17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Musimy zrobić postój - usłyszał za sobą Hoseok. Był porządnie zmęczony i tak naprawdę już od dłuższego czasu czekał, aż Jin zacznie ten temat. Od razu postawił na ziemi ciężki, medyczny plecak i zsunął z ramion swój własny. Przeciągnął się tak mocno, że aż zabolały go ramiona.

- Dobry pomysł - stwierdził, odwracając się w kierunku starszego chłopaka. Hoseok nigdy by nie pomyślał, że będzie miał kiedykolwiek okazję to stwierdzić, ale Jin nie wyglądał dobrze. Wyglądał nawet źle i to nie według swoich keplerskich standardów, tylko tych ogólnych. Hobi przełknął głośno ślinę. - Wszystko ok? - zapytał ostrożnie.

- A wyglądam, jakby było ok? - w głosie Jina brzmiała irytacja. Nawet nie spojrzał na Hoseoka i usiadł ciężko na ziemi. - No co? - warknął, kiedy zauważył, że młodszy chłopak cały czas mu się przygląda.

- Nie wyglądasz najlepiej - zauważył Hobi. Na wszelki wypadek przysuwając do Jina jego medyczny plecak.

- Ty za to kwitnąco - usłyszał w odpowiedzi, co sprawiło, że poczuł się trochę lepiej. - Łażenie po jaskiniach dobrze ci robi - Hoseok uśmiechnął się, czując prawdziwą ulgę.

Z jakiegoś powodu cały czas się bał, że starszy chłopak nie mówi mu całej prawdy i tak naprawdę jest dużo ciężej ranny, umrze, a Hobi zostanie zupełnie sam w kompletnej, czarnej dupie. Z trupem, co już w ogóle wydawało mu się straszne, ale potem pomyślał, że musiałby to jeszcze jakoś wyjaśnić Yoongiemu, zakładając że miałby taką okazję i było jeszcze gorzej. W takim wypadku Hoseok wolałby popełnić samobójstwo.

Dlatego fakt, że Jin trochę się na nim wyżywał, było krzepiące. Może obaj przeżyją i konfrontacja z Yoongim nie będzie konieczna.

- Hoseok, daj mi rękę - Hobi bez namysłu usiadł obok i dał rękę Jinowi, który bez żadnego ostrzeżenia, w jakiś tylko sobie znany sposób wbił mu się w przedramię epipenem.

- Ała, no co ty robisz?! - gdyby Hoseok wiedział, że to jest w ogóle możliwe, z całą pewnością trzymałby ręce przy sobie. I z całą pewnością trzymałby się z daleka od Jina.

- A co, myślałeś, że będziemy się teraz trzymać za ręce i zwierzać z największych sekretów?

- W ogóle nie myślałem - powiedział szczerze młodszy chłopak, rozmasowując przedramię, chociaż w ogóle go nie bolało.

- To źle, to cię może kiedyś zabić nawet - powiedział ze spokojem Jin, przygotowując dawkę jakiegoś leku dla siebie.

- Co to w ogóle było? - zapytał Hobi, odwracając wzrok, bo chociaż wiedział, że w epipenie nawet nie widać igły, to i tak nie chciał na to patrzeć. Cały koncept przebijania skóry i wstrzykiwania czegoś do organizmu niespecjalnie mu się podobał.

- Wolno działająca trucizna - odpowiedział poważnie Jin.

- Przestań, nigdy nie wiem, czy mówisz prawdę, czy sobie ze mnie żartujesz - obraził się Hoseok. Co prawda raczej nie wierzył, że Jin mógłby go zabić, zwłaszcza teraz, kiedy sam nie był w stanie nosić swojego plecaka, ale nadal trochę się go bał.

- Nie uczyli cię tego na antropologii? Myślałem, że jesteś ekspertem, jeśli chodzi o Keplerczyków - Jin oparł się o kamienną ścianę i przymknął oczy.

- Przysięgam, jeśli jeszcze raz zaczniesz temat antropologii... - z gardła Hoseoka wyrwało się niekontrolowany, pełen frustracji dźwięk. - Naprawdę czasem nie mam pojęcia, co Yoongi w tobie widzi - powiedział szybko. Nie przemyślał tego. Chcąc jak najszybciej zatuszować dźwięk, który mu się wyrwał, powiedział pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy.

Spojrzał na niego ze strachem. Nawet jeśli Hoseok wiedział, że Yoongi czuje coś do Jina, to Jin niekoniecznie musiał zdawać sobie z tego sprawę. Zwłaszcza że prawdopodobnie sam Yoongi jeszcze do tego nie doszedł.

- Najlepszego przyjaciela - odpowiedział starszy chłopak wolno i z wahaniem. Jakby sam nie chciał powiedzieć za dużo.

Hoseok pokiwał głową, przez chwilę go obserwując. Może to kwestia okoliczności, ale wydał się Hobiemu dużo bardziej ludzki, pozbawiony swojej obojętnej maski. Wreszcie widział na jego twarzy uczucia, ból, a teraz pojawiło się coś nowego. Jakaś niepewność, o którą Hoseok nigdy by go nie podejrzewał.

Z drugiej strony to był chyba pierwszy raz odkąd się poznali, kiedy przebywali ze sobą tak długo bez żadnych świadków. Może to dlatego, że naprawdę nigdy do końca nie podejrzewał Jina o posiadanie uczuć. Te legendy o wampirach z Keplera nie wzięły się znikąd i chociaż Hoseok nie wierzył w jakieś nieumarłe kreatury, to rozumiał, co mogło być źródłem takich opowieści.

- Pewnie... pewnie masz rację - odpowiedział ostrożnie po dłuższej chwili. - Myślisz... że umrzemy? - zapytał znowu, bo chociaż Jin nie wyglądał, jakby miał ochotę na rozmowę, to Hosek nie umiał siedzieć zbyt długo wytrzymać w ciszy.

Poza tym nie potrafił przestać o tym myśleć, chociaż bardzo się starał. Nawet jeśli ich założenie, że to coś na planecie przekierował ich teleport to i tak nie musiało znaczyć, że uda im się wrócić na statek. O ile statek nadal istnieje.

- Na pewno umrzemy, wszyscy umrą... pytanie tylko kiedy i w jakich okolicznościach - słowa Jina wyrwały go z rozmyślania. Starszy chłopak nawet nie otworzył oczu i znowu wyglądał, jakby nic, co działo się obecnie, nie robiło na nim wrażenia. Hoseok nie potrafił tego zrozumieć.

- Wolałbym jeszcze nie umierać - mruknął, pocierając ramiona, chociaż wcale nie było mu zimno. Po prostu czuł, że musi coś zrobić. - Naprawdę masz zamiar tak.. tak się poddać? Leżeć tutaj i czekać, aż coś się wydarzy?

- Właściwie... - zaczął Jin. - Właściwie mam nadzieję, że nic się nie wydarzy - powiedział wolno.

- A co jeśli, jeśli coś stało się ze statkiem? Co jeśli uznali, że nie żyjemy i już nas nie szukają? Jeśli nas zostawili, bo... przecież równie dobrze mogli uznać, że przekierowało nas w inną stronę i jesteśmy gdzieś na orbicie... wtedy nie byłoby sensu nawet nas szukać - Hoseok czuł, że powoli traci kontrolę nad swoim głosem. Po prostu nie mógł przestać mówić. Musiał wiedzieć, że Jin też zdaje sobie sprawę z zagrożenia. - Poza tym według protokołu...

- Hoseok - jęknął starszy chłopak. - Zrób coś pożytecznego. Nie mamy protokołu, ok? Nie martw się czymś, na co nie masz wpływu.

- A ty?

- Ja też nie będę martwić się tym, na co nie mam wpływu - powiedział Jin i skrzywił się trochę, kiedy spróbował przesunąć się trochę w bok. - Daj mi kilka godzin,ok? Dwie, daj mi dwie godziny - Hoseok kiwnął głową. Nie mógł się nie przecież nie zgodzić, chociaż siedzenie w jednym miejscu tak długo wydawało mu się straszną stratą czasu.

- Ok - powiedział, a potem zacisnął usta w wąską linię, żeby powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś więcej. Może też powinien odpocząć, ale z jakiegoś powodu w ogóle nie czuł się zmęczony. Właściwie to wręcz odwrotnie. Czuł, jakby rozsadzała go energia i musiał, po prostu musiał coś z nią zrobić. - To ja... sprawdzę okolicę - powiedział do Jina, biorąc swój tablet i jedną z dodatkowych lamp, którą znalazł w plecaku medycznym.

- Tylko się nie zgub - mruknął starszy chłopak. - I nie połam - dodał.

Hoseok w pierwszej chwili chciał się obrazić, ale postanowił dać sobie spokój. Ustawił radio na częstotliwości, na których mieli wywoływać Horizon i ostrożnie wrócił na trasę, którą do tej pory się poruszali. Nie miał zamiaru odchodzić daleko i to nawet nie dlatego, że nie chciał zostawiać Jina.

Jaskinie na tej planecie wyglądały zupełnie inaczej niż te na jego rodzimym księżycu.

Hoseok był przyzwyczajony do życia pod ziemią. Nilfheim, gdzie znajdował się jego dom rodzinny, był w końcu górniczym księżycem. Do tego z powodu niskich temperatur wykorzystywanie do budowy domów jaskiń i podziemi było czymś normalnym. Właściwie, zanim trafił do Akademii, nie wyobrażał sobie, że można żyć na powierzchni. Jednak wydrążone w lodowcach jaskinie na Nilfheim były pełne hipnotyzującego, błękitnego światła, które uwięzione w lodzie, tworzyło w nim piękne kolory i linie. W jego jaskiniach nigdy tak naprawdę nie było ciemno.

Nilfheimczycy często używali przezroczystych materiałów do budowy domów, by zachować naturalne piękno lodowych jaskiń. Może dlatego na jego księżycu nigdy tak naprawdę nie rozwinęła się sztuka. Nic, co byliby w stanie stworzyć, nie dorównałoby temu, co dawała im natura.

Jednak teraz było inaczej. Podziemne, mroczne korytarze nie wydawały się równie przyjazne, co lodowe labirynty, które pamiętał z dzieciństwa. Ciemność panująca w tym miejscu wydawała się prawie namacalna. Czuł, że gdyby jego palce znalazły się poza żółtawym kręgiem światła lampy, spotkałby namacalny opór ciemności, chociaż z fizycznego punktu widzenia to było niemożliwe. Prawie podskoczył, kiedy w słuchawce usłyszał jakiś trzask. Już miał coś powiedzieć, kiedy znowu pojawił się znajomy sygnał wywoływania statku.

Hoseok wstrzymał oddech i ostrożnie zsunął się z jednego z większych głazów. Przeszedł kilka metrów. Tutaj sala wydawała się trochę niższa, ale i tak snop światła nie był w stanie dotrzeć do sufitu. Zupełnie, jakby czarne, matowe skały, z których zrobione były jaskinie, pochłaniały całe światło.

Wybrał mniejszy, wąski korytarz, bo wiedział, że nie stanie się częścią ich trasy. Strome zejście nie wydawało się terenem, który Jin chciałby eksplorować. Hoseok zszedł nim ostrożnie, ale po kilkunastu metrach natknął się na zawalisko. I tak by tamtędy nie przeszli. Kolejna ślepa uliczka. Nie był pewien, czy ich pierwotny plan ma sens, zwłaszcza że nie wiedzieli, gdzie może znajdować się wyjście. O ile ono w ogóle istniało.

Nadajnik w hełmie zapiszczał znowu, tym razem na tyle głośno, że nie mógł go zignorować. Wyłączył go i wrócił na fale krótkie, na których mógł wywołać go Jin. Sprawdził skład powietrza, ale skaner uparcie pokazywał, że znajdują się w miejscu, gdzie normalne oddychanie byłoby możliwe.

To była kusząca perspektywa. Mimo tego, że system wspomagający oddychanie w nowych kombinezonach był naprawdę dobry, to tlen i tak skończy się w pewnym momencie i wtedy nie będą mieli już wyjścia. O ile oczywiście wcześniej nie wrócą na statek. O ile statek w ogóle jeszcze istniał.

Hoseok nie chciał myśleć o innej możliwości, jednak ta myśl cały czas siedziała mu w głowie, pojawiając się w najbardziej nieodpowiednich momentach. Jin nie chciał nawet słyszeć o takiej możliwości, co w jakiś dziwny sposób jego też podtrzymywało na duchu. Nigdy wcześniej nie posądzał Jina o taki optymizm. Nigdy też nie powiedziałby o sobie, że jest pesymistą, ale czas uciekał. Ich czas. I chociaż Jin o tym nie mówił, obaj zdawali sobie z tego sprawę. Cokolwiek znajdowało się w jego medycznym plecaku, nie będzie mogło utrzymywać ich przy życiu zbyt długo.

Znowu włączył częstotliwość statku, znajome pikanie, a nawet długie, głośne dźwięki były lepsze niż cisza, która ogarniała go w tym ciemnym i pustym miejscu.

***

- Na pokładzie mamy jedenaście sond - powiedział Yoongi. - Jeśli użyjemy sześć z nich na niskiej orbicie okołoplanetarnej i wystrzelimy pozostałe na górnej, gdzie nie ma tak silnego przyciągania, to uda nam się stworzyć przeplatany system komunikacyjny, który skróci badania do jakiś góra... dwóch godzin.

- Kapitanie, ale prędkość obrotu wokół osi dwóch pasów sond... - zaczął Jimin szeptem, ale Yoongi nie dał mu skończyć.

- Właśnie o to chodzi. Nie są takie same, a dzięki ich silnikom możemy jeszcze bardziej zróżnicować ich prędkość. Niższy pas jest szybszy i będzie mógł robić pierwsze pomiary, zanim drugi pas sond przyjdzie na ich miejsce. Szczątkowe dane będą już na Horizon - wyjaśnił. - Czy możesz zająć się koordynacją prędkości drugiego pasa? Ja zajmę się obliczeniami - Jungkook obserwował go kątem oka, gdy chodził po kabinie w tą i z powrotem, zapalając kolejne stacje. Na chwilę wszedł nawet do ładowni, żeby upewnić się, czy wszystkie sondy są na pewno na miejscu.

- Możemy tak zrobić - odparł Jimin z wahaniem i kaszlnął cicho. Gdzieś w oddali dało się słyszeć głos Taehyunga.

- Co się stało? - spytał od razu Yoongi. Odkąd stracili łączność z misją Galileo był zdenerwowany. Jungkook czuł to, ale teraz dało się to nawet zauważyć, bo kapitan aż przystanął na chwilę i wyprostował tak bardzo, że chłopak miał wrażenie, że zaraz strzeli mu kręgosłup. Nie skomentował tego jednak, nie odwrócił się nawet w jego stronę, bo wiedział, że mutacja Yoongiego potrafiła być nieprzewidywalna i wolał się nie narażać. Zwłaszcza z dala od Horizon, w przestrzeni kosmicznej, która nie wybacza pomyłek.

- Wszystko w porządku - odezwał się Jimin po dłuższej chwili. Znów było słychać krzyk Taehyunga. - Taehyung wciąż jest zły - dodał ledwie słyszalnie. Yoongi widocznie oklapł, rozluźniając ramiona.

- Och - powiedział tylko, odsuwając się od panelu kontrolnego zamontowanego wewnątrz ładowni. Było widać, że waży kolejne słowa. - Powiedz mu, żeby skupił się na swojej pracy. Nanoroboty czekają na niego.

- Kapitanie?

- Będzie wiedział, o co chodzi - powiedział szybko Yoongi. - Dobra, nieważne. Zapomnij - dodał, łapiąc się framugi grodzi prowadzącej do ładowni i wrócił do środka kabiny. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na fotelu pierwszego pilota. - Zajmij się koordynacją prędkości, dobra? Bez odbioru - zakończył szybko rozmowę. Gdy tylko znajomy szum w głośnikach ustał, Jungkook poczuł się niezręcznie. Yoongi też musiał to wyczuć, bo poruszył się na swoim siedzeniu niespokojnie. - Co? - spytał po chwili, kiedy ta dziwna cisza, która zapadła w Selene, przeciągała się.

- Niedługo będziemy na orbicie... kapitanie - dodał z małym wahaniem. - Mam...coś zrobić?

- To znaczy? - Yoongi spojrzał na niego zdziwiony.

- Zatrzymać, czy lecieć dalej, czy coś - dodał, ciszej.

Tak naprawdę to niczego nie ustalili przed wylotem i Jungkook nie wiedział, co ma robić i po co tu tak naprawdę jest. Yoongi po prostu wkurzył się, zapakował ich obu do Selene, a potem zaczął ją pilotować aż do prawie samej orbity planety poniżej, nie odzywając się przy tym ani słowem. Coś mruczał pod nosem, jak zwykle z resztą, obliczał trasę na tablecie, ale ani na chwilę nie oddał sterów, więc Jungkook siedział po prostu na siedzeniu drugiego pilota i obserwował go przy pracy. Nic innego nie zostało mu do roboty. I nawet, gdy Yoongi wstał kilka minut temu i wywołał Horizon, prowadzenie zostawił autopilotowi. Jedyne, co chłopak mógł zrobić i do czego oddelegował mu kapitan, to zmiana prędkości.

- Nie, nic nie musisz zrobić. Sam nas naprowadzę na dobre koordynaty. Ty będziesz zajmował się wypuszczaniem sond - pokręcił głową, ale zaraz szybko dodał. - Ale nie manualnie. Nie martw się. Będziesz tu w kabinie. Przejmiesz stację z tyłu, przy ładowni - pokazał na nią ruchem głowy.

- A nie miałem pilotować Selene? - spytał Jungkook. Już sam nie wiedział, czy wydawało mu się, że to powiedział Yoongi w ładowni Horizon, czy się przesłyszał. Wypuszczanie sond równie dobrze kapitan mógł robić sam tak naprawdę i chłopak coraz mniej rozumiał, dlaczego się tu znajduje. - W końcu jestem pilotem.

- JK - Yoongi gwałtownie wypuścił powietrze i zablokował swoją stację, zanim odwrócił się z całym fotelem w jego stronę. - Symulatory i praca na prawdziwym statku to dwie różne sprawy.

- Przecież też mam dyżury na mostku! - zaprotestował od razu chłopak. - I przecież wiem, że symulatory to co innego.

- To super, że rozumiesz. Zajmiesz się sondami - odparł Yoongi. Widać było, że już postanowił, co i jak ma być zrobione i żadne argumenty nie są w stanie tego zmienić.

Złość i płacz też nie, Jungkook nie raz przekonał się tego na własnej skórze i musiał przyznać, że wciąż wprawiało go to w zdumienie. Yoongi był niewzruszony w swoich postanowieniach.

Jin, to było co innego. On ulegał i to dość często, chociaż też nie zawsze. Gdy w coś mocno wierzył, też potrafił być niewzruszony jak Yoongi. I stanowczy. Jungkook nie lubił tych momentów, bo z jakiegoś powodu wydawał się wtedy aż okrutny i to nie pasowało mu do charakteru mężczyzny.

Wiedział, że taki na przykład Hoseok, albo sam Taehyung, nie widzą tego w ten sposób. Dla nich Jin był właśnie taki, a w dodatku bezpośredni, bez emocji, wyniosły. Czasem Jungkook zastanawiał się, jakim cudem jedna osoba może być pełna aż takich skrajności i jak to się dzieje, że oni nie widzą tego, co on sam. Zacisnął mocniej wargi, odwracając się w stronę swojego monitora.

- Czy ty płaczesz?

- Nie - odparł od razu. Była to prawda, ale sam przestawał w nią wierzyć, bo czuł, że zaczynają go szczypać oczy. Bezwiednie zmienił wzrok na inny widok i raptem wszystko rozbłysło kolorami. Teraz widział nawet kable, które były przeciągnięte pod powierzchnią podłogi. Zimny, niebieski kolor wyróżniał się na tle otaczającej ich zieleni.

- No to co się dzieje? Boisz się? Nie chcesz tego robić? - kolejne pytania padły prawie od razu. - JK...

- Nic ważnego - pokręcił głową, ale po chwili zmienił zdanie, widząc minę Yoongiego. - O Jinie...- zawahał się. Nie wiedział, czy powinien powiedzieć prawdę, ale na to było już za późno.- O Jinie myślę - dokończył wreszcie z trudem.

Yoongi na dźwięk jego imienia aż cały zesztywniał. Nie ruszył się, ale Jungkook widział, jak krew napływa mu do głowy i zatrzymuje gdzieś przy szyi. A potem przyszła kolejna fala, która osiadła gdzieś w okolicach żołądka. Kapitan westchnął cicho.

- Ach - powiedział tylko, odwracając się znów w stronę swojej stacji. Widać było, że myśli nad czymś intensywnie. Jungkook zamknął szybko oczy i zmienił widok. Statek znów wyglądał normalnie. - Horizon się pomyliła. Ta skała pod nami się pomyliła. Trzeba po prostu rozwiązać to równanie - powiedział wreszcie i nie były to słowa, których spodziewał się usłyszeć Jungkook. Spodziewał się raczej pocieszenia albo jakiejś dłuższej przemowy dającej nadzieję, ale chłopak wiedział, jak niebezpieczne potrafi to być uczucie. Jak złudne i dające poczucie fałszywego bezpieczeństwa. Było zbyt bliskie kłamstwu, a Yoongi nie kłamał. Nie potrafił tego robić z przekonaniem i zaangażowaniem. Tak naprawdę to był nawet za to wdzięczny.

- Horizon do Selene, odbiór - znajomy głos Taehyunga przerwał ciszę, która zapadła między nimi.

- Tu Selene - odparł Yoongi melodyjnym głosem, na chwilę przymykając oczy. - Jesteście gotowi?

- I tak, i nie...- Yoongi wyprostował się w fotelu.

- Jak to tak i nie? Stało się coś? - spytał i zerknął szybko na Jungkooka. Pokazał mu ruchem ręki, żeby szedł na tył do stacji obok ładowni. - Szykuj się... - dodał ciszej.

- Złapaliśmy jakiś sygnał, sir - wymruczał Taehyung. - Chyba, tak nam się wydaje... - zaczął tłumaczyć pokrętnie. - To może nie być nic. Zwykła interferencja z kosmosu, ale może to jednak coś?

- Dobra, wyślij dane na moją stację. Bądźcie w pogotowiu. My... - pochylił się i złapał za stery. - Jesteśmy zaraz na miejscu i zaczynamy zrzut - przysunął do siebie tablet. - Horiz.. - urwał. - Selene, bez odbioru - poprawił się i rozłączył. Jungkook wstał ze swojego fotela z ociąganiem, obserwując, co robi Yoongi.

- Jesteś pewien, że wiesz co robisz? - spytał cichym głosem, ale Yoongi nie wyglądał, jakby miał zamiar mu odpowiedzieć. Nie wyglądał, jakby się cieszył informacją od Taehyunga. Był wręcz jeszcze bardziej spokojny. Jedyne, co go zdradzało to mocno zaciśnięte na sterach ręce.

- Będziemy w strefie za pięć sekund, dziesięć sekund do zrzutu. Na twoim miejscu byłbym już przy tej stacji - powiedział po dłuższej chwili. Jungkook pokiwał lekko głową i poszedł we wskazanym wcześniej kierunku. 

A/n: nadal możecie znaleźć mnie  A Twitterze, gdzie aktywnie wydaje się w dyskusje i rozmowy (ale nie gownoburze)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro