18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Liczby przesuwały się szybko po ekranie, ale Jimin miał wrażenie, że cały czas stoją w miejscu. Był zmęczony i co chwila łapał się na tym, że zawieszał się i nawet nie rejestrował kolejnej fali danych, która wczytała się na jego ekran. Stopklatka, kolejna stopklatka. Powinien już dawno iść spać.

- To, że będziesz tu siedzieć nic nie zmieni - powiedział Taehyung, wchodząc na mostek z kubkiem herbaty w ręku. Brzydkie serduszko namalowane na kubku wyglądało dziś, jakby miało zaraz płakać. Jimin też się trochę tak czuł.

- Nie, dopóki nie złapiemy jeszcze raz tego sygnału - mruknął. Starał się nie używać głosu, bo po tym jak Yoongi wpadł na mostek i próbowali razem ustalić, co się stało, prawie znów go stracił. Za dużo mówił, za głośno i znów był zredukowany ledwie do szeptu, który brzmiał dziwnie i obco. - A poza tym... kapitan chce, żebym przełączył sygnał za piętnaście minut i sprawdził pierwszy pierścień sond. Muszę być na mostku.

- Przecież ja to mogę zrobić. To tylko kliknięcie w guzik. Idź spać, serio mówię. - Taehyung oparł się o fotel kapitański, machając przy tym ręką, w której trzymał ziołową herbatę, a Jimin nie potrafił się powstrzymać przed grymasem. Podparł głowę na ręce i zmrużył oczy, patrząc na poczynania chłopaka. - Twoja ostatnia zmiana to była nocka, zszedłeś z niej i zacząłeś dzienną zmianę. Musisz się chociaż zdrzemnąć.

- Dam radę.

- Jimin... - jęknął Taehyung. - Przestań, serio. Ledwie cię postawiliśmy na nogi.

- Oj, siedź już cicho - Jimin wbił znów wzrok w ekran przed sobą. - Denerwujesz mnie - przyznał.

- Teraz ty zaczynasz? - Taehyung odepchnął się od fotela i podszedł do stacji należącej kiedyś do Namjoona.

Do pierwszego oficera, poprawił się w duchu Jimin. To była stacja należąca do pierwszego oficera, nikogo konkretnego. Nie Taehyunga, nie Jungkooka, a zwłaszcza nie Namjoona. Zacisnął mocniej usta, starając się zdusić żal, który raptownie podszedł mu pod gardło, a potem ustał tak gwałtownie, że aż zakręciło mu się w głowie.

Taehyung raczej nie zauważył tego, bo bezceremonialnie rzucił się na fotel, a herbata w jego kubku niebezpiecznie zbliżyła się do krawędzi stacji, gdy postawił ją obok klawiatury. Jimin nie skomentował tego nawet, bo tak naprawdę coś innego cisnęło mu się na usta. Taehyung wyglądał na tym miejscu źle, obco i z każdą mijaną sekundą jego widok na tym miejscu wydawał się coraz bardziej groteskowy. To nie on powinien tu siedzieć, to nie on powinien właśnie regulować wysokość fotela. Jimin nie potrafił nie nienawidzić go tym momencie trochę, chociaż dobrze wiedział, że było to głupie i jego brat nie zrobił tak naprawdę nic złego.

Bo to nie Taehyung odszedł, to nie Taehyung go zostawił i to nie Taehyunga wypatrywał w korytarzu prowadzącym na stołówkę, gdy tylko usłyszał czyjeś cięższe kroki. Jego złość nie miała podstaw, ale im dłużej wpatrywał się w brata, tym bardziej podchodziła mu do gardła. Była ciężka, obca i nie chciana. Jimin przełknął nerwowo ślinę, odwracając wzrok od chłopaka.

- Najpierw Yoongi, teraz ty...- zaczął znów Taehyung.

- Tak, teraz ja - odparł Jimin szybko, nie dając mu kontynuować. Poprawił się w fotelu, krzyżując nogi przed sobą. - Zajmij się...- urwał i machnął szybko ręką. - Czymś! Czymś pożytecznym i daj mi pracować - zakończył szybko, nie zostawiając miejsca na dyskusję, ale drugi chłopak nie poddawał się. Upił łyk herbaty, odstawił ją na brzeg stacji i znów podszedł do fotela kapitańskiego. - Tae...- jęk, który wyrwał się z jego gardła nie był planowany. Brzmiał trochę jak płacz i Jimin, aż sam się sobie zdziwił.

- Wracaj na górę, przejmuję stację - powiedział Taehyung. Jimin spojrzał na niego. - Zachowujesz się głupio.

- Sam jesteś głupi.

- Jimin, posłuchaj siebie przez chwilę.

- Ty siebie posłuchaj - odparł Jimin. - A najlepiej to... to... zajmij się swoją pracą - Taehyung westchnął głośno. Aż nadto dramatycznie jak na gust Jimina, który miał wrażenie, że zaraz jednak zacznie mówić głośniej, a nawet krzyczeć, co nie było najlepszym pomysłem. - Idź do siebie.

- Jimin...

- Przestań traktować mnie jak inwalidę! - wybuchnął wreszcie. Na mostku nastała cisza i o dziwo przeciągała się tak długo, dopóki nie przerwał jej cichy dźwięk tabletu zamontowanego obok fotela kapitańskiego. Nawet, gdy dźwięk się powtórzył, Jimin wciąż nie potrafił oderwać wzroku od zszokowanej twarzy Taehyunga. Dopiero po trzecim sygnale spojrzał na tablet i zaczął szybko wklepywać kod dostępu. Musiał wysłać sygnał teraz, tak jak prosił go Yoongi. - Jeden dwa, pięć jeden - mruknął pod nosem. Nie wiedział, czy był tak zdenerwowany, czy coś się stało z jego ręką, ale gdy po raz kolejny wszystkie światła na mostku zapaliły się na czerwono, wiedział już, że coś było nie tak z kodem.

- Jimin...

- Cicho - machnął ręką w powietrzu i wklepał rząd cyfr jeszcze raz. Znów źle. Czerwone światło zalało mostek. Taehyung stanął obok tabletu i zabrał jego rękę, a potem na linii wzroku Jimina pojawiła się dłoń samego chłopaka, który wpisał kod.

- Jeden dwa, jeden pięć - powiedział na głos. Tablet odblokował się, a na ekranie widać było już wiadomość z kodem i obliczeniami od Yoongiego, teraz była ich kolej, żeby przesłać dane. Jimin szybko kliknął na ikonkę, starając się uniknąć wzrokiem Taehyunga, który wciąż cierpliwie stał obok niego i czekał. Jimin wiedział, że czeka. Czuł jak sekundy mijają, rozciągają się, a jego brat wciąż patrzył na niego, nawet na chwilę nie zmieniając pozycji. Nie zamierzał go przepraszać.

- Kapitan na mnie polega - powiedział wreszcie, trochę bez sensu, wciąż pracując nad przesyłem.

- Wiem, Jimin. Zostawił ci statek pod opieką - odparł chłopak spokojnym głosem. - Ale jak się jest zmęczonym to najłatwiej o błędy.

- Sam jesteś błąd - mruknął pod nosem Jimin, a Taehyung parsknął pod nosem.

- Tak słyszałem, nie raz - odparł. - A ty za to nie jesteś inwalidą. Nie wiem, nawet skąd ci to przyszło do głowy - dodał i klęknął obok fotela. Jimin miał go teraz idealnie na linii wzroku i nie było już ucieczki. Odsunął tablet w bok.

- Cały czas...- zaczął Jimin cicho. - Po prostu... ty, Hoseok, JK, a nawet doktor. Cały czas patrzycie na to, co robię. Myślicie, że nie widzę, ale ktoś zawsze jest obok mnie. Sprawdzacie mnie.

- To nie prawda...

- Tae, spokój daj - wydukał, ale zaraz się poprawił.- Daj spokój. Wiem, że tak jest.

- No dobra... - Taehyung usiadł na podłodze i podciągnął nogi pod brodę. - Być może tak jest, ale nie robimy tego specjalnie i ze złej woli. Jeśli to robimy oczywiście - Jimin westchnął. - No co? Ledwo przeżyłeś ten wypadek. Mamy praw...

- Musisz mi o tym przypominać? - spytał, podnosząc trochę głos, co było złym pomysłem, bo zaraz zaczął głośno kaszleć. Tae od razu poderwał się z podłogi, ale Jimin dał mu znak, żeby siedział.

- To nie wygląda dobrze - mruknął starszy chłopak. - Jak znajdziemy Jina to powinieneś...

- Możemy teraz o tym nie rozmawiać? - wyszeptał Jimin, gdy wreszcie się uspokoił. Jego głos był jeszcze bardziej chrapliwy niż wcześniej i nie wierzył już, że jego struny głosowe da się uratować. Przysunął tablet do siebie i wystukał szybko. - Zwłaszcza, że nie mogę mówić - gdy skończył, komunikat został odczytany i w głośnikach było słychać jego stary głos. Ten sprzed wypadku.

- Jak chcesz - Taehyung przewrócił oczami i wstał z podłogi.

W kilku krokach znalazł się przy swojej stacji i od razu usiadł na fotelu. Jimin widział, że był zły. Już nawet nie chodziło o jego nerwowe ruchy i to, że przysunął całą swoją stację tak blisko monitorów, że aż musiało to być bolesne, ale o to, że zostawił przy innym komputerze swój kubek. Zawsze tak robił, gdy akurat właśnie coś pił i się z kimś pokłócił. To była swojego rodzaju kara wymierzona samemu sobie, którą Taehyung później wykorzystywał, żeby wzbudzać w innych poczucie winy. Bo to właśnie przez nich miał zły humor i nie wypił swojej ulubionej herbaty albo czegoś innego i teraz nie może tego zrobić, bo już jest zimna i trzeba było go później jeszcze dodatkowo za to przepraszać. Jimin nie potrafił powstrzymać się przed przewróceniem oczami.

- Jesteś czasem strasznym chujem - wystukał na tablecie. Taehyung nie ruszył się nawet, gdy to usłyszał. - Nie zamierzam cię przepraszać - dodał po chwili. - Za nic - Tae wciąż nie reagował. Stukał tylko coś na klawiaturze, kompletnie ignorując Jimina. - I przestań zabierać mi moc obliczeniową.

- Nic ci nie zabieram.

- A jednak mnie słuchasz - wystukał szybko Jimin. - Jeśli znowu szukasz taśm z monitoringu mostka, bo Yoongi podobno wywołał jakieś pole siłowe to... - zaczął, ale jego palec zawisł nad ekranem, bo Taehyung odwrócił się w jego stronę z całą swoją stacją.

- Nie podobno! - zaprotestował od razu. - Sam widziałeś!

- Nie widziałem, bo pracowałem, gdy to się podobno stało. Powtarzam ci to po raz ostatni - wystukał szybko. - A nagrania z twojej kamery nie ma, bo sygnał się urwał, gdy kapitan wszedł na mostek - Taehyung uniósł ręce i pokazał na kamerę obok siebie.

- No właśnie o tym mówię. To jest dowód!

- Brak dowodu, nie jest dowodem - odparł szybko Jimin, wystukując komunikat - I jeśli zaczniesz znów temat kamery czołowej, to słowo daję... - jego palec zawisł nad ekranem tabletu - Rzuć ten temat, po prostu - dodał.

- Przecież ją mamy tutaj - Taehyung pokazał na kamerę. - Dlaczego nie możesz sprawdzić jej nagrania? - Spomiędzy zaciśniętych mocno ust Jimina, wydobyło się pełne frustracji westchnięcie.

- Bo nie - wystukał po chwili, ale Taehyung nie dawał za wygraną. Wciąż wpatrywał się w niego z taką intensywnością, że Jimin nie miał wyjścia i wreszcie wystukał. - Sam ją wyłączyłem, osobiście - jego głos wybrzmiał w kabinie, ale drugi chłopak nawet się nie ruszył. Nawet nie zamrugał na to oświadczenie, wstrzymując powietrze.

- Dlaczego! - krzyknął po dłuższej chwili. - Jiminie...

- Bo uprawiałem seks z Namjoonem w fotelu kapitańskim - powiedział chłopak swoim normalnym, zniszczonym głosem. - Tak mi się wydaje... bynajmniej - dodał trochę mniej pewnie po chwili. - Nie do końca wszystko pamiętam, ale to... - przełknął ślinę i pokiwał szybko i nerwowo głową. - Jestem prawie pewien, że o to chodziło.

- Ohyda! - wydarł się Taehyung. - Jimin! Ja pierdolę, nie! - potarł mocno oczy, wstając z miejsca. - Serio? - młodszy chłopak niepewnie kiwnął głową. - Nie mów, że w moim fotelu... - odparło mu delikatne, równie niepewne zaprzeczenie. - Jimin!

- Nie pamiętam dobrze, ok? - odparł szeptem chłopak. - Nie wszystko jest wciąż na miejscu - podrapał się po głowie. - Wiesz, jak jest...

- Nie, nie wiem..

- Pełniący obowiązki kapitana, Kim Jimin - głos komputera pokładowego przerwał ich dyskusję. - Co? - warknął Taehyung podpierając ręce na biodrach. Spojrzał w stronę sufitu.

- Nawiązano połączenie. Podaję współrzędne misji Galileo.

***

- No w końcu! Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak długo próbuję cię wywołać? - Hoseok usłyszał w słuchawce wkurzony głos Jina. Na szczęście wyczuł w nim również coś na kształt ulgi, więc postanowił zbytnio się tym nie przejmować.

- Przepraszam... próbowałem wywołać Horizon, ale już... już wracam - odpowiedział.

- Miałeś mnie obudzić za dwie godziny. Czy ty w ogóle wiesz, ile czasu minęło? - Hobi aż zatrzymał się na chwilę, żeby sprawdzić tablet. Nie odchodził zbyt daleko, dlatego wydawało mu się, że minęło dopiero kilkadziesiąt minut, może godzina. Maksymalnie. Dlatego nie rozumiał, dlaczego Jin się tak pieklił. Jednak, o ile dane na jego tablecie były poprawne, to faktycznie Jin miał pełne prawo do wściekania się.

- Przepraszam, serio... - powiedział niepewnie, zastanawiając się, jakim cudem spędził kilka godzin na przejściu paru tuneli. Może faktycznie robił to wolniej i ostrożniej niż normalnie, ale nadal nie do końca mu się to wszystko zgadzało. - Przynajmniej mogłeś bardziej odpocząć - zaczął, starając się znaleźć coś pozytywnego.

- Faktycznie, myśl, że leżysz gdzieś połamany, działała niezwykle relaksująco. Prawie jak spa - mruknął Jin, ale nie wydawał się już wściekły.

- Nie wiedziałem, że będziesz się o mnie tak martwić - Hoseok uśmiechnął się pod nosem, podchodząc pod kolejną stromiznę. Ostrożnie rozejrzał się dokoła, uważając, żeby się nie zgubić, bo wtedy Jin prawdopodobnie by go zabił.

- Moje przetrwanie zależy w dużej mierze od ciebie, więc to chyba logiczne, że się o ciebie martwię - powiedział starszy chłopak swoim zwyczajnym, lekko obojętnym tonem. - Poza tym to ty powiedziałeś, że mnie nie lubisz, a nie odwrotnie.

Hoseok westchnął. Wiedział, że bycie zbyt szczerym może kiedyś obrócić się przeciwko niemu. Teraz Jin będzie mu to wypominał przy każdej możliwej okazji.

- Co mogę powiedzieć... sprowokowałeś mnie - odparł, widząc już z daleka światła ich małego obozu. Jin nadal siedział mniej więcej w tym samym miejscu, w którym go zostawił. - Ale będę cię pilnować. Bez ciebie nie wpuszczą Horizon nawet na orbitę Keplera.

- Wpuszczą... przecież jest z nimi Taehyung i Jimin, więc spokojnie możesz mnie porzucić - Jin zaczął powoli pakować swój medyczny plecak, kiedy Hoseok schylił się, żeby mu pomóc.

- Co ma do tego Taehyung? I Jimin?

- Jak to co? Przecież ich ojciec tam mieszka - Jin spojrzał na niego, jakby to była najbardziej oczywista i powszechna wiedza na świecie.

Hobi przez chwilę patrzył na niego w milczeniu, starając sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek w trakcie swojej długoletniej przyjaźni z Jiminem usłyszał choćby jedno zdanie dotyczące ich ojca. Oczywiście, mógł akurat w tym jednym, krótkim momencie zwyczajnie Jimina nie słuchać. Jednak bardziej stawiał na to, że jego przyjaciel nigdy o tym nie wspomniał. I to go trochę zabolało. Jeśli jeszcze potrafił pogodzić się z tym, że Jimin nie powiedział mu, że nie jest człowiekiem... przynajmniej nie w tradycyjnym sensie, to teraz kolejną zatajoną informację trudniej mu było przełknąć. Nawet jeśli mają jakąś pogmatwana sytuację rodzinną, to przecież mógłby to zrozumieć, gdyby tylko dostał na to szansę.

- Myślałem... myślałem... że ich ojciec nie żyje - powiedział zawiedziony.

- Żyje, żyje i ma się całkiem nieźle, a przynajmniej tak było jeszcze jakiś czas temu, kiedy ostatni raz z nim rozmawiałem - zaczął Jin, jeszcze raz upewniając się, że nie zapomnieli niczego spakować. - Po wypadku Jimina, mieliśmy spotkanie w jego sprawie, a ich ojciec jest najlepszą osobą, która mogła zaplanować leczenie - wyjaśnił. Przez chwilę z pochyloną głową poprawiał rozwiązujący sie bandaż. - To nie jest tak, że Jimin i Taehyung... - zawahał się, jakby starając się odpowiednio dobrać słowa. - Ich ojciec jest socjopatą - wyjaśnił w końcu zrezygnowanym tonem. - I nie takim, jak się mówi na kogoś nietowarzyskiego...

- Jak ty? - podsunął uprzejmie Hoseok.

- On jest prawdziwym socjopatą i najbardziej przerażającą osobą, jaką w życiu spotkałem - Hobi aż się odwrócił i spojrzał na niego zdziwiony.

Jin nigdy wcześniej nie był aż tak szczery. Jasne, zdarzało się, że wyrażał się o kimś niezbyt pochlebnie, głównie o Ziemianach albo Yoongim, ale nikt tak naprawdę nie brał tego na serio. Tym razem mocno zaciśnięta szczęka starszego chłopaka i złość, którą widział w jego oczach, przekonały Hoseoka, że nie był to żart. I to było jeszcze gorsze. Wydawało mu się również, że dla Jina posiadanie socjopaty w rodzinie nie było aż tak szokujące. Możliwe, że to była nadinterpretacja, w końcu Jin wiedział o tym, że ojciec Jimina i Taehyunga żyje, znacznie dłużej niż on sam. Może dlatego traktował to, jak coś w miarę naturalnego.

- Oh... nie wiedziałem - przyznał zakłopotany. - W takim razie... chyba... chyba nie spieszy im się do domu - przyznał.

- Nie każdemu spieszy się do domu. Szedłeś już tędy? - zapytał szybko Jin, wskazując na jeden z korytarzy. Hobi rozejrzał się po okolicy; sufit wąskiego przejścia zdawał się podnosić.

- Tobie też się raczej nie spieszy - skomentował ostrożnie, zostawiając pytanie bez odpowiedzi.

- Szedłeś już tędy? - powtórzył starszy chłopak, udając, że nie słyszał żadnego komentarza.

- Nie... wybrałem ten niski korytarz, kończy się zatorem - powiedział spokojnie i bez słowa przeszedł pierwszy, wymijając Jina. - Miałem rację.

- Mam nadzieję, w końcu lepiej powinieneś wiedzieć, gdzie wcześniej łaziłes - mruknął Jin, idąc wolno za nim.

- Nie, z tym, że też nie spieszy ci się do domu.

- To nawet nie brzmiało, jak pytanie - zaprotestował starszy chłopak, mrucząc pod nosem coś niezrozumiałego, co chyba nie było nawet w uniwersalnym języku, brzmiało dziwnie i miękko, chociaż Hoseok był przekonany o tym, że Jin nie powiedział nic miłego.

- Czyli miałem - Hobi wiedział, że prędzej czy później źle skończy przez to, że nie potrafi zamknąć się we właściwym momencie, ale i tak nie potrafił się powstrzymać.

- O matko, czy jeśli przyznam ci rację, to się zamkniesz? Chociaż na chwilę? Tak, nie śpieszy mi się do domu. Jesteś zadowolony?

- Niespecjalnie - przyznał szczerze Hobi. Czuł się trochę głupio, bo wcześniej naprawdę zazdrościł Jinowi, że będzie mógł spotkać swoją rodzinę, może z nimi rozmawiać. Teraz wyglądało na to, że nie dla każdego taka możliwość była zaletą. Może dlatego Yoongi i Jin tak dobrze się rozumieli? Jeden z nich nie miał rodziny, a drugi nie chciał jej mieć.

- To już nie wiem, co mam ci powiedzieć.

- To dlatego chciałeś tu przylecieć, na tę planetę? Żeby wydłużyć lot na Keplera? - zapytał Hoseok ostrożnie.

Może i trochę przeciągał strunę, bo Jin już wcześniej wydawał się zły i w jakiś sposób zrezygnowany. Prawdopodobie powinien się zamknąć, zanim naprawdę się pokłócą, albo zanim na zawsze zrazi do siebie starszego chłopaka. Nie to, żeby jakoś strasznie mu to przeszkadzało. I nie to, że ich 'na zawsze' może nie być jakieś wyjątkowo długie.

- Włączyłeś radio na częstotliwość Horizon? - zapytał nagle Jin, kompletnie urywając wcześniejszy temat. Jakby w ogóle nie słyszał wcześniejszego pytania.

- Już... już włączam - mruknął tylko Hoseok zawiedziony takim obrotem sprawy. - Może byłoby ci... no wiesz, po prostu łatwiej, gdybyś o tym porozmawiał?

- Myślę... - zaczął Jin spokojnie, co trochę przeraziło młodszego chłopaka. Przyzwyczaił się już trochę do Jina, który jednak w jakiś sposób okazuje swoje emocje. - Myślę, że byłoby mi znacznie łatwiej, gdyby mógł wstrzyknąć sobie kolejną dawkę leku przeciwbólowego, ale jeśli to zrobię, to prawdopodobnie umrę, więc się jednak powstrzymam... chociaż im więcej mówisz, tym bardziej to rozwiązanie wydaje mi się kuszące.

Hoseok postanowił się obrazić i nie odzywać się już w ogóle i może wtedy Jin zorientuje się, jakim jest aroganckim dupkiem. Obiecał sobie, że nie będzie się też odwracał, choćby nie wiadomo co, a już na pewno nie będzie się więcej angażować emocjonalnie, bo nikt ale to absolutnie nikt tego nie docenia. A Jin w szczególności.

Dlatego Hoseok szedł szybkim, na ile pozwalało mu niesienie dwóch ciężkich plecaków, krokiem, ignorując swojego towarzysza. Tylko co jakiś czas nasłuchiwał za sobą jego kroków.

Teraz jednak nie słyszał za sobą nic, więc zwolnił trochę, nadal jednak otaczała go tylko cisza.

- Jin? - powiedział w końcu niepewnym tonem, starając się odepchnąć od siebie wszystkie możliwe scenariusze, które złośliwie produkował jego mózg. Większość z nich nie należała do tych optymistycznych. - Jin?! - powtórzył głośniej, czując, jak zalewa go poczucie winy. - Jin?!! - krzyknął jeszcze raz, odwracając się na tyle gwałtownie, na ile pozwalały mu bagaże. Jednak starszego chłopaka nigdzie nie było widać.

Hobi zaklął głośno i zostawiając plecaki na drodze, zaczął szybko się cofać, w pewnym momencie prawie nie wpadając na starszego chłopaka, który stał w jakimś wąskim załomie ścian.

- Wołałem cię - jęknął Hoseok, próbując uspokoić oddech. - Jin, nie słyszałeś? Czemu... czemu nie powiedziałeś, że chcesz przerwę? - lekarz powoli wycofał się ze swojej dziury i spojrzał na niego zdezorientowany.

- Mówiłem ci przecież - westchnął. - Nie włączyłeś tego radia? - Hoseok faktycznie nie włączył. Najpierw był zbyt zadowolony z siebie, że w końcu, po latach, udało mu się nawiązać jakąś cieplejszą relację z Jinem, a później, kiedy został okrutnie odtrącony, czuł się zbyt urażony i zbyt wiele się działo w jego głowie i uczuciach, żeby myśleć o włączeniu radia, które i tak nie działa.

- I tak nie działa - mruknął na swoją obronę.

- Chyba... chyba.. coś łapie - powiedział prawie szeptem Jin, jakby głośniejsze dźwięki mogły wypłoszyć fale radiowe. - Wydaje mi się, że ten korytarz może mieć połączenie z powierzchnią... - odsunął się trochę tak, by Hobi mógł zajrzeć w głąb tunelu. - Trzeba to sprawdzić.

- Faktycznie... to może... to może mieć sens - potwierdził powoli Hoseok, kiedy zauważył, że jego skaner również powoli zaczyna zczytywać dane, działał jednak zbyt wolno i rozpoznawał zbyt mały obszar jaskini, żeby móc z niego skorzystać.

- Tutaj jest też trochę inny skład powietrza... - dodał Jin.

- Na powierzchni będzie można skontaktowac się ze statkiem, jeśli wezmą Selene, to są w stanie przylecieć tutaj w ciągu... kilku godzin - Hobi pierwszy raz od dawna pozwolił sobie na optymizm. Jin pokiwał powoli głową. - Dasz... możesz poczekać kilka godzin, co?

- Nie mam innego wyjścia - stwierdził Jin, jednak nie wydawał się równie optymistyczny, co Hoseok. Przesunął się jeszcze bardziej i spojrzał wyczekująco na młodszego chłopaka - No to... chyba nie ma na co czekać - zawahał się.

- Nie chcesz iść pierwszy? - Jin tylko pokręcił głową.

- Poczekam tu na ciebie - powiedział, opierając się o chropowatą ścianę. Hobi zamarł. Z jakiegoś powodu nie brał pod uwagę takiego rozwiązania.

- Ale dlaczego ty nie...

- Nie dam rady przedostać się przez tak mały korytarz z tą ręką - wyjaśnił ze spokojem. - Lepiej dla mnie będzie zostać tutaj niż pakować się w jakieś wąskie przejście i utknąć na dobre - nabrał głęboko powietrza. - A tak, z powierzchni może uda się zrobić porządne skanowanie terenu, więc.. to nie tak, że utknę tu na zawsze.

- Ale nadal... nawet jeśli w okolicy jest jakieś większe wejście do jaskiń, to przecież nie... - Hoseok urwał nagle, bo zdał sobie sprawę z tego, co usiłuje zrobić Jin. - Może uda nam się je znaleźć z tej strony? - zapytał ostrożnie.

- Nie jest powiedziane, że nam się uda.

- Ale to jest prawdopodobne, przecież... skoro tutaj jest przejście, to znaczy, że jesteśmy blisko powierzchni i gdzieś musi być jakieś... jakieś inne - Hobi jeszcze raz rzucił szybkie spojrzenie niewielkiemu, ciemnemu korytarzowi.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to, co mówisz nie ma żadnego sensu - młodszy chłopak w ostatniej chwili powstrzymał się, żeby nie przytaknąć. Bo oczywiście, wiedział, że w jego planie nie było w ogóle logiki, ale nie miał czasu, żeby wymyślić coś, co brzmiałoby chociaż troszeczkę lepiej. Poza tym Jin i tak ma go za idiotę, więc nie będzie miał najmniejszych podejrzeń.

- Dlaczego? Poza tym, nawet jeśli nie mam racji, to zawsze przecież możemy tu wrócić. Wystarczy zostawić kilka punktów fluorescencyjnych.

- Czas ma dla nas dość istotne znaczenie - mruknął Jin, jakby zaplanował to, żeby pozbyć się Hoseoka w tej ciemnej dziurze.

- Przecież wiem... wiem, że cię boli i nie chce tego przedłużać... ale może warto?

- Nie chodzi już o mnie, mamy ograniczoną ilość tlenu i nie mówię, że w przeciągu kilku godzin, ale kiedyś się on skończy. Pomyślałeś o tym? - Hobi faktycznie nie wziął tego pod uwagę. Co prawda to nie tak, że w ogóle o tym nie myślał, bo myślał, ale tak długo jak jego statystyki na panelu kontrolnym pokazywały same zielone słupki, nie zamierzał się tym martwić. Brak tlenu mógł faktycznie pokrzyżować ich plany.

- Jin, ja nie wejdę sam w tę dziurę, sorry, ale to jest po prostu niemożliwe - oświadczył w końcu zupełnie poważnie. - Nie mogę, mam klaustrofobię i się boję. Poza tym mogę się zaklinować i umrzeć gdzieś w środku, mogą mnie przywalić głazy i wtedy nie sprowadze pomocy, ty nie będziesz wiedział, że ja nie żyję i sam umrzesz, czekając na pomoc, która nigdy nie nadejdzie, dlatego jeśli nie możesz iść ze mną, to musimy mieć nowy plan - powiedział szybko, na jednym wydechu. - I możesz się wściekać, rób co chcesz, ale nie zmusisz mnie do tego.

Jin faktycznie wyglądał, jakby się właśnie wściekał. Jego mocno zaciśnięta szczęka i przedłużające się milczenie zupełnie się Hoseokowi nie podobały i przez krótką chwilę przeszła mu nawet przez głowę myśl, że tym razem starszy chłopak już całkiem stracił do niego cierpliwość. Obiektywnie rzecz biorąc, miał do tego pełne prawo. Hobi nie okazał się jakoś szalenie przydatny w kryzysowej sytuacji, bo najpierw nie potrafił mu nastawić tego cholernego ramienia, później okazało się, że wziął złą specjalizację, a teraz jeszcze to. Hoseok zupełnie by się nie zdziwił, gdyby Jin w końcu naprawde się wkurwił, ale mimo wszystko, nie mógł go zostawić.

- Ok, w takim razie chodźmy dalej - powiedział tylko, a Hoseok nerwowo przełknął ślinę. Nic więcej, żadnych kłótni, dyskusji, nic.

- Na pewno? - upewnił się ostrożnie, żeby później nikt nie mógł mu zarzucić, że ma problemy z komunikacją.

- Przecież cię tam nie wrzucę - westchnął cicho starszy chłopak. - Wolę oszczędzać siły - przyznał szczerze, a Hobiemu znowu zrobiło się głupio.

Wrócili na trasę w milczeniu, Hoseok bardzo uważnie sprawdzał wszystkie parametry, które byli w stanie zmierzyć. Liczył na to, że istniał chociaż cień szansy, że obaj będą mogli wyjść z jaskiń i nikt nie będzie musiał zostać tu sam. W końcu to było nieprawdopodobne, by taki rozległy kompleks jaskiń miał tylko jedno wyjście.

- Hej - powiedział po długiej ciszy, ostrożnie wchodząc w wąski, wysoki korytarz. - Jesteś zły?

- Nie jestem - odparł Jin od razu. - Uważam, że to nie była dobra decyzja, ale... może masz rację - przyznał.

Hoseok mało się nie potknął o jeden z wystających kamieni. To był chyba pierwszy raz, kiedy Jin się z nim zgodził i ironicznie, tym razem Hobi nie był do końca pewien, czy on sam zgadza się ze sobą.

- Ok - odpowiedział cicho, starając się zachowywać naturalnie. - Może chciałbyś...

- Kurwa! - Jin syknął głośno, dotykając swojego hełmu. Hoseok odwrócił się przestraszony. Nie był gotowy na to, by być świadkiem czyjejś śmierci. Starszy chłopak klęknął na ziemi, oddychając tak głośno, że Hobi miał wrażenie, że to słyszy. - Horizon... Horizon, zgłoś się - mówił dalej głośno. Serce Hoseoka zaczęło bić mocno, kiedy usłyszał to krótkie zdanie. Szybko zmienił częstotliwość swojego radia. Przez krótki czas słyszał tylko szum, ale zaraz dźwięk zaczął czyścić się.

- ...z JK'em jakieś 5 godzin temu - usłyszał w słuchawce lekko skonsternowany głos Taehyunga.

- Przecież jasno przekazałem, że zarówno Yoongi, jak i JK mają zostać na statku - głos Jina był trochę głośniejszy, niż było to konieczne i Hoseok wyobraził sobie, jak bardzo musiał być zestresowany w tym momencie Taehyung. Starszy chłopak opuścił rękę i oparł się o ścianę. Nie wyglądał najlepiej.

- Z Yoongim nie da się czasem dyskutować, przecież wiesz - wtrącił się cicho, chcąc zapobiec wiszącej w powietrzu, zupełnie niepotrzebnej kłótni. Radio zaszumiało najpierw w odpowiedzi, a potem zapiszczało krótko. Zarówno Hoseok jak i Jin skrzywili się lekko.

- Kapitan zrzucił satelity na orbitę i przeprowadza skan całej powierzchni planety - głos Jimina był bardzo cichy, ale stanowczy i Hoseok miał wielką ochotę go wyściskać. Teraz może odważyłby się nawet przytulić do Taehyunga.

- Możecie nas ściągnąć teleporterem? - zapytał, by nie przedłużać rodzącej się dyskusji. - Musimy szybko dostać się na Horizon.

- Yoongi nie może tu tak po prostu lądować, zwłaszcza z JK'em - dorzucił Jin, jakby to było teraz jego największym problemem.

- Czy coś się sta... - zaczął wolno Taehyung.

- Jin potrzebuje pomocy - przerwał mu szybko Hoseok, ignorując starszego chłopaka, który rzucił w niego garścią niewielkich kamieni. - Chłopaki, serio. Zanim Yoongi tu wyląduje, ogarnie jak się do nas dostać, może być... - nabrał powietrza, zdając sobie sprawę z tego, że to wszystko może brzmieć znacznie bardziej dramatycznie, niż zamierzał. - Po prostu ściągnijcie nas szybko, dobra?

- Jeśli jest taka możliwość...szybko. Teraz - dodał Jin.

- Jest taka możliwość - odparł Jimin wolno. - Po ostatniej próbie zweryfikowaliśmy obliczenia dotyczące przesyłu form biologicznych i wygląda na to, że da się to zrobić. Wystarczy tylko zwiększyć moc przesyłową, żeby zniwelować wpływ działań geologicznych planety...

- No dobra...- Jin ściągnął brwi jakby zastanawiał się, jak najlepiej zadać pytanie o to, czy tym razem nie zjebią ich teleportacji i nie wyląduje znowu na jakiejś skale, ale nie wychodziło mu to chyba za bardzo. Pocił się. Hoseok widział to wyraźnie. Widocznie bark musiał go bardzo boleć i nie potrafił się skupić, bo jego usta tylko otwierały się i zamykały i poza przeciągłym dźwiękiem oznaczającym zastanawianie się, Jin nie wydał z siebie żadnego sensownego słowa.

- Przetestowana! - rzucił szybko Taehyung - Holly przeżył... - dodał ciszej.

- Że co? - spytał od razu Hoseok - Kot? Wysłaliście kota? - dopytywał dalej, ale nikt mu nie odpowiedział. - Horizon, wiem, że mnie słyszycie.

- Wysłaliśmy też różę kapitana - odparł po dłuższym czasie Taehyung. - Nie poradziła sobie tak dobrze, ale dzięki temu wiedziałem jak poprawić obliczenia.

- Taehyungie sam poprawił. - w głosie Jimina brzmiała prawdziwa duma. - A kotek dostał tlen i był w pojemniku, nic mu nie zagrażało.

- Poza tym nic mu nie jest - wtrącił się Taehyung. - Cały i zdrowy! Róża gorzej, ale się zagoi...- Jin westchnął ciężko, a potem spojrzał na Hoseoka.

- Jeśli Jimin mówi, że to zadziała - zaczął niepewnie młodszy chłopak.

- No dobra. Wszystko jedno - Jin podniósł się powoli i otrzepał kurz z kombinezonu. - Ufam obliczeniom Taehyunga bardziej niż samobójczej misji Yoongiego. Tylko...- zawiesił na chwilę głos - Wytnijcie informacje o Holly z nagrań i ze wszystkiego najlepiej. - dodał już trochę weselszym tonem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro