2.11. To przeze mnie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Noah

Od: [email protected]

Do:[email protected]; [email protected]; [email protected]; [email protected]

Cześć,

W załączniku przesyłam wam listę koncertów wraz z miejscami występów i zakwaterowaniem. Zapoznajcie się z nią. Jeżeli coś wam nie będzie odpowiadać - w osobnym dokumencie są maile i telefony do odpowiednich osób. Załatwcie to sami. W razie pytań pozostaję jednak do waszej dyspozycji.

——————

Katheryn Marie Clarke
menadżer/doradca dla: Noah Weaver
[email protected]
1(323)-373-6795

Otworzyłem załączniki. Istotnie, zrezygnowała z koncertów w listopadzie, ale zamiast tego dołożyła ich w inne miesiące, co w kilku miejscach dało ich po dwa-trzy koncerty ciągiem, a grane w innych miejscach. Mimo to nie było najgorzej, ale decyzja była już podjęta. To ostatnie przedsięwzięcie, w którym brała udział Katheryn Clarke. Na samą myśl o tym czułem niesamowitą ulgę. Byłem zależny sam od siebie, pogonić mnie mógł jedynie Michael czy reszta zespołu. Nikt poza mną samym na mnie nie zarabiał (no dobrze, Michael i Aaliyah, ale oni akurat byli mi potrzebni), więc z niczym nie musiałem się spieszyć. Może będą drobne problemy, ale z czasem bez wątpienia nauczę się wszystkiego. W razie potrzeby mogłem liczyć na pomoc znajomych.

Dostałem wiadomość od Michaela. Zapewne też odczytał maila Kate.

Widziałeś maila od Kate? Poprawiła te koncerty.

Tak, właśnie go przeczytałem. Momentami mamy mocno napięty grafik, ale damy radę. Najwyżej będziemy odwoływać koncerty, ale tego wolałbym uniknąć. Trzeba jeszcze pogadać z Nathanem i Beccą, ale myślę, że się zgodzą.

Pewnie. Im za każdym razem jest wszystko jedno, więc i teraz nie powinni robić problemów. Albo czekaj, tak sobie pomyślałem. Trzynasty października, czy gdzieś w okolicach, chcę mieć wolny. Zresztą, podejrzewam, że każde z nas by chciało. Ally będzie miała urodziny.

W grafiku mamy wtedy dzień wolny. Mogę zobaczyć, jak wygląda sytuacja z biletami, i postaramy się wyjechać zaraz po koncercie, żeby cały następny dzień być tutaj, a czternastego, rano, wyjechalibyśmy dalej. Trochę pokręcone, ale do zrobienia.

Nie mamy innego wyboru. Skontaktuj się z Nathanem i Rebeccą, dla zasady. Napisz mi później, co odpisali. O, i właśnie. Lauren i Lily jadą z nami?

Zaraz napiszę do Nathana, on zapewne zapyta Becci przed odpowiedzią. Co do dziewczyn, nie wiem jeszcze. Albo wezmę tylko Lauren, albo pojadę sam. Nie chcę pakować Lily w tak długą podróż. Jak będę mógł, podrzucę ją Jen na ten czas. Nie obrazi się, a Lils ją uwielbia.

Niby racja, ale wiesz. To jednak będzie prawie pół roku. Lily na pewno będzie tęsknić, lepiej, żeby miała przy sobie choćby Lauren.

Czy ja wiem... W końcu będziemy co jakiś czas wracać do domu, to nie jest tak, że przez te pół roku nie zobaczy nas ani razu.

Zrobicie, jak będziecie uważali. Porozmawiaj jeszcze o tym z Lolly. A najlepiej, to powiedzcie też Lily, w końcu jest już duża. A. I napisz do Nathana.

Odpowiedziałem mu szybkim „ok" i otworzyłem konwersację z Nathanem.

Cześć. W skrzynce mailowej powinieneś mieć wiadomość od Kate. Odczytałeś ją?

Cześć, tak. Trochę tego dowaliła, ale do zrobienia.

Czyli Ci odpowiada? A Becca?

Pewnie. Zapytałem Becci, ona też nie ma żadnych zastrzeżeń. Możemy już myśleć na gotowo, co z tym zrobić.

Odpisałem Michaelowi, że Rebecca i Nathan również nie zgłaszają sprzeciwu. Ten jednak musiał być zajęty, bo mi nie odpisał.

Do salonu weszła Lauren, trzymająca za rękę Lily. Ta zapewne chciała pooglądać bajki, bo wręcz wyrwała się z uścisku swojej mamy i poszła włączyć telewizor. Nauczyła się nawet odszukiwać program, na którym było najwięcej interesujących ją bajek.

Lauren założyła mi ręce za szyję i spojrzała na trzymany przeze mnie na kolanach laptop z otwartym planem trasy koncertowej.

– Oh, shit – zaklęła. – Koncert goni koncert...

– I tak jest lepiej, niż było – odpowiedziałem. – Pojedziesz ze mną? – zapytałem, odwracając wzrok na moją dziewczynę.

Popatrzyła na mnie przez moment.

– A co z małą?

– Podrzucimy Jen. Nie obrazi się.

– Wiem, ale przecież ona będzie za nami tęsknić...

– Czy pojadę ja sam, czy pojedziemy oboje, tęsknić będzie tak samo. To nie jest tak, że zostawiamy ją na całe pół roku. Zobacz. Każdego miesiąca mamy wolne dwa-trzy dni z rzędu, a tutaj – wskazałem na lukę w sierpniu – aż dwa tygodnie. Poradzi sobie. W końcu uwielbia Jennę.

– Aczkolwiek za Willem nie przepada, więc nie wiem, czy to dobry pomysł...

– Nie będzie z nimi cały czas. Lauren, kurde. Będzie miała ciocię Jennę dla siebie dwadzieścia cztery na siedem. Czego więcej może jej brakować do szczęścia? Pojedź ze mną. Proszę.

– Nie chcę zostawić Lily...

– Będzie w dobrych rękach. Zapewniam cię.

– A dlaczego nie możemy jej wziąć ze sobą? – zapytała Lauren. – Przecież nie jest już taka mała, mogłaby jechać z nami.

– Laurie... Nie zgodzę się na to – jęknąłem, spoglądając na leżącą przed telewizorem dziewczynkę. - Nie może pod żadnym pozorem brać udziału w żadnym moim koncercie. Nie zna mnie takiego, jakim jestem na scenie, nie wie, o czym i jak śpiewam... Oczywiście, mogłaby mieć na sobie słuchawki wygłuszające, ale nie czarujmy się, Lils nie będzie chciała ich nosić. Będę za nią tęsknił, ale wolałbym, żeby została.

– Lepiej będzie, jak zostanę z nią...

– Lily, podejdź tu, proszę! – zawołałem, dochodząc do wniosku, że najprościej będzie jej zapytać.

Dziewczynka posłusznie do nas podbiegła. Zdjąłem z kolan laptop, żeby mogła sobie usiąść.

– Niedługo będę musiał wyjechać. Na długo, ale co jakiś czas będę wracać...

– Dlaczego? – zapytała smutno Lily, mocniej się do mnie przytulając.

– Zacznę śpiewać na koncertach. Zanim zadasz kolejne pytanie, nie zgadzam się, żebyś ty też pojechała. Kiedyś się dowiesz, dlaczego. Ale mogę ci pozostawić pewien wybór. Albo zostaniesz tutaj z samą mamą, albo poproszę ciocię Jennę, żeby tutaj przyjechała. Pewnie brałaby cię też ze sobą do przedszkola, żebyś mogła się pobawić z innymi dziećmi. Jak wolisz?

Lily się przez moment zastanawiała. Lauren jednak nie wydawała się być zachwycona moim pomysłem.

– Noah, nie zgodzę się, żeby Lily została z Jenną – jej głos był stanowczy, nawet lekko zniecierpliwiony. – To jeszcze małe dziecko, a co, jeżeli coś jej się stanie?

– Ufam Jennie i wiem, że należycie się nią zajmie – mój ton był identyczny.

– W to nie wątpię, ale nie możemy zostawić Lily na tak długi czas.

– Ja nie wiem – przerwała nam Lily. – Lubię ciocię Jennie, lubię chodzić z nią do przedszkola... Ale jak was nie będzie, to wtedy będę tęsknić za wami...

– Będziemy wracać na kilka dni co miesiąc – obiecałem.

Lily nie umiała podjąć decyzji. Podjęła ją Lauren.

– W porządku. Lily, kochanie, zróbmy tak. Pojadę z tatą, a ty zostaniesz z ciocią Jenną. Gdy wrócimy po tym jednym miesiącu, jeżeli będziesz chciała, zostanę z tobą. Dobrze?

– Hmm... Okej – odpowiedziała Lily.

Lauren podniosła wzrok na mnie. Patrzyła mi prosto w oczy, choć wyglądała na zniecierpliwioną.

– Mam nadzieję, że i tobie to odpowiada.

Nie czekała na moją odpowiedź, tylko wstała i poszła po schodach na górę.

Lily zadarła głowę do góry.

– Mamusia chyba jest zła, prawda?

– Nawet nie „chyba" a „na pewno" – poprawiłem. Wpatrywałem się w miejsce, gdzie przed chwilą zniknęła moja partnerka. – Ale nie przejmuj się. Niedługo jej przejdzie. Możesz już wracać na bajki – zezwoliłem, a gdy dziewczynka usiadła z powrotem przed telewizorem, pobiegłem do sypialni, chcąc jakoś udobruchać Lauren.

Stała na balkonie i wpatrywała się w doskonale widoczne, czystoniebieskie morze. Lekki wiatr rozwiewał jej włosy, które ona co chwilę poprawiała. Nie wiedziała, że stoję z tyłu i ją obserwuję.

Po cichu do niej podszedłem i zebrałem jej włosy do tyłu. Zdjąłem z nadgarstka gumkę do włosów i związałem długie, jasne pasma dziewczyny w niski kucyk. Delikatnie ją pocałowałem, ale ona była nienaturalnie speszona, jakby chciała mnie odepchnąć.

– Laurie...

– Daj mi spokój – mruknęła Lauren, przesuwając się nieco dalej. – Dobrze wiesz, że uważam cię za bardzo dojrzałą i mądrą osobę, a tą jedną prośbą sprawiłeś, że zaczęłam w to powątpiewać.

– Zanim pojawiła się z nami Lils, wyobrażałem sobie, jak świetnie będziemy się bawić, jeżeli pojedziesz ze mną. Nie chciałem z tego rezygnować, zwłaszcza, że mamy osobę, z którą możemy zostawić Lily. Katheryn robiła tak, gdy Alexander był młodszy, to samo robią moi koledzy i koleżanki po fachu... Nie możemy zabrać Lily ze sobą na koncert metalowy, nie chcę, żeby poznała mnie takiego...

– Takiego, znaczy? – dopytała Lauren.

Wyjąłem telefon, wpisałem w wyszukiwarkę swoje imię i nazwisko i przeszedłem do grafiki, gdzie znalazłem swoje zdjęcie z koncertu.

Na codzień lubiłem sprawiać dobre wrażenie, nosząc eleganckie koszule, a swoją przynależność do subkultury metalowej podkreślałem jedynie długimi włosami, kolczykami i lekkim makijażem oczu, ewentualnie rzemykową biżuterią. Ani moja Lauren, ani Lily nie znały osoby, która była wykreowana pod publikę.

Chłopak na zdjęciu miał znacznie mocniejszy makijaż, niż znany przez nie Noah Weaver. Nosił wąskie, czarne dżinsy z łańcuchem albo bandaną przewiązaną przez szlufkę. Do tego skórzana ramoneska, albo koszulka z logo jakiegoś zespołu i dżinsowa kamizelka. Też miał lekko zachrypnięty głos, ale akcentował to bardziej, w partiach screamo.

– Tego. Nie chcę, żeby już teraz wiedziała, czym konkretnie się zajmuję, jak wyglądam na scenie, ani tym bardziej nie chcę, żeby wiedziała, o czym i jak śpiewam.

– Mogłaby jechać z nami, ja zostałabym z nią w hotelu na czas koncertu. Noah, Lily ma tylko cztery lata. Niedawno straciła matkę, dobrze wiesz, jak bardzo jej na nas zależy, jak bardzo nas kocha. Nie chcę, żeby nas straciła na tak długi czas. Ona nas potrzebuje i obawiam się, że ten jeden miesiąc, na który się zgodziłam, będzie dla niej bardzo długi.

– Myślę, że sobie poradzi. Będzie z Jenną.

– A czy aby na pewno jej o to zapytałeś?

– Nie, ale zaraz to zrobię i jestem pewien, że się zgodzi.

– I tak uważam, że w sytuacji, gdy ty wyjeżdżasz, Lily powinna zostać ze mną, jako ze swoją powiedzmy-mamą. Nie z kimś innym. Pal licho, gdyby to był tydzień, może dwa... Ale, cholera, nie cztery miesiące! Bo, widzimisię Noah Weavera uznało, że on chce, żebym jechała z nim... Co z tego, że w domu jest dziecko...

– Lauren...

– Jesteś dorosłym, dojrzałym człowiekiem. Tyle czasu mówiłeś, jak to bardzo chcesz mieć dziecko, teraz je masz i co? Nagle ono nie jest takie ważne? Bo mam niby zostawić je samo, żeby jechać z tobą? Okej, może i nie jestem wzorową mamą, ale ja bym na twoim miejscu tak nie postąpiła.

– Lauren Natalie Harrison Traynor – powiedziałem głośno, chcąc jej przerwać jej wywód. Zamilkła na dźwięk znienawidzonego nazwiska. – Po pierwsze, powtarzasz w koło to samo, po drugie, dotarło to do mnie. Po trzecie, przestań w końcu się drzeć, bo Lil jest na dole i wszystko słyszy. Po czwarte, tak, masz rację, bardzo chciałem dziecko, ale liczyłem na to, że wtedy zawieszę karierę i będę mógł się skupić na rodzinie, a niestety, los chciał inaczej, muszę dokończyć, co zacząłem.

– Michael potrafił zrozumieć, że jego dzieciaki potrzebują mieć w domu mamę. To dlaczego ty tego nie rozumiesz?

Znowu to ukłucie. Nie lubiłem, gdy wspominała o Michaelu, chociaż ten był żonaty i miał piątkę dzieci. Oni się ledwie znali, a mimo to miałem jakieś dziwne uczucie, gdy byli blisko.

– Nie porównuj mnie do niego – poprosiłem.

– W tej sytuacji ciężko było mi tego nie zrobić. Proszę, odejdź już.

– Jestem u siebie. I nie odejdę, dopóki nie zaczniesz normalnie ze mną rozmawiać – podszedłem bliżej niej.

Ona jednak mnie od siebie odpychała, mrucząc coś niezrozumiale.

– Lauren, uspokój się – złapałem ją za nadgarstki, z nadzieją, że nie zacznie mnie kopać. – Nie robisz na nikim wrażenia.

Usłyszeliśmy szloch. Oboje spojrzeliśmy z powrotem do pokoju.

W drzwiach stała zapłakana Lily.

– Kłócicie się przeze mnie, prawda? – zapytała.

– Nie! – zaprzeczyliśmy szybko. Popatrzeliśmy na siebie i podeszliśmy do zapłakanej dziewczynki.

Lauren przyklęknęła obok niej i mocno ją przytuliła.

– Przepraszam, kochanie – jej głos był zduszony, jakby zaraz też miała zacząć płakać. – To nie przez ciebie, absolutnie! Wiesz przecież, że ja i tata bardzo cię kochamy...

Pogłaskałem dziewczynkę po włosach. Było mi... przykro. Dziecko, które kochałem nad życie myślało, że jest powodem mojej kłótni z jej zastępczą mamą, a wcale tak nie było! Winę ponosiło jedynie to, że ja i Lauren nie mogliśmy się dogadać.

– Już wszystko dobrze? – upewniła się Lily.

Lauren jej przytaknęła. Lil jednak nie wydawała się być tym przekonana.

Przesunąłem się tak, żeby Lily i Lauren były po obu moich stronach. Przytuliłem je obie i pocałowałem Lily w czoło, a Lauren – upewniając się, że Lil to widzi – prosto w usta. Obie się uśmiechnęły.

– Tak, słoneczko. Już wszystko dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro