23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


A/n: kolejny przepiękny fanart do kolekcji💜
_last__hope_ dziękuję 😍😍
Ps. Ja wgl nw,  co stało się z tym nożem XD


Cisza w pojeździe przedłużała się, ale Yoongi nie zamierzał absolutnie nic z tym robić. Nie zamierzał ułatwiać Jinowi tej sytuacji, więc odzywał się tylko wtedy, kiedy już naprawdę musiał. Ukradkiem spojrzał na profil starszego chłopaka, który wydawał się maksymalnie skoncentrowany na prowadzeniu, jednak on wiedział swoje, Jin był po prostu zestresowany, bo myślał, że Yoongi jest zły. I przynajmniej jeszcze przez jakiś czas nie miał zamiaru wyprowadzać go z błędu. Niech cierpi.

Spędzając samotnie noc w szpitalu, Yoongi miał wystarczająco dużo czasu, nie tylko na przetrawienie nowej wiadomości, ale też na przeanalizowanie całej sytuacji. Oczywiście, kiedy dowiedział się o pochodzeniu Jina, był zaskoczony. W jakiś sposób spodziewał się, że rodzina starszego chłopaka może pełnić funkcję polityczną. Wiedział, że Jin był bogaty, prawdopodobnie nawet jak na keplerskie warunki, ale nigdy nie spodziewa się, że jest członkiem rodziny królewskiej.

Dlatego wczoraj był zbyt zszokowany, by powiedzieć cokolwiek, a Jin odczytał jego milczenie zgodnie ze swoimi błędnymi przewidywaniami. Za jakiś czas Yoongi pewnie mu o tym powie, ale jeszcze nie teraz.

W jakimś sposób go rozumiał, nie ma dobrego momentu, żeby mimochodem wspomnieć o tym, że się jest księciem. Gdyby zrobił to na samym początku ich znajomości, Yoongi był przekonany, że nigdy, ale to nigdy nie zaprzyjaźniłby się z Jinem. Nie byłby w stanie traktować go normalnie, jak człowieka. A później... później było już za późno, a przynajmniej tak mu się wydawało.

Rozsiadł się wygodniej na fotelu i położył głowę na oparciu. Siedzenie było tak wygodne, że z trudem powstrzymywał się przed zaśnięciem, jednak nie chciał przegapić nic z jazdy.

Kepler był naprawdę piękny i Yoongi musiał kilka razy ugryźć się w język, żeby nie zapytać Jina o mijane budowle i miejsca. Raz nawet zrobił to zbyt mocno i syknął z bólu, co musiało zestresować starszego chłopaka jeszcze bardziej, bo jego uszy zrobiły się aż boleśnie czerwone. Jednak właśnie wtedy wyjeżdżali z długiego tunelu, biegnącego pod stolicą królestwa Yanghanem, na otwartą przestrzeń i widok za oknem skutecznie odciągnął Yoongiego od jego rozmyślań. Zmrużył oczy i zasłonił je ręką przed jasnymi promieniami keplerskich słońc, podziwiając widok na zatokę. Jasnoróżowa woda łagodnymi falami uderzała o brzeg, a nad nią leniwie machając skrzydłami kołowały jakieś olbrzymie ptaki.

Jin spojrzał na Yoongiego, któremu tym razem nie udało się zachować obojętnego wyrazu twarzy i uśmiechnął się lekko.

- To są właśnie albatrosy - powiedział trochę nieśmiało, wskazując na nie ruchem głowy. - Keplerska wersja - dodał.

Yoongi spojrzał na nie, jednak z tej odległości nie mógł dostrzec nic oprócz ich ogromnych, szerokich skrzydeł. Jin musiał być ślepy, jeśli nie widział ich podobieństwa do Horizon.

- Zatrzymaj się - rzucił szybko lekko zachrypniętym głosem, kiedy zbocze prowadzące nad morze zrobiło się łagodniejsze. W pierwszej chwili Jin spiął się cały, być może spodziewał się, że Yoongi będzie chciał zrobić mu jakąś dziką awanturę.

Spokojnym ruchem skierował pojazd na skraj drogi i wyłączył silnik. Kiedy tylko pojazd przestał się ruszać, Yoongi otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz.

Na dworze promienie słońc nie wydawały się tak ciepłe jak w środku pojazdu, więc zapiął swoją bluzę, obejmując się mocniej ramionami. Odetchnął głęboko, powietrze na Keplerze miało zapach, którego Yoongi nie potrafił zidentyfikować, ale wiedział, że mu się podoba. Słyszał, że gdzieś za nim Jin zatrzasnął drzwi, ale nie podszedł bliżej. Nawet jeśli Yoongi chciałby mieć go teraz przy sobie, nie zamierzał go wołać.

Ostrożnie stąpając po nierównych kamieniach, dotarł do linii wody i przykucnął. Tak naprawdę jedynym, co go interesowało, był jej kolor. Yoongi koniecznie chciał sprawdzić, czy z bliska też jest taka różowa.

Poczuł się trochę zawiedziony, kiedy przekonał się, że z bliska jest zupełnie przezroczysta, jak normalna woda. Nadal jednak miał ochotę zanurzyć w niej rękę i spróbować, jak smakuje. Nie zrobił tego jednak, pamiętając, że na Atlancie, każdy zbiornik z cieczą zawierał jakieś toksyczne substancje, przeważnie silnie żrące. Różowa woda nie była warta takiego ryzyka.

- Nadal jestem na ciebie zły - powiedział Yoongi ostrzegawczo, kiedy usłyszał za sobą kroki. Jin zatrzymał się, pewnie gdzieś w połowie drogi, zachowując dystans, jakby nie chciał się jeszcze bardziej narażać.

- Nie powiedziałem ci... - zaczął ostrożnie. - Bo wiem, że... że nie interesujesz się polityką - powiedział szybko, jakby już w trakcie mówienia zorientował się, że to brzmi strasznie głupio. I tak właśnie brzmiało.

Yoongi odwrócił się, patrząc na niego z niedowierzaniem. Wiedział, że starszy chłopak będzie chciał się jakoś wytłumaczyć i nawet na to czekał, był ciekawy, jakich argumentów użyje i w jaki sposób pokieruje rozmową, by na koniec okazało się, że absolutnie nie zrobił nic złego, niczego nie zataił, a w gruncie rzeczy tak naprawdę to wina Yoongiego, bo jest ignorantem i się nie domyślił. Przeważnie tak wyglądały ich kłótnie, jednak tym razem Jin nie był w ogóle przygotowany. Nie miał żadnych sensownych argumentów i nawet sam Yoongi wymyślił na jego obronę znacznie więcej niż on sam.

- Serio? - zapytał kpiąco, bo zdał sobie sprawę z tego, że nieprzygotowanie Jina trochę go irytuje. A potem przyszła mu do głowy jeszcze jedna rzecz. Może Jin tym razem nie ma nawet zamiaru się tłumaczyć i manipulować ich rozmową, żeby wyszło na jego. Może zwyczajnie zdał sobie sprawę z tego, że zjebał i teraz próbuje to jakoś załagodzić, a w łagodzeniu spraw starszy chłopak nie miał żadnego doświadczenia. Mogła to być jednak kolejna nadinterpretacja Yoongiego.

- ...tak - powiedział Jin po chwili. - Nie składało się - dodał trochę niepewnie, kiedy Yoongi znowu odwrócił się w kierunku morza.

Nawet te idiotyczne tłumaczenia nie wyprowadziły go z równowagi. Plusk fal rozbijających się o kamienie, lekki szum wiatru i przyjemne ciepło, jakie dawały promienie słońca sprawiały, że Yoongi czuł się naprawdę odprężony. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak spokojnie, jakby cisza panująca dookoła nich, w jakiś sposób znalazła wejście i wypełniła go też od środka. Nawet ta dziwna mutacja, jej zimne mrowienie, które czuł w sobie przez cały czas, ustało. Może właśnie dlatego nie chciał brnąć w bezsensowną kłótnię z Jinem, nie chciał burzyć swojego spokoju.

- Dlaczego woda jest taka różowa? - Yoongi odwrócił się znowu w kierunku Jina, który zupełnie zbity z tropu, otworzył lekko usta i tylko się na niego gapił. W tym momencie zupełnie nie wyglądał na przedstawiciela rodziny królewskiej. Wydawał się zagubiony i w jakiś sposób bardzo normalny. W za dużej białej bluzie, podartych na kolanach jeansach, które pewnie kosztowały więcej niż Horizon. Yoongi nawet chciał się uśmiechnąć, widząc jak Jin chowa ręce w za dużych rękawach, starając się uspokoić i ukryć swoje nerwy, ale nie zrobił tego. Jeszcze nie teraz.

- Przez algi - odpowiedział po chwili, podchodząc w końcu bliżej. - Algi wydzielają substancję, która barwi ją na taki kolor - wyjaśnił, a Yoongi poczuł się lekko zawiedziony. Liczył na bardziej fascynujący powód, ale kiwnął głową, dając do zrozumienia starszemu chłopakowi, że akceptuje i te algi.

Jin, który też kucnął przy brzegu, ale w odpowiedniej odległości od Yoongiego, zanurzył rękę w wodzie. Przez jakiś czas lekko nią poruszał, marszcząc przy tym brwi. Przynajmniej na jedno z niewypowiedzianych pytań Yoongi dostał odpowiedź; w wodzie nie znajdowało się nic, co mogłoby wypalić mu skórę i przeżreć mięśnie do samych kości.

Dotknął jej na próbę jednym palcem, spodziewając się, że będzie lodowato zimna, ale nie. Jej temperatura wydawała się zbliżona do temperatury powietrza, więc zanurzył w niej kolejne palce i w końcu całą dłoń. Kilka razy przejechał ręką po dnie, burząc maleńkie, piaskowe diuny, cofnął ją jednak gwałtownie, kiedy zauważył na dnie jakiś ruch.

Yoongi w zasadzie nie bał się owadów, ale niektóre z nich, mimo małego rozmiaru, mogły być jadowite i wolał nie ryzykować. Głupio było mu również pytać o takie rzeczy, więc postanowił poczytać trochę więcej o roślinach i zwierzętach, jakie można spotkać na Keplerze.

- Zobacz - Jin przysunął się trochę w jego kierunku, wyciągając przed siebie rękę, na której leżało kilka zupełnie niepozornych, ciemnoróżowych kulek różnej wielkości. - To są właśnie te algi - wyjaśnił. - Niektórzy trzymają je w domu, w słoikach i akwariach - dodał, a Yoongi nacisnął jedną z nich palcem. Nie wyglądały jakoś spektakularnie, a juz na pewno nie wyglądały jak coś, co jest w stanie zmienić kolor wody w całym morzu, a jednak mimo swojej niepozorności mogły to zrobić.

- Po co? - zapytał, wycierając rękę o spodnie.

- Do ozdoby, w wodzie ładniej wyglądają - Jin wzruszył ramionami, krzywiąc się lekko, jakby dopiero teraz przypomniał sobie o tym, że jego ramię jeszcze do końca nie wydobrzało i powinien bardziej na nie uważać. - To naprawdę niczego nie zmienia - zaczął szybko starszy chłopak. Yoongi spojrzał na niego zaskoczony, nie do końca rozumiejąc, czemu trzymanie alg w domu miałoby mieć wpływ na cokolwiek. - To są moje zobowiązania, nie twoje, więc nie musisz się niczym przejmować, naprawdę. Nikt nie będzie wymagał od ciebie czegokolwiek, nie będziesz miał żadnych, ale to żadnych dodatkowych obowiązków, po prostu to ignoruj. Wszystko, ok? - Jin tłumaczył szybko i trochę chaotycznie, jakby rzeczywiście nie wierzył w to, że jakiekolwiek argumenty są w stanie go obronić.

- Naprawdę tak sądzisz? - Yoongi podniósł się i spojrzał na niego z góry. Jin zmrużył oczy. Jego skóra wydawała się jeszcze ciemniejsza niż zwykle w gasnącym świetle słońc i Yoongi przez chwilę nie wiedział, co miał powiedzieć.

Chłopak wyglądał jak sen, który śnił już tysiące razy i za każdym razem budził się z niego z walącym sercem. Słońce prześlizgiwało się po jego przydługich, platynowych włosach, nadając im barwę prawdziwego złota i Yoongi naprawdę miał ochotę ich dotknąć, bo nie do końca wierzył, że jednak nie śpi, ale w ostatniej chwili poddał się wbijając krótkie paznokcie w wewnętrzną część dłoni. To nie był czas na to, teraz był czas na odpowiedzi.

- Ile... - zaczął cicho, ale zaraz urwał. Czuł, jak emocje zaczynają brać nad nim kontrolę, a tego nie chciał. Wziął głęboki oddech, zamykając oczy, po chwili znów je otworzył i spojrzał na Jina, który wciąż klęczał u jego stóp. - Ile razy w czasie naszej podróży na Horizon coś działo się tylko dlatego, że należysz do rodziny królewskiej i robiłeś... robisz rzeczy, które miały wpływ na nas wszystkich? - Jin spuścił głowę. Jego szyja i policzki znów stały się czerwone. - Dostalibyśmy się na Aningan, gdyby nie ty? Czy Heiran rozwaliłby nam statek, gdyby nie ty? - starszy chłopak milczał, skupiając swój wzrok na odległym horyzoncie. - No właśnie - mruknął Yoongi, kiedy nie doczekał się odpowiedzi.

Właściwie sam nie do końca wiedział, czego oczekiwał, a tym bardziej nie rozumiał, czemu tak naprawdę jest wkurzony. Chociaż może i tak naprawdę powoli zaczynał to rozumieć. Był zły sam na siebie. Za to, że był naiwny, za to, że nie zadał pytań wcześniej, za to, że się boi, za to, że się bał. Lista nie kończyła się, im bardziej zaczynał to analizować.

- Mógłbym... - zaczął cicho Jin, ważąc słowa. - Mógłbym zostawić Keplera, tak na dobre. Oficjalnie - powiedział poważnym tonem, jakby naprawdę był gotów to zrobić, jeśli Yoongi powie tylko słowo.

Młodszy chłopak głośno przełknął ślinę, zastanawiając się, co właściwie powinien zrobić. Jin chyba nigdy zbytnio nie był związany ze swoją rodziną, nigdy o nich nie wspominał, a jeśli już to niechętnie. Z drugiej strony, kiedy przez kilka tygodniu współpracowali ze statkiem Heiran, jego relacje z młodszym bratem wydawały się normalne, a przynajmniej nie sprawiali wrażenia, jakby się nienawidzili. Yoongi nie miał wielkiego doświadczenia w obserwacji życia rodzinnego i zdawał sobie sprawę z tego, że więzi rodzinne u Hoseoka wyglądają zupełnie inaczej, ale u Jina mogło to funkcjonować w inny sposób. I nie chciał mu tego odbierać. A jeśli faktycznie Jin zdecyduje się odciąć od nich zupełnie, to powinna być tylko jego decyzja, którą podejmie dla siebie, nie dla Yoongiego, czy kogokolwiek innego. To było nie fair.

- Nie, to nie jest rozwiązanie - mruknął, schylając się po kamień, który wrzucił do wody, najdalej jak się da. Z miejsca, w którym zderzył się z taflą, zaczęły tworzyć się kręgi, które szybko zniknęły zalane kolejnymi falami. Gdzieś w oddali krążyły albatrosy, słyszał doskonale ich skrzek i pomyślał na chwilę o Horizon.

- To czego ode mnie oczekujesz? Co chcesz, żebym zrobił? - w głosie Jina brzmiała desperacja i Yoongiemu naprawdę zrobiło się go szkoda, chyba pierwszy raz w życiu.

- Coś... - zawahał się, czując jak w kącikach oczu zbierają się łzy. Podrapał policzek nerwowym gestem, starając się ich pozbyć. - Coś razem wymyślimy - powiedział wreszcie i spojrzał na Jina, który wciąż klęczał w niezmienionej pozycji.

To musiało na razie wystarczyć. Nie miał na razie lepszej odpowiedzi i wątpił, czy w ogóle kiedykolwiek ją znajdzie. Z drugiej strony wcale nie musieli jej mieć, do tej pory jakoś sobie radzili, może nie idealnie, ale w gruncie rzeczy nie można było narzekać. Usiadł na ziemi obok Jina, który nadal milczał, wpatrzony w jakiś punkt daleko przed sobą.

- Mógłbym to zrobić - powtórzył cicho Jin.

- Wiem - odpowiedział Yoongi. - Ale nie zależy mi na tym - dodał po chwili. Naprawdę miał to gdzieś, a przynajmniej na razie tak czuł, kiedy przechodził w głowie przez najgorsze scenariusze. - Nadal jestem jeszcze trochę zły - zapowiedział ostrzegawczo, kiedy Jin wyciągał rękę, by go przytulić. Yoongi trochę żałował, że ją cofnął, ale nie mógł dać się spacyfikować tak łatwo. Miał swoją godność. Jin uśmiechnął się lekko. Wyglądał trochę lepiej, pewniej.

- Chcesz jechać do domu? - zapytał zanurzając dłoń, w której trzymał algi w wodzie. Yoongi chciał go powstrzymać, bo pomysł trzymania tych różowych kuleczek w słoiku nawet mu się spodobał, ale zrezygnował. Przecież są tutaj cały czas i jeszcze będzie miał okazję, by to zrobić.

- Jeszcze nie - Jin kiwnął krótko głową. I przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu, słuchając delikatnego szumu fal. Yoongi zastanawiał się, czy mieszkanie Jina też znajdowało się blisko morza. Byłoby całkiem fajnie móc wychodzić co jakiś czas na zewnątrz, żeby posiedzieć nad wodą. Chciał nawet o to zapytać, ale Jin odezwał się pierwszy.

- To - powiedział, wskazując na jedno ze słońc, które znajdowało się niżej na linii horyzontu. - Zajdzie jako pierwsze... za jakieś kilkanaście minut - powiedział. - ...będzie ładnie wyglądać. Tylko raz w roku wschodzą i zachodzą w tym samym czasie. - dodał.

Yoongi skinął głową. Chociaż nigdy w życiu nie widział prawdziwego zachodu słońca i tak naprawdę skrycie zawsze chciał je zobaczyć, to było mu trudno oderwać wzrok od profilu chłopaka. Zachodzące słońca tworzyły wokół jego twarzy aureolę, która coraz mocniej mieniła się złotem. Jin mówił coś dalej, o równonocy, o kwiatach i darach. O wielkich wodnych potworach, ale Yoongi nie słuchał go już. Patrzył się tylko na niego. W świetle bliźniaczych słońc, każdy pieprzyk chłopaka, każdy gest i grymas, wydawał się równie znajomy jak i obcy w tym samym czasie. Tak jakby jego Jin, ten z Horizon, ten z Hyperiona, lekarz i przyjaciel i żołnierz i ten Keplerski Jin, wreszcie spotkali się i postanowili, że od będa jedną osobą. To było dziwne spostrzeżenie, takie od którego kręciło się w głowie.

Jin był wolny. Nie było w nim już cienia napięcia, tego podskórnego dziwnego, który zawsze powodował, że sam Yoongi trzymał się na baczność. Maska opadła, a Yoongi widząc jej brak, czuł, że powoli przegrywa sam ze sobą. Jego złość gasła wraz z gasnącym za horyzontem morza światłem.

Chyba musiał coś powiedzieć. Wyszeptać. Był prawie pewien, że to zrobił, bo Jin spojrzał na niego zaskoczony. I wtedy lawina uczuć runęła tak, że Yoongi znów zapomniał jak się oddycha. Od jak dawna odmawiał ich sobie, od jak dawna karcił się za nie i patrzył dalej, poza Jina. Szukając czegoś, co zawsze miał przy sobie. Dotyk chłopaka był tak bardzo znajomy, jak książka, której doskonale zna się zakończenie, ale i tak wciąż czeka się z bijącym sercem na jej koniec, a Yoongi pozwolił mu na to i przysunął się bliżej. Jin był jego.

***

Dom Jina, w którym się zatrzymali, był ogromny. Hoseok, mimo że miał prawie cały dzień, żeby go w spokoju obejrzeć, cały czas odkrywał w nim coś nowego; a to okno, które wychodziło na skalną ścianę pokrytą zielonym mchem, a to jakąś ścieżkę, która prowadziła do wewnętrznego ogrodu, a to gigantyczne drzewo wyrastające w sam róg budynku, a właściwie będące budynkiem. Ciągle znajdował coś, czemu warto było poświęcić trochę czasu, a jeszcze tak naprawdę nie miał okazji wyjść na zewnątrz.

Co prawda nie tak wyobrażał sobie dom księcia, bo jego wyobrażenia pełne były tego, co nauczył się o ziemskich królestwach, ale nie mógł narzekać. Wydawał się wygodny i na tyle przestronny, że nie będa się w końcu o siebie obijać. Każdy z nich potrzebował trochę przestrzeni, które tak bardzo im brakowało przez prawie cały rok spędzony na statku.

A jednak coś sprawiało, że Hoseok cały czas wybierał miejsca, gdzie najłatwiej było kogoś spotkać. Teraz też zamiast zająć jakieś wygodniejsze miejsce w jednym z pokoi, postanowił usadowić się w kuchni, na długiej, wyłożonej szarymi poduszkami drewnianej ławie. Przeglądał keplerskie serwisy informacyjne, do których nigdy wcześniej nie miał dostępu i co jakiś czas spoglądał w okno, wychodzące na porośniętą mchem i paprociami skałę.

Nie mógł zdecydować, czy ten widok, po ostatnich przygodach w jaskini, mu się podoba. Zmienił pozycję, siadając się bokiem do okna i otworzył kolejną stronę, a kiedy już miał na dobre pogrążyć się w lekturze, usłyszał trzask dochodzący z hallu i jakiś gniewny pomruk, który brzmiał trochę jak Taehyung.

Po chwili chłopak pojawił się w pomieszczeniu i nie zwracając uwagi na nikogo, zaczął wściekle naciskać guziki replikatora. Hoseok z ulgą przywitał replikator w domu Jina, bo gdyby sam musiał przygotowywać sobie posiłki z prawdziwych składników, chyba umarłby z głodu. Na Niflheim, a tym bardziej w Akademii nie było zbyt wielu okazji, by gotować z surowych warzyw albo w ogóle z warzyw.

- Odebrałeś Jungkooka ze szpitala? - zapytał niezobowiązująco, kiedy Taehyung przestał się tak tłuc. Młodszy chłopak znieruchomiał na chwile i bardzo wolno pokręcił głową.

- Kurwa - powiedział, kiedy udało mu się przełknąć duży łyk napoju.

- Kurwa - powtórzył za nim Hoseok. - Jin cię prosił, pisałem ci jeszcze wiadomość, żebyś nie zapomniał - dodał, odkładając tablet. Taehyung podszedł do stołu, z głośnym hukiem stawiając na nim szklankę. - JK się wścieknie.

- No to niech się wścieka! - krzyknął chłopak, uciekając wzrokiem przed pytającym spojrzeniem Hoseoka. - Jin sam mógł go wziąć, jak odbierał Yoongiego! Nie jestem ani niańką, ani służącym - warknął Taehyung, siadając na długiej ławie. Oddychał ciężko, jakby przynajmniej przebiegł maraton.

Hoseok westchnął. Nie miał ochoty być osobą, na której Taehyung będzie wyładowywał swoją złość, ale widocznie znalazł się w złym miejscu, o zupełnie niewłaściwej porze.

Czasem zastanawiał się, czy powinni być w stosunku do niego tacy pobłażliwi, bo mimo tych wszystkich wybuchów, niekontrolowania swoich emocji, Taehyunga nigdy nie spotkała żadna kara. Jimin znosił humory brata w milczeniu, czasem tylko mówił mu, że zachowuje się jak tępy chuj, ale nic poza tym. Może i miał ojca psychopatę, ale to, przynajmniej w oczach Hoseoka, średnio go usprawiedliwiało. Nie znaczyło to jednak, że chciał być kimś, kto nauczy drugiego pilota dobrego wychowania. Nie był aż tak ambitny.

- Rozumiem, że wizyta u ojca niespecjalnie się udała - powiedział tylko, szykując się na kulminację wybuchu.

- Co ty tam wiesz - młodszy chłopak mruknął lekceważąco, skupiając całą swoją uwagę na kubku. Gapił się na niego tak, jakby był on winny całemu złu świata.

Hoseok wzruszył ramionami, faktycznie zbyt dużo nie wiedział. Jin nie podzielił się z nim wieloma szczegółami, podobnie jak Jimin, który jedynie potwierdził fakt, że ich ojciec nie umarł.

- Jimin został u niego? - zapytał ponownie, starając się podtrzymać jakoś konwersację. Przez chwilę wydawało się mu, że młodszy chłopak nie usłyszał pytania, skupiony bardziej na tym, co działo się w swojej własnej głowie.

- Został - odpowiedział w końcu bardzo cicho, a Hoseok miał wrażenie, że zaraz się popłacze i zaczął żałować tego, że w ogóle odezwał się do Taehyunga. Mógł go zostawić w spokoju, wtedy może znalazłby kogoś innego, by okazywać mu swoje niezadowolenie.

- Ale przecież... - zaczął ostrożnie, bojąc się, że młodszy chłopak znowu zacznie się wydzierać, co było bardzo prawdopodobne. - Przecież taki był plan, prawda? - Taehyung pokiwał wolno głową, a Hoseok odetchnął z ulgą. Może jeszcze uda mu się zakończyć tę rozmowę bez awantury. - To w takim razie, o co chodzi? - zapytał łagodnie, nachylając się bardziej nad stołem.

- Boję się - powiedział po dłuższej chwili Taehyung. Hobi aż się wyprostował, zaskoczony tak szczerym wyznaniem. Bardziej spodziewał się tego, że młodszy chłopak chwyci go za włosy i uderzy jego głową w stół. Bo chociaż nigdy wcześniej nie widział, by Taehyung kogoś uderzył, to miał wrażenie, że może być tym pierwszym przypadkiem.

- Nie martw się, twój ta... ojciec - poprawił się szybko. - ...on wie, jak pomóc Jiminowi, jest w dobrych rękach jeśli o to chodzi i już niedługo będzie zupełnie zdrowy - uśmiechnął się lekko, kiedy Taehyung spojrzał na niego zza przydługiej grzywki. - Będzie dobrze, zobaczysz.

- Wiem, wiem - mruknął Taehyung niewyraźnie. - Boję się, że Jimin już nie wróci, że on go zatrzyma, że tym razem nie pozwoli mu odejść, że... nie zrozumiesz tego - pokręcił głową zrezygnowany. Hobi nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Na samym początku chciał zaprzeczyć, bo chociaż nie znał planów Jimina na przyszłość, nie mieściło mu się w głowie, że chłopak mógłby do nich nie wrócić.

Co prawda w obecnej sytuacji nikt nie robił jeszcze planów na przyszłość, było na to zdecydowanie za wcześnie, ale Jiminowi za bardzo podobało się na statku, by na długo mógł zostać na jakiejkolwiek planecie. To Hoseok wiedział na pewno.

Sprawa z jego ojcem wyglądała jednak inaczej. Hobi nie miał pojęcia, czy mężczyzna, o którym każdy wypowiadał się jak najgorzej, był w stanie faktycznie zatrzymać Jimina przy sobie siłą. Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, ale nie chciał potwierdzać obaw Taehyunga, które powoli stawały się jego własnymi.

- Daj spokój - powiedział lekko lekceważącym tonem. - Nie będzie chciał go przy sobie zatrzymać - dodał, machając ręką, kontynuując, zanim Taehyung zdążył coś wtrącić. - Nikt normalny nie wytrzyma z Jiminem tak długo, z jego pretensjami o włączone światło, miejsce stawiania kubka, korzystanie z nieużywanych serwerów... serio Jimin może i wygląda jak aniołeczek, ale to przeważnie perfidna świnia - westchnął, zdając sobie sprawę z tego, że nawet nie udaje oburzenia. - I te jego wieczne cyrki, kiedy się obrazi nie wiadomo o co...

- To prawda... - przytaknął cicho Taehyung. - Nigdy nie wiem, o co mu konkretnie chodzi, a potem okazuje się, że zrobiłem coś źle miesiąc wcześniej - dodał już z trochę większą energią. Hoseok kiwnął głowa potakująco.

- To jest najgorsze - przyznał, bo sam miał w tej sprawie dość spore doświadczenie. - Twój ojciec jest naukowcem i na pewno nie miałby na to siły, o ile lubi spokój.

- Chyba... chyba lubi - zgodził się Taehyung niepewnie.

- Więc nie masz się czym przejmować - Taehyung posłał w jego stronę nieśmiały uśmiech. - Chodź, pojedziemy po JK'a - zaproponował Hobi, wstając z ławy. - Zobaczysz, jaki będzie wściekły, kiedy się zorientuje, że Jin nie zrobił tego osobiście - uśmiechnął się szeroko, bo wiedział, że nic nie sprawia Taehyungowi większej radości, niż złoszczenie JK'a. - Ty masz autoryzację ze szpitala, ja mogę prowadzić - dodał, widząc, że młodszy chłopak nie jest do końca przekonany.

- A umiesz to prowadzić w ogóle? - zapytał w końcu Taehyung niepewnie, niechętnie podnosząc się z miejsca.

- Nie, ale przecież mogę się nauczyć, w końcu jestem naprawdę dobrym pilotem.

A/n: wiem, że się powtarzam, ale TRUDNO. W sobotę skończyłam pisać Event Horizon, więc nie musicie się martwić o jakieś przerwy w publikacji :)

Przygotowuje też mała niespodziankę dla czytelników z okazji końca serii

A czy jest coś, co chcielibyście dostać ekstra?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro