2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


a/n: drugi rozdział ma zmienione fragmenty, więc zapraszam wszystkich :) kolejny powinien wjechać w przyszłą sobotę. Komentarze mile widziane (jak zawsze)

Yoongi zatrzymał się na końcu korytarza prowadzącego do ładowni. Po raz ostatni poprawił poły marynarki munduru, nabierając głęboko powietrza w płuca. Wypuścił je wolno, zastanawiając się, kiedy wszystko zdążyło się tak kompletnie spierdolić.

Jeszcze jakąś godzinę temu wydawało się, że wszystko ma pod kontrolą. No, prawie wszystko. Może z wyjątkiem nie do końca żywego Jimina i Selene dryfującej w kosmosie. Jednak mimo tego jakoś nad całokształtem panował. Nie miał również władzy nad swoimi nowo odkrytymi mocami, więc możliwe, że tylko mu się wydawało, że wszystko było w miarę w porządku, a tak naprawdę jego życie było jeszcze większym chaosem niż zwykle. Może po prostu był coraz lepszy w oszukiwaniu samego siebie? To była najbardziej prawdopodobna opcja.

- Yoongi... - głos Jina wyrwał go z zamyślenia. Jin. To był kolejny temat, który mógł dodać do listy tego, nad czym kompletnie nie miał kontroli. I nawet nie powinien o tym myśleć w tym momencie.

Oczywiście nie dało się tego zrobić. Zwłaszcza, kiedy drugi chłopak był tak blisko. Zwłaszcza, kiedy znowu musiał przeanalizować ich znajomość, bo to, co do tej pory ich łączyło okazało się zwyczajnie niewystarczające.

W tym momencie Yoongi dałby bardzo wiele, żeby przywołać się do porządku i skoncentrować na zagrożeniu. Na obcym statku, który właśnie przejmował Horizon, na załodze swojego własnego statku, potrzebującej jak nigdy kapitana, który wie, co robi.

Tylko, że Yoongi przechodził kryzys i nie był w stanie nic na to poradzić.

Jin był stałą w jego życiu, punktem odniesienia i osobą, na którą zawsze mógł liczyć. A przynajmniej tak myślał jeszcze do niedawna. Później okazało się, że tak naprawdę nie wie zbyt wiele o swoim przyjacielu, bo Jin miał więcej tajemnic, niż Yoongi początkowo przypuszczał. Był jak kot, który zamiast przeżywać swoje kolejne życia jedno po drugim, prowadził je wszystkie na raz. I Yoongi nie był pewien, czy w tych pozostałych, ośmiu życiach Jina, znajdzie się miejsce dla niego. Dlatego czuł się zdradzony i trochę zazdrosny.

Tak było jeszcze godzinę temu, a teraz Yoongi nie był pewien już zupełnie niczego.

- Co? - odpowiedział trochę bardziej szorstko, niż zamierzał. Nie był zły na Jina, chociaż może jego głos trochę tak zabrzmiał. Aż puścił jego dłoń, która zawisła między nimi bezwładnie. Yoongi spojrzał na nią, bo nie pamiętał żeby w ogóle ją łapał, a potem przeniósł wzrok na starszego chłopaka, przyglądającego mu się uważnie.

Jego włosy wciąż były w nieładzie i Yoongi doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że on sam był odpowiedzialny za ich stan. Bo to on był niecierpliwy, to było jego dzieło; on sam wczepił w nie w palce i pewnie nie puściłby ich, gdyby nie ta cholerna wiadomość od Taehyunga.

To chyba przerażało go najbardziej; świadomość, że nie przestałby, gdyby nie zagrożenie. Nawet jeśli to Jin zrobił pierwszy krok i go pocałował, co było ostatnią rzeczą, jakiej spodziewał się po nim Yoongi, to on sam było odpowiedzialny za wszystkie kolejne kroki. On tego po prostu tego chciał i nie było miejsca na wymówki i zwalanie odpowiedzialności, bo mógł się wycofać w każdej chwili, mógł przestać. Nie zaczynać nawet...

Wolał nie myśleć o tym, co byłoby dalej. Gdyby nie alarm, siedziałby w kabinie Jina, a jego palce wędrowałyby wzdłuż ramion starszego chłopaka, a potem Yoongi przesunąłby je na jego kark i w dół, na jego szerokie plecy i ramiona, w których mógłby się schować...

Oczywiście wszystko to musiało wrócić do niego właśnie teraz, gdy próbował przygotować się na ciężką przeprawę, która czekała na niego za drzwiami do ładowni.

- Gotowy? - powtórzył cicho Jin, prostując plecy, jakby szykował się do musztry wojskowej.

Nawet bez tego widać było, że jest spięty i prawdopodobnie myśli o tym samym co Yoongi. Jego ton głosu był inny, niższy, bardziej oficjalny i nawet nie patrzył na młodszego chłopaka. Co chwila wzrok Jina utykał gdzieś na wysokości uchwytu zwalniającego właz, by po jakimś czasie wędrować do panelu dotykowego zamontowanego na ścianie.

Robił tak kilka razy, wciąż czekając na jakąś odpowiedź, a Yoongi miał wrażenie, że z każdą minutą uszy i szyja chłopaka robiły się coraz bardziej czerwone, ale mogło być to tylko złudzenie.

Lampa zamontowana nad drzwiami do ładowni, mimo wyłączonego czerwonego alarmu, rozbłyskiwała w równych odstępach, zalewając co chwila korytarz swoim jaskrawym światłem. Zanim jego wzrok przywykł do normalnych kolorów, atakowała znów, oślepiając go na chwilę nienaturalną czerwienią. Wyglądało to w jakiś sposób nie na miejscu. Zwłaszcza, kiedy syreny na statku przestały już wyć i ten ostatni sygnał zagrożenia wyglądał jak niemy krzyk, jak sen, z którego nie można się obudzić.

Aż sam stanął na baczność, nieświadomie kopiując pozycję Jina.

- Nie mam wyjścia - powiedział wreszcie i przystawił swój chip osobowy do skanera obok wejścia. Czerwona, migająca lampka nad drzwiami zgasła, elektromagnesy w ramie zaczęły syczeć cicho. Cisza otoczyła ich prawie od razu.

- Ładownia - oznajmił głos komputera pokładowego, a zabezpieczenia grodzi oddzielających ładownię od reszty statku otworzyły przejście. Nos Yoongiego prawie od razu zderzył się z lufą lasera wycelowaną w jego głowę.

- Ja pierdolę... - westchnął cicho i skrzywił się lekko, podnosząc ręce.

To nie tak, że był zaskoczony rozwojem wypadków. Nie, nawet zdążył się na nie przygotować, bo spodziewał się tego od dnia, w którym opuścili szeregi Federacji. Gdy tylko odebrali komunikat od Taehyunga i Namjoona, wiedział, jak skończy się to starcie; musieli się poddać. 

To było jedyne rozwiązanie. Nie mieli na tyle sprzętu, ludzi i byli za mali w porównaniu z całą flotą statków. Wszczynanie awantury równało się z samobójstwem. Nawet jeśli Jungkook, żywa maszyna do zabijania, potrafiłby udusić z tuzin żołnierzy wszystkich ziemskich ras, a Namjoon był najsilniejszym przynajmniej teoretycznie człowiekiem po tej stronie galaktyki. Był też sam Yoongi, z tą dziwną mocą, która drżała wciąż pod jego palcami. Mimo tego nadal znajdowali się na przegranej pozycji. Zwłaszcza że Yoongi nie wiedział, jak zapanować nad swoją mocą, nie wiedział też, jak kontrolować pozostałą dwójkę załogantów, więc o wszystkich planach, które przyszły mu w międzyczasie do głowy, mógł od razu zapomnieć. I tak nic by z nich nie wyszło. Nie byli wystarczająco zgranym zespołem i nie ufali mu na tyle, by na ślepo wykonywać jego rozkazy, zwłaszcza teraz; po tym, jak wyrzucił Jina ze statku, nie konsultując się z nikim i przyjął go z powrotem. W zasadzie też bez żadnych konsultacji. Yoongi wiedział, jak to wszystko wygląda z boku i nie miał do załogi Horizon żadnych pretensji. Też by sobie nie ufał na ich miejscu. Tak naprawdę nawet znając swój własny tok myślowy, nie ufał sobie do końca.

Do tego doszedł jeszcze Jin, który gdy stali ramię w ramię na mostku, obserwując przesuwające się po mapie Horizon, czarne kropeczki oznaczające obcych żołnierzy, mruknął.

- Znam ich - tyle wystarczyło i cała buzująca w Yoongim energia i adrenalina opadły, zabierając ze sobą jego oddech.

Czarne kropeczki na mapie wydawały się zdeterminowane i przemieszczały się po niej z wyraźnym celem. Szukały czegoś, a może raczej kogoś.

Yoongi powinien się ich bać, ale Jin był spokojny i chyba po raz pierwszy w życiu, sam z siebie zaczął wyjaśniać sytuację. Nazywał statki, które widzieli na ekranach, ich kapitanów i im dłużej mówił, tym bardziej Yoongi wiedział, że ich jednym wyjściem jest zachowanie spokoju i poddanie się. Od razu, bez negocjacji. Jin ich znał i o ile nie będzie chciał się mścić za wyrzucenie go ze statku, to powinno być dobrze. Powinien się przyzwyczaić do tego, że w całym kosmosie kręciło się całe mnóstwo znajomych i przyjaciół Jina, o jego byłych dziewczynach nawet nie wspominając.

Do lufy wymierzonej w jego głowę dołączyły dwie kolejne. Czerwone kropki pokazujące cel laserów tańczyły wesoło po ciemnej koszulce Yoongiego, który w ostatniej chwili powstrzymał się przed tym, żeby nie strzepnąć ich z siebie ręką. Zamiast tego tego ręce uniosły się jeszcze wyżej.

- Witamy na Horizon - powiedział głośno, mrużąc się przy tym. Jaskrawe lampy zamontowane na broni raziły go w oczy. - Nazywam się Min Yoongi, jestem kapitanem tego statku - laser po jego prawej stronie drgnął i przesunął się szybko na Jina. - Jaki jest cel... - urwał, bo osoba stojąca po środku podeszła bliżej i teraz lufa dotykała jego klatki piersiowej i t-shirtu tam, gdzie nie chroniła go kuloodporna kamizelka.

Moc, którą do tej pory trzymał w ryzach, uczepiła się go instynktownie i przez moment nie wiedział, jak się oddycha. Żołnierz musiał tego nie zauważyć. Yoongi pozwolił sobie na płytki wdech. Jeden, drugi, czekał nerwowo na to, co stanie się dalej. Czuł metal, czuł jego wibracje i to nawet nie pod palcami, ale w całym ciele i nie do końca wiedział, co powinien zrobić. Jak puścić lufę broni, której nawet fizycznie nie trzymał, a jeśli laser przesunie się w stronę Jina, jak go ochronić.

- Kapitanie Min, Triumwirat Zjednoczonych Planet Keplera, Oriona i Gliese... - zaczął mówić ktoś po lewej stronie z udawanym spokojem. 

Yoongi zmrużył oczy jeszcze bardziej, ale wciąż nie widział żadnych twarzy. Zaryzykował szybkie zerknięcie w stronę Jina. Mężczyzna wydawał się niewzruszony. Był wyprostowany, wciąż stał na baczność, nie podniósł nawet rąk. Z braku lepszego określenia, Yoongi mógł powiedzieć nawet, że wyglądał na znudzonego.

- Jin! - głos Jungkooka dobiegł ich z wnętrza pomieszczenia. Dopiero wtedy starszy chłopak poruszył się niespokojnie. Podniósł nawet jedną rękę do góry i złapał za lufę lasera dotykającą piersi Yoongiego. Moc drgnęła, przytrzymując ją stanowczo, na co Jin zmarszczył groźnie nos i szarpnął jeszcze mocniej, wyrywając ją żołnierzowi z rąk. Yoongi mógł tylko patrzeć, jak upada na ziemię, jak Jin łapie chłopaka przed sobą za ramię i przesuwa go w bok bez żadnych ceregieli.

Niewidzialne macki poruszyły się i wyciągały się w stronę pozostałej dwójki obcych, ale Jin już się z nimi rozprawił. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie i pełna zniesmaczenia mina, by oba lasery zostały opuszczone. Bez żadnej przemocy, bez żadnego kontaktu fizycznego, ani komendy.

Kiedy jaskrawe światło zamontowane na lufach zgasło, Yoongi wreszcie mógł wszystko zobaczyć.

Trzej żołnierze stojący najbliżej nich, wyglądali na przerażonych i to nie było najbardziej zadziwiające. Jina bało się wielu ludzi i nie była to dla Yoongiego taka znowu nowina. Sposób, w jaki nosił się starszy chłopak, ta aura niedostępności, szorstki charakter i brutalna szczerość były zabójczą mieszanką. 

Bardziej zszokował go wiek żołnierzy, bo wydawali się bardzo młodzi i w Federacji nie dostaliby nawet jeszcze broni do rąk, nie mówiąc już o przydziale na statek. Przy Jinie wyglądali jak dzieci, bo chłopak górował nad nimi wzrostem. Gdy przeszedł między nimi, posłusznie zrobili mu miejsce, lekko kuląc się w sobie.

- Nawet nie waż się tego kończyć, Bae Jinyoung - głos Jina był cichy, ale Yoongi wyłapał każde słowo skierowane w stronę blondwłosego chłopaka, który zaczął wcześniej czytać oświadczenie skierowane w stronę załogi Horizon.

Jinyoung, który wyglądał na jednego z członków pionu ochrony, podniósł swoje wielkie, smutne oczy na Jina i szybko potrząsnął głową, zgadzając się z nim, a po chwili znów wbił oczy w swoje stopy. Gdy odsunął się, robiąc dostęp do schodów prowadzących na dół, Yoongi wszedł do środka.

Na dole, między paczkami, w centralnej części ładowni, było więcej żołnierzy w srebrno-złotych mundurach. Yoongi policzył ich szybko; pięciu stało przy wrotach, kolejnych pięciu zaraz obok wyważonego wejścia, a między nimi siedzieli Jungkook i Namjoon. Związani, na kolanach, z dwoma ochroniarzami przydzielonymi do każdego z nich.

- Jin! - Jungkook krzyknął znów na jego widok. - Kapitanie! - Yoongi aż złapał się barierki. JK nigdy go tak nie nazywał. Pochylił lekko do przodu, rzucając okiem w stronę Jina, który znów przybrał tą znudzoną, dziwną minę.

- Puśćcie ich - powiedział starszy chłopak bez emocji, kręcąc przy tym głową, jakby nie dowierzał temu, co właśnie widzi.

Jeden z żołnierzy w złocie, stojący pośrodku ładowni, zdjął swój kask. Burza wściekle różowych włosów przesłoniła na moment jego twarz i Yoongi aż miał ochotę krzyknąć. Chłopak wyglądał jak Jimin, a może to jednak nie był chłopak? Przyjrzał się żołnierzowi uważnie. Dopiero, gdy jego grzywka została pedantycznie odgarnięta na boki i schowana za uszami, zobaczył jak bardzo się pomylił.

Może on i Jimin mieli takie same włosy i równie jasne oczy, ale to było jedyne, co ich łączyło. Osoba, która stała przed nimi, przeczesując wolnym ruchem potargane kosmyki, była o wiele wyższa od Jimina. Chudsza, bardziej żylasta. Gdy tylko Jin zbliżył się do schodów i zaczął z nich wolno schodzić, uśmiechnęła się szeroko, tak, że było widać chyba wszystkie jej zęby. A bardziej jego, bo to raczej był chłopak, chociaż jeszcze bardzo młody. Jimin nigdy tak się nie uśmiechał, zanotował od razu w głowie Yoongi. Nie tak. Niby szczerze, ale jednak powściągliwie.

- Wasza... - żołnierz urwał, gdy Jin złapał go znienacka i mocno przytulił. Chłopak na chwilę zamarł zaskoczony, unosząc rękę nad plecami Jina, a potem sam złapał go mocno, zamykając na chwilę oczy. 

- Yoongi, to Lee Daehwi. Szef ochrony Hairen - przestawił różowowłosego, który ukłonił się i podał Yoongiemu rękę trochę nieśmiało, z wahaniem. Widocznie nie spodziewał się takiego zwrotu akcji. Zresztą Yoongi też bardziej się spodziewał tego, że prędzej ktoś go rozstrzela, nie zadając żadnych pytań, niż że stoczy przyjacielską pogawędkę z szefem ochrony statku, który na nich napadł. Ostrożnie podał mu rękę i uścisnął ją lekko. Wolał nawet nie wyobrażać sobie, co ten niepozorny, posiadający stanowczo za dużo zębów, chłopak zrobiłby, gdyby się okazało, że na statku nie ma Jina. I co Jin zrobił dla nich takiego, że wysłali po niego aż tyle statków. Skąd wiedzieli, że coś się w ogóle stało. Mózg Yoongiego pracował na pełnych obrotach, tworząc kolejne konspiracyjne teorie. Jin nie wysłał z Selene żadnego sygnału, sam to sprawdzał prawie przez trzy doby. To mógł być przecież przypadek. Zbieg okoliczności.

- Chyba...- Daehwi zaczął znowu, na chwilę zawieszając głos. - Doszło do nieporozumienia - zakończył zdanie, ale Yoongi nie mógł się pozbyć wrażenia, że miało to być pytanie.

Zwłaszcza, że obcy dzieciak spojrzał na Jina, jakby domagając się wyjaśnień.

Jin jednak już zupełnie nie interesował się ani chłopakiem, ani nawet Yoongim. Podszedł do Jungkooka i zaczął odpinać mu kajdanki. Jeden z żołnierzy, który wciąż miał na sobie kask uwolnił w tym samym czasie Namjoona. Epsiljanin patrzył na niego z taką nienawiścią i jakąś dziką energią, że Yoongi poczuł jak jego własna moc znów drga niebezpiecznie w odpowiedzi.

Jeśli Namjoon zaraz zrobi coś głupiego, to może się do dla nich źle skończyć; z różnych względów. Już nie chodziło o to, że żołnierze mogą go zaatakować, ale jego moc, może skręcić mu kark, bo jeśli kogoś zaatakuje, nie będzie w stanie się uspokoić. Czuł, jak znów wzbiera się w klatce piersiowej. Rosła jak fala, coraz większa, powoli przelewając się nad tamą.

Yoongi wziął wdech i krok w tył, przysuwając się instynktownie do Jina. Potrzebował uziemienia, spokoju. Nawet jeśli oznaczało to pomoc Jungkookowi w zdejmowaniu kajdanek, których miał aż 4 pary; na przegubach dłoni, ramionach, udach i łydkach. Nie miał nic przeciwko temu i z największą chęcią tak właśnie zostawiłby JK'a, bo może w końcu nauczyłby się go słuchać.

Ważne, że ręce Yoongiego i Jina co jakiś czas zderzały się ze sobą, gdy sięgali po te same zaczepy, a ich ramiona były blisko. Te gesty, z pozoru małe i nieznaczne, dawały dużo i po jakimś czasie ucisk w klatce piersiowej Yoongiego zmalał, a wreszcie zniknął kompletnie. Jungkook podczas całego procesu patrzył na niego zaskoczony tymi wielkimi, srebrnymi oczami, jakby szukając czegoś w twarzy Yoongiego. Denerwowało go to. Czuł się w jakiś sposób nagi i obnażony pod jego spojrzeniem. Mruknął coś lekceważąco, starając się ukryć swoje zakłopotanie.

- Nie ciesz się tak dzieciaku, jeszcze o tym porozmawiamy - dodał i zdjął wreszcie ostatnią parę. Gdy Jungkook wstał z klęczek, Jin od razu odgarnął mu włosy i zaczął oglądać jego twarz, szukając obrażeń. Widać było, że chłopak nie poddał się żołnierzom bez walki, ale tym razem na szczęście obyło się bez większego rozlewu krwi i nikt z obcej załogi nie zginął. Może i zarobili jakieś kopniaki, czy uderzenia, ale nic zagrażającego życiu. Jungkook tym razem nie dostał morderczego szału i nie spuścił im łomotu, jednak musieli się na nim szybko poznać, bo inaczej nikt nie zakułby go w aż 4 pary magnetycznych kajdanek. Yoongi nie bez satysfakcji zauważył też kilka tworzących się siniaków na twarzy dzieciaka. Na pewno mu się należało.

- Ok wszystko? - spytał Jin. Jungkook pokiwał szybko głową, zerknął ukradkiem w stronę Yoongiego, ale szybko spuścił wzrok. Dopiero wtedy Jin odwrócił się w stronę Daehwiego, który wyglądał, jakby wciąż czekał na odpowiedź. - Jisung? - spytał.

- Idziemy! - dobiegło ich ze środka korytarza, a właściwie to wyrwy, którą zrobiła załoga Heiran w miejscu, gdzie kiedyś były boczne drzwi wejściowe na Horizon.

Yoongi podszedł do wolno do przejścia, starając się przekalkulować w głowie straty. Jeśli teraz drugi statek odłączy korytarz powietrzny, który zainstalowali w miejscu ich potrójnego systemu grodziowego, ciśnienie rozerwie Horizon na strzępy. Jimin nie byłby zadowolony, pomyślał szybko, mocno zaciskając pięści. Jimin byłby, delikatnie mówiąc, wściekły. Yoongi nadal pamiętał szał, w jaki wpadł chłopak, kiedy Namjoon niechcący zniszczył jeden z jego mikrorobotów, który w zasadzie nic nie robił. A nawet nie zrobił tego umyślnie. Dziura w poszyciu Horizon została zrobiona jak najbardziej z premedytacją.

Jin musiał zauważyć, że Yoongi o tym myśli, bo położył mu rękę na ramieniu i ścisnął je lekko. Yoongi aż wstrzymał na chwilę oddech. Nie miał na szczęście czasu, żeby debatować teraz o swoich uczuciach, bo z korytarza, przepychając się między żołnierzami, wyleciał jakiś chłopak. Jego platynowe, blond włosy były zmierzwione i wyglądał, jakby dopiero co zdjął kask i nie miał czasu, żeby je porządnie uczesać. Co prawda próbował nadrobić te zaległości teraz, ale rezultat był jeszcze bardziej tragiczny.

W pierwszej chwili Yoongi miał wrażenie, że się na nich rzuci. Nie był tylko pewien, czy z radości, czy jakiś innych, mniej sympatycznych uczuć, bo widział w jego oczach jakiś niebezpieczny błysk. Jednak kiedy tylko chłopak zlokalizował wzrokiem Jina, momentalnie się zatrzymał, uśmiechając się szeroko.

- Jinnie! - krzyknął, starając się przekrzyczeć echo rozmów i gwar, jakie panowały w magazynie Horizon. - Byłem na twoim pogrzebie! - uśmiechnął się jeszcze szerzej, podchodząc do niego. Im bliżej się znajdował, tym bardziej Yoongi przekonywał się, że koleś na pewno jest z Keplera. Był za wysoki jak na Ziemianina, i mimo buzującej w nim energii, wciąż wydawał się zbyt spokojny jak na Gliesańczyka. - Nie płakałem, jakbyś chciał wiedzieć - dodał, stając przed nim.

Yoongi odsunął się nieco, robiąc mu miejsce. Po cichu obstawiał, że to jakiś trochę stuknięty były chłopak Jina. Jin na pewno miał byłych w całym kosmosie i nie to, że Yoongi się tym przejmował. W ogóle nie robiło to na nim wrażenia.

- W ogóle mnie nie zaskoczyłeś - westchnął Jin i lekceważąco machnął ręką.

- Ja też byłem - dodał nieśmiało jakiś głos. Mężczyzna, który wyłonił się z dziury, zaraz po Keplerczyku, był widocznie starszy od reszty załogi Heiran Miał dość sympatyczną, pociągłą twarz i ciemne włosy, które na tle Keplersko-Gliesańskiej mieszanki osób, wyglądały nie na miejscu. - Płakałem - powiedział poważnie, podchodząc bliżej. - Bardzo wzruszająca uroczystość. Seungwoo wygłosił mowę... - przerwał, unikając kopniaka od tego trochę jebniętego, zdaniem Yoongiego, blond chłopaka, któremu Jin zupełnie bez ostrzeżenia założył chwyt Nelsona. To było dziwne i zupełnie niespodziewane. Takie rzeczy nie leżały w charakterze Jina, chociaż może nie powinien tak myśleć. Tak naprawdę chyba nie miał większego pojęcia o charakterze swojego przyjaciela.

- Jinnie.... Weź... - chłopak zaczął się szamotać, próbując wyrwać się z uścisku.

- Jin proszę, potrzebuję go, Seungwoo jest moim najlepszym pilotem - przerwał ten drugi, zupełnie niepozorny koleś. - Nazywam się Yoon Jisung, jestem kapitanem Hairen, miło mi... - Ziemianin niespodziewanie wyciągnął rękę w stronę Yoongiego.

- Mnie też... - zaczął Yoongi automatycznie, chociaż nie było mu szczególnie miło. W ogóle nie było mu miło, bo bez żadnego powodu rozwalili mu statek i czuł się wyjątkowo zdezorientowany. Jungkook chyba myślał podobnie. Miał taką minę, jak zawsze, kiedy chciał wyszarpać Taehyunga za włosy.

- Jin...weź!!! Powiem na... CO Z CIEBIE ZA BRAT?!! - krzyknął w końcu Seungwoo, a w ładowni wreszcie zrobiło się w miarę cicho. Jin puścił go w końcu, a zdyszany i lekko czerwony na twarzy chłopak odskoczył od niego na bezpieczną odległość.

Yoongi odwrócił się w jego stronę z niedowierzaniem, jednak przez chwilę widział twarz Jungkooka, który wyglądał, jakby ktoś naprawdę mocno kopnął go w żołądek. Sam czuł się podobnie; od kiedy się znali, Jin nawet się nie zająknął o tym, że ma jakiekolwiek rodzeństwo.

- Sam zacząłeś - burknął Jin. - Chciałeś kopnąć Jisunga.

- Bo wpadał w sentymentalny nastrój, to było dla twojego dobra! - krzyknął Seungwoo, poprawiając bluzę.

- Ja prawie płakałem na twoim pogrzebie - odezwał się ktoś z tyłu. - Ale wiedziałem, że to fejk. Nie zginąłbyś w taki idiotyczny sposób - dodał chłopak stojący kilka kroków za Jungkookiem i spojrzał na nich spod byka. Z pozoru nie wyglądał na kogoś, kto powinien być oddelegowany do pilnowania JK'a. Yoongi przez chwilę próbował zgadnąć, skąd mógł pochodzić, ale nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. W dodatku zupełnie nie rozumiał, dokąd zmierza ta abstrakcyjna konwersacja.

- Czy jestem jedyną osobą, która nie była zaproszona na ten pogrzeb? - jeden z żołnierzy, prawdopodobnie oddelegowany do pilnowania Namjoona; zdjął swój kask, patrząc na zebranych z wyraźnym oburzeniem. Z jakiegoś powodu wyglądał dość znajomo.

- Piękna ceremonia - powtórzył Jisung, kiwając głową, a Yoongi nie miał już żadnych wątpliwości, że cała załoga Hairen jest nienormalna. W dodatku Jungkook miał minę, jakby również właśnie stracił resztki poczytalności. Miał tylko nadzieję, że dzieciak na nikogo się nei rzuci.

JK wycelował palcem w żołnierza, który właśnie zdjął kask. - Daniel?! - krzyknął w końcu.


a/n: stary komentarz, ale nadal ważny, więc zostawiam!

wydawało mi się, że nigdy nie będę musiała tego pisać, bo to oczywiste ale, po DM, które otrzymuję, chcę, żebyśmy mieli jasność:

1. Seria Horizon jest moją własnością, nie jest pożyczonym AU, nie jest AU zaczerpniętym z książek, filmów czy seriali. To mój autorski pomysł i wszytko oprócz imion i nazwisk głównych bohaterów należy do mnie. Dlatego nie, nie można sobie 'pożyczyć' absolutnie nic bez mojej wiedzy i zgody (nawet z moją wiedzą, ale bez mojej zgody), bo to plagiat (plagiat=kradzież)

2. To że nie wstawiam ff regularnie i mam przerwy nie znaczy, że można go sobie wziąć i dokończyć po swojemu (nie wierzę, że wgl muszę to pisać), bo 'czytelnikom należą się regularne updaty'  (btw takie podejście średnio mobilizuje autorów, just saying)

3. jeśli podoba ci się seria Horizon i chcesz napisać ff w tym uniwersum, ff do ff (gdzie Yoongi i Hoseok naprawdę są razem 4ever), rpg... whatever else, napisz do mnie. jestem otwarta na collaby, propozycje i wszelkiej maści współpracę, o ile moja praca i własność zostanie uszanowana.

Mam nadzieję, że mamy teraz jasność :) i wiem, że dla 99% czytelników powyższe punkty to krindż i niepotrzebne marnowanie znaków. Chodzi o ten 1%, który potrzebuje powyższych wyjaśnień.

Miłej niedzieli/wakacje/etc i czekam na komentarze! Serio, czekam!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro