27.
778 słów.
Poczułam ciepłe usta na swoim policzku, potem na obojczyku i w kąciku koło ust. Lekko rozchyliłam powieki i zobaczyłam Jamesa nachylającego się, miałam ochotę się uśmiechnąć, ale czy moja duma by mi na to pozwoliła? Głos w sercu nakazał mi schować dumę do kieszeni i cieszyć się pieszczotą, ale moja uparta duma niestety kazała Potterowi jeszcze trochę się pomęczyć.
- Co robisz? - zapytałam i podniosłam się na łokciach przy tym napotykając orzechowe oczy.
- Nic.
- Uważasz, że jestem ślepa? - zażartowałam.
- Wręcz przeciwnie, jesteś aż za bardzo spostrzegawcza - uśmiechnął się.
- Oj Potter, Potter - westchnęłam i wstałam z łóżka ignorując go.
Wzięłam z torby ciuchy, kosmetyczkę i skierowałam się do łazienki. Tam umyłam się, uczesałam i ubrałam, gdy stwierdziłam, że i tak nie będę ładna wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni wziąć coś do jedzenia.
Gdy schodziłam po schodach usłyszałam damski głos. Zdziwiona zatrzymałam się i mimo tego, że wiem, że to nieładnie postanowiłam wybadać sytuacje. Zatrzymałam się na półpiętrze i ukucnęłam. Zobaczyłam śliczną brunetkę o średniej długości, brązowych, kręconych włosach. Była ładnie ubrana, na pewno drogo, a co najgorsze była uwieszona na Jamesie.
- No Jamie... - jęknęła.
Wzdrygnęłam się słysząc jej głos.
- Camilla, nie - powiedział James.
Aha czyli ta kudłata nazywa się Camilla.
- Ale dlaczego? Przecież mówiłeś, że mnie kochasz - powiedziała i musnęła lekko jego usta, a moje serce podeszło mi do gardła.
- Bo kocham, ale... - nie dokończył, bo ona go pocałowała, a on się w ogóle nie opierał.
Co to ma znaczyć w ogóle?
Przez chwilę zrobiło mi się strasznie smutno i poczułam się zawiedziona.
Moje pole widzenia się rozmazało i z moich oczu zaczęły wypływać łzy, jedna po drugiej. Odsunęłam się gwałtownie i uderzyłam się głową o schodek. Na szczęście nie usłyszeli tego i dalej wymieniali się śliną.
Wstałam i po cichu weszłam z powrotem na górę. Łzy leciały mi strumieniami, serce pękło mi na tysiąc kawałków. Czułam wielki żal i smutek, James kłamał od samego początku.
Zakłamany hipokryta. Weszłam do swojego pokoju i z braku siły i zazdrości zsunęłam się po drzwiach. Nie mogłam uwierzyć w to, ale jego słowa 'kocham cię, ale' cały czas tłukły mi się po głowie. Mi też to powiedział, kłamał robił coś co robi najlepiej: kłamie. Byłam tylko zabawką, wyzwaniem...
Dlaczego to tak bardzo boli?
Nie mogę mu dać tej cholernej satysfakcji, muszę się ogarnąć. Ogarnij dupę Evans i pokaż, że cię to w ogóle nie ruszyło. Pozbierałam się z podłogi i poszłam do łazienki, gdzie przemyłam twarz i zrobiłam makijaż. Wyszłam dopiero gdy zobaczyłam, że wyglądam nieskazitelnie. Zeszłam na dół i poszłam do kuchni. Poszperałam w szafkach i znalazłam szklanki wzięłam jedną i nalałam sobie wody z kranu.
I wtedy do kuchni wszedł James.
- Gdzie byłaś? - zapytał i podszedł.
- Nie powinno cię to interesować - warknęłam zła.
Nie wierzę, że można być aż takich hipokrytą.
- A jednak interesuje - uśmiechnął się.
Nie chce go znać.
- A nie powinno.
- Skąd ten ton, gniewasz się na mnie? - dość, tak mnie to zdenerwowało, że zawartość mojej szklanki wylądowała na nim.
- Jak śmiesz? - zapytałam już nie kryjąc złości.
- Dlaczego mnie oblałaś? - zapytał, a w jego oczach było widać szok, najwyraźniej na prawdę nie wiedział o co chodzi.
- Casanova, myślisz że możesz sobie podrywać kilka lasek na raz? To się grubo mylisz - warknęłam.
Trzeba mieć tupet żeby tak robić.
- Widziałaś Camille? - zapytał i uśmiechnął się.
- Jeszcze się pytasz? - syknęłam z niedowierzaniem.
- Jesteś zazdrosna? - zapytał.
- Oczywiście, że nie. Nie mam powodów - powiedziałam stanowczo i odłożyłam szklankę na wyspę kuchenną.
- To dlaczego mnie oblałaś? - zapytał i podszedł bliżej, zrobiło mi się ciepło.
Frajer.
- Bo, bo tak - powiedziałam i wyminęłam go - jesteś zwykłym kobieciarzem i nie warto ci ufać Musisz mieć kilka kochanek, aby czuć się mężczyzną - rzuciłam na co spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Czy tego chcesz czy nie, jesteś zazdrosna - powiedział bardzo pewnym siebie tonem.
Mimo, że miał troszeczkę racji nie chcę dać mu tej satysfakcji.
- Jesteś zwykłym kłamcą i zdrajcą - powiedziałam, a on złapał mnie mocno w tali i przyciągną do siebie.
- Jesteś zazdrosna, bo coś do mnie czujesz - wszeptał, ale go od siebie odepchnęłam.
Pokręciłam głową z dezaprobatą.
- Niczego do ciebie nie czuję - wycedziłam przez zęby i w tym samym czasie zabrzmiał dzwonek do drzwi znowu.
James nic sobie z tego nie zrobił i wziął serwetkę ze stołu powycierał w nią usta i mi ją wręczył. Wyrwałam mu ją i zwinęłam w kulkę, a on wyszedł.
Jak on w ogóle śmie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro