2.18. Zróbmy to razem.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Z informacją od mojej siostry, w każdym jednym miejscu koncertu odwiedzałem tamtejsze sklepy jubilerskie w poszukiwaniu ładnego pierścionka. Nie chciałem, żeby był tandetny ani zbyt typowy. Jednocześnie, zachowując jakieś poczucie estetyki, szukałem czegoś małego, z uwagi na drobne dłonie mojej dziewczyny.

Kiedyś, włócząc się późnym wieczorem po sklepach, spotkałem...

No właśnie. Nathana.

Z nosem wręcz przyklejonym do wystawy.

– Nie znajdziesz tu sygnetów, już patrzyłem – powiedziałem beztrosko. Nathan się wzdrygnął.

– Wystraszyłeś mnie. Co ty tu właściwie robisz?

– Powinienem zadać ci to samo pytanie.

– Podejrzewam, że jesteśmy tu w dokładnie tym samym celu.

– Chcesz kupić pierścionek dla mojej Lauren, bo masz w planach się jej oświadczyć?

– Ta... Co? – Nathan posłał mi poirytowane spojrzenie. – Może i mam nie po kolei w głowie, ale nie na tyle, żeby odbijać dziewczynę kumplowi. Ale tak. Chcę kupić pierścionek dla Becci.

– Będę szczery, kompletnie się tego nie spodziewałem. Tak czy inaczej... Cóż. W takim razie chodźmy razem.

Nathan miał kompletnie inne wyobrażenie co do biżuterii dla swojej ukochanej. Miała się wyróżniać, rzucać w oczy, ale jednocześnie pasować do gotyckiego stylu Rebeki.

– A co – Nate wzruszył ramionami, gdy zobaczył zdziwienie na mojej twarzy – jak już mam ją sobie zaklepać to tak, żeby wszyscy to wiedzieli.

– I bez pierścionka wszyscy wiedzą, że to twoja – odparłem, przystając przy jakiejś witrynce.

W oko wpadł mi delikatny, złoty pierścionek. Oczko było małe, zrobione z przezroczystego diamentu. Chyba. Nie znam się na kamieniach szlachetnych. W każdym razie, najprostszy możliwy, tradycyjny zaręczynowy pierścionek.

Tak czy inaczej, wydawało mi się, że spodoba się Lauren. Nathan popatrzył mi przez ramię.

– W sumie to nie ma w tym nic do podobania, ani do nie podobania – ocenił. – Ale myślę, że Lau się spodoba.

– Czy mogę w czymś pomóc? – usłyszeliśmy głos ekspedientki.

– Tak, poproszę. Ten konkretny pierścionek, rozmiar czternaście – odpowiedziałem, wskazując na ozdobę z wystawy.

Kobieta ostrożnie wyjęła pierścionek z gablotki i spojrzała na metkę.

– Tak się składa, że to ten – powiedziała i wyciągnęła pierścionek w moją stronę.

Wziąłem go do ręki i spojrzałem na metkę z ceną. Dwa i pół tysiąca. Dużo, jak na coś, co nosi się na palcu i trzeba się liczyć z tym, że można to łatwo zgubić.

Ale Lauren nie będzie tego wiedziała. Spodziewałem się, że nawet nie wie, w jakich cenach są pierścionki zaręczynowe.

Dłuższą chwilę po prostu patrzyłem. Wziąć, nie wziąć...

Jenna. Potrzebna mi Jenna.

Zrobiłem zdjęcie pierścionka i wysłałem je siostrze.

Wiem, że jest późno i nie powinienem Cię teraz niepokoić, ale mam sprawę życia i śmierci. Brać?

Odpowiedź przyszła niemal od razu.

Jest piękny! Na pewno spodoba się Lauren, nawet się nie zastanawiaj, kup go!

Za chwilę przyszła kolejna wiadomość.

WTF? Co tam w tle robi Nathan?

Uśmiechnąłem się.

– Wezmę ten pierścionek – powiedziałem. – I proszę zapakować go w ładne, ozdobne pudełko.

Kobieta spełniła moją prośbę. Zapłaciłem i odebrałem swój zakup, modląc się, żeby po pierwsze, nie zgubić go, a po drugie, żeby Lauren go nie znalazła.

– Ja już po zakupach. Teraz ty znajdź coś dla swojej lubej – zwróciłem się do Nathana, ledwie wyszliśmy ze sklepiku.

Nie zajęło mu to dużo czasu. Dla Becci wybrał masywny pierścionek z białego złota, z ciemnoróżowym oczkiem. Właściwie pasował on do stylu Rebeki, na pewno będzie nim zachwycona.

– To co, Nee? Tego samego dnia? – zapytał Nath, gdy wracaliśmy do hotelu.

Odpowiedź przyszła bez namysłu.

– Tak. Tego samego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro