2.13. Zaopiekuj się nią

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Noah

 Jenna zaszczyciła nas swoją obecnością na dosłownie kilka godzin przed wyjazdem. Wszystkie rzeczy moje i Lauren, czekały już w samochodzie, kilkukrotnie już upewnialiśmy się, że wzięliśmy wszystko.

– Czeeeeeść, słoneczko – ignorując mnie i Lauren, podbiegła do Lily, natychmiast ją przytulając. – Wygląda na to, że pobędziemy ze sobą baaaardzo długo.

– A będę mogła z tobą jeździć do przedszkola? – zapytała od razu dziewczynka.

– Oczywiście, że tak, za każdym razem będę zabierać cię ze sobą – obiecała Jenna, posyłając małej uśmiech. Dopiero potem wstała, żeby przywitać się ze mną i moją dziewczyną.

Mocno ją przytuliłem. Dobrze było ją widzieć, w dodatku tak szczęśliwą.

– Teraz mogę ci osobiście pogratulować – powiedziałem, patrząc na ładny, delikatny pierścionek na jej lewej dłoni. Pierwszy znak oznaczający, że o moją siostrę od teraz troszczył się będzie ktoś inny.

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się cieszę – uśmiechnęła się Jen. – Powoli planujemy już ślub, ale więcej powiem ci w swoim czasie. Nieważne. Hej, Laurie.

Lauren tylko szybko uścisnęła moją siostrę. Patrzyła tylko na Lily, która spacerowała po korytarzu, robiąc kółka w tę i z powrotem. Nie zwracała jej na to uwagi, nie kazała jej usiąść, choć zwykle zarówno ją, jak i mnie, takie zachowanie ze strony córeczki irytowało... Ale nie. Ja też nie chciałem zwracać jej uwagi. W końcu nie zobaczymy jej przez najbliższy miesiąc. Nie będziemy mogli jej przytulić, porozmawiać z nią, pobawić się... Nie wejdzie nam do łóżka o godzinie siódmej rano, żeby nas obudzić i poprosić o śniadanie. Znowu będzie tak, jak zanim się z nami pojawiła. Znowu będziemy mogli poczuć to, co skończyło się dla nas z chwilą wzięcia jej do siebie. Młodość. I poniekąd, czas dla samych siebie, utraconą prywatność...

Właściwie brzmiało to dobrze. Znowu tylko ja i Lauren. Mogliśmy robić, co chcemy i kiedy chcemy, o ile będziemy mieć czas wolny. Żadnego wstrzymywania się z niczym „bo Lily w każdej chwili może tu wejść".

Ale z drugiej strony. Co z tego, skoro i tak będziemy się większość czasu zastanawiać, jak ona się czuje, czy Jen daje sobie z nią radę, czy za nami zbyt bardzo nie tęskni... Nasza rzeczywistość nie istniała już bez niej. Już zakodowaliśmy Lily Harrison Weaver jako naszą córeczkę, choć z początku było to trudne.

Podszedłem do Lauren i lekko objąłem ją w talii.

– Też będę tęsknił za tym małym szkrabem – szepnąłem.

– Spokojnie. Włos jej z głowy nie spadnie – obiecała Jenna, widząc, że perspektywa zostawienia dziecka na długi czas absolutnie nam nie odpowiadała. – Laurie, wiem, że chcesz wrócić jak najszybciej, ale... O ile Lily nie zarządzi inaczej, zostań z Nee do końca. Ja sobie z nią poradzę, a wam naprawdę należy się chwila dla siebie. Taka ładna parka, a praktycznie nie miała czasu się sobą nacieszyć – zaśmiała się. – Teraz macie okazję, to szkoda byłoby jej nie wykorzystać.

– A dlaczego ty się tak martwisz o nas? – zapytała ze śmiechem Lauren. – Masz swój związek, lada moment ślub, a ty martwisz się o mnie i Noah.

– Bo bardzo szybko dorobiliście się dziecka – odpowiedziała Jen. – I chcę wam pomóc.

– Doceniam... Lil, kochanie, chodź – moja partnerka zawołała do siebie córeczkę. – Pobawimy się trochę przed wyjazdem.

Obie pobiegły na górę, zostawiając mnie i Jennę samych.

– Lauren nie będzie chciała zostać – stwierdziłem. – Widzisz sama, że już zaczyna tęsknić.

– Oczywiście, nie żebym miała jakieś obiekcje do Lauren, bo wiesz, że ją uwielbiam, ale... Bardzo się zmieniła przy Lily, nieprawdaż?

– Odkąd wzięliśmy ją na stałe, zdecydowanie – przytaknąłem. – Wcześniej nie umiała się nią zająć, nie chciała słyszeć właściwie o byciu mamą w najbliższym czasie... Teraz właściwie jest w zupełności oddana Lily. Aż trudno mi czasem uwierzyć, że ma tylko dziewiętnaście lat.

– Właściwie to jej tego współczuję. Straciła całą młodość.

– Była tego świadoma. Ale myślę, że mimo wszystko jest szczęśliwa.

– Na pewno.

– Wiesz, Jennie... To moja ostatnia trasa koncertowa na najbliższe dwa-trzy lata, jeżeli nie więcej – wyznałem. – Zamierzam zawiesić działalność muzyczną, żeby faktycznie móc skupić się na życiu prywatnym. Teraz to wszystko wyszło tak nagle, niespodziewanie... Zwłaszcza Lily, nie dało to nam czasu na nic... Gdy tylko wrócę, oświadczę się Lauren i również zaczniemy planować ślub. Wtedy dopiero będzie prawnym opiekunem dla Lily, a ona zresztą do tego czasu podrośnie, to może Lau zgodzi się na drugie dziecko... Teraz to wszystko jest takie dziwne.

– Zrobisz, jak będziesz uważał, ale myślę, że to słuszna decyzja.

– Mniejsza. Póki co, dostajesz pod opiekę moją Lils, co najmniej na najbliższy miesiąc. Uważaj na nią, Jen – poprosiłem. – Jeżeli tylko coś się stanie, natychmiast do mnie dzwoń, a jeżeli nie odbiorę, to zapewne będę zajęty, więc napisz wiadomość. Zresztą, nawet jak będzie w porządku, to pisz, chociaż będę się starał co wieczór dzwonić do was na Facetime. Obawiam się, że będę się o nią naprawdę martwić.

– Masz to jak w banku. Na pewno będziemy się z Lily świetnie bawić – uśmiechnęła się Jenna i położyła dłoń na moim ramieniu.

– W to nie wątpię – odwzajemniłem jej uśmiech. – W porządku. Idź się rozpakować, a ja pójdę do moich dziewczyn – poleciłem, od razu biegnąc do pokoju mojej córeczki.

Lauren trzymała dziewczynkę na kolanach i mocno ją przytulała. Zdawało mi się, że płakała. Lily zaś wyglądała na znacznie spokojniejszą, choć też smutną.

Usiadłem obok nich. Lauren oparła się na moim ramieniu. Lily wychyliła buzię, żeby na mnie popatrzeć. Też było mi przykro, ale wysiliłem się na uśmiech.

– Nie smuć się, słoneczko – powiedziałem, lekko dotykając noska uroczej czterolatki. – Obiecuję, że będziemy bardzo często dzwonić. Zresztą. Z ciocią Jennie na pewno będzie fajnie.

– Na pewno – uśmiechnęła się Lily. – Ciocia Jennie jest super! Mamusiu, nie płacz, niedługo się przecież zobaczymy.

Lauren tylko patrzyła na nią swoimi przeszklonymi oczyma.

– I tak będę bardzo tęsknić. Bądź grzeczna i słuchaj się cioci.

– Nie musisz – zaprzeczyłem. – Wręcz przeciwnie, jak dowiem się, że wyprowadziłaś z równowagi ciocię Jennę, to będę z ciebie dumny.

Lauren w końcu się zaśmiała.

– Zresztą. Rób, co chcesz, w razie czego ja nie mam z tym nic wspólnego.

– Lubię ciocię Jennie i nie chcę, żeby była na mnie zła...

Pogłaskałem dziewczynkę po włosach.

– Ciocia Jennie też cię lubi i zapewniam, że cokolwiek nie zrobisz, nie będzie na ciebie zła – zapewniłem. – Lada moment się znowu zobaczymy. Nie ma co się smucić.

– Ja wiem, ale mamusia chyba nie – stwierdziła Lily.

– Bo mamusia to takie duże dziecko i musi sobie czasem popłakać – stwierdziłem, całując w czoło swoją partnerkę. – Pomożesz mi ją jakoś rozweselić?

Lauren popatrzyła na nas ze zdziwieniem. Ja tymczasem szeptem poleciłem Lily, żeby zaczęła rzucać w swoją mamę pluszakami, w czasie, gdy odwrócę jej uwagę. Wiedziałem, że to powinno wywołać uśmiech na twarzy mojej ukochanej.

Wziąłem Lauren na kolana, żeby obrócić ją tyłem do Lily, która w tym samym czasie poszła po puszyste amunicje.

– Nie ma co płakać, Lau. Myślę, że będziemy się dobrze bawić, a Jen na pewno sobie świetnie poradzi z Lil.

– A co, jeżeli Lily weźmie na poważnie twoje zadanie? – zaśmiała się kobieta.

– To przypomnij mi, żebym przed powrotem do domu kupił jej wielkiego pluszaka – poszedłem w jej ślady, i w tym momencie usłyszałem piskliwe „ajjj".

Odwróciliśmy się w stronę Lily. Już zaczęła zdejmować z półek swoją pluszową armię i wysyłać ją w stronę swojej mamy.

– Och, ty... – jęknęła Lauren i zerwała się z łóżka, żeby odwdzięczyć się córeczce.

Za chwilę obie prowadziły ze sobą zaciętą walkę na pluszaki, podczas której Lauren w końcu zapomniała o łzach.

Ja również do nich dołączyłem, ciesząc się, że mam przy sobie je obie. Już za chwilę miałem oddać Lily pod opiekę swojej siostry, a najbliższy miesiąc spędzić w towarzystwie jedynie swojej dziewczyny i kilkorga przyjaciół. Jen póki co nam nie przerywała. Na pewno słyszała, że świetnie się razem bawimy.

Przerwało nam coś innego. Alarm w moim telefonie, który ustawiłem specjalnie, żeby wyjechać w odpowiednim momencie.

– Cóż. Chyba pora powoli wychodzić – zauważyłem, wyłączając telefon.

Zeszliśmy na dół, gdzie była już Jen, robiła sobie kawę.

Przyklęknąłem, żeby przytulić do siebie córeczkę. Bez wątpienia będzie mi jej bardzo brakowało. Lauren również mocno ją przytuliła.

– No dobrze, Lily. Zostawiamy cię z ciocią. Jak mówiłem, daj jej popalić – puściłem oczko do córeczki i spojrzałem na swoją siostrę.

Jej wzrok bez wątpienia nie wskazywał na to, że jest zadowolona. Wyglądała na lekko zdziwioną, ale nic nie mówiła. Tylko na mnie patrzyła.

– Też cię kocham, Jennie – roześmiałem się. – Życzę powodzenia w każdym razie.

– Radzę ci dobrze, wychodź szybko, bo im dłużej tu jesteś, tym zmniejszają się twoje szanse na to, że dożyjesz wyjścia z domu – mruknęła Jenna.

Lauren podeszła się do niej przytulić na pożegnanie, a ja nadal stałem obok Lily, w bezpiecznej odległości od siostry.

– Cholera, też bym się chciał pożegnać, ale nie wiem, czy to nie będzie równało się z samobójstwem – stwierdziłem.

Jen sama podeszła rzucić mi się na szyję.

– Powodzenia, Nee – szepnęła, odsuwając się, po czym popatrzyła na mnie i roztargała mi włosy. – Do zobaczenia.

Objąłem lekko w talii moją Lauren i wraz z nią pokierowałem się do wyjścia. Na odchodne tylko spojrzeliśmy na Jennę i Lily, rzucając jeszcze „na razie".

Gdy weszliśmy do samochodu, posłaliśmy sobie tylko z Lauren uśmiechy. Do radio włożyłem płytę zespołu Bullet For My Valentine i wybrałem losowy utwór. I w momencie, kiedy odpaliłem samochód, wokalista wydobył z siebie mistrzowski scream, idealnie pasujący zresztą do aktualnej sytuacji:

Let the madness begin
(Niech rozpocznie się szaleństwo)

*****

A.N.: Piosenka, o której na końcu rozdziału wspomina Noah, znajduje się w mediach. Ostrzegam, że jest naprawdę ciężka, więc nie każdemu przypadnie do gustu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro