25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


1367 słów.


- Potter, puść mnie! - krzyczałam płacząc ze śmiechu uciekając przy tym przed jego rękoma.

- O nie Evans, nie mogę trafić do Azkabanu bez przyczyny - zaśmiał się i usiadł na mnie okrakiem przyciskając moje ręce do łóżka.

- Potter, zejdź ze mnie, ty słoniu!

- Sugerujesz, że jestem gruby? - zaczął na niby obrażonym głosem.

- Tak Potter jesteś gruby, nie mogę oddychać! - zaśmiałam się.

- Pff - prychnął jak obrażona księżniczka i złożył ręce na piersi, uwalniając przy tym moje.

- O tak, obraź się - powiedziałam i zrzuciłam go z siebie.

Gdy chciałam zejść z łóżka Potter złapał mnie w tali i przycisnął do siebie.

- Nie zachowuj się jakbym była twoją dziewczyną - powiedziałam patrząc mu w oczy.

- Pocałuj mnie.

- Że co? Czy to ciebie dotarł sens tamtych słów?

- Pocałuj mnie - powtórzył i podniósł się na łokciach, żeby być bliżej mojej twarzy.

- Potter chyba cię Bóg opuścił.

- Zawsze ja całowałem teraz twoja kolej - powiedział, a w jego oczach zobaczyłam tańczące radosne iskierki.

- Nie - powiedziałam i szybko przeleciałam wzrokiem po pokoju szukać czegoś co mogło by odwrócić jego uwagę.

- Nie? - zapytał z rosnącym uśmiechem.

- No nie.

- Powiedz, że tego nie chcesz - powiedział dalej patrząc mi w oczy.

- Nie chcę - powiedziałam twardo patrząc mu w oczy.

Chciałam.

- Nie wierzę Ci - uśmiechnął się.

- Nie bawią mnie twoje gry Potter - rzuciłam.

- Ja w nic nie gram Evans - uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Kiedy przyjadą dziewczyny i Huncwoci? - wpadło mi do głowy pytanie, dzięki Bogu.

- Jutro, po południu - powiedział i puścił mi perskie oko.

Jak to jutro? Przecież, co?

Podniosłam brwi ku grze.

- Jak to JUTRO, a nie dzisiaj? - zapytałam wkurzona.

Jak to dzień z Potterem sam na sam?

To są chyba jakieś żarty​.

- Bo wysłałam im sowy z zaproszeniem i napisałem, żeby zjawili się jutro gdzieś o drugiej - powiedział, a ja wkurzona z niego zeszłam, mimo że nie chciał mnie puścić.

- Nie taka była umowa James. Dobrze wiem, że zrobiłeś to specjalnie - powiedziałam i bez dalszego wywodu wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju pokazując mu przy tym, że przesadził. 

Nie miałam ochoty z nim teraz gadać, jakbym wiedziała, że tak zrobi to zostałabym do jutra w domu.

Jeśli myśli, że przez cały dzień będziemy się miziać i całować w najlepsze to się grubo mylił.

Poszłam na dół do kuchni, bo nawet nie wiedziałam gdzie będę spać. Mimo, że no troszeczkę, ale tylko minimalną troszkę też chciałam z nim pobyć sam na sam, wypadałoby mnie i tak o tym poinformować.

Niby fochnęłam się o to, ale tak naprawdę chciałam też uniknąć całowania go.

A może nie chciałam?

Cholera już to wszystko wie.

Nie to, że nie chciałam, ale dalej siedzi jeszcze coś we mnie z tamtejszej Lily, która absolutnie mi tego zabrania. Poza tym moja duma mocno by niby na tym ucierpiała.

Nabrałam nastrój na refleksję.

Czasami też mam już dosyć bycia przykładną, chciałabym pożyć chwilą i co chwilę starać się o lepsze jutro.

Ale to tylko marzenia.

Takie głupiutkie marzenia głupiutkiej nastolatki. Życie niestety pokazuje się nam z innej strony, z tej bardziej mrocznej strony. 

To co się dzieje na świecie to już nie są przelewki. Voldemort zbiera armię śmierciożerców i każdy o tym wie. Prawie wszyscy ślizgoni zostaną śmierciożercami. Na samą myśl o tym na plecach pojawiała mi się gęsia skórka. Weszłam do kuchni i oparłam się o wyspę kuchenną. Ta cisza w tym domu okrążała mnie z każdej strony. Nie wiedziałam co powinnam zrobić no i poczułam się głodna. Zobaczyłam radio leżące na szafce więc podeszłam i je włączyłam.

Muzyka zawsze działała na mnie kojąco, była dla mnie chwilą zapomnienia. Nie myślałam wtedy o niczym konkretnym. Zaczęłam szperać po lodówce by znaleźć coś do jedzenia. Jedzenia było tak dużo, że nie wiedziałam co wybrać, aż w końcu się poddałam i wzięłam po prostu zwykłą mandarynkę. Oparłam się o wyspę i zaczęłam powoli ją obierać, wyrzuciłam obierki i znowu oparłam się.

Gdy jadłam po moich obu stronach zobaczyłam ręce. Odwróciłam się i zobaczyłam Pottera nachylającego się nade mną.

- Jezu... Czego znowu? - mruknęłam i odwróciłam się po to, żeby wziąć ostatni kawałek mojej mandarynki.

- Zostawiłaś mnie, teraz mi smutno - mruknął żartobliwie do mojego ucha.

- Zejdź mi lepiej z pola widzenia - odepchnęłam go od siebie.

- Ale dlaczego jesteś zła? - zapytał.

- No nie wiem, może dlatego, bo jak zwykle wszystko obróciłeś tak aby było na twoją korzyść?

- Naszą jak już - wyszczerzył się, a ja przewróciłam oczami.

- Mnie to w ogóle nie cieszy Potter, wolałam już zostać u siebie w domu.

- Daj mi chociaż szansę - mruknął konspiracyjnym szeptem.

- Niby dlaczego miałabym Ci ją dać? W ogóle na nią nie zasłużyłeś.

- Nieprawda!

- Ależ prawda, zawsze się staram dla ciebie.

- Dla mnie? Dla mnie? Zawsze myślisz tylko o sobie!

- Zawsze myślę o tobie Evans - powiedział nagle poważniejszym tonem.

- Jakaby to była prawda to byś mi o tym powiedział - powiedziałam stając mu naprzeciw.

- Wtedy byś się nie zgodziła.

- No oczywiście, ze bym się nie zgodziła! Myślisz że jestem głupia i nie wiem, że to tylko po to aby mnie zaciągnąć w swoje sidła?

- Nigdy nie wątpiłem w twoją inteligencje Evans, ale teraz po prostu chciałem spędzić z Tobą trochę czasu - skończył i uśmiechnął się mimo woli - całowanie to tylko taki super dodatek.

Prychnęłam i założyłam ręce na piersi.

- Jesteś po prostu bezczelny!

- I za to mnie kochasz, skarbie.

- Dobry żart - roześmiałam się i poklepałam go po ramieniu.

On jest po prostu nie do podrobienia.

- Ale to nie był żart - mruknął i nachylił się jeszcze bardziej, a moje plecy zaczęły się wbijać w blat.

- Dla mnie był i to bardzo zabawny - rzuciłam mrużąc wściekle oczy.

- To wyjaśnia twoje poczucie humoru, kochanie - powiedział i chciał mnie chyba pocałować w czubek nosa, ale złapałam go za policzki.

- Uważasz, że z moim poczuciem humoru jest coś nie tak?

Moje poczucie humoru jest dobre, a nawet bardzo dobre więc co to miało oznaczać?

- Jesteś perfekcyjna na każdym kroku, to po pierwsze - szepnął i de facto pocałował mój nos - a po drugie to nigdy nie potrafisz wyluzować i się zabawić - zaczął wchodzić ustami na dół, ale mu na to nie pozwoliłam zasłaniając mu ręką usta.

Wywołał wilka z lasu i uraził moją dumę.

On właśnie zrobił ze mnie kijodupca!

- Że niby JA nie umiem się zabawić, tak? - syknęłam mrużąc oczy jak wąż i odepchnęłam go od siebie.

Spojrzał na mnie z iskierkami w oczach i pokiwał głową.

- Tak. Nie potrafisz i dowodem na to jest to, że chcesz się ze mną całować, a bronisz się przed tym rękami i nogami, bo myślisz, że zabawienie się ze mną będzie nieodpowiednie - powiedział, a na twarz wchodził mu ten Huncwocki uśmieszek.

Niech go diabli.

- Wcale nie chce się z Tobą całować - rzuciłam mrużąc oczy, mimo że to było wielkim kłamstwem. 

Chciałam się z nim całować, ale zostawię tę informację wolę zostawić dla siebie.

- Mhm - mruknął i złapał mnie za uda i posadził na wyspie kuchennej.

Serce zaczęło mi szybciej. 

- I co teraz Evans? - zapytał, a w jego oczach zagościły te cudowne świecące punkciki.

Poczułam jak oblewa mnie fala gorąca, ja po prostu nie wiedziałam co mam powiedzieć.

- Nic - mruknęłam i się wyprostowałam żeby nie dać mu tej satysfakcji z onieśmielenia mnie.

- Zabaw się Evans - szepnął kusicielsko i podszedł bliżej.

Evans ogarnij​ dupę!

- Ale ja nie mam na to ochoty, więc jeśli pozwolisz...

- Nie pozwolę - złapał mnie za kolana rozchylając je by móc zbliżyć się.

Zmrużyłam oczy. 

- Ty cholerny zboczeńcu - powiedziałam i założyłam ręce na piersi. 

- Lubisz to - powiedział pewny siebie. 

- Lubię ja jesteś sto cal od moich ust - syknęłam i podciągnęłam nagi przez blat zeskakując z drugiej strony. 

Uśmiechnął się i wtedy zadzwonił dzwonek. 

- Poczekaj tu, zaraz wracam - i poszedł do drzwi.

Nawet do głowy by mi nie przyszło tu na niego poczekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro