Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Nigdy nie zapomnę dnia, w którym poznałem Mię, mimo że nasze pierwsze spotkanie nie należało o najprzyjemniejszych.

   Od Stephanie, jej menadżerki dowiedziałem się, że Mia poszukuje gitarzysty, z którym mogłaby stworzyć duet. Na dźwięk nazwiska "Mia Jamieson" od razu się zgodziłem. W  końcu Mia była moją ulubioną artystką.

   Jednak gdy przyszło co do czego, wcale nie posiadałem się z radości. Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie to spotkanie.

   W towarzystwie Stephanie wszedłem za kulisy. Mia wtedy grała na gitarze i mało prawdopodobne było, żeby zauważyła naszą obecność.

– Jamieson – odezwała się moja towarzyszka.

– Co się... – zaczęła, lustrując mnie dokładnym spojrzeniem i wybuchając śmiechem. – Nie no, błagam, Steph, chyba mi nie powiesz, że to z nim mam wystąpić.

   Nie będę ukrywał, że mnie to zirytowało. Fakt, w przeciwieństwie do Mii nie wyglądałem na gitarzystę rockowego. Zresztą, jedyne, co mieliśmy podobne to wzrost – różniły nas ledwie dwa cale, co mnie dało metr dziewięćdziesiąt pięć, a dziewczynie metr dziewięćdziesiąt. Nawet charaktery mieliśmy zupełnie inne.

– James Valentine – wyciągnąłem dłoń w stronę nastolatki.

– Mia Jamieson – odparła dziewczyna, szybko ściskając moją rękę. – Czy ty aby na pewno umiesz grać na elektryku? – upewniła się.

– No jasne – zapewniłem, biorąc od niej instrument, po czym zagrałem solówkę Slasha z piosenki Give In To Me Michaela Jacksona.

– W porządku. Pomóż mi to wszystko przygotować – poprosiła, a za chwilę oboje walczyliśmy z poplątanymi kablami i sprzętem.

   Mia raczej nie była rozmowną osobą. Na moje pytania odpowiadała opryskliwie lub tylko pomrukiwała, na przykład:

– Jak długo grasz na gitarze?

– Wystarczająco, żeby wiedzieć, że ma gryf i sześć strun.

– A grasz na jakichś innych instrumentach?

– Tak, na nerwach. I jestem w tym mistrzynią.

– Zauważyłem – szepnąłem, żeby nie mogła tego usłyszeć. – Masz chłopaka?

– A czy potrzebujesz tej informacji do szczęścia?

  Po kilku pytaniach jej wredne zachowanie zaczęło mnie denerwować, więc postanowiłem jej dogryźć.

– Jamieson, ile ty masz lat, żeby się tak dziecinnie zachowywać? Czy chociaż raz się wysilisz i odpowiesz mi jak normalny człowiek?!

– No więc, Valentine – dziewczyna odparła mój atak, podkreślając przy tym moje nazwisko – raz się wysilę i powiem ci, że mam szesnaście lat.

– W takim razie ja, będąc od ciebie dziesięć lat starszy powiem, że nie życzę sobie, żeby taka dziewczynka, jak ty odzywała się do mnie w taki sposób.

– Wielka mi różnica – Mia wzruszyła ramionami. – Zachowujesz się dokładnie tak samo, jak i ja.

– Ale na pewno nie jestem aż tak wredny. Ogarnij się, bo zaraz zostaniesz sama z tym bałaganem. Doceń to, że jeszcze tu jestem.

   Z kolei na występie w koło mnie upominała, poprawiała i wyzywała. Momentami miałem ochotę rozbić swoją gitarę na jej głowie, na której miała z dziesięć odcieni fioletu i różu.

   Ja i Mia na początku na pewno nie byliśmy zgranym duetem, zwłaszcza pod względem stylu. Ona uwielbiała eksperymentować z włosami, co trochę zmieniając ich kolor i długość, ja nie zmieniłem fryzury, odkąd zapuściłem włosy do ramion i stwierdziłem, że dobrze w nich wyglądam. Mia ubierała się jak typowa artystka rockowa – lubiła kontrowersyjne ubrania, większa część jej garderoby miała kolor czarny. W moim przypadku raczej wszystko było monotonne – jeansy, koszulka, skórzana kurtka lub jeansowa koszula i sportowe buty. Mia była prawdziwym wulkanem energii, wszędzie było jej pełno, a ja wolałem trzymać się na boku. Ona często była pod wpływem alkoholu czy narkotyków, paliła, a mi co najwyżej czasami zdarzyło się wypić.

Jednak było warto grać z tak różną ode mnie osobą, żeby tylko po kilku miesiącach usłyszeć coś, co mnie rozśmieszyło i zaskoczyło jednocześnie.

– Wiesz co, James? Może i mam czasami ochotę z całej siły przyłożyć ci w tę twoją przystojną twarz i jestem wobec ciebie wredna jak cholera, ale... Sama nie wierzę w to, co powiem, jednak... Nie, to nie możliwe – dziewczyna próbowała mi coś przekazać, ale coś jej w tym przeszkadzało. – Dobrze, raz się żyje. Kocham cię – uśmiechnęła się.

   Z wrażenia aż mnie zatkało. Ktoś, z kim pracowałem z przymusu, kto przez ostatnie miesiące nie robił nic, oprócz wkurzania mnie, nagle powiedział mi, że mnie kocha. No i co ja miałem z tym zrobić?!

– Mia, ja... Nie, ty albo robisz sobie głupie żarty, albo jesteś naćpana – stwierdziłem.

– A czy ja kiedykolwiek sobie z ciebie żartowałam? Naćpana też jeszcze nie jestem. Albo mi się tak wydaje.

– No dobrze, już ci wierzę – uśmiechnąłem się, mocno ją przytulając. – Ja ciebie też, Mio.

*

   Mijały kolejne miesiące od odejścia Mii, a wraz z nimi rosła moja Lou. Zaczęła pytać mnie o swoją mamę. Czasami nawet za nią płakała. Mimo wszystko zapewniałem swoją malutką, że Mia patrzy na nią z góry.

   Cały wolny czas spędzałem na czytaniu notesu Mii albo na pisaniu do niej.

   Wiesz co, kochanie? Czasami zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybyś nadal tutaj ze mną była... Pewnie nadal tak, jak przed moim wypadkiem. A może nawet i lepiej? Na pewno teraz bylibyśmy najszczęśliwszą parą na świecie... Może nasze wspólne marzenia zaczęłyby się spełniać i nasz drugi maluszek byłby w drodze? A może nawet już powitalibyśmy go na świecie? Gdyby to była druga dziewczynka, pewnie miałaby na imię Sharon, tak jak zawsze mi mówiłaś. A gdybyśmy doczekali się synka, pewnie miałby na imię Lucas... Szkoda tylko, że te moje marzenia już nigdy nie będą prawdą. Życie bez ciebie jest dla mnie naprawdę ciężkie. Jednak czasami pocieszam się myślą, że za jakiś czas (pewnie jakieś kilkadziesiąt lat) zobaczymy się w niebie.
   Nie, jeszcze nie mam żadnej dziewczyny, partnerki ani nikogo w tym rodzaju. Gdybym sobie kogoś znalazł, czułbym się, jakbym cię zdradzał. Wiem, że powinienem zadbać, żeby Louisa miała obojga rodziców. Ale nie chcę, żeby to była decyzja z przymusu. W końcu, jeżeli nadal kocham ciebie, nie zmuszę się do pokochania kogoś innego.

   Odłożyłem zeszyt i zerknąłem na bawiącą się na podłodze Lou. Gdy spostrzegła, że się na nią patrzę, podbiegła do mnie, wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do zabawek.

   Bardzo chciałem, żeby miała rodzeństwo, naprawdę. Ale z drugiej strony nie było mowy o tym, żebym po raz kolejny się z kimś związał.

   Nagle usłyszałem dzwonek swojej komórki. Dzwoniła Stephanie, menadżerka moja i Mii. Po raz pierwszy od kilku miesięcy postanowiłem odebrać.

– Tak, Stephanie, o co chodzi? – zapytałem, przykładając komórkę do ucha.

– James? – upewniła się dziewczyna.

– Nie, Michael Jackson – odparłem, próbując żartować.

– Dobrze, więc Jamesie aka Michaelu, czy znalazłbyś chwilę i zajrzał do studia?

– A czy tam mają wstęp małe dzieci, takie jak Lou? – zapytałem.

– Chyba tak – stwierdziła Stephanie.

– A kiedy dokładnie miałbym się tam znaleźć?

– Jeżeli się nudzisz, to nawet teraz. Do czwartej tam jestem.

– W porządku, zaraz się zobaczymy. Na razie – pożegnałem się i schowałem telefon do kieszeni. – Lou, pobawimy się później, teraz pójdziemy na spacerek – uśmiechnąłem się i wziąłem dziewczynkę na ręce.

   Założyłem jej buciki, kurtkę i czapkę, po czym szybko zarzuciłem na siebie swoją ulubioną ramoneskę i wyszedłem z domu, trzymając córeczkę za rączkę.

   Studio nagraniowe, w którym jeszcze niedawno nagrywałem wraz ze swoją ukochaną naszą następną płytę mieściło się dwie przecznice od mojego domu, więc w przeciągu kilku minut byłem na miejscu.

   Wszedłem do środka. Stephanie czekała na mnie z nogami na pudle fortepianu.

– Och, już jesteś – zauważyła. – Cześć.

– Hej – przywitałem się.

   Louisa z kolei szybko poznała Stephanie i pobiegła ją przytulić.

– O co chodzi? – zapytałem, siadając obok dziewczyny.

– Pamiętasz, że zaczęliście nagrywać nową płytę?

No pewnie, że nie. To było dobry rok temu.

No... Nie do końca – uśmiechnąłem się.

– Mia nagrała resztę utworów w wersji a cappella. Gitara mimo wszystko pozostała w twojej gestii. W razie czego zrobiła osobne nagranie, ale sama stwierdziła, że ty zagrasz lepiej – oznajmiła, głaskając Lou.

   Jak zwykle, Mia była przygotowana na wszystko. Chciała, żebym to ja zagrał, ale w razie gdybym się nie zgodził, zrobiła swoje nagrania. Zgodziłbym się. Jednak czy będę potrafił tak po prostu grać do jej głosu odtworzonego z playbacku, wiedząc, że ona tak naprawdę nie stoi obok mnie i wcale tego nie śpiewa? Czy łatwo będzie zagrać prawidłowe akordy nie patrząc na jej uśmiech? Czy nie przypomni mi to, że powinienem być razem ze swoją narzeczoną?

– Stephanie, ja... – zacząłem. – Nie. Znaczy nie wiem. Bez Mii na pewno będzie mi dużo trudniej. Możesz mi dać trochę czasu do namysłu? – poprosiłem.

– Tak, pewnie – zgodziła się dziewczyna. – James, wiem, że jest ci ciężko pogodzić się z brakiem Mii, ale to tylko jedna z wielu dziewczyn. Rozumiem, że ją bardzo kochałeś, ale widocznie ona kochała cię jeszcze bardziej.

– Steph, to ty z nią chodziłaś? Nie wyobrażasz sobie, co czuję. Mia była całym moim światem. Może i czasami była przesadnie wkurzająca, wredna i chamska, ale teraz nawet tego mi brakuje. Ty nigdy mnie nie zrozumiesz – wykrzyknąłem, ukrywając twarz w dłoniach.

– James, twój świat nie może się zawalić z powodu śmierci jednej dziewczyny.

– To właśnie był mój cały świat – powiedziałem, wiedząc, że Stephanie i tak będzie próbowała postawić na swoim. – Jeżeli tylko obok mnie była Mia, wszystko inne się nie liczyło. Potem jeszcze doszła Louisa. Nie potrzebowałem nic, oprócz nich. A teraz nagle straciłem kogoś, z kim tak naprawdę miałem zaplanowaną całą przyszłość.

Gdy tylko skończysz szkołę, pobierzemy się, będziemy mieć jeszcze jedno dziecko i na pewno będziemy bardzo szczęśliwi.

   To był nasz cały plan. Który aktualnie nie miał już szans zaistnieć.

– Co niby mogliście sobie zaplanować? Że weźmiecie ślub? Machniecie sobie kilkoro dzieciaków? James, to możesz zrobić z każdą inną.

Coś mi się wydaje, że to ty chciałabyś być tą inną...

– Oczywiście, że mogę. Ale nie chcę. To było zaplanowane z Mią, a nie z... na przykład tobą. Do tej pory zastanawiam się, czy nie mogłem wtedy zostać w domu. Wtedy na pewno ten cholerny wypadek by się nie zdarzył, nie byłoby mowy o żadnej operacji, o żadnej śpiączce, ani tym bardziej o przeszczepie serca i o śmierci Mii.

– Dlaczego o wszystko obwiniasz siebie? Mia była jedną z wielu. Masz tylko trzydzieści dwa lata. Chcesz do końca życia być sam?

– A czy masz z tym problem? Tak, chcę – wybuchąłem, biorąc na ręce Lou i wychodząc.

   Stephanie mnie zirytowała. Mówiła tak, jakby Mia była nic nie wartą osobą, o której nie warto myśleć. Tak nie powinna była zachowywać się osoba, która pracowała z nią całe osiem lat.

   W domu wyciągnąłem notes Mii. Na pewno wspomniała w nim coś o Stephanie.

   Jak widać, o tym też pomyślała.

Nasza menadżerka ostatnio strasznie się zmieniła. Stała się wobec mnie bardziej wredna, niż ja wobec ciebie kilka lat temu, chociaż pewnie wydaje ci się to być niemożliwe. Gdy jej powiedziałam, że mam zamiar zostać dla ciebie dawcą serca, wydawała się być jakoś dziwnie wesoła, wówczas gdy inni próbowali mnie odciągnąć od tego pomysłu i płakali. Wydaje mi się, że chciałaby się do ciebie zbliżyć. I jeżeli tylko jej na to pozwolisz – nie mam nic przeciwko. W końcu ja kiedyś byłam taka sama.

Wiem, że pewnie masz do mnie pretensje, że nie powinnam oddawać ci serca... Ale musiałam, James, naprawdę, nie potrafiłam inaczej. W końcu oddałam ci parę innych rzeczy, więc, czemu miałabym nie podarować ci drugiego życia?

   Te słowa spowodowały, że uśmiechnąłem się przez łzy. Parę innych rzeczy. I tu pewnie miała na myśli swoją niewinność. Bynajmniej nie chodziło jej o ciastko z kremem, gdy nagle jej przeszła na nie ochota.

   Napisałem coś do niej.

Mia, życie to jednak wielki dar. Zwłaszcza, że dostałem je twoim kosztem. W porządku, oddałaś mi kilka rzeczy. A twoje serce dostałem nawet w dwóch znaczeniach – jako osoba, w której jakimś magicznym cudem się zakochałaś i jako osoba, której chciałaś dać drugie życie.

Chciałbym z tobą porozmawiać. Ciekawi mnie, czy nadal byłabyś taka sama, jak wcześniej. Ale pewnie nadal byłabyś moją kochaną panną Jamieson. Gdybym tylko mógł, odnalazłbym cię, przytulił i pocałował. Tęsknię za tobą. Bardzo.

   Louisa wdrapała się na łóżko i mocno się do mnie przytuliła, coś do mnie mówiąc.

– Tak, słoneczko, wiem, że miałem się z tobą pobawić, ale nie do końca mam na to ochotę. Może później, dobrze? – zapytałem, całując dziewczynkę w nosek.

   Jednak Lou wcale nie zamierzała czekać. Wróciła się po pluszaki i mi je przyniosła.

   Przypomniała mi się Mia. Zawsze, gdy tylko bawiła się z małą, rzucała we mnie pluszakami. A teraz co najwyżej byłem nimi obrzucany przez Louisę.

   Zrobiłbym wszystko, żeby Lou miała oboje rodziców i rodzeństwo. Ale to było trudne. Nie chciałem się z nikim wiązać, bo nadal kochałem dziewczynę, która nie żyła od pół roku. A jeżeli miałbym się żenić, to tylko z kobietą, która byłaby dla mnie kimś ważnym.

   Mia, nawet nie wyobrażasz sobie, jak mi Cię brakuje!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro