7. Obudź się

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Michael

Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Śpiączka. Nie wiadomo, kiedy się wybudzi. Nie tak to miało wyglądać... Cholera, do czego ja doprowadziłem?

– Nie... – udało mi się tylko wydusić.

– Panna Jackson żyje – powiedział lekarz. – Nie stracił jej pan na zawsze. A my zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby wybudziła się jak najszybciej – obiecał, po czym odszedł, notując coś w trzymanych w ręku dokumentach.

Na chwilę usiadłem, chcąc się uspokoić. Serce waliło mi jak oszalałe i zdawało mi się, że sekundy dzielą mnie od rozpłakania się niczym małe dziecko.

Moja najlepsza przyjaciółka leżała w śpiączce po tym, jak zraniłem ją, nieumiejętnie zakładając sondę. Nie było wiadome, kiedy znowu będę mógł ją zobaczyć, porozmawiać z nią...

Za zgodą pielęgniarki, wszedłem do sali, gdzie leżała Aaliyah.

W chwili, gdy zobaczyłem ją, bladą, podpiętą do jakichś kabelków i kroplówek, nie mogłem już powstrzymać łez. Dziewczyna leżała w bezruchu, ze spokojnym wyrazem twarzy, nie reagując na żadne bodźce z otoczenia. Prawie, jakby była nieżywa, jednak jej serce nadal biło.

Przyklęknąłem przy łóżku i chwyciłem jej bezwładną dłoń. Ucałowałem jej kostki, cicho szlochając. To przeze mnie.

– Przepraszam cię – szepnąłem zduszonym głosem. Zero reakcji z jej strony.

Dłuższą chwilę po prostu na nią patrzyłem, mając nadzieję, że to jakaś pomyłka. Jeszcze niedawno przecież ta istota siedziała na moich kolanach, przytulała się do mnie... Nadal mogłem wyczuć dotyk jej ust na swoich, jeszcze przed chwilą to uczyniło mnie tak szczęśliwym, jak jeszcze nigdy. A teraz ona była tutaj, nieprzytomna i niczego nieświadoma.

Byłem tak roztrzęsiony, że nie byłem w stanie później nawet prowadzić samochodu. Wprawdzie wsiadłem za kółko, ale gdy omal nie rozjechałem pieszego, postanowiłem zatrzymać się gdzieś na boku i poprosiłem Lauren, żeby podeszła i pomogła mi dostać się do domu. Mieszkała niedaleko, więc stwierdziłem, że najlepiej będzie poprosić właśnie ją.

Pojawiła się dosłownie za moment. Gdy zobaczyła mnie, z zaczerwienionymi od płaczu oczami, opierającego się o samochód, zaczęła wręcz biec w moją stronę.

– Michael! Wszystko w porządku? Coś się stało? – pytała, mocno mnie przytulając, choć jeszcze nie wiedziała, co mam jej do powiedzenia.

– Powiem ci na spokojnie. Tu masz klucze, zawieź mnie do domu, bo sam nie dam rady pojechać – odpowiedziałem, podając jej kluczyki.

Bez dalszych pytań dziewczyna wzięła ode mnie kluczyki i usiadła na miejscu kierowcy. Nic nie mówiła w trakcie jazdy, za co byłem jej naprawdę wdzięczny.

Gdy dotarliśmy, Lauren rozejrzała się po domu z pewnym zdziwieniem w oczach.

– Nie ma Ally? – zapytała, spoglądając na mnie.

Zacisnąłem zęby, żeby się nie rozpłakać i przecząco pokręciłem głową.

– Nie ma. Jest w szpitalu, leży w śpiączce – powiedziałem cicho. – Przeze mnie i moją nieuwagę. Cholera, powinienem był zostawić to wszystko bardziej doświadczonym ludziom...!

Z oczu Lauren popłynęły łzy, ale nadal patrzyła prosto na mnie. Wiedziałem, że jest na mnie zła. Ona nie była dobrotliwą LeeLo. Ona zdawała sobie sprawę z tego, że gdybym nie popełnił żadnego błędu, Aaliyah byłaby teraz tutaj z nami i nikt nie obawiałby się o jej życie.

Ku memu wielkiemu zdziwieniu, podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu.

– Nie będę wnikać. Michael, wiesz, że cię uwielbiam, ale zawiodłeś mnie. Bardzo. Myślałam, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak poważny jest stan Aaliyah i jak odpowiedzialne jest twoje zajęcie, jako jej opiekuna. Wiem, że nie zrobiłeś tego specjalnie, ale... Myślałam, że będziesz ostrożniejszy – mówiła, starając się zachować spokój. – Chciałabym teraz zrobić coś innego, ale chyba lepiej będzie, jeżeli powiem ci, że Aaliyah nie chciałaby, żebyś teraz się za to obwiniał. Ochłoń trochę. Ten stan nie będzie trwał wiecznie, niedługo mała do nas wróci – zapewniła kobieta, czochrając mi włosy. – Zostać z tobą, czy wolisz pobyć sam?

Chwilę pomyślałem.

– Wolałbym zostać sam, jeżeli pozwolisz – powiedziałem. – Dzięki za podwózkę.

– Żaden problem. Trzymaj się – pożegnała się kobieta i skierowała się w stronę drzwi. Za chwilę usłyszałem, jak je za sobą zamyka.

Poszedłem do pokoju Ally. Jak zawsze, panował tam nieporządek. Odkąd wróciła ze szpitala, w ogóle nie zawracała sobie głowy sprzątaniem.

Żeby się czymś zająć, zacząłem układać tam rzeczy. Nie żebym grzebał po szafkach, czy coś. Pościeliłem po prostu łóżko, ułożyłem ubrania i ogarnąłem na biurku. Nic poza tym. Chciałem tylko mieć przez chwilę jakieś zajęcie.

Usiadłem przy jej biurku, gdzie na małym stosiku schludnie ułożone były nuty do nowych utworów, pospinane kolorowymi spinaczami. Niektóre utwory były już rozdane wykonawcom i nagrane, niektóre czekały na lepsze czasy...

Aaliyah była świetną kompozytorką. W pisanie nut wkładała całe swoje serce, umiała spędzić całe dnie, dopracowując utwory, nie pozwalała sobie oddać nut, które nie byłyby jej zdaniem perfekcyjne. Praca przy nagrywaniu jej utworów była dla mnie czystą przyjemnością i sądziłem, że Ally była cholernie niedoceniana. Dostawała bardzo mało zleceń, ale może też dzięki temu były tak dopracowane.

Spojrzałem na nasze wspólne zdjęcie w ramce. Byliśmy wtedy razem z rodzeństwem Weaver na wakacjach na Majorce. Płynąłem na nim, trzymając na rękach Ally, która niestety pływać nie umiała. Wyglądała na nim na naprawdę szczęśliwą.

Ja powróciłem myślami do momentu, gdy byliśmy dzisiaj razem w parku. Jak wiele bym dał, żeby znów móc to powtórzyć!

Żaden poprzedni pocałunek nie obudził we mnie takich emocji, jak ten z moją wieloletnią przyjaciółką. Przestał istnieć cały świat. Tylko ja i ona. Wiedziałem, że jest zaraz przed zabiegiem, że na pewno się tym przejmuje i tylko to powstrzymało mnie przed zapytaniem jej, czy nie zmieniła decyzji. Ona na pewno czuła to samo, co ja. Kochałem ją całym sercem i przyrzekłem sobie, że gdy tylko z tego wyjdzie, zajmę się nią, jak należy i naprawdę będę na nią uważał. Zrobię wszystko, żeby powróciła do pełni sił jak najszybciej. Należało jej się to.

*****

Przez następne dni było już nieco lepiej. Od rana do późnych godzin wieczornych siedziałem w studio, dla samego faktu, żeby tam być i nie przebywać w domu, gdzie nieobecność ukochanej kompozytorki była szczególnie uciążliwa. Kierowniczka jednak nie była z tego zadowolona.

– Panie Joseph, nie sądzi pan, że lepiej by było, gdyby na razie pan sobie odpuścił? Niech pan tylko spojrzy: jest pan tutaj o wiele dłużej, a wykonuje pan mniej pracy, niż zwykle. Wie pan, że nie trzymam tu pana na siłę, rozumiem pana aktualną sytuację... – usłyszałem, gdy na pytanie o postęp prac nad jakimś utworem odpowiedziałem „jeszcze nie skończyłem poprzedniego”.

– Potrzebuję jakiegoś zajęcia – odpowiedziałem. – Może mi pani zmniejszyć liczbę zleceń, nie dawać nowych nagrań, ale nie zrezygnuję z pracy. Nie ma mowy! – odpowiedziałem. – I może mi pani zmniejszyć wynagrodzenie, bo jestem świadomy, że tak naprawdę nie ma za co mi płacić.

Kobieta wstała.

– Nie zrobię tego, bo wiem, że to nie jest pana widzimisię. Postaram się za to nie dawać panu nowych zleceń. I bardzo mi przykro z powodu panny Jackson

Popatrzyła na mnie ze współczuciem i wyszła. Od tego czasu nie podejmowała ze mną żadnej rozmowy, ani istotnie nie dostawałem nowych zleceń, chociaż stos na moim biurku sprawiał wrażenie, jakby wcale się nie zmniejszał.

Po pracy każdego dnia zaglądałem do kliniki, do której od razu w dzień zabiegu przewieziono LeeLo. Jej stan ani się nie pogarszał, ani nie polepszał, dlatego póki co byłem dobrej myśli. Każdego dnia czesałem długie, kręcone włosy dziewczyny, co kilka dni zakładałem jej nową piżamę z przekonaniem, że będzie jej przyjemniej leżeć... Dużo też do niej mówiłem. Codziennie mówiłem jej, co stało się w pracy, z kim się widziałem, o czym myślałem... To wszystko, trzymając ją za rękę. Czasem lekko zaciskała swoją dłoń na mojej, ale powiedziano mi, że to jeden z odruchów bezwarunkowych, tak samo jak uśmiechanie się czy wzruszanie ramionami, gdy coś jej przeszkadzało. Miałem wrażenie, że czasem mnie słyszała, choć wiedziałem, że nie będzie tego pamiętać, gdy się obudzi. Była niemal zupełnie nieświadoma tego, co działo się wokół niej.

Pielęgniarki niezbyt przejmowały się dbaniem o nią, ich jedynym zadaniem było podać jej leki i ją karmić. Dlatego to ja pozwoliłem sobie zadbać o resztę.

Ale i tak niknęła w oczach. Jej cera była kredowobiała, a ona sama była coraz szczuplejsza. Może i w jej sytuacji było to do przewidzenia, ale i tak potrafiło zszokować człowieka.

W domu nie było żadnej rzeczy świadczącej o obecności młodej kobiety. Wszystko było schowane, a jej pokój wysprzątany i zamknięty na klucz. Czasem tylko wchodziłem tam po jakieś nuty, albo po prostu, żeby chwilę tam pobyć.

Tęskniłem za Aaliyah i – mimo iż raczej nigdy nie było mi po drodze z wiarą – każdego dnia modliłem się, żeby do mnie wróciła, albo żeby chociaż miała dobre wyniki badań. Zrobiłbym wszystko, żeby ta ukochana przeze mnie istota znów była przy mnie.

Problem w tym, że nie byłem w stanie zrobić absolutnie nic. Mogłem jedynie mieć nadzieję.

A ta nie gasła nawet na moment.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro