28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: obiecuję, że w następnym rozdziale wszystko zrozumiecie

Ciemnobrązowa skała, znajdująca się w przezroczystej szklanej tubie, którą zwykle zajmowały benitoity, wyglądała niepozornie i dość pospolicie. Yoongi musiał to przyznać nawet przed samym sobą.

Wang Yibo, kapitan Guanyin wydawał się z nim zgadzać, chociaż Yoongi podejrzewał, że prawdopodobnie błędnie interpretował jego humor i emocje. Mężczyzna był rodowitym Keplerczykiem. Mało mówił, a jeśli mówił to w zagadkach. Jego twarz była nieruchoma jak u robota i prawie nie mrugał, co doprowadzało Jungkooka do jakiejś nerwicy i gdy tylko widział kapitana Wanga, od razu zaczynał uciekać. Yoongi był nawet pod wrażeniem, bo dziś chyba po raz pierwszy Jungkook tego nie zrobił, chociaż słyszał jak mruczy pod nosem do Taehyunga.

- Widziałeś żeby on w ogóle oddychał?

Kapitan Wang pochylał się właśnie nad urządzeniem leżącym na panelu kontrolnym teleportu Guanyin z nieodgadnionym wyrazem na twarzy. Yoongi z szybko bijącym sercem czekał na wydanie zgody na podłączenie urządzenia do stacji przesyłowej. To było gorsze niż test w Akademii. Wreszcie jasne oczy oderwały się od szklanej tubki i ciągu cyfr, które przewijały się na ekranie i coś na kształt uśmiechu pojawiło się gdzieś w okolicy ust mężczyzny, chociaż Yoongi podejrzewał, że mogło to być jego przewidzenie.

- Stacja przesyłowa numer jeden należy do was - wydał wreszcie werdykt, na co Yoongi odetchnął z ulgą. - Stacja dwa będzie nasza - powiedział i pokazał na dwie z trzech stacji przesyłowych w dość sporej teleportowni statku Guanyin. Yoongi spojrzał w ich stronę. Większość załogi była już obecna, czekali tylko na Jina.

- Czy chce pan, żebym jeszcze raz pokazał wam interwały i....- Wang przerwał mu.

- Kapitanie Min, z całym szacunkiem. Na Keplerze mamy największy zakład badawczy po tej stronie galaktyki i wystarczająco dużo dobrych inżynierów - Yoongi nawet nie skrzywił się słysząc te słowa. Każda normalna osoba pewnie poczułaby się urażona, ale w ustach Keplerczyka nie była to zniewaga. To było zapewnienie, że wiedzą, co robią i można było im ufać. Lata mieszkania z Jinem pod jednym dachem jednak czegoś go nauczyły. Ich słowa, a czyny to były zupełnie dwie różne bajki i czasem Yoongi aż żałował, że przez tak długi czas podczas interakcji z Jinem posługiwał się stacyjnym sposobem myślenia. Z perspektywy czasu musiał przyznać, że było to głupie i było mu szkoda straconego lat.

- Wiem - odparł i skinął głową. Kapitan zrobił to samo i założył ręce za sobą, stając na baczność.

- Przesył odbędzie się na pański sygnał, kapitanie Min - zapewnił Yoongiego i przywołał do siebie ruchem głowy Hyeongjuna, inżyniera z Nowego Eden, który zaraz stanął obok niego, uśmiechając się przy tym szeroko. Jego wesołe usposobienie czasem przerażało Yoongiego, ale w gruncie rzeczy dzieciak wydawał się dość w porządku. Może i uśmiechał się za szeroko, i za często, i w jakiś dziwny sposób przypominał Jimina, ale do tej pory Yoongi nie mógł na niego narzekać. Hyeongjun szybko się uczył, był pojętny, inteligentny i wydawał się dobrze pracować z Jiminem, który odkąd chłopak został dołączony do ekipy wysłanej na spotkanie z Ziemianami, chodził za nim krok w krok. Na początku Yoongiemu wydawało się, że Jimin mu nie ufa, ale chyba jednak chodziło o coś innego. Jimin wydawał się zmartwiony obecnością młodszego inżyniera, a Yoongi nie potrafił dociec dlaczego.

- Oczywiście, powodzenia kapitanie Wang - Yoongi ukłonił mu się, na co Wang odpowiedział mu tym samym. Skinął mu głową i pozdrowił go tradycyjnym, keplerskim pozdrowieniem.

- Kapitanie, słowo? - wymruczane za jego plecami zdanie brzmiało prawie jak szept, ale Yoongi od razu odwrócił się, stając oko w oko ze swoim inżynierem, którego mina znów wyglądała ,jakby stało się coś złego. Yoongi zerknął kątem oka na Hyeongjuna, który pogrążony był w rozmowie z kapitanem Guanyin.

- Pewnie, co się dzieje? - spytał, gdy odeszli kilka kroków od stacji przesyłowej. Jina wciąż nie było w pomieszczeniu, a nie mieli tak dużo czasu do spotkania ze statkiem Federacji i uzgodnionym przesyłem więźniów na ich statek.

Teleportownia aż huczała od cichych rozmów i osób w szarych, federacyjnym mundurach, które powoli ustawiały się w rzędach, gotowe do wykonania rozkazu. Co jakiś czas, gdzieś na skraju pola widzenia, migała Yoongiemu śnieżnobiała głowa, ale wiedział, że nie należała do Jina. Yoongi nie potrafił się powstrzymać przed zerkaniem na zegarek na przegubie. Ma jeszcze pięć minut.

- Nic konkretnego - wymamrotał pod nosem Jimin, gdy odeszli na bezpieczną odległość od konsoli przesyłowej. Podszedł do ściany pomiędzy drugim, a trzecim padem przesyłającym i wbił wzrok w profil Hoseoka, który przeglądał coś na tablecie. Pilot siedział w kuckach na padzie i widocznie grał w jakąś grę, wnioskując po szybkich ruchach jego palców. - Chciałem tylko...- zawahał się. - W sumie sam nie wiem co - przyznał, przerzucając ciężkie, magnetyczne kajdank iz prawej do lewej ręki. Zadźwięczały cicho, gdy zahaczył nimi o ścianę.

- Boisz się? - Jimin pokręcił głową. Yoongi poprawił szary, treningowy mundur, który znalazł gdzieś na dnie szafy i stanął naprzeciwko niego, osłaniając chłopaka od reszty ludzi znajdujących się w teleporcie. Niby nie było ich jakoś dużo, raptem trzynaście osób, ale trudno rozmawiało się, słysząc co chwila fragmenty ich konwersacji. - No to o co chodzi?

- Martwię się... chyba - przyznał chłopak, przenosząc wzrok na Yoongiego. - Tak mi się wydaje. Taehyung mówi, że przesadzam, ale pan tak nie myśli, prawda?

- Pytasz, czy się martwię? - Jimin skinął głową. - Zawsze - odparł Yoongi szczerze. - Ale tak to już jest, kiedy jesteś kapitanem. To część twojej pracy. Tak po prostu jest - wzruszył ramionami. Miało to wyglądać nonszalancko, ale chyba nie wyglądało, bo Jimin od razu odwrócił wzrok. Yoongi odchrząknął cicho. - Chodzi o to, że... im więcej masz danych, im większą masz wiedzę na pewne tematy, tym bardziej analizujesz wszystko i wymyślasz scenariusze, które nie muszą do dojść do skutku. Mogą, ale nie muszą. Jeśli rozumiesz, o co mi chodzi - Jimin niepewnie skinął głową. - Ale to nie jest do końca złe. Dzięki temu można być gotowym na te złe scenariusze, bo już przerobiłeś je w głowie zawczasu.

- Ja chyba właśnie je przerabiam - mruknął cicho chłopak. - Jest pan pewien, że to dobry plan? - podniósł znów wzro . - Oni nie znają Federacji tak jak my, żaden z nich nie zna ich tak, jak my - jego spojrzenie powędrowało gdzieś za plecy Yoongiego i chłopak ostatkiem sił powstrzymał się przed odwróceniem się.

- To... jest ryzyko - przyznał Yoongi po chwili. - Ale to nie oznacza, że trzeba od razu się poddać i nie spróbować - Jimin zacisnął mocno usta. Widać było, że nie do końca się z tym zgadza, ale nie protestował.

- Wiem - powiedział wreszcie. - Ma pan rację. Nikt nie zmuszał tych ludzi, wszyscy zgłosili się na ochotnika - zakończył i uśmiechnął się słabo. Yoongi słyszał za sobą czyjeś kroki. Uśmiech nie był skierowany w jego stronę.

- Jin zaraz tu będzie - oznajmij Taehyung, stając obok. - Stacja przesyłowa jeden jest już gotowa - Yoongi zerknął na nią kątem oka, a potem na drugą, gdzie Jungkook mocował się z magnetycznymi kajdankami.

- Dobra, na pozycje panowie - oznajmij i już miał zamiar iść do panelu kontrolnego, żeby popędzić Jina, gdy chłopak przeszedł przez drzwi, poprawiając nerwowym gestem włosy.

- Wiem, jestem spóźniony - powiedział podchodząc szybko. - Tym razem..

- Też masz usprawiedliwienie? - spytał Yoongi z uśmiechem.

- Miałem wideokonferencję z moją siostrą - wyjaśnił i zaczął prowadzić Yoongiego w stronę drugiej stacji przesyłającej. Hoseok widząc, że się zbliżają, wstał z podłogi i zajął przewidziane dla niego miejsce.

On i Jin jako jedyni odstawali od całej reszty. Ich ubrania nie miały w sobie ani tonu szarości i mieli normalne buty, za którymi Yoongi już tęsknił. Nienawidził butów na grubej podeszwie, które zwykle nosił na misjach. Źle mu się kojarzyły. Może i były ciche, a w ich cholewie można było schować broń, ale złe wspomnienia wciąż przeważały. Nie lubił ich i już. Jin zabrał z panelu kontrolnego kajdanki, które Yoongi zostawił, gdy rozmawiał z kapitanem Wangiem i podał mu je do ręki. Obaj stanęli na padzie przesyłowym numer dwa.

- Damy radę - powiedział cicho, stając bliżej, ale ostatnia wypowiadana przez niego sylaba powodowała, że brzmiało to trochę jak pytanie. Yoongi słysząc to, uśmiechnął się lekko.

- Pewnie, że tak - odparł. - Masz jakieś wątpliwości? - spytał, chociaż wiedział, że Jin nie odpowie. - Damy radę - powtórzył za starszym chłopakiem, przekładając kajdanki do drugiej ręki.

Jin położył mu rękę na przegubie dłoni, co wyglądało trochę, jakby chciał go powstrzymać, ale na to było już za późno. O wiele za późno. Statek Gaea czekał już na nich i za chwilę miał się zacząć teleport. Jeśli mieliby uciekać to wszyscy Keplerczycy z Guanyin, sami osobiście zaprowadzili by ich tam gdzie trzeba, nawet gdyby tego nie chcieli.

- Ziemianom nie zależy na tym, żeby nas przetransportować na Hyperiona do aresztu w jednym kawałku...

- Jin... - zaczął Yoongi, ale przerwał, widząc wzrok chłopaka, który wciąż mocno trzymał go za rękę.

- Tak tylko mówię - powiedział prawie szeptem i puścił ją szybko, gdy Hoseok chrząknął głośno. Przez krótką chwilę patrzył się jeszcze na Yoongiego, a jego oczy powiedziały chłopakowi więcej, niż Jin chciał powiedzieć na głos. To było pożegnanie.

Dookoła nich zbierali się kolejni załoganci i każdy po kolei zajmował swoje przydzielone miejsce. Taehyung stanął obok Yoongiego, a Jimin złapał Jungkooka za ramię i przysunął go bardziej w swoją stronę padu, brzęcząc przy tym kajdankami magnetycznymi, które widocznie mu ciążyły. Byli już w komplecie. Jin zrobił krok w tył, a potem kolejny i wreszcie poszedł do Hoseoka i stanął obok niego.

- Pamiętajcie o swoim szkoleniu - powiedział na głos Yoongi, gdy usłyszał, że Jin jest zajął już swoja pozycję. Wyprostował się i spojrzał po załogantach po swoich obu stronach, którzy kiwnęli słabo głowami. - Procedury w Federacji są jasne i takie same, jak rok temu. Z tego co wiemy, nic się nie zmieniło.

- Tak jest - odparł mu chór głosów.

- Gotowi do przesyłu? - spytał kapitan Wang ze swojego miejsca.

- Tak jest, kapitanie - odparł mu chór nierównych głosów ze stacji przesyłowej numer jeden. Głos Jimina brzmiał prawie jak głos dziecka i wybijał się na ich tle. Yoongi naprawdę nie był w stanie opanować drżenia, które poczuł, słysząc to.

- Stacja numer dwa? - spytał Wang.

- Gotowi do przesyłu - odparł chór głosów. Jimin stojący obok Yoongiego, poruszył się niespokojnie. Przezroczyste panele wysunęły się ze ścian i po chwili wszystkie trzy stacje były zamknięte.

- Zaczynamy. Hyeongjun, pozycja - Kapitan Guanyin stał wyprostowany niczym struna, co pewnie według zasad Keplera6 było zupełnie naturalne. Yoongi nie wierzył, że mogło mu byc wygodnie w takiej pozycji. To po prostu byłoby niemożliwe. I wyglądało aż boleśnie, gdy wykonał tradycyjne keplerskie pozdrowienie w kierunku Jina. Yoongi spojrzał na chłopaka, który też odwrócił głowę w jego stronę.

- Niedługo się widzimy - powiedział bezgłośnie do niego, na co Jin się uśmiechnął.

- Przesył krzyżowy za trzy, dwa, jeden... - zaczął liczyć Hyeongjun, a jego głos zaraz utonął w szumie przesyłu.

***

Światła na całym statku były przygaszone, co jeszcze bardziej potęgowało dziwne wrażenie oderwania od rzeczywistości.

Horizon wyglądała na opuszczoną i Hoseok mógł pozbyć się myśli, że już na zawsze pozostanie pozbawiona odgłosów codziennego życia załogi. Potarł dłońmi o ramiona, chociaż temperatura w kantynie przekraczała osiemnaście stopni, co i tak przekraczało granice jego komfortu. To musiał być ten inny rodzaj chłodu i pustki, którą się czuje w opustoszałych miejscach.

Westchnął, spoglądając kubki wiszące w równiutkim rzędzie, przypięte do magnetycznej taśmy. To nie był częsty widok, kiedy wszyscy razem mieszkali na statku. Znowu głęboko nabrał powietrze, bo znowu poczuł ucisk w klatce piersiowej.

- Przestań zachowywać się, jakby ktoś umarł - usłyszał za sobą lekko zirytowany głos Jina, który stał w przejściu między grodziami. Pewnie już dawno wszedłby do kuchni, gdyby Hoseok nie blokował wąskiego przejścia, które od zawsze było źródłem konfliktów na statku. Hobi przesunął się trochę, wpuszczając Jina do pustego pomieszczenia. Wyglądało ono naprawdę smutno i ponuro bez ich porozrzucanych rzeczy, o które ciągle awanturował się Jimin, kocich misek porozstawianych w najdziwniejszych miejscach, o które potykali się wszyscy i kwiatów, do których Hoseok z jakiegoś powodu w ogóle nie potrafił się przekonać. Nie potrafił do końca wyjaśnić, czemu w ich towarzystwie czuł się dziwnie obserwowany. Nie próbował nawet porozmawiać o tym z kimś z załogi, bo bał się, że uznają go za wariata. To były tylko niewielkie, różane krzaczki i z całą pewnością nie byłyby w stanie go skrzywdzić.

Teraz ich już nie było, a Hoseok, zamiast odetchnąć z ulgą, zatęsknił za nimi. Czuł się też trochę winny temu, że przez tak długi czas próbował je zabić, karmiąc kawą albo herbatą.

- Dziwnie tak... - zaczął, bezmyślnie bawiąc się błyszczącą bransoletką. Nagle poczuł, że musi podzielić się z kimś swoimi uczuciami, swoim smutkiem i niepewnością, bo inaczej pęknie. Problem polegał na tym, że jedyną osobą, z którą mógłby o tym wszystkim porozmawiać, bo znajdowała się w pobliżu, był Jin. A Jin nigdy nie miał zbyt dużo zrozumienia dla przeżywania emocji i to nie tylko hoseokowych, ale też wszystkich innych, ze swoimi własnymi włącznie. - Wiem, że nikt nie umarł, ale martwię się, to chyba normalne. Nie wiem, jak oni sobie poradzą, a co jeśli coś pójdzie nie tak? Nie pomyślałeś o tym?

Jin nie odpowiedział, tylko podszedł do panelu ściennego, by uruchomić replikator. To było bezduszne nawet, jak na jego standardy.

- Yoongi wszystko ma pod kontrolą - oznajmił Jin, kiedy Hoseok stracił już nadzieję na jakąkolwiek konwersację. Prychnął pod nosem.

- Gdyby Yoongi miał wszystko pod kontrolą, to wtedy każda nasza misja nie kończyłaby się porażką - powiedział z ponurą miną i praktycznie od razu pożałował swoich słów. Nie chciał źle mówić o Yoongim, ani o nikim innym z załogi, zwłaszcza teraz, ale było już za późno. No i w gruncie rzeczy miał rację.

- Wszystko będzie dobrze, o ile nie przeteleportujesz na statek kogoś, kto powinien trzymać się od Horizon z daleka - Jin uśmiechnął się lekko i chociaż nie był to złośliwy uśmiech, Hoseok i tak poczuł się lekko urażony.

- Nie musisz mi wypominać - powiedział gniewnie. Chciał jeszcze dodać, że Jin zrobiłby dokładnie to samo na jego miejscu, ale w porę przypomniał sobie, że Jin był z nim wtedy na mostku i do końca próbował go przekonać, że głupio robi. Z perspektywy czasu trudno było nie przyznać mu racji, ale Hoseok prędzej wolałby się zabić, niż powiedzieć to na głos.

Wolał też nie myśleć o tym, czym się wtedy kierował, bo na pewno nie był to rozsądek. Z jednej strony było mu głupio, że zachował się tak strasznie nieprofesjonalnie, zwłaszcza że cała sytuacja mogłaby mieć naprawdę poważne konsekwencje, a z drugiej wiedział, że chciał wtedy dobrze, a tamta opcja wydawała się najlepszym rozwiązaniem, nawet jeśli teraz nie postąpiłby tak samo.

- Sam zacząłeś - Jin postawił na stole dwa kubki z jakimś ciepłym napojem. Hoseok zajrzał do jednej z nich z ciekawością, ale znajomy zapach ziołowej herbaty trochę go rozczarował. To była stresująca sytuacja i spodziewał się, że Jin zaproponuje do picia coś, co będzie do niej pasować, najlepiej, żeby było na bazie alkoholu. - Poza tym - kontynuował starszy chłopak. - Nie ma sensu się nad tym zastanawiać, skoro i tak nie mamy wpływu na to, co się stanie - dodał, biorąc ze stołu jeden z kubków i rozsiadając się na fotelu.

Hoseok jęknął w duchu zawiedziony, bo sam miał zamiar się tam ulokować. To było najwygodniejsze miejsce na całym statku i nie raz prowadzili między sobą wojnę podjazdową, by je zająć w czasie odprawy albo jakiegoś dłuższego spotkania, które odbywało się na stołówce.

Przeważnie wygrywał Jungkook, bo tylko Taehyung miał dość siły i poczucia sprawiedliwości, żeby z nim walczyć. Później jednak JK ustąpił Jiminowi. Pewnie mu współczuł. Poza tym fotel był znacznie niższy niż ławy, więc łatwiej było na nim usiąść. Był też zajebiście miękki i odpowiednio wysiedziany, a teraz Hoseok prawdopodobnie stracił ostatnią szansę w życiu, żeby na nim usiąść.

- No co? - zapytał Jin, ze spokojem mieszając w swoim kubku jakimś patyczkiem, chociaż to wcale nie było potrzebne.

- Nic... - mruknął Hoseok. Nie miał zamiaru dzielić się z nim swoim żalem. Jin nie powinien być tak spokojny, zwłaszcza że nie wiedział, co dzieje się z Yoongim, nie mieli z nimi żadnego kontaktu, a według planu tak miało pozostać przynajmniej przez jakiś czas. Nikt normalny w takiej sytuacji nie byłby tak spokojny. - Usiadłeś na moim ulubionym miejscu - westchnął ciężko.

- Poważnie? - Jin miał wyjątkowo głupią minę, jakby w ogóle się tego nie spodziewał. Hobi pokiwał głową. Przez krótką chwilę miał nadzieję, że stanie się cud i starszy chłopak ustąpi mu miejsca, ale Jin założył tylko nogę na nogę.

- Jak myślisz.... czemu Federacji tak bardzo zależy na przejęciu Horizon? - zapytał znowu, by przerwać ciszę dzwoniąca mu w uszach.

- To formalnie ich własność, która ukradliśmy - odezwał się Jin, rzucając patyczek na podłogę. Hoseok usiadł bokiem, usiłując znaleźć jakąś w miarę wygodną pozycję, ale teraz było jeszcze gorzej.

- Fakt, ale chyba nie jest wart aż tyle, żeby brać za zakładników cały statek badawczy... myślałem, że chodzi o ciebie, bo z twojego powodu padnie reputacja całego Keplera - kontynuował Hoseok, nie zwracając uwagi na Jina. - Ale... statek? Mogli sobie darować.

- Pewnie chodzi im o to, że na Horizon może znajdować się coś z Ulyssesa.

- Ale się nie znajduje, przecież wszystko zostało przekazane Aningan i temu statkowi medycznemu... jak on się...

- Taokang - podsunął Jin, zastanawiając się nad czymś głęboko. - I tak, i nie. Wszystkie materialne rzeczy zostały przekazane, więc Federacja nie będzie miała do nich dostępu. Podobnie jak do danych, ale to nie wszystko. No i oni przecież nie zdają sobie sprawy, że tych danych już dawno nie ma na statku.

- Chodzi o JK'a? Przecież nie wiedzą, że jest z Ulyssesa. Ci żołnierze na Orvandillu pomylili go z Oriończykiem - zaprotestował Hoseok. Gdyby wiedzieli, że Jungkook jest ostatnim ocalałym z Ulyssesa, ta informacja na pewno trafiłaby do wiadomości o ich załodze.

- Ulysses był w dużej mierze statkiem badawczym, może pracowali nad czymś tajnym albo ważnym - herbata musiała być jeszcze za gorąca, bo Jin skrzywił się od razu, kiedy wziął łyka.

- Możliwe - Hoseok skupił się na wymyślaniu wszystkich możliwych tajnych projektów, które mogły być opracowywane na Ulyssesie i na chwilę zapomniał nawet o stresie, który czuł cały czas, od kiedy Yoongi podzielił się z nimi szczegółami planu.

- Na Ulyssesie było coś, co sprawiło, że stał się on... żywą istotą. Bio-statkiem i to coś, prawdopodobnie znajduje się też na Horizon. Nigdy nie przestrzegaliśmy zasad kwarantanny, kiedy transportowaliśmy coś z tamtego statku. To jeszcze nie znaczy, że Horizon też stanie się bio-statkiem, chociaż to nie jest wykluczone.

- Myślisz... że nad tym pracowali naukowcy z Ulyssesa?

- Niekoniecznie, ale wyobraź sobie, co Federacja mogłaby z taką wiedzą zrobić.

A/n: jak tam wakacje? To już prawie połowa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro