52.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


4313 słowa.

***


Ze snu obudził mnie budzik Dorcas, który zadzwonił punkt siódma budząc nas abyśmy wyszykowały się na lekcję.

Dorcas mimo dzwoniącego budzika nie pofatygowała się go wyłączyć więc z jęknięciem wstałam i zła wyłączyłam go rzucając przy okazji w drugi kąt pokoju.

- Dorcas - powiedziałam i dodałam dobitnie - wstawaj.

Ann westchnęła głośno podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Ja nie wiem jak Emily to robi, że codziennie wstaje tak wcześnie - powiedziała i zmarnowana ruszyła do łazienki.

Wzięłam torbę i zaczęłam pakować potrzebne mi na dziś przybory. Jednym ruchem różdżki przywołałam swoją szatę po czym ją wyprasowałam. Gdy Ann wyszła z łazienki poszłam wykonać poranną toaletę. Postanowiłam, że dziś wyjątkowo się umaluję i zakręcę włosy.

Potter nie zobaczy we mnie żadnego znaku smutku.

Gdy wyszłam z łazienki Dorcas zagwizdała.

- No Ruda, takie załamanie mi się podoba!

- Tak, wyglądasz bardzo ładnie - uśmiechnęła się Ann i zaczęła wkładać szatę.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się szczerze i również założyłam swoją szatę.

Gdy każda z nas była gotowa ruszyłyśmy jeszcze na szybkie śniadanie. Jak co poniedziałek lekcje zaczynałyśmy od dwóch transmutacji z profesor McGonagall. Na moje nieszczęście na transmutacji siedziałam z Potterem, wprawdzie ostatnio się przesiadłam jednak była to tylko jednorazowa sytuacja.

Mimo smutku i guli w gardle, którą zaparcie ignorowałam starłam się za wszelką cenę pokazać wszystkim dookoła, że mam dobry humor i że po prostu czuję się świetnie. Do twarzy przykleiłam lekki uśmiech i jeszcze raz poprawiłam włosy.

Weszłyśmy do Wielkiej Sali i tak jak się spodziewałyśmy Huncwoci pełną czwórką siedzieli przy stole. Dyskutowali o czym zawzięcie więc nawet nie zwrócili na nas uwagi.

- Cześć kochanie! I cześć wszystkim! - zawołała Dorcas schylając się przez stół aby pocałować Syriusza, który dopiero teraz zwrócił w ogóle na nią uwagę.

- Hej słońce - powiedział oddając pocałunek. 

- No ej! Fuj! Musicie się ślinić akurat nad jedzeniem? - prychnęła Ann na co Dorcas spiorunowała ją wzrokiem.

Jak można było się spodziewać złapałam kontakt wzrokowy z Potterem. Lustrował mnie wzrokiem od stóp po głowę. Mimo że ciężko mi było patrzeć mu w oczy dzielnie to wytrzymałam i nawet się lekko uśmiechając po czym usiadłam do stołu.

I dopiero gdy usiadłam zauważyłam, że nie tylko Potter mi się przygląda, ale reszta Huncwotów też.

- Bardzo ładnie wyglądasz Lily - rzucił luźno Lunatyk uśmiechając się do mnie.

Wprawdzie Remus nie był przy moim wczorajszym popisie, ale byłam pewna, że już wszystkiego się dowiedział.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się.

 - Co nie? - Dorcas odpaliła się odkładając kubek z sokiem - mówiłam jej aby pogodziła się z kosmetyczką, bo wyjdzie jej to na dobre i proszę, jak zwykle miałam rację.

Zaśmiałam się.

- Do twoich umiejętności mi daleko - przewróciłam oczami z uśmiechem i sięgnęłam po kawę.

- Nie no Ruda, dzisiaj nawet ja wyjątkowo powiem, że ładnie wyglądasz - Łapa ze śmiechem poklepał mnie po głowie.

- Black? Chory jesteś? Może zabrać Cię do uzdrowiciela? - powiedziałam udając szok i przykładając mu rękę do czoła.

- I bądź Ty człowieku miły! - prychnął na żarty.

- Evans zawsze ładne wygląda - odezwał się znienacka okularnik sprawiając, że wszyscy na mnie spojrzeli wstrzymując oddech.

Patrzył na mnie w taki sposób, że odniosłam wrażenie, że prowokująco. Na jego ustach błądził delikatny uśmieszek, a włosy jak zwykle były w okropnym nieładzie.

- Cóż Potter - odezwałam się dość cicho lecz mimo to doskonale było mnie słychać, ponieważ każdy cicho czekał na moją odpowiedź - szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o Tobie.

- Ma ktoś może ochotę na czekoladę? - zaproponował niespokojnym tonem przerywając nam Remus wyciągając tabliczkę czekolady i częstując wszystkich.

Na kilka sekund zapadła cisza.

- No pewnie Lunio, jeszcze pytasz - Ann sięgnęła i oderwała sobie cały pasek.

Ja również się poczęstowałam.

- I co? Jakie macie plany na dziś? - zatrzepotała niewinnie Dorcas.

- To co zawsze czyli pisanie wypracowań - odpowiedziałam zerkając na zegarek - powoli musimy się zbierać.

Dor pokręciła głową z dezaprobatą.

- Co? Ale ja dopiero zaczęłam! - jęknęła Ann z pełnymi ustami.

- Lorine moja droga, gdybyś wstawała chociaż pół godziny wcześniej to może miałabyś więcej czasu na śniadanie, ale wiem, myślenie boli - odgryzł jej Black na co blondynka dała mu kuksańca w bok.

- Nie bądź taki do przodu Black, bo cię pięty wyprzedzą - Ann wystawiła do niego język.

Przewróciłam oczami, ale i zaśmiałam się.

- A Ty Lilka nic nie jesz? - zapytała mnie Ann.

- Tu jest moje śniadanie - powiedziałam okazując kubek z kawą.

- No to faktycznie się najadłaś - prychnął Black.

- Od ładnych paru lat kawa jest moim śniadaniem - mruknęłam czując się co najmniej dziwnie musząc się z tego tłumaczyć.

- No nie żartuj nawet, zjedz coś - do rozmowy stanowczym tonem włączył się okularnik ku mojej "uciesze".

Przekręciłam oczami i westchnęłam.

- Sam sobie jedz Potter i przestańcie mnie niańczyć. Idę pod klasę.

Wstałam od stołu.

- Poczekaj! Idziemy z Tobą! - zawołała Dorcas, a zaraz za nią wstali inni. 

Ruszyliśmy siódemką pod klasę profesor McGonagall. Remus rozmawiał z Ann o przyszłym meczu Quiditcha, Black o tym gdzie zabierze Dorcas na randkę na następne wyjście do Hogsmeade, a ja szłam twardo przed siebie starając się ignorować fakt, że Potter idzie za mną ramie w ramie z Peterem. 

Sama zaczęłam mieć wątpliwości czy nie powinnam z nim tego wszystkiego wyjaśnić. W sumie wczoraj naskoczyłam na niego nie dając mu dojść do słowa.

Ale z drugiej strony dostał za to, że sobie skakał z kwiatka na kwiatek, a ja nie Sara, mam swoją godność.

Nie ma co wyjaśniać w sumie, każdy wie o co chodzi, a Potter zrobił to z wyjątkową premedytacją.

Gdy stanęliśmy pod klasą i zauważyłam, że dużo osób się na nas gapi i to nie tylko z naszego domu.

- Czemu wszyscy się na nas gapią? - zapytał zdziwiony Glizdogon, który z pewnością też to zauważył. 

- Oni nie gapią się na nas - zaczęła Dorcas z uśmiechem - tylko na Jamesa  i Lily.

Prychnęłam, no tak. Wieść o tym co się stało wczoraj wieczorem w wieży Gryffindoru musiała się rozejść po całym Hogwarcie.

- Ale czemu? - dopytał głupio Peter na co spiorunowałam go spojrzeniem.

- Patrzą i czekają aż Lily znów da mi w twarz - Potter uśmiechnął się do mnie po czym bezczelnie puścił mi oczko.

- Należało Ci się - powiedziałam beznamiętnie nie spuszczając oczu z jego spojrzenia.

- Nie przeczę, ale do końca to nie wiem za co dostałem.

- Nie udawaj kretyna - powiedziałam akurat wtedy kiedy profesorka otworzyła drzwi do klasy.

Zaczęłam się kierować do środka.

- Tyle, że ja naprawdę nie wiem - zrównał ze mną krok.

Zatrzymałam się przy ławce.

- O nie, chyba nie mogę tu usiąść - powiedziałam udając strach w głosie.

- Czemu? - zapytała Dorcas równocześnie z Potterem.

- Bo jeszcze mnie Sara pobije - prychnęłam odsuwając krzesło.

Ann zaśmiał się w głos razem z Dorcas. Remus uśmiechnął się delikatnie. Black spojrzał na Pottera.

Usiadłam do ławki i rozpakowałam swoje rzeczy. McGonagall musiała na chwilę gdzieś wyjść po rzeczy potrzebne na lekcje więc w klasie panowała jak zwykle sodoma i gomora.

- Widzę, że ochłonęłaś po wczoraj - zaczął Potter odwracając się do mnie.

Nie odwróciłam się do niego lecz słuchałam go dalej.

- Więc może mi wytłumaczysz czym sobie zasłużyłem na policzek?

Wzniosłam oczy do nieba i westchnęłam.

- Wszystko zostało wczoraj wyjaśnione, powiedziałam co miałam, więc nie udawaj kretyna.

- Mimo to ja wciąż nie wiem - powiedział nadal mając spokojny ton.

Ja natomiast czułam się jakby ktoś powoli łaskotał moje nerwy próbując je stopniowo doprowadzić do szału. Tylko Potter tak potrafił, Potter i jego opera mydlana.

- Zapytaj swojej dziewczyny skoro tak.

- Co ma do tego Sara?

Nie zaprzeczył, że to jego dziewczyna, ała.

Spróbowałam stłamsić ukucie smutku i zazdrości.

Lily jak kamień albo ze stali.

- Więc? - zapytał ponownie.

- Nosz cholera Potter! - syknęłam i odwróciłam się do niego - ty udajesz czy serio jesteś aż takim idiotą?

- Chcę tylko wiedzieć za co dostałem - wzruszył ramionami.

- Za to, że jesteś idiotą, a ja mam swoją godność - warknęłam i z powrotem odwróciłam się do tablicy.

- Ale...

- Nie wasz się do mnie odzywać, Potter - przerwałam mu nim dobrze zaczął - nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, mam ciebie dość, odwal się ode mnie raz, a porządnie.

- Lily, mimo, że nic nie rozumiem....

Na moje szczęście do sali weszła profesor McGonagall wraz z pomocnikami wnosząc do sali patyki, węże i wstążki, a Potter zamknął się na dobre.

Aby nie tracić czasu profesorka od razu zaczęła prowadzić lekcje. Potter wydawał się pogrążony w swoich myślach więc dał mi spokój. A ja mimo ogromnych chęci i tak nie potrafiłam się skupić na lekcji. 

Na drugiej lekcji mieliśmy część praktyczną. Mieliśmy przetransmutować patyk w węża, a następnie tego węża w wstążkę i z powrotem. Temu któremu wyjdzie to za pierwszym lub drugim razem miał być zwolniony z pracy domowej czyli eseju na rolkę papieru.

Dlatego teraz byłam na siebie zła, że za bardzo się nie skupiłam i musiałam przeczytać wszystkie notatki od nowa zanim była moja kolej na wykonanie zadania.

Na moje szczęście udało mi się za pierwszym tak jak Syriuszowi, Potterowi, Remusowi, Ann i jakimś czterema Puchonom.

Po skończonych transmutacjach pożegnawszy Ann razem z Dorcas poszłyśmy na eliksiry. 

Na moje kolejne nieszczęście, po raz kolejny tego pięknego dnia dostałam miejsce tym razem koło Snape'a.

Z niewiadomych i wcale nieciekawych mi przyczyn Potter spóźnił się na lekcję za co stary Ślimak odjął mu pięć punktów.

Dziś mieliśmy ważyć wywar żywej śmierci dlatego Slughorn zebrał jego zdaniem najwybitniejszych uczniów do najbliższych stolików aby z łatwością nas nadzorować. Niestety ja wylądowałam w ławce z Sevem prawie przy samym biurku ślimaka.

- Cześć - powiedział cicho.

- Cześć.

Rozstawiłam swoje narzędzia i kociołek gotowa do pracy. Było mi dziwnie niezręcznie, ponieważ o ironio gdy byliśmy na czwartym roku razem w jednej z opustoszałych łazienek ważyliśmy właśnie ten eliksir. Obydwoje mieliśmy tą samą recepturę opanowaną do perfekcji i z tymi samymi zmianami. Obydwoje zdawaliśmy sobie z tego sprawę.

Gdy profesor ogłosił start przystąpiłam do eliksiru i po półtorej godzinie razem z Severusem mieliśmy go gotowego.

Profesor oczywiście zachwalał nas pod niebiosa, że nasze eliksiry są po prostu perfekcyjne. Dostaliśmy po dwadzieścia punktów i mieliśmy ostanie parę minut lekcji wolne, a profesor doglądał reszty.

Z racji tego, że czułam się niezręcznie wyciągnęłam książkę i udawałam, że czytam.

Sev też był zmieszany.

- Co u ciebie? - zagadną lecz mimo to dało się odczuć napięcie w jego głosie.

- Dobrze, a u ciebie? - odpowiedziałam odruchowo przyjmując pogodny ton lecz dalej uparcie patrząc w książkę.

- Też. Ciekawe plotki chodzą o waszym wczorajszym wieczorze w wieży Gryffindoru - zagadnął niby dla żartu.

- Ach tak? Jakie? - udałam obojętność.

- Że pobiłaś Pottera - powiedział i uważnie mi się przyjrzał obserwując moją reakcję.

- Policzek raczej nie zalicza się jeszcze do pobicia - mruknęłam wciąż obojętnym tonem.

Czarnooki westchnął ciężko.

- Lily, boli mnie twoja obojętność - powiedział cicho i położył swoją dłoń na moją, która swobodnie leżała na stole. Zrobił to tak delikatnie jakby bojąc się, że jest ze szkła, które zaraz rozleci się na malutkie kawałeczki.

Jego śmiały gest tak mnie zaskoczył, że aż znieruchomiałam z wrażenia. Wybałuszyłam na niego oczy, a oddech zatrzymał mi się w płucach.

Severus dotknął moją rękę.

Co jest.

- Chciałbym aby między nami było jak kiedyś - powiedział niemal szeptem.

Otrząsnęłam się z zadumy i delikatnie wyjęłam swoją rękę spod jego.

- Już o tym rozmawialiśmy - powiedziałam twardo siadając twarzą do tablicy.

- Naprawdę nie da się tego naprawić? - jego cichy ton głosu rozbrzmiewał mi smutno w głowie.

- Dopóki twoimi pasjami są rzeczy które nie powinny to nie - powiedziałam twardo patrząc przed siebie i odliczając minuty do dzwonka.

Czułam się w przykrej pułapce, mnie też brakowało go jako przyjaciela.

- Lily, naprawdę, nie zrozumiesz tego...

- No właśnie, nie zrozumiem i nie jest to dla mnie do zrozumienia - nasz cichy ton sprawił, że ta rozmowa była jeszcze bardziej bolesna.

- Chociaż pozwól sobie wytłumaczyć - poprosił.

Dwie minuty do dzwonka.

- Naprawdę sądzisz, że tu jest coś do wytłumaczenia i zaakceptowania?

Chwila ciszy.

Minuta do dzwonka.

- Tak, nawet nie wiesz jak sporo.

Poczułam łzy pod powiekami. Czarna magia i krzywdzenie ludzi to dla niego temat do zaakceptowania.

- Dlatego nie możemy się już dalej przyjaźnić - wyszeptałam i wstałam z miejsca w momencie gdy zadzwonił dzwonek.

Wrzuciłam książkę do torby i wyszłam z klasy czując, że płacze. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego jak ta rozmowa była dla mnie bolesna.

Ruszyłam korytarzem do pierwszej lepszej łazienki aby ogarnąć się na obiad. Nie chciałam aby łzy naruszyły mój makijaż więc szybko postanowiłam przywołać się do porządku.


***


Po wyjściu z łazienki poszłam prosto do Wielkiej Sali gdzie obiad trwał w najlepsze. Zastałam tam już wszystkich.

Wzrok Pottera uważnie śledził każdy mój ruch lecz nie pozostawało mi nic innego jak ignorowanie go, bo co miałam zrobić?

Ech.

- Coś tak wystrzeliła z tych eliksirów? - szepnęła do mnie Dorcas wyraźnie zaciekawiona gdy w końcu zasiadłam przed stołem - to przez Smarka?

- Nie i nie mów tak na niego, po prostu musiałam do toalety - mruknęłam.

- Jasne, wiedziałam, że będziesz robić ze mnie idiotkę, razem z Potterem was obserwowaliśmy.

Na jego nazwisko ścisnęło mi się w gardle.

- Co?

- Jajco Lily, byłam z nim w parze i widzieliśmy wszystko. Musisz mi to wytłumaczyć - szepnęła mi do ucha.

Czując głód po prostu zabrałam się za jedzenie. Po obiedzie miałyśmy okienko, a potem jeszcze Zaklęcia.

Nie wiem czemu, ale czułam się po prostu zmęczona i miałam ochotę się położyć.

- Lily musimy pogadać - szepnęła mi do drugiego ucha Ann.

Przytaknęłam już mając tego naprawdę dość i gdy napełniłam swój żołądek stwierdziłam, że to będzie najlepsza pora aby przed Zaklęciami odpocząć sobie choć troszeczkę w dormitorium.

Gdy dopiłam sok dyniowy mój wzrok napotkał orzechowe tęczówki. Patrzyły na mnie nie wiem z czym. Z wyrzutem? Troską? Smutkiem? Zazdrością?

Nie chciało mi się już łamać tym głowy więc po prostu wstałam i razem z dziewczynami udałyśmy się do dormitorium.

- Lily... - zaczęły obie na raz.

- Po kolei - westchnęłam - która ma coś ważnego?

- Zdecydowanie ja - odpowiedziała Ann strasznie entuzjastycznym tonem.

- Więc mów - powiedziałam obojętnie.

- No więc gadałam z Potterem przed waszymi eliksirami - wypaliła na co przystanęłam z wrażania.

- Po co? - zapytała Dorcas wyjmując mi to z ust.

- Zaczepił mnie po transmutacji i poprosił abym wyjaśniła o co Lily chodziło, trochę mi to zajęło, bo aż spóźniliśmy się na lekcję.

A więc to tak.

- I co mu powiedziałaś? - zapytałam dalej w szoku.

- No jak to co? Prawdę - wzruszyła ramionami.

- Co masz na myśli mówiąc prawdę? - Dorcas wyszeptała przerażona.

- No powiedziałam to co nam Lily wczoraj powiedziała, czyli opowiedziałam mu o Twoim spotkaniu z Sarą. No i wspomniałam też o tym, że zachowuje się kretyńsko bajerując was obie, bo Ty, Lily masz mimo wszystko swoją dumę.

- Zaraz, on naprawdę nie widział o czym ja mówiłam? - zapytałam lecz najwyraźniej było to pytanie retoryczne.

- Ale kretyn - westchnęła z dezaprobatą Dorcas - faceci zawsze muszą być takimi niedomyślnymi idiotami?

- Ale mniejsza o to, co Ci na to odpowiedział? - zapytałam łapiąc Ann za rękę żądna więcej informacji.

- Podziękował za wyjaśnienie i powiedział, że najwyraźniej musi sobie pogadać z Sarą - odpowiedziała.

- I tylko tyle? - po raz kolejny Dorcas wyjęła mi coś z ust.

Blondynka kiwnęła tylko głową.

Doszłyśmy do wieży Gryffindoru po czym poszłyśmy do dormitorium.

- Ale teraz Lily wyjaśni mi o co chodziło Smarkowi na eliksirach - Dorcas usiadła na moje łóżko.

- A co się stało na Eliksirach? - dopytała Ann.

- Lilka gadała ze Smarkiem i nawet dotknął jej dłoni! Z Potterem razem ich obserwowaliśmy - Dorcas wyjaśniła jej pokrótce.

- A więc jak to było? - dopytała czarnowłosa.

- Ach - westchnęłam - no najpierw do mnie zagadnął pytając co tam i w ogóle pytając o wczorajszą akcje z Potterem, a później znowu zaczął pytać czy da się naprawić dawną przyjaźń, bo boli go moja obojętna postawa wobec niego.

- I aż musiał łapać cię za rękę? - Dorcas zachichotała - mówię Ci Ruda, Smark na ciebie leci już od ładnych paru lat.

- Sama byłam w szoku, że się tak ośmielił i nie Dorcas, po prostu zależy mu na naszej przyjaźni.

- Ty SERIO w to wierzysz? - prychnęła - Snape leci na ciebie i nawet ślepy by to zauważył.

- Głupoty - mruknęłam, ale ziarenko wątpliwości zakiełkowało.

- W sumie to by wyjaśniało dlaczego Potter tak go nie znosi? Nie uważasz? - dodała Ann, ale ja tylko przewróciłam oczami nie chcąc o tym myśleć.

- No my z Potterem jeszcze byliśmy w szoku, że nie wzięłaś dłoni od razu - powiedziała po czym dodała - James był zazdrosny nawet więc to by miało sens.

- Nie zaprzeczył na Transmutacji, że Sara jest jego dziewczyną więc nie powinien być - powiedziałam.

- Gadaliście?

- No, ale krótko. Ciągle pytał tylko za co dostał, ale myślałam, że robi mi na złość.

- A to ci dopiero - mruknęła Ann.

- Nawet nie wiecie jak wkurza mnie to, że moje całe życie na chwilę obecną to jakaś jedna wielka drama związana z Potterem - mruknęłam.

- W sumie lepsze to niż jakieś większe problemy - uśmiechnęła się pocieszająco Ann.

Do końca okienka przesiedziałyśmy w dormitorium i dopiero ruszyłyśmy na Zaklęcia. 


***


- Lilka? Pomożesz mi napisać esej dla McGonagall? - poprosiła Dorcas gdy schodziłyśmy po schodach w kierunku sali lekcyjnej.

- Jasne, ale już dziś - czarnulka przekręciła oczami, ale koniec końców się zgodziła.

Nie miała nikogo kto by mógł jej pomóc w tym lepiej niż ja.

Gdy powolnym krokiem szłyśmy w stronę sali trajkocząc o jakiś pierdołach zauważyłyśmy dziwny kształt w zaułku w jednym korytarzu niedaleko sali Zaklęć.

Po przybliżeniu się do tego jasno było widać, że to obściskująca się para.

Klęłam gdy tylko rozpoznałam osoby.

Miałam dziś okropnego, wielkiego, nienormalnego pecha.

Dlaczego ja?!

Oczywiście to był nie kto inny jak Sara i Głupotter.

- No ja nie wierzę - szepnęłam i zatrzymałam się.

Dziewczyny spojrzały na mnie, a później na parę.

- No nie... - Dorcas z otwartej ręki palnęła się w czoło - Potter to jednak kretyn do potęgi.  

Ruszyłyśmy dalej.

Na ten dźwięk przestali się całować i odwrócili w naszą stronę. Na Pottera twarzy rozkwitło zdezorientowanie i coś w rodzaju złości.

Mam dość tego teatrzyku z nami w roli głównej. Niech sobie będzie z Sarą i robią co chcą, ja już pasuje. Nie bawię się w kotka i myszkę.

Nigdy więcej.

Weszłyśmy do klasy rozsiadając się obok siebie. Za nami usiedli Huncwoci, a zaraz do klasy wbiegł Potter zajmując miejsce za Dorcas.

Flitwick się coś spóźniał.

- Lils? - zaczęła Dorcas dziwny i donośnym tonem.

- Co? - odpowiedziałam tonem, który mógł wydawać się naburmuszony.

- Co ubierzesz do wioski w weekend?

- Dorcas... - wiedziałam już do czego pieje, chciała wywołać u Pottera zazdrość moim wyjściem z Willem - proszę cię przestań.

- Ale co?

- Nie chcę się w to bawić.

Wiedziałam, że wie doskonale o czym mówię tylko udaje głupią.

Zapadła między nami chwila ciszy. Dziewczyny widziały jak walczę ze sobą i ze swoimi uczuciami więc postanowiły już mnie tym nie męczyć.

I wtedy profesor Flitwick wszedł do klasy o dziwo z profesor McGonagall i obydwoje mieli nietęgie miny. Uwaga wszystkich diametralnie skupiła się na dwójcie nauczycieli.

- Przepraszam, że opóźniam wasze zajęcia, ale potrzebuję porwać na Pannę Evans i Pana Pottera - powiedziała poważnym tonem, a mnie aż zmroziło słysząc padające z jej ust moje nazwisko.

Spojrzałam na Jamesa, który wydawał się równie zdziwiony jak ja.

Posłusznie wstaliśmy i idąc ramie w ramie ruszyliśmy do nauczycielki.

- Co zrobiłeś? - syknęłam do niego.

- Ja? Nic - odpowiedział zdezorientowany.

McGonagall wyszła z klasy, a my za nią. Szliśmy w ciszy, ale ja czując mrowienie na karku postanowiłam przerwać milczenie.

- Pani profesor czy coś się stało? - mój ton wydawał się zdezorientowany.

- Wszystkiego dowiecie się u dyrektora - powiedziała nie znanym mi tonem, a ja poczułam zimny pot na plecach.

U dyrektora? Co się stało? Chyba zbladłam, bo James przyglądał mi się z niepokojem. Spojrzałam na niego, ale nic nie potrafiłam wyczytać z jego spojrzenia. Serce biło mi jak oszalałe, nie lubiłam takich momentów. 

Trafiliśmy do miejsca gdzie znajdował się gabinet profesora Dumbledora. McGonagall zatrzymała się.

- Czekoladowa żaba - wypowiedziała hasło, a orzeł który strzegł przejścia zaczął się obracać tworząc schody.

W głowie miałam tysiące myśli po co mogliby nas tu ściągać. Może odkryli, że byliśmy z Potterem w Hogsmeade wtedy po test ciążowy dla Dorcas? Robiło mi się słabo na samą myśl.

McGonagall zaczęła się wspinać po schodach więc poszłam w jej ślady. Gdy dotarliśmy na górępchnęła duże, ciężkie drzwi i znaleźliśmy się w gabinecie profesora.

Byłam już tu kiedyś odnieść jakiś ważny papier więc wiedziałam jak gabinet wygląda. Lecz nie wygląd gabinetu był mi teraz w głowie. W gabinecie nie był tylko dyrektor lecz także rodzice Pottera?

Nic już nie rozumiałam.

- Co się dzieje? - zapytałam, a mój głos zadrżał.

Co oni tu robią? Czemu zostałam wezwana?

- Tylko spokojnie Panno Evans - McGonagall stanęła pod drzwiami.

Chrzanić Twój spokój.

- Co się dzieje? - puściłam tę uwagę mimo uszu.

- Mamo? Tato? Co wy tu robicie? - James stanął obok mnie, a w jego głosie również była nuta strachu.

- Czy ktoś mi powie co się stało? - mój ton mógł wydawać się wręcz agresywny.

No mówić do cholery.

- Panno Evans - zaczął dyrektor patrząc na mnie ze smutkiem spod okularów połówek - pani rodzice znaleźli się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie - powiedział, a z jego głosu nie dało się nic więcej wyczytać.

Poczułam ogromny strach, a mój oddech przyspieszył. W głowie miałam jeden jedyny najczarniejszy scenariusz.

W oczach stanęły mi łzy.

W gabinecie panowała grobowa cisza.

- Co ma profesor na myśli? - mój głos zadrżał. 

- Byli w galerii handlowej razem z Państwem Potter kiedy zostało one zaatakowane przez grupę śmierciożerców.

Z moich oczów łzy zaczęły wypływać, a ciało przeszył dreszcz.

- Czy oni...? - nie byłam w stanie tego wypowiedzieć, w sali było słychać tylko mój szloch.

- Żyją, ale odnieśli obrażenia. Leżą w szpitalu świętego Munga - szybko dodał dyrektor domyślając się o czym mówię i myślę.

Poczułam ulgę, ale i tak zrobiło mi się słabo. Moi kochani, bezbronni rodzice mogli umrzeć. Zaatakowali ich poplecznicy Voldemorta, śmierciożercy, biednych, nie potrafiących obronić się ludzi.

Kim do cholery trzeba być?

Bestią.

Moje ciało przeszył szloch i poczułam jak tracę grunt pod nogami.

- Lily! - krzyknął James, który podtrzymał mnie widząc, że o mało co nie osunęłam się na ziemie.

Nim zdążyłam mrugnąć siedziałam już na krześle.

- Szybko wezwijcie panią Pomfrey! - krzyknął James klękając przy mnie - jest blada jak kreda! 

- Co z Petunią? - zapytałam czując, że przytłacza mnie zbyt wiele emocji, ale nie to się teraz liczyło.

Liczyła się tylko moja rodzina.

- Wszystko z nią w porządku, była w domu kiedy to się stało - po raz pierwszy odezwała się Pani Potter. 

- Jak bardzo ucierpieli moi rodzice? - zapytałam ocierając łzy rękawem szaty. Czułam jak wracają do mnie siły.

- Nie są to duże obrażenia, ale jednak są. Twoja mama złamała rękę i ma wstrząśnienie mózgu, a tato rozcięty policzek i złamany nos.

- Petunia została sama w domu? Jak zareagowała, czy ktoś z nią był? - zapytałam czując ogromną potrzebę zobaczenia ich wszystkich.

- Załatwiliśmy jej opiekę z ministerstwa, był z nią jej chłopak Vernon - wytłumaczyła Pani Potter.

Do gabinetu wpadła Pani Pomfrey z apteczką w ręku. Szybko do mnie doskoczyła odganiając Pottera aby zrobił jej miejsce.

- Proszę Evans, do dna, to na uspokojenie - powiedziała wciskając mi do ręki szklankę.

Wypiłam i próbowałam opanować łzy.

- Lily, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby ocalić twoich rodziców... tak nam przykro - zaczęła smutno Pani Potter.

- Jestem pewna, że zrobiliście wszystko tak jak trzeba i jestem wam za to wdzięczna proszę Pani, no i przecież to absolutnie nie jest wasza wina.

- Lily musimy Cię też prosić o zgodę na pewien czyn, nie mamy za dużo czasu - zaczął poważnie pan Potter przechodząc do konkretów.

Kiwnięciem zachęciłam go aby kontynuował.

- Przez ogromną sympatię jaką mamy do twoich rodziców - kontynuowała za męża Pani Potter smutnym tonem - oraz przez wojnę w świecie czarodziejów i dla ich bezpieczeństwa prosimy cię o zgodę na wymazanie im nas z pamięci, aby trzymać ich od świata magii dalej niż to konieczne.

Wiedziałam o co im chodzi i mieli stu procentową rację. To było by dobre dla ich własnego bezpieczeństwa, ponieważ rodzice Jamesa są aurorami i są na celowniku bardziej niż inni więc oni automatycznie też mogą być w jakimś stopni narażeni na atak.

 - Oczywiście, że się zgadzam. Powinni trzymać się od wojny czarodziejów z daleka.

- Dziękujemy, zajmiemy się tym jak tylko wyjdą ze szpitala.

- Petunii i Vernonowi też trzeba - powiedziałam wstając.

Eliksir najwyraźniej musiał zadziałać.

- Lily, proszę, uważaj na siebie - powiedział cicho James i złapał moją dłoń jakby bojąc się, że zaraz znów osunę się na podłogę.

- Czy mogę ich zobaczyć? - powiedziałam patrząc na dyrektora, ale mimo wszystko znałam już odpowiedź.

- Oczywiście, oddaje cię w ręce państwa Potterów razem z nimi możesz udać się do świętego Munga - dyrektor rozpalił swój kominek proszkiem fiuu.

- Z moją siostrą też pragnę porozmawiać, na pewno jest przerażona - powiedziałam ogarniając swoje bijące ze strachu serce.

- A Ty James możesz wracać do wieży, wasi przyjaciele pewnie się niecierpliwią - powiedział dyrektor wysyłając porozumiewawcze spojrzenie się do niego.

James spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a potem na swoich rodziców.

- James... - zaczęła jego mama.

- Tak wiem mamo, ja was też. Uważajcie na siebie - odpowiedział, przytulił ją. kiwną do swojego ojca po czym wyszedł.

- Gotowa? - zapytał dyrektor.

- Gotowa.


***


Meldujemy się! :)

Kto dotrwał?




















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro