20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: Hi Guys! Zobaczcie, jakie zajebiste fanarty dostałam od  bialywilk7654

 Kocham te detale, które pokazują coś typowego dla bohaterów ff 💜🖤💜

Rozdział pod spodem :)

A teraz już rozdział: 

Jin chyba po raz pierwszy docenił to, że zaraz po otwarciu oczu, jego wzrok napotkał wielki ekran tabletu z informacjami o temperaturze, wilgotności i umownej porze dnia na statku. Wystarczyło machnięcie ręką, a miałby dostęp do wszystkich alertów zdrowia załogi Horizon, swojego komunikatora i statusu projektów laboratoryjnych, nad którymi obecnie pracował.

Tym razem postanowił dać sobie trochę więcej czasu i bezmyślnie pogapić się na ruchome, kolorowe chmury, które migały gdzieś w tle pod informacjami. To był zdecydowanie przyjemniejszy widok niż czarne skały i ciemność.

Jin skłamałby, gdyby powiedział, że się nie bał. Przed innymi mógł udawać, że nic absolutnie nic go nie rusza, ale oszukiwanie samego siebie nie miało sensu. Bał się, tam w jaskiniach, ale nadal nie była to najgorsza rzecz, z jaką przyszło mu się w życiu zmierzyć.

Przetarł twarz ręką i niechętnie zmienił pulpit w tablecie. Wyglądało na to, że wybity bark został już w pełni nastawiony, a teraz regenerator powoli pracował nad naderwanymi mięśniami. Za dzień, dwa będą w pełni sprawne, o ile znowu ich nie nadwyręży. Reszta załogi wyglądała dość zdrowo, więc nie czekał go zbyt pracowity dzień.

Usiadł na łóżku, przecierając oczy i w ostatniej chwili przypomniał sobie o Yoongim, który postanowił spędzić noc na materacu obok. I o dziwo nadal spał schowany dokładnie między materac i poduszkę. To nie było do końca normalne. Zazwyczaj Yoongi miał bardzo płytki sen i budził się przy najcichszym nawet dźwięku, jakby stado płatnych morderców czyhało na jego życie.

Jin, najciszej jak tylko potrafił, wstał z łóżka i chciał ominąć materac Yoongiego, by pójść do łazienki. Od kiedy wrócili cały czas czuł, że musi wziąć prysznic i chociaż zrobił to już przynajmniej kilka razy, nadal nie miał pewności, że jest w pełni czysty.

Nadal czuł pył z jaskiń na swojej skórze i włosach, chociaż to było niemożliwe, bo nigdy go tam nie było. To był tylko stres, który jeszcze przez jakiś czas będzie do niego przychodzić falami, aż zupełnie się wyciszy. Tak było po Orionie, więc Jin nie przejmował się tym zbytnio. Keplerczycy mieli silną psychikę, on miał silną psychikę, więc nie spodziewał się po sobie żadnego załamania. Przynajmniej nie z powodu spędzenia kilkunastu godzin w jaskini.

Wstrzymał oddech, przeciskając się między własnym łóżkiem, a materacem, który w jego pokoju wydawał się wyjątkowo duży. Nagle Yoongi usiadł mechanicznie na posłaniu, patrząc prosto przed siebie. To zawsze doprowadzało Jina do nerwicy. Czasami Yoongi budził się jak normalny człowiek, a czasem, zanim tak naprawdę zaczął kontaktować, zachowywał się jak jakiś robot ze zwarciem w obwodach.

- Yoongi... - powiedział cicho, trącając go lekko kolanem o ramię. - Yoongi, wszystko ok? - zapytał, kiedy młodszy chłopak podniósł głowę do góry.

- Nie wiedziałem, gdzie jestem - przyznał zaspanym głosem, oddychając z wyraźną ulgą. - Czemu mnie obudziłeś? - dodał z lekką pretensją w głosie. Oczywiście, to musiała być czyjaś wina.

- Sam się obudziłeś - mruknął Jin, prostując plecy, kilka kręgów strzeliło głośno. - No co? - zapytał znowu, bo Yoongi nadal się na niego gapił, jakby nie ogarniał rzeczywistości. - Śniło ci się coś? - młodszy chłopak pokręcił głową, ale bez przekonania.

- Nie pamiętam - przyznał, powoli wygrzebując się ze skotłowanej kołdry. Yoongi zwłaszcza rano śmiesznie się ruszał; wolno i niezgrabnie, co wyglądało, jakby zawsze próbował ograniczyć swoje ruchy do minimum. Dzisiaj jednak dość sprawnie wygramolił się spod kołdry i z dziwną determinacją stanął naprzeciwko Jina. - Boli cię? - zapytał cicho, ostrożnie dotykając materiału koszulki, pod którym z cichym szumem pracował regenerator.

- Nie, już jest ok - odpowiedział Jin, nie ruszając się nawet na milimetr. To nie do końca była prawda, ale nikt nie miał na to większego wpływu. To był proces, poza tym teraz ból naprawdę nie dokuczał mu na tyle, by odciągać jego uwagę od innych rzeczy i mógł normalnie funkcjonować.

Yoongi lekko skinął głową, nadal nie wypuszczając koszulki Jina z ręki. Wręcz przeciwnie, zacisnął na niej palce tak mocno, że aż zbielały mu knykcie i pociągnął kilka razy nosem.

Początkowo Jin pomyślał, że Yoongi ma katar albo jest czymś zirytowany, bo zawsze wtedy pociągał nosem i się marszczył. Wyglądało to dość zabawnie, ale Jin zawsze starał się nie tego nie okazywać, bo wtedy Yoongi złościł się jeszcze bardziej. Tym razem jednak młodszy chłopak nadal stał nieruchomo. Jego ramiona drżały prawie niezauważalnie i Jin dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że Yoongi płacze. Tak zupełnie otwarcie, całym sobą. Przy nim, a nie ukryty w łazience i udający, że szum wody z prysznica jest w stanie wszystko zagłuszyć.

Jin nie potrafił tego do końca zrozumieć. Coś się zmieniło, może w ciągu ich przymusowej eksploracji jaskiń na 2M1207b, a może już wcześniej, kiedy był zbyt zajęty unikaniem Yoongiego, by zdać sobie z tego sprawę.

Być może jednak nie zmieniło się zupełnie nic, a Jin znowu odczytuje niektóre rzeczy, nadając im takie znaczenie, jakie byłoby dla niego korzystne. Takie myślenie życzeniowe już nieraz doprowadziło go do gorzkiego rozczarowania, a tym razem nie miał siły na skupianie się na fałszywej nadziei.

Jednak nie potrafił po prostu rzucić jakiegoś ciętego komentarza, klepnąć Yoongiego w plecy i potraktować całą sytuację, jakby nic się nie wydarzyło. Nie mógłby mu tego zrobić, ani sobie, bo nawet jeśli to wszystko nic nie miało znaczyć, to i tak nie miał nic więcej.

- Myślałem, że nie żyjesz - wyszeptał Yoongi urywanym głosem, głośno przełykając łzy. Jin uśmiechnął się lekko, ostrożnie przyciągając do siebie Yoongiego ramieniem.

- Nieprawda - powiedział, delikatnie głaszcząc go po karku. - Gdybyś w to wierzył, nie wysyłałbyś misji ratunkowej. Nikt nie ryzykuje życia dla trupów - dodał łagodnie. Nikt również nie ignoruje podstawowych zasad protokołów misji ratowniczych i wskazań lekarskich, co również się wydarzyło, ale nie był to właściwy moment na dłuższą dyskusję.

- Musiałem... - Yoongi nerwowo wciągnął powietrze. - Musiałem to wiedzieć - jego głos był cichy i zniekształcony przez materiał i kolejną falę płaczu, której Jin w ogóle się nie spodziewał. Dlatego przyciągnął go do siebie jeszcze bliżej i bez słowa głaskał uspokajająco po plecach. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co czuje Yoongi, wychowany w bardzo specyficznych warunkach, w których nie było bliskości i miejsca na emocjonalną bliskość. Wiedział jednak, co sam czułby na jego miejscu. Gniew, strach, emocjonalne wyczerpanie i ulgę. To wszystko czuł Jin, za każdym razem, kiedy miał pewność, że tym razem nie straci Yoongiego.

- Nie płacz, Yoongi, już wszystko jest dobrze - pochylił się trochę i z pewnym wahaniem pocałował młodszego chłopaka w głowę. - Wszystko już będzie dobrze.

***

Prawdopodobnie wszystkie światła w kantynie były pozapalane. W pierwszym odruchu Jimin chciał to zignorować i iść dalej korytarzem prowadzącym do ładowni, ale zatrzymał się w połowie kroku.

To było zbyt duże marnotrawstwo, żeby móc na nie pozwolić i po prostu je zignorować. Zacisnął mocniej zęby, kierując się prosto do głównego panelu sterującego znajdującego się przy replikatorze i zaczął zmieniać ustawienia. Ktoś znów zablokował fotokomórkę i chłopak zaczynał czuć, że powoli zbiera się w nim frustracja. Czasem naprawdę miał dość przypominania załodze o tym, że nie mają niekończących się zapasów benitoitów i naprawdę, ale to naprawdę muszą oszczędzać.

- Co robisz? - spytał zmęczony głos. Jimin spojrzał zaskoczony w stronę fotela. W pierwszej chwili miał wrażenie, że widzi tam Namjoona, ale gdy mrugnął raz jeszcze trochę zaspany Hoseok wynurzył się z gniazda plecionych kocy.

- Nie masz zmiany teraz? - wyszeptał i podszedł bliżej.

Drugi chłopak uniósł lekko głowę i spojrzał na niego spod wpół przymkniętych powiek. Jimin miał wrażenie, że już go kiedyś zastał w takiej pozycji, ale to mogło być tylko złudzenie. Ostatnio nie do końca wierzył swoim wspomnieniom i miał wrażenie, że odkąd się obudził, wszystko, co wydarzyło się do tej pory, działo się w przeciągu jednego, długiego dnia.

To było dziwne uczucie. Z jednej strony nie potrafił nie być wdzięczny Jinowi i reszcie keplerskich lekarzy, że go uratowali, ale czasem miał myśli, których starał się nie zatrzymywać za długo w swojej głowie.

Gdyby się nie udało, gdyby go nie obudzili, może i byłoby wtedy lepiej, bo nie musiałby się cały czas zastanawiać, czy wspomnienia, jakie miał były prawdziwe czy nie. Czy coś już zrobił, a może nie zrobił. To było czasem strasznie frustrujące.

- Nieee, mam...- Hoseok spojrzał na tablet, który trzymał w zaciśniętych dłoniach. - Za jakąś godzinę - ledwie powstrzymał ziewnięcie i odrzucił koc na bok. Był ubrany w bardzo kolorową i wzorzystą, krótką piżamę, a Jimin nie mógł się przestać zastanawiać, jak mu nie jest zimno. Chociaż z drugiej strony Hoseok był rodowitym Niflheimczykiem, a oni byli raczej rasą dość odporną na niskie temperatury, więc nie powinno go to tak do końca dziwić.

- Nie śpisz u siebie? - spytał znów i podszedł do replikatora.

- Kajuta... - w głosie Hoseoka słychać było wyraźne wahanie. - Nie wiem, po tych jaskiniach mam chyba jakąś klaustrofobię chyba i nie mogę w niej spać - wymamrotał, przyciskając ręce do twarzy. Potarł nimi mocno swoje policzki i ziewnął przeciągle. - A ten fotel nie jest taki zły. Nadaje się. Nie dziwię się, że Yoongi przesiedział tu większość ostatniego półrocza.

- Przesiedział? - Jimin nacisnął na menu, wybierając ziołową herbatę i usiadł na brzegu stołu, czekając aż się zrobi. - Możliwe... - dodał po chwili niepewnie. - Ano tak... - pokiwał głową. - Jak miał opaskę na ten chip w głowie, ty też zresztą miałeś - dodał zadowolony, bo chronologia zdarzeń w jego głowie wreszcie zaczęła mieć sens.

Czasem rozmyślał nad tym godzinami, kiedy nie mógł zasnąć. Czy jeśli nie polecą na Keplera to wszystko z czasem samo się unormuje. Tak totalnie, całkowicie i bez niczyjej ingerencji. Jego głos, wspomnienia, jego ciało, które czasem nie do końca chciało się go słuchać.

Czy naprawdę muszą tam lecieć, żeby jeszcze raz musiał przejść jakies nieprzyjemne i bolesne medyczne procedury?. Taehyung może tego nie dostrzegał, podobnie jak reszta załogi, ale Jimin czuł, że jest coraz lepiej. Może to nie były jakieś gigantyczne zmiany, ale były. Wspomnienia wracały. Mozolnie i z trudem. Może nie były tak wyraźne jak przed wypadkiem. Teraz wydawały się bardziej ludzkie w jakiś sposób. Jednak były. Może gdyby potrafił lepiej kłamać, to udałoby się mu uniknąć wizyty na Keplerze, ale Taehyung, mimo że nadal był przerażony wizją spotkania z ojcem, nie chciał nawet słuchać o powrocie na otwartą przestrzeń. Chciał, żeby ojciec zobaczył Jimina, zbadał go i żadne argumenty do niego nie trafiały. Nawet ten, że Jimin nie chciał niczego bardziej na świecie niż oszczędzić bratu tego niechcianego zjazdu rodzinnego.

- Cieszysz się na spotkanie z tatą? - spytał Hoseok. Jimin nawet nie zorientował się, kiedy wstał z fotela i podszedł do replikatora. Odstawił swój kubek na stół, na którym siedział młodszy chłopak i zajął się przygotowywaniem jakiegoś napoju. Wyglądało na to, że robił czekoladę, albo coś równie słodkiego, na co prawie na pewno nie był ustawiony replikator. W pierwszym odruchu Jimin chciał zaprotestować, ale urządzenie po chwili zaczęło wypluwać z siebie ciemnobrązową, gęstą ciecz, która pachniała i wyglądała jak mleko kakaowe.

- Z tatą? - spytał nieuważnie. - Myślę, że tak. Ostatni raz widzieliśmy się pięć lat temu. Może trochę dłużej.

- Nie wiem dlaczego, ale... - Hoseok zawahał się. Wziął kubek do ręki, gdy maszyna zakończyła proces. - Wydawało mi się, że nie żyje.

- Żyje - Jimin kiwnął głową. - Jest... - nabrał powietrza w płuca i odchylił się, starając się zebrać jakoś myśli i przywołać odpowiednie słowo. - Po prostu ekscentrykiem. Nie dogaduje się najlepiej z Taehyungiem, dlatego nigdy o nim nie gadamy. To trudny temat.

- Tak jak twoje pochodzenie? - spytał Hoseok, ale po chwili zorientował się, co powiedział. - Nie to, że wiesz... mi to nie przeszkadza. - dodał, ale jego ton głosu sugerował, że pogrąża się bardziej, bo zaczynał panikować. Aż odstawił kubek obok replikatora. - Przepraszam, matko... - zaklął cicho po niflheimsku. - Ja chyba powinienem przestać się odzywać, co?- Jimin pokręcił głową.

- Jak chcesz to możemy porozmawiać o tym. Nie przeszkadza mi to - odparł szczerze.

- Mi też nie przeszkadzasz. Jest ok. W sensie... .- Hoseok był aż cały czerwony na twarzy. Jimin widząc to, uśmiechnął się i złapał go za rękę, bo chłopak zaczął wymachiwać nią, starając się znaleźć jakieś słowo i wyglądał, jakby miał się zaraz sam pacnąć w twarz.- Wiesz, o co mi chodzi?- spytał.

Jimin pokręcił lekko głową, wciąż uśmiechając się lekko. Hoseok ścisnął mocno jego dłoń.

- Ja... wiem, jak ludzie... - Hoseok westchnął i nabrał głęboko powietrza. - Ludzie potrafią być ksenofobami, a temat twojej rasy jest na niektórych planetach tabu. Trudno czasem przewidzieć, jak ktoś zareaguje i...

- Nie jesteś zły, że ci nie powiedziałem? - spytał Jimin, przerywając mu. Hoseok pokręcił szybko głową.

- No co ty - odparł i uśmiechnął się słabo. - To nic nie między nami nie zmienia - dodał i przytulił go mocno do siebie.

***

Obudziło go miauczenie i to nie takie domagające się jedzenia. Te znał za dobrze; było niecierpliwie, nie znoszące zwłoki i w jakiś sposób melodyjne.

To brzmiało jakoś inaczej i nawet w półśnie Jungkook nie potrafił przejść nad nim do porządku dziennego. Normalnie pewnie przewróciłby się na drugi bok i poszedł spać, ale miauczenie wzmagało się i było coraz bardziej żałosne i dziwaczne. Chłopak klasnął w ręce, starając się przepłoszyć kota, ale nic się nie zmieniło. Któryś ze zwierzaków czegoś chciał, a nie potrafił rozpoznać który.

- Co jest? - wychrypiał po dłuższej chwili i usiadł na łóżku, drapiąc się mocno po głowie. Sprawdził przy tym szybko godzinę na zegarku, który dostał od Jina. - Trzecia, uch... - jęk, jaki wyrwał się z jego własnego gardła, brzmiał dziwnie i obco.

Odkąd Jin wykopał go ze swojej sypialni na dobre, co stało się jakieś dwa tygodnie temu, nie spał za dobrze. Każda godzina snu była teraz na wagę złota i chłopak wiedział już, że nie uda mu się zasnąć tak szybko. Jungkook nie wiedział, skąd mu się to bierze, ale nie potrafił zasnąć sam w pokoju i spać tak, żeby się wyspać. Jego sen był wtedy zawsze przerywany i niespokojny. Jin wiedział o tym. Wiedział, aż za dobrze, bo chłopak prawie codziennie przychodził do niego z kołdrą i kładł się bez słowa gdzieś niedaleko jego łóżka.

Jednak odkąd misja Galileo wróciła na Horizon i kapitan wprowadził się na samą górę, Jungkook mógł o tym zapomnieć. Jego przenośny materac przeszedł w inne ręce. Musiał przyznać, że trochę miał żal o to do Yoongiego. Nie dość, że jest kapitanem, miał własny statek i zajebistą i przerażającą mutację, to jeszcze mógł spać u Jina, kiedy chciał. To było nie fair. Po prostu nie fair.

- Komputer światło - powiedział już mocniejszym i bardziej rozbudzonym głosem. On sam może i też miał spoko mutację, ale przez to, że zaczęli przygotowywać się do ciśnienia i grawitacji głównego Keplera, gdy jej używał, zaczynała go trochę boleć głowa, więc zostały mu tylko komendy głosowe i współpraca z komputerem pokładowym. To też było nie fair.

- Światło, dwadzieścia procent - odezwał się komputer. - Światło, trzydzieści procent - chłopak skrzywił się.

- Stop! - powiedział głośno. - Komputer, stop - mruknął już ciszej, znów drapiąc się po głowie. Miauczenie nie ustawało, ale dopiero teraz, gdy siedział, zorientował się, że na pewno nie należy do Jonesy.

Kocicy znów nie było w pokoju i miauczenie dobiegało z kojca, które kapitan zrobił dla kociaków. Przezroczyste opakowanie, wyściełane starymi tshirtami wszystkich załogantów, stało w rogu pokoju obok klimatyzatora, który cały czas dogrzewał kociaki. Chłopak z niechęcią odkrył się i stanął na zimnej posadzce bosymi stopami.

- Wasza mama znowu uciekła, co? - spytał, chociaż dobrze znał odpowiedź. Żałosne kwilenie wzmogło się jeszcze bardziej. - No już, idę - mruczał dalej pod nosem, pokonując kolejne metry. Junior Min Yoongi, powód całego zamieszania, widząc go, zaczął nieporadnie gramolić się na górę, drapiąc małymi, ostrymi pazurami w ścianę opakowania. Jego siostra, na szczęście drzemała i wydawała się tylko lekko zirytowana. Widać było, jak co chwila otwiera oczy, gdy chłopak albo drugi kot zrobił gwałtowniejszy ruch, ale zamykała je równie szybko, od razu zapadając w sen. Jungkook pochylił się nad kojcem i najostrożniej jak potrafił, wyjął jękliwego zwierzaka ze środka i przycisnął go do siebie.

- Co ci się dzieje? - spytał. Kot wyrywał mu się, jak nigdy i chłopak w pierwszym odruchu mało go nie upuścił. Kilka nowych zadrapań od razu pojawiło się na jego przedramionach. - Ej, spokój - powiedział głośniej Jungkook, ale kot dalej szarpał się jakby działo mu się coś złego, ale zaraz potem przestał gwałtownie i znów zaczął jęczeć. - Przecież nic ci nie robię - mruknął cicho.

Sprawdził znów godzinę na zegarku i wyszedł z pokoju, od razu kierując się na górę. Głos Jina słychać było już za drugą grodzią niedaleko stołówki. Jungkook przez chwilę wahał się, czy nie powinien może jednak zawrócić i poczekać do rana. Może to był fałszywy alarm? Junior Min Yoongi w końcu uspokoił się i nie miauczał, więc może to nie było nic poważnego i nie powinien panikować. Jeszcze miał szansę, by to zrobić. Jeśli wejdzie w sam środek jakiegoś konfliktu, którego świadkiem nie powinien być, to może się skończyć to dla niego samego i dla kota o wiele gorzej.

Chłopak podszedł wolno do grodzi i otworzył ją szybkich ruchem dłoni, a potem ostrożnie, na palcach, podbiegł do stołu w kantynie i wychylił się, próbując zajrzeć na mostek.

Z tego kąta nie widział nic oprócz opuszczonego fotelu pierwszego oficera. Jin wciąż mówił podniesionym głosem, ale nie potrafił rozróżnić żadnych słów. Były zbyt wartkie i szybkie, by mógł wyłapać pojedyncze sylaby, a co dopiero zrozumieć ich sens.

Jungkook zawahał się, ale tylko na chwilę. Przycisnął do siebie kota i pobiegł w lewo, w stronę kolejnej, tym razem otwartej grodzi, prowadzącej na mostek i już tam został. Serce waliło mu jak oszalałe.

- Wszystko ci się miesza! - krzyknął głośniej Jin. Jungkook dopiero teraz był w stanie go zrozumieć. - Kepler9 to nie to samo co Kepler1. Czy ty w ogóle chodziłeś na historię?

- Moja wina, że jak opowiadasz o swojej planecie to mówisz Kepler, a nie układ Keplera? - to był Hoseok. Jungkook skrzywił się lekko. Jin i Hoseok kłócili się. To nie wróżyło niczego dobrego. - Nie możesz powiedzieć, jak normalny człowiek, numeru planety? Skąd mam to wiedzieć?

- Kepler to Kepler - odparł urażony Jin.

- No dobra, ale który? - Hoseok przeciągnął ostatnią spółgłoskę. - Masz ich aż dziewięć w całym układzie.

- No tak... - powiedział wolno Jin.

- O, zaczyna się! - wykrzyknął Hoseok. - Twój wymijający ton odpowiedzi...

- Daj mi skończyć, dobra? - przerwał mu szybko Jin. - Jest dziewięć, ale musisz pamiętać, że osiem...

- Ja cię zabiję zaraz. Serio, na cholerę ja w ogóle wyciągnąłem cię z tej jaskini? - Jungkook nie wiedział Hoseoka, ale mógł sobie wyobrazić, że uciska właśnie teraz swoje skronie.

- Kto kogo wyciągnął? To ja włączyłem radio - odezwał się błyskawicznie Jin i jego głos znów był wyższy. Powiedział to tak szybko, że chłopak miał problemy z rozróżnieniem poszczególnych słów. - I posłuchaj mnie do końca...

- Staram się, naprawdę się staram - odparł Hoseok. Przez chwilę słychać było, jak uderza w klawiaturę, a potem dał się usłyszeć znajomy dźwięk odpalanego właśnie Star Ricera.

- Wyłącz to! Wciąż jesteśmy na terytorium Federacji - Jin musiał wyłączyć grę ze swojego tabletu przy fotelu kapitańskim, bo głośne westchnięcie Hoseoka było słychać aż na korytarzu. - I słuchaj mnie, uważnie - zaczął znów Jin. - W układzie jest dziewięć Keplerów, w tym jeden, który jest oryginalną kolonią Gliese.

- Czyli dziewięć planet keplerskich...

- No tak, ale i nie do końca.

- Jeśli jeszcze raz będziemy mieć gdzieś misję i wykurwi nas pod powierzchnię planety to cię tam zostawiam - mruczał dalej Hoseok

- Osiem Keplerów-Keplerów i jeden Kepler trochę mniej keplerowy, bo oryginalnie był kolonią Gliese... - urwał, bo Hoseok zaczął robić jakieś dźwięki pod nosem.- Nie śmiej się i nie przerywaj mi! - Jin znów podniósł głos. - Od tego właśnie Keplera, czyli jedynki. Zaczęła się kolonizacja całego układu. Pierwsi, którzy go osiedlili byli Glieseńczykam. Nie ziemianami.

- Jakby to wam coś zmieniało w waszej sytuacji - wtrącił Hoseok.- Ziemia i tak tu wejdzie z całym swoim eksodusem i sprzętem niedługo...

- Razem dziewięć planet układu Keplera - kontynuował, niezrażony niczym Jin - Kepler1, Kepler3, podpadający pod zwierzchnictwo Keplera7. Kepler2 i Kepler4...- Hoseok jęknął głośno - Podpadający pod zwierzchnictwo Keplera8. Kepler6 i K5. Dwie, piękne planety...- wtrącił szybko - I wreszcie planeta matka. Dziewiąta planeta układu - mówił to wszystko tak podniosłym i znudzonym tonem, że Jungkook aż sam parsknął śmiechem, zasłaniając szybko usta ręką.

- Jeśli wszyscy Keplerczycy są tacy jak ty, to ja nie wiem, czy chcę tam w ogóle lecieć - odparł Hoseok. Przez chwilę milczeli obaj. - No dobra. Niech ci będzie - westchnął ciężko. - To... powiesz mi wreszcie, na którą planetę lecimy.

- Dziewiątą, Dziewiąty Dystrykt - odparł Jin szybko. Hoseok gwizdnął przez zęby.

- Luksusowo! Stolica wszystkich stolic - powiedział. - Masz tam rodzinę? - Jin milczał przez chwilę.

- Na każdej planecie mam tak naprawdę. Prawie... nieważne - powiedział wreszcie. - I dla twojej wiadomości. Jak Keplerczyk mówi ci, że jest z Keplera to chodzi mu o dziewiątego. Jeśli dodaje jakiś numer to chodzi o pozostałe planety w układzie.

- Czyli pozostałe osiem? - upewnił się Hoseok.

- A ty co tutaj robisz? - Jungkook nie spodziewał się tego pytania i zwłaszcza tak blisko swojego ucha. Prawie krzyknął, prawie. Zamiast tego zamarł, otwierając szerzej oczy. - Znowu tarmosisz tego kota? - Yoongi wszedł mu w pole widzenia.

Miał na sobie mundur, który wkładał zwyczajowo na zmiany i w którym, według Jimina, wyglądał trochę jak pirat. Jungkook przez dłuższy czas nie wiedział, o co chłopakowi chodzi. Na historii nigdy nie przerabiał nic o piratach i dopiero, gdy Taehyung pokazał mu dwudziestowieczny film, a potem holo-dokument o piratach z pasa Oriona, zrozumiał, o czym mówi Jimin.

Mundur Yoongiego na pierwszy rzut oka wyglądał imponująco i nawet trochę przerażająco. Był dobrze skrojony, czarny, ale gdy bliżej mu się przyglądało, widać było puste miejsca po odprutych odznaczeniach wojskowych, a na nich nowe nici i coś, co wyglądało jak jakieś podzespoły, które mężczyzna powszywał obok kieszeni i klap. Był to dość ekstrawaganckie. Zawsze, gdy go nosił, wydawał się groźny i w jakiś sposób nieprzewidywalny. Dokładnie jak kryminaliści, których pokazał mu Taehyung.

- Kota? - spytał, chociaż to było głupie, bo Junior Min Yoongi znów wybrał moment, żeby zacząć miauczeć, a potem wyrywać się z taką zażartością, że Jungkook o mało nie zrzucił go na ziemię.

- Holly... - Yoongi westchnął, a potem podniósł rękę do góry. Jungkook instynktownie cofnął się, ale ręka Yoongiego nie zrobiła nic dziwnego. Dotknęła jego czoła, co było zaskakujące. - Dobrze się czujesz? - spytał. - Czujesz się inaczej przez... - zabrał rękę i machnął ją w powietrzu. - Zmiany grawitacji?

- Ta... wszystko ok - odparł cicho. - Kot za to chyba nie najlepiej - Yoongi przekrzywił głowę w bok. - Miauczał strasznie i się obudziłem. Chciałem z Jinem pogadać, żeby go zobaczył. Chyba chory jest - wyjaśnił. Musieli rozmawiać dość głośno, bo na dźwięk swojego imienia blond głowa wysunęła się niepewnie zza załomu korytarza. Jin patrzył na nich przez dłuższą chwilę zaskoczony.

- Kto jest chory?- spytał. - Ty? - pokazał na Yoongiego, który od razu pokręcił głową.

- Coś z Holly jest nie tak - wyjaśnił. - Młody mówi, że miauczy strasznie. - Gdy skończył zdanie, kolejna jasna głowa wynurzyła się z korytarza. To był Hoseok.

- Holly jest chory? - spytał z troską i jakąś dziwną obawą, a potem szybko zerknął na Jina, który odwzajemnił spojrzenie. Przez chwilę trwała między nimi jakaś dziwna, niema rozmowa, której Yoongi chyba też nie rozumiał, bo aż zmarszczył nos, obserwując ich.

- No dobra, mogę go zbadać - powiedział wreszcie Jin, odrywając wzrok od twarzy Hoseoka, który pobladł wyraźnie. - Hoseok może... - zawahał się.

- Mam iść na dół do ambulatorium? - podsunął pilot, na co Jin skinął głową.

- JK, idź z nim - powiedział od razu i podszedł bliżej.

Złapał kociaka za kark i zaczął świecić mu oczy małą latarką, którą, nie wiadomo kiedy, wyciągnął z kieszeni spodni. Kociak oczywiście nie dawał mu się tak łatwo. Ostre pazury poszły od razu zaatakowały jego rękę, ale Jin był szybszy i zabrał ją prawie natychmiast. - Pewnie trzeba go będzie trochę uśpić na czas badania - mruknął pod nosem, puszczając go szybko, a potem uśmiechnął się promiennie. Trochę sztucznie jak na gust Jungkooka.

- Przygotuję salę - zgłosił się na ochotnika Hoseok, chociaż chyba nigdy wcześniej tego nie robił. - Chodź, JK - zaczął popędzać chłopaka, który z ociąganiem poszedł za nim.

a/n: i jak zwykle zapraszam wszystkich do dzielenia się swoimi opiniami, nawet jeśli nie są pieśniami pochwalnymi na moją cześć ;)

Nie wiem, kiedy dokładnie skończy się publikacja Horizon, ale dla wszystkich, którzy myśleli, że już zaraz mam dobrą wiadomość - jeszcze czeka nas kilka zwrotów akcji i ważnych momentów :) Domyślacie się jakichś? 

A to moje postępy w pisaniu, jak widzicie mam materiał na regularne update'y do lipca, a moim planem jest skończyć pisanie całości jak najszybciej, bo homecoming domaga się uwagi (niesławne homecoming to takie moje Spring Day vs każda nowa piosenka BTS XD)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro