19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: dwie rzeczy, które chyba musze wyjaśnić. 

1. Jimin robi błędy językowe, ale to nie znaczy, że ja nie rozumiem, że są to błędy. Rozumiem, ale Jimin ma ważniejsze sprawy na głowie niż poprawność językowa ;P

2. Selene nie jest nazwą własną statku (podobnie jak Horizon), to nazwa modelu statku produkowanego przez Federację :)

Yoongi miał wrażenie, że podróż powrotna na Horizon trwała całe tygodnie, a gdyby był dramatyczniejszy powiedziałby, że całe lata nawet. Tylko, że Yoongi z zasady nie lubił być dramatyczny. Był również cierpliwy, dlatego kiedy czekali na otwarcie włazu na Horizon, poczekał spokojnie, zamiast spróbować dostać się do środka, kiedy tylko zauważył, że klapa drgnęła. Nie to, że nie miał na to ochoty. Miał i wiedział również, że kręcący się na swoim fotelu Jungkook, na pewno nie starałby się go powstrzymać.

Nie mógł jednak tego zrobić, podobnie jak nie mógł od razu wrócić na statek, bo najpierw musiał pozbierać wypuszczone satelity. Nie mogli pozwolić sobie na marnowanie zasobów, a co jeszcze ważniejsze - nie mogli zostawiać za sobą tak oczywistych śladów. Dlatego czekał cierpliwie i wzdychając ciężko, zbierał te cholerne sondy.

Jimin też nie był zbyt pomocny, bo zamiast przekazać mu pełną sytuację, jaka właśnie panowała na Horizon, przesłał mu kilkuzdaniowy brief, który w żaden sposób nie odpowiadał na pytania Yoongiego. A miał ich całkiem sporo.

I dopiero, kiedy kilka godzin później Selene znalazła się bezpiecznie w natlenionej ładowni Horizon, pozwolił sobie na zniecierpliwienie i prawie biegiem pokonał schody prowadzące do grodzi dzielącej ładownię z resztą statku.

- Jungkook, jak tylko będziesz gotowy, zgłoś się do ambulatorium - poinformował ich przez głośnik znudzony głos Taehyunga.

Yoongi zauważył tylko, że dzieciak poszedł się przebrać, jednak sam zrezygnował ze zdejmowania kombinezonu i od razu skierował się na mostek. I prawie udało mu się tam dotrzeć, ale po drodze, na stołówce siedział Hoseok, który w ogóle nie wyglądał, jakby działo mu się coś złego.

- Wyglądasz normalnie - zdziwił się Yoongi, przyglądając mu się badawczo. W żadnym razie nie było po nim widać, że cierpiał. Może faktycznie, był trochę bledszy niż zwykle, a pod oczami zrobiły mu się niewielkie, fioletowe podpuchnięcia, ale to nie było nic poważnego. W każdym razie nie na tyle, żeby od razu wzywać, robiącego u nich za pomoc medyczną, Jungkooka do ambulatorium.

- Dziękuję - odpowiedział powoli Hoseok, lekko zachrypniętym głosem. - Ty też - dodał, przyglądając się Yoongiemu podejrzliwie. - Złożyłem już wstępny raport, powinieneś mieć do niego dostęp - dodał, nalewając sobie wody z replikatora.

- Taehyung... Taehyung wzywał Jungkooka do ambulatorium, więc myślałem, że...

- A nie, nie, ze mną wszystko w porządku. To Jin - Hobi machnął uspokajająco ręką, pokazując, że nie stało się nic strasznego. - Miło, że się o mnie martwisz - dodał, ale Yoongi już go za bardzo nie słuchał.

W ogóle nie brał pod uwagę takiej możliwości. Ani przez chwilę nie pomyślał, że to Jinowi mogło stać się coś złego, w końcu był lekarzem, a oni... oni zawsze pomagają innym, więc sami nie mogą chorować i nic strasznego nie może im się przytrafić. Yoongi od zawsze kierował się tą dziecinną logiką, więc nawet kiedy dowiedział się, że Jin dostał przydział w Pasie Oriona, nie martwił się. W końcu Jin był lekarzem, co w przekonaniu Yoongiego znaczyło, że nie był prawdziwym żołnierzem, więc wszystkie niebezpieczeństwa służby na froncie na pewno go ominą. Do tej pory był tego bardziej niż pewien.

- Yoongi... hej, Yoongi! - dopiero, kiedy kiedy Hoseok pociągnął go za rękę w dół, zmuszając go, żeby usiadł na ławie przy stole, otrzeźwiał - Słuchasz mnie? - Yoongi zamrugał kilka razy, bo właściwie nie miał pojęcia o czym mówił Hobi, o ile w ogóle o czymś mówił.

- Ja... nie, przepraszam, zamyśliłem się - przyznał lekko sobą zażenowany.

- Na pewno wszystko w porządku? - Yoongi spuścił głowę pod badawczym spojrzeniem Hoseoka i trochę zasłonił się grzywką. - Wiem, że martwisz się o Jina - zaczął wolno. - Ale, on naprawdę... wszystko będzie ok, tylko wybił sobie ramię, czy coś takiego - Yoongi już chciał zaprotestować, bo jego zdaniem to wcale nie było 'nic takiego', ale tylko mocniej zacisnął usta. - Będzie ok, zobaczysz.

- To ja może pójdę zobaczyć... - zaczął niepewnie. Nie chciał nigdy zdradzić przy Hoseoku, że być może, ale tylko być może, zależy mu na Jinie bardziej niż na kimkolwiek innym na statku. I w całym kosmosie. Nie dlatego, że się tego wstydził i nie był do końca pewien, co właściwie czuje. Nie chciał robić Hobiemu przykrości. Ich związek dopiero niedawno tak naprawdę przeszedł do historii.

- Yoongi, poczekaj trochę, ok? - głos drugiego chłopaka był ciepły i łagodny. Hoseok wykonał gest, jakby chciał wziąć go za rękę, ale powstrzymał się w ostatnim momencie. - Daj mu trochę czasu, dobrze? Jeszcze zdąży cię ochrzanić za to, że wziąłeś JK'a na misję - Yoongi westchnął. Mógłby dyskutować z każdym do upadłego, że to była najlepsza decyzja. Nawet z Jinem. - I że sam poleciałeś - dodał Hoseok z lekkim uśmiechem.

- Bardzo się wkurzył? - zapytał cicho starszy chłopak. Nie zrobił tego specjalnie. Nigdy nie podważyłby profesjonalnej opinii przyjaciela, tylko po to, by pokazać swoją władzę. To była sytuacja wyjątkowa.

- Mhhmm - Hobi lekko pokiwał głową. - Bardziej niż kiedy powiedziałem mu, że nie mogę nastawić mu barku... więc możesz się szykować - klepnął Yoongiego po przyjacielsku w ramię. - Pójdę do siebie, mam nadzieję, że nie wrzuciłeś mi nic w grafik na najbliższe kilkanaście godzin - zażartował.

- Nie... myślę, że wszyscy musimy trochę odpocząć - przyznał Yoongi, chociaż nie miał pojęcia, jak wyglądał grafik. Miał wrażenie, że w ogóle go nie zrobił, a nawet jeśli, to i tak zasługiwali na długi odpoczynek.

- Jeszcze jedno... - Hoseok zatrzymał się przed grodzią oddzielająca stołówkę od korytarza. - Rozumiem, czemu zdecydowałeś się na tę misję Selene, nawet jeśli inni mieli wątpliwości - Yoongi wolno skinął głową. Hobi musiał już rozmawiać z Taehyungiem, a Tae jak to on, nie krył własnego zdania na ten temat. - Zrobiłem to samo, kiedy byliście na Ulyssesie - uśmiechnął się. - Czasami... tak się po prostu robi. Dobrze, że ty i JK mieliście więcej szczęścia niż ja wtedy - dodał, a drzwi do stołówki zamknęły się za nim z cichym sykiem.

***

- Stało się coś? - spytał Jungkook, wchodząc do ambulatorium. Siedzący w rogu pomieszczenia na niskim, białym stołku Jimin wstał gwałtownie, prawie zrzucając na podłogę tablet, który trzymał na kolanach.

- J...Jin - wydukał, ale widząc spanikowaną minę Jungkooka, od razu dodał. - Nic mu nie jest. Spokojnie - dodał i zaczął kaszleć.

Oparł się o ścianę i odłożył tablet na półkę obok gablotki z antycznymi instrumentami medycznymi, których kolekcjonowaniem zajmował się lekarz. Jungkook nie do końca rozumiał tę pasję. Kolekcja wyglądała raczej jak coś, co można by znaleźć w pokoju tortur, a nie w gabinecie lekarskim, gdzie leczyło się ludzi. Stare piły, różne przyrządy służące do przytrzymywania kości albo rozwierania powłok ciała nie napawały optymizmem i za każdym razem, gdy Jungkook wchodził do tego pomieszczenia starał się nie patrzeć w ich kierunku. Tym razem mu się nie udało. Jego własna blada twarz odbijała się w tafli szkła, przyciągając wzrok i chłopak mógł tylko skrzywić się.

- To dlaczego tu jestem? - spytał wreszcie, przenosząc spojrzenie na drugą ścianę. Aparatura zamontowana na niej błyszczała srebrnym światłem, co mogło oznaczać tylko, że wyciszające pole siłowe zostało włączone i ktoś jest po drugiej stronie, tam gdzie znajdowała się mała sala i łazienka.

- Jin chciał cię zbadać - odparł Jimin cicho. - Zaraz skończy i...

- Przecież nic mi nie jest - zaprotestował od razu Jungkook. - Nie lądowaliśmy na planecie, ani nigdzie tak naprawdę - dodał na wszelki wypadek, a Jimin wzruszył na to ramionami.

- Nie jestem lekarzem, mi nie musisz się tłumaczyć - odparł szeptem. - Siadaj, a ja wracam na górę - dodał, pokazując na leżankę obok siebie. Klepnął jej materac, uruchamiając przy tym aparaturę, która rozbłysła krótkim, niebieskawym światłem.

Jungkook westchnął cicho. Chciał zaprotestować i sam wrócić na górę, ale widział, że starszy chłopak nie da się przekonać i zaczyna być coraz bardziej zirytowany, a ze zirytowanym Jiminem nie było co walczyć. Chłopak, mimo swojej niewielkiej postury i siły, potrafił być przerażający, gdy się porządnie wkurzył. Jungkook niechętnie stanął obok aparatury i przystawił do czytnika wszyty w przedramię chip osobowy. Hologram skanu jego ciała od razu został wyświetlony obok łóżka.

- Kładź się - powiedział Jimin z wyraźnym wysiłkiem. W tym samym czasie, pole siłowe musiało zostać zdjęte, bo coś na granicy słyszalności pyknęło cicho, ale Jungkook nie zwrócił na to za uwagi. Zajmowało go teraz coś zupełnie innego.

- Kepler? - wyszeptał, podchodząc bliżej hologramu. Analiza DNA podświetliła się lekko, gdy dotknął jej palcem wskazującym, a potem jeszcze mocniej, gdy kliknął na nią jeszcze raz, żeby zobaczyć szczegółowe dane. - Przecież...- zaczął mówić, ale urwał, gdy Jin położył mu dłoń na przedramieniu.

Mężczyzna musiał wziąć prysznic, bo mokre strąki blond włosów przywierały mu do czoła i co chwila odgarniał je szybkim ruchem lewej ręki, co nie bardzo pomagało, bo jego grzywka była za krótka, żeby schować ją za ucho i za długa, żeby utrzymać ją w porządku. Jungkook złapał się na tym, że od dłużej chwili patrzy na nią, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć i zrobić dalej. Na szczęście Jin zrobił pierwszy krok i odsunął się od niego, a potem machnął ręką, przesuwając hologram dalej, poza pole widzenia.

- A co myślałeś? Każdy ma jakiegoś ojca, JK. Albo dwie matki, albo dwóch ojców - dodał po chwili. - Zależy, kto postanowi, że będzie miał dzieciaka - pokazał ruchem głowy na leżankę. - No dawaj, nie mam całego dnia. Chcę zjeść, a potem muszę ściągnąć tu naszego kapitana - dodał zmęczonym głosem.

Dopiero wtedy Jungkook zorientował się, że coś jest nie tak. Jin był dziwnie sztywny i zupełnie inaczej się poruszał. Chłopak przez chwilę nie rozumiał, co sie dzieje, jednak pusty rękaw białego rozpinanego swetra, powiedział mu więcej niż szybkie wyjaśnienie Jimina, który szeptał mu je na ucho.

- Jin miał wybity bark. Nie wkurzaj go - powiedział.

- Jimin, spadaj na górę - prychnął lekarz, uderzając w panel zwalniający gródź. - Idź spać. A ty, siadaj - pogroził palcem lewej ręki Jungkookowi i popchnął go lekko w stronę leżanki.

- Co się stało? - spytał. Przez moment widział na twarzy starszego grymas bólu, który zmienił się w niezbyt szczery uśmiech. Generator regeneracyjny, którym opasany był cały tors mężczyzny, zaczął właśnie kolejny cykl i biały sweter rozświetlił się na czerwono. Jungkook rozpiął szybko kilka guzików swetra, żeby zobaczyć jak duże są obrażenia i o dziwo, Jin pozwolił mu na to. Nawet nie westchnął ciężko. Stał po prostu, cierpliwie znosząc kolejne pytania. - To przez Hoseoka? Cały był wybity? Kto to nastawił?

- Sam sobie nastawiłem - odparł Jin. - I nie, to nie przez Hoseoka, tylko przez teleporter. Będzie dobrze. Daj mi żyć. No już - dodał wreszcie i lekko uderzył Jungkooka w palce, które sprawdzały właśnie, czy bandaż unieruchamiający ramię jest dobrze napięty. - Jimin pomógł mi z opatrunkiem - wyjaśnił. - Tae i Hoseok są beznadziejni. Obydwaj. Zwłaszcza Hoseok - dodał i uśmiechnął się lekko. Jungkook widząc to, sam bezwiednie odwzajemnił uśmiech. - A teraz dawaj łapę. Pobiorę ci krew i zobaczymy, czy...

- Jestem z Keplera?- spytał Jungkook szybko. Uśmiech zniknął z twarzy Jina.

- Tego nie musimy już ustalać - powiedział i szybkim ruchem przejechał mu po przedramieniu aplikatorem. Nawet nie bolało. Nigdy nie bolało tak naprawdę, bo ilość krwi była tak niewielka, a igła tak mikroskopijna, że nie czuło się tego badania. Jin odchrząknął lekko i wsadził końcówkę urządzenia do maszyny obok siebie. Podstawowe wyniki od razu nadpisały się na hologramie. - Mama... - zaczął wolno. - Nigdy nie rozmawiałeś ze swoją mamą na ten temat? Na temat rodziny, swojego pochodzenia?

- Czasem, trochę...- przyznał. - Mama była ze stacji wojskowej Epsiliona, a...- zawiesił na chwilę głos. Nie wiedział jak dużo może powiedzieć i czy w ogóle powinien mówić o swojej rodzinie. I już nawet nie chodziło o jakieś tajemnice; wszystko było w jego teczce osobowej na Ulyssesie i nie wstydził się niczego, ale Jungkook nie był przekonany, czy potrafi o tym rozmawiać. Ulysses wciąż był tematem trudnym, duchem, który nawiedzał go w najmniej spodziewanych momentach i gdy tylko pojawiał się na horyzoncie, jedyne o czym myślał to ucieczka. Czuł, jak mięśnie w jego całym ciele naprężają się bezwiednie, a myśli gubią się, pozostawiając go samego. Zacisnął palce w pięści i po chwili położył je płasko na kolanach. - Tata... widocznie był z Keplera.

- Nie rozmawialiście na ten temat, co? - Jungkook pokręcił głową.

- Mama mówiła, że był przystojny - powiedział niepewnie, na to Jin parsknął pod nosem. - Co? - jego głos od razu przybrał ostrzejszy ton.

- Właśnie opisałeś wszystkich kolesi z dziewięciu planet w naszym zjednoczonym królestwie. Jakieś dwadzieścia miliardów, jak nie więcej - odparł ze śmiechem, a potem przejechał skanerem po jego czole. Marszczył się przy tym tak mocno, że Jungkook miał już ochotę zapytać go, czy dobrze się czuje. Dopiero po chwili zorientował się, że generator na jego piersi znów zaczął pracę i zrezygnował z tego pomysłu. Jin wziął jeden, urwany oddech, prostując się. - Ale to dobrze, może dziewiąty Kepler cię nie zabije. - powiedział po chwili. - Podstawę genetyczną masz dość mocną, jedyne co może namieszać ci w mózgu, jeśli namiesza to fakt, że urodziłeś się po drugiej stronie. W innej galaktyce - dodał i usiadł obok niego na leżance. - Znasz efekt Gai, prawda? - spytał.

- No...- Jungkook lekko skinął głową. - Jeśli przesiedli się na przykład Ziemianina na Keplera to jego RNA ulegnie rozpadowi przez warunki... - zająknął się. Czuł się teraz prawie jak na egzaminie u doktora Wooziego. Wiedział, że Jin nie jest tak srogi jak on, ale i tak zaczął się jąkać. Może dlatego, że z jakiegoś powodu atmosfera w ambulatorium stała się cięższa? A może dlatego, że jego głównym nauczycielem był lekarz Ulyssesa i szpital zawsze kojarzył mu się trochę ze stresem i nauką. - Przez wa... warunki panujące na planecie. I jego dzieci będą hybrydą z innym DNA, dostosowaną do atmosfery, ciśnienia i tak dalej... tej nowej planety. - przygryzł lekko wargi. - Taki dzieciak nie jest już Ziemianinem.

- Dokładnie - Jin pokiwał głową. - Efekt Gai to wpływ nowej planety na ciało ziemskie, ale ty nie jesteś Ziemianinem. Yoongi też nie jest Ziemianinem i wasze DNA nie zna czegoś takiego jak naturalne przyciąganie planetarne czy niestworzona przez człowieka atmosfera, bo żaden z was nigdy nie postawił stopy na innej planecie - Jungkook skinął głową.

Wiele razy chciał brać udział w misjach eksploracyjnych, ale za każdym razem mu odmawiano. Raz udało mu się zakraść do jednej z Selene, gdy Ulysses wysyłał zwiad na nową planetę, ale odkryto go dość szybko i musiał wracać na statek w kapsule ratunkowej. Do dziś nie znosił ciasnych pomieszczeń.

- Dlatego nie wkurzaj się, jeśli na Keplerze dziesięć razy na godzinę usłyszysz pytanie o to, jak się czujesz, dobra? Młody...- Jungkook westchnął cicho. Nie wiedział, czy może obiecać coś takiego. - Wiem, o czym teraz myślisz, ale ja mówię serio. Ani ty, ani kapitan nie urodziliście się na planecie. Mutanci jak wy mogą mieć komplikacje i każdy inaczej reaguje.

- Ok - powiedział cicho Jungkook.

- Halucynacje, krew wypływająca z gałek ocznych, krew wypływająca z uszu, wymioty, dziwna wysypka... problemy z pracą organów wewnętrznych, wielonarządowe zakażenie organizmu albo...

- Ok! - krzyknął głośniej chłopak, a Jin zaśmiał się cicho. Przez chwilę patrzyli się na siebie w milczeniu. - Nie martw się już.

- Nie martwię - odparł szybko Jin. Za szybko jak na gust Jungkooka. - Serio. Nie martwię.

***

Yoongi wahał się przez chwilę, zanim nacisnął nacisnął dzwonek przed pokojem Jina. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że powinien zrobić to znacznie wcześniej. Prawdopodobnie wtedy, kiedy Jin wezwał go do szpitala. Za pierwszym razem.

Jednak Yoongi był bardzo zajęty. Tak naprawdę, naprawdę zajęty. Nie musiał nawet udawać, że coś robi. Najpierw trzeba było zresetować systemy Selene, wypakować i porozkładać w ładowni wszystkie sondy. Później musiał jeszcze przeanalizować dane, które udało im się zebrać w czasie misji, opracować je odpowiednio i zabezpieczyć. Może kiedyś komuś się przydadzą. W końcu kamień, który potrafi relokować lasery teleportacyjne nie jest w kosmosie czymś powszechnym. Przynajmniej nie w tej części, którą znają. Mimo wszystko to mogło być dość istotne odkrycie. Yoongi wolał tak myśleć. Lepiej, żeby te kamienie na coś się przydały, bo mogły ich naprawdę dużo kosztować.

Jasne, że zarówno dane, jak i satelity mogły poczekać, ale on sam potrzebował tego czasu, żeby dojść ze sobą do ładu. Poradzić sobie chociaż trochę z poczuciem winy, które nadal nie dawało mu spokoju. Teraz pomieszane z ogromną ulgą tworzyło bardzo dziwną, wyczerpującą mieszankę, której nigdy jeszcze nie czuł.

Przetarł jeszcze raz twarz ręką. Naprawdę był zmęczony. Na tyle zmęczony, że nie bardzo wiedział, czy w ogóle powinien odwiedzać Jina. Mocniej przycisnął do siebie poduszkę, bo raptem poczuł się bardzo głupio.

Skarcił się w myślach, to w końcu nadal był Jin, więc to oczywiste, że najpierw go wyśmieje, potem pewnie się posprzeczają, a na końcu będzie dobrze. Zawsze tak było. Tym razem może nawet pozwoli Jinowi mieć ostatnie słowo.

Zadzwonił krótko, nie spodziewając się, że będzie musiał w ogóle czekać, ale drzwi nie otworzyły się od razu. Najpierw pomyślał, że Jin robi to specjalnie, żeby teraz to Yoongi musiał czekać na niego, ale kiedy tylko drzwi do pokoju przesunęły się cicho i wysoka sylwetka starszego chłopaka znalazła się w polu widzenia Yoongiego, zrozumiał, że to nie była zemsta.

- Obudziłem cię? - zdziwił się, a Jin pokiwał na to tylko głową, drapiąc się po głowie i cofając w głąb pokoju. - Nie pomyślałem, że będziesz spać - przyznał szczerze Yoongi, wchodząc do pomieszczenia.

- To przez leki - mruknął starszy chłopak, siadając na łóżku. - Zeszło ci trochę... - dodał, rozbudzając się trochę. Yoongi ukrył uśmiech, rozglądając się po pokoju.

Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nie bywał u niego zbyt często. Z jeszcze większym zaskoczeniem odkrył, że większość rzeczy Jina nadal znajdowała się w torbach i to nie tych, w które spakowali się na Aningan. Jin nadal nie rozpakował swoich rzeczy po tym, jak przestał mieszkać w jego pokoju. Zwrócił na to uwagę ostatnim razem, ale wyleciało mu z głowy i nigdy nie zapytał o to starszego chłopaka.

Oczywiście, to nie musiało mieć jakiegoś ukrytego znaczenia, a Yoongi jak mało kto wiedział, że starszy chłopak był strasznym syfiarzem i kompletnie nie szanował swoich rzeczy. Widocznie bogaci ludzie tak mieli.

- Byłem zajęty, po tym wszystkim nagromadziło się danych i... w ogóle - zaczął, czując się trochę niezręcznie. - Nie chciałem prosić Taehyunga i Jimina, oni mieli już i tak wystarczająco długi dyżur na statku. - Jin skinął lekko głową.

- To... chcesz teraz iść do szpitala? - zapytał.

- Do szpitala? Nie, nie chce w ogóle tak iść. A po co?

- Nie czytałeś mojej wiadomości? Pisałem do ciebie na komunikatorze - Jin usiadł na łóżku, a Yoongi za wszelką cenę próbował sobie przypomnieć, czy w ogóle widział jakąkolwiek wiadomość od przyjaciela. Faktycznie, możliwe, że było coś takiego i możliwe, że przez przypadek nawet w nią kliknął, ale za nic w świecie nie potrafił przypomnieć sobie jej treści. Najprawdopodobniej nawet jej nie przeczytał, a później zwyczajnie zapomniał sprawdzić komunikator jeszcze raz. Trochę głupio wyszło.

- Widziałem twoją wiadomość - odparł zgodnie z prawdą. Przewiesił ubrania Jina z jednego krzesła na drugie, robiąc sobie miejsce do siedzenia. - Ale już zapomniałem, co w niej było - oznajmił bez cienia skruchy, kiedy ostatnia z koszulek starszego chłopaka znalazła miejsce na niewielkim biurku obok kilku tabletów, pustej doniczki i jakiegoś przedmiotu, którego Yoongi nie potrafił sklasyfikować. Mógł to być jakiś historyczny, lekarski przyrząd albo narzędzie tortur, chociaż w jego opinii jedno od drugiego naprawdę niczym się nie różniło.

- Chciałem sprawdzić, czy wszystko z tobą ok po misji - wyjaśnił Jin. - Jungkook przyszedł od razu - dodał mimochodem, ale to wystarczyło, by Yoongi poczuł się trochę urażony i zazdrosny.

- Może dlatego, że Taehyung wzywał go przez głośnik i brzmiało to, jakby było sprawą życia i śmierci - burknął.

- Ok, następnym razem zrobię to bardziej oficjalnie, jeśli wolisz - odparł poważnie Jin, a Yoongi naprawdę nie wiedział, czy starszy chłopak jeszcze z niego kpi, czy już przeszedł w swój oficjalny tryb lekarza i chwilowo nie jest jego przyjacielem. - To idziemy? - zapytał po chwili swoim normalnym, jinowym tonem. Yoongi odetchnął z ulgą. O ile z Jinem był w stanie trochę podyskutować, to z Jinem-doktorem było to bardzo trudne i w większości przypadków kończyło się klęską Yoongiego.

- Musimy teraz? - warto było zaryzykować, bo starszy chłopak nawet nie wstał z łóżka, na którym siedział i widać było, że ma jeszcze mniej ochoty na wizytę w szpitalu niż Yoongi. - Może... jutro? - zapytał pojednawczo, wiedząc, że nie będzie w stanie odwlekać tego w nieskończoność, a słowa takie jak 'jutro', czy 'później', są w stanie kupić mu trochę czasu.

- Rano - Jin spojrzał na niego poważnie, a Yoongi tylko skinął głową. Niech będzie, że rano. W końcu rano było dość względnym pojęciem na statku kosmicznym, który nie działał według żadnej oficjalnej strefy czasowej. - To... po co przyszedłeś?

- Chciałem... - zawahał się Yoongi, mocniej ściskając swoją poduszkę. Nagle coś, co jeszcze kilkanaście minut temu wydawało mu się oczywiste i zupełnie na miejscu, stało się strasznie głupie. Bo co on sobie właściwie wyobrażał? - Pomyślałem - zaczął znowu. - Pomyślałem, że może będę dziś spać u ciebie - dokończył cicho, starając się nie patrzeć nawet w stronę Jina. - Bo... jesteś chory - dodał na usprawiedliwienie swojego pomysłu.

- Nie jestem chory - zaprotestował od razu starszy chłopak. - Mam wybity bark - wyjaśnił. Yoongi przytaknął, bo to tak naprawdę nie miało większego znaczenia, a nie chciał się teraz spierać o medyczną terminologię.

- Pomyślałem, że skoro tak, to może będziesz... może jak będziesz czegoś potrzebował, żeby ktoś na przykład mógł... na przykład ja mógłbym ci pomóc - dokończył niezgrabnie. To było głupie, bo Jin w przeciwieństwie do chorego Yoongiego, nie wyglądał, jakby przyniesienie sobie czegoś z kuchni stanowiło dla niego przeszkodę nie do pokonania.

- Materac... - zaczął Jin, zamyślonym głosem, marszcząc brwi. - Materac powinien być gdzieś tam - wskazał ręką w jeden z ciemnych kątów pokoju, gdzie piętrzył się stos worków. Yoongi nie mógł oprzeć się wrażeniu, że były to worki, których zwykle używano do pakowania zwłok.

- Materac - powtórzył nieco zawiedziony. Nienawidził spać na podłodze, ale musiał to znieść z honorem. Jak mężczyzna.

- Myślałeś, że pozwolę ci spać na łóżku? Zapomnij! - prychnął Jin. - Wiesz Yoongi, też jestem prawdziwym dżentelmenem - oznajmił z dziwną satysfakcją w głosie, a Yoongi do końca nie mógł zrozumieć, gdzie kryje się podtekst.

a/n: przepraszam za długi rozdział i od razu uprzedzam, że następne dwa tez będą raczej z tych dłuższych. Cały ff powinien mieć około 30 rozdziałów (napewno nie przekroczy 35) i już za kilka rozdziałów zacznie się etap domykania i rozwiązywania wątków.

jeśli ktoś chce sprawdzić moje postępy w pisaniu klik w komentarz. Nadal ogarniam platformę, więc hej, cierpliwości :)

pytanie: czy jest sens, żebym zakładała couriouscat?  Zdaję sobie sprawę z tego, że niektóre rzeczy łatwiej powiedzieć anonimowo :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro