5. A miało być już dobrze...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatecznie Aaliyah nie spędziła w szpitalu trzech tygodni, a cały miesiąc. Wszystko przez to, że nie dawała sobie wymieniać rurki, co kończyło się tym, że dostawała jakieś lekkie posiłki, które ostatecznie źle wpływały na jej samopoczucie. Byłem u niej codziennie i nie udało mi się jej wytłumaczyć, żeby przestała odwalać taką dziecinadę.

Podpatrzyłem, jak należy wymieniać jej tą rurkę, karmić ją przez sondę... Nie ulegało wątpliwości, że sama nie będzie chciała tego robić, dlatego przeszedłem też szkolenie, dzięki któremu to ja mogłem wykonywać tę czynność.

Aaliyah zrezygnowała z pracy realizatorki dźwięku. Lekko mnie to zasmuciło, ale starałem się zrozumieć, że jest w naprawdę złym stanie. Ale z drugiej strony... Nie wiedziałem, co będzie robiła podczas mojej całodziennej nieobecności. Zastanawiałem się nad zmniejszeniem ilości godzin pracy, o ile nie całkowitym zrezygnowaniem na krótki czas. Ja i Ally nie mogliśmy przecież narzekać na brak pieniędzy. Póki co dogadałem się z Noah, że zawieszamy nagrania, a drobnymi rzeczami zajmowałem się w domu i odsyłałem gotowe materiały. Kierowniczka sama mi to zaproponowała.

Ally bardzo się zmieniła. Sprawiała wrażenie, jakby nie chciała ze mną rozmawiać, na moje pytania odpowiadała zdawkowo lub tylko pomruknięciami... Większość dnia właściwie nie wychodziła z domu, a jeżeli już, to znikała na cały wieczór, nie odbierała ode mnie telefonów ani nie odpisywała na wiadomości. Przychodziła z reguły dopiero wtedy, gdy przypomniałem jej o lekach. Próbowałem ją zrozumieć. Nie umiała odnaleźć się w nowej sytuacji, ani trochę.

Ja zresztą też. Głupio mi było nawet zjeść przy niej cokolwiek, w trakcie, gdy ona mogła jedynie w tym czasie coś pić, zazwyczaj, dla bezpieczeństwa, zwykłą wodę.

Zacząłem zapisywać w notesie, co, jak i kiedy mam jej dać, miała też wytyczone godziny na jedzenie, o ile tak można nazwać przepuszczanie jakiejś papki przez strzykawkę do plastikowej rurki. Co dwa-trzy tygodnie musiałem też wymieniać jej rurkę, czego oboje naprawdę nie lubiliśmy. Czasem Ally się nią krztusiła, a sam moment wkładania nowej rurki był dla niej naprawdę nieprzyjemny.

Teraz oboje siedzieliśmy w pokoju Aaliyah. Ona znudzona przytulała się do pluszowego misia, a ja siedziałem przy jej biurku z laptopem i zajmowałem się jakimś utworem. Chciałem to zrobić jak najszybciej, żeby mieć wolny wieczór.

W pewnym momencie Ally zeszła z łóżka i włożyła na plecy swój mały plecaczek.

– Gdzie idziesz? – zapytałem, zdejmując na chwilę słuchawki.

Aaliyah mi nie odpowiedziała, tylko skierowała się do wyjścia.

– LeeLo, zadałem ci pytanie – powiedziałem nieco głośniej.

Nadal brak reakcji. Nacisnęła na klamkę.

– Aaliyah, mówię do ciebie...

Dziewczyna na mnie spojrzała.

– Nie zgubię się – odparła, otwierając drzwi i wychodząc z pokoju.

Pobiegłem za nią. Nie chciałem, żeby znowu wychodziła. Nie sama. Nie wiedziałem, co robi, gdy jest sama, czy mam powody do niepokoju...

– Pójdę z tobą – powiedziałem, czym zatrzymałem ją przy drzwiach wejściowych. Odwróciła się i podeszła bliżej mnie.

– Wolałabym iść sama. Uwierz mi, że umiem o siebie zadbać.

– LeeLo, martwię się o ciebie...

– Wiem. To kochane z twojej strony, ale naprawdę, nie masz potrzeby – dziewczyna wspięła mi się na szyję, wymuszając na mnie zniżenie się do jej poziomu – Poradzę sobie, przecież o tym wiesz. Do zobaczenia później – pożegnała się i sprzedała mi soczystego buziaka w policzek.

Za chwilę już jej nie było, a ja wpatrywałem się w miejsce, gdzie przed chwilą stała. Nadal czułem jej usta na swoim policzku i zastanawiałem się, co tu się właśnie, do cholery, odwaliło.

*****

Aaliyah

Kochana Mamo, drogi Tato,

Niedawno wyszłam ze szpitala, od teraz jem przez sondę. Nienawidzę tego czegoś całym sercem. Nie mogę nic jeść, tylko pić. I to najlepiej zwykłą wodę. Sonda istotnie pozwoliła mi pozbyć się bólu podczas jedzenia, ale jej wkładanie i wyjmowanie nie należy do najprzyjemniejszych. Za pierwszym razem okropnie bolało, ale im więcej wymian mam za sobą, tym mniej boli, bo rana jest wygojona.

Michael od teraz jest moim opiekunem, ma za sobą nawet szkolenia. Nie przesadzając, jest o wiele lepszy, niż którakolwiek z zajmujących się mną w szpitalu pielęgniarek. Jest delikatny, spokojny, nie denerwuje się na mnie, gdy krztuszę się rurką albo płaczę... Do wszystkiego podchodzi z ogromną dokładnością, a mnie zaczął traktować jak małą dziewczynkę. W ogóle mu się nie dziwię. Ma bardzo odpowiedzialne zadanie, ale wiem, że jestem bezpieczna. Na pewno nie zrobi mi tym krzywdy. Ufam mu na tyle, żeby bez wahania powierzyć mu swoje zdrowie, a nawet życie.

Dobrze wiecie, że nikogo na tym świecie nie darzę taką miłością, jak jego. Nie chcę jednak dla niego życia ze mną, a on sam coraz bardziej się do mnie przywiązuje. Mogłam jeździć na zmiany do szpitala, a jedzenie i leki podawać sobie sama, a jednak wszystko to robi on. Z własnej, nieprzymuszonej woli, a ja dowiedziałam się o tym dopiero wracając do domu. Chyba wiedział, że sama bym mu na to nie pozwoliła. Wolałabym w tym momencie właśnie się od niego jakoś oddalić. Wiecie, żeby nie było tak, jak jest teraz. Michael zasługuje na lepsze życie, niż to ze mną. Dlatego właśnie nie chcę, żebyśmy byli parą. Nie nadaję się na dziewczynę, ani tym bardziej później żonę. Moje życie to tylko lekarze i szpitale, gdzie tu mowa o rodzinie?

Ogólnie czuję się już lepiej, czasem tylko trochę boli mnie brzuch, ale jest znośnie. Podejrzewam, że to z powodu zmiany sposobu jedzenia. Niedługo pewnie będę mieć operację, bo sondy nie powinno nosić się zbyt długo. Chyba, że wymienią mi ją na inną, podobno jest też taka, którą można stosować dłużej. Ale wolałabym operację. Byłaby to jakaś szansa na to, że wrócę do życia sprzed kilku lat. Wtedy już mogłabym powiedzieć Michaelowi to, o czym marzę od dawna i nie musieć go powstrzymywać od całowania mnie, jak miało to miejsce niedawno. Jakaś część mnie chciała wtedy tego pocałunku. Ale nie chciałam, żeby zrobił sobie tym nadzieję. Dopóki jestem chora, nie zgodzę się, żeby wiązał się przy mnie, bo ma jeszcze szansę na normalne życie z kimś innym. Jeszcze może zmienić zdanie. W końcu mamy dwie piękne przyjaciółki. Moim zdaniem świetnie pasowaliby do siebie z Jenną. Chociaż miał rację z tym, że ciężko było przewidzieć reakcję Noah na coś takiego, w końcu to jego siostra.

Jejku. Jednak źle się czuję. Chyba zaraz będę musiała wrócić do domu, żeby Michael dał mi jakieś leki.

Już mam dosyć tego kawałka plastiku na moim ciele. Pomińmy nawet, że okropnie wygląda. Boli i zabiera mi całą przyjemność z jedzenia. Chce mi się płakać, jak widzę, że Mickey je normalne kanapki, płatki czy cokolwiek innego. Ja z reguły dostaję płynne mieszanki białkowe przez strzykawkę do rurki. Napis na pudełku mówi, że ma ona waniliowy smak, ale po co, skoro i tak tego nie czuję?

Módlcie się za mnie. Potrzebuję Waszego wsparcia, dajcie mi siłę, żebym przeżyła kolejny dzień. Jeżeli tak się stanie, zobaczymy się tutaj jutro o tej samej porze. Wracam do domu.

Kocham Was,

Aaliyah

Właśnie po to codziennie wychodziłam z domu. Na niedużych kartkach pisałam to, co leżało mi na sercu, adresując je do rodziców. Kartki wkładałam później do kieszonki w ozdobnym notesie. Czasem, gdy przemyślenia były bardziej prywatne, składałam kartkę i po prostu wrzucałam ją do strumyka, czekając, aż woda ją rozpuści.

Długo po prostu siedziałam pod drzewem i patrzyłam bezmyślnie w niebo. Dlaczego i ja nie mogłam tam trafić, tylko tkwiłam tutaj, w dodatku ciągle mając pod górkę?

Z moich oczu mimowolnie leciały łzy. Nie wiedziałam, na ile były one z bezsilności, a na ile z powodu okropnego samopoczucia. Po jakimś czasie nawet nie byłam w stanie się podnieść z ziemi, nie miałam na to siły.

Rozglądałam się po okolicy. Nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. No nieźle.

Myśl, Aaliyah... Nie mogłam zadzwonić przecież do Michaela, żeby go nie martwić. Noah i Jenna też odpadali, bo oni bez wątpienia by mu wszystko powiedzieli. Pozostała Lauren. Ale nie. Ona też by się wygadała. Każdy z moich znajomych właściwie i tak powiedziałby wszystko Michaelowi.

Akurat napisał mi wiadomość.

Pora wracać, LeeLo. Powinnaś wziąć leki.

Ostatni moment. Pisać, nie pisać...

Jestem w parku. Nie mam siły wstać, czuję się okropnie. Mógłbyś po mnie przyjechać?

Będę za maksymalnie pięć minut, trzymaj się tam!

Odetchnęłam z ulgą. Pomoc już jechała. A ból z każdą chwilą się nasilał, coś mnie rozrywało od środka. Dziwne, bo odkąd miałam sondę, nie miałam takich problemów...

W pewnym momencie zaczęło mi się robić duszno. Czułam, jak tracę oparcie i zsuwam się z pnia drzewa, o który byłam oparta. Przed oczyma miałam mroczki. A za moment zupełnie pociemniało mi w oczach. Co było dalej, nie miałam pojęcia.

Ocknęłam się w tym samym miejscu, trzymana przez kogoś w ramionach.

– Jestem, LeeLo – usłyszałam przyjemny męski głos. Michael. – Spokojnie. Poleż przez moment.

– Mickey – uśmiechnęłam się słabo.

– A spodziewałaś się kogoś innego? - odwzajemnił mój uśmiech. – Teraz powolutku wstań.

Złapał delikatnie jedną moją rękę, a drugą ręką cały czas podtrzymywał mnie z tyłu. Ostrożnie pomógł mi usiąść na trawie. Dopiero gdy już siedziałam, wstał i podał mi ręce, żebym mogła wstać. Jednak wtedy lekko zakręciło mi się w głowie i osunęłam się w jego ramiona.

– Cholera, powinnaś napisać do mnie wcześniej, jeżeli się tak źle czujesz – powiedział Michael, a w jego głosie wyczułam coś w rodzaju przejęcia i jakby zniecierpliwienia.

– Przepraszam – szepnęłam niewyraźnie, chwytając jego dłoń, żeby nie upaść. On jednym zgrabnym ruchem podniósł mnie do góry. Przełożyłam dłonie na jego szyję.

– Nie przepraszaj. Zaniosę cię do samochodu, w domu dam ci leki, a jak to nie pomoże, najwyżej pojedziemy do lekarza - zarządził, niosąc mnie w kierunku najbliższego parkingu.

Posadził mnie na przednim siedzeniu i przypiął mnie pasami. Poczułam się trochę jak małe dziecko, ale z drugiej strony sama marzyłam tylko o tym, żeby położyć się na łóżku, uśmierzyć ból i pójść spać. Nie miałam siły się nawet poprawić na fotelu.

Michael jechał wyjątkowo szybko, a jedyne, co zmuszało go do przerwania jazdy, to było czerwone światło i piesi na przejściach. Wiedziałam jednak, że stara się zachować ostrożność i na pewno nie dojdzie do żadnego wypadku.

W domu pomógł mi dostać się do mojego pokoju i od razu podłączył dłuższą rurkę, żeby podać mi leki. Nawet się jakoś szczególnie nie wzbraniałam, chciałam jak najszybciej pozbyć się bólu. Właściwie to nawet nie zauważyłam, jak to robił. Gdy z lekka oprzytomniałam, on już poprawiał część rurki przyklejoną do mojego policzka.

– Zaraz powinno być lepiej – szepnął, głaszcząc mnie po włosach. – Ally, ja naprawdę staram się ciebie zrozumieć, wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja... Ale proszę, nie stawiaj mnie w takiej sytuacji po raz kolejny.

Nie odpowiedziałam mu. Już próbowałam się wyciszyć, zamykając oczy i skupiając się tylko na tym, że czułam jego dłoń na swoich włosach. Chciałam tylko snu.

„Obiecuję, Mickey” – pomyślałam, lekko przytulając się do mężczyzny. Poczułam jeszcze tylko, jak składa czuły pocałunek na moim czole.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro