Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zupełnie nie rozumiałem, co się wtedy działo. Byłem przekonany, że widzę przed sobą swoją byłą narzeczoną, a ona przecież nie żyła od ponad dwóch lat.

– Mignonette – szepnąłem.

– Od kiedy to pełnym imieniem, co? No jasne, że ja.

– Przecież ty nie żyjesz.

– Istotnie.

Nie wyglądała na ducha. W ogóle uznałbym ją za tę samą, piękną kobietę, co trzy lata temu. Jej długie włosy opadały jej swobodnie na ramiona, na twarzy nie miała ani odrobiny makijażu i ubrana była w długą, białą szatę. Jej stopy były zupełnie bose.

– Co, nie poznajecie mnie? –zapytała. – Zaraz będę bardziej przypominać siebie – na te słowa dziewczyna zrobiła ruch, jakby chciała ściągnąć z siebie szatę. W jej miejsce pojawiły się jeansy i prosta koszulka.

– Mignonette – powtórzyłem. –O co chodzi? Nic nie rozumiem...

– Musiałam się tutaj pojawić. Co prawda, pokazałam ci, że z waszych planów posiadania maluszka nic nie wyjdzie, ale po prostu chciałam ci powiedzieć naprawdę dużo, różnych rzeczy – powiedziała kobieta, łapiąc mnie za rękę.

Lou szarpnęła mnie za koszulę.

– Tatusiu, kto to? – zapytała.

– Wiesz co, Lulu, nawet nie wiem, jak ci to powiedzieć...

– Jamie, to proste dopowiedzenia... Jestem twoją mamą, Lou – uśmiechnęła się dziewczyna.

– Ale tatuś mówił, że moja mamusia umarła – zauważyła Louisa.

– To prawda. Ale twój tata ma tyle problemów, że musiałam do niego zejść i z nim porozmawiać.

– I już tutaj zostaniesz? –upewniła się Lou.

– Chciałabym. Ale mi nie wolno. A co, źle ci z ciocią Lindsey?

– Nie.

– No i widzisz. Poza tym, dla mnie już tutaj nie ma miejsca. Zrobiłam, co miałam do zrobienia... i tyle – wolną ręką złapała Lindsey. – Jesteście naprawdę śliczną parą – stwierdziła. – Było mi żal, gdy zdałam sobie sprawę, że cudem byłoby, gdybyście mieli przynajmniej jedno dziecko. LeeLo... wiesz, że to tylko twoja wina?

Lindsey jej przytaknęła. Nadal niebyła w stanie nic powiedzieć.

– Mia, ale... proszę, zrób z tym coś – poprosiłem. – Nie wyobrażam sobie, żeby Lou nie miała rodzeństwa.

– Czekaj, daj mi skończyć... Otóż, uważam, że... zasłużyliście sobie na to dziecko. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyście mieli maluszka jeszcze przed waszą drugą rocznicą – powiedziała Mia, delikatnie się uśmiechając.

– Mój Boże, Mia, dziękuję – do oczu Lindsey od razu napłynęły łzy i mocno przytuliła swoją przyjaciółkę.

– I jeszcze jedno... Jamie, rano zapytałeś mnie, czy powinieneś się jej oświadczyć. Nie tyle powinieneś, co musisz – stwierdziła dziewczyna. – I to jak najszybciej.

– Tak mówisz?

– No chyba słyszałeś...

– Ale jeżeli jej się oświadczę, to na pewno mamy mieć dziecko – zastrzegłem.

– James... to nie działa tak, jakbyś chciał. Nie jestem cudotwórcą. Zrobię, co będę uważała za stosowne. Nie ma tak, że zrobisz jedno, to ja w zamian zrobię drugie.

– No dobrze. Ale wiesz co, Mia... Tęsknię za tobą. Bardzo. Już dawno bylibyśmy małżeństwem, mielibyśmy wyśnionego, drugiego maluszka... Jednak bardzo ci dziękuję, że zrobiłaś coś tak niesamowicie trudnego i wymagającego odwagi, jak oddanie dla mnie swojego życia. Myślałem,że sobie nie poradzę, że moje życie, jak to powiedziała kiedyś Lindsey, nie byłoby życiem, tylko istnieniem... A ty doskonale wszystkim pokierowałaś – powiedziałem, patrząc w duże, brązowe oczy swojej ukochanej.

– Też tego nie żałuję. Ani trochę – odpowiedziała dziewczyna. – Nie marnujesz swojego drugiego życia... Kocham cię – szepnęła, chcąc mnie pocałować, jednak szybko się ode mnie oddaliła. – Nie... nie mogę.

Przytuliłem ją najmocniej, jak tylko potrafiłem.

– Ja ciebie też.

To było jak najbardziej szczere. Nie czułem żadnych wątpliwości. Szkoda, że już nie było nam dane zostać małżeństwem, ani nawet pobyć ze sobą na dłużej.

– Jejku, Lulu, jaka ty jesteś duża – zauważyła Mia, biorąc Lou na ręce.

– Mając waszą dwójkę za rodziców nie może być mała. Jest większa, niż wszystkie inne dzieci w przedszkolu – powiedziała Ninnie.

– Ile masz już lat, słoneczko? – Mia zwróciła się do Lulu.

Dziewczynka podniosła do góry cztery palce.

– Cztery. Niedługo pięć.

Mia się uśmiechnęła.

– No to nic dziwnego, że mnie nie pamiętasz.

– Na zdjęciach miałaś różowe włosy – zauważyła Lou.

– Ale chyba nie na wszystkich, prawda? Po prostu bardziej się sobie podobałam w różowym i przez to rzadko miałam takie włosy, jakie miałam naprawdę.

– Dobrze, teraz się przyznaj... jak często się ze mnie podśmiewasz? – zapytałem, uśmiechając się do brunetki.

– A jest się z czego śmiać? – dziewczyna odpowiedziała pytaniem. – Mogłabym tylko płakać, gdyby to było możliwe. Wszystkie dziewczyny, które poznałeś przed Lindsey, to, co czuła przez nie Lou... Stwierdziłam, że po prostu muszę postawić ci na drodze moją LeeLo. I wcale się co do niej nie pomyliłam – Mia mrugnęła do Ninnie. – Obawiam się, że mój czas tutaj dobiega końca. Życzę wam jak najlepiej. Do zobaczenia.

Dziewczyna chciała się odwrócić, ale Lou mocno ją przytrzymała za rękę.

– Mamusiu, nie odchodź– powiedziała, bliska płaczu. – Nie wolno ci.

Mignonette przyklęknęła do poziomu dziewczynki.

– Lulu, nie tyle mi wolno, co muszę. Nie mogę tu zostać, bo ktoś inny może mnie zobaczyć. Kiedyś się zobaczymy. Na pewno – dziewczyna przytuliła do siebie Lou. – Jesteś już za duża, żeby płakać. Masz ciocię Lindsey, tatę... niedługo siostrzyczkę albo braciszka... Nie jesteś tutaj sama. A ja cały czas patrzę na ciebie z góry. Do zobaczenia, słoneczko – Mia się wyprostowała i odeszła dalej,żebyśmy nie mogli jej dostrzec.

Zauważyliśmy tylko malutki promień światła. I nic poza tym.

Lou – mimo tego, co powiedziała jej Mignonette – zaczęła płakać. I nie mogła się uspokoić.

Przestała dopiero, gdy Lindsey dała jej ciastko. Ale, niestety, nie na długo.

– Wracamy do domu –zarządziłem, biorąc Lou na ręce. Inaczej nie dało jej się doprowadzić do samochodu.

Gdy pojawiliśmy się w domu, Lulu tylko zdjęła buciki i pobiegła do swojego pokoiku. Lindsey poszła za nią.

Ja tymczasem poszedłem do sypialni i odszukałem pierścionek zaręczynowy Mii. Po tak długim czasie leżenia na samym dnie szuflady, nic się z nim nie stało. Nadal był po prostu cienką obrączką ze złota z wprawionym ametystowym oczkiem. Wciąż podobał mi się tak samo,jak w chwili, gdy go zobaczyłem po raz pierwszy. Lindsey pewnie widziała go kiedyś u Mii, ale to nie miało żadnego znaczenia. Miałem tylko nadzieję, że będzie jej pasował.

***

– Mówiłem ci, że się z nikim nie umówię? W takim razie słuchaj: mam dziewczynę i chcę się jej oświadczyć.

Spotkałem Michaela, gdy Lou cudem wyciągnęła mnie na plac zabaw. Lindsey akurat miała pomóc jakiemuś zespołowi ze sprzętem, a potem zostać na koncercie. Także miałem przed sobą cały dzień bez niej.

Mickey się uśmiechnął.

– No to chociaż powiedz mi, co to za jedna. Rihanna? Selena Gomez? – zgadywał.

– Nie jest kimś sławnym. Zajmuje się aranżacją utworów, przerabianiem dźwięku i innymi rzeczami technicznymi. To po prostu informatyczka. Ma na imię Lindsey.

– Ile ma lat?

– Dwadzieścia sześć. Znaczy się, w najbliższym czasie dwadzieścia siedem –poprawiłem, gdy zdałem sobie sprawę, że w przyszłym miesiącu moja dziewczyna obchodzi urodziny.

– Jak wygląda?

– Jest całkiem ładna. Wysoka, szczupła blondynka o niebieskich oczach – poszukałem w komórce zdjęcia Lindsey i pokazałem je Michaelowi.

– Nie, żebym coś mówił, ale... tamta pierwsza była ładniejsza – stwierdził, aja dźgnąłem go łokciem w żebro.

– Jasne, że była, w ogóle tylko patrząc na Ninnie nie dawałem nam żadnych szans, ale... Lulu ją polubiła. No i ja zresztą też.

– Poza tym, wydaje mi się, że ona jest dużo niższa od Mii.

– Nie wiem, jak ty, ale ja nie znam żadnej kobiety o wzroście metra dziewięćdziesięciu, z wyjątkiem Mignonette. Lindsey ma metr siedemdziesiąt pięć. Tak w ogóle, niechby nawet miała metr pięćdziesiąt, czy to ma znaczenie?

– Gdybym był tak wysoki, jak ty, na pewno zwróciłbym na to uwagę.

– A ja mam to głęboko w poważaniu. Poza tym, jakby nie patrzeć, też jest całkiem wysoka. Najważniejsze, że moja Lou przepada za Ninnie, a Ninnie za Lou. Czasami zdaje mi się, że nie mam w domu dziewczyny. I tak już od prawie roku.

– I tak szybko chcesz się jej oświadczyć?

– Nie mam czasu czekać jeszcze trzy lata. Mam trzydzieści cztery lata.

– Nie mogłeś pomyśleć o czymś takim wcześniej?

– Wcześniej marnowałem sobie życie z innymi laskami. Myślałem, ale Lindsey nie była pierwsza. Zresztą, chyba wiem lepiej, co mam robić.

Kątem oka spojrzałem na Lulu. Akurat biegła w moją stronę.

– Co się stało, słoneczko? – zapytałem, sadzając sobie ją na kolanach.

– Nie ma wolnych zabawek – powiedziała. – Możemy już iść do domu?

– No... w sumie możemy, ale co będziesz tam robić? – zapytałem.

– To ciocia jeszcze nie wróciła? – zdziwiła się Lou.

– Nie. Wróci jutro. Ale na pewno za tobą tęskni.

– Ale ciocia na pewno wróci, prawda?

– Tak – uśmiechnąłem się. – Już, idź się jeszcze pobaw – powiedziałem, a Lulu w jednej chwili pobiegła na huśtawkę, zanim jakieś inne dziecko zdążyło na nią wsiąść.

– Ile ona ma lat? –zapytał Michael.

– W lipcu skończy pięć. Nie mam pojęcia, kiedy to minęło. Jeszcze niedawno nie potrafiła mówić, a teraz nie może przestać nawijać. Nawet, jeśli nikt jej nie słucha.

– Każde dziecko w jej wieku tak ma.

– Skąd to wnosisz?

– Nie wiem, czy wiesz,ale mam dwoje dzieci. Z tym, że dużo starszych od twojej Lou. Po prostu pamiętam, jak było w ich przypadku.

– No właśnie nic mi o tym nie wiadomo. Rozumiem, że mógłbym nie wiedzieć, gdyby to były maluchy po dwa czy trzy lata. Ale starsze od Lulu? Dziwne, że nigdy nie wspominałeś.

– Pewnie wspomniałem,ale ciebie to nie obeszło. Mam szesnastoletniego syna Iana i czternastoletnią córkę Kristen.

– W sumie możliwe.Znamy się od ośmiu lat. Mogło mi coś takiego umknąć. Zwłaszcza,że osiem lat temu poznałem Mignonette i cały czas myślałem tylko o niej – uśmiechnąłem się.

– Ty cały czas myślisz o jakiejś dziewczynie. Założę się, że z jednej strony mnie słuchasz, a z drugiej zastanawiasz się, co robi Lindsey.

– Skąd wiedziałeś?

– Za dobrze cię znam.I wiem, że najważniejsza jest dla ciebie twoja dziewczyna i twoje dziecko.

– Wiesz co, nad dziewczyną bym się zastanowił, bo bez tego dałbym radę żyć,tylko byłoby mi ciężej. Za to bez Lulu nie dałbym rady. Za bardzo ją kocham – stwierdziłem, patrząc na Lou, która w dalszym ciągu huśtała się na huśtawce.

Usłyszałem dzwonek wiadomości. Od Ninnie. Wysłała mi zdjęcie z... Adamem Levine'em? Czyżby wybrała się na koncert Maroon 5?

Mam szczęście,prawda? Upolowałam na koncercie Adama... W razie czego – nie jestem na koncercie Maroon 5. Po prostu też robi za technika na występie Evanescence.

Masz szczęście. Z tym się zgodzę. Jeżeli Adam zna Mię Jamieson, to powiedz mu, że była jego fanką i nagrała płytę z coverami piosenek Maroon 5. Niech wie.

Już o tym wie. Powiedziałam mu. A on powiedział, że był razem z żoną na trzech waszych występach. Wiesz co, porozmawiamy później. Nie mam teraz czasu. Ucałuj ode mnie Lulu.

Załatwione.

– Od dziewczyny? – zapytał Michael.

– Tak. Chciała mnie poinformować, że pracuje razem z wokalistą mojego ulubionego zespołu.

– Co to za jeden?

– Adam Levine.

– Jesteś pewien, że na niego nie poleci? – zachichotał Mike.

– A dlaczego miałaby to zrobić? Nie boję się o to. Adam jest od niej jakieś piętnaście lat starszy.

– Wiesz, gdyby miała wybór między tobą a nim, na pewno wybrałaby jego.

– Nie. On nie ma czegoś, co mam ja – stwierdziłem.

– Niby czego?

– Lulu – odparłem.– Są do siebie bardzo przywiązane – odparłem, wyjmując zkieszeni kurtki niewielki notes i długopis.

Byliśmy tylko dziećmi, kiedy się zakochaliśmy
Nie wiedzieliśmy, co to było
Teraz jestem w stanie dać ci wszystko
Moja droga, jedynie powoli mnie pocałuj
Twoje serce to wszystko, co posiadam
A ty trzymasz mnie w swoich oczach

Kochanie, ja
Tańczę w ciemności
Z tobą między moimi ramionami
Boso na chłodnej trawie
Słuchając naszej ulubionej piosenki
Kiedy powiedziałaś, że wyglądasz okropnie
Wyszeptałem między swoim oddechem
Ale ty to usłyszałaś
Moja droga, wyglądasz perfekcyjnie tej nocy

Odnalazłem kobietę
Silniejszą, niż ktokolwiek inny, kogo znam
Dzielę z nią sny i mam nadzieję, że kiedyś
Podzielę z nią dom
Odnalazłem miłość
Z którą mogę dzielić więcej, niż tylko sekrety
Dzielić z nią miłość, a później nasze własne dzieci

(Ed Sheeran –Perfect)

Co tam tworzysz? – zapytał Michael, odbierając mi zeszyt.

– Oddaj mi to –spróbowałem wyszarpnąć z rąk Mike'a niedokończony tekst piosenki. On jednak zaczął czytać go na głos.

Dzielę z nią sny i mam nadzieję, że kiedyś podzielę z nią dom... Byłem pewny, że już mieszkacie razem. Odnalazłem miłość, z którą mogę dzielić więcej, niż tylko sekrety, dzielić z nią miłość, a później nasze własne dzieci... James, nie wmówisz mi, że potrzebujesz jeszcze jednego dzieciaka, jak parę lat temu ledwie zniosłeś fakt, że będziesz miał jedno.

– Po pierwsze, masz rację, ja i Lindsey mieszkamy razem, po drugie, oczywiście, że potrzebuję jeszcze jednego dzieciaka, a po trzecie, gdy Lou miała się urodzić, byłem młody i głupi, po czwarte, to tylko piosenka .A po piąte... Oddasz mi to, czy nie?

– Bierz – Michael rzucił mi zeszyt na kolana. – A tak w ogóle, to całkiem niezły ten tekst. Tylko przypadkiem tego nie zaśpiewaj sam.

– Bo?

– To będzie żałosne.

– Sugerujesz, że nie potrafię śpiewać? – upewniłem się.

– No bo nie potrafisz.

– Uważasz, że osoba,która od dziesięciu lat zarabia na życie śpiewaniem, jeździ po świecie, wydaje płyty, które, jak mówiła to Mia, mają lęk wysokości i boją się zejść z pierwszych miejsc wszelkich notowań, która wygrała wszystkie cztery nominacje na listopadowej gali Grammy... nie umie śpiewać?

– Te wszystkie płyty i tak dalej nie są przecież tylko twoją zasługą...

– Wytłumaczenie jest tylko jedno – ty tego nie dostrzegasz, bo nie słuchasz heavy metalu – roześmiałem się.

– No dobrze – poddał się Mike. – Niech ci będzie.

Lulu tymczasem się wybawiła i znowu poprosiła, żebyśmy poszli do domu. Tym razem jej się nie sprzeciwiałem. Ale nie do końca chciało mi się wracać.

– Lou, masz może ochotę na ciastko albo na lody – zaproponowałem w pewnym momencie.

– Tak –odpowiedziała uszczęśliwiona dziewczynka i od razu przyspieszyła krok.

Poszedłem z nią do kawiarni i kupiłem jej lody, a sobie kawę.

Usiedliśmy przy stoliku. Wyjąłem telefon i obejrzałem zdjęcia, które Lindsey wstawiła na portal społecznościowy.

– Tatusiu, a gdzie w ogóle jest ciocia? – zapytała Lou, bawiąc się łyżeczką.

– Na koncercie. Pomaga ustawić mikrofony i inne takie cuda – odpowiedziałem, włączając wideo z piosenką Call Me When You're Sober nagrane przez Ninnie.

– Kiedy przyjedzie?

– Mówiłem ci już, że jutro rano. Na razie jeszcze jest potrzebna.

– Bez cioci jest tak jakoś smutno...

– Masz rację, Lulu.

– A mamusia jeszcze kiedyś do nas przyjdzie? – zapytała dziewczynka, po czym włożyła sobie do buzi łyżeczkę z na wpół rozpuszczonymi lodami.

Doskonale pamiętałem, co stało się tydzień temu. Chciałem, żeby to się jeszcze kiedyś stało. Chociaż nie byłem w stanie tego wytłumaczyć.

– Mam nadzieję, że tak – szepnąłem. – Nawet nie wiesz, jak bardzo ją kochałem. Gdyby mamusia była z nami na zawsze, już dawno miałabyś siostrzyczkę albo braciszka. A teraz musisz czekać.

– Ale w sumie... to jak mogę mieć siostrzyczkę albo braciszka, jeżeli moja mamusia nie żyje? – zastanowiła się Lulu.

– Możesz... Tylko, że dzidziuś będzie miał inną mamusię... Czyli ciocię Lindsey.

– A skąd ja się w ogóle wzięłam?

Cholera, czy każde dziecko musiało zadawać to pytanie? Nawet moja Lou?

Postarałem się wymyślić jakąś teorię, która nie miałaby nic wspólnego z seksem, ale żeby była wiarygodna dla kilkuletniej dziewczynki. I chyba mi się udało.

– Widzisz, słoneczko... To jest bardzo trudne. Kiedy ja i mamusia się przytulaliśmy, całowaliśmy i pokazywaliśmy sobie, jak bardzo się kochamy, to w brzuszku mamusi rozwijało się takie maleńkie ziarenko. I ono później rosło i było coraz większe, aż w końcu przeistoczyło się w dzidziusia, który jeszcze trochę był w brzuszku mamusi, a potem wyszedł na świat – tłumaczyłem ,próbując się z siebie nie śmiać.

– A jak stamtąd wyszłam?

Jeszcze gorsze pytanie. Ale w sumie mogę dać, prawie zgodną z prawdą, odpowiedź.

– Nie wiem. Musiałem wtedy zawieźć mamusię do szpitala i czekałem na was na korytarzu.

Chwila ciszy. Lou zajęła się wreszcie swoimi lodami. Ale nie na długo.

– Czyli nie kochasz cioci Lindsey? – zapytała cicho.

– Co? Lulu,oczywiście, że ją kocham. Może nie tak bardzo, jak twoją mamusię, ale jednak.

– To dlaczego jeszcze nie macie dzidziusia?

– Bo... Lou, zjedz w końcu te lody i daj mi spokój – poprosiłem, znów zajmując się swoim telefonem.

Odnalazłem na nim zdjęcia, które robiłem jeszcze, gdy moja ukochana Mia żyła. Naprawie każdym była ona. Albo spała, albo wyjątkowo ładnie wyglądała, albo zrobiłem jej coś zabawnego, albo jeszcze byliśmy w trasie koncertowej. Jedno ze zdjęć zrobiłem dla żartu, gdy wkradłem się do jej garderoby, a ona się przebierała. Oczywiście, na pierwszym planie widać jej środkowy palec o pomalowanym na czarno, długim paznokciu, a na drugim planie jej minę z przygryzioną wargą i delikatnie zmarszczonymi brwiami. W sumie wyglądała nieźle. Nawet nie zauważyłem, że widać tam jej biust, przykryty dłonią. Zresztą, to nie była jedyna fotka, którą próbowałem jej zrobić nago. Ale Mignonette zawsze krzyżowała mi plany, więc nigdy z tego nic nie wyszło.

– Już – oświadczyła Lulu, wstając od stolika.

– No to co, idziemy do domu? – uśmiechnąłem się i wziąłem Lou za rękę.

Gdy znaleźliśmy się w domu, Louisa usiadła przy fortepianie.

– Tatusiu, nauczysz mnie na tym grać? – zapytała.

– Nie jesteś trochę za mała? Wydaje mi się, że nawet nie będziesz w stanie tak rozciągnąć palców, żeby zagrać nawet najprostszy akord –wytłumaczyłem i usiadłem obok niej.

– Dlaczego?

Przyłożyłem swoją dłoń do jej dłoni.

– Dlatego. Jak będziesz większa, to zobaczymy. Na razie możesz się pobawić tamtym instrumentem – wskazałem ruchem głowy na keyboard.

Lou podeszła tam i włączyła sobie instrument. Jedyny, który rzeczywiście należał do mnie. Reszta była Mii. Właściwie nie wiem, z jakiej racji pozwoliłem jej trzymać w domu fortepian, dwie gitary elektryczne, jednego akustyka, basówkę, klarnet i niedużą harfę. No, i perkusję. I najlepsze jest to, że na wszystkim nie dość, że potrafiła grać, to jeszcze zawsze znajdowała na każdy jeden czas.

Zagrałem kilka akordów. Stwierdziłem, że muszę coś dopasować do swojej nowej piosenki,która, co prawda nie była jeszcze w całości, ale miałem kilka pomysłów.

Nagle Lulu zaczęła sobie coś nucić. I, co najlepsze, zainspirowało mnie to.

– Lou, słońce, dziękuję – mocno przytuliłem i ucałowałem dziewczynkę, która nie wiedziała, za co w ogóle jej dziękuję.

Wziąłem kartkę, długopis i zapisałem po kolei wszystko, co przyszło mi na myśl. W miejscu na tytuł napisałem po prostu Perfect. Proste, ale pasujące do tej piosenki.

– Lulu, mogłabyś podać mi tę gitarę? – wskazałem na gitarę akustyczną Mii, a gdy dziewczynka mi ją przyniosła, zagrałem wszystko, co wcześniej zapisałem.

Nie wiem, jak to się stało, ale podobało mi się. Bez żadnych zmian. Jakby to powiedziała Mignonette, „zrozumiałem, co to znaczy być dobrym muzykiem". Zawsze tak mówiła, gdy przez przypadek wymyśliłem melodię, która podobała się nam obojgu bez żadnych zmian.

Włożyłem kartkę do teczki i odłożyłem instrument na bok. Wiedziałem, że ta piosenka sprawi, że przez przynajmniej kilka tygodni ludzie nie będą mogli przestać jej słuchać – a co za tym idzie – ja zyskam na popularności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro