33. Może trochę romantyczniej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Michael

Im dłużej byliśmy poza domem, tym bardziej nie chciało nam się tam wracać. Ani ja, ani Liyah nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że za tydzień wrócimy na drugi koniec kraju, gdzie pogoda była bardziej nieprzewidywalna i zazwyczaj było o wiele chłodniej, niż tu. Nie wspominając nawet o tym, że skończy się leżenie plackiem na plaży, a zacznie się praca, której mieliśmy aż nadto, mając do ogarnięcia dwa zespoły.

Znaczy no. Teraz już jeden. Bulleci wrócili do nagrywania u siebie. Matt nie chciał zostawiać swojej nowo poślubionej małżonki w zupełnie innym kraju samej. Ich maleństwo lada moment miało się pojawić na świecie. Evann, pomimo wcześniejszego sceptycznego nastawienia, nie mógł się doczekać, aż pozna swojego przyrodniego braciszka. Aczkolwiek podobno większość czasu spędzał u matki. Złapał z Charlotte wyjątkowo dobry kontakt, którego Matt absolutnie nie zamierzał mu zabronić, twierdząc, że na razie tak będzie dla chłopca lepiej.

Liyah też trzymała kciuki, żeby i jej marzenie o posiadaniu maleństwa się spełniło. Jednak ja miałem nieco inne zdanie na ten temat i modliłem się, żebyśmy tylko nie wpadli. Nie uśmiechało mi się od razu zamieniać wózka inwalidzkiego z Aaliyah na wózek z dzieckiem. Poza tym, Liyah sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, jak dużym ryzykiem było w jej przypadku dziecko. Okej, najpewniej urodziłoby się zdrowe, to było pewne pocieszenie. Ale co z nią? Chyba żadne z nas nie chciało, żeby jej stan się pogorszył, co było możliwe, skoro nie mogłaby przyjmować leków. Byliśmy młodzi, na mini-mnie tudzież mini-Ally mieliśmy jeszcze dużo czasu.

Gdy nasz pobyt na wakacjach nieubłaganie się kończył, a dalsze smażenie na plaży mogłoby mieć dla nas obojga opłakane skutki, zaproponowałem Ally, żebyśmy poszli razem na organizowane przy naszym hotelu przyjęcie. Chętnie przystała na moją propozycję, więc zarezerwowałem miejsca i pozostało nam jedynie czekać do godziny szóstej trzydzieści wieczorem.

W pokoju zastałem swoją dziewczynę robiącą makijaż. Dosyć niecodzienny widok, Aaliyah miała w zwyczaju malować się tylko przed jakimiś naprawdę ważnymi wyjściami. Do tego miała na sobie bardzo ładną, prostą, białą sukienkę na ramiączkach. Na opalonym ciele Liyah wyglądała dużo lepiej, niż jeszcze niedawno, gdy ta była trupioblada.

– Ślicznie wyglądasz, LeeLo – uśmiechnąłem się i poprawiłem jej niesforny loczek, zakładając go jej za ucho.

– Raz na jakiś czas można – zażartowała Liyah i powróciła do tuszowania swoich długich, gęstych rzęs.

– Ty zawsze ładnie wyglądasz – stwierdziłem, po czym zajrzałem do szafy, żeby wyjąć z niej białą koszulę. Wypadałoby jakoś się prezentować.

– W przeciwieństwie do ciebie.

Natychmiast odwróciłem się w stronę Liyah. Ona również odwróciła na mnie wzrok z głupkowatym uśmiechem na twarzy.

– Wiesz co... – pokręciłem głową.

– Też cię kocham, Michael – usłyszałem tylko.

*****

Wieczorem, gdy z zewnątrz usłyszeliśmy muzykę, zeszliśmy na plażę, trzymając się za ręce. Lekki, nadmorski wiatr uroczo rozwiewał długie loczki Ally, które wpadały jej na twarz. Co chwila je poprawiała, choć było to niemal bezcelowe.

Zajęliśmy stolik i zamówiliśmy coś do jedzenia. Po chwili namysłu poprosiliśmy również o dwa kieliszki dobrego wina. W tle dało się słyszeć jakiś spokojny utworek. Nie znałem go, ale był naprawdę przyjemny.

Wyglądało na to, że większość gości wpadła na ten sam pomysł, co ja z Liyah. Wszystkie stoliki były zajęte. Kobiety ubrane były w długie, letnie sukienki, towarzyszyli im panowie w eleganckich, białych koszulach. Podobnie jak my, pary traktowały to bardziej jak randkę, niż wspólną imprezę. Każdy sobie, każdy osobno. Nikt nikomu nie przeszkadzał. Kilka par było z dziećmi – niektóre w wózeczkach, przy swoich rodzicach, a nieco starsze pociechy biegały po plaży, nie zważając na prośby rodziców, którzy prosili je o ostrożność.

Aaliyah znudzona bawiła się pierścionkami na swoich palcach. O ile w innych częściach biżuterii zachowywała minimalizm, tak pierścionki uwielbiała i zawsze nosiła ich po kilka. Ale tylko na prawej ręce. Od dzieciństwa Jean wpajała jej, że jedyna biżuteria, jaką wypada nosić na palcach lewej dłoni, to obrączka i pierścionek zaręczynowy. Nigdy, przez całe dwadzieścia pięć lat swojego życia nie zauważyłem, żeby jakakolwiek ozdoba była na jej lewej ręce.

Właściwie to można było się powoli zastanawiać nad zaręczynami. Spędziłem z piękną kompozytorką tak naprawdę całe moje życie. Od ośmiu lat miałem ją przy sobie niemalże na co dzień. Znałem ją doskonale, uwielbiałem ze wszystkimi jej wadami i zaletami. Nie wyobrażałem sobie mieć przy sobie nikogo innego. A nie nastąpiłaby tak naprawdę żadna zmiana poza wspólnym nazwiskiem. Swoją drogą, ciekawiło mnie, jaką decyzję odnośnie nazwiska podjęłaby Liyah...

– Ally, a tak czysto teoretycznie – zacząłem z uśmiechem. – Gdybyśmy kiedyś, w odległej przyszłości, wzięli ślub...

– Boże, Michael, mamy jeszcze na to czas – zaśmiała się dziewczyna.

– Przerywasz mi. Wiem, ale tak mnie teraz naszło. Co zrobiłabyś z nazwiskiem?

Aaliyah chwilę się zastanowiła.

– To wbrew pozorom jest dobre pytanie. Nie chcę rezygnować z nazwiska mamy, a że teraz używam głównie nazwiska po ojcu, z niego też byłoby dziwnie rezygnować, a z drugiej strony, chciałabym mieć je twoje. I najprawdopodobniej tak zrobię. Po prostu dołożę trzecie – stwierdziła dziewczyna. – Villanueva Jackson–Joseph.

Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem.

– Trzy?

– Pozbywając się nazwiska mamy, czułabym się, jakbym zatraciła tę część mnie, która nie jest stąd. Każde wakacje z rodzicami spędzałam we Francji. W domu z mamą rozmawiałam tylko po francusku. W jednakowym stopniu jestem i Francuzką, i Amerykanką. Choćbym nawet nie chciała, to zawsze będzie słychać w moim sposobie mówienia – roześmiała się.

– Tylko patrząc na ciebie, widać, że masz nietutejszą urodę – zauważyłem.

– Jedyne, co mam nietutejsze, to moją porcelanowobiałą karnację – stwierdziła dziewczyna.

– I drobną buzię – dodałem. – W ogóle gdy stoisz przy Jennie i Lauren to się od nich odróżniasz...

– Bo jestem kurduplem, a one obie są wielkie jak drzewa – mruknęła Liyah. – Jenna chyba nawet jest wyższa od ciebie.

Miałem wrażenie, jakby chciała jakkolwiek wjechać mi tym tekstem na ambicje. Wprawdzie byłem wysoki, ale miała rację. Jenna, która była dokładną kobiecą kopią Noah, nawet wzrostem dorównywała bratu, a ten był jeszcze wyższy ode mnie.

– Jennie jest unikatem na skalę światową, ciężko być wyższym od niej – odparłem.

– To jest aż niesamowite, jak bardzo ona i Nee są podobni – zauważyła Liyah.

– Nawet sylwetki mają podobne – zaśmiałem się. I Noah, i Jenna byli wysocy i przeraźliwie chudzi.  Jen w żaden sposób nie miała typowo kobiecej sylwetki. Już nawet Liyah, chociaż była drobniutka, miała ładniejszą figurę od swojej młodszej przyjaciółki. – Mniejsza. Nie przyszliśmy tu obgadywać Weaverów. Chodź zatańczyć – zaproponowałem, wyciągając rękę do dziewczyny.

– Ja? Zatańczyć? W dodatku z tobą? – Ally próbowała się wzbraniać.

– Tak, ty, zatańczyć, ze mną – potwierdziłem. – Nie protestuj, tylko chodź. Chyba, że jak jeszcze niedawno, mam cię wziąć na ręce i siłą wynieść od tego stolika, ale myślę, że już się ciebie wystarczająco nanosiłem w tym życiu.

Złapałem LeeLo za rękę i pociągnąłem w swoją stronę. Już bez sprzeciwów poszła za mną na plażę. W tle akurat dało się słyszeć spokojną melodię.

Musieliśmy wyglądać dosyć zabawnie, tańcząc ze sobą. To był jeden z tych momentów, kiedy szczególnie mocno odczuwaliśmy dzielącą nas różnicę wzrostu.

Ale to właściwie nie był taniec. Utwór był bardzo spokojny, klimatyczny. Objąłem swoją ukochaną w talii, ona zarzuciła ręce za moją szyję. Podniosła na mnie wzrok, uśmiechnęła się i po chwili znów ukryła się w moich ramionach.

Przez dłuższą chwilę tylko na siebie patrzyliśmy, wtuleni w siebie. Tak, jakby wszystko inne przestało istnieć. Nie było plaży, morza, ludzi dookoła. Tylko ja i ona. Kobieta, którą niezmiennie od dawna kochałem nad życie. Najlepsza przyjaciółka, wspaniała współpracowniczka, bliska mi jak rodzona siostra. Ktoś, bez kogo moje życie nie istniało. Towarzyszyła mi od zawsze.

I oby już na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro