25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mimo wysokiej, skalnej ściany za oknem, późnym porankiem do kuchni wpadało dużo słonecznego światła, które ciepłymi promieniami znaczyło jasne kreski na szerokim stole. Zapowiadał się kolejny, ładny dzień, chociaż Hoseok miał wątpliwości, czy na Keplerze zdarzały się te ponure i brzydkie, kiedy człowiekowi nie chce się nawet ruszyć spod kołdry. Pomieszał łyżeczką w swojej herbacie, by drobne kryształki cukru do końca się w niej rozpuściły. Kiedy niechcący uderzył kilka razy o brzeg szklanki, Taehyung zmarszczył nos z dezaprobatą, nie odrywając jednak wzroku od czegoś, co czytał na tablecie.

Hobi postanowił go nie denerwować, bo już i tak od kiedy Jimin zamieszkał u ojca, Taehyung stał się jeszcze bardziej drażliwy niż zwykle. Co prawda starał się zachowywać w cywilizowany sposób, ale wiadomo było, że prędzej czy później znów wybuchnie. I Hoseok miał dziwne przeczucie, że będzie wtedy w pobliżu, dlatego już zawczasu postanowił się nie odzywać i siedzieć cicho. Napisał tylko krótką wiadomość do Jimina, że u nich wszystko w porządku i mimo tego, iż jego brat w ogóle nie odpisuje na wiadomości, nadal jest cały i zdrowy, więc nie powinien się kompletnie przejmować.

Taehyung taki był i chociaż przeważnie Hobiemu wystarczało to wytłumaczenie, to w chwilach takich jak ta, miał ochotę na niego nakrzyczeć albo przynajmniej dowiedzieć się, czemu ignoruje wiadomości od Jimina, skoro tak strasznie się o niego martwi. Nie zrobił tego jednak, bo nadal miał zamiar cieszyć się ładnym porankiem i herbatą, która właśnie osiągnęła idealną temperaturę do picia.

- Hej - mruknął Jin, wchodząc do pomieszczenia. Z jego włosów ściekała woda, ale nie wyglądało na to, żeby się tym przejmował. Jeśli jeszcze na Horizon Jin prezentował się na tyle elegancko, że nie było trudno uwierzyć, że należy do rodziny królewskiej, tak teraz wyglądał jak kompletna łajza. W wiecznie powyciąganych, za dużych ubraniach i dziurawych spodniach trudno byłoby go podejrzewać o szlacheckie pochodzenie.

Hoseok spiął się nieco. Może jego relacje z Jinem były teraz lepsze niż kiedykolwiek, ale nadal trochę się stresował tym, że powiedział chłopakowi, że go nie lubi. Nawet jeśli Jin wydawał się zupełnie tym nie przejmować, to Hobi i tak sprawdził, czy na Keplerze są jakieś kary za znieważenie członka rodziny królewskiej.

Na szczęście nic nie wskazywało na to, że czeka go wtrącenie do lochów czy jakieś wyjątkowo bolesne tortury. Przynajmniej do czasu, aż Jin nie zdecyduje się zmienić kodeksu prawnego, chociaż Hoseok nie był pewien, czy jest to w ogóle możliwe.

- Już nic nie zostało? - jęknął starszy chłopak, zaglądając do jednego z garnków. Wczoraj wieczorem ugotował dla wszystkich jakieś keplerskie danie, które okazało się naprawdę smaczne.

- Jungkook zjadł wszystko dziś rano - poinformował go Taehyung, odkładając w końcu tablet i przeciągając się tak mocno, że aż chrupnęły mu kości.

- Menda - mruknął Jin, naciskając panel replikatora tak mocno, jakby chcąc w ten sposób zemścić się na Jungkooku.

- Właściwie... to gdzie on jest? - zapytał Hoseok, bo w mieszkaniu było wyjątkowo cicho.

- Poszedł z Yoongim w góry - odparł Jin trochę niewyraźnie, przeżuwając wyplutą z replikatora bułkę.

- Mówisz... mówisz serio? - Hobi aż pochylił się do przodu, czekając, aż starszy chłopak zacznie się śmiać albo oznajmi, że właśnie go wkręcił. Nic takiego jednak nie nastąpiło.

- No tak... przyszedł rano i powiedział, że chce iść z nim w góry, Yoongi powiedział, że on nie lubi, ale mogą iść nad morze, JK jęczał, więc... pewnie wyszło na jego, a co?

- Nie mam pojęcia, ale pewnie tak - przyznał, bo w JK był gotowy zrobić wszystko, by postawić na swoim, a Yoongiemu z kolei nigdy na tym specjalnie nie zależało. Zapach świeżej kawy wypełnił pomieszczenie, kiedy Jin zalał przezroczysty dzbanek wrzącą wodą. - Nie chciałeś iść z nimi? - zapytał Hoseok, przesuwając swój, pusty już kubek, bliżej dzbanka, dając tym samym sygnał Jinowi, że on też by się chętnie napił. Normalnie nie był dużym fanem kawy, jednak ta na Keplerze smakowała znacznie lepiej, chociaż nie powiedziałby tego na głos, a już na pewno nie przy Jinie, który od zawsze narzekał na jedzenie na Horizon.

- Nawet nie byłem zaproszony - prychnął starszy chłopak, siadając niedaleko niego, jednak nie wydawał się tym za bardzo przejmować. - Na szczęście - dodał, zabierając się za jedzenie.

- To jego strategia - odezwał się w końcu Taehyung, przejeżdżając palcem po swoim tablecie. Hoseok domyślił się, że sprawdzał wiadomości od Jimina i pewnie znowu je zignoruje, zostawiając nieotworzone i bez odpowiedzi. Prawdopodobnie, gdyby tablety nie były zabezpieczone układem linii papilarnych, sam odpisałby Jiminowi, podając się za Taehyunga.

- Czyja? Jungkooka? - Jin sięgnął w końcu po przezroczysty dzbanek i zaczął nalewac napój do kubków.

- Uhm... mówił mi dzisiaj w nocy, ale nie bardzo słuchałem - przyznał Tae, z wahaniem podstawiając też swoją szklankę. - Chce chyba spędzać teraz dużo czasu z Yoongim, żebyś był zazdrosny - wyjaśnił Taehyung, podejrzliwie przyglądając się swojej kawie, jakby coś z niej zaraz miało wyskoczyć. Zawsze tak robił, kiedy dostawał do jedzenia coś nowego i Hoseoka strasznie to bawiło.

- Zazdrosny o... kogo? - Jin zamrugał gwałtownie, a jego kark zrobił się trochę bardziej czerwony. Wcześniej Hobi nie zwracał na to uwagi, ale od kiedy Jin zaczął nosić luźniejsze koszulki o dużych dekoltach, łatwo się było zorientować, kiedy coś go frustrowało. Przeważnie miało to jakiś związek z Yoongim i ich tajnym związkiem, który chyba dla całej załogi stał się oczywisty już pierwszego dnia po misji Galileo.

Hoseok nie przejął się tym zbytnio, co było zaskakujące dla niego samego. Być może przyzwyczajał się do tej myśli już od ich wizyty na Aningan. Poza tym jego związek z Yoongim i tak należał do przeszłości bez względu na Jina. I nie rozpaczał z tego powodu.

- O... - Taehyung przez chwilę miał minę, jak uczeń wywołany do tablicy, który nie zna odpowiedzi na pytanie nauczyciela. - S siebie... chyba - strzelił w końcu.

- Oczywiście, że o siebie - Hobi postanowił się wtrącić. - Jungkook pewnie nawet nie pomyślałby, że mógłbyś być zazdrosny o kogoś innego - powiedział z lekkim uśmiechem, a Jin podrapał się nerwowo po policzku.

- Tak długo, jak nie muszę wychodzić z domu o świcie, niech robi, co chce - oznajmił Jin, rozluźniając się trochę.

- Musisz tylko znaleźć miejsce, w którym ukrywają się koty - powiedział Hoseok lekko zamyślony. Nie miał zamiaru być złośliwy, ale kiedy tylko spojrzał na minę Jina, zorientował się, że jego intencje mogły zostać źle odebrane. - No co?

- Nic... nic... mogliśmy go zostawić na Ulyssesie - mruknął ponuro, mieszając jakąś papkę w misce. Hobi nawet nie był pewien, czy to coś było jadalne.

- Mogłem cię zostawić w jaskini - odpowiedział z uśmiechem, ignorując głuche westchnięcie Taehyunga.

- Ale tego nie zrobiłeś - odparł Jin z tryumfem.

- Następnym razem - Hobi dodał do swojej kawy jeszcze dwie łyżki cukru. Postanowił jej jednak nie mieszać zbyt mocno, bo najbardziej lubił tą okropnie słodką, kawową masę, która zawsze zostawała na dnie.

***

Blat w kuchni był chłodny, ale Jinowi to nie przeszkadzało. Prawie leżał na nim, wyciągając się jak najdalej, tak żeby dotykać go jak największą częścią rozpalonego ciała. Było mu gorąco i był zmęczony po całym dniu spotkań w mniej lub bardziej rodzinnym gronie.

Tak naprawdę to miał ochotę tylko położyć się i zdrzemnąć chociaż na kilka minut, ale w głowie wciąż huczało mu od podniosłego tonu matki, która godzinami dyskutowała z Yongsun o progresie eksodusu Ziemi na Keplera i choć naprawdę bardzo by chciał, to nie potrafił jeszcze skupić myśli na czymś innym, by się od tego odciąć.

Nawet gdyby poszedł teraz do sypialni, wątpił, żeby dało mu się tak łatwo usnąć. Daty, imiona, statki; wszystko to wciąż dźwięczało mu w uszach jak natrętna, złośliwa mucha. Nawet alkohol nie uciszyłby jej teraz, Jin wiedział o tym aż za dobrze. Próbował tej metody nie raz, a obrzydzenie, które czuł sam do siebie następnego dnia, nie były tego warte. Poza tym głos matki zostawał z nim i męczył go wtedy jeszcze dłużej i jeszcze bardziej. Aż tak bardzo siebie nie nienawidził.

Jin wstał z blatu z głośnym stęknięciem i udał się w stronę salonu, rozpinając przy okazji malutkie guziczki koszuli, którą miał na sobie. Była czarna, z glieseańskiego jedwabiu w delikatny kwiatowy wzór, który był widoczny tylko pod pewnym kątem. Jin wiedział, że musiała kosztować fortunę, ale nie przeszkadzało mu to w nienawidzeniu jej. Zawsze czuł się w niej dziwnie nagi i skrępowany jednocześnie, a miliony guziczków doprowadzały go do szału. Te dwa rzędy idące od jego szyi aż do połowy torsu chyba najbardziej. Te po bokach talii już mniej, bo nie trzeba ich było rozpinać, ale te przy rękawach, były prawie jak kajdanki i zawsze bezwiednie uderzał nimi w blat stołu. Mimo, że zdążył już je rozpiąć to wciąż było mu za gorąco.

- Komputer, ustawienia klimatyczne... - powiedział głośno, stając na progu pomieszczenia. Światła przypodłogowe przy gigantycznych oknach i kanapie, podświetliły się. - Osiemnaście stopni - dodał wreszcie po dłuższej pauzie.

Nikogo nie było w salonie, ale Hoseok i Taehyung musieli już wrócić do domu, bo znalazł obok rzutnika dwa kubki, w tym jeden, który na pewno należał do Taehyunga. Ten z brzydkim czerwonym sercem, o który wszyscy się bili na Horizon. Kubek był wyszczerbiony i naprawdę paskudny, ale pojemny i lekki i Jin nie mógł się powstrzymać przed lekkim uśmiechem. Sam chyba by nie pomyślał, żeby go spakować na wyjazd. Chociaż czy to był wyjazd? Czy mieli jeszcze wrócić na Horizon? Trudno było to stwierdzić, bo póki co nie mieli czasu, by się spotkać i porozmawiać o tym, ale im Jin się nad tym dłużej zastanawiał, tym miał coraz większe wątpliwości.

W kosmosie nikt i nic na nich nie czeka, a tu raczej nie muszą się martwić o przyszłość. Szybkim ruchem wyjął komunikator z kieszeni i gdy miał już pisać kolejną wiadomość do Yoongiego, komputer dał mu sygnał, że ktoś przeszedł przez granicę domu.

- Wreszcie - mruknął pod nosem. Wychylił się trochę zza rogu, obserwując przez okno Jungkooka, który sadził długie kroki przez trawnik. Wyglądał, jakby szykował się na musztrę wojskową. - Mógłbyś odbierać ode mnie czasem wiadomości - powiedział na przywitanie, gdy drzwi otworzyły się na oścież. Młodszy chłopak zgromił go wzrokiem, nic nie odpowiadając i z naburmuszoną miną udał się na górę. Stukał przy tym tak mocno butami, że Jin był prawie pewien, że wszyscy domownicy go usłyszeli. - Zdjemij buty! - dodał, chociaż dobrze wiedział, że Jungkook tego nie zrobi.

- Następnym razem, ty się nim zajmujesz - powiedział Yoongi, wchodząc do domu zaraz potem. Jin parsknął cicho pod nosem.

- Jest dorosły, poza tym spacer dobrze ci zrobił, nie narzekaj - odparł na powitanie i poszedł od razu w stronę kuchni, żeby wstawić kawę. Yoongi przewrócił tylko oczami w odpowiedzi. Ściągnął szybko buty i zaraz był przy nim.

Jina zawsze dziwiło to z jaką gracją i zwinnością poruszał się czasem chłopak. Za każdym razem, gdy to widział, musiał aż zamrugać, aby upewnić się, że dobrze widzi. Yoongi, widząc jego reakcję, uśmiechnął się. Ręka Jina zawisła między nimi raptownie, a on spojrzał na nią jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.

Włosy Yoongiego były zmierzwione od wiatru i owszem, może i chciałby widzieć teraz jego oczy, chciałby go przyciągnąć do siebie, złapać za kark i pocałować, tak mocno i długo jakby tylko się dało, ale wiedział, że nie jest to najlepszy pomysł. Nie byli sami w domu. Musiał przyznać, że był trochę zaskoczony samym sobą. Tyle lat ukrywania, tyle lat wypierania wszystkich uczuć powinno go nauczyć nie ulegania impulsom, ale jego ręka wiedziała lepiej. Była niecierpliwa i chciała już. Teraz. Zacisnął ją w pięść, przysuwając do własnej piersi. Yoongi uśmiechnął się lekko, widząc jego wahanie i dał krok do przodu.

- Nie bój się, jesteśmy sami - powiedział cicho, a Jin pomyślał, że Yoongi był naprawdę łatwy do kochania. Był cierpliwy i odważny, choć sam tak o sobie nie myślał. Jina zawsze zastanawiało, dlaczego tak jest. Zwłaszcza w takich momentach. Gdy jemu samemu brakowało odwagi i chciał się wycofać, schować. A może i zacząć przepraszać, co prawie przeszło mu przez gardło. Młodszy chłopak przysunął się bliżej. Tak, że Jin musiał go wreszcie dotknąć. Yoongi pachniał sobą, ale też wiatrem. Jak żywica i leśne listowie. Nie był to zły zapach, wręcz przeciwnie. Jin zamknął na chwilę oczy. Już nie był zły, nie był zirytowany, głos matki zniknął gdzieś w szumie jego własnej krwi, która rozsadzała mu bębenki i jeśli było mu gorąco to z zupełnie innego powodu niż niewygodnej koszuli.

- Co robisz? - Yoongi przekrzywił głowę w bok, gdy Jin przyłożył nos do jego do czubka jego głowy i pocałował go. A potem jeszcze w czoło, które było chyba równie rozpalone co całe ciało Jina w tym momencie.

- Byliście nad morzem, czy JK zepchnął cię ze stoku? - wymamrotał Jin, przyciskając znów usta do czoła Yoongiego. - Pachniesz jak las... - dodał i przeczesał palcami jego włosy, w których znalazł małe zasuszone listki i niebieskie kwiatki, które rosły w dość dalekich partiach lasu, który okalał dom.

- Nie będziemy rozmawiać na ten temat - burknął pod nosem Yoongi i wychylił się za Jina, żeby złapać za kubek i wsunąć go na dolną półkę kawiarki.

- Aż tak źle? - pytał dalej Jin, nie potrafiąc opanować uśmiechu, nad którym już nie panował, zwłaszcza, że Yoongi znów zrobił tę dziwną minę, która pewnie miała wyglądać groźnie, ale efekt był zazwyczaj komiczny. Chłopak marszczył wtedy śmiesznie nos, a jego oczy zamieniały się wtedy w dwie, wąskie szparki.

- Powiedzmy, że... - Yoongi zawahał się. - JK zawsze wie lepiej, co robić i ma mały problem z autorytetem i... nawigacją - dodał dyplomatycznie i stanął na palcach, wciąż marszcząc się lekko. Wyglądał na niezadowolonego, ale jego oczy mówiły co innego. Jin pogładził go dłonią po twarzy, na co Yoongi uśmiechnął się zawadiacko i znów stanął normalnie.

- To sam się zepchnąłeś?

- Nikt się nie zepchnął. JK prowadził nas na skróty, a potem...- urwał. - Nie powinienem mu dać prowadzić - przyznał i wzruszając ramionami, złapał za kubek. Wyglądał na zakłopotanego. - A jak tobie minął dzień? - Jin wzruszył ramionami.

- Większość dnia spędziłem z matką i Yongsun...- aż skrzywił się znów na samo wspomnienie. Nienawidził tych oficjalnych spotkań, zwłaszcza, gdy byli na nich ministrowie i trzeba było, może nie bawić w uprzejmości, bo Keplerczycy nie byli z tego znani, ale w gierki, których naprawdę nie znosił. Wszelkie paragrafy i protokoły doprowadzały Jina do szału. Na całe szczęście tylko jakaś część spotkań była z jego udziałem i to nie on osobiście musiał użerać się z politykami i głowami innych rodzin na co dzień. Czasem nie mógł się nadziękować w głowie za obowiązujący na Keplerach matriarchat.

- Kim?

- Moją siostrą, Solar. Yongsun to jej prawdziwe imię - wyjaśnił szybko.- Dyskutowaliśmy o eksodusie i...- wziął głęboki oddech i wstrzymał go na chwilę. - Nieważne... nie chce mi się dziś o tym rozmawiać - zakończył, bo czuł, że znów zaczyna się stresować. Yoongi nie wyglądał na zdziwionego.

- Spoko - odparł i odstawił kubek na bok. Przysunął się bliżej. Dopiero teraz, pod jaskrawym światłem lampy kuchennej, Jin zauważył, że czubek nosa Yoongiego jest czerwony, podobnie jak jego policzki. To, co wcześniej odebrał za zakłopotanie było po prostu opalenizną, która wychodziła już spod pudrowej czerwieni zalewającej też całe ramiona chłopaka.

Jin starał się nie uśmiechnąć, ale nie wychodziło mu to za bardzo. Zwłaszcza, gdy zauważył piegi, które pojawiły się na samym koniuszku nosa Yoongiego i pod jego oczami. Były drobne, ledwie widoczne póki co, ale jutro napewno będą się odznaczać na jego normalnie bladej cerze. Małe pieprzyki na twarzy drugiego chłopaka, jeśli dobrze się przyjrzeć, układały się w konstelację Liry i było to tak fascynujące i piękne, że gdyby ktoś spytał go teraz jak się nazywa to pewnie nie byłby w stanie odpowiedzieć.

- Opaliłeś się - powiedział od razu, na co Yoongi skrzywił się. - Ale to nie źle - zapewnił go. - Dobrze jest. Podoba mi się - przyznał chyba aż trochę zbyt entuzjastycznie, bo na twarzy drugiego chłopaka pojawił się dziwny, mały uśmieszek, którego nigdy nie widział w całym swoim życiu. Jego oczy nie wyglądały już na ani trochę zmęczone, wręcz przeciwnie. Jin mógłby przysiąc, że rozbłysły na moment, pełne rozbawienia. Były tak ciemne, jak sam kosmos i tak samo jak on przerażające i piękne. Jin widząc to, poczuł, że brakuje mu powietrza i znów zaczyna mu się robić gorąco. Aż zaczął podwijać rękawy koszuli, żeby się trochę ochłodzić, ale Yoongi złapał go za rękę i sam zaczął to robić. Jin nie zatrzymał go. Zamiast tego patrzył, jak Yoongi ze skupieniem zapinał kolejne rzędy guziczków i podwija materiał koszuli, składa za zgięciem, jak zaciska w skupieniu wąskie usta. Jak jego obojczyki unoszą się i napinają. Też były czerwone, a normalnie niewidoczne piegi, które chłopak zawsze miał, ciemniały z każdą sekundą.

- Yoongi - wyszeptał. Mięśnie ramion Yoongiego zesztywniały, a czarna czupryna uniosła się do góry.

- Strasznie dużo masz tych guzików... - zaczął mówić chłopak, ale nie dokończył zdania. Zamarł, widząc Jina, który otwierał i zamykał usta, jakby brakowało mu powietrza. Tak naprawdę to Jin chciał coś powiedzieć. Naprawdę chciał, ale mózg nie chciał z nim w ogóle współpracować.

Te piegi, te małe piegi musiały doprowadzić do jakiegoś zwarcia w jego głowie, bo raptem zapomniał, jak używa się standardowego, a co dopiero keplerskiego i cała lawina myśli zaczęła zaśmiecać jego umysł. Nie potrafił złapać ani jednego słowa, sformułować zdania. Zamiast tego z jego gardła wydobyło się tylko jęknięcie, na co Yoongi uśmiechnął się zawadiacko i znów zmrużył oczy.

- Mam je rozpiąć? - spytał, na co Jin potrafił tylko skinąć głową. - Nie mogłeś tak od razu? - kolejne skinięcie. - Tak jest, wasza wysokość - odparł Yoongi ze śmiechem. Dźwięk zmarł na wargach Jina, gdy poczuł na sobie ręce chłopaka.

***

Jimin nie liczył na to, że ktoś będzie na niego czekać. Kiedy kilka godzin wcześniej poprosił Jina o wskazówki, jak dotrzeć do jego domu, nie spodziewał się nawet odpowiedzi przed porankiem. Jednak starszy chłopak nie tylko wysłał mu dokładne współrzędne i plik z informacjami dotyczącymi najlepszej trasy, który należało tylko ściągnąć na nawigację pojazdu, ale też sam pojazd.

Jimin nie musiał nic robić, wystarczyło wsiąść do niego i nacisnąć guzik startu. Tak też zrobił, nie zastanawiając się nad swoją decyzją ani chwili dłużej. Początkowo chciał poczekać na ojca, pożegnać się z nim albo chociaż zostawić mu wiadomość, że odchodzi, ale zrezygnował z tego pomysłu. Już nawet nie dlatego, że ta informacja mogłaby spowodować kolejną kłótnię, ale dlatego, że ojciec nawet na nią nie czekał. Dla niego Jimin był tylko jednym z szeregu eksperymentów. Może tylko trochę takim bardziej udanym. Takim, którego chyba nie umiał powtórzyć.

Myślał o tym, przemierzając uśpione Yanghan, oświetlone jedynie lampami solarnymi dającymi nikłe, lekko zielonkawe światło. A potem, kiedy wyjechał na drogę wzdłuż wybrzeża, zrobiło się jeszcze ciemniej i tylko woda w zatoce odbijała niebieskawe światło księżyca.

Jimin słyszał gdzieś, że na Keplerze obowiązywało ograniczenie sztucznego oświetlenia, nie miał pojęcia, czemu miał służyć ten zakaz, ale dzięki niemu gwiazdy były doskonale widoczne. Chłopak przez chwilę szukał znajomych punktów na niebie, które zaczęły układać się w konstelacje, tworząc gwiezdną mapę.

Jaśniejszy punkt stacji orbitalnej, na której zadokowali Horizon, wybijał się na tle rozgwieżdżonego nieba. To tam znajdował się jego dom. Nigdzie indziej nie czuł się tak bardzo człowiekiem.

Pojazd zwolnił nieco, kiedy droga zmieniła się w wąską, leśną alejkę. Wysokie drzewa, wyglądające jak olbrzymie cienie, zasłoniły niebo i Jimin nie miał już na czym skupić wzroku, ale wciąż uparcie wpartywał się w ciemność przed sobą, dopóki nie zauważył światła w jednym z okien. To dzięki niemu w ogóle zorientował się, że znajduje się przed budynkiem.

Drzwi rozsunęły się cicho, a panele przy ścieżce rozbłysły nikłym światłem, kiedy tylko wysiadł z pojazdu. Jimin nie miał pojęcia, czy Jin w jakiś sposób wgrał jego dane w system ochrony, czy czujniki otwierają drzwi każdemu, kto się przed nimi znajdzie. Szczerze mówiąc, miał nadzieję, że to ta pierwsza opcja była poprawna.

- Jimin? To ty? - usłyszał, kiedy tylko drzwi zamknęły się za nim z cichym trzaskiem. - Widziałem twoją trasę na tablecie - Jin wynurzył się z jasno oświetlonej kuchni i pomachał tabletem, uśmiechając się lekko.

Nie wyglądał nawet na zaspanego, chociaż wiadomość Jimina musiała go obudzić, bo ubrany był w swoją wyciągniętą, starą piżamę, którą często używał na statku.

Jimin odwzajemnił uśmiech. To sprawiło, że poczuł się troszeczkę bardziej jak w domu. Jednak nadal stał przy samych drzwiach, niepewnie miętosząc za długi rękaw szorstkiego swetra, który kiedyś zabrał Namjoonowi. Czuł ulgę, bo Jin nie zaczął go wypytywać o szczegóły powrotu w środku nocy, jak pewnie zrobiłby to Taehyung, ale czuł, że powinien się wytłumaczyć. Tylko nie bardzo wiedział, jak to zrobić, jak dobrać odpowiednie słowa, żeby to, co miało dla niego tak duże znaczenie, nagle nie okazało się małe i głupie.

- Wszystko w porządku? - zapytał lekko zaniepokojony Jin. Jimin szybko pokiwał głową.

- Tak, jest... jest wszystko w porządku - odpowiedział swoim nowym głosem. Był bardzo podobny do starego, ale chłopak miał wrażenie, że brzmi zupełnie inaczej. Przynajmniej w jego głowie tak było. Teraz jego głos wydawał się delikatniejszy i w jakiś sposób mniej męski, ale miał nadzieję, że to tylko jego wrażenie. - Tata mnie naprawił, jest całkiem ok - dodał, czując się trochę nieswojo pod badawczym spojrzeniem starszego chłopaka.

Czasem Jimin miał wrażenie, że nie ma sensu niczego udawać przed Jinem, bo on i tak się zorientuje. Co prawda Taehyung uważał, że Jimin wymyśla, a Jin ma po prostu jasne oczy i dlatego jego spojrzenie wydaje się bardziej przenikliwe. Według Taehyunga, ludzie o jasnych oczach byli straszniejsi i stąd wzięły się legendy o wampirach z Keplera. Jimin nie był pewien, czy się z nim zgadza, ale w tej konkretnej chwili był gotów przyznać mu rację.

- Wyleczył - powiedział Jin po dłuższej chwili. Jimin spuścił wzrok. Znał różnicę między tymi słowami i chociaż wypowiadając je, dokonał nieświadomego wyboru, teraz uderzyło go, jak trafnym się on okazał. Jak dokładnie opisywał stan, w którym znajdował się Jimin. - Chodź, Minnie - Jin pociągnął go za rękę. - Napijemy się - dodał, prowadząc go w stronę obszernej kuchni.

Jimin nawet nie zaprotestował. Pokiwał lekko głową i ociągając się nieco, poszedł za starszym chłopakiem do oświetlonej słabo kuchni. Jin musiał to wiedzieć, zbyt długo studiował medycynę bio-form, żeby nie być świadomym tego faktu. Jimin mógł wypić każda ilość alkoholu bez żadnych skutków ubocznych, nie miał z tego jednak również przyjemności. Lekki szum w głowie, rozluźnienie i zupełnie niewytłumaczalną radość znał jedynie z opowieści innych i swoich własnych obserwacji. Z czasem nauczył się ją udawać, a później miał wrażenie, że też czuje to wszystko co ludzie po kilku rundach czegoś mocnego. Ale zawsze w głowie pojawiała się natrętna myśl, że to nie jest prawdziwe. Nigdy nie będzie, bo i on nie był.

- Nie doceniasz mnie - oznajmił Jin, jakby odpowiadał na niewypowiedziany zarzut, majstrując coś przy replikatorze. - Chciałem zrobić coś podobnego na Horizon, ale replikatory Federacji mają ograniczone możliwości, to nie jest alkohol... przynajmniej nie w klasycznym rozumieniu, ale powinien na ciebie zadziałać tak, jak etanol na ludzi - Jimin uśmiechnął się, doskonale zdawał sobie sprawę, że Keplerczycy patrzą z góry na wszystko, co zostało wyprodukowane poza ich królestwem. Kiedy jeszcze był w Akademii, czasem, w porywach złości, miał ochotę się z nimi kłócić, ale trudno było mu znaleźć odpowiednie argumenty, bo w gruncie rzeczy mieli rację.

Kepler był daleko bardziej zaawansowany technologicznie, a rozwiązania, którymi zdecydowali się podzielić z Federacją, dla nich samych były na tyle przestarzałe, że przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie. Właśnie dlatego się nimi dzielili. Jimin nie miał im tego za złe, nie dziwił się również ojcu, który zdecydował się właśnie tutaj założyć swoje laboratorium, swój mały, wyizolowany świat, w którym był panem wszystkiego.

- Poniewierająco - mruknął, obracając w dłoniach niewielką szklankę. Spojrzał pytająco na Jina, który właśnie przygotowywał sobie swój własny drink.

- Nie martw się, w najgorszym przypadku nie zadziała, nie powinien ci zaszkodzić - Jin usiadł obok, stawiając przed sobą lekko bursztynowy napój o intensywnym zapachu przypominającym woń wilgotnego lasu. Ostrożnie spróbował przezroczystego płynu. Był dość słodki i prawie od razu wypełnił go przyjemnym ciepłem - Kiedyś pracuję nad kolorem.

Jimin przez chwilę obracał szklankę w palcach, zastanawiając się, czy powinien coś powiedzieć. Wyjaśnić, czemu zdecydował się wyjechać od ojca w środku nocy, ale zamiast tego wziął kolejny łyk. Gdzieś w głębi mieszkania coś stuknęło, a zaraz potem do kuchni wbiegła Jonesy i z cichym miauczeniem zaczęła ocierać się o nogi Jimina.

- Stęskniła się za tobą - Jin uśmiechnął się lekko. Młodszy chłopak schylił się, by wziąć na kolana czarną kotkę, która nagle straciła nim zainteresowanie i zaczęła sprawdzać, co dzieje się na stole.

- Taehyung miał rację - powiedział w końcu Jimin, czując jak wzbiera w nim żal i gniew, a przede wszystkim rozczarowanie. - On... - zaczął, wpatrując się w blat stołu i swoje własne ręce prawie w całości ukryte pod rękawami grubego swetra. - Ojciec. Dla niego nigdy nie byłem dzieckiem, tylko jednym z wielu eksperymentów. Prototypem, może dlatego lubił i traktował mnie bardziej jak człowieka, ale nigdy... - przerwał z głośnym westchnięciem. Przez chwilę zastanawiał się, co chce właściwie powiedzieć. Może to wina niedawnych przeżyć, a może drinka, który zaserwował mu Jin. - Jeszcze nigdy nie czułem tak bardzo, że nie jestem człowiekiem - powiedział w końcu cicho. - Nigdy... nawet Namjoon... - zamilkł znowu. - Kiedyś myślałem, że ojciec mnie po prostu lubi i jest ze mnie dumny, bo sobie dobrze radzę, ale... on jest dumny z siebie. Nigdy nie chodziło o mnie. Cokolwiek zrobiłem, nigdy nie było zapisywane na moim koncie dokonań, tylko na jego, bo to on mnie stworzył. Rozumiesz? - Jin pokiwał głową, spokojnie popijając swojego drinka.

- Rozumiem - potwierdził, a Jimin mu uwierzył.

- Pomożesz mi? - odważył się zapytać. - Nie chcę już wyglądać, jak jego zabawki - wyjaśnił z desperacją. Musiał coś zrobić, musiał się zmienić, bo nie mógł już na siebie patrzeć. Nie chciał wyglądać tak, jak wymyślił to jego ojciec.

- Mogę... - Jin przekrzywił głowę, intensywnie się nad czymś zastanawiając. - Mogę pofarbować ci włosy - Jimin entuzjastycznie przytaknął.

To był dobry początek. Wstał szybko, gwałtownie przytrzymując się stołu, kiedy poczuł silne zawroty głowy. Miał wrażenie, że coś się popsuło z grawitacją, ale przecież nie byli nawet na statku.

Zachichotał cicho, chociaż nawet nie był do końca pewien, czemu to zrobił. Czuł, że mimo całego gniewu i żalu, który w sobie nosił, jest mu raczej wesoło.

- Chcesz jeszcze? - spytał starszy chłopak, wskazując na jego pustą szklankę. Jimin oczywiście miał ochotę na więcej. - Jeśli jutro będziesz czuć się chujowo, to nie miej do mnie pretensji - ostrzegł go jeszcze Jin.

- W porządku - uśmiechnął się szeroko, starając się nie rozlać nawet kropli drinka w drodze do łazienki.

Rozsiadł się wygodnie, wyobrażając sobie, jak bardzo zdziwi się Taehyung i cała reszta. Zastanawiał się, czy zrozumieją jego motywację, chociaż z każdym upitym łykiem coraz mniej zależało mu na ich aprobacie. Gdyby miał jeszcze jeszcze trochę więcej alkoholu, mógłby to wszystko wykrzyczeć. Jednak nadal był zbyt trzeźwy, by zapomnieć, że jest środek nocy.

- Możesz się obejrzeć - głos Jina dobiegał do niego jakby z oddali. Otworzył oczy zaskoczony, że cały proces trwał tak krótko.

- Nadal jestem jak one, nawet, jeśli już nie wyglądamy tak samo - stwierdził smutno Jimin, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Starszy chłopak nadal spokojnymi ruchami zbierał porozrzucane w łazience ręczniki i miski, których użył do mieszania farb.

- Nie jesteś - zaprotestował.

- Dzięki, ale nie musisz poprawiać mi humoru, ja i tak naprawdę doceniam to, co dla mnie zrobiłeś - mruknął młodszy chłopak trochę sennym głosem, przeczesując swoje czarne włosy. - Naprawdę doceniam - powtórzył, bo nie był pewien, czy wcześniej wymówił te słowa na głos, czy tylko je pomyślał.

- Mówię szczerze, nie jesteś taki, jak one - powtórzył. - One nigdy nie odeszły.

A/n: kiedy pisałam ten rozdział, wydawał mi się dość wesoły. Kiedy to edytowalam wręcz przeciwnie, więc XD

Ktoś mnie pytal wczensiej, jak wygląda proces twórczy. Nadal tak:


Nic się nie zmieniło

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro