1.16. Chcę ją zobaczyć.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Noah

 Niestety, nie dałem sobie czasu na odpoczynek, bo jeszcze tego samego dnia napisałem do Kate i Michaela. Oboje chcieli widzieć mnie w studio już na drugi dzień. Zgodnie stwierdzili, że przecież moje struny głosowe cały czas były w pełni sprawne, więc powinienem był ćwiczyć. Tak, kurde, ćwiczyć, nie mogąc sobie nic podegrać, w dodatku jeszcze mając w domu dziewczynę, która przez pierwsze półtorej tygodnia praktycznie nie wstawała z łóżka. Doskonałe warunki do ćwiczenia śpiewu.

Lauren od razu zastrzegła mnie, że nigdzie nie idzie. Stwierdziła, że już jest bliżej końca, jeżeli chodzi o pisanie, dlatego chciała poświęcić temu jak najwięcej czasu. Rozumiałem ją, dlatego sam pojechałem do studio.

Na miejscu zastałem cały zespół, Michaela i Kate. Wyglądało na to, że byłem ostatni.

– Miło cię widzieć – powiedział Michael. – A co z Lauren?

– Też już wszystko w porządku, ale nie chciała przyjść – odpowiedziałem. Spojrzałem na tytuł utworu na laptopie Michaela. – No dobrze. Zaczynajmy.

*****

L

.N. Harrison – „Bądź silna, Rosie" (fragment)

Następnego dnia istotnie wracam do matki. Jasper odwozi mnie do domu, po czym wchodzi tam razem ze mną, trzymając mnie za rękę. Jego obecność działa na mnie bardzo uspokajająco.

Już prawie w wejściu do mnie doskakuje matka, jakby nie zauważając najpierw Jaspera.

Gdzieś ty się szlajała całą noc? Tak cię wychowałam? Masz szlaban. Do odwołania...

Rosemary nie dostanie żadnego szlabanu – mówi spokojnie Jasper. Dopiero teraz mama zwraca na niego uwagę.

Tyle razy ci mówiłam, żebyś się z nim nie zadawała... To nie jest chłopak dla ciebie, Rosemary. Zejdziesz na złą dro...

Rosie jest dorosła – przerywa Jas. – To pani jej szkodzi, traktując ją jak dziecko.

– Jak śmiesz mi mówić, jak mam wychowywać własne dziecko?! – wykrzykuje, zamierzając się na Jaspera... O, nie.

Nie mogę na to pozwolić. Łapię ją za rękę, zanim udaje jej się uderzyć mojego przyjaciela.

Wyrywa mi się i zamiast zrobić to, co zamierzała, wymierza mi solidny policzek. Tak mocny, że upadam na ziemię.

– Rosie! – słyszę głos Jaspera. Pomaga mi się podnieść.

Spoglądam na matkę. W jej oczach widzę, że nas nienawidzi.

– Nie chcę cię tu widzieć, Rosemary. Jesteś okropnym, niewdzięcznym dzieckiem. Nie obchodzi mnie to, gdzie pójdziesz. Nie pozwolę ci przekroczyć progu tego domu.

Z mojego gardła wydostaje się pisk. Nie spodziewałam się tego.

Jestem tak roztrzęsiona, że nie umiem wejść po schodach do swojego pokoju bez pomocy Jaspera. Ostatecznie siadam na łóżku i próbuję się uspokoić, w trakcie, gdy on pakuje moje rzeczy do naszych plecaków. Na szczęście, nie mam ich dużo.

Rozglądam się po pokoju i zaczynam płakać. Jasper mnie przytula.

Rosie, kochana. Nie płacz – mówi. – Pomogę ci.

Nie jestem w stanie z nim rozmawiać. Bez słowa wychodzimy z domu i wsiadamy do samochodu Jaspera.

Stało się. Własna matka wygoniła mnie z domu. I co teraz?

Nie widzę przeszkód, żebyś została u mnie – zauważa Jas. – Gdy rodzice wrócą, powiem im, dlaczego tu jesteś. Podejrzewam, że nie będą mieć z tobą żadnego problemu.

To kochane z twojej strony... Jesteś niesamowity.

Jasper tylko się uśmiecha. Dojeżdżamy pod jego dom i kierujemy się bezzwłocznie do jego pokoju.

Rozpakowuję swoje rzeczy i układam je w wolnej szafce w szafie Jaspera. Moje szkolne podręczniki na szczęście zostały w szkole, wraz z zeszytami, więc nie marnowaliśmy na nie miejsca.

Przytulam go z całej siły. Nie umiem w żaden inny sposób opisać swojej wdzięczności.

Jesteś niesamowity, Jasper – powtarzam, próbując się nie rozpłakać na nowo.

Nie robię tego wszystkiego dlatego, że to ja jestem niesamowity. To ty jesteś niesamowita, Rosemary. I myślę, że dla takiej osoby jak ty, warto jest się wysilić.

Znowu inicjuje pocałunek. Podoba mi się to, dlatego mu odpowiadam, starając się być jak najbardziej czułą.

Gdy nasze usta się rozłączają, czuję w sobie, że muszę coś powiedzieć. Że coś, co kumulowało się we mnie przez całe osiemnaście lat mojego życia, osiągnęło szczyt.

Kocham cię, Jasper – mówię, czując, jak moje serce zaczyna mocniej bić. On się uśmiecha.

I właśnie dlatego uważam cię za osobę wartą wszelkich starań – odpowiada. – Bo też cię kocham. Całym sercem.

Przytulam się do niego.

Wprawdzie znam już odpowiedź, ale zapytam, ku formalności. Rosie... Czy zrobisz mi tę przyjemność i zostaniesz moją dziewczyną? – pyta.

Cóż za pytanie, Jasper! Oczywiście, że tak – odpowiadam rozentuzjazmowana, uśmiechając się do niego. On odwzajemnia uśmiech i namiętnie mnie całuje.

Był to przepiękny pocałunek.

Wieczorem Jas kupuje butelkę wina i zamawia pizzę. Znowu spędzamy razem wieczór, jedząc pizzę i oglądając film. Jas czule mnie do siebie tuli, czasem całuje. Wiem, że jest tak samo szczęśliwy, jak ja. Był dla mnie najważniejszy od czasów przedszkola. Teraz jestem dorosłą kobietą i kocham go najmocniej na świecie.

Pisałam jak natchniona. Wiedziałam, że zbliżam się do końca, ale chciałam jeszcze przedłużyć książkę. Postanowiłam dołożyć kilka wątków, żeby przedłużyć powieść.

Skontaktowałam się z kilkoma wydawnictwami. Dwa zgodziły się wydać moją książkę, ale nie mówiłam o tym Noah. Gdy skończę i prześlę całość do wydawnictwa oraz będę miała podaną datę premiery, wtedy mu powiem. Na pewno będzie się cieszył razem ze mną.

Tymczasem był u Michaela, wracał do pracy. A co za tym idzie – ja mogłam spokojnie dużo pisać.

Ostatnie dwa tygodnie, przed przyjazdem rodziców Jaspera, były najcudowniejszymi tygodniami w moim życiu. Matka dzwoniła, pisała sms-y z prośbą, żebym wróciła... Nie zrobię tego. Nigdy w życiu. Z Jasperem jestem w końcu szczęśliwa.

Gdy razem odrabiamy prace domowe, słyszymy przekręcający się w drzwiach klucz.

Oho, starzy wrócili – mówi Jasper, wstając zza biurka. – Chodź, Rosie.

Idę za nim na dół. Widzę jego rodziców.
Pan i pani Whitter prowadzą jakąś firmę, dlatego są eleganckimi, dystyngowanymi ludźmi. Pan Whitter – ubrany w garnitur, ze schludnie przyciętymi włosami, i pani Whitter – kobieta w garsonce, w wysokich szpileczkach, z włosami upiętymi w kok, z nienagannym makijażem.

Cześć, mamo, cześć tato – wita się z nimi Jasper.

Witaj, Jas – uśmiecha się jego mama. Dostrzega mnie. – Twoja koleżanka?

Nie – mówi. – To Rosemary Smith. Moja dziewczyna.

Ach, więc to ty jesteś Rosie – pani Whitter nie daje mi dojść do głosu. – Jasper dużo o tobie mówił.

Siadamy we czworo przy stole, pijąc kawę.

Jest jeszcze jedna sprawa – zaczyna Jas. Mówi za mnie, co mi bardzo odpowiada. – Ostatnio mama Rosie, nawet przy mnie, kazała jej się wynosić z domu...

Państwo Whitter patrzą na siebie ze zdziwieniem. Jasper kontynuuje.

Zaproponowałem Rosie, żeby została tutaj, przynajmniej dopóki was nie ma. Nie chciałem zostawić jej tak samej. I czy...?

Oczywiście, że Rosemary może zostać! – przerwał mu jego tata. – Tak długo, jak tylko zechcesz – zwrócił się do mnie.

Dziękuję – szepczę.

Żaden problem, Rosie – słyszę kobiecy głos. Pani Whitter już zyskała moją sympatię.

Wracamy do pokoju i kończymy zadania. We dwoje robimy je bardzo szybko.

Jasper dostaje wiadomość. Odczytuje ją.

Olivier organizuje domówkę. Pyta, czy będę.

I...? – dopytuję.

Tylko wtedy, jeżeli ty pójdziesz ze mną – oświadcza. – Chcesz iść?

Właściwie to nie mam ochoty, o czym od razu go informuję. Wolę spędzić ten czas tylko z nim.

I dobrze. Nie mam ochoty tam iść. Wolę spędzić ten czas z tobą i z rodzicami, zwłaszcza, że rzadko są w domu. Cieszę się, że się zgodzili, żebyś została.

Ja też się cieszę. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Ktoś puka do drzwi i od razu je otwiera. Tym kimś okazuje się pani Whitter, niosąca średniej wielkości tackę, a na niej słone przekąski, ciasteczka i dwie szklanki z sokiem.

Pomyślałam, że wam się przyda – mówi, stawiając wszystko na stoliku.

Dzięki, mamo – Jasper posyła jej uśmiech – kochana jesteś.

Kobieta odwzajemnia jego uśmiech. Patrzy potem przez moment na mnie, siedzącą na łóżku.

Mogę cię prosić na chwilkę, Rosie?

Zgadzam się. Idę za nią do innego pokoju, jakby małego saloniku.

Rosemary, wiem, co przeżywałaś z mamą – zaczyna. – Czasami, gdy Jasper zdawał się czymś przejmować, pytałam go o to i zawsze chodziło mu o ciebie. Czy Rosie się dodrze czuje, bo Rosie mi nie odpisuje, bo boję się, że mama ją uderzyła... I chcę ci powiedzieć, że... Jeżeli byś tylko kiedyś chciała z kimś porozmawiać, tak po prostu, to śmiało przychodź do mnie. Nie chcę być dla ciebie obcą osobą.

Dziękuję. To miłe z pani strony.

Proszę bardzo. Czuj się tutaj, jak u siebie – przytula mnie. – Nie będziesz absolutnie żadnym problemem. Wręcz cieszę się, że tutaj jesteś. Jasper na pewno będzie spokojniejszy, mając cię przy sobie. Naprawdę bardzo cię kocha.

Wiem o tym, pani...

Naomi. Nie mów do mnie „pani" – uśmiechnęła się kobieta. – No już. Możesz wracać do Jaspera.

Robię to. Ledwie zamykam za sobą drzwi, Jasper przyciąga mnie do siebie i całuje. Zatapiam palce w jego długich, gęstych włosach i rozkoszuję się tą chwilą. Całuję go tak, jak nigdy wcześniej go nie całowałam. On chwyta mnie pod udami i podnosi do góry. Oplatam się wokół jego ciała, żeby nie spaść na ziemię.

Nasze usta się rozłączają. Cały czas jednak pozostajemy blisko siebie. Dopiero po dłuższej chwili Jasper odstawia mnie na ziemię. Patrzy na przyniesione przez Naomi przekąski.

Chodź – mówi. – Pójdziemy na spacer.

Odeszłam od laptopa i poszłam zrobić sobie przerwę na kawę. Nudziło mi się samej w domu. Tym bardziej, że wszystkie psiaki ucinały sobie drzemkę.

Zrobiłam sobie latte w ulubionej szklance i wyszłam na zewnątrz, korzystając z pięknej, majowej pogody.

Niedługo, bo już dwudziestego ósmego maja, miałam skończyć dziewiętnaście lat. Nie mówiłam nikomu ze znajomych, że mam urodziny, nawet Noah o tym nie wiedział.

Ale mimo wszystko. Te urodziny miały być inne niż osiemnaście poprzednich. W końcu z kimś, dla kogo byłam chciana, ważna i kochana. W normalnym domu, którego cztery lata nie miałam wcale. Byłam naprawdę przeszczęśliwa.

Zobaczyłam, jak samochód Noah zatrzymuje się na dróżce prowadzącej do garażu. Za chwilę on sam wyszedł, od razu podchodząc do mnie.

Odłożyłam szklankę i podbiegłam go przytulić na powitanie.

– Widzę, że pisanie zakończone – uśmiechnął się, po czym ucałował mnie w czoło.

– Jest tak ładna pogoda, że szkoda byłoby nie wyjść – odwzajemniłam jego uśmiech. – Jak było?

Noah spochmurniał.

– Szkoda gadać. Kate narzuciła ogromne tempo pracy. Dzisiaj nagraliśmy dwa utwory. Za dwa dni kolejne dwa. Po weekendzie już jeden, ale w każdym razie, za niecałe dwa tygodnie powinienem mieć z tym spokój, ale zaczną się nagrania do teledysków, później planowanie koncertów... Jeszcze w międzyczasie, o ile coś się spodoba, ale spodziewam się, że tak będzie, będzie trzeba stawić się na kilku rozdaniach nagród muzycznych... Także mam póki co dosyć napięty grafik i niepewną sytuację, jeżeli chodzi o przyszłość.

– Dasz radę – spróbowałam go podnieść na duchu. Odmruknął coś w rodzaju „muszę", po czym objął mnie jedną ręką w talii i skierował w stronę wejścia od domu.

Wydawał się być zmęczony i jakby zły. Nie dziwiłam mu się. Wrócił do nagrywania po tak długiej przerwie i od razu miał tyle pracy.

Od razu pokierował się do sypialni. Zanim poszłam za nim, postanowiłam zrobić mu herbaty.

Gdy weszłam, siedział przy biurku i rozczytywał jakieś nuty. Postawiłam przy nim kubek.

– Dziękuję, kochana jesteś – powiedział, wychylając się, żeby dać mi buziaka.

Zabrałam z biurka swój laptop.

– Rosemary jest bardzo podobna do ciebie – usłyszałam.

Omal nie wypuściłam laptopa z rąk. Przez chwilę wpatrywałam się w Noah, choć on dalej zajmował się nutami.

– Jak dużo przeczytałeś? – zapytałam. – I czemu w ogóle to zrobiłeś, skoro ci zabroniłam?

Usiadłam na biurku i patrzyłam na mężczyznę, oczekując odpowiedzi.

– Tylko to, co ostatnio napisałaś. Wybacz. Ciekawość.

Głośno westchnęłam.

– Ech. Masz rację. Rosemary ma dużo moich cech – odpowiedziałam. – A Jaspera nieco inspirowałam tobą.

– Czyli matka Rosemary...

– ...jest taka, jak moja – dokończyłam.

Noah odłożył na bok nuty. Ujął moją rękę.

– Od czasu, gdy rozmawiałem z Charlotte, mam z nią kontakt. Uwierz mi, Laurie. Pyta o ciebie. Nie jakoś często, ale chce wiedzieć, czy wszystko w porządku. Myślę, że zrozumiała, co zrobiła. Powinnaś z nią porozmawiać.

Nieco mnie zirytowało, że Noah broni tej kobiety. Tyle lat jej nie miałam...

– Mogę się zgodzić na rozmowę – stwierdziłam. – Ale nie zamierzam jej wybaczać. Daj mi jej numer telefonu.

Noah podyktował mi numer mamy, a ja napisałam do niej wiadomość.

Tutaj Lauren Natalie. Noah twierdzi, że chcesz ze mną porozmawiać, i doszłam do wniosku, że nie byłoby to złym pomysłem.

Odpowiedź przychodzi za moment.

Lauren Natalie! Oczywiście, że chcę. Tak naprawdę jestem gotowa to zrobić w każdym momencie. Powiedz mi tylko, kiedy i gdzie. Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie chwilę.

– Iii...? – dopytał Noah.

– Mam ustalić, gdzie i kiedy się spotkamy. Dostosuje się.

Noah przez chwilę myślał.

– Najlepiej tutaj. I nawet teraz. Jeżeli tylko jesteś gotowa. W razie problemu z dojazdem, mogę ją przywieźć.

Chwilę się zastanowiłam.

– Dobrze. Zróbmy tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro