1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


1056 słów.


Obudziłam się i spojrzałam na zegarek, było wpół do szóstej. Z jękiem zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki, która na moje nieszczęście była już zajęta.

- PETUNIA! - krzyknęłam zaspanym głosem i z otwartej ręki uderzyłam w drzwi.

- Czego? - spytała z charakterystyczną dla niej nutką złośliwości.

- Do łazienki chcę - jęczałam do drzwi, a raczej mój pełny pęcherz chcący poczuć ulgę. 

Odpowiedzi nie usłyszałam. 

Oparłam głowę zrezygnowana o drzwi i ciągnęłam dalej.  

- Cholernego obozu się rodzicom zachciało, nie wystarczy, że wyjeżdżam na prawie cały rok do Hogwartu? - powiedziałam to naumyślnie, bo wiedziałam, że Petunie to rozzłości. 

W odpowiedzi usłyszałam tylko głośne prychnięcie. 

- Ja też przecież wyjeżdżam głupku, a poza tym masz jeszcze pół godziny spania dziwolągu! - wykrzyknęła.

- Co się z Tobą dzieje? Tylko dwa przezwiska w jednej wypowiedzi? Chyba wypadasz z formy - rzuciłam najbardziej jadowitym tonem na jaki tylko było mnie stać. 

Prychnęłam, przekręciłam głową i usiadłam na łóżko, bo wiedziałam, że teraz to i tak nic nie  zdziałam. Dopóki pokój i łazienka Petunii nie będą wyremontowane to mogę zapomnieć o jakimkolwiek świętym spokoju, a prywatności to już w ogóle.

Petunia Evans, moja starsza siostra, blondynka farbowana na brąz o długich włosach i niebieskich oczach. W skrócie: strasznie zazdrosna o to, że to ja dostałam list z Hogwartu, a ona nie. 

Kiedyś nawet próbowałam się z nią pogodzić i ją zrozumieć, ale one nie chciała, a ja nie miałam zamiaru wchodzić jej w przysłowiową dupę. Zaczęła się głupia wyzywanka z jej strony i odkąd skończyłam jedenaście lat jestem dla niej tylko dziwadłem. 

Kiedyś tak nie było, jak byłyśmy małe to miałyśmy ze sobą dobry kontakt, a nawet ośmielę się powiedzieć, że bardzo dobry. Rodzice nawet nazywali nas nawet "papużki nierozłączki". 

 Niestety moje magiczne zdolności znacznie i permanentnie nas poróżniły. 

Miałam jednak nadzieję, że w tym wszystkim jeszcze przynajmniej mnie szanuje albo kocha w głębi duszy jak młodszą siostrę, ale po prostu tego nie okazuje z zazdrości. 

Ale jak zwykle głupia Lily się myliła.  

I dziś również wyjeżdżała, ale nie na obóz, jak ja, tylko jechała do cioci swojej najlepszej przyjaciółki Berty, której ciocia mieszka w Brazylii. 

Można śmiało powiedzieć, że wykiwała naszych rodziców i jeszcze zanim mama zdążyła ją zapisać na jakikolwiek obóz z cudownej pracy naszego ojca oznajmiła, że jedzie do Brazylii na dwa tygodnie razem z Bertą do jej matki chrzesnej. 

Była z tego mała kłótnia, bo mama nie chciała aby Tunia wylatywała z kraju bez opieki. Jednak nasz ukochany tato szybko ją przekonał mówiąc, że Tunia jest już wystarczająco duża i że sobie poradzi.

Moje dumanie przerwały drzwi, które z hukiem walnęły o ścianę. 

- Co Ty? Drzwi normalnie otwierać nie umiesz? - zapytałam zła, bo byłyśmy w moim pokoju. 

Robić dziurę w ścianie wie jak, ale zaklejenie jej zostawi oczywiście naszemu ojcu. 

- O której wyjeżdżasz? - zapytała totalnie olewając moje zwrócenie uwagi. 

- Co Cię to obchodzi? - minęłam ją i weszłam do łazienki. 

- Bo dziwolągu o ósmej mam być na Starym Mieście. Berta dziś nocowała u swojego ojca, który zawiezie nas na lotnisko, więc z tatą będę na moje nieszczęście odwoziła Cię na wasze miejsce zbiórki - przerwała i zaśmiała się - normalnie jak dla przedszkolaków - zakończyła swoją wypowiedź z szyderczym uśmiechem na twarzy. 

- Chwalisz się czy żalisz? - spojrzałam w lustro na swoje odbicie i zobaczyłam okropne wory pod oczami. 

Chwyciłam kosmetyczkę. 

Tunia widząc, że nie przejęłam się jej słowami głośno prychnęła. 

- Idiotka - rzuciła po czym odwróciła się na pięcie i zrobiła coś co wychodzi jej najlepiej: wyszła. 

Umyłam się, uczesałam włosy, pomalowałam troszkę i ubrałam. Gdy wychodziłam to pościeliłam jeszcze swoje łóżko zostawiając Petunii w kompletnym nieładzie. Następnie postanowiłam zjeść śniadanie. Weszłam do kuchni, Petunia z sarkastycznym uśmiechem, jadła płatki i obserwowała mnie wzrokiem bazyliszka. Podeszłam do blatu wzięłam płatki i mleko, stworzyłam z tego płatki z mlekiem, dałam do mikrofali na dwie minuty, odczekałam do PIP, po czym usiadłam naprzeciw Tunii by zacząć jeść.

- Nic ci nie przywiozę - rzekła ni z gruszki ni z pietruszki moja kochana siostra. 

Spojrzałam na nią podnosząc brwi w geście zażenowania.

- Ale czy ja Cię o coś prosiłam? - zapytałam i pokręciłam głową z dezaprobatą. 

Dlaczego ona musi taka być?

Skończyłam jeść i gdy myłam swoją miskę mama zaszczyciła nas swoją obecnością.

- O dziewczynki już wstałyście... - powiedziała i ziewnęła potężnie. 

- Tak - mruknęłam pod nosem. 

Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo jestem niezadowolona tym wyjazdem. 

Nie wiedząc co ze sobą zrobić poszłam jeszcze do swojego pokoju ostatni raz sprawdzić czy wszystko mam. Obóz na który jechałam miał trwać dwa tygodnie. Szczerze mówiąc nie chciałam jechać, bo po prostu nie kręciły mnie takie klimaty. Jak miałam dziesięć lat to owszem, było to fajne wspomnienie na przyszłość, ale teraz zdecydowanie wolałam zostać w domu i przez ostatnie dni wakacji wylegiwać się w swoim pokoju odpoczywając przed nowym rokiem szkolnym. 

Z ciężkim westchnieniem, po sprawdzeniu torby podróżnej wzięłam moją podręczną torebkę, wpakowałam do niej jeszcze rzeczy na drogę i przewiesiłam ją sobie przez ramię. 

Poszłam do kuchni zakomunikować rodzicom niechętnie i jawnie, że niestety jestem gotowa. W kuchni byli już wszyscy, mama z tatą pili ostatnie łyki kawy, a Petunia już z walizką i torebką gadała przez telefon przymocowany do ściany obok lodówki.

- Na pewno masz wszystko, kochanie? - jej łagodny i kochany głos doprowadzał mnie do szału. 

- Niestety tak - mruknęłam.

Widziała moją wielką niechęć, ale postanowiła to zignorować. Uważała, że taki wypad dobrze mi zrobi, zapomniała chyba, że już nie mam ośmiu lat. Miałam ochotę to wszystko rzucić, pobiec na górę, zamknąć się u siebie w pokoju i nie wychodzić. Mama podeszła jeszcze do Petunii i poprosiła aby się już rozłączyła. 

- Dobra dziewczyny, czas na was - powiedziała stukając palcem w zegarek na jej szczupłym nadgarstku, a ja z westchnieniem pożegnałam się z nią i szybko wyszłam rzucając krótkie spojrzenie na dom. 

- Piszcie do nas! - rzuciła jeszcze na odchodne. 

Tata wziął nasze walizki i zaniósł do samochodu. Weszłam do auta, trochę za mocno zatrzaskując drzwi niż było to zamierzone i od nie chcenia zapięłam pasy. Petunia usiadła z przodu skacząc z radości, mruczała pod nosem jakąś piosenkę. Wyłączyłam się zapatrzona w mamę, która żywo machała na podjeździe, a potem już tylko słyszałam jak tato odpalił auto i zaczyna kierować się w stronę dworca.        

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro