21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n1: kolejna porcja pięknych fanartów autorstwa _last__hope_ 

rozdział pod spodem :)




a/n2: ja wiem, że Wy nie, ale ja czekałam na ten rozdział prawie 3 (słownie: trzy) lata TT^TT, więc nie dziwcie się, że jest 5000+

Na statku dało się wyczuć atmosferę wyczekiwania. Już niedługo wylądują na planecie i to takiej prawdziwej. Z grawitacją, atmosferą i ciśnieniem atmosferycznym. Na takiej, gdzie oddychanie bez kasku nie wypali ci płuc w przeciągu kilku sekund. Takiej, na której toczyło się życie.

Nikt co prawda nie mówił tego na głos, ale Yoongi wiedział swoje. Wszyscy byli podekscytowani. Nawet Hoseok, który ostatnio go unikał, był w lepszym humorze i rano, podczas śniadania, sam z siebie zrobił mu kawę. To było zaskakujące.

Zachowanie Jungkooka też. Chłopak chyba cieszył się najbardziej ze wszystkich.

Gdy tylko Horizon przelatywała obok jakiejś planety w układzie Keplera i dostawali zgodę na wlot na ich teren, krzyczał głośno i radośnie, pokazując na planetę na ekranie, jakby tylko on był w stanie przeczytać keplerską zgodę na dalszą podróż i nazwę planety.

- Kepler6! - tak wyglądała ich pobudka z samego rana. - Jest pod nami! - Wszystkie tablety i ekrany, zgasły wtedy na Horizon i Jungkook przerzucił na nie widok z przedniej kamery. Najpierw widać było jakąś szarą skałę, która nie wyglądała zbyt atrakcyjnie, ale zaraz potem, małe wrota w obronnym polu siłowym planety, otworzyły się i wreszcie mogli zobaczyć planetę w pełnej krasie. Z jej czerwonym oceanem i zielonymi lasami, które pokrywały większość kontynentów.

Yoongi w pierwszym odruchu chciał nawet zdjąć Jungkooka z dyżuru i wyrzucić go z mostka, ale gdy na horyzoncie pojawił się Kepler7, zrezygnował.

Może i najlepiej byłoby zamknąć chłopaka w ładowni albo maszynowni aż do końca ich podróży, ale radość Jungkooka była zaraźliwa i po kolejnym wesołym komunikacie dobiegającym ze wszystkich głośników na statku, dał sobie spokój.

Zamiast tego skupił się na ostatecznym przeglądzie Horizon. Chciał go skończyć, zanim zadokują w przystani orbitalnej Keplera9.

Jeśli ma zostawić swój statek bez nadzoru, to chciał osobiście zamknąć wszystkie systemy i mieć wszystko na piśmie. Jeśli ktoś chociaż zarysuje lakier poszycia kiedy będą na planecie, to będzie miał dowód na to, że był w nienaruszonym stanie, zanim teleportowali się na powierzchnię. Dlatego od wczesnego rana Yoongi z Jiminem robili obchód wszystkich stacji i powoli przygotowywał Horizon do przejścia w tryb czuwania.

Młodszy chłopak jakąś godzinę temu poszedł do maszynowni, zostawiając go samego w zbrojowni, ale Yoongi nie narzekał. Lubił pracować sam. Lubił też ciszę i prawie medytacyjny stan, w który przechodził jego mózg, gdy na czymś się skupiał. Zawsze tak miał, kiedy jeszcze studiował inżynierię orbitalną. Dobieranie modułów mieszkalnych, stawianie ścian, projektowanie atmosfery, dobieranie grawitacji, to były relaksujące zadania, które wymagały skupienia i precyzji. Z projektowaniem broni było zresztą podobnie. Może i nie był to jego wymarzony kierunek studiów, ale wśród podzespołów, mikroskopów i nano-części odnajdywał się równie dobrze. Musiał przyznać, że trochę za tym tęsknił.

Może dlatego tak długo schodziło mu w zbrojowni. Powinien skończyć już dawno, ale cały czas łapał się na tym, że wykładał coś z wielkiej szafy, kładł to na metalowy stół stojący pośrodku sali i rozbierał na części. A potem czyścił, skręcał, opisywał. Nie robił tak oczywiście z każdą bronią na statku. Tylko niektórymi, dziwniejszymi okazami, do których sam przyłożył rękę. Mimo że Yoongi wiedział, że zbrojownia była dobrze zabezpieczona, w końcu miała podwójną gródź, pancerne szafy działające na linie papilarne albo komendy głosowe, czytniki chipów i każda broń była zaprojektowana tak, żeby działać tylko dla jednego, konkretnego załoganta i nikogo innego, to i tak postanowił schować wszystko do sejfu, który był prawie wielkości pokoju Jungkooka. Jego ciężkie drzwi chodziły naprawdę ciężko i chłopak musiał się namęczyć, żeby je otworzyć i schować w nim kolejną partię. Wciąż widział ryzyko w pozostawieniu broni na zewnątrz, dlatego mocował się z drzwiami co jakieś pięć minut i chował do niego sprzęt. Za każdym razem, gdy logował kolejny odłożony laser, czy półautomat, musiał wychodzić na zewnątrz, zamykać drzwi, wklepywać kod dostępu i tak naprawdę powtarzać całą procedurę od nowa, ale nie przeszkadzało mu to. Było to w jakiś sposób terapeutyczne. Żmudne, tak. Paranoiczne, też, ale ze swoją paranoją pogodził się już dawno temu.

- Min Yoongi, kapitan Horizon - powiedział na głos, podchodząc do ostatniej szafy, w której trzymali najcięższy sprzęt. - Kod: cztery, dwanaście, dziewiętnaście, dziewięćdziesiąt cztery.

- Potwierdzono. Skanowanie linii papilarnych - odparł komputer. Yoongi posłusznie przystawił rękę do ekranu tabletu. Rozległo się ciche kliknięcie.

- Pomóc ci z tym? - niespodziewane pytanie Jina nawet go nie zaskoczyło. Nie od dziś wiedział, że chłopak potrafi poruszać się jak duch, a może był tak zrelaksowany, że zapomniał o tym, żeby być w pogotowiu. Uśmiechnął się pod nosem.

- Dam radę - odparł zaglądając do szafy. Wielki półautomat, który dla osoby jego postury można by uznać prawie za bazookę, tylko wyglądał na ciężki. Yoongi założył szybko rękawiczki i złapał go za dolną część, przytrzymując górną tak, jakby był wyrywającym się kotem. - Szafę zamknij tylko za mną, dobra? - spytał i dopiero wtedy odwrócił się w stronę drzwi. Tego się nie spodziewał.

- Co? - spytał starszy chłopak, chociaż widać było, że doskonale wie, o co chodzi i dlaczego mózg Yoongiego dostał jakiegoś zwarcia. Jin ubrany był w mundur galowy. Ten, mundur galowy. Ciemnogranatowy, z talią tak wąską, że wyglądało to prawie boleśnie. Yoongi za każdym razem zastanawiał się, czy to tylko jego wyobraźnia, czy jeśli obejmie Jina w pasie rękami, będzie w stanie złączyć swoje palce. Prawie zaklął na głos, ale zamiast tego odłożył pośpiesznie broń na miejsce i zdjął szybko rękawiczki. - Dobrze się czujesz? - pytał dalej.

- Jeszcze się pytasz? - odparł pytaniem na pytanie Yoongi. Dopiero, gdy podszedł bliżej i stanął lekko na palcach, zorientował się, że twarz Jina też wygląda inaczej. Nie źle-inaczej, dobrze-inaczej i to na tyle, że Yoongi aż odsunął się trochę, starając się znów ogarnąć całą sylwetkę mężczyzny. Włosy Jina, ułożone nieco niestarannie i nonszalancko, były świeżo podgolone na bokach, wciąż tak jasne, że aż wydawały się lśnić w przytłumionym świetle zbrojowni. Wyglądały, jakby były obsypane brokatem, ale to musiało być złudzenie optyczne. A może to nie one świeciły tak jasno.

- Kolczyki - powiedział po chwili Yoongi. Dopiero teraz je zauważył. Były długie i sięgały prawie do ramion Jina. Cienkie i srebrne, wysadzane jakimiś kamykami, które wyglądały podejrzanie jak diamenty albo same benitoity. Dotknął ich lekko. - Co to za okazja? - Jin parsknął

- Żadna - wymamrotał i zabrał jego rękę. Przez chwilę trzymał ją między swoimi dłońmi. - Nie mogę wyglądać dobrze?

- Jin, wyglądasz jakbyś się szykował na sesję zdjęciową - odparł Yoongi, na co starszy chłopak znów parsknął słabym, urywanym śmiechem, który z jakiegoś powodu brzmiał nerwowo. - Chcesz mi o czymś powiedzieć?

- Chcesz w tym się teleportować na planetę? - spytał Jin, ignorując jego pytanie. Pokazał ruchem głowy na zmianową marynarkę Yoongiego, puszczając jego dłoń, a potem zaczął zapinać ją aż pod samą szyję bez pytania. Kiedy skończył, nie wyglądał na zadowolonego. A gdy zaczął odwijać jej rękawy w dół, wyglądał jeszcze bardziej sceptycznie. - Masz jeszcze swój galowy mundur?

- Mam, ale myślałem, że to ma być trochę... no wiesz. Misja inkognito. Nie? - Jin nie odpowiedział. Zamiast tego cofnął się, siadając na stole. Yoongi wiedział już, że chłopak coś kombinuje. Zwłaszcza, że pociągnął go do siebie za brzeg marynarki, marszcząc przy tym brwi. - Mówiłeś, że to taka sama ekipa jak ci z Heiran... - jęknął cicho pod nosem.

- Mieszana - odparł Jin, wciąż marszczył dziwnie nos. - Dokładnie nie wiem - dodał szybko, co brzmiało trochę jak kłamstwo. Yoongi poczuł delikatny niepokój. - No dobra, może będzie oficjalnie. Nie wiem. Po prostu... włóż tą drugą marynarkę, dobra? W końcu jesteś kapitanem, Yoongi, musisz reprezentować całą załogę z godnością. Jesteś naszą wizytówką i... - mamrotał dalej pod nosem, bawiąc się rękawem marynarki Yoongiego, który ledwie powstrzymywał śmiech.

- Dobra, ok - przerwał mu. - Może nawet znajdę galowe buty - Jin uśmiechnął się do niego blado.

- Dzięki - odparł cicho. Yoongi przełknął ślinę. Byli tak blisko. Gdyby chciał, mógłby pochylić się i pocałować Jina, ale nie wiedział, czy to dobry moment. Zwłaszcza że starszy chłopak wyglądał na zestresowanego, a może dalej bolało go ramię. Trudno było powiedzieć.

Kiedyś granice między nimi były wyraźne i namacalne. Możesz patrzeć, nie dotykać. I tyle. Teraz, niby ta granica została przekroczona i wszystko powinno stać się bardziej klarowne, ale wcale tak nie było. Wciąż balansowali gdzieś na jej krawędzi i z jakiegoś powodu było i ciężej, i łatwiej, a Yoongi czasem miał wrażenie, że śpi i tak naprawdę wszystko to sobie wymyślił. Zwłaszcza że zazwyczaj w takim stanie spotykali się od dwóch tygodni na Horizon. Półsnu, snu, gdy obaj jeszcze nie do końca kontaktowali, co się z nimi dzieje.

Po tym jak Namjoon zostawił ich bez pożegnania, Jin jakby nie było, był najbardziej doświadczonym i najwyższym stopniem, więc to właśnie on obejmował drugie zmiany i cała droga do Keplera upływała im na mijaniu się w korytarzu albo we wspólnej łazience.

Jakoś tak wyszło, że Yoongi wprowadził się na górny pokład, do pokoju Jina. Ze swoją jeszcze bardziej zmutowaną różą, która dzięki teleportowemu eksperymentowi Taehyunga, miała teraz po dwa pączki na jednej łodydze; dodatkową poduszką i książkami, których nie otworzył ani razu odkąd położył je obok wejścia. Była to trochę nieoficjalna przeprowadzka, ale starszy chłopak nie skomentował tego w żaden sposób, więc wszystko w jakiś sposób stało się jakby oficjalne. Yoongi bał się jednak zacząć ten temat, bo to niosłoby za sobą kolejne pytania, zobowiązania i ustalenia, a nie wiedział, czy był na to gotowy. Z drugiej strony taki stan zawieszenia nie mógł trwać wiecznie. Kiedyś trzeba było podjąć jakieś decyzje, nadać temu nazwę, bo wymieniane bladym świtem i późnym wieczorem pośpieszne i nieśmiałe pocałunki, przestaną im wystarczać.

Teraz, gdy stał przed Jinem, w pełni obudzony, rzeczywistość powoli do niego docierała, znów się bał. Bał się przekroczenia granicy.

- Jak tam Holly? - spytał zamiast tego. Jin wydawał się lekko zaskoczony tym pytaniem. Przez chwilę mrugał, nie odzywając się.

- Ach, kot - powiedział po chwili wahania. - No, ok. Nic mu nie jest. Po prostu się przeżarł i miał skurcze. Nic złego - zapewnił. Widać było, że takiej rozmowy się spodziewał. - Tae dał mu pół tubki saszetki witaminowej, to dlatego.

- Czyli wszystko ok? - Yoongi nie wiedział, co zrobić z rękoma. Skrzyżował je przed sobą, ale zaraz zrezygnował z tego pomysłu. Jego wzrok co chwila wędrował do talii Jina. Czarny pasek, którym był ściśnięty nie mógł być wygodny. Po prostu nie mógł. Ręce aż świerzbiły go, żeby sprawdzić jak ciasno jest zapięty. Jin uśmiechnął się lekko, jakby czytając mu w myślach.

- Ta, nic złego - powiedział. - Musimy go trzymać na ostrej diecie przez kilka dni i tyle - wzruszył ramionami. - I w sumie... jeśli chcesz, możesz zabrać ze sobą koty do szpitala. Też się urodziły w kosmosie jak ty i JK, więc nie zaszkodzi, jak ktoś je tam zbada.

- Jesteś pewien, że to szpital dla ludzi? - spytał od razu Yoongi, a Jin zaczął się śmiać.

- Człowiek, zwierzak. Co za różnica? - spytał retorycznie i złapał Yoongiego za ręce, ściskając je lekko. - Kot ma tylko ile.... z czterdzieści kości więcej niż człowiek? Dwadzieścia?

- Mówisz do inżyniera. Dobrze wiesz, że nie skończyłem biologii.

- No i co z tego? - obruszył się Jin, a Yoongi parsknął pod nosem. - Po prostu pomyśl o tym chwilę. Koty też mają mózg, oczy ręce...

- Łapy - poprawił go Yoongi ze śmiechem.

- No dobra, łapy. Dadzą radę z nimi w szpitalu.

- Myślisz?

- Pewnie - kiwnął głową. - Ja i Hoseok poczekamy na was w moim mieszkaniu, zanim was nie wypuszczą. A Jimin i Tae... chyba odwiedzą ojca.

- Nie chcą jechać do ciebie?

- Chcą, chcą, ale Tae chce mieć wizytę u niego jak najszybciej z głowy- wyjaśnił Jin. - A Jimin...- zawahał się. - Wiesz, jak z nim jest. Lepiej, żeby stary Kim zajął się nim od razu - Yoongi pokiwał wolno głową. Widział, o co chodzi Jinowi. Tylko dzisiaj Jimin spytał go trzy razy o reset systemu, który był przeprowadzony na Horizon na Aningan i za każdym razem był zdziwiony twierdzącą odpowiedzią Yoongiego. Jego pamięć była jak sito i coraz bardziej degenrowała się z każdą pokonaną milą. Czas był nieprzyjacielem Jimina i jeśli czegoś szybko nie zrobią, może być dla niego za późno.

- No wiem - Yoongi zagryzł wargi. - Lepiej tego nie odkładać. - Miał zapytać o coś jeszcze. O coś ważnego, ale zaraz uleciało mu to z głowy, gdy Jin przechylił głowę w bok.

Wciąż widać, że o czymś myśli intensywnie i Yoongi miał po cichu nadzieję, że nie zaczyna się zastanawiać nad swoimi wyborami życiowymi i dojdzie do negatywnych wniosków. Zmarszczył lekko nos, ale Jin widząc to, od razu uśmiechnął się lekko i położył jego ręce na swoich udach. Yoongi przesunął swoje dłonie w górę, wyżej, aż do paska przy mundurze. Miał o coś spytać, ale już nie wiedział o co. Liczyła się teraz tylko talia Jina, Jin i nic więcej. Niecierpliwymi i drżącymi palcami złapał za pasek munduru.

- Och - powiedział zdziwiony. Pasek wcale nie był zaciśnięty mocno. Pod grubym materiałem marynarki czuł jego żebra i wciąż zostawało sporo miejsca. Aż zakręciło mu się w głowie.

- Zawsze wiedziałem, że cię to zastanawia - powiedział Jin z lekkim uśmiechem. Wyglądał na wyjątkowo zadowolonego z siebie. Odchylił się, przymykając lekko oczy i gdyby nie to, że dokowali za jakieś pół godziny, Yoongi nie wiedział, czy nie kazałby Horizon zaszyfrować wejścia do zbrojowni.

- Nienawidzę cię - wyszeptał Yoongi, patrząc się na własne ręce, które wciąż zaciskały się na pasku. - Nawet nie wiesz, jakie to jest...

- Wiem - Jin uśmiechnął się. - Myślisz, że dlaczego czasem chodziłem w tym mundurze po naszym pokoju, chociaż nie było... - Nie skończył. Yoongi pocałował go. Na szczęście w porę opamiętał się i zrobił to delikatnie. Nie gwałtownie, chociaż wszystkie emocje i komórki w jego ciele, podpowiadały mu coś innego. Po chwili puścił talię Jina i ujął jego twarz w dłoniach.

- Naprawdę cię nienawidzę - powiedział cicho. Jin parsknął pod nosem i objął go jedną ręką, przyciskając do siebie. Robił to tak wolno i spokojnie, jakby bał się go przestraszyć. Yoongi czuł bijące od niego ciepło. Zbliżało się do niego coraz bardziej, coraz mocniej i było teraz już wszędzie. Tak bardzo chciał tu zostać, tak bardzo, że wszystko w środku aż zaczynało go boleć. Czuł to nawet w samych koniuszkach palców.

- Ja ciebie też, spokojnie - odparł po dłużej chwili Jin i pocałował go w sam kącik ust, a potem znów, obok skroni. Yoongi nawet nie zdziwił się, gdy kolejny pocałunek wylądował zaraz pod jego lewym uchem a potem na szyi, która powinna być zakryta, bo Jin zapiął jego mundur wcześniej aż do samego końca, ale palce mężczyzny były szybkie i zwinne i marynarka nie stanowiła dla niego żadnego problemu. - Ja ciebie też.

***

Yoongi nawet nie myślał o tym, że coś może pójść nie tak. Nie tym razem. Tym razem wszystko się uda, był tego praktycznie pewien.

Kiedy kolejne planety z układu Keplera dawały im zielone światło na przelot. Yoongi nie był pewien, czy to było faktycznie niezbędne. Mijali je z ogromnej odległości, na trasie ich lotu nie znajdowały się żadne większe stacje międzyplanetarne czy satelity, a tylko w takich przypadkach centra nawigacyjne wysyłały informacje dotyczące kolejnych etapów lotu. Może to była kwestia dodatkowych zabezpieczeń, z których Królestwo Keplera było wyjątkowo znane. Yoongi nie raz słyszał w Akademii historie o tym, jak trudno jest dostać się w ich przestrzeń, już nie mówiąc o lądowaniu na którejkolwiek z planet.

Wymagania dotyczące statków i lista warunków, które musieli spełnić załoganci była dłuższa niż kapitański manual Federacji, a Yoongi nigdy jej nie czytał. Nie tylko dlatego, że była tak długa i szczegółowa, po prostu nie widział w tym większego sensu. Nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, że kiedykolwiek znajdzie się w obrębie Królestwa.

Atlanta nie miała ambasadorów na żadnej planecie, nawet w Federacji rodzinna stacja Yoongiego nie była jakoś szczególnie reprezentowana, a nawet jeśli byłaby, to on sam nigdy nie znalazłby się na liście osób rekomendowanych na stanowisko ambasadora. Nie miałby nawet szans przebić się w strukturach stacyjnych, a co dopiero poza nią.

Wygładził poły swojej galowej marynarki. W miejscach, do których przyszyte były Federacyjne odznaczenia, wyraźnie odcinał się trochę ciemniejszy materiał, ale Yoongi nie zamierzał ich przyszywać z powrotem. Królestwo Keplera co prawda formalnie wchodziło w skład Federacji, jednak miał wrażenie, że sama organizacja nie była w nim darzona szczególną sympatią. Przynajmniej Jin niespecjalnie za nią przepadał i to chyba od zawsze.

Yoongi też miał pełne prawo nie lubić Federacji, więc jej odznaczenia wojskowe znajdowały się pewnie gdzieś na samym dnie jednej ze skrzynek przywalone niepotrzebnym sprzętem, który w nieokreślonej przyszłości mógł się jednak do czegoś przydać.

- Dostaliśmy zezwolenie od kolejnej planety. Kepler4 potwierdził nasz kurs - powiedział Taehyung, wpisując koordynaty, które musiał dostać ze stacji nawigacyjnej, znajdującej się prawdopodobnie na orbicie.

- Te wszystkie historie dotyczące oczekiwania na przelot, które słyszałem w Akademii, chyba muszą być mocno przesadzone - mruknął pod nosem Hoseok, dostosowując kurs statku do nowych koordynatów.

- To pewnie inaczej wygląda, kiedy... - Jin urwał tak nagle, że Yoongi aż odwrócił się w jego stronę, żeby sprawdzić, co się dzieje. - Au... puść to - jęknął, próbując oderwać Bena od swojego długiego, wiszącego kolczyka. - Jaka ty jesteś dziwna - mruknął do kociaka, który odpowiedział mu głośnym miauknięciem. - ...inaczej, kiedy nie jest to obcy statek.

- Horizon w każdym sensie jest dla Keplera obcym statkiem - zaprotestował Taehyung.

- Nie jest z Federacji - uściślił Jin, co nie brzmiało już tak dyplomatycznie. Być może Keplerczycy jeszcze bardziej nie lubił Federacji, niż to okazywali. - My nie lubimy Federacji, Kepler też nie, więc... mamy ze sobą dużo wspólnego - dodał Jin, jakby tłumaczył całą sytuację kotu, a nie dorosłej załodze.

- Nie to, żebym narzekał - mruknął Taehyung, odchylając się na krześle. - Jeszcze nigdy przygotowanie do dokowania nie było takie łatwe - dodał, a Yoongi w zamyśleniu podrapał się po karku. Może rzeczywiście wszystko szło zbyt gładko.

- Tae? - Jin machnął w jego stronę ręką, którą od razu zaatakował kot.

- Co? - chłopak odwrócił się w jego kierunku, nie spuszczając jednak wzroku ze swojego monitora.

- Zamknij się - powiedział Jin uprzejmie. - Niepotrzebnie szukasz dziury w całym - złapał kociaka i przewrócił go na grzbiet. Ben nie wydawała się tym szczególnie zachwycona i na początku próbowała walczyć, ale po krótkiej chwili zrezygnowała, a jej oczy zaczęły się przymykać.

- To chyba już będzie ostatnie zezwolenie - wtrącił szybko Hoseok, zanim Taehyung zdążył wymyśleć jakąś cięta odpowiedź. - Wysłałeś? - zwrócił się do niego, a młodszy chłopak pokręcił przecząco głową.

- W takim razie wyślij - powiedział spokojnie Yoongi, bawiąc się guzikiem przy mankiecie marynarki. Za jakieś piętnaście minut powinni dokować, więc to była ostatnia chwila, żeby zgłosić to międzyplanetarnej wieży kontrolnej, jeśli nie chcieli czekać. - Jin, zostań na mostku, ok? - dodał.

- A ja? - odezwał się trochę zazdrosny Jungkook. - Też chce zostać na mostku. Chcę zobaczyć dokowanie.

- Ty pójdziesz do Jimina, na mostku nie ma tyle miejsca, w maszynowni może się do czegoś przydasz - odparł stanowczo Yoongi, chociaż i on, i JK doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że Jimin prędzej by umarł niż dopuścił kogoś do nadzorowania maszynowni, zwłaszcza podczas dokowania.

- Ale Jin... - zaczął jeszcze chłopak, chociaż chyba wyczuwał, że znalazł się na przegranej pozycji.

- Jin zna keplerski, więc będzie naszym tłumaczem - westchnął Yoongi, niespecjalnie chciało mu się tłumaczyć swoje decyzje, ale zdążył się przekonać o tym, że kiedy to robił, Jungkook zachowywał się trochę bardziej racjonalnie.

Poza tym to był fakt, a nie jego widzimisię. Jin naprawdę był potrzebny na mostku, bo wielu Keplerczyków nie korzystało z języka standardowego, a jego keplerski ograniczał się do kilku zdań i to niespecjalnie przydatnych w tej sytuacji. JK włożył ręce do kieszeni, demonstrując wszystkim swoje niezadowolenie, ale nikt nie zareagował, więc zniechęcony wyszedł z mostka, zabierając po drodze Jinowi kota.

Starszy chłopak w ogóle się tym nie przejął, strzepnął tylko z munduru niewidzialne pyłki i wyprostował się na krześle.

- Kepler9 dał nam zgodę na wejście do ich strefy - powiedział po chwili Taehyung. Wyglądał nawet na podeskcytowanego, przynajmniej jak na swoje standardy. Yoongi kiwnął głową, obserwując, jak w tarczy ochronnej planety tworzy sie niewielki przesmyk, którym będa mogli wlecieć do środka,

- Yoongi? - zapytał Hoseok, czekając na zgodę kapitana.

- Wlatujemy, daj znać chłopakom na dole, żeby przygotowali się do dokowania i... - uciął nagle, obserwując główny ekran. Przed nimi rozpościerał się widok na planetę, która przynajmniej z tej odległości, prawie do złudzenia przypominała Ziemię. Nie to jednak przykuło uwagę Yoongiego. Między Horizon a stacją orbitalną, na której mieli zadokować, znajdowały się dwa szpalery statków. Nieruchomo zawieszone w przestrzeni, wydawały się wyznaczać ich trasę aż do samej stacji.

- Czy... czy oni będa nas atakować? - zapytał zdezorientowany Hosek, odwracając się w stronę Yoongiego i Jina. - Myślisz, że powinniśmy się wycofać?

Yoongi pokręcił głową, gdyby Kepler chciał ich zabić, naprawdę nie musieliby się aż tak mocno starać. W porównaniu z potężnymi statkami, które wyznaczały trasę ich lotu, Horizon wydawała się jeszcze mniejsza. Nie mieliby szans w starciu z jednym takim potworem, a co dopiero z całą flotą.

Poza tym Kepler mógł ich zwyczajnie nie wpuścić do swojej strefy albo pozbyć się ich na granicy pól ochronnych. Wtedy wystarczyłoby je tylko włączyć w odpowiednim momencie.

- Nie, to protokół - odezwał się Jin niechętnie. - Kepler9 zawsze w ten sposób wita gości.

- Myślałem, że mieliśmy nie rzucać się w oczy - Yoongi zmarszczył brwi, przez chwilę miał dziwne uczucie, że Jin nie powiedział mu wszystkiego, co powinien wiedzieć.

- Prawdopodobnie nie wiedzą, kogo witają - wyjaśnił, jakby to tłumaczyło wszystko. - W każdym razie na pewno nie planują nas zabić - dodał, starając się, by jego głos brzmiał lekko, jednak Yoongi wyczuł w nim napięcie.

- Dokowanie za 3 minuty - oznajmił Hoseok. Czuli, że statek zdecydowanie zwalnia, kiedy pilot przełączył ustawienia na dokowanie. - Proszę o zezwolenie na przejście w tryb manualny.

- Udzielam - Yoongi obserwował, jak Horizon powoli zatrzymuje się, by w końcu znaleźć miejsce w orbitalnym hangarze. Dopiero wtedy odetchnął głęboko. O nic nie zawadzili, więc udało mi się nie wyjść na idiotów.

- Przełączam na kanał komunikacji z bazą - Taehyung zdjął jedną ze słuchawek, żeby również słyszeć, co dzieje się w kokpicie. - Możemy... już możemy wychodzić - dodał po kilku minutach, zaskoczony tempem wydawania zezwoleń.

Yoongi wzruszył ramionami i odpiął swoje pasy. Nigdy wcześniej nie lądowali legalnie na żadnej stacji, więc nie do końca wiedział, ile faktycznie trwają takie procedury, a nawet jeśli wiedział, to i tak trudno by było odnieść je do Keplera.

- Jin idź pierwszy - powiedział trochę niepewnie, kiedy zgromadzili się wszyscy w ładowni. W pierwszym odruchu pomyślał, że mężczyzna odmówi, ale Jin tylko skinął głową i przyłożył swój chip do czytnika obok małego przejścia znajdującego się przy gigantycznych drzwiach hangarowych. Urządzenie piknęło i pierwsza gródź otworzyła się, a potem kolejna i kolejna. Na samym końcu widać było już światło i doki. Jin zawahał się. Przez chwilę patrzył na stojącego obok Yoongiego i posłał mu słaby uśmiech.

- Gotowy? - spytał szeptem. Yoongi widział, jak drży mu ręka. Złapał za jego najmniejszy palec, splótł go z własnym i ścisnął lekko. Wszystko trwało chwilę, ale niezadowolony JK, który stał zaraz za nimi, dał im znać niecierpliwym sapnięciem, że ma dość czekania.

- Prowadź - odparł Yoongi.

Kroki całej załogi odbijały się głośno, w ciasnym przejściu. Ostatni raz robili coś podobnego jeszcze na Aningan, pomyślał przelotnie chłopak. Yoongi poczuł lekki żal na samą myśl o tym, ale zaraz zapomniał o nim dzięki widokowi, który ich zastał.

Orbitalna stacja, która była bazą dokującą, ani trochę nie wyglądała tak, jak sobie wyobrażał. Po pierwsze nie była tak ciemna, jak w jego wyobraźni, tylko jasna i przestronna, a po obu stronach, za pancernymi szybami widział statki bojowe, które prawie na pewno nie były uziemione, tylko czekały na coś. Wszystkie ich stacje i światła były włączone. A poza tym na żadnej stacji orbitalnej nie witano nikogo w dokach oficjalną delegacją.

Yoongi aż zatrzymał się, widząc szpalery żołnierzy ustawionych po obu stronach ścieżki prowadzącej do windy. Mieli broń, na szczęście nie wymierzoną w nich, ale stali na baczność patrząc prosto przed siebie. Taehyung wpadł na jego plecy, klnąc głośno.

- Co jest, kurwa? - wypalił i dopiero po chwili zorientował się, co się dzieje. Przysunął do siebie Jimina i wraz z bratem odsunęli się w stronę Horizon, robiąc miejsce Hoseokowi i Jungkookowi, którzy wyszli ze statku jako ostatni.

Yoongi przełknął głośno ślinę. Miał wrażenie, że wszyscy patrzą w ich stronę, ale tak naprawdę nikt nawet się nie ruszył, słysząc głośne przeklinanie Taehyunga, ani rumor, którego narobili, zatrzymując się gwałtownie u szczytu schodów prowadzących na lądowisko na dole.

- Jej Królewska Wysokość Księżniczka Solar - ktoś krzyknął głośno w czystym standardowym języku.

Dopiero wtedy Yoongi zauważył stojącą zaraz u krańca schodów wysoką blondynkę, z tak misternie plecionymi warkoczami, że Hani mogłaby jej tylko pozazdrościć. Uśmiechnęła się lekko, napotykając spojrzenie Yoongiego, a potem przeniosła je na Jina. Jak na Keplerkę była niesamowicie blada i to chyba najbardziej uderzyło chłopaka. Jej cera aż świeciła od białego podkładu, którym była umalowana. Wyglądała jak idealna lalka. Niebieskie oczy, podkreślone ciemno-czerwoną szminką usta. Idealne rumieńce na wysokich kościach policzkowych i tak samo idealnie proste brwi. Dziewczyna była tak symetryczna, że wyglądała aż nierealnie. Gdyby nie to, że poruszyła się można by pomylić ją z manekinem. Jej błękitna, wielo-warstwowa, tiulowa sukienka, której spódnica zaczynała się zaraz gdzieś nad talią, wyglądała na ciężką i chyba musiała taka być, bo jakaś kobieta stała obok niej i poprawiała jej tył.

- Długo tak będziesz tam stał? - krzyknęła wreszcie, bo Jin wydawał się równie zdumiony tym przywitaniem. Tak samo jak Yoongi wciąż stał w tym samym miejscu, patrząc się na nią, nie mrugając nawet przy tym. Przygarbiona kobieta jeszcze chwilę temu zajmowała się niesfornym materiałem spódnicy księżniczki Solar, który falował przez ciepłe powietrze wypuszczane spod Horizon, rzuciła materiał w bok i krzyknęła głośno.

- Wasza wysokość, witamy w domu! - przyłożyła prawą pięść do lewego ramienia w gwałtownym geście.

W jej głosie brzmiała radość, ale jej twarz nie zdradzała absolutnie żadnych emocji. Podobnie jak księżniczka była upudrowana, a jej włosy również były splecione w warkocze. Co prawda nie były tak misterne i długie, ale też robiły wrażenie. Miała w sobie pewnego rodzaju elegancję, która od razu powodowała, że czuło się do niej respekt. Jej tradycyjna, jasna, keplerska sukienka o prostym kroju tylko to podkreślała.

Gdy Jin wreszcie poruszył się i zszedł ze schodów, stanął naprzeciw niej. Pozbawiona emocji twarzy kobiety nawet się nie poruszyła. Nie drgnęła też, gdy Jin wykonał keplerskie pozdrowienie, a potem złapał ją za obie dłonie i przystawił je do swojego czoła. Yoongi nawet nie wiedział, jak to się stało, ale w swoim szoku musiał iść za Jinem jak cień, bo raptem i on sam znalazł się naprzeciw niej.

- Min Yoongi, kapitan Horizon - przedstawił się, chociaż nie wiedział, czy w ogóle powinien się odzywać. Kobieta pozdrowiła go po keplersku i tyle. Kolejne pozdrowienie skierowała w stronę Hoseoka, który stanął obok niego. Yoongi przez moment był tak zorientowany, że mało nie przegapił Jina i księżniczki, którzy wciąż patrzyli się na siebie z pewnej odległości.

Solar z bliska wyglądała jeszcze bardziej zjawiskowo i Yoongi nie był pewien, czy to, że Jin stoi i nie rusza się jej spowodowane jej wyglądem, czy jakimś dziwnym keplerskim przywitaniem.

- Twoja kolej - powiedziała cicho pod nosem. Yoongi tyle rozumiał. Jin zacisnął mocniej usta. - Cheonsu, to ty masz podejść a nie ja - tym razem był to standardowy.

- Miało nie być żadnych powitań, Yongsun - odparł po keplersku Jin, czego Yoongi już totalnie nie zrozumiał. Znał tylko słowo: nie i rozpoznał czyjejś imię, ale nie za bardzo wiedział dokąd zmierza ta rozmowa. To było dziwne.

- To protokół - odparła szybko księżniczka. Uśmiechnęła się szeroko i podeszła bliżej. - A ja właśnie łamię ich chyba z tysiąc - dodała. Yoongi mógł przysiąc, że usłyszał głośny syk eleganckiej kobiety gdzieś za swoimi plecami.

- Protokół - mruknął Jin, jednak wyszedł jej na spotkanie i przytulił mocno, kiedy dziewczyna wspięła się na palce, by odwzajemnić uścisk. Yoongi poczuł, że coś go zakuło w środku i chciał odwrócić wzrok, kiedy odezwała się znowu. - Jesteś pewna, że protokół? Tradycyjne powitanie na planecie przeprowadzone w barbarzyńskim standardowym?

- Też cię miło widzieć, braciszku - uśmiechnęła się lekko, cofając się o kilka kroków. Yoongi pomyślał, że znowu miał rację; Jin faktycznie nie powiedział mu wszystkiego. - Spotkamy się na dole? Co? Nie zmieszczę się w windzie z tą kiecką.

- Jak chcesz - mruknął Jin i pocałował ją lekko w skroń. Elegancka kobieta jakby tylko na to czekała. Od razu zaczęła zaganiać ich wszystkich i prowadzić przez szpaler żołnierzy, którzy wyglądali, jakby wcale ich tam nie było. Patrzyli się pusto w przestrzeń, ściskając w dłoniach długolufowe lasery.

- Wasza wysokość - powiedziała, gdy udało jej się zgarnąć całą załogę, a winda otworzyła się. - Transport już na państwa czeka. Przygotowano dwa transportery planetarne dla pańskiej wygody.

Jin skinął jej sztywno, a Yoongi mógł tylko śledzić tą rozmowę bez słowa. Czuł się, jakby oglądał coś na hologramie albo grał w jakąś grę Hoseoka. Po prostu szedł, obserwował i tyle. Chyba był w zbyt dużym szoku.

Dopiero, gdy wszyscy znaleźli się w środku, zacisnął dłonie na poręczy, próbując zorientować się w obecnej sytuacji. Jakoś to sobie ułożyć wszystko, ale nie potrafił tego zrobić. Już nawet nie chodziło o to, że w jego głowie pojawiło się zbyt dużo myśli, informacji, które musiał przeanalizować. Tym razem było zupełnie inaczej, zamiast tysiąca scenariuszy, które zazwyczaj produkował jego mózg, otaczała go kompletna pustka. Nie myślał kompletnie o niczym i to było trochę przerażające. Zupełnie nie wiedział, co zrobić i jak się zachować.

Na moment nawet przestał oddychać, ale w porę przypomniał sobie o tym, żeby nabrać powietrza, zanim na dobre zaczęło kręcić mu się w głowie.

- O kurwa... - Yoongi usłyszał gdzieś za sobą bardzo szept tak cichy, że nie był pewien, czy sobie go nie wyobraża. To mogło się dziać gdzieś w jego głowie, jednak głos był zbyt podobny do głosu Hoseoka i to utwierdziło go w przekonaniu, że usłyszał go naprawdę.

Wszystko to się dzieje naprawdę. Dopiero wtedy głęboko nabrał powietrza i po raz pierwszy, odkąd znaleźli się w windzie, odważył się rzucić Jinowi dyskretne spojrzenie. Starszy chłopak patrzył przed siebie, na zamknięte drzwi windy, jakby znajdowała się na nich coś niezwykle interesującego. Prawie w ogóle nie mrugał, a jego twarz pozbawiona była wszelkich emocji przypominała maskę.

Potem jednak, kiedy Jin wyczuł na sobie spojrzenie Yoongiego i odwrócił się w jego stronę, jego mina nie była już taka obojętna. Yoongi miał wrażenie, że przez krótką chwilę widział na twarzy Jina strach, niepewność i całą masę emocji, jakby prowadzili jakąś wyjątkowo trudną rozmowę, nie używając do tego słów.

Starszy chłopak przysunął się lekko w stronę Yoongiego i chciał dyskretnie wziąć go za rękę, zbliżyć się do niego, ale Yoongi zacisnął pięści.

- Yoongi... - zaczał Jin ostrożnie, jakby bojąc się, że cokolwiek powie, jeszcze bardziej pogorszy sytuację. I być może miał w rację, być może wszystko, co miał do powiedzenia, tym bardziej rozzłościło by młodszego chłopaka, bo nie był na to gotowy.

Nie był gotowy, nie był przygotowany na to, co może się za chwilę wydarzyć. Nie potrafił tego ukryć, a w jego głowie z prędkością światła rozrastała się czarna dziura, skutecznie pozbawiając go wszystkich możliwych pomysłów, które mogłyby rozładować tak niezręczną sytuację.

- Nie odzywaj się do mnie teraz - warknął Yoongi, być może ostrzej niż początkowo planował, ale inaczej nie potrafił. Czuł, jak pieką go policzki, więc schylił głowę, by jakoś to ukryć. Przez moment żałował, że obciął włosy, bo teraz mógłby się nimi zasłonić i chociaż tak odgrodzić od tego wszystkiego. Ukryć.

Jednak nie mógł tego zrobić, nie z powodu krótszych włosów, była jeszcze załoga, równie zdezorientowana, jak on sam i to właśnie na nich powinien się teraz skupić. Jeszcze raz odetchnął głęboko i odchrząknął, nie do końca ufając swojemu głosowi. Nie chciał, by usłyszeli w nim jego obawy, zawód i zaskoczenie.

- JK i ja przeniesiemy się do szpitala, przynajmniej na tę noc - powiedział w miarę opanowanym głosem. - A was - zwrócił się do reszty. - Jin zabierze do siebie - imię starszego chłopaka w jego ustach zabrzmiało bardzo gorzko. - Będziemy w stałym kontakcie, w porządku? - dodał, starając się, by ton jego głosu brzmiał tak lekko jak to tylko możliwe.

a/n: i jeśli ktoś myśli, że to koniec atrakcji to nie. nie koniec. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro