1.20. „I am not your enemy". Wspomnienie Noah.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lauren

 Podczas jednego z wielu nudnych dni, które spędzałam sama w domu, postanowiłam wyjść na spacer. I znowu odwiedzić pewną osobę, choć tym razem nie była to Lily Hamilton.

Teraz moim celem było mieszkanie niejakiej Charlotte Harrison. Ostatnio nie miałyśmy możliwości zbyt długo porozmawiać, a chciałam w końcu jej towarzystwa.

Znałam adres, bo znalazłam go w telefonie Noah, gdy chciałam zapisać coś w notatniku, a nie miałam pod ręką swojej komórki. Spokojnie, nie sprawdzałam mu od razu całego telefonu. Wiedziałam, że Noah właściwie nie interesował się innymi dziewczynami od strony fizycznej. Jasne, na pewno podobały mu się inne, ale nigdy nie traktował swoich koleżanek w nieodpowiedni sposób. Toteż nie miałam nawet powodu, żeby oskarżać go o zdradę czy choćby o zbyt bliski kontakt z inną kobietą. Wiedziałam, że mnie kochał.

Szybko znalazłam adres. Tylko, cholera, był to apartamentowiec. A nie miałam zapisanego numeru mieszkania...

Zastanawiałam się, jak rozwiązać ten problem. Czy naciskać losowe numery, próbując trafić na mieszkanie mamy, czy czekać aż wyjdzie...

Ostatecznie zauważyłam mężczyznę wchodzącego do środka. Stwierdziłam, że może znać mamę.

– Przepraszam, mogę panu zająć chwilę? – zapytałam.

– Tak, proszę.

– Czy wie pan może, w którym konkretnie mieszkaniu mieszka Charlotte Harrison? Chcę jej zrobić niespodziankę, a nie znam numeru...

– Dobrze pani trafiła – uśmiechnął się mężczyzna. – Panna Harrison to moja sąsiadka. Proszę za mną.

Szłam za mężczyzną.

– Jestem nieco zdziwiony, szczerze mówiąc, bo raczej nie przypominam sobie, żeby Lottie miewała gości. W ogóle to trochę dziwna dziewczyna. Od czterech lat widuję ją tylko wtedy, gdy wraca z pracy, zawsze o jednakowej porze. Poza tym praktycznie nie wychodzi, czasem w weekendy. Mieszka, biedna, sama, nie ma na tym świecie nikogo...

Chciałam przerwać, ale jednak się powstrzymałam. Chciałam dowiedzieć się więcej o mamie.

– Mieszka tutaj od paru ładnych lat. Pamiętam, że z początku często było słychać, jak płacze. Wraz z żoną chcieliśmy jej jakoś pomóc, wesprzeć... Ale to nic nie dawało, biedne dziecko. Taka młoda osoba... Dopiero niedawno coś się w niej zmieniło, nawet jakiś czas temu zaprosiła nas na kawę, czego nigdy wcześniej nie robiła. Mówiła, że to najlepszy dzień jej życia...

– Wie pan – zaczęłam w końcu – Lottie, jak to ją pan nazywa, ma za sobą wiele ciężkich doświadczeń. A niedawno postanowiła o kogoś powalczyć. I ten ktoś wybaczył jej błędy z przeszłości i dał jej drugą szansę...

– A więc Lottie ma kogoś! – wywnioskował mężczyzna. – To by wiele wyjaśniało.

– Tego nie wiem i nie to miałam na myśli – uśmiechnęłam się. – To ja. Ciężko będzie panu w to uwierzyć, ale Charlotte jest moją mamą.

Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem.

– Panienka? Córką Lottie? Przecież Lottie jest taka młoda...

– Owszem. Urodziła mnie jako nastolatka.

– To tutaj – przerwał mężczyzna. – Miło mi było panienkę poznać. Mam nadzieję, że miło spędzisz czas z mamą.

To powiedziawszy, odszedł nieco dalej, choć podejrzewam, że chciał zobaczyć reakcję mamy.

Zapukałam do drzwi. Ta natychmiast otworzyła.

Na chwilę zastygła zdumiona w miejscu.

– Lauren Natalie! Moja kochana, jak się cieszę, że cię widzę!

Z całych sił mnie przytuliła, jeszcze zanim weszłam do środka.

– Bardzo chciałam cię zobaczyć, Charly – szepnęłam, również ją przytulając. Nie miała nic przeciwko, gdy zwracałam się do niej po imieniu, a jakoś łatwiej mi to przychodziło.

Weszłam do środka. Mieszkanie mamy było naprawdę duże i ładne. Urządzone było w jasnych kolorach, wszystko było perfekcyjnie poukładane...

– Czuj się tutaj, jak u siebie, Lauren. Jejku. Bardzo się cieszę, że tu jesteś, kochanie.

Zrobiła dwie szklanki herbaty i postawiła je na stoliku w kuchni. Ja pozwoliłam sobie nieco się przejść.

Weszłam do sypialni. Była w sumie niemal jednakowa, jak moja i Noah. Mała, z dużym łóżkiem na środku, zaraz przy wejściu stało biurko, na przeciwko łóżka – szafki i telewizor, z boku wejście na balkon. Nieco mnie to śmieszyło, bo układ mebli był identyczny. Ale na szafce nocnej...

– Mój miś! – pisnęłam, biorąc do ręki średniej wielkości pluszowego misia. Jedyną moją zabawkę. Przytuliłam go.

Mama weszła do sypialni. Uśmiechnęła się.

– Przytulałam go, zanim zdecydowałaś się ze mną spotkać. I wiesz? Marzyłam o tym momencie, kiedy znowu to ty będziesz mogła go przytulić. Możesz go wziąć z powrotem.

– Naprawdę? – oczy zaszkliły mi się jak małemu dziecku. Nie mogłam go nie zabrać!

Był moją jedyną pamiątką po ukochanej babci. Babcia Lauren (tak, nosiłam imię po niej) mnie wychowywała przez pierwsze osiem lat mojego życia. Kochałam ją z całego serca i byłam do niej naprawdę przywiązana. Już nieraz wyrzucałam sobie, że nie zabrałam z domu misia.

– Naprawdę. W końcu jest twój. Weź go ze sobą. Nawet nie wiesz, jak mnie to ucieszy, że w końcu jest z tobą, że to ty możesz go znowu przytulać...

– Od przytulania mam Noah i Lily – zauważyłam.

– Lily? Kim jest Lily? – zapytała mama, siadając na łóżku. – Przecież niemożliwe, żebyście mieli dziecko? To jego?

– Jejku, nie! – zachichotałam. – Ja i Noah nie mamy dziecka, ani on nie posiada żadnego dziecka z poprzedniego związku, mimo iż wiem, że marzy, żeby je mieć. Lily to... Ktoś bardzo ważny dla mnie – wyznałam. – Córka kobiety, która pomagała mi przeżyć. Dziecko, które kocham jak własne. Od niedawna czasem biorę ją do nas, żeby odciążyć jej mamę.

Tak było. Lily Hamilton bywała u nas bardzo często. Autentycznie, gdy dzwonił mój telefon, to czasem nie rozmawiałam z jej mamą, a bezpośrednio z nią. Cóż było robić, wychodziłam z domu i szłam po Lily. Ewentualnie gdy Noah miał wolne, wysyłałam go po nią. Mała go naprawdę lubiła. Zresztą, z wzajemnością.

– Naprawdę? To... Bardzo miłe z waszej strony.

– I tak, i nie – roześmiałam się. – Czuję się dobrze z myślą, że mogę w ten sposób pomóc jej mamie, która pomagała mi przez ostatnie miesiące mojego życia na ulicy, mogę pobyć z kimś podczas nieobecności Noah, a teraz często go nie ma... Ale z drugiej strony, Noah wykorzystuje jej obecność do rozmów na temat dziecka. Bardzo chce je mieć...

– O, nie – przerwała mama. – Zdaję sobie sprawę z tego, że urodziłam cię będąc młodszą od ciebie, ale... Chyba jestem za młoda, żeby już być babcią – zachichotała.

– Fakt, ale i tak będzie to pokręcone – zauważyłam.

– Gdyż...?

– Wiesz ile lat ma Noah, prawda? – upewniłam się.

– Nie – stwierdziła mama – nigdy go o to nie pytałam, wiem, że mogłabym to sprawdzić, ale nie chciałam tego robić, chcę go traktować jak zwykłego człowieka. Strzeliłam jedynie, że może być nieco starszy od ciebie. Tylko co to ma do rzeczy?

– Wiele. Otóż, moja kochana mamo, Noah jest niewiele młodszy... Od ciebie. Ty jesteś istotnie zbyt młoda, żeby już być babcią, ale on, zbliżający się powoli do trzydziestki, twierdzi, że goni go wiek, a chce spełnić swoje marzenie. Wprawdzie na pewno nie stanie się to prędko, ale i tak bądź przygotowana, że młodo zostaniesz babcią – zaśmiałam się.

– Cokolwiek postanowiliście, szanuję waszą decyzję. I wiem, że doskonale sobie z tym poradzicie – uśmiechnęła się mama. – Bez wątpienia będziesz znacznie lepszą matką dla swojego dziecka, niż ja dla ciebie. Nigdy sobie tego nie wybaczę.

– Lottie – szepnęłam, choć nie wiedziałam, czy to wypada – ważne, że zrozumiałaś. I cieszę się, że mam cię choćby teraz.

Przytuliłam ją. Było mi jej w sumie żal, próbowałam ją zrozumieć... Była młodziutka, może dlatego nie umiała sobie ze mną poradzić? Może późniejsza śmierć mojej babci ją dodatkowo przybiła, dlatego mnie unikała?

– Lauren Natalie... Ale co z tego, że jestem teraz, skoro nie miałaś mnie przez całe dzieciństwo? Wtedy mnie najbardziej potrzebowałaś. Nie teraz, gdy mieszkasz z partnerem, lada moment może już założysz rodzinę...

– Doceniam to, że jesteś. Tylko, proszę. Nie mów do mnie pełnym imieniem. Nie lubię go.

Mama się zdziwiła.

– Zawsze wydawało mi się bardzo ładne. Myślałam, że tobie też się podoba, ale gdy poprawiłam Noah, który napisał o tobie „Lauren", powiedział mi, że nie będzie się do ciebie zwracał imieniem, którego nie lubisz.

– Nie tylko tobie, każdy się nim zachwyca. Ale to brzmi tak... oficjalnie. Lauren Natalie Harrison Traynor. Dwa imiona, dwa nazwiska, z czego jednego właściwie nie używam... Wolę krócej. Chociażby po prostu Lauren.

– To kojarzy mi się nazbyt z moją mamą. Wolę twoje pełne imię.

– Mów mi Lauren. Proszę. Już nawet nie oczekuję, że będziesz szła za przykładem Noah i zdrabniała moje imię. Lauren. Po prostu. Chyba nie chciałabyś, żeby każdy zwracał się do ciebie jedynie jako „Charlotte"?

Nie odpowiedziała mi.

– Lauren – powiedziała po chwili. – Nie wiem, czy nie proszę przez to o zbyt wiele, ale... Chciałabym, żebyś bywała ze mną więcej. Może i nie nadrobię straconych lat, ale chcę, żebyś widziała we mnie przyjaciółkę. Byłam okropną matką, dlatego nie oczekuję, że będziesz mnie traktować jak mamę. Ale byłabym naprawdę szczęśliwa, gdybym widywała cię możliwie jak najczęściej.

Popatrzyłam na nią. Z tym miała rację. Nie widziałam raczej w niej mamy, choć traktowałam jak bliską osobę.

– Nie wiem, Charlotte. Nie mogę ci obiecać, że będziemy się często widywać, nie lubię opuszczać Noah, wychodzę tylko wtedy, kiedy on jest w studio. Ale wiedz, że już stałaś się dla mnie naprawdę bliska.

*****

Noah

Płyta była już nagrana, co oznaczało, że najtrudniejsza część prac już za nami. Zdjęcia, które miały się znaleźć na okładce albumu – również były już gotowe. Jedyne, co pozostało do zrobienia, to teledyski. I tego punktu najbardziej nie lubiłem...

Ja, Nathan, Kate, Becca i Michael siedzieliśmy razem w domu Kate, próbując coś wymyślić. Wraz z nami był też jej syn, Alexander, ale jego obecność zakończyła się na zapytaniu o Lauren, po czym poszedł do siebie, nie chcąc nam przeszkadzać. Trochę mnie zastanowiło, w jakim celu o to zapytał, w końcu on i Lau nie przepadali za sobą.

– Część teledysku może być nagraniem zespołu – zaproponowałem. – Trzeba znaleźć jakieś fajne miejsce, gdzie będziemy mogli się stawić z mikrofonami i instrumentami, i to byłby przerywnik podczas właściwego teledysku. Wprawdzie to dosyć typowe, ale lubię takie przerywniki. Co do reszty... Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Ale... Chciałbym, żeby wystąpiła ze mną Lauren. Zawsze jako parę dawaliśmy Beccę i Nathana, a myślę, że mógłbym w końcu w jakimś klipie być ja, wraz z moją dziewczyną.

– Lauren i metal? Błagam, Noah, nie bądź śmieszny. Laurie to rozkoszna, cukierkowa dziewczynka...

– Jak będzie potrzeba, żeby dokonała niewielkich zmian na potrzebę klipu, to ich dokona – powiedziałem. – Ma wystąpić. To moja piosenka, ja mam być z niej zadowolony i moim życzeniem jest, żeby w teledysku zagrała moja Laurie.

– Ma rację – poparł mnie Michael. – Osobiście czułbym się nieco dziwnie, gdybym w swoich własnych utworach w żaden sposób nie wykorzystywał LeeLo. Sądzę, że wspólny teledysk jest dobrym pomysłem.

– Nie porównuj relacji twojej i Aaliyah, którą znasz od dziecka, do relacji Noah i Lauren, którą zna od niedawna.

– Bo...? – dopytał Michael. – To, że znają się krótko, nie świadczy o niczym.

– A jeżeli się rozejdą, to będzie zmuszony patrzeć na swój błąd do końca życia...

– Nie będzie takiej sytuacji, Kate, o czym ty, do cholery, mówisz? – zdenerwowałem się. – Znasz mnie, znasz Lauren... Nie pozwolę na to, żeby doszło do takiej sytuacji. Zresztą. Nie powinnaś tego tutaj mieszać, naprawdę.

– Nie chcę Lauren w tym teledysku – usłyszałem. – Nie nadaje się, to mentalnie dziecko...

Wstałem. Nie rozumiałem, dlaczego Kate się nie zgadza i irytował mnie sposób, w jaki mówiła o mojej Laurie.

– Ale ja chcę. I ona wystąpi, choćbym nawet miał zmienić menadżera. Katheryn, zrozum, że nie tylko twoje zdanie się w tym liczy.

Nie odpowiedziała mi. Wydała się jedynie oburzona, że jak to, ponad dziesięć lat młodszy gówniarz mówi jej, co ma robić?

– No, to świetnie – podsumowałem. – Zagram ja z Lauren, a... jaka będzie sceneria?

*****

Nie ustaliliśmy nic konkretnego. W końcu zrezygnowany postanowiłem wyjść. Michael zaoferował, że mnie podwiezie. Przystałem na jego propozycję, nie miałem ochoty tłuc się pieszo do siebie.

Napisałem jeszcze wiadomość do Lauren.

Już wracam do domu :)

Nie śpiesz się. Mnie tam jeszcze nie ma.

Czyżbyś znowu była u Lily?

Nieee. Jestem u mamy. Chcę z nią trochę pobyć. Ale jakby Anna do Ciebie dzwoniła, weź do nas małą. Najwyżej wrócę wcześniej, niż zamierzałam. Buziaki <3

No proszę. Laurie w końcu postanowiła złożyć wizytę Charlotte. To miłe z jej strony.

– Kate zawsze była taka cięta na Lauren? – zapytał Michael, gdy weszliśmy do samochodu.

– Zdawało mi się, że nie. Miałem wrażenie, że się lubią... Zawsze normalnie ze sobą rozmawiały. Nie rozumiem, czemu tak nagle nie chciała jej pozwolić...

– Wiesz. Kate nie należy do osób, które dają komuś do zrozumienia, że go nie lubią. Podejrzewam, że jednak za nią nie przepada, tylko nie chce tego przy niej okazywać. Albo kto wie? Może Lau złamała serce jej syna, związując się z tobą? – zaśmiał się Mike. Poszedłem w jego ślady.

– Nigdy nic nie wiadomo. Ale mniejsza o to.

– Co z nią w ogóle? Dlaczego jej już nigdzie ze sobą nie zabierasz?

– Lauren chce coś zrobić. Spędza długie godziny, chcąc spełnić swoje marzenie. Jest coraz bliżej celu, dlatego nie zamierzam jej przerywać. Na pewno niedługo znowu zacznę ją zabierać na nagrania.

– Ja myślę. Aaliyah chyba ją polubiła. Zresztą, Jean również.

– Cóż. Ally i Lauren moim zdaniem są do siebie podobne, żeby nie powiedzieć, że identyczne, pod wieloma względami.

– Zbyt mało znam twoją Laurie, żeby to ocenić, ale chyba masz rację. Swoją drogą. Nie chciałem się chwalić przy reszcie, bo chyba by mnie wyśmiali, ale... Ja i Ally będziemy mieć kolejne dziecko.

Spojrzałem na niego. To już... Piąte?

– Gratuluję. To wspaniała wiadomość – powiedziałem, choć w środku naprawdę mu zazdrościłem.

Michael i Ally. Para w moim wieku, dzieliły nas miesiące. Od czterech lat szczęśliwe małżeństwo. Rodzice już czwórki dzieci, niedługo piąte. A ja? Miałem Lauren, którą faktycznie kochałem, ale która była bardzo młodą osobą. Do tej pory nie było mi dane wziąć ślubu, ani tym bardziej założyć rodziny. W porównaniu do nich nie miałem nic.

– Też się cieszę. Ostatnio dużo rozmyślaliśmy z LeeLo, na ten temat i, jak widać, po podjęciu decyzji wcale nie musieliśmy długo czekać.

– Świetnie. Wiesz, Michael... Naprawdę ci tego zazdroszczę. Żona, gromadka dzieci... Ja w twoim wieku nie mam nic.

– Wiesz, Noah... Sądzę, że to, że masz Lauren, to już bardzo dużo. To młodziutka dziewczyna. Potrzebuje czasu. Nie naciskaj na nią z niczym. Może jeszcze pójdzie na studia, może będzie chciała pracować... Nie wiesz tego. Poza tym, zastanów się sam: czy ty, mając te dziewiętnaście lat, tak jak ona teraz, czułeś się gotowy do roli rodzica? Myślę, że ani ty, ani ja, ani moja żona nie byliśmy gotowi.

*****

8 lat wcześniej

Mając dziewiętnaście lat już od dwóch lat zajmowałem się zawodowo muzyką, miałem za sobą wydaną płytę i jedną trasę koncertową... I pieniądze. Duże pieniądze. Kupiłem wtedy dom, gdzie zamieszkałem wraz z siostrą. Nie wyobrażałem sobie nie mieć jej na co dzień.

Chciałem poznać smak wolności. Nie byłem Jenną, która dzielnie chodziła na wszystkie wykłady i uczyła się dużo w domu. Upijanie się z Nathanem, Michaelem i Aaliyah, którzy mieli podobne podejście do życia, jak ja, było niemal codziennością. Zresztą, żeby to tylko upijanie. Eksperymentowaliśmy też z narkotykami, czego moja siostra nie mogła znieść. Dużo się o to kłóciliśmy, Jen na moich oczach wyrzucała wszystko, co znalazła. Niemal płakała, próbując mi wytłumaczyć, że się martwi.

Noah – szeptała, gdy odtrącałem ją od siebie – nie chcę dla ciebie źle, nie traktuj mnie jak wroga. Czuję, jak przez te pieprzone dragi cię tracę. Uwierz mi, że doprowadzisz się tym nawet do śmierci. Nie chcę tego. Będę walczyć o to, żebyś zrozumiał swój błąd. A później pomogę tobie walczyć z tym uzależnieniem.

Jej słowa wtedy zainspirowały mnie do napisania piosenki, do której również samodzielnie napisałem melodię. Do teraz uważałem ten utwór za swój najlepszy.

Uzależnienia mi cię odbierają
Proszę, powiedz, że mnie słyszysz
Czy powinnam walczyć o to, co słuszne, czy pozwolić temu zginąć?

Będę walczyć, jeszcze jedną walkę
Nie załamuj się, jestem przy tobie
Będę walczyć, a czy ty będziesz?
Nie jestem twoim wrogiem"

Tekst zwrotek opowiadał o przebiegu mojego uzależnienia. Osobą mówiącą rzecz jasna była Jenny.

To właśnie przy niej wykonałem ten utwór pierwszy raz. Gdy skończyłem, usiadła obok mnie na ławce fortepianu.

Dokładnie tak się czuję, No. Rozumiesz mnie teraz? – zapytała, patrząc mi w oczy.

Tak, Jennie – odpowiedziałem. – Obiecuję, że... będę walczyć – przyrzekłem, chociaż doskonale wiedziałem, że nie będzie to łatwe.

Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ci pomóc – usłyszałem w odpowiedzi.

Początki były straszne. Na głodzie nie czułem się sobą. Czułem, że nie mogę normalnie funkcjonować. Ciągłe zmęczenie, drgawki...

Na szczęście, Jenna cały czas była przy mnie. Powtarzała mi, że będzie dobrze. Że to tylko chwilowe.

W tym czasie Michael miał pecha zostać zatrzymanym przez policję, będąc naćpanym. Został odesłany do szpitala, na detoks. Po wszystkim również nigdy więcej nie tknął narkotyków. Również miał przy sobie wtedy Aaliyah, choć wtedy nie byli parą. Tak czy inaczej, obaj z tego wyszliśmy.

Lubiłem swoje życie. Żadnych obowiązków. Niewiele pracy, a świetne zarobki. Notatki na egzaminy w większości brałem od Jenny, która studiowała ten sam kierunek.

Nie chciałem nawet być w związku. Nie uważałem za konieczne, żeby być w stałym związku, skoro i bez tego miałem powodzenie u dziewczyn, żadnym problemem było znaleźć jakąś „na jeden raz". Swój błąd zrozumiałem dopiero wtedy, gdy Aaliyah i Michael zaprosili mnie na swój ślub.

Prowadziłem beztroskie życie, usiane różnymi używkami. Nie po drodze mi było do związku, a gdzie tu w ogóle mowa o dzieciach, które wprawdzie lubiłem, ale nie uważałem za potrzebne, żeby posiadać własne. Sądziłem, że to problem, zwłaszcza, że jedyną osobą posiadającą dziecko, jaką znałem, była Kate, która wprawdzie starała się być dobrą mamą, ale było to dla niej męczące. Mówiła, że nigdy w życiu nie zdecydowałaby się na drugie, i faktycznie tak się stało.

Dopiero, gdy Aaliyah i Michael wyznali mi, że spodziewają się dzieci i jednocześnie zaprosili na ślub, zrozumiałem, że pora się nad tym zastanowić. Nathan wtedy zaczął spotykać się z Rebeccą. Jenna poszła do pracy, wynajęła sobie mieszkanie i postanowiła się wyprowadzić, chociaż i tak często przyjeżdżała. Wtedy też zaczęła się z kimś spotykać. Tylko ja zostałem sam.

Mając dwadzieścia pięć lat, poznałem dwa lata młodszą ode mnie Olivię. Piękna modelka od razu skradła moje serce. Zdawała się również być naprawdę mądra. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu, chociaż nigdy razem nie zamieszkaliśmy, ale miała klucze do mojego domu, żeby móc wejść w każdej chwili. Kochałem ją, jak nigdy nikogo wcześniej. Planowałem, że w dzień naszej pierwszej rocznicy się jej oświadczę. Miałem już nawet pierścionek.

Jednak kilka dni przed, zadzwoniła do mnie Jenna.

– Nee... Jestem przy kawiarni, tej, do której chodziliśmy ze znajomymi po lekcjach. Proszę cię, przyjdź tutaj jak najszybciej.

Zrobiłem, o co poprosiła. Jeszcze nie zdążyłem dostrzec jej, a dostrzegłem kogoś innego. Moją Olivię całującą się z jakimś innym typem.

Serce rozdarło mi się na kawałeczki. Czułem, że zaraz wybuchnę. Chciałem tam podejść, ale poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramię. Jennie.

Wiem, że to boli. Ale proszę cię, bądź spokojny. Lepiej, że stało się to teraz, niż później.

Przyznałem jej rację. Gdy nieco ochłonąłem, podszedłem do swojej ukochanej, nie zważając na mężczyznę siedzącego obok niej.

– Oddaj mi klucze, Olivio – poprosiłem łagodnym, choć stanowczym tonem.

Oddała mi je, śmiejąc się.

Naprawdę, Noah. Nie wierzę, że byłeś tak głupi i naiwny, że dowiedziałeś się o tym dopiero teraz.

Jej słowa zabolały jeszcze bardziej. Długo po tym czułem się fatalnie, i gdyby nie stała obecność mojej siostry, która jak zawsze, ratowała mi dupę, bez wątpienia by mnie już tu nie było. Przyrzekłem jej, że to był pierwszy i ostatni związek w moim życiu. Jennie wtedy odpowiedziała mi, że jeszcze poznam osobę, która będzie mi przeznaczona. W najmniej spodziewanym momencie.

Mając dwadzieścia sześć lat, postanowiłem zrobić kurs na rodzica zastępczego. Doszedłem do wniosku, że jeżeli nie przyjdzie mi z nikim się związać, dam dom maleństwu, które go nie miało. Jednak odwlekałem tę decyzję. Bałem się, że sam sobie nie poradzę. Musiałbym bez wątpienia zakończyć karierę. Potrzebowałem pewnej partnerki.

I udało się. Zeszłej zimy poznałem moją ukochaną Lauren.

Michael miał rację. Ja potrzebowałem czasu, żeby dojrzeć do tej decyzji. I powinienem również dać ten czas Lauren. Bez wątpienia nie będzie potrzebowała go tyle, co ja.

*****

Piosenka z mediów zainspirowała mnie do napisania tego rozdziału. Polecam przesłuchać ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro