1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: Hejeczka, ten rozdział wlatuje bez zmian, więc jak już go ktoś czytał, to nie musi drugi raz. Jednak może to zrobić. i np skomentować, bo komentarze są zawsze bardzo mile widziane.

***

- Kapitanie - nieco skruszony głos Taehyunga dobiegł ich z głośników - Jesteś... potrzebny na mostku - ten komunikat podziałał na Yoongiego jak kubeł zimnej wody. Odsunął się od Jina i z głośnym chrząknięciem włączył mikrofon. Jego ręce trzęsły się lekko, ale nie z zimna. Nie od mocy, która w jakiś dziwny sposób spotulniała, ukryła się gdzieś głęboko.

- Czy to...- zerknął szybko na Jina. - Statek Federacyjny? - Naprawdę miał nadzieję, że jego głos brzmiał w miarę normalnie.

- Uh...- Taehyung zawahał się - Nie raczej... nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego.

- Jeśli już coś to statki, sir - głos Namjoona włączył się do konwersacji - Cała fregata statków...

***

Światło alarmu zawieszonego nad grodzią prowadzącą do pozostałej części statku odbijało się od ekranu Hoseoka, rażąc go w oczy. Co prawda chłopak mógł przesunąć monitor w bok. Mógł go też wyjąć ze stojaka i zacząć używać jak przenośny tablet, ale wiedział, że i tak mu to za bardzo nie pomoże. Bez czy z czerwoną łuną zalewającą ekran i tak byli w tarapatach.

Fregata obcych statków zaskoczyła ich nagle, okrążając z każdej strony i żaden, nawet najgenialniejszy, manewr unikowy już im nie pomoże. Na wyłączenie zasilania też już było za późno, nie zdołaliby się nigdzie ukryć, nawet gdyby w okolicy znajdowało się skupisko asteroid o wysokim promieniowaniu. Wyciszenie denerwującego wycia towarzyszącego alarmowi, który wydobywało się ze wszystkich głośników na statku, też nie miało sensu. Taehyung musiał to zrozumieć, bo mimo że na jego ekranie pojawił się komunikat komputera pokładowego z pytaniem, czy chce go wyłączyć, nawet się nie ruszył. Dlatego od dłuższego czasu obaj tkwili w tej kakofonii, czekając w bezruchu na swojego kapitana.

- Mogę uzbroić działka fotonowe - powiedział Hoseok, przekrzykując wyjący alarm. Jego słowa prawie zginęły w hałasie, ale Taehyung musiał go usłyszeć, bo pokręcił wolno głową. Gigantyczne niszczyciele na ekranach formowały właśnie szyk bojowy, który chłopak śledził uważnie wzrokiem.

- To ich nawet nie zaboli - odparł, nawet nie odwracając się stronę Hoseoka - Nie mamy szans - dodał takim tonem, że starszego chłopaka aż coś zabolało w żołądku. Jego palec wciąż niepewnie krążył nad przyciskiem uruchamiającym działka. Wystarczy tylko rozkaz i będzie gotowy. Wiedział nawet gdzie uderzy. Kalkulował właśnie trasę pocisku w głowie, gdy na mostek wpadł zdyszany Yoongi. Był cały czerwony na twarzy, ale szybko zbladł, widząc ciasny szpaler niszczycieli na ekranach. A może dlatego, że zobaczył przerażoną minę Taehyunga. Hoseok nie potrafił tego powiedzieć.

- Status - rozkazał krótko, łapiąc za brzeg swojego komputera. Przybliżył szybkim ruchem ręki lotniskowiec, który czaił się gdzieś po lewej stronie flanki. Hoseok widział, że ledwie powstrzymuje się przed potarganiem swojej, i tak już mocno zmierzwionej, grzywki. - I gdzie do cholery jest Namjoon? - dodał równie groźnym tonem, podnosząc na chwilę głowę znad monitora.

- Pobiegł na dół... z jakiegoś powodu - uprzedził ich wszystkich Jin, wchodząc wolno na mostek z tabletem w dłoni. - Idiota - mruknął pod nosem, wyłączając szybkim ruchem mapę statku, na której widać było poruszającą się kropkę z imieniem ich pierwszego oficera. Lekarz wciąż wyglądał strasznie, co nie uszło uwadze Hoseoka, ale odzyskał już trochę koloru na twarzy. A zwłaszcza na szyi i uszach, które były czerwone i stały się aż wściekle czerwone, gdy Yoongi spojrzał na niego przelotnie.

Przez moment Hoseokowi wydawało się, że młodszy mężczyzna na niego nakrzyczy i każe mu wrócić na stołówkę, żeby przypiął się do jednego z foteli i założył kombinezon, ale tak się nie stało. Yoongi zamiast tego przygryzł tylko moment wargi i rzucając chłopakowi szybkie spojrzenie, szybko zmienił temat.

- JK gdzie?

- Już tu idzie. Był u Jimina - wyjaśnił lekarz i usiadł na miejscu Namjoona. Hoseok odwrócił się w stronę głównego ekranu. Musiał skupić się na tym, co działo się z ich statkiem, a nie na Jinie, który jakby nigdy nic, zajmował właśnie fotel, a może nawet miejsce, pierwszego oficera. Nie to, że Hoseok kwestionował jego przeszkolenie wojskowe i nie to, że nadal obejmowała ich jakakolwiek hierarchia, ale kiedy Namjoona nie było na mostku, to miejsce zawsze należało do niego. Przynajmniej do tej pory. Na szczęście on, Hoseok, było ponad to. Profesjonalny i opanowany nawet w obliczu śmierci.

- A status...- Taehyung zawahał się, jakby Yoongi zadał mu najgłupsze możliwe pytanie z puli głupich pytań. - No jesteśmy otoczeni, sir - wyjaśnił wolno. - Dwanaście jednostek ogólnie. Jeden lotniskowiec, osiem niszczycieli, trzy krążowniki. Tak mi się wydaje. Nie widziałem nigdy takich statków, więc tylko zgaduję.

- Wywołać ich dowództwo. Nadawanie na wszystkich kanałach - rozkazał od razu Yoongi i wyłączył czerwony alarm.

Cisza, która otoczyła ich raptownie, aż dźwięczała w uszach i Hoseok co chwila łapał się na tym, że ma ochotę odchrząknąć na głos, żeby sprawdzić, czy nie ogłuchł. Zamiast tego przekręcił tylko swoją stację w kierunku Jina, żeby sprawdzić, czy fotel dalej skrzypi. Zawsze robił to, kiedy kierował go w stronę wnętrza kokpitu, mimo wielu napraw i wielkiej frustracji Jimina, który nigdy nie doszedł, dlaczego tak się dzieje. Gdy jakiś zawias wydał przeciągły skrzek, Hoseok odetchnął cicho z ulgą. A jednak nie ogłuchł. Teraz jednak musiał patrzeć na Jina, który z zacięciem wymalowanym na twarzy, włączał kolejne kanały komunikacji. Wystarczyło, że machnął lekko ręką, dając znać, że skończył, a Yoongi już nabierał powietrza w płuca.

- Nazywam się Min Yoongi, jestem kapitanem transportera Horizon - powiedział wolno i stanowczo, wyraźnie akcentując każde słowo. W tonie jego głosu dało się czuć determinację i coś w rodzaju zirytowania.

Hoseok nie dziwił mu się wcale. Jin dopiero co wrócił i nikt nie spodziewał się, że akurat teraz pojawią się w ich okolicy jakieś wrogie jednostki. Zwłaszcza, że ich skanery nic nie wykryły. Gdyby tak było, pewnie przyczaili się od razu obok jakieś asteroidy albo księżyca, a tak zostali złapani w najgłupszy możliwy sposób. Jakby to powiedział jego ojciec: ze spuszczonymi majtkami. Hoseok nie mógł wyrzucić tego cytatu z głowy, bo tak właśnie się czuł; obnażony, zawstydzony i zły, bo nikt nie miał tu przelatywać.

Pozwolili sobie na moment relaksu i oddechu pośrodku niczego. Może lepszym stwierdzeniem byłoby to, że pozwolili sobie na moment rodzinnych dram, chociaż teraz nie miało to już znaczenia. Przyjdzie im za to zapłacić najwyższą z możliwych cenę. Aż zadrżał na całym ciele.

- Czy...- Yoongi nie skończył. Tym razem to Horizon zadrżała.

- Nic nie zrobiłem - odezwał się od razu Taehyung, unosząc ręce do góry. - Nawet nie dotykałem sterów! Nic!

- To nie ty - odparł szybko Hoseok, wracając do swojego komputera. Aż skrzywił się na dźwięk własnego głosu. Słyszał w nim strach. - Ani ja - dodał od razu i przerzucił widok ze swojego podglądu na ekran główny, żeby wszyscy go widzieli. - Jeden z niszczycieli złapał nas na hol.... - Kolejne uderzenie. Tak silne, że Yoongi aż usiadł w fotelu i złapał za swój pas. - Złapali nas wiązkami holującymi. Nasze stery nie działają. Nic nie mogę zrobić - zaczął mówić coraz szybciej.

- Kapitanie, wszystkie kanały komunikacji są zablokowane - powiedział Jin i Hoseok aż spojrzał na niego zaskoczony. Chyba nigdy nie słyszał, żeby lekarz zwracał się do Yoongiego tak oficjalnie. Pewnie dalej jest na niego zły, pomyślał, odwracając się znów w stronę sterów. Wiedział, że nie powinien, ale poczuł się dzięki temu jakoś lepiej.

- Wywołać jeszcze raz - padła od razu komenda.

- Nasz teleport został zablokowany, sir. Nie mamy możliwości teleportacji - Taehyung podawał im dane spływające do jego stacji. - Rdzeń główny Horizon w porządku, ale dysze dotleniające silniki nie działają. Włamali się do naszego systemu, sir.

- Gdzie jest ten Namjoon? - Yoongi wydał z siebie desperackie sapnięcie i uderzył w guzik włączający interkom. - Namjoon, daje ci dwie minuty, żeby wrócić na mostek. To rozkaz - ostatnią część zdania prawie wywarczał. - Jin...

- Zaraz tu będą - odparł spokojnie lekarz. - Wyłamią plomby w naszej ładowni. Lepiej, żebyśmy tam zeszli, zanim Namjoon się z nimi spotka - Yoongi jęknął cicho pod nosem.

***

Gdy pierwsze statki obcej fregaty pojawiły się na radarach, Namjoon nie poczuł strachu. Jin, gdyby tylko się o tym dowiedział, pewnie wyjąłby zaraz z przepastnych kieszeni swojego lekarskiego kitla skaner. Kazałby mu usiąść, zmierzyłby temperaturę, zbadał oczy i uszy i dla jego własnego dobra znieczuliłby tak, że spałby przez najbliższe trzy dni. Lekarza nie było jednak w pobliżu, a Namjoon nie zamierzał dzielić się tą wiedzą z Hoseokiem i Taehyungiem, którzy zajęci byli sprawdzaniem rozmiaru floty na ekranach. Poza tym wątpił, żeby wiedzieli, że to, że nie spuszcza głowy w dół, zgodnie z Espiliańskim zwyczajem i mutacją, która kazała chronić mu się przed zagrożeniem, było anomalią. Czymś zupełnie niezwykłym. Powinno być tak, jak na Ulyssesie, jak na Orionie. Instynkt miał za zadanie podpowiadać mu, że koniec powoli się zbliża, a wtedy Namjoon, zgodnie już ze swoją własną, osobista tradycją, zignorowałby go zupełnie. Jednak tym razem jego organizm wydawał się w pełni zrelaksowany.

Chociaż powinien czuć strach, powinien czuć się zaalarmowany, powinien walczyć ze swoim ciałem i sztywniejącymi mięśniami w karku. Wciąż miał nad sobą pełną władzę i nie zapowiadało się, że poczuje jakikolwiek niechciany skurcz albo tik nerwowy.

Zamiast strachu Namjoon czuł coraz większy gniew. To powinno dać mu do myślenia. Tak się jednak nie stało. Bez słowa wyszedł z mostka, zanim Hoseok zdążył zadać jakiekolwiek pytanie albo go zatrzymać.

Korytarz prowadzący do wind był pusty, drugi - ten do kwater też i mimo że Namjoon starał się nasłuchiwać, znajomy stukot obcasów Yoongiego nie dobiegał do jego uszu.

Zalała go kolejna fala gniewu. Kapitan powinien już być na mostku, powinien ich ratować. Powinien zacząć coś robić, cokolwiek. Nie on. Dlaczego to on zawsze musi o wszystkim myśleć?

- Kurwa - wycedził pod nosem, przygryzając lekko dolną wargę. Jeśli ma rację, a miał ją na pewno, bo wrogie statki zachowywały się zgodnie ze standardową procedurą Federacji, gdy znajdowali jakąś jednostkę w swoim sektorze, której nie powinno tam być; to prędzej, czy później któryś z ich statków włączy zagłuszanie systemów Horizon i stracą nad nią kontrolę. Jeden, dobrze wymierzony strzał z lasera i po nich. Ich dom zostanie wzięty na hol, wszystkie systemy, oprócz tego podtrzymującego życie, zostaną odłączone i zacznie się abordaż. Będą bezbronni, słabi.

Aż zazgrzytał zębami i uderzył w przycisk uruchamiający windę prowadzącą na niższy poziom. Odkąd wszyscy członkowie załogi podjęli decyzję o dezercji, a Jungkook zaczął zachowywać się w cywilizowany sposób, żaden z nich nie nosił przy sobie broni. Może czasem robił to Yoongi, ale było to spowodowane zwykle roztargnieniem, bo kapitan lubił wieczorami, gdy nie zajmował się danymi Ulyssesa, majstrować przy jakiś podzespołach i czasem z zdarzało mu się schować swój nowy eksperyment do kabury. To było przeoczenie, wynik zmęczenia, który zdarzało mu się ostatnio coraz rzadziej i im Namjoon bardziej się nad tym zastanawiał, tym bardziej dochodził do wniosku, że tak naprawdę odkąd kapitan przeszedł operację to wcale.

Musiał więc założyć, że i tym razem Yoongi zostawił swój laser w zbrojowni, razem z resztą broni i jeśli dojdzie do ataku ze strony obcej załogi, nie będą mieli szans się bronić. Co prawda miał ze sobą swoją mutację. Tę dziwną, nową moc, która miażdżyła roboty, przecinała jak laser stal i łamała granit, ale kapitan wydawał się nią bardziej przerażony i nie potrafił jej jeszcze używać świadomie, o ile w ogóle miał możliwość, by tym kierować. Została mu więc tylko jedna opcja.

- Kim Namjoon, pierwszy oficer - powiedział, stając przed drzwiami do zbrojowni. Miał wrażenie, że jego własny głos niesie się po pustym korytarzu, bo czerwony alarm umilkł nagle i bez ostrzeżenia. Z jakiegoś powodu wydało mu się to raptem niestosowne i nie na miejscu. Gdy światła przy suficie zmieniły kolor na normalny, żółty, poczuł się tym bardziej nieswojo, ale nie zamierzał się wracać. Podjął już decyzję.

- Dostęp zatwierdzony - odparł komputer pokładowy. Kamera zawieszona przy futrynie drzwi zamrugała. Przyłożył palec do czytnika i pierwsza gródź otworzyła się bez problemu. Z kolejną też sobie poradził, używając tym razem swojego chipa osobowego, który każdy z załogi wciąż miał wszczepiony w przedramię.

- Co robisz? - pytanie Jungkooka zatrzymało go w połowie kroku, ale tylko na chwilę. Zmiął przekleństwo w ustach; dzieciak jak zwykle zaszedł go bez problemu.

- Idź na stołówkę, usiądź w fotelu i zapnij pasy - odparł od razu, ignorując pytanie chłopaka, który patrzył na niego z lekko zaskoczony.

Namjoon starał się najbardziej, jak mógł naśladować ton głosu Jina, którego Jungkook najbardziej szanował na statku, ale wiedział, że nie na wiele się to zda. Nie musiał nawet się odwracać, żeby stwierdzić, że Jungkook wchodzi za nim do środka zbrojowni. Słyszał za sobą jego kroki i cichy, nierówny oddech, ale nie zamierzał nic z tym robić. Miał teraz inne zadanie niż niańczenie chłopaka.

Gdy tylko przekroczyli próg wąskiego korytarza prowadzącego do niewielkiego, może pięćdziesięciometrowego, pomieszczenia, Jungkook wydał z siebie ciche westchnięcie. Namjoon nie wiedział, co mogło ono oznaczać. Radość? Zaskoczenie? A może zawód, bo na pierwszy rzut oka zbrojownia Horizon nie robiła jakiegoś szczególnie dużego wrażenia.

Mimo że wnętrze było dwupoziomowe i lampy zawieszone przy suficie nadawały mu dziwny, zielonkawo-niebieski kolor to poza tym i czarnymi ścianami nie było nic widać. Żadnej broni w zasięgu wzroku. Pomieszczenie wyglądało jak ponura studnia, a nie najnowocześniejsza zbrojownia po tej stronie galaktyki. Dopiero, gdy Namjoon dotknął panelu kontrolnego zamontowanego zaraz obok drzwi, czarne ściany powoli zaczęły tracić kolor i stawać się przezroczyste.

Nie za każdą szybą pojawiła się broń. Niektóre szafki były puste albo były w nim tablety, czy części komputerów, które Namjoon od razu rozpoznał jako części z Ulyssesa. Były przechowywane tu, w jednej z bezpieczniejszych części Horizon, a nie w kabinie kapitańskiej, która miała większe szanse na bycie trafioną przez wrogi statek. W tych szafkach, w których faktycznie była jakaś broń, było jej aż po sam sufit. Od półautomatów, do automatów. Broń długa, krótka.

Namjoon musiał przyznać, że Yoongi zanim dostał przydział na Horizon, naprawdę przyłożył się do listy zaopatrzenia i zbrojownia była naprawdę imponująca.

- To wszystko...nasze?- zdziwił się Jungkook i podszedł do schodów prowadzących na górę. Zadarł głowę, rozglądając się ciekawie po pomieszczeniu. - Dlaczego był czerwony alarm? - pytał dalej.

- Obce...- zaczął Namjoon i otworzył jedną z szafek, używając czytnika linii papilarnych. - Statki pojawiły się w naszej okolicy - wyjaśnił i rzucił w stronę młodszego chłopaka niewielki półautomat. JK złapał go w locie bez żadnego problemu. Gdy tylko jego palce dotknęły uchwytu, broń wydała z siebie cichy pisk i lampki zamontowane z boku zapaliły się na zielono. Głos komputer pokładowego, dobiegający z głośników, oznajmił:

- Jung Jungkook, pseudonim JK. Dostęp zatwierdzony. - Chłopak aż spojrzał zaskoczony na Namjoona.

- Yoongi przeprogramował go dla ciebie. Bez twojego odcisku palców nie zadziałałaby - powiedział i wyjął dla siebie mniejszy, ręczny laser i wsadził go do kabury. - I uważaj, bo ma odrzut, więc celując, staraj się nie przystawiać głowy za blisko celownika - dodał i przełożył sobie przez głowę pasek od identycznej broni, jaką podał przed chwilą Jungkookowi. Widział, że młodszy chłopak nie wie za bardzo, co powiedzieć. Wciąż gapił się na broń, którą balansował na otwartej dłoni. - Gotowy? - powiedział i podszedł do drzwi prowadzących na korytarz. Tym razem to głos Yoongiego rozległ się z głośników

- Namjoon, daje ci dwie minuty, żeby wrócić na mostek. To rozkaz - Namjoon spojrzał na młodszego chłopaka, ale nawet nie zrobił kroku w stronę interkomu.

- Są na statku? - spytał Jungkook, ale posłusznie stanął obok Namjoon i zajął pozycję. Ustawił się bokiem do drzwi i przerzucił karabin do drugiej ręki. Widać było, że wie, co robi. Jego nogi od razu ugięły się i cała jego dość potężna normalnie sylwetka, zmalała raptownie.

- To się zobaczy - mruknął Namjoon i uderzył w przycisk zwalniający gródź.

Gdzieś w oddali, słychać było dźwięk przecinaka plazmowego. Charakterystyczny świst urządzenia trudno było pomylić z czymkolwiek innym. Jungkook musiał też go poznać, bo od razu zgarbił się i mocniej przylgnął do ściany, posłusznie chowając się za plecami starszego mężczyzny.

- Osłaniaj mnie - wyszeptał Namjoon i pokazał na przeciwległą ścianę, do której miał zamiar dobiec. Odległość, którą miał pokonać, nie była wielka. Zaledwie piętnaście metrów, może dwadzieścia.

Zaraz za załomem zaczynała się już ładownia i widział stąd parcele i paczki, które mieli dostarczyć na Ulyssesa. Na szczęście gródź prowadząca do niej nie była zamknięta i mógł bez problemu pokonać tą odległość, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.

Gdy dobiegł do nich i zdążył tylko klęknąć, dając Jungkookowi znak ręką, że teraz i on może zacząć bieg; metalowa pokrywa wejścia osobowego, zaraz po prawej stronie gigantycznych wrót hangaru, opadła na dół. Huk był oszałamiający. Namjoon mógł przysiąc, że czuł pod stopami wibracje. Jungkook, który dołączył do niego, aż złapał się brzegu kontenera, do którego przywarł plecami.

- Rozdzielić się - padła szybka komenda. Głos wyraźnie należał do mężczyzny, ale jego akcent był dość dziwny i Namjoon nie mógł oprzeć się wrażeniu, że mają do czynienia z kobietą albo bezpłciowcem. Tak naprawdę to nie miało to żadnego znaczenia. Wróg to wróg i miał gdzieś, kim był.

- Musimy...- zaczął cicho, pokazując na drugą stronę hangaru. - Trzeba się wrócić. Wziąć windę na górę - wyjaśnił.

Spóźnili się i stracili możliwość zaskoczenia. Kilka par butów zastukało na schodach nad nimi i Jungkook od razu skulił się, przysuwając się jeszcze bliżej Namjoona. Chłopak potulnie skinął głową, ale zaraz zamarł i aż usiadł na ziemi, odrzucając broń na bok. - Co ty robisz? - syknął Namjoon i złapał go za ramię. Dopiero wtedy zobaczył oczy chłopaka. Gigantyczne i srebrne, które wpatrywały się w niego z przerażeniem. On, w odróżnieniu od niego widział o wiele więcej.

- To nic nie da - powiedział Jungkook i dopiero wtedy mężczyzna zrozumiał, o co mu chodzi. Zimna lufa lasera dotknęła jego szyi zaraz potem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro