej! Co się stało?!

- Aż tak źle było? - Ann przestraszyła się.

Usiadłam na łóżko i powycierałam łzy bez słowa.

- Lily, błagam powiedz coś - Ann odezwała się.

- Will coś ci zrobił? - zapytała z powagą Dorcas.

- Nie - powiedziałam i uspokoiłam się. - Na randce było dobrze.

- To dlaczego płaczesz? - Ann zdziwiła się i usiadła obok mnie.

Spojrzałam na nie zupełnie nie wiedząc jak im to wszystko opowiedzieć.

- Nie wiem od czego zacząć nawet - powiedziałam czując jak płacz ustępuje.

- Najlepiej od początku - Ann poklepała mnie po ramieniu.

Westchnęłam, tak najlepiej zacząć od początku.

- Randka z Willem bardzo się udała - powiedziałam. - Byliśmy w Trzech Miotłach i w Miodowym Królestwie. Dużo ze sobą rozmawialiśmy i jednak źle go osądziłam, bo jest naprawdę super, mądrym facetem, z którym mam mnóstwo tematów do rozmowy.

- A widzisz - zaśpiewała melodyjnie Dorcas. - Mówiłam, że jak nie pójdziesz na tę randkę to będzie to błędem?

- Ale ja wciąż nie rozumiem dlaczego płakałaś skoro na randce poszło dobrze - wtrąciła się Ann dając mi do zrozumienia jednocześnie abym mówiła dalej.

- W Miodowym Królestwie mięliśmy chwilę taką no wiecie, romantyczną. Will poprawił mi włosy, bo spadły mi na oczy i tak patrzyliśmy się na siebie i było to no bardzo miłe.

- Ojeju! To super! - Dorcas zaczęła się podniecać. - Całowaliście się?

- No daj jej dokończyć Dor! - ochrzaniła ją Ann na co Dorcas przytaknęła.

- Racja, sorki, no mów dalej.

- No więc jak wyszliśmy z Miodowego Królestwa to ruszyliśmy już do zamku. Rozmawialiśmy i ogólnie było fajnie aż zatrzymaliśmy się aby popatrzeć na zamek no i wtedy... - przegryzłam wargę, a Dorcas pisnęła.

- Pocałowaliście się? - zapytała retorycznie Ann na co tylko przytaknęłam.

- KURDEKURDEKURDE - Dorcas potrząsnęła mną. - TO SUPER!

- Tak - powiedziałam słabo. - Will dobrze całuje.

- Dalej nie wiemy skąd te łzy - domagała się Ann.

- No w sumie racja, teraz już serio nie rozumiem skąd te łzy skoro randka przebiegła tak pomyślnie - Dorcas z powrotem usiadła na swoje miejsce.

Westchnęłam ciężko i opowiadałam dalej.

- Jak wróciłam do dormitorium po randce nikogo w nim nie było więc stwierdziłam, że napisze do rodziców i poszłam do sowiarni z bardzo dobrym humorem. Nawet myślałam o tym, że jak zachowam odpowiedni dystans od Jamesa to mogłabym przestać go... kochać - to słowo strasznie ciężko przeszło mi przez gardło.

Moje przyjaciółki nie przerwały mi wiedząc jakie to dla mnie ciężkie i słuchały dalej.

- Myślałam, że z odpowiednim podejściem będę wstanie zamienić Jamesa na Willa. Rozmyślałam sobie tak wracając z sowiarni aż nagle na jednym z korytarzy zaczęła na mnie dosłownie płynąć z prędkością światła fala, serio najprawdziwsza fala. Kiedy już myślałam, że umrę czyjeś ręce zabrały mnie stamtąd. Jak otworzyłam oczy okazało się, że jestem z Potterem w schowku na miotły. Nakrzyczałam na niego za ten jego bezmyślny żart i gdy chciałam iść po Filcha Potter zatrzymał mnie prawiąc komplementy i zapytał mnie jak było na randce. Odpowiedziałam, że dobrze, a on coś mówił o miejscu w jakie Will powinien mnie zabrać. Od słowa do słowa stało się coś co nigdy nie powinno się stać...

- Całowałaś się z Jamesem po raz setny? - zapytała Ann i wstała.

- Tak - odpowiedziałam zrezygnowana.

- O rany - westchnęła Dorcas.

- Najgorsze jest chyba tylko to, że to uświadomiło mi, że tak łatwo się od niego nie uwolnię - wykrzywiłam usta.

- Evans... - Ann opadła obok mnie zrezygnowana. - Jesteś niesamowita jeżeli chodzi o pakowanie się w dramy.

- Ale to i tak nie koniec - mruknęłam, a one zaśmiały się bez cienia śmiechu.

- Co jeszcze może pogorszyć twoją sytuację? - Dorcas złapała się za głowę.

- Po pocałunku zapytałam Pottera czy lubi mieszać mi w głowie i po co znów to zrobił. On powiedział, że mnie kocha.

- Kocha ciebie i jest z Sarą? - Dorcas prychnęła. - Tak to ma sens.

- A na domiar złego - ciągnęłam dalej. - Potter powiedział mi, że zastrzegł Sarze, że będzie z nią w związku, ale jak będzie miał okazję mnie pocałować to to zrobi i ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

- CO?! - Dorcas nie mogła uwierzyć.

- Czekaj, czekaj, James jest z Sarą, ale ostrzegł ją, że jak będzie miał ją okazję zdradzić z tobą to to zrobi? - podsumowała Ann na co ja kiwnęłam tylko głową.

- Ale popieprzona sprawa - powiedziała Ann otwierając usta.

- Ale Sara ma bzika na punkcie Pottera skoro się zgodziła na takie upokorzenie - powiedziała Dorcas zakrywając usta ręką.

- Chociaż wiadomo czemu mnie aż tak nie znosi - powiedziałam zrezygnowana.

- Ja was nie rozumiem - westchnęła Ann. - Obydwoje się kochacie, a za wszelką cenę staracie się nie być razem.

- Ann, to nie tak - powiedziałam nie wierząc, że to dla niego takie proste. - Jak ktoś może mnie kochać i robić coś takiego? Skąd mam mieć pewność, że on ze mną tak nie zrobi? Skoro Sarę tak traktuje to skąd mam wiedzieć, że nie potraktuje tak i mnie?

- No nie wiem, bo może ciebie kocha? - Ann zakpiła ze mnie.

- "Kocha" - prychnęła Dorcas. - To po jaką cholerę randkuje z inną?

- Tego nie wiem - westchnęła Ann.

- Opowiadaj lepiej jak było gdy całowałaś się z Willem Dorcas zmieniła temat.

Mimo woli przed oczami stanął mi ostatni pocałunek, niestety nie był to ten o jaki pytała Dorcas.

- Will dobrze całuje, inaczej niż James, ale też było okej.

- Zaraz, całując się z Willem myślałaś o tym jak całuje James? - Dorcas wzniosła oczy do nieba.

O matko, faktycznie o tym myślałam.

Ann dała sobie lepe prosto w twarz.

- Evans... - Dorcas pokręciła głową i złapała się ostentacyjnie za skroń.

- Ale bagno - powiedziałam sama do siebie.

- Aha - mruknęła Ann.

- Więc co powinnam teraz zrobić? - zapytałam totalnie zbita z tropu.

- Pogadać z Jamesem i spróbować z nim być! - krzyknęła Ann.

- Nie mam mowy! - krzyknęłam razem z Dorcas.

- Ann chyba totalnie upadłaś na głowę - powiedziała Dorcas kręcąc głową niczym McGonagall gdy Huncwoci coś przeskrobią. - Lily zasługuje na coś więcej niż Potter.

- Och przepraszam! Potter to ta sama półka co Black! - Ann wybuchnęła nagle.

- A żebyś wiedziała! - Dorcas odszczekała się. - Wiem jak to jest być z jednym z Huncwotów i mimo całej miłości jaką mam do Syriusza nikomu tego nie życzę!

- Przestańcie! - krzyknęłam widząc, że ta rozmowa schodzi na złe tory. - Po prostu na jakiś czas dam sobie spokój z randkowaniem. Nie będę dawała Willowi nadziei dopóki całkowicie nie wyleczę się z Jamesa, a wy pomożecie mi w tym.

- Niby jak Lily? Ty wpadłaś po same uszy lub głębiej - powiedziała Ann wznosząc oczy do nieba.

- Po prostu nigdy nie zostawiajcie mnie samej. Jakimś cudem Potter zawsze wie kiedy jestem sama i wtedy do mnie uderza - powiedziałam wstając, starałam się zręcznie ominąć temat tego, że James ma mapę i z łatwością może mnie zlokalizować więc postanowiłam powiedzieć częściową prawdę. - Nie może do mnie przecież podbić jak któraś z was ze mną jest.

- Masz moje pełne wsparcie Lily - Dorcas wysłała mi zdecydowane spojrzenie.

- Moje też mimo że uważam to za skrajną głupotę.

- To się może udać - powiedziałam przegryzając wargę.

Nagle po pokoju rozeszło się energiczne pukanie do drzwi. Popatrzyłyśmy na siebie zdziwione, bo nikogo się raczej nie spodziewałyśmy.

Postanowiłam zareagować i otworzyć drzwi, jednak że gdy tylko je pchnęłam moje serce przestało bić rytmicznie.

- Co tutaj robisz? - zapytałam nie bardzo wiedząc co powinnam powiedzieć.

- Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?

- Nie Potter, nie uważam tak. Wszystko wiadomo - powiedziałam starając się patrzeć mu w oczy.

Potter stał oparty barkiem o framugę, wyglądał na spokojnego.

- Porozmawiamy w cztery oczy? - zapytał po chwili ciszy zerkając za moją głowę.

- A po co?

- Lily - westchnął i przewrócił oczami.

- No co?

- Porozmawiajmy proszę - powiedział dokładnie akcentując słowo proszę.

Przegryzłam wargę starając się myśleć racjonalnie.

- Jak masz coś do powiedzenia to mów albo spadaj - powiedziałam opierając głowę o drzwi.

- Nie chcę abyś myślała, że to co zrobiłem jest okropne - powiedział próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy.

- A nie jest?

- Nie chciałem być z Sarą, to ona o to poprosiła sama podsuwając mi ten warunek - powiedział.

- To wcale nie poprawia twojej sytuacji - powiedziałam wciąż nie podnosząc na niego wzroku. - Nie chcesz z nią być, a jesteś. No po co? Obydwoje wiemy po co.

- Skoro nie mogę uszczęśliwić siebie to chociaż uszczęśliwię kogoś innego - powiedział nonszalancko, a ja zaśmiałam się pod nosem.

- Z tym nie uszczęśliwianiem siebie nie byłabym taka pewna - prychnęłam.

- Lily jedno twoje słowo...

Zamknęłam oczy słysząc to, jak on tak może?

- Naprawdę będziesz ją tak wykorzystywał? Będziesz dawał jej taką jałmużę i zdradzał na każdym kroku z innymi dziewczynami?

- Nie zdradzam jej.

- A ja to co? Hipopotam? - powiedziałam z wyrzutem.

- Lily ty to co innego, kocham cię - powiedział, a ja westchnęłam bardzo ciężko wznosząc oczy do nieba.

Nie wiedząc co powiedzieć po prostu chciałam zamknąć lecz powstrzymał je wystawiając dłoń gdy tylko zobaczył co zamierzam.

- Chcę abyś to wiedziała, nie liczy się dla mnie żadna dziewczyna poza tobą - powiedział i położył dłoń na mojej ręce, która była zaciśnięta na drzwiach.

Od jego dotyku znów poczułam jak na karku włosy stają mi dęba.

Nie liczy się żadna oprócz mnie? Cóż za obrzydliwe kłamstwo. Jak można całować się z inną, uprawiać z nią seks, spędzać z nią dużo czasu, a do innej mówić takie rzeczy?

Spojrzałam mu w oczy.

- Idź już - powiedziałam zabierając swoją dłoń spod jego dłoni.

- Nie powiesz nic więcej?

- To co bym powiedziała z pewnością by ci się nie podobało więc lepiej po prostu idź - powiedziałam twardo patrząc mu w oczy.

- Chyba zaryzykuję - powiedział i włożył ręce do kieszeni. - Powiedz o czym teraz myślisz.

Nie wiem czemu, ale poczułam silny gniew. Chce wiedzieć? Proszę bardzo.

- A więc chcesz wiedzieć co myślę? Proszę bardzo. Uważam, że jesteś hipokrytą, dupkiem, babiarzem i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Powiedz mi, jak można całować się z dziewczyną, spędzać z nią większość czasu, uprawiać z nią seks, a do innej mówić coś takiego? Swoim zachowaniem sprawiasz, że ona coraz bardziej się w tobie zakochuje, a ty ranisz ją i jeszcze mówisz, że sama tego chciała. Jakby ci choć trochę zależało na jej uczuciach to byś nie zachowywał się jak babiarz. Nie dość, że ranisz ją to jeszcze w głowie mieszasz mnie. Tak zachowuje się facet, który rzekomo kocha? No chyba raczej nie - skończyłam swój wywód z westchnieniem.

Potter nadal stał tak jak stał, nawet nie drgnął.

- Już wiesz, możesz iść - powiedziałam i teraz już naprawdę zamknęłam drzwi.

Gdy drzwi trzasnęły wzięłam kilka głębszych oddechów i odwróciłam się do dziewczyn, które nadal stały w tych samych miejscach co przed moją rozmową z Potterem.

Bez słowa złapałam za różdżkę i rzuciłam zaklęcie wyciszające na pokój. Nie miałam pewności czy James sobie poszedł czy też nie dlatego wolałam zapobiec niepożądanemu wycieku informacji.

- Nie komentujmy tego - powiedziałam i zerknęłam na nie.

- To było... mocne - przyznała Dorcas przytakując.

- Powiedziałam co czuję.

- Miałaś do tego prawo, może teraz przemyśli swoje zachowanie - Ann wzruszyła ramionami.

- Nie chcę już o tym gadać ani o tym myśleć - powiedziałam, a one przytaknęły mi.

- To co? Babski wieczór? - Dorcas wyszczerzyła się.

No i tak do końca dnia spędziłyśmy wieczór. Objadałyśmy się słodyczami, czytałyśmy horoskopy z gazet, kręciłyśmy włosy na mugolskie papiloty i puszczałyśmy sobie muzykę.

Dopiero po pierwszej położyłyśmy się do łóżek plotkując o tym, że Emily po raz drugi nie wrócił na noc do dormitorium.

Za wszelką cenę starałam się nie myśleć ani o Potterze ani o Willu.



***

Niedziela również minęła mi bardzo szybko. Z dala od dram, chłopaków i problemów. Najpierw byłyśmy u Hagrida, a potem ja poszłam zaszyć się w bibliotece. Dziewczyny w tym czasie spędzały czas z Huncwotami, ja nie miałam ochoty widzieć Pottera dlatego stwierdziłam, że to będzie najlepszy pomysł.

Kiedy czytałam sobie książkę czułam się dziwnie obserwowana. Kiedy podniosłam ukradkiem wzrok zobaczyłam, że niedaleko mnie siedzi grupka ślizgonów, a wśród nich Snape. Gadali o czymś dość głośno i śmiali się. Mimo woli przysłuchałam się ich rozmowie.

- Dobrze, tępić szlamy - powiedział jeden z nich, chyba Avery.

- Jak Hogwart może tak bezcześcić historię Hogwartu westchnęła jedna z kuzynek Syriusza, bodajże Narcyza.

- Slytherin się pewnie w grobie przewraca.

- A żebyś wiedział.

- Ciekawe co Czarny Pan ma następne przygotowane.

Przestałam słuchać, bo zachciało mi się wymiotować. Stwierdziłam, że najlepszym pomysłem będzie wrócić już do wieży niż słychać tych popaprańców.

Zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wieży. Niezauważalnie przeszłam obok chorych ludzi i poszłam przed siebie.

Po powrocie do wieży było czuć jakąś gęstą atmosferę. Ludzie byli dość milczący i szeptali po sobie.

Zobaczyłam, że cała paczka moich przyjaciół również siedzi przed kominkiem i zachowuje się bardzo cicho. Ruszyłam w ich stronę, a oni nawet mnie nie zauważyli.

- Hej - powiedziałam, a wszyscy podnieśli na mnie głowę. - Co się stało.

- Siadaj - Dorcas pokazała wolne miejsce obok Jamesa.

Usiadłam bez słowa i popatrzyłam na nich zdziwiona.

- Czemu wszyscy się tak zachowują? - zapytałam.

- Przed chwilą była tu McGonagall - powiedział poważnie James cichym tonem odwracając twarz w moją stronę.

- Po co? - zapytałam zaciekawionym tonem.

- Powiedziała nam, że był atak śmierciożerców na rodzinę Emily - powiedział z ciężkim westchnięciem. - Jej rodzice nie żyją, a ją zabiera ciotka do Ameryki i teraz zmienia szkołę na  Ilvermorny.

- O kurczę - westchnęłam.

Dostałam wyrzutów sumienia za wczorajsze spekulacje gdzie ona się podziewa. Spojrzałam na dziewczyny ich wzrok wyrażał to samo.

Była to ogromna tragedia za pewnie dla niej jak i dla całej rodziny.

- Jak oni tak mogą... - westchnęła Ann. Wszyscy wiedzieliśmy, że chodzi jej o śmierciożerców.

- Dziś w bibliotece słyszałam jak grupka ślizgonów wychwala zachowanie Voldemorta - powiedziałam i wzdrygnęłam się. - Chorzy ludzie.

- W tym pewnie mój braciszek i kuzyneczki, co? - prychnął Syriusz.

- Regulusa nie widziałam, ale Narcyzę tak - powiedziałam, a on pokręcił głową zażenowany.

- Moja popieprzona rodzinka się nigdy nie zmieni, ich powinni zamknąć w Mungu na przymusowe leczenie - powiedział.

- Racja - przytaknął mu Remus.

Siedzieliśmy w ciszy, wszyscy myśleliśmy tylko o jednym.

To mogła być któraś z naszych rodzin. Myśl, że moja rodzina i Jamesa otarła się już o śmierć coraz bardziej potęgowała ten strach.



***

Nadszedł poniedziałek, a z nim lekcje. Byliśmy w dużo lepszych humorach niż wczoraj. Niestety stała się tragedia, ale trzeba iść dalej. Dzień dziś rozpoczynałyśmy wyjątkowo Obroną Przed Ciemnymi Mocami. Mieliśmy mieć połączoną lekcję z piątą klasą.

Dlatego też gdy wstałam wyszykowałam się i ruszyłam na śniadanie nie czekając na przyjaciółki, ponieważ byłam straszliwie głodna.

Wyszłam z Dormitorium kierując się do Pokoju Wspólnego, a następnie do dziury za portretem.

- Ruda, poczekaj!

Zatrzymałam się słysząc tę irytującą ksywkę.

- Cześć Black - powiedziałam gdy doszedł do mnie.

- Siemano, idziesz na śniadanie? - zapytał i wyszczerzył się jak to miał w zwyczaju.

Pokiwałam głową.

- Świetnie, potowarzyszę ci.

- A gdzie masz resztę?

- Nim oni się wyszykują, a w szczególność Rogacz to ja umrę z głodu - powiedział i prychnął na żarty.

Ruszyliśmy ramię w ramię na dół do Wielkiej Sali.

- Niedługo urodziny Jamesa - wypalił nagle Łapa. - Trzeba zrobić OGROMNĄ IMPREZĘ.

- Jeszcze lutego nie ma, Potter urodziny ma w marcu - powiedziałam niewiele myśląc i przewracając oczami.

- Mój bart zasługuje na super, odjazdową imprezę - powiedział.

- Brat?

- Tak, nie wiem czy wiesz, ale nawet mieszkamy razem - powiedział i mrugnął do mnie okiem.

Faktycznie Dorcas coś w sylwestra wspominała.

- No coś obiło mi się o uszy, ale nie miałam okazji zapytać dlaczego?

- Moja matka mnie wydziedziczyła - wzruszył ramionami. - Przemiła kobieta, co?

- Ale dlaczego? - nie kryłam swojego zdziwienia.

- Uciekłem z domu , nie mogłem już tego wytrzymać, ciągłe pretensje, że jestem w Gryffindorze i w ogóle.

- Przykro mi - dałam mu kuksańca w bok.

- No co ty! W końcu moje życie stało się fajne, a skrzat domowy Jamesa gotuje o wiele lepiej niż Stworek.

- To chociaż tyle dobrego - zaśmiałam się.

Zasiedliśmy do stołu z luźną pogawędką. Syriusz na walił na talerz tyle jedzenia, że byłam w szoku gdzie on to zmieści.

- I ty to zjesz?!

- Tak, mam nadzieje, że wystarczy mi do obiadu - powiedział z pełnymi ustami.

- Masz nadzieje?! Ja bym się tym na cały dzień najadła.

- A co ty? Odchudzasz się?

- Nie? Po co? Gruba jestem?

- Właśnie chyba niedożywiona jak to dla ciebie dużo Rudzielcu.

Prychnęłam i wróciłam do swojego jedzenia.

Po dziesięciu minutach dołączyli do nas reszta Huncwotów.

- Hej, hej - powiedziałam do chłopców siadających na swoje miejsca.

- Cześć Evans - mruknął James sięgając po jedzenie.

- Hej Lily - powiedział Remus, a Peter kiwnął mi głową.

- A gdzie reszta dziewczyn? - zapytał Peter również nakładając sobie górę jedzenia na talerz.

- Pewnie latają po dormitorium przeklinając mnie, że sobie poszłam i ich nie obudziłam - powiedziałam, a wszyscy się zaśmiali.

- Dorcas to straszny śpioch - westchnął Syriusz.

- Dobrze, że jej oczy nie zgniły - zaśmiałam się.

- Co teraz mamy? Transmutację? - Potter wydawał się nie ogarniać.

- Dziś wyjątkowo mamy inaczej - powiedziałam podając mu koszyk z chlebem. - Mamy łączoną lekcje Obrony z piątą klasą.

- A nie mieliśmy ćwiczyć patronusa? - zapytał Remus.

- Jedno chyba nie wyklucza drugiego - powiedziałam i wzruszyłam ramionami.

- EVANS!!! - usłyszałam krzyk swojej czarnowłosej przyjaciółki.

- Tutaj jestem!

- Jak mogłaś mnie nie obudzić! Przecież wiesz, że mnie budzik nie budzi! - krzyknęła siadając na krześle razem z Ann.

- Ja też nie daje rady cię obudzić - powiedziałam i wzięłam łyk kawy.

- Kurde - westchnęła Ann. - Nigdy chyba jeszcze nie zbiegałam tak szybko z tych schodów.

- Grunt, że nie spadłaś i sobie tego blond łba nie rozwaliłaś - Łapa wystawił do niej jezyk, a ona pokazała mu środkowy palec.

Po śniadaniu ruszyliśmy pod klasę. Korytarz był niezwykle zatłoczony, ponieważ zebrały się na nim dwa roczniki. Zastanawiałam się jak my się pomieścimy w klasie.

Gdy profesor zaprosił nas do sali okazało się, że ławki i krzesła zniknęły. Kazał wszystkim stanąć pod ścianą dzieląc nas na szósty i piąty rocznik. Stanęliśmy razem w grupce z prawej strony, a piątoklasiści naprzeciw nam.

Mój wzrok przyciągnęła Sara. Była w dość krótkiej spódniczce i szczerząca się do Jamesa, który stał pod ścianą za mną. Nie odwróciłam się by sprawdzić czy odwzajemnia gest. Gdy jej spojrzenie skrzyżowało się z moim uśmiech błyskawicznie zszedł z jej twarzy. Miałam wrażenie, że zadziera głowę wyżej chcąc pokazać mi jakąś wyższość.

- Dziś pomyślałem sobie, że połączymy wam lekcje ze względu na to, że piąta klasa ma zaraz SUM-y, a wy za rok OWUTEM-y - rzekł profesor wychodząc na środek sali.

- Poćwiczymy zaklęci obronne, popojędynkujemy się, poćwiczymy patronusa, bo z nim macie najwięcej problemów i jak wystarczy czasu to porzucamy parę inny zaklęć i uroków. Dziś tylko praktyka, bo teorię zapewne macie w małym palcu - ciągnął dalej wysyłając nam uśmiech.

- Banał - prychnął James za moimi plecami.

- O proszę Pan Potter, nasz pierwszy ochotnik - powiedział słysząc zapewne Jamesa prychnięcie. - Zapraszam do mnie.

Odsunęłam się by przepuścić Jamesa.

- A do pana dobierzemy Pana Holda - powiedział pokazując na jakiegoś piątoklasistę. - Pojedynek ma być ładny i czysty, zaklęcia rozbrajające.

Nauczyciel zszedł ze środka sali. Chłopaki ukłonili się, machnęli różdżkami przed twarzą i ustawili się do pojedynku.

Pojedynek był szybki i zwinny, obydwoje dawali sobie świetnie radę. Aczkolwiek to James rozbroił swojego przeciwnika pierwszy.

Potem profesor wybrał jeszcze cztery pary, jedna osoba z szóstego, a druga z piątego roku i tak się pojedynkowały.

Następnie profesor wywołał na środę Sarę, która z pewnością siebie wyszła na środek.

- A do ciebie dobierzemy... - zaczął profesor rozglądając się po nas.

- Mogę wybrać sama swojego przeciwnika? - zapytała melodyjnie.

Poczułam co się świeci i złapałam kontakt wzrokowy z dziewczynami, które automatycznie spojrzały na mnie też wyczuwając co się zaraz stanie.

- A dlaczego nie, proszę bardzo - powiedział wysyłając jej uprzejmy uśmiech.

I wtedy Sara spojrzała na mnie.

- Evans - powiedziała krótko.

A więc jednak tak się bawimy, przewróciłam oczami i skierowałam się naprzeciwko dziewczyny. Znałam swoje umiejętności magiczne i ciągle je trenowałam, ponieważ chciałam zostać aurorem dlatego zmierzenie się z piątoklasistką w ogóle mnie nie przerażało.

Obydwie ukłoniłyśmy się, machnęłyśmy różdżkami i przygotowałyśmy się do walki. Bez zbędnego czekania rzuciłam pierwsze zaklęcie.

- Drętwota!

- Protego!

Wzmocniłam swoje zaklęcie i rzuciłam je ponownie, Sara znów zasłoniła się tarczą lecz zachwiała się.

- Expelliarmus! - krzyknęła lecz odbiłam jej zaklęcie.

Zaczęłyśmy siebie atakować nawzajem zaklęciami obydwie pragnące siebie pokonać. Zaczęło mnie męczyć to więc postanowiłam wyciągnąć asa z rękawa.

- Levicorpus! - krzyknęłam i zaskoczona dziewczyna nie zdołała się obronić.

Zaklęcie sprawiło, że Sara zawisła do góry nogami.

- Expelliarmus! - jej różdżka wylądowała w mojej dłoni.

- Bardzo dobrze Lily! - pochwalił mnie Profesor, a cała szósta klasa zagwizdała. - Bardzo dobry pojedynek, dziewczyny.

Zaklęcie puściło i Sara z burakiem na twarzy runęła na ziemie niczym długa.

Sama się o to prosiła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro