35. Coś jest na rzeczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Michael

Wprawdzie złe samopoczucie Ally tamtego popołudnia szybko minęło, ale zaczęło się to zdarzać regularnie. Momentami to aż było niepokojące. Dużo spała, a mimo to chodziła zmęczona, bardzo mało jadła i nikła w oczach...

– Daj spokój. Zwykła grypa żołądkowa, niedługo mi przejdzie – machnęła ręką, gdy zaproponowałem, żeby zapisała się do lekarza.

– Liyah... To nie jest normalne. Martwię się o ciebie...

– Nic mi nie będzie – ucięła dziewczyna, wychodząc na zewnątrz. I tyle z nią pogadałem.

Nie minął nawet tydzień, a wróciliśmy do pracy. Znaczy, ja wróciłem. Ally odchorowywała. Pomoc zaoferował mi Matt, który zostawił żonę pod opieką swojej matki, a sam specjalnie wrócił do Stanów i miał spędzić tutaj dwa tygodnie. Doceniałem jego pomoc, ale
w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że dwa tygodnie to o dwa tygodnie za długo, bo na ten czas ulokował się u nas. Jego towarzystwo przez całą dobę momentami było nie do wytrzymania.

Tym razem oprócz nas dwóch, w studio był też Noah. Miał do nagrania wokal i swoją partię gitarową. Matt co prawda dobrze wiedział, że kompletnie nie będziemy go potrzebować, ale i tak był tam z nami, zajmując całą sofę, z nogami opartymi o ścianę, niczym znudzone dziecko.

– Sufit masz do odmalowania – zauważył po dłuższej chwili wpatrywania się w górę.

– Matt, do cholery – mój głos był z lekka zniecierpliwiony. – Nie pomagasz, a wręcz przeciwnie.

– Nie wygonisz mnie – wokalista wzruszył ramionami.

– Niby nie, ale mógłbyś dla odmiany iść utrudniać życie Liyah czy coś. Nie obraziłbym się.

– Biorąc pod uwagę, jak się czuje, odkąd tu jestem, zapewne przysłałaby mnie z powrotem tutaj.

– A tej nadal się nie polepszyło? – zapytał Noah, na chwilę podnosząc wzrok zza nut.

– Dziwna sprawa. Raz czuje się zupełnie dobrze, raz znośnie, a jeszcze innym razem przesypia pół dnia, bo nie ma na nic siły. Jak na razie upiera się, że jej przejdzie, ale coś się nie zapowiada.

– Znowu jest blada i chuda jak śmierć – zauważył chłopak.

– Nie żebym uważał się za specjalistę czy coś – wtrącił Matt. – Ale ja bym obstawiał, że ty w dużej mierze jesteś za to odpowiedzialny.

– To znaczy? – spojrzałem na niego pytająco.

– Że Lottie i Lolly były w bardzo podobnym stanie na początku cią...

– Nawet tak nie myśl! – przerwałem mu. – Znaczy... Byłoby wspaniale, ale nie w tym momencie. Jesteśmy za młodzi.

– Zaskoczę cię, Michael. Macie po dwadzieścia pięć lat. To już wcale nie jest tak mało.

– Aaliyah dopiero wróciła do pełni sił. To za wcześnie.

– Ale jeżeli naprawdę tak jest, a jestem tego niemal pewny, to nic tego nie zmieni.

– Nie pocieszasz – odparłem. – Ja bym tę opcję zupełnie wykluczył.

– Mógłbyś to zrobić, gdybyście faktycznie spędzili ostatni czas w całkowitym celibacie, ale szczerze w to wątpię. Namów ją na wizytę u lekarza. Albo na test.

– Idź, i to, mądralo, zrób. Nie chce iść do lekarza za żadne skarby świata.

Ku memu wielkiemu zdziwieniu, Matt wyprostował się i...

– Zrobię to. Zaraz po nagraniach. Nee ogarnie, co ma do ogarnięcia, wróci do domu, a ty pójdziesz ze mną i zobaczysz, że mała się zgodzi. I ja o to zadbam.

– Nie wierzę w powodzenie tej misji.

Matt wyciągnął do mnie rękę.

– Zakład? Mogę się założyć o pięć dyszek, że się zgodzi. I o kolejne pięć, że macie dzieciaka w drodze.

Po chwili namysłu również podałem mu rękę.

– Coś mi mówi, że to będzie bardzo łatwo zarobiona stówka.

– Zobaczymy, dla kogo.

*****

Późnym popołudniem skończyliśmy nagrania. Pożegnaliśmy się z Noah i zrobiliśmy, co zamierzaliśmy. Poszliśmy do Liyah.

Leżała na łóżku w sypialni. Wszystko wskazywało na to, że nie czuje się zbyt dobrze, ale uśmiechnęła się na nasz widok.

– Jak się czujesz, LeeLo? – zapytałem, gdy stanęliśmy w drzwiach.

– Bywało lepiej – odpowiedziała słabym głosem.

– Odkąd tu jestem, wyglądasz, jakbyś była jedną nogą w grobie – dodał Matt i podszedł bliżej niej. – Zamierzasz w końcu skonsultować to z lekarzem?

– Nie widzę potrzeby – zaprzeczyła dziewczyna. – Kiedyś mi przejdzie.

– No właśnie. Kiedyś – powtórzył mężczyzna i usiadł na brzegu łóżka. – Powinnaś pójść. I to jak najszybciej.

– Dzięki za troskę, ale naprawdę nie jest źle.

– Nie jest? Mała, my dwaj widzimy cię na co dzień i doskonale widzimy, że nie jest dobrze. Poszłabyś do lekarza, wiedziałabyś, co ci tak właściwie jest, dostałabyś jakieś leki, a my nie musielibyśmy się zastanawiać, co z tobą.

Liyah mu nie odpowiedziała.

– LeeLo, Matt ma rację – przytaknąłem, chociaż wiedziałem, że patrząc przez pryzmat tego zakładu, mogę się przyczynić w ten sposób do straty swojej kasy. – Powinnaś pójść.

– Dwa do jednego – Matt się uśmiechnął i złapał moją dziewczynę pod łopatkami. Podniósł ją i osobiście oddalił od łóżka. – Michael, idź po kluczyki. Jedziemy z nią.

Aaliyah zaczęła się szarpać, ale najwidoczniej nie była w stanie przewziąć uścisku Matta. Żeby oszczędzić mu trudu trzymania zdenerwowanej Liyah, zbiegłem na dół po klucze, a Matt z Ally na rękach zeszli za mną.

Wokalista osobiście wsadził dziewczynę do samochodu i przypiął ją pasami.

– Jesteście nienormalni – mruknęła. Zmierzwiłem jej włosy.

– Też cię kochamy, mała. – Ale i dla ciebie tak będzie zwyczajnie lepiej.

Matt został w domu. Gdy wyjeżdżałem, zobaczyłem tylko, jak uśmiecha się do mnie z wyższością. Właśnie wzbogacił się o pięć dych.

W chwilę później auto zaparkowane było pod szpitalem. Już bez zbędnego gadania, Ally wyszła z samochodu. Złapałem ją za rękę i skierowaliśmy się do środka.

Zacząłem się zastanawiać. Co, jeżeli Matt miał rację? Jeżeli faktycznie Liyah była w ciąży? Ona bez wątpienia skakałaby pod sufit z radości. Ale ja? Niby fajnie, ale jednak... Dziecko to ogromna odpowiedzialność. Nie czułem się na to gotowy. Niby mieliśmy do tego warunki, było nas na to stać i zapowiadało się, że Ally sobie poradzi w roli mamy, ale ja... Nie wiedziałem, czy umiałbym jej pomóc.

Nawet nie zauważyłem, kiedy dziewczyna weszła do gabinetu. Po chwili wróciła. Z kartką w ręku.

– Chodź. Prawdopodobnie wszystko w porządku, chociaż lekarz mówi, że mam zrobić USG, bo podejrzewa coś innego...

Czyli będzie dzieciak.

– Proszę cię, powiedz mi, że to nie jest to, o czym ja myślę – poprosiłem tylko.

– Bardzo możliwe, że dobrze myślisz – odpowiedziała dziewczyna. – Ale to nic pewnego. Dowiemy się za chwilę.

Podniosłem się z krzesła. Serce zaczęło mi bić mocniej, jakby ze strachu czy niepewności. Coraz bardziej pewnym było, że faktycznie niedługo będzie nas troje.

Poszliśmy razem do gabinetu USG. Ally poprosiła, żebym wszedł tam z nią.

Badanie wykonywała kobieta. Podejrzanie długo i bez słowa wpatrywała się w monitor. A my patrzeliśmy w nią, oczekując na choćby słowo.

– Dawno się z czymś takim nie spotkałam...

– To znaczy? – dopytała Liyah.

– Zostaną państwo rodzicami, to trzeci tydzień – uśmiechnęła się lekarka.

Pomimo wcześniejszych obaw... Ucieszyłem się. Bardzo. Nic innego właściwie nie pozostało. Spełniało się największe marzenie Ally, najważniejsze tylko, żeby maleństwo rosło zdrowe. Tylko chwila. "Dawno się z tym nie spotkała." To, że Ally była w ciąży samo w sobie na pewno nie było czymś niespotykanym.

Posłaliśmy sobie uśmiechy.

– No cóż. Skończą nam się wolność i beztroska – zażartowała Aaliyah.

– Ale to nie wszystko – dodała kobieta i wskazała coś na ekranie. – Pani wprawdzie tego nie zobaczy, ale proszę pana, proszę spojrzeć.

Dokładnie przyjrzałem się widocznemu obrazowi. Nie widziałem jednak nic konkretnego. We wskazywanym miejscu były tylko jakieś linie i kilka kropeczek. Nic poza tym.

– Widzi pan te trzy małe punkciki?

Przytaknąłem.

– To trzy, małe serduszka. Właśnie tyle pociech państwo przywitają na świecie.

*****

Trzy małe serduszka. Trzy nowe życia. Troje maluszków. Troje naszych dzieciaków. Mamy rozmach, to trzeba przyznać.

– Śmiałeś się kiedyś, że jak weźmiesz się za dzieci, to będzie od razu dwójka. Chyba twoje umiejętności w tym zakresie przerosły wszelkie oczekiwania – zażartowała Aaliyah, gdy już byliśmy w drodze do domu.

– Tego się nigdy w życiu nie spodziewałem. Ale poradzimy sobie. Nie mamy wyboru.

– Będzie dobrze. Ale jedno jest pewne. Przed nami ostatnie miesiące spokoju.

– To bez wątpienia. Teraz tylko najważniejsze, żeby wszystko przebiegało bez komplikacji, a dzieciaki urodziły się zdrowe.

Zaparkowałem auto na podjeździe. Matt był na zewnątrz i siedział na huśtawce przed domem.

Podszedłem do niego i bez słowa wręczyłem mu nie jeden, a dwa banknoty studolarowe. Popatrzył na mnie pytająco.

– Założyliśmy się, że wejdzie do lekarza, i że spodziewa się dziecka. Dzieci okazało się być troje. Masz profit za pozostałą dwójkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro