51.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


4248 słów.


- Nie dasz rady tego ukryć Lily - Ann podrapała się po głowie - Huncwoci zawsze wychodzą na wyjścia do Hogsmeade, więc na sto procent James zauważy Ciebie i Willa.

- Może po prostu odwołaj to spotkanie? - zaproponowała Dorcas.

- Jakbym mu teraz odmówiła to w zamian zaproponowałby kolejny tydzień - mruknęłam i zrezygnowana usiadłam na łóżko.

- No tak, wyjście jest teraz w oba weekendy - Ann zamyśliła się chwilę - a może by tak po prosić Huncwotów aby go spławili?

- Jak niby? Pięścią? Przecież Potter by go pobił - prychnęłam nie wierząc, że coś takiego wpadło jej do głowy.

Obydwie westchnęły z braku pomysłów.

Byłam w kropce, nie miałam pojęcia co powinnam zrobić.

- Chyba będę musiała z nim po prostu iść - powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie - sama jestem sobie winna, mogłam się nie zgadzać.

- Może po prostu powiedz Jamesowi jak wygląda sytuacja i że  nie chciałaś robić Willowi przykrości czy coś? - Ann chyba sama nie była pewna tego co mówi.

- Ale zaraz, dlaczego Lily ma się mu w ogóle tłumaczyć? - wyskoczyła nagle z pretensjami Dorcas - przypomnij mi, jak się tłumaczył gdy po pocałunku z Tobą przespał się z Sarą? - zwróciła się do mnie.

- Że nie jestem dziewczyną i nie mogę odmawiać mu przyjemności - wyrecytowałam z pamięci wykrzywiając się na wspomnienie feralnego wieczoru.

- Moim zdaniem to żadne wytłumaczenie, zrobił co chciał i nie przypominam sobie aby przed pójściem z Sarą do łóżka przyszedł tutaj i tłumaczył się Lily, że na przykład idzie z Sarą do łóżka aby nie robić jej przykrości - zakpiła.

Dorcas miała w stu procentach rację. Dlaczego ja mam się mu w ogóle tłumaczyć z tego, że idę z Willem do Hogsmeade? On robi co chce więc ja też będę robić co chcę.

Proste.

Na początku nie chciałam aby się o tym dowiedział, ale chyba faktycznie ukrywanie tego nie ma sensu. Czemu ja w ogóle przejmuję się tym, że Potter się wkurzy? On miał moje uczucia gdzieś gdy wymieniał się śliną z Sarą.

- Myślę, że masz rację Dor. Bawił się jednocześnie mną i Sarą, a ja mam się martwić tym co sobie pomyśli gdy się dowie, że umówiłam się z Willem? - powiedziałam i puknęłam się w głowę - muszę się przestać nim przejmować i walczyć jego własną bronią.

- Ale Lils, znowu zrobicie to samo - Ann przewróciła oczami.

- Co masz myśli? - zapytałam podnosząc jedną brew.

- Z wami można zwariować, robicie krok do przodu, a potem dwa w tył. Zamiast obydwoje szczerze pogadać o swoich uczuciach robicie sobie pod górkę. Komplikujecie tę sytuację tak bardzo, że ją później sami nie odkomplikujecie.

- Ale Ann, posłuchaj. Dlaczego Potter może się spotykać z innymi laskami, a Lily musi być wierna, bo on "się zdenerwuje"? - zapytała Dor rysując palcami w powietrzu cudzysłów.

- Właśnie o tym mówię. Obydwoje powinni szczerze pogadać.

Dorcas otworzyła już usta aby coś odpowiedzieć, ale przeszkodziłam jej.

Już wiedziałam co powinnam zrobić.

- Powiem wam tak, nie kłóćcie się. Już wiem co zrobię - mruknęłam wstając z łóżka ubierając buty aby zejść na śniadanie.

- Co zrobisz? Mamy się bać? - zapytała Ann na co wysłałam jej spojrzenie pełne dezaprobaty.

- Normalnie pójdę z Willem do Hogsmeade, nie mam zamiaru przejmować się Potterem. On mi się nie tłumaczył jak szedł z Sarą do łóżka.

- I PRAWIDŁOWO! - krzyknęła Dorcas pełna entuzjazmu.

- Będziesz tego żałować Lily - Ann pokręciła głową.

Puściłam tę uwagę mimo uszu.

- Idziemy na śniadanie? - zaproponowałam z uśmiechem.

Przystanęły na moją propozycję i gdy tylko się ubrały ruszyłyśmy do Pokoju Wspólnego. Dziś była niedziela więc wielu uczniów jeszcze spało, nieliczni tylko pałętali się po Pokoju Wspólnym.

Wyszłyśmy na schody i zeszłyśmy na dół do Wielkiej Sali.

Gdy wkroczyłam do Sali było tam naprawdę niewiele osób z domu lwa. Wspólnie usiadłyśmy do stołu rozglądając się za jakąś ciekawą propozycją do zjedzenia.

- Ciekawe gdzie Huncwoci - mruknęła Ann napełniając swój talerz dyniowymi pasztecikami.

- No jak to gdzie? Śpią - odpowiedziałam nalewając sobie kawy i podając dzbanek Dorcas.

- Racja, jakby nie spali to nie było by w Hogwarcie tak spokojnie - zaśmiała się blondynka.

- No tak, Potter jeszcze poszedł spać po naszym spacerze - rzuciłam popijając kawę - mało chyba spali w nocy.

- O ile w ogóle spali - prychnęła Dorcas.

Wiedziałam, że nie spali, ale przecież nie mogłam im tego powiedzieć dlatego już dalej nie poruszałam tego tematu.

Nałożyłam sobie na talerz kiełbaskę i trochę jajecznicy. Gdy sięgnęłam po widelec poczułam się nagle obserwowana.

Zaciekawiona i delikatnie speszona podniosłam wzrok.

Moje oczy napotkały piękne, bursztynowe spojrzenie.

Sara siedziała naprzeciwko mnie, ale parę miejsc dalej po mojej prawej stronie. Jej wzrok wręcz wiercił mi dziurę w czaszce. Gdy nasze spojrzenie się spotkało nie odwróciła go w inną stronę lecz dalej patrzyła mi twardo w oczy.

Ja też nie odwróciłam wzroku próbując dostrzec cokolwiek w jej spojrzeniu. Miny nie miała za ciekawej więc na pewno to nie było przyjazne spojrzenie.

Chyba można powiedzieć, że było to spojrzenie pełne nienawiści.

Byłam pewna, że nie chodzi jej o nic innego jak o Pottera.

Dorcas widząc, że patrzę w jeden punkt podążyła wzrokiem za moim.

- Lily?

- Hm? - i dopiero teraz odwróciłam wzrok i spojrzałam na Dorcas.

- Co to było? - szepnęła dając mi do zrozumienia, że też to widziała.

- Nie wiem - powiedziałam jak gdyby nigdy nic i wzruszyłam ramionami.

Nie wiem co to miało znaczyć, ale zbytnio mnie to nie obchodziło.

- O co chodzi? - Ann nie wiedziała o co nam chodzi, ponieważ tego nie widziała.

Dorcas odwróciła się do niej i dała jej do zrozumienia, że powie jej jak wyjdziemy z Wielkiej Sali.

Jeszcze raz spojrzałam na Sarę lecz już nie patrzyła na mnie. Gadała ze swoją koleżanką i popijała sok dyniowy jak gdyby nigdy nic.

Przez chwilę zastanowiłam się czy to miał być jakiś sygnał dla mnie. Coś ala groźba.

Prychnęłam, nawet gdyby to jedyne co ona może mi zrobić to pocałować mnie w dupę.

Po skończonym śniadaniu ruszyłyśmy w kierunku biblioteki. Miałam pomóc napisać Ann esej na mugoloznawstwo. Z racji tego, że znałam różne skróty droga do biblioteki nie zajęła nam długo.

- O co wam wtedy na śniadaniu chodziło? - dopytywała Ann.

- Sara wysłała Rudej takie mordercze spojrzenie, że myślałam, że zaraz wstanie od tego stołu i przyjdzie ją udusić - zaśmiała się Dorcas.

- Nie gadaj - Ann była w szoku - myślicie, że chodzi jej o Rogacza?

- Na pewno chodzi jej o Pottera, bo o co innego - prychnęłam i przewróciłam oczami.

- Uhuhu Lilka uważaj lepiej, bo jeszcze Cię zaatakuję - Dorcas najwyraźniej było do śmiechu.

- Nie śmiej się Dor, zazdrosne dziewczyny potrafią być niebezpieczne - powiedziała Ann.

- A co ona może mi takiego zrobić Ann? Błagam Cię, ja się z nią o Pottera bić nie zamierzam - powiedziałam i weszłam do biblioteki.

Przywitałam Panią Pince i ruszyłam do jednego z wolnych stolików między regałami.

- Na jaki temat ten esej? - zapytałam Ann.

- Mugolskie nauczanie - powiedziała siadając.

Wyjęła pióro i pergamin czekając na moje dalsze instrukcje. Temat okazał się się bardzo łatwy, ucieszyłam się, bo to znaczyło, że nie spędzimy nad tym esejem nie wiadomo ile czasu.

- Więc tak, pisz to co ci podyktuję - powiedziałam na co blondynka pokiwała entuzjastycznie głową.

- No pewnie!


***


Po godzince esej Ann był gotowy. Szczęśliwa blondynka rzuciła mi się na szyję dziękując w ten sposób za pomoc.

- Kocham Cię Rudzielcu!

Wspólnie stwierdziłyśmy, że udamy się teraz do Pokoju Wspólnego trochę się polenić i poplotkować na kanapie.

Wolnym krokiem ruszyłyśmy korytarzem, a potem schodami na ósme piętro.

- O NIE - Dorcas nagle zatrzymała się w półkroku na schodach.

- Co? - zapytałam zdezorienowana.

- Chyba dostałam okres - powiedziała i spojrzała na nas.

- To chyba dobrze - powiedziałam nie do końca wiedząc co na to odpowiedzieć.

- Nie rozumiesz - powiedziała - chyba mnie zalało.

Ann zaśmiała się.

- Pokaż.

Dorcas ruszyła do góry tak abyśmy mogły zobaczyć czy nie przeciekło jej na jeansy. Gdy wspięła  się wyżej naszym oczom ukazała się ogromna, czerwona plama na jej błękitnych jeansach.

- O stara! - pisnęła Ann - zalało i to fes!

- Na brodę Merlina! Ja tak szłam z biblioteki! - Dorcas zasłoniła pupę rękoma, a ja wyciągnęłam swoją różdżkę.

- Spokojnie, zaraz coś na to poradzimy - zaśmiałam się - chłoczyść!

I plama zniknęła, ale tak czy siak Dorcas jak najszybciej musiała ruszyć do góry aby jak najszybciej zaaplikować podpaskę lub tampona. Czarnulka wystrzeliła do wieży niczym z procy, a my z Ann ledwo za nią nadążałyśmy.

Wpadłyśmy do Pokoju Wspólnego roześmiane, a Dorcas pobiegła pędem do dormitorium.

- TO NIE JEST ŚMIESZNE!!! - krzyknęła do nas jeszcze w biegu.

- Obym ja nigdy nie miała takiej sytuacji! - zaśmiałam się i na żarty złożyłam dłonie w geście modlitewnym, Ann przytaknęła mi wycierając łzę.

- To się nazywa pech!

- Jakiej sytuacji!? Co jej się stało!? - zawołał do nas z kanapy Łapa widząc jak jego dziewczyna niczym oparzona ucieka do dormitorium.

Łapa razem z Potterem siedzieli na kanapie i wpatrywali się w nas z nieudawanym zaciekawieniem. Wciąż roześmiane padłyśmy na kanapę obok nich. 

Remus pewnie dochodził do siebie po pełni w Skrzydle Szpitalnym.

- No bo nasza biedna Dorcas miała wypadek przy pracy - rzuciła lekko Ann wciąż się uśmiechając.

- Jaki wypadek przy jakiej znowu pracy? - Black podniósł brwi, ponieważ nic nie rozumiał.

Nic dziwnego zresztą.

- No jejku, Dorcas dostała okres i ją troszkę zalało - wyjaśniłam na co ich miny wykazały zrozumienie.

- To i tak nie jest źle - zaczęła Ann w moją stronę - wyobraź sobie, że ja raz dostałam podczas meczu Quiddicha.

- Współczuję, ja mam nadzieję, że mnie nigdy to nie spotka - powiedziałam nie na żarty.

I wtedy z dormitorium wyszła Dorcas. Ruszyła w naszą stronę z morderczym wzrokiem.

- Wieźmy! Poczekam aż was to spotka! - krzyknęła, a my znów się roześmiałyśmy.

- Dobrze, że my nie mamy tego problemu - rzucił cicho Black do Pottera.

Dorcas usiadła obok Blacka wpychając się na kanapę, na której nie było już miejsca. Spowodowało to to, że ścisnęła nas wszystkich jak sardynki w puszce. 

- Dorcas! Ja oddychać nie mogę! - rzuciłam wstając i siadając na fotel.

- Co tak długo spałeś? - zagadnęła Dorcas Blacka puszczając moją uwagę mimo uszu.

Spojrzałam na Jamesa, który akurat patrzył na mnie. Gdy nasze spojrzenie się złapało chłopak puścił do mnie oczko.

Z uśmiechem przewróciłam oczami.

- Jakoś tak wyszło - powiedział i przyciągnął ją do siebie.

- Macie jakieś plany? - rzuciła luźno Ann.

- Mam niestety za chwilę dyżur od trzeciej do czwartej na czwartym piętrze - mruknęłam niechętnie oglądając swoje paznokcie.

- Dziś już chyba nie - odpowiedział Potter wstając.

- A ty gdzie? - rzucił zdziwiony Łapa.

Łapa nie wie gdzie wybiera się Potter? A co to się stało?

- Muszę coś załatwić - powiedział i z uśmiechem ruszył do dziury za portretem.

Nie powiem, że mnie nie zaciekawiło to gdzie się wybiera.

- Rogacz?! - Łapa zawołał lecz ten tylko wysłał mu uśmiech jakby porozumiewawczy i wyszedł.

- Co to było? - zapytała zaciekawiona Ann.

- Czy ja mogę to traktować jak zdradę?! - Syriusz zaśmiał się.

- Jaki masz problem, Black. Po prostu za nim idź - powiedziałam tak jakbym miała to gdzieś.

- Sama sobie za nim idź - prychnął - przecież i tak mi powie gdzie był.

- A skąd masz pewność, że cię nie okłamie? - do wymiany zdań dołączyła się Ann.

- Bo To mój najlepszy przyjaciel, mój brat, moja ostoja, moja bratnia dusza... - zaczął na żarty wymieniać na co przewróciłam oczami, a Dorcas palnęła go w ramię.

- Może ty powinieneś być z Potterem, a nie ze mną?! O mnie tak nie mówisz!

Dorcas spojrzała na zegarek Syriusza i spojrzała na mnie.

- Lily za dziesięć minut zaczyna się Twój dyżury - powiedziała i zrobiła minę jakby ją olśniło - może dlatego James wyszedł!

Spojrzałam wymownie w sufit i wstałam.

- Jeżeli tak było to ja idę okrężną drogą - mruknęłam - Ann chcesz mnie może odprowadzić? - rzuciłam na co blondynka spojrzała na Łapę i Dorcas.

- Sama miałam to proponować - zaśmiała się i wstała - i tak muszę iść do sowiarni.

Ruszyłyśmy razem w kierunku wyjścia zostawiając dwoje zakochanych samych.


***

Na szczęście była to tylko godzinka dyżuru na czwartym piętrze - pocieszałam sama siebie w myślach. Ann odprowadziła mnie na miejsce, chwilę ze mną została po czym ruszyła powolnym krokiem w stronę sowiarni.

Po głowie chodziło mi dużo myśli, ale najbardziej męczyła mnie myśl o tym gdzie to zapodziewa się pan Potter.

Cichy i uparty głosik w głowie cały czas podpowiadał mi, że pewnie jest gdzieś z Sarą. Starałam się tłumić smutek, który przyprawiała mi ta myśl.

Zaczęłam mieć żal do siebie o swoje uczucia.

Jak Potter był dla mnie tylko niepotrzebnym wrzodem na tyłku życie było znacznie łatwiejsze. Po wnikliwej analizie faktów zauważyłam też, że Potter już sobie mnie troszkę odpuścił, bo nie starał się tak jak kiedyś więcej czasu przebywać w moim towarzystwie. Teraz potrafiliśmy nie widzieć się całe dnie i mu to ewidentnie nie przeszkadzało. 

Czemu dawał sobie spokój akurat wtedy kiedy ja zaczęłam coś czuć?

Znasz odpowiedź Evans - znów odezwał się ten upierdliwy głosik.

To prawda, znałam odpowiedź, ale nie chciałam w nią wierzyć. Potter po prostu zauważył to, że zaczęłam czuć coś więcej więc de facto, połowicznie osiągnął swój cel.

Połowicznie miał sukces, bo zauroczył w sobie Lily Evans.

To była tylko kwestia czasu kiedy znudzi się mną na dobre. 

Ile ja bym dała aby wróciła stara Evans, która nie pozwoliła by Potterowi na to wszystko.

Zaczęłam się zastanawiać czy jestem w stanie pogrzebać to uczucie. Czy da się z powrotem oduroczyć? Zapomnieć? Przestać myśleć o kimś w ten sposób? Jedyne co przychodziło mi do głowy to ignorowanie, lekceważenie i nie zwracanie uwagi, ale szczerze wątpiłam aby to się udało. Co jak zostaniemy sam na sam? Jak pokonać TO uczucie?

Usłyszałam jakieś dziwne dźwięki na korytarzu obok więc zdziwiona wyciągnęłam swoją różdżkę.

Nagle zza rogu wyszła jakaś postać. Na korytarzu panował półmrok, ale zauważalne było to, że była to sylwetka kobiety. Gdy kobieta była coraz bliżej ze zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że to nie kto inny jak Sara Vatore.

O wilku mowa - zadrwiłam w głowie.

Szła pewnym siebie krokiem kołysząc biodrami i patrząc prosto na mnie. Miała kozaki na delikatnym obcasie więc stukotały one delikatnie w miejscach gdzie nie było rozłożonego dywanu. Dziewczyna stanęła przede mną i założyła ręce na biodra.

- Chcę z Tobą pogadać - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Podniosłam jedną brew do góry po czym zeskoczyłam z parapetu, na którym siedziałam. Byłam od niej zauważalnie wyższa, a z racji tego, że dziewczyna ma buty na obcasie wnioskuję, że byłam od niej wyższa gdzieś nawet o dziesięć centymetrów.

- A mamy o czym? - zapytałam z nutą drwiny w głosie.

- Uwierz, chciałabym abyśmy nie miały - rzuciła i poprawiła swoją grzywkę.

- Czego chcesz? - rzuciłam i założyłam ręce na piersi.

- Krótko, odwal się od Jamesa.

Mimo woli roześmiałam się i spojrzałam na nią z politowaniem. Zmrużyła powieki widząc moją reakcję.

- Powinnaś to powiedzieć Potterowi - rzuciłam wciąż się uśmiechając.

Nawet mnie to trochę rozbawiło.

- Dobrze Ci radzę Evans - rzuciła moim nazwiskiem jak obelgą.

- Bo co? - wyprostowałam się czując napływającą złość.

Kim ona kurde jest aby tak do mnie mówić? Poczułam jak powoli wypełnia mnie gniew.

- Przestań się pchać miedzy nas - powiedziała takim tonem jak do głupka.

Myślałam, że zaraz się przewrócę.

- Gdzie ty masz oczy dziewczyno? Ja nigdzie się nie pcham, a nawet bym nie chciała - rzuciłam z przekąsem na co się obruszyła.

- Ja cię tylko ostrzegam - wywarczała na co znów się zaśmiałam.

- Przed czym?

- Spotykam się z Jamesem i chcę, a wręcz żądam żebyś się od niego odczepiła - powtórzyła wciąż udając groźny ton.

Zaczęła mnie wkurzać, czy do niej nie dociera to co mówię?

- Głupia jesteś? Mówię Ci przecież, że powinnaś to powiedzieć Potterowi nie mnie. Ja się z tobą o niego nie zamierzam bić, a nawet i wręcz przeciwnie. Weź go sobie, jego całego. Jego głupie teksty, zachowanie, upierdliwość i te nieudolne żarty. Wszystko, proszę bardzo, jeszcze będę Ci wdzięczna, bo w końcu da mi spokój - powiedziałam już wytrącona z równowagi, ale ciągnęłam dalej - nigdy, przenigdy nie chciała Pottera więc powiedz mi po co miałabym za nim biegać? Jesteś tutaj na piątym roku, a nie widzisz, że to on cały czas za mną lata? A może po prostu nie chcesz tego widzieć?

Zacisnęła szczęki i pięści.

Pokręciłam głową z dezaprobatą i minęłam ją chcąc odejść.

- Widziałam was dziś rano. 

Zatrzymałam się i odwróciłam przez ramię.

- No i co z tego?

- Między nami jest poważnie, jestem jego dziewczyną - wysyczała - przespałam się z nim... - zaczęła, ale jej przerwałam.

 J e g o  c o?

- Wow, brawo, przespałaś się z Potterem jak pół Hogwartu. Medal mam Ci przyznać?

- Nie chcę Cię widzieć w jego towarzystwie nawet i teraz mówię to grzecznie - jej ton tylko sprawiał, że miałam ochotę prychnąć.

- Bo co? - wywarczałam zaciskając ręce na różdżce.

Robiło mi się gorąco ze złości, co za bezczelna suka.

- Bo się doigrasz idiotko - jej ręka również drgnęła w kierunku różdżki.

Miałam ochotę ją rozszarpać.

Ją i Pottera.

- Wiesz co Sara? Jesteś idiotką i spieprzaj, sama będę decydować o tym z kim będę spędzać czas. Jak masz jakieś obiekcje co do tego z kim Potter per twój chłopak spędza czas to proszę się żalić do niego, skoro między wami jest tak poważnie, a nie zawracasz mi dupę - wywarczałam już tak zła, że czułam niczym nabuzowana bomba.

Ruszyłam korytarzem przed siebie zostawiając Sarę samą. Mój krok jak na mnie był bardzo szybki, ale nie mogłam teraz nic na to poradzić. Nerwy i adrenalina działały na mnie w ten, a nie inny sposób. Zacisnęłam ręce w pięści tak bardzo, że aż poczułam jak paznokcie ranią mi skórę.

Z całej siły pchnęłam drzwi przede mną i ruszyłam schodami do wieży Gryffindoru. Czułam się jakbym miała zaraz eksplodować, dawno nie byłam tak wkurzona jak teraz.

Z mojej różdżki poszło parę iskier dlatego schowałam ją do kieszeni.

Przeskakiwałam po dwa schodki chcąc jak najszybciej znaleźć się w dormitorium.

Idioci, idioci, idioci!

POTTER NIENAWIDZĘ CIĘ!

Rzuciłam hasło do Grubej Damy, która zasypywała mnie pytaniami co się stało, że jestem taka wkurzona, ale zignorowałam ją i wpadłam do Pokoju Wspólnego.

- O Ruda! - krzyknął Syriusz z uśmiechem machając mi z kanapy - dawaj no tu!

Spojrzałam w ich stronę i wtedy go zobaczyłam. Stał przy kominku i uśmiechał się do mnie.

JAK GDYBY NIGDY NIC.

Przysięgam, że nie byłam sobą. 

Szybkim krokiem podeszłam do niego i po prostu z całej swojej siły go spoliczkowałam.

 Za. To. Wszystko. Co. Mi. Zrobiłeś.

W Pokoju Wspólnym zapanowała cisza, a oczy wszystkich obecnych skupiły się na nas.

Syriusz zaniemów, Ann zakryła usta ręką, Dorcas wydała zduszony krzyk, a Peter rozszerzył oczy niczym dwa galeony.

James spojrzał na mnie zaszokowany, ale nic się nie odezwał.

- Jeżeli jeszcze raz twoja dziewczyna będzie mnie nachodzić wygrażając mi żebym się od ciebie "odczepiła" to przysięgam, że następnym razem już nie będę taka miła i nie zawaham się użyć różdżki. Możesz jej to powtórzyć - warknęłam wylewając w to zdanie tyle złości ile w sobie miałam.

Odwróciłam się na pięcie i dopiero teraz zobaczyłam ile osób było w Pokoju Wspólnym. Wszyscy byli tak cicho, że było słychać tylko mój przyśpieszony oddech. Gdzieś w kącie zauważyłam też Willa i Jaya.

Mimo to ruszyłam z kamienną twarzą do swojego dormitorium.

Wspięłam się do góry i pchnęłam drzwi z rzymską szóstką. Weszłam i stanęłam na środku nie wiedząc co powinnam teraz zrobić.

Poczułam łzy w oczach, ale za wszelką cenę nie pozwoliłam im wypłynąć, spojrzałam w sufit i zaczęłam głęboko oddychać.

Uspokój się, uspokój się, uspokój się.

- Lily! - do pokoju wpadła Dorcas, a zaraz za nią Ann.

Pokazałam im dłonią aby były przez chwilę cicho. Próbowałam opanować łzy.

Kiedy po minucie lub dwóch poczułam, że chyba dam radę spojrzałam na nie. Obie w ciągu dalszym były w szoku.

- Lily... - Ann podeszła do mnie - czemu?

- Na dyżurze Sara mnie zaczepiła - powiedziałam twardo patrząc w jeden punkt.

One jednak czekały aż rozwinę swoją wypowiedź.

- Kazała mi się odwalić od Jamesa i wygrażała mi, że jak nie to się doigram - mówiłam próbując nic nie czuć - powiedziała, że mam nie być w towarzystwie jej chłopaka, bo widziała nas dziś rano i że między nimi to coś poważniejszego, bo się z nim przespała.

- O mój Boże... - Dorcas zakryła usta ręką.

- Lily spokojnie, przemyśl to na spokojnie - zaczęła Ann, ale jej przerwałam.

- Nie Ann, nie obchodzi mnie to już.

Zmuszałam się do bycia twardą, aby się nie dać uczuciom, bo nie warto. Już raz się przejechałam, mam na co zasłużyłam.

Na co sama sobie od obozu zapracowałam.

- Ale przecież James na pewno jakoś... - Ann znów zaczęła, a Dorcas spiorunowała ją wzrokiem.

- Nie Ann, James Potter już nie istnieje. Prawie mu uległam, a teraz mam to na co zasłużyłam. Nie będę po nim płakać, dobrze się stało - powiedziałam wyrzekając się emocji, które bardzo chciały mnie przytłoczyć.

- Dobrze Lily, nie ma za czym płakać nawet - powiedziała Dorcas i poklepała mnie po ramieniu - a ty co jej odpowiedziałaś? - zapytała wracając do tematu.

- W dużym skrócie to powiedziałam jej aby poszła z tym do Pottera. Żeby mnie nie nachodziła, bo to Potter za mną lata, a nie ja za nim. Powiedziałam też, że nie mam zamiaru się o niego z nią bić i żeby go sobie wzięła, a ja nawet jej będę za to wdzięczna, bo ja będę miała dzięki temu spokój. Z żalami też jej kazałam iść do Pottera skoro jej się nie podoba z kim spędza czas. Zapytałam jej też czy wręczyć jej medal za przespanie się z nim i kazałam spieprzać no i nie organizować z kim mogę spędzać czas, a z kim nie.

- I dobrze, jestem z ciebie dumna - powiedziała i uśmiechnęła się.

Ann mimo to nie wyglądała na zadowoloną.

Nagle rozeszło się donośne pukanie do drzwi, spojrzałam wymownie w sufit znów czując łzy.

- Jeżeli to Potter to przysięgam, że dostanie drugi raz - powiedziałam i podeszłam do drzwi nim moje przyjaciółki to zrobiły.

Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi - po drugiej stronie stał Łapa.

- Ruda? - powiedział zdziwiony, że to ja otworzyłam drzwi.

Przewróciłam oczami.

Pewnie myślał, że znowu wskoczę do łóżka ponownie zalewając się łzami przez jego głupiego kumpla.

Nie tym razem.

- Czego?

- Ta sprawa jest naprawdę popieprzona, ale... - przerwałam mu ręką, a on zdziwiony spojrzał na mnie.

- Łapa, nie kończ, mam to w dupie - powiedziałam na co ten spojrzał jeszcze bardziej zdziwiony na dziewczyny za moimi plecami.

- Czekaj, co? - zapytał drapiąc się po głowie.

- To co słyszałeś, mam to  g -d -z -i -e- ś - starałam się ze wszystkich sił aby mój ton brzmiał wiarygodnie.

- Ale...

- NIE MA żadnego ale Syriusz, Potter dostał za swoje, teraz jesteśmy kwita.

Syriusz patrzył na mnie z niedowierzaniem i chyba czekam aż wybuchnę płaczem.

- To żart? - zapytał i uśmiechnął się nerwowo.

- Czy ja wyglądam jakbym żartowała? Powiedziałam już co miałam powiedzieć. Potter dostał za swoje i teraz jesteśmy kwita. Wrócił na zaszczytne miejsce mojego wroga, już naprawdę nie obchodzi mnie w żadnym tego słowa znaczeniu. To przelało moją czarę. Byleby Vatore nie łaziła za mną i nie pieprzyła głupot, bo następnym razem Potter będzie ją zdrapywał ze ściany.

- To chyba jestem tu zbędny - powiedział wciąż patrząc na mnie i doszukując się jakiegoś znaku załamania lecz byłam pewna, że na pewno nic nie zobaczył.

- Tak i możesz mu to powtórzyć aby nie przychodził przypadkiem się tłumaczyć czy co on by mógł robić.

- To dobranoc wam - błysnął uśmiechem i ostatni raz przyjrzał mi się.

- Tobie też - powiedziałam i przybrałam neutralną minę po czym po prostu zamknęłam drzwi.

Odwróciłam się do moich przyjaciółek, które tylko przyglądały mi się uważnie.

- To co, ja idę się wykąpać - powiedziałam i ruszyłam do łazienki.

Za wszelką cenę nie pozwolę łzą popłynąć. Nie pozwolę się dać wciągnąć w otchłań rozpaczania, nie przez Pottera.

Nie kolejny raz, mam swoją dumę.

Po skończonej nocnej toalecie wskoczyłam do łóżka jeszcze łapiąc za książkę od Eliksirów. Dorcas przyglądała mi się uważnie, a Ann poszła się umyć.

- Nie przyglądaj mi się tak, nie wybuchnę płaczem - rzekłam spokojnie przewracając kartkę na drugą stronę.

- Wiem Lils, podziwiam Twoją siłę - powiedziała rozczesując włosy po czym zaplatając je w dwa warkocze.

- Nigdy już nie będę przez niego płakać i tyle, Potter i ja po prostu musimy być wrogami. Taka nasza natura.

- Dobrze zrobiłaś - powiedziała - tego kwiatu pół światu.

- Wiem - ucięłam.

Gdy Ann wyszła do łazienki poszła Dorcas.

- Lily... nie tłum w sobie uczuć.

- Niczego nie tłumię, po prostu przejrzałam na oczy.

Westchnęła.

- Ale jakby co to pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć - powiedziała i ułożyła się na łóżku.

- Wiem - i w tym samym momencie do dormitorium weszła Emily rzucając mi krótkie spojrzenia.

- Cześć - powiedziała cicho.

- Hej.

Odłożyłam książkę i stwierdziłam, że pójdę spać, bo nie zniosę ich spojrzeń.

Nawaliłam i teraz muszę za to odpowiedzieć. Nikt nie kazał mi się zadłużyć w Potterze, tym bardziej, że doskonale wiedziałam, że będzie to opłakane w skutkach. 










Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro