29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


1750 słów.


Oczy mi ciążyły, ale ostatkiem sił podniosłam powieki. Leżałam na podłodze przy drzwiach, trochę mnie bolała głowa i czułam się pijana.

Zaraz, ja byłam pijana, ale mój rozum walczył z tym i miałam jeszcze lekką świadomość. 

Udźwignęłam się na rękach siadając, pamiętam co się działo - upiłam się i Potter zagroził, że jak to zrobię zamknie mnie w pokoju na górze i to zrobił. Ściągnęłam szpilki i rzuciłam je na drugą stronę pokoju. Wstałam, trochę kręciło mi się w głowie i poszłam w stronę łóżka, usiadłam na nim i spojrzałam na godzinę, równo dziesiąta.

Ile tu leżałam?

Dlaczego nie przyszedł?

Powiedział, że przyjdzie.

Evans czego ty się spodziewałaś, pewnie mizia się z Camillą na dole.

Na tę myśl ścisnęło mi się w gardle. Położyłam się na jego poduszkę tak ślicznie pachniała nim. Kilka łez poleciało mi na jego poduszkę.

Nie mogę się tak rozklejać, wytarłam oczy i wstałam, podeszłam do drzwi i ciągnęłam za klamkę.

Nie wiem czego się spodziewałam, przecież wiedziałam, że są zamknięte. Tylko jak stąd wyjść? Zaczęłam walić w drzwi i wołać lecz głośna muzyka mi w tym nie pomagała tylko zagłuszała moje wołania. Szlag! Jak ja mam do cholery stąd wyjść?! Głupi Potter! Nawet nie przyszedł sprawdzić czy żyje, leżałam na podłodze, a jak bym tak walnęła głową o coś? Nie! Przecież nie warto się mną zainteresować skoro ma się przy sobie boską Camillę! 

Oj Evans, dramatyzujesz... Wdech, wydech.

Więc tak, skoro magia nie wchodziła w grę musiałam kombinować. W wielu filmach widziałam akcje dziewczyn ze wsuwkami do włosów, ale problem w tym, że nie miałam wsuwek i szczerze wątpię żeby ta metoda przy tym zamku do drzwi się sprawdziła. Musiałam główkować dalej. Może ten oszołom miał coś ostrego w tym pokoju jakiś pilnik, śrubokręt, cokolwiek tylko żeby było to ostre.

Zaczęłam otwierać każdą szafkę po kolei, aż w jednej koło łóżka znalazłam coś o wiele lepszego, a mianowicie to był scyzoryk.

Ze złości też zabrałam swoje zdjęcie z jego szafki. Nie będzie mnie tu miał skoro kocha kogoś innego.

Proste.

Nacisnęłam guzik z boku i z dołu wystrzeliło ostrze. Pędem pobiegłam do drzwi i zaczęłam majstrować przy zamku. Kiedy już miałam się poddać usłyszałam charakterystyczny strzyk.

Gdy pociągnęłam za klamkę drzwi ustąpiły.

Przy okazji chyba rozwaliłam Potterowi zamek w drzwiach, ups.

Przybiłam sobie piątkę w duszy z wielkim uśmiechem, złożyłam scyzoryk i położyłam go na pierwszą lepszą szafkę. Wyszłam po cichu z pokoju i skierowałam się do naszego pokoju.

Swoje zdjęcie włożyłam do mojej torby i porwałam baleriny.

Ruszyłam na dół gdzie impreza trwała w najlepsze.

Schodząc ze schodów spotkałam Dorcas, była sama. 

- Lily? Gdzieś ty była? Szukam cię od dziesięciu minut! - krzyknęła. 

- Ten idiota zamknął mnie w swojej sypialni - powiedziałam i prychnęłam. 

- Masz na myśli Pottera? - zapytała. 

- A znasz kogoś kto ma jeszcze tu swój pokój? - syknęłam. 

- Tak, Syriusz. 

- On tu ma pokój? - zdziwiłam się. 

- Tak, on tu mieszka, ale to długa historia. 

- Nie wiedziałam... - mruknęłam - ale mniejsza o to! Co powinnam teraz zrobić? 

- Nic, na twoim miejscu udawałabym, że to nie miało miejsca. Ważne, że ty się dobrze bawiłaś - powiedziała i wystawiła swoje kiełki, dobrze wiedziałam o co jej chodzi, a mianowicie o ten taniec na stole. 

- Masz racje, idę go jeszcze powkurzać - zaśmiała się. 

Zeszłam na dół skacząc wzrokiem po ludziach. Dziwnym trafem go nie zobaczyłam.

- Gdzie Ty jesteś Potter? - zapytałam sama siebie.

- Za twoimi plecami - odwróciłam się i zobaczyłam dobrze znanego mi okularnika.

- Jak wyszłaś z pokoju?

- A czy to ważne? - syknęłam.

- No chyba - powiedział opierając się o ścianę.

- Chyba będziesz musiał wymienić zamek - wzruszyłam w olewający sposób ramionami i odwróciłam się w celu odejścia, ale złapał mnie za ramię.

- Nie, cały wieczór spędzasz ze mną - powiedział i spojrzał na zegarek na prawej ręce - jeszcze godzina - dodał.

Godzina? Kiedy to zleciało? O mój Boże już się nawet w czasie nie orientuje.

- Nie mam czasu, nie zawracaj mi głowy - rzuciłam i odgarnęłam włosy z ramion do tyłu.

- Czy tego chcesz czy nie będę dzisiaj ozdobą twojego wieczoru - powiedział i porwał mnie w ramiona prowadząc na parkiet.

- Jakoś jak zamknąłeś mnie w pokoju to nie miałeś czasu zbytnio spędzać ze mną czasu - rzuciłam oskarżycielsko.

- Napiłaś się i tańczyłaś na stole, a poza tym ostrzegałem cię.

- A gdyby mi się coś tam stało?

- Przecież jesteś cała i zdrowa - okręcił mnie.

- Zemdlałam tam, na szczęście zdążyłam usiąść na podłogę - powiedziałam chyba tylko po to aby miał wyrzuty sumienia.

- Nie żartuj tak nawet - powiedział.

Chyba jednak trochę przejęty, bo zbliżył się do mnie i zaczął powoli się kołysać w wolnym tańcu.

- Gdy się ocknęłam leżałam na podłodze i nikogo przy mnie nie było - dowaliłam.

Jego mina się zmieniła. Już się nie uśmiechał tylko zatrzymał się i złapał moją twarz w dłonie.

- Naprawdę przepraszam, nie przemyślałem tego.

- Wiem.

Chciał musnąć moje usta, ale nie pozwoliłam mu na to łapiąc go za dłonie i przymuszając tym do tańca.

Tańczyliśmy chyba dosyć długo. Do czasu aż wyłączyli muzykę i zapalili światło.

- Zapraszamy wszystkich do ogrodu gdzie odbędzie się pokaz fajerwerków! - krzyknął jakiś człowiek. 

Potter pociągnął mnie za rękę w stronę ogrodu, gdy wyszłam poczułam na ramionach zimno i przeszył mnie dreszcz. Potter widząc to owinął swoje ramiona wokół mnie zamykając w szczelnym uścisku.

Dostaliśmy kieliszki z szampanem i wszyscy zaczęli odliczać. 

Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden!

- SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

I zaczęły się życzenia, płacze, rzucanie się sobie w ramiona. Ja natomiast patrzyłam tylko w te piękne orzechowe oczy i nie pragnęłam niczego więcej.

Chciałam tylko żeby mój kolejny rok był w towarzystwie tego rozczochranego głupka.

- Wszystkiego najlepszego, Lily.

- Wszystkiego najlepszego, James - szepnęłam, a rozczochraniec musnął moje usta.


***

Siedziałam na kanapie z Jamesem do trzeciej nad ranem. Gadaliśmy o głupotach, c a ł o w a l i ś m y się, piliśmy trochę i potem zgodnie stwierdziliśmy, że trzeba iść spać. Gdy wchodziłam po schodach miałam niezły helikopter w głowie i za każdym razem prawie nie mogłam trafić w schodek. James śmiał się ze mnie i trzymał w tali pomagając doczłapać się na górę.


- Nie śmiej się ze mnie!

- Przecież się nie śmieję - zaśmiał się.

- Agh! To nie moja wina, że te schody się ruszają! - rzuciłam wściekle.

- Oczywiście kochanie - musiał mieć ze mnie niezłą polewkę. 

Gdy szczęśliwie udało mi się dotrzeć na piętro James z zaskoczenia złapał mnie na ręce w stylu panny młodej i zaczął się kierować w stronę swojego pokoju.

- James! - pisnęłam - ale ja chyba śpię tam - pokazałam chyba na pokój, w którym miałam spać z Ann i Dorcas.

- Nie dzisiaj - powiedział i pchnął drzwi zerkając przy tym na zamek.

- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał widząc rozwalony zamek.

- Bez słowa pokazałam na scyzoryk leżący na komodzie nieopodal.

James pokręcił głową z uśmiechem i położył mnie na łóżku.

- Na brodę Merlina, jestem taka śpiąca - powiedziałam i przytuliłam się do poduszki nogami zdejmując swoje buty.

James coś jeszcze mówił, ale nie pamiętam co, bo sen przyszedł szybciej niż się tego spodziewałam.


***


Przytuliłam się do czegoś wygodnego. Nie wiedziałam co to i zdziwiona podniosłam powieki. To co zobaczyłam było dla mnie szokiem.

Dlaczego do cholery spałam w Pottera łóżku i jeszcze do niego przytulona?

Podniosłam jego rękę z mojej tali i odrzuciłam na drugą stronę łóżka wstając. W głowie mi się kręciło i szumiało w uszach. Bardzo powoli docierały do mnie obrazy z wczoraj.

Głowa mi pękała i cholernie chciało się pić.

Poszłam na dół zobaczyć w jakim stanie jest dom, ale przyznam szczerze, że było czysto jakby ktoś przed snem tu posprzątał.

Poszłam do kuchni w celu zrobienia sobie herbaty, ale przy stole zobaczyłam Remusa, który pił najprawdopodobniej kawę.

- Cześć Remus.

- Hej Lily - odpowiedział.

- I jak się czujesz? - zapytałam zaparzając herbatę.

- Dobrze, nie piłem za dużo - uśmiechnął się  - to ja powinienem o to zapytać Ciebie - dodał z uśmiechem, który mówił sama za siebie.

- Lekko szumi mi w uszach, ale jest dobrze - zaśmiałam się i dosiadłam się do niego.

- Lepiej spójrz na zegarek - powiedział.

Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie i aż mnie wmurowało już była było już wpół do czwartej, a jutro do Hogwartu.

- Merlinie to już tą godzina trzeba się zbierać! Jutro do Hogwartu!

- Trzeba wszystkich obudzić, ale kto Ci teraz da radę wstać? - zapytał retorycznie. 

- Nie wiem, idź budzić chłopców, a ja pójdę do dziewczyn - upiłam łyk herbaty i szybciutko pobiegłam do pokoju dziewczyn, oczywiście spały w najlepsze.

- Podnoście się! - krzyknęłam i zabrałam Dor koc.

- No Lily! Cicho! - mruknęła śpiąca Ann.

- Dziewczyny już czwarta godzina, a jutro do Hogwartu! Muszę jechać do domu!

- Nie gadaj że już ta godzina! - Ann momentalnie otworzyła oczy jakby zobaczyła ducha - miałam być w domu na czwartą!

- A no fakt już wstaje - mruknęła Dor i z zamkniętymi oczami poszła do łazienki. 

Ja po kolei zaczęłam zbierać swoje rzeczy do torby. W torbie zauważyłam też swoje zdjęcie, które zabrałam z Pottera pokoju. Przez chwilę przeszła mi myśl aby je odnieść, ale z drugiej strony dlaczego on ma je mieć? Nie jesteśmy przecież parą. Schowałam je głęboko do torby.

Godzinę później byłam już gotowa i stałam przy kominku czekając na Pana Pottera, który był już w drodze.

James nie wstał nie pofatygował się mnie pożegnać.

No trudno smutne, ale no cóż... Pożegnałam się z dziewczynami, a te wyszły z domu i poszły gdzieś tam, bo czekali na nie rodzice. Znienacka pojawił się Pan Potter z już wyciągniętą do mnie rękę.

Podałam mu ją i znowu to szarpnięcie w okolicy pępka i już stałam w swoim domu i przede mną stali mama z tatą.

- No Lily! I jak było słońce? - zapytała mama przytulając mnie.

- Było fajnie, ale ja pójdę się jeszcze położyć jestem taka zmęczona - powiedziałam, a mama westchnęła.

- Naszykuj się jeszcze na jutro do szkoły - powiedziała i pozwoliła mi pójść.

- Tak zrobię - powiedziałam i zaczęłam iść schodami na górę.

Mimo iż dopiero wstałam miałam dosyć i chciałam się położyć pod koc i nie wychodzić. Było mi smutno, bo ten gumochłon nie pofatygował się mnie pożegnać.

To było bardzo głupie, ale taka jest prawda i tego nie zmienię.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro