26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pałac królewski było widać już z oddali, zbudowany na wzgórzu, górował nad całym miastem i wybijał się na tle soczyście zielonych drzew, które okalały go z obu stron.

Yoongi wiedział, że będzie ogromny i onieśmielający, ale kiedy tylko przekroczyli wysoką, przynajmniej kilku metrową bramę, nie spodziewał się tak wielkiej przestrzeni. Przez chwilę miał ochotę złapać Jina za ręką albo schować się za nim, by uciec od spojrzeń mijających ich osób. Nie zrobił tego jednak, czuł na plecach rękę starszego chłopaka i to w jakiś sposób dodawało mu odwagi.

- Mam wrażenie, że wszyscy się na nas gapią - powiedział cicho. Było mu głupio, że nie zna keplerskiego, bo wydawało mu się, że uniwersalny język brzmi tutaj jakoś niewłaściwie.

- Bo tak pewnie jest - odparł równie cicho Jin i uśmiechając się do Yoongiego, puścił mu oczko. - Też możesz się na nich gapić, wtedy zrobi im się głupio - dodał. Yoongi nie zamierzał korzystać z tej rady, ale dodała mu ona pewności siebie.

Gapili się, bo Jin był ich księciem. Do tego księciem, któremu wyprawili pogrzeb i opłakiwali według swoich tajemnych, keplerskich obrzędów.

Na pewno nie chodziło o niego. Z całą pewnością nie wiedzieli nawet, kim jest i czemu się tam znalazł. Szczerze mówiąc, tego drugiego nawet on sam nie był pewien. Kiedy dzień wcześniej Jin zapytał go, czy chciałby pojechać z nim do pałacu, po prostu się zgodził, nie zadając żadnych pytań.

Po części dlatego, że był ciekawy, a poza tym nie pomyślał, że może to wyglądać dziwnie. Nadal trudno mu było ogarnąć fakt, że jego Jin jest księciem. To nawet brzmiało jakoś głupio. Jasne, czasem żartował ze starszego chłopaka, nazywając go "wasza wysokością", a Jin frustrował się wtedy tak, że robił się cały czerwony. To było nawet zabawne.

Jednak teraz, kiedy kroczyli środkiem za długiego, jak na gust Yoongiego, dziedzińca, nie mógł już ignorować tego faktu albo obrócić go w złośliwy żart, bo każda z mijanych ich osób, na widok Jina kłaniała się w pas, a on tylko pozdrawiał ich gestem ręki, naturalnym i w jakiś sposób władczym, jakiego Yoongi nigdy u niego nie widział.

- Nie będziesz miał jakiś problemów? - zapytał, kiedy w końcu weszli do jednego z ogromnych budynków o zielono-czerwonych ścianach, które w miejscach, gdzie łączyły się ze spadzistym dachem, zdobiły kolorowe malowidła. Yoongi zadarł wysoko głowę, by przyjrzeć się temu, co przedstawiają.

- Z jakiego powodu? Że mnie widzieli? - zapytał Jin, kłaniając się lekko przed wejściem do budynku. Yoongi automatycznie zrobił to samo, chociaż nie miał pojęcia po co.

- Że nas widzieli - uściślił.

Jin zatrzymał się nagle, gwałtownie nabierając powietrza. Wyglądał na wkurzonego, ale przez dłuższą chwilę nic nie powiedział. Yoongi do końca nie rozumiał tych nagłych emocji. Nie był z Keplera, nie był nawet z jakiejś innej, szanowanej planety, a do tego nie pochodził z dobrej rodziny, więc to wydawało mu się dosyć naturalne, że Keplerczycy mogą nie być zachwyceni tym, że taka przybłęda jak on przebywa na ich dworze.

- Nie będę mieć problemów - odparł w końcu, zachowując spokój. - I ty też nie - dodał po chwili z wahaniem. Yoongi skinął głową.

- Ale nie są szczególnie zadowoleni? - zapytał, znowu, chociaż wiedział, że to niekoniecznie był najlepszy pomysł na omawianie takich tematów, zwłaszcza w tym momencie. Tak naprawdę nie rozmawiali nawet jeszcze o swoim związku, odsuwając ten temat tak bardzo, jak tylko się da.

- Niektórzy mogą nie być szczególnie zachwyceni - przyznał wolno Jin, jakby wypowiedzenie tych słów dużo go kosztowało.

Yoongi nie do końca rozumiał, dlaczego. Przyzwyczaił się do tego, że jako osoba pochodząca ze stacji, raczej nie był nigdzie radośnie witany. Dlatego nie spodziewał się, że na Keplerze będzie inaczej. Nie liczył na to, że wszyscy z miejsca go polubią i razem stworzą jedną, wielką szczęśliwą społeczność.

- To nic - uśmiechnął się. - Może ja też wcale nie będę nimi zachwycony - dodał, bo miał wrażenie, że Jin czuje się z tego powodu winny.

- Mną też nie wszyscy są zachwyceni, jeśli ci to poprawi humor - mruknął cicho, zwalniając nieco, by zatrzymać się przy jednej z sal.

Yoongi przez chwilę nie był pewien, w jaki sposób mają dostać się do środka, bo przy drzwiach nie znajdował się żaden panel ani czytnik. Jin zacisnął palce na dość sporym, metalowym kółku i kilka razy uderzył nim w drewno. Z drugiej strony dało się słyszeć jakiś ruch, a potem potężne, ciężkie drzwi przesunęły się na bok.

Wchodząc do środka, Yoongi nie zauważył nawet śladu mechanizmu, który mógłby je otworzyć. Miał ochotę zostać tam, by przyjrzeć im się nieco dłużej, ale zorientował się, że nie są już sami.

Po drugiej stronie pomieszczenia, przy niskim, zagraconym stole, siedziała jasnowłosa dziewczyna, której Yoongi w pierwszej chwili nie potrafił rozpoznać. Dopiero, kiedy wstała i uśmiechnęła się do nich, zorientował się, że musi być siostrą Jina, którą spotkali jeszcze na stacji orbitalnej, zaraz po wylądowaniu.

- Jesteście w końcu - zwróciła się do nich. Wyglądała zupełnie inaczej niż wtedy. Przede wszystkim Yoongi był pewien, że Solar jest znacznie wyższa. Może chodziło o niezwykłe ubranie, które miała wtedy na sobie, a może po prostu był zbyt oszołomiony tym wszystkim i dlatego zrobiła na nim tak duże wrażenie. Teraz wydawała się dosyć zwyczajna i zdecydowanie nie wyglądała jak przyszła królowa. Przynajmniej jego zdaniem.

W pierwszej chwili Yoongi nie wiedział, jak powinien się zachować. Czy powinien się ukłonić, przedstawić, zrobić coś specjalnego, co robi się tylko przy spotkaniu z przedstawicielami rodziny królewskiej? Mógł zapytać o to Jina i teraz było mu głupio, bo okazał się strasznym ignorantem. Na szczęście sytuacja sama się wyjaśniła, kiedy Solar nachyliła się nad zawalonym stołem i podała mu rękę.

- Yongsun - przedstawiła się z uśmiechem.

- Uhm - mruknął Jin, siadając na jednej z wielkich, puchatych poduszek rozrzuconych wokół stolika. - Masz jeszcze gdzieś kawę? - zapytał, przesuwając zgromadzone na blacie rzeczy.

- Gdzieś powinna być... tylko nie ruszaj tego - Yongsun wskazała na jedną z pochyłych i niestabilnych kupek. - To jest ważne - ostrzegła go i jeśli kiedyś Yoongi myślał, że Jin jest najgorszym syfiarzem w galaktyce, to tylko dlatego, że nie znał jego siostry. - Kubki tam - wskazała ręką w nieokreślonym kierunku, nie odrywając się nawet na chwilę od tabletu. - Masz - podała go w końcu Yoongiemu. - Powiedz, czy cię przekonuje - wyjaśniła, widząc jego pytający wzrok. - To szkic do negocjacji z Keplerem6, jeśli uważasz, że powinno tam się znajdować coś jeszcze, po prostu powiedz - dodała, jakby to była nic nieznacząca przyjacielska przysługa, a nie negocjacje decydujące o politycznej przyszłości połowy galaktyki.

Yoongi nawet nie był pewien, czy powinien widzieć ten dokument.

- Królowa będzie obecna na rozmowach - Yongsun rzuciła mimochodem, wygrzebując spod stosu książek staromodną kawiarkę.

- Cudownie - Jin westchnął wyraźnie niezadowolony.

- Nie ma nic o chipach - zaczął Yoongi, nie dając Jinowi rozkręcić się na dobre. - Dlaczego?

Yongsun spojrzała na brata znacząco.

- Jin uznał, że ten argument nie byłby fair, bo nikt z Keplerczyków ich nigdy nie miał, więc... nie ma to na nas bezpośredniego wpływu - wyjaśniła.

- Więc... uważasz, że to nie jest ważne? - zapytał Yoongi.

- Nie, nie - od razu zaprzeczył Jin. - Nie chcę was do tego wszystkiego mieszać, po prostu.

- Ale to nie dotyczy tylko nas, ale praktycznie wszystkich kolonii. Przez to zginęła cała załoga Ulyssesa. Uważam, że przemilczenie tej sprawy jest nie fair.

- Też tak uważam! - odkrzyknęła Yongsun z drugiego kąta pomieszczenia, gdzie prawdopodobnie szukała tych kubków, które miały leżeć zupełnie gdzie indziej.

- Ale ja się też z wami zgadzam, tylko nie chcę używać tego jako karty przetargowej - spojrzał na Yoongiego, szukając u niego wsparcia, ale młodszy chłopak był zdeterminowany do tego, by sprawa chipów została odpowiednio nagłośniona, bez względu na kontekst. - Może... możemy tego użyć... w odpowiednim momencie. Nie chcę, żeby... - Jin przerwał, odwracając głowę w kierunku drzwi.

- Wasza wysokość, czy mogę? - chłopak, który w nich stał, wyglądał na zdenerwowanego. Yongsun kiwnęła głową i zniknęła razem z nim za drzwiami.

- Wiedzą o Ulyssesie i Orvandillu - powiedziała tylko z zagadkową miną, kiedy po chwili wróciła do pomieszczenia.

Yoongi poczuł, jak cała krew odpływa mu z głowy. To był ich koniec.

Nawet nie wiedział, jak zareagować, czy w ogóle był jeszcze sens, żeby coś zrobić.

- Yoongi, zbierz załogę, ok? - dobry moment zajęło mu, żeby zrozumieć znaczenie słów Jina. Kiwnął lekko głowę. - Nie nam nie grozi. Zbierz ich wszystkich. Przyjadę tak szybko, jak to będzie możliwe. Obiecuję.

***

Taehyung nie mógł przestać gapić się na Jimina, który raz po raz przeczesywał czarne włosy ręką. Wyglądał dziwnie, jak nie z tego świata, co było nawet prawdą, bo jego wygląd mocno kontrastował teraz z wyglądem Keplerczyków, którzy otaczali ich z każdej strony. Oni sami byli śniadzi, a ich włosy złote lub białe jak mleko, tak różni od Jimina, którego równie opalona zwykle cera, wydawała się przeraźliwe biała w kontraście ze świeżo pofarbowanymi włosami. Taehyung nawet chciał się spytać, jak doszło do tej zmiany, ale wciąż nie do końca ze soba nie gadali.

To nie było tak, że chłopak nie chciał się pogodzić. Może i był zły, i nie odbierał wiadomości od młodszego brata przez cały jego pobyt w Eden, ale gdy rano dowiedział się od Jina, że Jimin wrócił i śpi na samej górze, poszedł do niego żeby pogadać. Powiedzenie, że Jimin nie był tym zachwycony było niedopowiedzeniem. Chyba po raz pierwszy w życiu Taehyung widział go w takim stanie. Brat skinął mu tylko głową, przyjął przeprosiny bez wypowiedzenia ani jednego słowa i poszedł do łazienki, kompletnie ignorując śniadanie jakie zrobił mu Taehyung.

Zignorował ich zwyczajową gałązkę oliwną, a w dodatku nie wyszedł z łazienki, aż Hoseok nie wpadł na górę, żeby zabrać ich do centrum Yanghan.

Nawet teraz, gdy stali obok siebie na tarasie widokowym wychodzącym na zatokę, obserwując przelatujące nisko gigantyczne keplerskie albatrosy, Jimin milczał i wpatrywał się w horyzont. Niby był z nimi, ale wydawał się nieobecny. Jego ciemne, przeciwsłoneczne okulary nie zasłaniały mu pół twarzy i tylko potęgowały to wrażenie dziwnej pustki i smutku, który roztaczał wokół.

Taehyung był pełen teorii, pełen pytań. Czy wszystko się udało, czy Jimin jest zły, czy coś stało się z jego pamięcią, ale jak na złość nie było nikogo, kto mógłby go wysłuchać.

Jungkook uciekł gdzieś, gdy tylko wysiedli z samochodu, którym przywiózł ich tu Hoseok. A sam Hoseok trajkotał jak najęty i nie zrażał się wcale tym, że Jimin mu nie odpowiada. Taehyung podejrzewał, że miało to związek z różową oranżadą, od której na pewno uzależnił się pilot. Od kilku dobrych dni, zawsze była w zasięgu jego pola widzenia i Hoseok wydawał się być po niej jeszcze bardziej pobudzony niż zwykle.

- Potem pójdziemy do parku przy głównej alei - zakomunikował głośno, na co Jimin skinął tylko głową. - Możemy zjeść tam lunch. Jin dał mu kilka adresów.

- A nie możemy od razu iść na lunch? - spytał Taehyung. Odwrócił się plecami od zatoki i oparł o barierkę. Miał teraz doskonały widok na park i gigantyczne keplerskie wierzby.

Były tak wielkie jak ziemskie sekwoje i o ile na Aningan wydawały się potężne i dotykały prawie kopuły stacji, te w zderzeniu z oryginalnym przyciąganiem planety i w naturalnych warunkach, wydawały się jeszcze wyższe, a ich ornamentacyjna kora jeszcze piękniejsza.

Kolorowe kwiaty oplatały ich podstawę i pięły się w górę, aż do pierwszych tarasów, zawieszonych między drzewami, a potem jeszcze wyżej, do mieszkań i biur, które znajdowały się u samego szczytu ich pustych pni.

- Jestem głodny - dodał, choć brzmiało to prawie jak jęknięcie. Jimin zmarszczył się i zerknął na niego. Taehyung czuł to chociaż nie widać było oczu chłopaka, bo wciąż miał na sobie te czarne okulary, które nie były ani trochę przezroczyste.

- Wytrzymasz - odparł Hoseok. - Poza tym umówiłem się z JK'em przy fontannie i musimy go najpierw zabrać.

- Dlaczego nie jest z nami tak w ogóle? - Taehyung wiedział już, że na nic zda mu się jęczenie. Za każdym razem, jeśli miał jakiś plan, musiał o nim zapomnieć, bo czy to chodziło o Jina, Hoseoka, czy nawet Yoongiego, chociaż kapitan rzadko przyznawał się do jakiś głębszych uczuć względem dzieciaka, to Jungkook zawsze miał pierwszeństwo. Taehyung nie rozumiał tego kompletnie. Co takiego miał w sobie chłopak, że wszyscy mu ustępowali? Westchnął cicho i odsunął się od barierki.

- Poszedł do biblioteki - odezwał się niespodziewanie Jimin. Taehyung spojrzał na niego zaskoczony. A jednak mówił. I to swoim normalnym głosem.

- A ty skąd to wiesz? - spytał bez zastanowienia.

- Gdybyś czasem czytał wiadomości na komunikatorze, też byś wiedział - odparł szybko Jimin, nie tracąc spokoju. Wciąż wydawał się dziwnie wyzuty z emocji, ale gadał. To był jakiś postęp, chociaż Taehyung nie mógł pozbyć się wrażenia, że te ostatnie zdanie było przytykiem w jego stronę. Skinął głową bez słowa. Nie da się sprowokować.

- Po cholerę, w ogóle? Jakby nie mógł znaleźć wszystkiego na tablecie - mruknął pod nosem, gdy Hoseok zaczął ich popędzać i prowadzić w stronę wierzb.

- Szuka kogoś, tak mi powiedział - odparł pilot. - Nie wiem, co on kombinuje tak naprawdę. Chciał tylko ode mnie kości pamięci, żeby coś tam zgrać - wzruszył ramionami. - Z nim to nigdy nie wiadomo. Może szuka tego różowowłosego chłopaka z Aningan, co Jonesy ma koty z jego kotem?

- Daniela? - spytał Taehyung, krzywiąc się lekko na samo wspomnienie wydzierającego się Jungkooka, gdy tylko zobaczył Daniela ze swoją dziewczyną. - Wątpię...

- Może mu przeszło? - podsunął Hoseok. - Może chce pogadać? - mówił dalej. - Albo oddać mu kociaki.

- Aha, już widzę jak Yoongi na to pozwala - Taehyung parsknął pod nosem. - Zwłaszcza Holly - Hoseok zaczął się śmiać, na co Jimin skrzywił się i aż przystanął na chwilę.

- Dob..- zaczął, ale się powstrzymał. Młodszy chłopak poprawił nerwowym ruchem okulary na nosie. A może jednak ta czerń na jego głowie nie kontrastowała z jego cerą. Może był po prostu blady? Jimin naprawdę wyglądał dziwnie i już nie chodziło o nowy kolor włosów. - Dobrze się czujesz? - spytał, chociaż nie był pewien, jak zareaguje na to brat.

- Tak, jest ok - odparł błyskawicznie Jimin, maskując kolejne skrzywienie, gdy przejechał obok nich ktoś na rowerze, bladym i krzywym uśmiechem. - Gdzie ta fontanna? - spytał i zaczął iść pierwszy, nie czekając nawet na pozostałą dwójkę.

- Myślisz, że twój ojciec...- zaczął cicho Hoseok.

- Nic nie myślę - przerwał mu Taehyung. - Nie wiem, co w niego wstąpiło.

- Może się coś tam stało? - podsunął pilot. - Może powinien tam zostać dłużej. Pamiętasz, jak było ostatnio? Jego naczynka i unerwienie...

- Wiem - odparł Taehyung. - Nie musisz mi tego mówić - mruknął ciszej, bo był prawie pewien, że Jimin go słyszy. Ostatnim razem, gdy lekarze z Keplera wybudzili Jimina, chłopak cierpiał jeszcze długo, długo po operacji. Była to wina bomby, owszem, ale też skomplikowanego systemu unerwienia bio-androidów, który nie do końca był zbadany. Jin trzymał go na takich dawkach środków przeciwbólowych, że Taehyung miał wrażenie, że przez przypadek zabije mu brata, bo to, co dostawał Jimin mogło pokonać nawet potężnie zbudowanego Epsilijanina. - Ale jeśli uważa, że to nic takiego, to siedź cicho.

- Ale... - zaczął protestować Hoseok.

- Naprawdę chcesz się z nim kłócić? - to przekonało drugiego chłopaka, który westchnął tylko.- Daleko do tej fontanny? - Taehyung zmienił szybko temat, na co Hoseok znów zareagował entuzjastycznie.

- Zaraz tam będziemy - powiedział szybko. - W niflheimskim przewodniku pisało, że czasem na jakieś ważniejsze święta, zamiast wody płynie w niej alkohol. Czujesz to? - Taehyung wzruszył ramionami. Nie za bardzo przepadał za piciem. - Pra, pra, pra, pra, pra-babka Jina zaczęła tę tradycję, po tym jak Kepler3 okazał się dobrą inwestycją i założyli tam kolonię. Co roku, w rocznicę ustanowienia Trójki mają tutaj imprezę, ale ostatnio rozszerzyli to na rocznicę założenia Szóstki, Dwójki... - zaczął mówić coraz szybciej i szybciej.

Taehyung naprawdę nie wiedział, skąd mu się to brało, ale Hoseok jak zaczął się czymś interesować, to czytał na ten temat wszystko, a ostatnio jego głównym przedmiotem zainteresowań był układ Keplera. Jeszcze trochę, a naprawdę będzie mógł pracować na planecie jako przewodnik. Co chwila bombardował ich jakimiś faktami z życia Keplerczyków i chyba już wszyscy mieli go dość. Taehyung na pewno miał.

- O, zobacz! Jungkook - powiedział szybko, przerywając Hoseokowi i czym prędzej podszedł do fontanny, zostawiając chłopaka za sobą.

- Może spytaj Jina - usłyszał cichy głos Jimina, który ginął w szumie wody, która tryskała za nimi. Jungkook siedzący obok nic nie odpowiedział. Kopnął w jakiś niewidzialny kamień, odwrócony twarzą w stronę fontanny. Po chwili zastanowienia zanurzył w niej rękę. Nie była różowa, ani czerwona, jak większość wód na Keplerze. Miała normalny, niebieskawy kolor, który można było spotkać na Ziemi. Oczywiście, kiedy ta nie była jeszcze tak zanieczyszczona. Taehyung usiadł obok niego.

- O co chodzi?

- Nie twój interes - burknął nastolatek. Nabrał więcej wody na dłoń i podrzucił ją do góry. Jimin też nie śpieszył się z odpowiedzią, więc Taehyung wzruszył ramionami. Super, Jimin i Jungkook mają beznadziejny humor, a Hoseok, który zdążył ich dogonić cierpiał dziś jakiś słowotok. Idealnie. Taehyung czasem naprawdę tęsknił za Horizon.

- Jesteście gotowi? - spytał pilot na powitanie. Jungkook odparł jakimś przedziwnym dźwiękiem, który nie oznaczał tak naprawdę nic, a Taehyung postanowił iść w jego ślady.

- Możemy iść - odparł Jimin, wstając z ławki okalającej fontannę.

Strzepnął niewidoczne pyłki ze swoich czarnych spodni i przeciągnął się. Nawet jego strój kontrastował z ubiorami ludzi, którzy mijali ich dookoła. W dość ruchliwej, dzielnicy handlowej, praktycznie wszyscy ubrani byli w jasne kolory, które odbijały promienie słoneczne. Taehyung aż przeklinał siebie za to, że nałożył dziś czarną koszulkę. Nie potrafił sobie wyobrazić nawet, jak musiał czuć się brat. Pewnie gotował się pod tymi spodniami, równie ciemną koszulką i kurtką, którą miał narzuconą na plecy. Na dość zatłoczonym placu wyglądał obco i dziwnie. W pewnym momencie Taehyung miał wrażenie, że to przez niego na placu raptem zapadła cisza, a potem dało się słyszeć jakieś krzyki, a potem wszystko ucichło.

- Co jest? - spytał cicho.

Spojrzał na Hoseoka, którego twarz pobladła raptownie. Dopiero po chwili Taehyung zorientował się, co się stało. Telebimy zamontowane na wysokich budynkach skrzyżowania, gdzie stała fontanna, pokazywały właśnie Wrota Oriona. Jakaś kobieta, która wyglądała na Ziemiankę poruszała ustami, ale żaden głos nie docierał do ich uszu.

Na dole, na pasku widać było jakieś napisy po keplersku, potem pojawiła się twarz Jina. Aż wstał z miejsca, wysilając wzrok. Może i nie znał keplerskiego, ale standardowy jak najbardziej. Może uda mu się coś wyczytać z ruchu warg, może... Wtedy dźwięk zaczął płynąć z głośników dookoła placu.

- ...morderstwo wysoko postawionego członka korpusu dyplomatycznego Ziemi... - dokończyła kobieta.

Na jej miejscu pojawiło się ziarniste nagranie z kamerki, która pokazywała jakieś lochy. Nie, wróć. To nie były lochy, to były jakieś korytarze. Ciasne i zadymione. W pierwszym momencie chłopak myślał, że tylko mu się wydaje, ale mignęła mu zaskoczona twarz Jungkooka. Była blada i zmęczona. Chłopak dyszał ciężko i nie wyglądał najlepiej, przystawiając do twarzy maseczkę. Snop światła z broni, którą trzymała osoba, która też to kamerowała, uderzył chłopaka w twarz. To na pewno był Jungkook. Ciche przekleństwo wyrwało się z ust Taehyunga.

- Tu się schowałeś - powiedział kamerzysta. - Jesteś od rebeliantów? Od Oriończyków? - pytał dalej, a Jungkook skulił się z bólem wymalowanym na twarzy.

- Nie jest - odparł mocny, męski głos, którego Taehyung nie poznał w pierwszym momencie. Snop światła przesunął się, ukazując Jina.

Jimin aż zakrył dłonią usta. Lekarz wydawał się wyższy niż zwykle. Był opanowany, groźny i miał broń wycelowaną w kierunku kamerzysty. Statystyki żołnierza podskoczyły. Jego ciśnienie, bicie serca. Wszystko to widać było w rogu nagrania.

- Minhyun - Jin wypowiedział prawie czule imię tajemniczego kamerzysty, co tak mocno kontrastowało z jego postawą i wycelowaną bronią, że Taehyung sam zaczął się bać. Jin przekrzywił głowę w bok, a na jego twarzy nie widać było żadnych uczuć. Stalowe spojrzenie jego oczu przeszywało na wskroś i chłopak był przekonany, że gdyby był na miejscu Minhyuna, sam padłby na zawał. - Zdążyłeś mnie już opłakać? - mówił dalej Jin. Jego broń była odbezpieczona. Jego broń była odbezpieczona. Mózg Taehyunga aż krzyczał.

- To niemożliwe...- wydusił z siebie żołnierz. Jego statystyki przekraczały wszystkie normy. Adrenalina, ciśnienie. Ludzie na placu zaczęli głośno rozmawiać między sobą. - Pochowali was jak bohaterów. Ciebie, J...- nie dokończył.

Jin wystrzelił. Kamera przechyliła się do tyłu, zabierając za sobą snop światła, a głuchy odgłos upadającego ciała nie dało się pomylić z niczym innym. Obraz rozmył się i po chwili pojawiła się znów kobieta, która raczej na pewno nie była prezenterką. Dopiero teraz Taehyung zobaczył jej odznaczenia wojskowe. Jungkook wstał ze swojego miejsca i podszedł bliżej, podobnie jak Hoseok, który złapał Taehyunga za przedramię.

- Nie był to pierwszy akt przemocy dokonany przez Cheonsu, księcia piątej planety keplerskiego układu. Zarówno on jak i członkowie terrorystycznej komórki separastycznej, pod dowództwem kapitana Min Yoongiego, odpowiadają za wysadzenie i morderstwo załogi Federacyjnego statku Ulysess co wykazało wielomiesięczne śledztwo - ekran zmienił się i pojawiło się zdjęcie Yoongiego. Te z zakończenia ostatniej misji, gdzie wyglądał jak siedem nieszczęść. Zarówno jego twarz jak i twarz Jina, który stał nieopodal zostały zakreślone. Zdjęcia pozostałych członków załogi też pokazały się na ekranie. Jimin, Hoseok, on sam. Wszyscy w mundurach, z kroniki szkolnej.

Zdjęcie Namjoona za to było inne. Wydawało się nowsze, bo chłopak miał dziwną fryzurę, której Taehyung nie rozpoznawał i obitą twarz. Zdjęcie Jungkooka było po prostu stop klatką z klipu pokazanego wcześniej i było podpisane: załogant nieznany.

- Pierwszy oficer statku Horizon, Kim Namjoon, został ostatnio schwytany przez Federacyjny patrol na planecie 55 Cantri E, na której odbywała się misja eksploracyjna statku Jingwei należącego do Królestwa Keplera. Federacja Ziemi ma wszelkie podstawy, aby twierdzić, że pozostali, groźni terroryści również żyją i przebywają na terytorium Keplera. - twarz kobiety przybrała poważny wyraz. - Federacja Ziemi nawołuje wszystkie planety układu do wydania groźnych terrorystów. Do czasu negocjacji załoga keplerskiego statku Jingwei zostanie w areszcie Federacyjnym, czekając na rozwiązanie sprawy.

- Dzwoń do Yoongiego - wyszeptał Taehyung, nie potrafiąc oderwać wzroku od ekranu.

Tym razem pokazywano resztki Ulysessa i jakiś żołnierzy, którzy pokazywali oczernione odłamki metalu. Coś było na pasku na dole ekranu, ale wszystkie informacje powadano po keplersku. Hoseok złapał za komunikator, ale nie wykonał żadnego ruchu.

- Nie muszę, dzwoni - powiedział i odebrał połączenie.

- Wracamy do Jina - postanowił Taehyung i złapał spojrzeniem brata, który wciąż patrzył się w ekran. Ludzie obok nich, wydawali się nie zwracać na nich uwagi, ale wiedział, że to tylko kwestia czasu. Muszą się stąd wydostać i to teraz. Szepty otaczały ich z każdej strony. Wojna, mówili jedni. Wojna, potakiwali drudzy. Złapał Jungkooka za przedramię i zaczęli iść szybko w stronę parkingu.

***

Ambasador Federacji mówił z ekranu spokojnym głosem, przez który przebijała pewność siebie i poczucie wyższości. Jakby był przekonany o swojej racji i nikt w całej galaktyce nie byłby w stanie tego zmienić. Tak brzmiała władza.

Jin nienawidził tego tonu. Siedział z boku, niewidoczny dla kamery, która obejmowała tylko jego matkę i siostrę. Próbował skupić się na słowach mężczyzny, ale jego myśli, szybkie i niespokojne, krążyły wokół Yoongiego i Horizon.

To tam powinien być teraz i z każdą minutą przemówienia, które skupiało się na jego winach, zdradzie i hańbie, jaką okrył całe królestwo, zyskiwał pewność, że jego obecność w pałacu nie ma najmniejszego sensu.

Słowa Ambasadora co jakiś czas przebijały się do jego świadomości i budziły w nim gniew. Chłopak bał się, że w końcu nie wytrzyma i skonfrontuje się z tymi wszystkimi kłamstwami, zdradzając tym samym swoją obecność i skazując ich wszystkich na porażkę.

W polityce nie było miejsca na emocje. Zdawał sobie z tego sprawę, a nawet potrafiłby dostosować się do reguł gry. Problem polegał na tym, że wcale tego nie chciał. Teraz nie było jednak wyjścia. Dlatego doczekał do końca rozmowy z ambasadorem, zaciskając mocno zęby i wbijając sobie paznokcie w dłonie.

- Spotkam się z Hyejin i Dahye w sprawie materiałów, które możemy wypuścić. Wszystko jest już gotowe, to tylko kwestia ustalenia, co konkretnie chcemy przekazać Federacji i podległym koloniom - powiedziała Yongsun, kiedy pełna napięcia cisza w pomieszczeniu przedłużała się. Nawet jeśli się denerwowała, nie było tego po niej widać. - Matko? - Królowa tylko skinęła głową. - A ty jakie masz plany? - zwróciła się do Jina, Hwangok przeniosła na niego swoje spojrzenie, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z jego obecności.

- Poczeka w pałacu, żeby w razie potrzeby złożyć oświadczenie, że nie był odpowiedzialny za żadne decyzje i tylko wypełniał rozkazy kapitana Horizon. To oczywiste - odpowiedziała za syna, zanim Jin zdążył zastanowić się nad pytaniem.

- Wracam do załogi - odparł krótko, starając się nie powiedzieć za dużo i nie okazać gniewu, który powoli przejmował nad nim kontrolę. Jeśli miał zamiar wyjść, to musiał zrobić to teraz. - Matko - skinął głową, kierując się w stronę wyjścia.

- Jeśli teraz z wyjdziesz, to będzie miało swoje konsekwencje i być może nie tylko dla ciebie. Zacznij w końcu myśleć o innych, nie tylko o sobie - Hwangok popatrzyła na syna, jednak w jej spojrzeniu nie było złości, którą pewnie czuła.

Jin był tego pewien. Kiedy jeszcze był dzieckiem, starał się sprowokować matkę, by choć raz na niego nakrzyczała, nawet podniosła rękę, zrobiła cokolwiek, by pokazać, że potrafi wzbudzić w niej emocje. Chociaż te negatywne, skoro wiedział, że nigdy nie będzie z niego dumna. Jednak nigdy mu się nie udało.

W ich relacji nie było uczuć, tylko przyczyna i skutek.

- Nie uważasz, że już wystarczająco dokładnie nauczyłaś mnie o konsekwencjach? - zapytał uprzejmie, zachowując spokój. Przynajmniej tego zdołał się od niej nauczyć. Nieokazywania emocji w kryzysowych sytuacjach, co z jednej strony okazało się bardzo pomocne, a z drugiej sprawiło, że wiele osób, nawet tych, na których Jinowi zależało, uważało go za pozbawionego uczuć.

- Wydaje mi się że nadal to do ciebie nie dociera... - kobieta zrobiła dramatyczną pauzę, z pewnością po to, by kontynuować swój wywód, tłumacząc Jinowi, co zrobił nie tak, jakby nadal był dzieckiem, które nie jest w stanie samo zrozumieć swoich czynów.

- Mamo... - zaczęła Yongsun, która ze zmarszczonymi brwiami patrzyła to na matkę, to na brata, próbując włączyć się w spór i załagodzić go, zanim jeszcze powstanie. Pewnie spodziewała się, że matka nie przepuści okazji, by powiedzieć synowi, że jest idiotą, a Jin nie zamierzał jej tym razem odpuścić. Nawet, jeśli to był najgorszy z możliwych momentów na rodzinną kłótnię.

- To już dawno do mnie dotarło, kiedy nie chciałem iść do Aningan, żeby zostać żołnierzem, wysłałaś mnie do Akademi Federacji, co było konsekwencją podważenia twojego zdania, ale w porządku. Pogodziłem się z tym - przeszło mu przez myśl, że powinien przynajmniej wstać, kiedy rozmawia z królową, ale było już za późno. - Przez twoją decyzję zostałem członkiem załogi Horizon i to nim przede wszystkim jestem.

- Przede wszystkim jesteś moim synem i masz zobowiązania wobec Kaplera. Nie jesteś nikim, Seokjin, nie możesz sobie pozwolić na bezsensowną stratę czasu na zabawę w kosmosie.

- Pozbawiłaś mnie wszystkich królewskich przywilejów i co za tym idzie zobowiązań. Poza tym dzięki tej bezsensownej stracie czasu Kepler dotarł do materiałów, jakich twoje tajne źródła nigdy by nie zdobyły! - Jin gwałtownie wciągnął powietrze, hamując gniew, który powoli znajdował pęknięcia w jego masce obojętności. Nie potrafił grać w tę grę tak dobrze jak matka, ale też nie miał takiego doświadczenia.

- Mamo, atak Federacji na misję badawczą może być dla nas argumentem, bez względu na to, co stało się na Ulyssesie, i później, na Orvandillu, nie mieli prawa tego zrobić. Nie ma - Solar podniosła trochę głos, nie dając sobie przerwać. Jin zobaczył ją w zupełnie innym świetle, bo do tej pory była dla niego siostrą i nie potrafił widzieć w Yongsun nikogo więcej. Teraz widział przed sobą przyszłą królową, która rozpocznie nowy rozdział w historii Królestwa. - Nie ma na to precedensu - powiedziała stanowczo. - Strategia Federacji doprowadzi ich do przegranej, bo jesteśmy w stanie udowodnić, że to oni zamordowali załogę Ulyssesa, a na Orvandillu zaatakowani pokojowo nastawiony statek. Mamy mnóstwo materiałów, które zaraz możemy opublikować. Choćby zaraz.

- Tym bardziej Seokjin powinien zostać w Dziewiątym Dystrykcie, żeby w razie konieczności złożyć oświadczenie. Czy ciebie też muszę uczyć, jak to działa? - zapytała Hwangok surowym tonem. Jin już miał zamiar stanąć w obronie siostry, która nadal milczała, ale przypomniał sobie, że nie powinien teraz angażować się w kłótnię. Miał ważniejsze rzeczy na głowie i to zdecydowanie gdzie indziej.

- W każdym razie... - zaczął, czując, jak obie kobiety momentalnie spojrzały w jego kierunku. - Na mnie już czas - powiedział sztywno, wycofując się w stronę drzwi. - Jeśli kapitan Horizon zdecyduje się rozpocząć misję, będą potrzebować na niej lekarza - oznajmił otwierając drzwi.

Zawahał się przez chwilę, nim mocno złapał za ich drewnianą krawędź i przesunął je w bok. Nigdy nie myślał, że kiedykolwiek się na to zdobędzie i zakończy spotkanie z matką. Odejdzie, nie czekając na jej pozwolenie.

Hwangok nie zrobiła, ani nie powiedziała nic, by go zatrzymać, ale i tak na to nie liczył. To byłoby wbrew protokołom, a to głównie one określały ich relacje. Nie było w nich miejsca na uczucia i w gruncie rzeczy, nigdy mu to specjalnie nie przeszkadzało. Jedynie te ciągłe upominania, że powinien robić wszystko w inny sposób, bardziej się starać, uważać na swój wizerunek, na protokół, na wszystkie te rzeczy, które dla Jina właściwie nie miały znaczenia, bo większość swojego życia spędził poza Królestwem i pałacem, to naprawdę go uwierało i nie dawało spokoju.

Kiedy powiedział Yoongiemu, że mógłby od tego wszystkiego odejść, w ostateczny sposób odciąć się od Królestwa, bał się, jednak gdzieś w głębi serca liczył po cichu na to, że Yoongi wymusi na nim tę obietnicę, a wtedy nie będzie mógł się wycofać i jej złamać. Zrobiłby dla niego to, czego zawsze bał się zrobić sam z siebie.

- Jin! Poczekaj! - usłyszał za sobą szybkie kroki siostry. W pierwszym odruchu miał zamiar ją zignorować. Nie chciał, bo jeśli ktokolwiek byłby w stanie namówić go do pozostania w pałacu, byłaby to ona. Za każdym razem, kiedy chciał się wycofać ze wszystkich sekretnych zobowiązań albo komuś o nich powiedzieć, była w stanie namówić go, by tego nie robił. A on jej słuchał. Za każdym razem.

Nie tylko dlatego, że Yongsun prawdopodobnie była jego jedynym, prawdziwym sojusznikiem na dworze, ale też dlatego, że jej ufał prawie tak mocno jak Yoongiemu. To była jego siostra, z którą spędził całe dzieciństwo i tylko ona potrafiła zrozumieć, jak to jest być dzieckiem wobec którego dorośli stawiają zupełnie niedziecięce wymagania. Ona go rozumiała i właśnie z tego powodu wiedziała, w jaki sposób do niego dotrzeć i przekonać go do podjęcia decyzji, których być może nigdy by sam z siebie nie podjął. Dlatego teraz bał się tego, co chciała mu powiedzieć.

Yongsun dogoniła go i złapał za ramię, prawie zmuszając do tego, żeby odwrócił się w jej kierunku.

- Głuchy jesteś?! - echo jej słów odbiło się od pustych korytarzy.

- Nie - mruknął, krzyżując ręce na piersi. Nie powinien tego robić, postawa defensywna była dobrą podpowiedzią dla przeciwnika i mogła mu pomóc w przyjęciu odpowiedniej strategii. - Nie wrócę tam - dodał na wszelki wypadek.

- Wiem przecież - Yongsun machnęła ręką lekceważąco. - Nawet nie zamierzałam cię przekonywać - dodała, jednak Jin nadal postanowił być czujny. To mógł być element jej strategii. - Wszystko idzie zgodnie z naszym planem - uśmiechnęła się pocieszająco.

- Matka się wściekła - przypomniał jej, bo w końcu ich plan w ogóle tego nie zakładał.

- Wiem, ale porozmawiam z nią jeszcze i do wszystkiego przekonam. To stresujący moment, musi się na kimś wyżyć, a ciebie... no wiesz... nie lubi - Jin tylko kiwnął głową, nadal nie wiedział, jak powinien reagować, kiedy Yongsun mówiła o tym tak zupełnie otwarcie. Wszędzie, w całej galaktyce, rodzicie mieli swoje ulubione dzieci, które kochali bardziej, ale chyba tylko na Keplerze mówiło się o tym otwarcie, jakby miłość rodzicielska nie była czymś naturalnym i wynikającym z rodzicielskich więzi.

- Ciebie też nie lubi - odpowiedział siostrze, tylko po to, by poczuć się trochę lepiej. Yongsun wzruszyła ramionami.

- Przyzwyczaiłam się - odparła. Może on też powinien. - Wiesz już, co zdecydował Yoongi? - zapytała, zmieniając temat, a Jin momentalnie zrobił się bardziej czujny. Pokręcił przecząco głową, bo nie miał pojęcia, co zdecydowała załoga. Nie do końca wiedział nawet, co będzie chciał zrobić sam kapitan. - Jeśli zdecydujecie się polecieć tam.. - zaczęła wolno, jakby zastanawiając się nad czymś. - Skontaktuj się z Jieun, ona doradzi wam, w jaki sposób najszybciej dostać się w okolice tej planety i da wam odpowiednie wsparcie.

- Yoongi się na to nie zgodzi - odparł Jin mechanicznie. Znając ich kapitana, prędzej zdecyduje się zrezygnować z misji, niż lecieć tam jako figurant, mały element jakiejś większej operacji, na którą nie będzie miał żadnego wpływu.

- Zgodzi się, jeśli nie jest idiotą - odpowiedziała kategorycznym tonem. - Nie chcę, żebyście lecieli tam po śmierć, tylko po kolejne argumenty, które przyczynią się do upadku Federacji - wyjaśniła z uśmiechem.

- Jeśli zdecydujemy się tam polecieć, to nie po argumenty, ale po Namjoona - zaprotestował Jin. Yongsun przechyliła głowę i zmrużyła oczy, przyglądając mu się przez chwilę.

- Jestem z ciebie dumna i nie psuj tego - powiedziała w końcu. - Długo się z tobą nie zgadzałam, ale dobrze, że zostawiłeś tę kamerę.

- Strzelałem w głowę, by mieć pewność, że nie żyje - zaprotestował Jin, bo dopiero niedawno w pełni zrozumiał konsekwencje swoich decyzji, które przedtem wydawały się czymś odległym i nierealnym. Wtedy chciał po prostu zabić Minhyuna, a kamera w ogóle nie pojawiła się w jego ówczesnym planie. Mieli później czas, żeby naprawić jego błąd, ale zdecydowali inaczej.

- Rozpocząłeś wojnę, a ja ją wygram - odparła jego siostra. - Idź, napisz mi, co zdecydowaliście, a ja postaram się kupić wam tyle czasu, ile tylko się da.

a/n: a jeśli ktoś nie pamięta Minhyuna, to pojawił się on m.in. w On the Enge of Forever w rozdziale 'Noc przed misją Horizon'... czy jakoś tam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro