17.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


2430 słów.


- No to opowiadaj, kochanie jak tam w szkole - powiedziała mama odwracając się do mnie z ciepłym uśmiechem. 

Siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy do domu. Byłam wpatrzona w obraz za oknem.

- Wiesz ... Jakoś tak normalnie. Dużo nauki - mruknęłam na odczep się, nie wiem dlaczego cały czas myślałam o tym wkurzającym rozczochrańcu. 

O tym jak nie skorzystał z okazji i mnie nie pocałował na peronie. Może faktycznie się zmienił i nie zależy mu na poderwaniu i zaliczeniu?

Nie powinnam łamać sobie teraz tym głowy. Powinnam się cieszyć tym, że spędzę święta z moją cudowną rodziną.

- Naprawdę tylko tyle? - tata zerkając na mnie w lusterku - zero miłosnych problemów? Nic? - wysłał mi promienny uśmiech i puścił oczko. 

Lekko zarumieniona zakłopotałam się.

- Ja i problemy miłosne? Tato, dobry żart - odwróciłam wzrok. 

Zaczęłam nucić piosenkę z radia i  bawić się swoimi włosami. Mama od czasu do czasu rzucała mi wesołe spojrzenia. Troszeczkę mnie to irytowało, nie mam pojęcia dlaczego.

- A co tam u Petunii? - zapytałam wymuszając uśmiech.

Musiałam odwrócisz szybko uwagę od dziwnego uczucia zawodu. 

Było mi chyba nawet smutno. Tak, kurcze było mi smutno, bo ten napuszony idiota nie pocałował mnie tak, jak bym tego chciała. 

Było mi naprawdę źle. Nie miałam pojęcia, że Potter może mi aż tak zawrócić w głowie. Do tej pory byłam święcie przekonana, że jest mi potrzebny, jak dwutlenek węgla.

- Wiesz... Zaprosiła swojego chłopaka Vernona do nas na święta - powiedziała łagodnie. 

- To chyba fajnie - mruknęłam, ale mama ciągnęła dalej. 

- Mam nadzieje, że pamiętasz, że będziesz dzieliła pokój z synem Dory - powiedziała i spojrzała na mnie bojąc się mojej reakcji.

I słusznie. 

- Ale dlaczego ja? - jęknęłam - i to jeszcze z chłopakiem! Co z moją prywatnością?

- No bo kochanie... Nie ma miejsca, przecież wiesz - zaczęła mama. 

- I będziesz dzielić z nim pokój, czy tego chcesz czy nie. Nic ci ten chłopak robić złego nie będzie, a poza tym masz w pokoju dwa łóżka - powiedział tata i spojrzał na mnie tym wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu.

- Ech... Widzę, że i tak nie mam wyjścia - westchnęłam i spojrzałam na mamę.

Miała wesołe iskierki w oczach i wielki banan na twarzy.

- Dziękuję kochanie! - krzyknęła - prawdopodobnie jest przystojny - mruknęła puszczając mi oczko, a ja przewróciłam oczami.

 - A masz jakieś plany na Sylwestra? - spojrzała na mnie.

- Yyy... Nie? - zmarszczyłam brwi  - A co?

- Bo widzisz, jedziemy do Dory na Sylwestra i Ty też - powiedziała nie patrząc na mnie.

- Aha - powiedziałam, bo wiedziałam, że nie ma się o co kłócić. I tak nie wygram. Zaraz byłaby gadka, że jestem za młoda i tak dalej to było bardzo w jej stylu. 

Dojechaliśmy do domu, tata wziął mój kufer i weszliśmy do domu. Rozebrałam się i poszłam do swojego pokoju. Tata wniósł mi kufer więc od razu go wypakowałam z najpotrzebniejszych rzeczy, a resztę rzeczy razem z kufrem schowałam pod łóżko. 

Poszłam się odświeżyć i chwilę się położyłam. Zasnęłam na jakąś godzinkę, ale obudziło mnie radio z kuchni. Mama musiała się wziąć za gotowanie. 

No tak jutro przyjeżdżają goście. Postanowiłam iść pomóc mamie, przebrałam się w coś wygodniejszego i związałam włosy w koka na czubku głowy i tak zeszłam na dół. Minęłam tatę, który w salonie oglądał jak zwykle jakiś mecz i weszłam do kuchni. Mama krzątała się po kuchni w tę i z powrotem, od gara do gara.

- Pomóc ci mamo? - zapytałam, opierając się o wyspę kuchenną.

Spojrzała na mnie i uśmiechała się.

- Oj tak. Przydasz się, odbierzesz ziemniaki? - zapytała dając mi obieraczkę i miskę z ziemniakami.

- Nie ma sprawy - wzięłam to i stanęłam przy garnku, gdzie miałam je wrzucać.

- Tylko cienko obieraj - pouczyła mnie. 

- Dobrze - mruknęłam.

Przypomniało mi się, że nawet nie pamiętam jak nazywa się ta jej cała Dora. Widziałam ją raz w życiu, ale miałam chyba jakieś dziesięć lat, jeszcze przed tym jak dostałam list z Hogwartu. Przyjaźnią się już sporo lat, a moje uczęszczanie do Hogwartu zostało starannie ukryte przez mamę. 

- Mamo, a jak się nazywała ta cała Dora? Nie widziałam jej już od sześć lat - powiedziałam lekko starając się przekrzyczeć radio, w którym leciały jakieś hity z lat pięćdziesiątych.

- Dora Portier - powiedziała niewyraźne, praktycznie ledwo ją słyszałam.

- Aha - mruknęłam i usłyszałam trzaśnięcie drzwi, po chwili w kuchni pokazała się moja siostra.

- Hej mamo! - krzyknęła szczęśliwa i spojrzała na mnie i jej mina zrzedła - cześć  - rzuciła oschle w moją stronę.

- Hej - odpowiedziałam tym samym tonem i wróciłam do swojego zajęcia.

- Dobrze Tuniu, że wróciłaś pomożesz nam w kuchni - mama wręczyła jej ogórki i nóż.

Po skończeniu swojego zajęcia w czymś jeszcze pomogłam i po sprzątałam w domu. Poszłam do siebie do pokoju. Gdy weszłam na moim biurku siedziała sowa Dorcas. Zostawiła list i po prostu odleciała. Podeszłam i wzięłam list z biurka, usiadłam na łóżku mojego przyszłego gościa i zaczęłam czytać.


Droga Lily

Tak. Już się za tobą stęskniłam! Masz pozdrowienia od mojej mamusi. A teraz słuchaj... Lepiej usiądź.

MOJA MAMA ZAPROSIŁA SYRIUSZA PO ŚWIĘTACH NA OBIAD!

Powiedziała, że chce poznać z kim jej córka się prowadza. Wiem wstyd. Resztę napisze Ci jutro, jak będę mieć czas, bo teraz wszystko jest na mojej głowie!

Jedno wielkie urwanie głowy!

Buziaki Dor. 


Zaśmiałam się. Cała Dorcas... Rzuciłam gdzieś w kąt list i poszłam pod letni prysznic. 

Zastanawia mnie jaki będzie jutro mój współlokator. Mam nadzieję, że nie jakiś żenujący typ.

Umyłam się i padnięta zasnęłam na swoim łóżku w trzy sekundy.


                                                                                  ***


Lekko otworzyłam oczy. Czarne plamki latały mi w oczach, musiałam trochę pomrugać, żeby
uzyskać ostrość. Spojrzałam na okno, pięknie prószył śnieg. Spojrzałam na zegarek i prawie oczy wyszły mi z orbit była godzina dwunasta, a na pierwszą mięli przyjechać goście. 

Dlaczego nikt mnie nie obudził? Mam tylko godzinę na wyszukiwanie się.

I w sumie i to mi spokojnie starczy. 

Umyłam się i ubrałam czarne jeansy i pudrowo-różową bluzę z kapturem. Włosy zostawiłam rozpuszczone i pomalowałam się. Zeszłam na dół, a oczywiście mama dopinała wszystko na ostatni guzik.

- No Lily, jesteś w końcu - powiedziała i poprawiła sobie włosy - zaraz będzie goście.

- Dlaczego nikt mnie nie obudził? - zapytałam siadając do stołu zabierając jednego pieczonego ziemniaka z miski.

- Budziłam, ale nie wstawałaś... To sobie poszłam - powiedziała. 

Tata oglądał jakiś film więc zaczęłam z nim oglądać. I kiedy akurat niebieski chciał zabić czerwonego zadzwonił dzwonek. Tata wstał razem z mamą i poszli do drzwi, a ja zostałam w salonie dalej oglądając, jakoś nie byłam ich ciekawa. Z korytarza dobywały się odgłosy witania i usłyszałam jak wszyscy udają się do salonu.

Wstałam jak na damę przystało, wiem to śmieszne. 

Do salonu weszła kobieta o brązowy włosach i orzechowy oczach, bardzo znanych mi oczach. 

Coś mi tu nie grało. 

Za nią wszedł mężczyzna wysoki w okularach z kruczoczarną czupryną, ale o niebieskich oczach. 

Nie wierze, wszystko działo się za szybko. 

 A za nimi wszedł Potter. 

Moje serce momentalnie chciało wyskoczyć z klatki piersiowej.

- A to moja najmłodsza córka Lily, możecie jej nie pamiętać - powiedziała mama otaczając mnie ramieniem. 

Wtedy Potter przestał się oglądać i na mnie spojrzał.

Jego oczy zaświeciły się z niedowierzania.

Matko ...

Boska...

JEŻELI TO JAKIEŚ GŁUPIE PRZEZNACZENIE TO PROSZĘ MNIE ZABIĆ.

- Dzień dobry... - wyksztusiłam.

- Lily, poznaj Jamesa - powiedziała mama - będziecie dzielić pokój - uśmiechnęła się.

- My już się znamy - powiedział Potter i uśmiechnął się do mnie z iskierkami w oczach.

- Skąd? - zapytała jego mama patrząc na mnie nawet nie wiem jak.

- Ze szkoły mamo - powiedział patrząc znacząco na swoich rodziców.

- Czyli ona jest... - zaczęła jego mama.

- Tak mamo, ona jest czarownicą - dokończył za nią James.

- Chwila, chwila. Czy to znaczy, że wasz syn też chodzi do Hogwartu? - zapytała moja mama dodając dwa do dwóch. 

- Tak, James chodzi do Hogwartu - powiedziała jego mama sama będąca w niemałym szoku. 

Nie dziwię się, tyle lat się znały i uparcie ukrywały przed sobą fakt, że ich dzieci chodzą do Hogwartu. Pani Dora również to, że sama jest czarownicą, bo przecież Potter był czarodziejem czystej krwi. Zarówno moja mama jak i Pottera miały tak zaszokowane miny, że przez chwilę nic nie mówiły. 

- Ale przecież Potter jest czarodziejem czystej krwi. Czyli to znaczy, że Państwo też są czarodziejami - powiedziałam bardziej do mamy żeby ją uświadomić jeszcze bardziej,

- Jesteście czarodziejami? - zapytała moja mama.

- Tak - odpowiedział Pan Potter znacząco patrząc na żonę.

- Och! Dora to wspaniale! Czemu nie mówiłaś? - zapytała moja mama i uścisnęła ją.

- To ty nie powiedziałaś, że masz córkę czarodziejkę! - Pani Doreia POTTER, a nie Portier, również się ucieszyła i uścisnęła moją mamę.

Oczywiście zaczęły rozczulać się nad sobą i nad tym, że przez tyle lat nie wiedziały, że ich dzieci chodzą razem do szkoły.

 W tym czasie mój i Jamesa tata zaczęli oglądać mecz jakby nigdy nic. A ja zostałam sama z Potterem nie rozumiejąc dalej co właściwie się dzieje.

- Och... Lily, pokaż Jamesowi dom - powiedziała mama i udała się z mamą Pottera do kuchni. 

Stałam jak wryta. Nie wiedziałam co mam robić. Obok mnie stanął Potter, a ja dalej nie mogłam się ruszyć.

- Widzę, że jesteś w szoku tak samo i ja, ale chodźmy stąd lepiej - szepnął mi do ucha i aż mnie dreszcz przeszedł.

Tylko kiwnęłam głową i poszłam w kierunku schodów na górę.

- Lily, jeżeli nie uważasz, że jesteśmy dla siebie przeznaczeni to nieźle się łudzisz - zaśmiał się.

- Nic nie mów - mruknęłam.

Weszliśmy na piętro.

- Niestety będziesz musiał dzielić pokój ze mną. Tam jest łazienka, tam masz pokój gdzie będą spać Twoi rodzice, po lewej pokój mojej siostry, będzie ze swoim chłopakiem. Tam z prawej moich rodziców. Więc jak widzisz jesteśmy na siebie skazani - powiedziałam jednym tchem nie patrząc na niego i weszłam do swojego pokoju.

- To moje łóżko, a tam Twoje. Łazienka jest tu z boku jak nie chce ci się iść na korytarz - powiedziałam i usiadłam na swoim łóżku.

Szczerze nie wiedziałam co mam jeszcze powiedzieć więc po prostu pozwoliłam mu się rozejrzeć po pokoju.

- Lepiej mi się trafić nie mogło - uśmiechnął się i wziął do ręki moje zdjęcie z dzieciństwa. 

Miałam wtedy pięć lat, byłam uczesania w dwa kucyki i miałam na sobie strój kąpielowy uśmiechałam się do aparatu chlapiąc się w morzu.

- Ale numer, tyle lat, a my nie wiedzieliśmy, że nasze mamy się przyjaźnią. To się nazywa żart życia. 

- Dalej jestem w szoku - odpowiedziałam. 

- Moim zdaniem to przeznaczenie. 

- Gdzie moje maniery - mruknęłam zmieniając temat - napijesz się czegoś? - zaproponowałam.

- Herbaty - powiedział uśmiechając się.

- To rusz te cztery litery i chodź ze mną do kuchni - zaśmiałam się sztucznie i wyszłam z pokoju kierując się do kuchni, a Potter za mną. 

Szłam jak na szpilkach, czując jego wzrok na moich plecach. A co jak zrobi lub palnie coś głupiego? Nawet nie chciałam o tym myśleć... Weszłam do kuchni ignorując spojrzenie mamy i Pani Potter, wyciągnęłam dwa kupki i wstawiłam wodę. Wyciągnęłam herbatę i wsadziłam torebki do kubków.

- No więc James... Na którym roku jesteś? - zagadnęła go moja mama.

James sprzedał jej swój czarujący uśmiech, którym zwykle mnie podrywa i poprawił kołnierz koszuli.

- Na szóstym - powiedział pewnym siebie tonem - już wiem po kim Lily jest taka piękna.

Jęknęłam w duszy słysząc to.

- Oj jesteś taki słodki! Ale to tak jak Lily! A jaki dom?

- Gryffindor - uśmiechnął się i mrugnął do mnie.

Wzniosłam przestraszona oczy do góry, błagam nie wspominaj o nas tutaj.

- Dobrze się znacie z Lily? - zapytała Pani Potter i posłała mi bardzo promienny uśmiech, który starałam się odwzajemnić.

Tylko nie to pytanie.

- Znamy się dobrze, a nawet lepiej - powiedział podchodząc do mnie i czochrając moje włosy.

Przywaliłam sobie w czoło - oczywiście w myślach.

- Tak... Więcej niż bym tego chciała - mruknęłam ściągając jego rękę z moich włosów, odwracając się i łapiąc za czajnik.

Taki tekst.

Przy mojej mamie.

Na brodę Merlina!

Zalałam herbatę tak sztywnymi rękoma, że czajnik prawie wypadł mi z ręki.

- Gdzie chcemy wypić? - zapytałam podając mu kubek.

- Siadajcie tu z nami kochani - mruknęła mama Pottera odsuwając dla mnie krzesło więc usiadłam.

Przyglądała mi się uważnie

- James? Czy to ta Lily o której mówił Syriusz? - zapytała pani Potter Jamesa, który usiadł koło mojej mamy.

- Tak, we własnej osobie - zaśmiał się.

- Moja córka? A co z nią? - zapytała zdziwiona moja mama.

- Później ci wyjaśnię - powiedziała i puściła mojej mamie oczko.

Chyba już wiem o co chodzi.

Po prostu pięknie.

Cudownie, miałam ochotę wybiec stąd i schować się pod łóżkiem.

- Muszę na chwilę do toalety...  Zaraz wrócę - powiedziałam słabo i wyszłam z kuchni.

Gdy zniknęłam im z oczu rzuciła się biegiem do swojego pokoju. 

Wpadłam jak burza i oparłam się o drzwi suwając się plecami na sam dół. Ciężki wydech wypuścił moje płuca. Nie mogę w to uwierzyć, Potter w moim domu. Będziemy spać w jednym pokoju.

Boże, nie mogę oddychać. 

Coś zaczęło pukać w okno, podniosłam wzrok żeby sprawdzić co to było. Sowa. Sowa Dorcas. Jezu, napisze jej o tym, ona mi na pewno coś poradzi! I w mgnieniu oka wpuściłam sowę do pokoju zamykając okno. Sowa miała ze sobą malutki zwitek pergaminu z napisem "Przystojny ?". Chodziło o moje współlokatora.

Jeszcze jak - pomyślałam głupio.

Złapałam pierwszy lepszy pergamin i pióro i wylałam wszystko na papier.


Dorcas!

J a  j u ż  n i e  ż y j e. Merlinie, nie uwierzysz. Dor, wiesz kto jest naszym gościem? Otóż Potter i jego rodzice! Ratuj, nie wiem co mam robić, ręce mi się tak trzęsą, a serce to chyba zaraz zostawi mnie samą! Nie mogę!

RATUJ! Siedzą na dole i czekają na mnie. Uciekłam od nich i zamknęłam się w pokoju mimo tego, że wiem, że muszę do nich zejść. Ale to jeszcze nic! Dorcas, ja i Potter mamy spać w jednym pokoju... Mam zawał.

Panikująca Lily 


Zwinęłam list i dałam sowie. Wypuściłam ją przez okno i patrzyłam aż zniknie z mojego pola widzenia. Westchnęłam i odwróciłam się do drzwi, teraz trzeba udawać przy rodzicach jego i moich, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, choć Potter mi to pewnie utrudni.

Czemu ja w ogóle panikuję?

Dlaczego myślę, że muszę w ogóle udawać, że jest w porządku?

Co się ze mną dzieje? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro