29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: przypominam nazwy statków, gdyby ktoś miał problemy z ogarnięciem, który jest czyj:

Planeta: 55 Cantri E

Statek Namjoona: Jingwei

Statek Federacji: Gaea

Keplerski statek ratunkowy, który bierze udział w akcji: Guanyi

***

Pierwszą rzeczą jaką Taehyung zrobił, gdy tylko szum przesyłu teleportu ucichł, było upadnięcie na kolana. Wcale tego nie planował. Kamienie, między które ich teleportowano, były śliskie, a miałki żwir pod stopami nie dawał prawie żadnego oparcia i jego noga prawie do kostki wpadła w jakąś ukrytą pod nim dziurę. Nie zrobił tego specjalnie, ale Yoongi i tak posłał mu pełne niezadowolenia spojrzenie. Może faktycznie była to tylko wymówka i powinien bardziej uważać?

- Żyję - zapewnił wszystkich, chociaż nikt nie zadał pytania. Z największą gracją na jaką było go teraz stać, wygramolił się z dołka miałkiego żwiru, gdzie jego stopy co chwila traciły równowagę i złapał za ramię Jungkooka, który spojrzał na niego takim wzrokiem, że Taehyung od razu odskoczył na bok.

- Ustawcie zegarki - powiedział Yoongi, pokazując na swój własny na przegubie dłoni. Włączył szybko komunikator i włożył do ucha słuchawkę. Pozostali zrobili dokładnie to samo. - Trzy, dwa, jeden, już - odliczył. Wszystkie zegarki piknęły cicho. - Wszystko gra?

- Tak jest, kapitanie - Jimin kiwnął głową, a Jungkook poszedł w jego ślad.

- Przesył na Gaea udał się - odparł Jin. Jego głos był lekko zniekształcony przez fale radiowe, na których nadawała Horizon, ale nadal było go dobrze słychać. Fale radiowe należały to dość przestarzałej technologii. Współcześnie nie korzystało już kompletnie z tych częstotliwości i nawet nie musieli się kryć za bardzo ze swoją otwartą transmisją między załoga na misji a statkiem na orbicie. - Póki co... wydaje się, że nikt nic nie zauważył - Taehyung prychnął pod nosem.

- I nie zauważą - powiedział z pełną mocą. - Nasz stary może i jest chujem, ale wie co robi - oznajmił, a Jimin skrzywił się na to nieco.

- Tae... serio - mruknął pod nosem, na co Taehyung od razu zamknął buzię.

Temat Nowego Edenu wciąż był dla Jimina dość trudny i fakt, że ojciec jako pierwszy zgłosił swoje laboratorium do pomocy podczas tej misji, powodował, że chłopak był ostatnio w wyjątkowo kiepskim humorze. Chyba jeszcze gorszym niż tego dnia, gdy Ziemia oskarżyła ich o terroryzm. Całą drogę na 55 Cantri E Jimin był nie do życia. Jeśli nie był zmartwiony, to był smutny, jeśli nie był smutny to był zły.

Ten cykl trwał w równych odstępach i Taehyung, jak i pozostali, wiedział, że ma to związek z dodatkową szóstką pasażerów, którą na swój pokład przyjęła Guanyin. Gdy szóstka z Nowego Edenu, została przetransportowana na statek i gdy spotkali ich po raz pierwszy, Taehyung był przerażony.

Od zawsze wiedział, że ojciec nie ma skrupułów i moralności, ale to, co zobaczył przechodziło wszystko o co zawsze go podejrzewał. Ich bio-androidowe klony były identyczne. Do ostatniej zmarszczki, pieprzyka na nosie, czy ustach, czy blizny po trądziku.

Taehyung musiał przyznać ojcu, że nawet z tak skąpą ilością informacji otrzymanych od siostry Jina i zdjęć, które zrobiono im zaraz po przylocie, dokonał cudu. Inaczej nie potrafił tego nazwać. Zwłaszcza, że nie miał na to dużo czasu. Ledwie dwadzieścia cztery godziny i przesyłka w postaci ich kopii została przetransportowana najszybszym ścigaczem na Guanyin. To było przerażające, nieludzkie.

Nikt z załogi Horizon nie poruszył tego tematu otwarcie, ale Taehyung wiedział, że myślą tak samo. Wiedział też, że plan, który Yoongi przygotował z siostrą Jina ma szansę wypalić. Był szalony, ale miał sens. Póki Ziemianie będą zajęci negocjacjami z Keplerczykami w sprawie oddania Horizon, oni będą mogli znaleźć i przetransportować uwięzionych członków załogi Jingwei - keplerskiego, badawczego statku bezpiecznie na Guanyin.

Jeśli będą mieli szczęście, być może uda im się to zrobić bez szwanku, ale Taehyung wiedział, że nie może być zbyt optymistyczny. Wiele rzeczy mogło nie pójść po ich myśli. Ziemianie mogli odkryć, że sygnał teleportu z Guanyin został zmodyfikowany przez urządzenie Yoongiego napędzane kamieniami, które Jin i Hoseok zebrali na planecie 2M1207b i teleport zamiast przesłać oryginalną załogę Horizon na statek ziemski, wysłał ich na planetę poniżej.

Mogli odkryć, że załoga, która została przetransportowana na statek, nie była załogą Horizon, tylko ich bardzo dobrą imitacją. Ziemia mogła też wykryć ich sygnały życiowe na planecie, albo, że na Horizon są dwie osoby, a statek powinien być pusty.

Poza tym była jeszcze kwestia Hoseoka, który dostał statek pod dowództwo, a on w stresujących sytuacjach nie potrafił myśleć. Było naprawdę dużo czynników, które działały przeciwko nim i Taehyung mógł się tylko modlić, że jednak jego analizy to tylko czarnowidztwo i nie miał się czym martwić. Wszystko się uda. Musi. Yoongi, który posłał mu kolejne, pełne dezaprobaty, spojrzenie.

- No co? - spytał chłopaka, krzywiąc się trochę na jękliwy ton swojego głosu.

- Uważaj, Tae - mruknął Yoongi i podał mu kajdanki, które trzymał w dłoni. - Trzymaj, nie dam rady wszystkiego sam nieść - wyjaśnił i nacisnął na coś przy swoim zegarku. Hologram z mapą okolicy zaczął wyświetlać się na ziemi. - Jesteśmy tu - pokazał załom skalny, za którym stali. W ich najbliższym otoczeniu było dużo takich właśnie niecek z wysokich, granitowych kamieni, które często wypełnione były miałkim żwirem, na którym łatwo było o wypadek. Yoongi zatoczył koło palcem i obraz oddalił się. - Z tego co wiemy, więźniowie z Jingwei, przetrzymywani są w dwóch grupach i w dwóch grupach zostaną przetransportowani na Guanyin, po zakończeniu negocjacji między Ziemianami i Keplerczykami, już po oddaniu Horizon w ręce Federacji.

- Czy wiadomo ilu żołnierzy pilnuje keplerskich więźniów? - spytał Jimin pokazując na dwa, czerwone, pulsujące punkciki na mapie.

Jeden z nich znajdował się przy dużym budynku wyglądającym jak laboratorium eksploracyjne, które można było łatwo i szybko rozstawić na misjach zwiadowczych. Były to dość spore, dwupoziomowe namioty z toaletami, lodówkami, a nawet atrium i częścią, gdzie podczas długich misji uprawiano warzywa i owoce. Druga kropka migała gdzieś w okolicach bio-domów, czyli namiotów mieszkalnych, które znajdowały się po drugiej stronie obozowiska. Nie wykazywała żadnego konkretnego namiotu. - Ta mapa pokazuje tylko jakieś koordynaty.

- Informator Solar...- Yoongi zawiesił głos.- Niestety tego nie przekazał. Wiemy tylko, że są to dwie grupy. W jego raporcie nie było nic na temat żołnierzy i tego gdzie kto jest. Nie mogliśmy wykonać skanu planety podczas hamowania ani kotwiczenia, bo to wzbudziłoby tylko podejrzenie Federacji.

- Pracujemy na ślepo? - spytał Taehyung. Yoongi skinął mu krótko głową.

- Niestety, ale tak... ale znając Federację, nie powinni zostawić tu wielu patroli ani żołnierzy. Całe ich skupienie jest teraz tam - pokazał na niebo. Jungkook przełknął ślinę i zagryzł mocno usta.

- Chłopaki, nie chcę wam psuć imprezy, ale moja siostra jest już na konferencji z dowództwem Federacji - przerwał im Jin.

- I zaczynają nas namierzać swoimi próbnikami i testować własny hol na osłonach Horizon, więc streszczajcie się - zaczął ich popędzać Hoseok.

- Słyszeliście ich - powiedział Yoongi, patrzac na pozostałą trójkę. - Ja i Taehyung bierzemy główne laboratorium, ty...- pokazał na Jimina. - I JK, namioty.

- Tak jest kapitanie - odpowiedzieli zgodnie.

- Żadnej przemocy i mordobicia, chyba, że to konieczne.

***

Jungkook po raz kolejny odwrócił się, by sprawdzić, jak daleko zdążył odejść Taehyung z Yoongim. Za pierwszym razem ich sylwetki doskonale odcinały się na tle ciemniejącego nieba, za drugim zrobiły się bardziej rozmyte i niewyraźne, potem Jungkook był w stanie dojrzeć jedynie magnetyczne kajdanki, które żarzyły się nadchodzącej ciemności, aż w końcu i one zniknęły zupełnie, a chłopaka ogarnął niepokój.

Tak naprawdę nie miał powodu, żeby się bać. Plan wydawał się zupełnie stabilny, poza tym był z nim przecież Jimin, ale nie potrafił pozbyć się tego dziwnego uczucia, że coś znowu pójdzie nie tak i nie potrafił się nie martwić. Złościło go to, bo czuł, że nie potrafi skupić się na zadaniu tak dobrze, jakby chciał.

Niepewnie spojrzał na starszego chłopaka, który w ciszy szedł obok niego, co chwila sprawdzając mapę i skaner okolicy. Jungkook powinien zajmować się przynajmniej jedną z tych rzeczy, ale Jimin nie zwrócił mu na to uwagi. O niego też się martwił, bo nie był do końca pewien, czy Jimin w ogóle powinien brać udział w tej misji. Wiedział, że Kim Taehyung podziela jego zdanie, ale Jimin się uparł, a nikt nie miał tyle odwagi i cierpliwości, żeby z nim o tym dyskutować.

- Ciekawe, co można badać na takiej planecie - mruknął Jungkook zawiedziony. Nadal znajdowali się w dość dużej odległości od obozowiska, otoczeni bezpieczną ciemnością nocy.

Liczył na coś podobnego do Keplera, z bujną roślinnością, wodą, zwierzętami, nie jakimiś olbrzymimi o morderczych zapędach, ale czymś żywym. Chciał zobaczyć coś ciekawszego, jednak planeta, na której obecnie się znajdowali, nie miała dla nich żadnych atrakcji, tylko ciągnące się w nieskończoność żwirowe pagórki, z których co jakiś czas wiatr zwiewał całe chmury piachu.

To było straszne miejsce, nudne i przytłaczające. Dlatego Jungkook nie mógł sobie wyobrazić, jak ktoś z własnej woli mógł zamienić Keplera na równie depresyjną okolicę. Co prawda 55 Cantri E świetnie nadawała się dla Namjoona, któremu chłopak nadal nie potrafił dobrze życzyć. Nawet teraz miał nadzieję, że ich pierwszy oficer znajduje się w tej drugiej grupie. Były pierwszy oficer, poprawił się w myślach.

- Można tu badać skały, atmosferę, ślady życia, warunki pogodowe... wszystko tak naprawdę - odpowiedział cicho Jimin. Zrobił to po tak długiej ciszy, że Jungkook zapomniał, że o cokolwiek pytał. Spojrzał na niego zaskoczony i kiwnął tylko głową, nie do końca wiedząc, co odpowiedzieć.

JK cieszył się, że Yoongi przydzielił go do grupy z Jiminem. Samego kapitana się trochę bał, poza tym w jego towarzystwie nigdy nie mógł nic zrobić, Kim Taehyung był straszną pierdołą, więc misja z nim z góry byłaby skazana na porażkę, a Jimin... Jimin się do tego nadawał, udowodnił mu to na Ulyssesie i Jungkook mu ufał.

- Myślisz... - zaczął niepewnie, próbując uformować w głowie odpowiednie pytanie. Nie do końca rozumiał, co się właściwie działo. Oczywiście, sama misja miała jasne wytyczne, plan Yoongiego też wydawał mu się zrozumiały, ale nie widział tych wszystkich zależności między Federacją, Keplerem i innymi planetami, o których z taką łatwością dyskutowała reszta załogi. Nawet Kim Taehyung, nawet on wydawał się wszystko ogarniać. - Myślisz... że co się teraz stanie? - zapytał niepewnie.

- Odbijemy zakładników, a co miałoby się stać? - Jimin spojrzał na niego szybko, żeby nie spuszczać z oczu mapy. Jungkook nie musiał nawet na nią patrzeć, by wiedzieć, że na razie nie grozi im żadne niebezpieczeństwo, bo w promieniu kilkuset metrów nie ma nikogo innego.

- No a tak... ogólniej. Z tym wszystkim. Rozumiesz, o co mi chodzi? - nerwowo podrapał się po głowie, bo czuł rosnąca frustrację. - Czy będzie wojna, czy coś... takiego?

Jimin popatrzył na niego i pokręcił głową, nie odpowiadając, a Jungkook już kompletnie nie wiedział, jak się powinien czuć. Już nic nie rozumiał.

- Nie mam pojęcia, JK... nie znam się na polityce - westchnął w końcu starszy chłopak, zwalniając znacznie i zatrzymał się przed szczytem wzniesienia, pod które podeszli.

W oddali było widać już zarys namiotów mieszkalnych. Ich radary wyczuwały ciepło wytwarzane przez urządzenia energotwórcze.

- Myślisz, że są tam jacyś ludzie? - zapytał Jimin, zniżając głos do szeptu, chociaż znajdowali się zbyt daleko, by ktoś mógł ich usłyszeć.

Jungkook zmrużył oczy, bo nagle obozowisko naukowców rozjarzyło się dla niego nowymi, jaskrawymi kolorami. Odczekał chwilę, by się do nich przyzwyczaić.

- Chyba... chyba jacyś są w tym dużym namiocie - powiedział niepewnie, bo wśród plątaniny przewodów, maszyn i sprzętu, trudno było mu wypatrzeć coś konkretnego. - Tak mi się wydaje... - dodał.

Jimin skinął głową.

***

- Yoongs? - cichy głos Jina dał się słyszeć w słuchawce. Taehyung posłał Yoongiemu przeciągłe spojrzenie.

- Przejdź na kanał trzeci - poinstruował chłopaka i sam zrobił to samo, zanim Jin zdążył coś odpowiedzieć. Od kilku minut on i Taehyung siedzieli niedaleko obozowiska Keplerczyków z plecami przyciśniętymi do zimnej powierzchni skał, które otaczały teren niczym naturalny żywopłot. Yoongi pokazał ruchem dłoni drugiemu chłopakowi żeby siedział tam, gdzie jest, bo patrol Federacyjny, który chodził dookoła namiotu laboratoryjnego, właśnie zebrał się przed jego wejściem.

- Jesteś? - spytał Jin cicho.

- Uhm - mruknął Yoongi, obserwując gromadzących się przed budynkiem żołnierzy. - Jak sytuacja na górze?

- Cicho, póki co - odparł Jin. - Moja siostra nie ułatwia ambasadorowi Ziemi i ziemskiej delegacji sprawy, ale wiesz... macie mało czasu.

- Wiem - Yoongi pokazał ruchem ręki w prawą stronę. Taehyung od razu skinął głową i gdy tylko zobaczył jego sygnał, zaczął biec wzdłuż skalnego płotu. Był zgarbiony, uważny i Yoongi nawet nie słyszał jego butów na żwirowym podłożu. Jego przydługie włosy podskakiwały śmiesznie z każdym pokonanym metrem. - Zaraz będziemy obok laboratorium - powiedział i gdy tylko Taehyung zatrzymał się i schował za wysokim masztem, na którym zainstalowana była kamera przemysłowa, zaczął biec.

Był szybki i zwinny i wiedział, że gdyby groziłoby mu jakieś niebezpieczeństwo, Taehyung powiedziałby mu o tym. Młodszy chłopak wyglądał zza załomu, obserwując uważnie okolicę i żołnierzy Federacji, którzy stali przed samym wejściem do namiotu, dyskutując o czymś zażarcie. Yoongi podejrzewał, że w swojej głupocie i zarozumiałości, nawet nie podejrzewają Keplerczyków o jakieś nieczyste zagrania. Zwłaszcza o to, że w tym samym czasie, gdy Kepler przesyłał więźniów, którzy tylko z pozoru wyglądają jak szóstka z Horizon, Guanyi prześle na planetę kogoś jeszcze i odbije przesył.

Nawet gdyby narobili rumoru, któryś z nich potknąłby się, żołnierze stojący przed laboratorium nawet by nie zareagowali. W końcu na planecie nie ma nikogo oprócz nich. Ale Yoongi nie lubił ryzykować i nie chciał sprawdzać swojej teorii. Wyminął zgrabnie Taehyunga, gdy wreszcie do niego dotarł. Schylił się i wyjął z holewy buta mały podręczny mikrofalowy laser własnej produkcji. Wymierzył go w kamerkę zainstalowaną nad miejscem, w którym się znajdowali i jedynym, krótkim sygnałem zniszczył jej wnętrzności. Urządzenie nie wydało z siebie żadnego dźwięku.

- Co to było? - spytał Jin na linii. - Jesteście już?

- Broń mikrofalowa - odparł szybko Yoongi. - Jeszcze chwila.

- Mikrofalowa? - zdziwił się Jin. - Czy ona... nie jest nielegalna?

- Trochę - przyznał Yoongi. - Ale nie używam jej na ludziach - odparł z uśmiechem, chociaż wiedział, że Jin go nie widzi. - Tae - przywołał do siebie chłopaka ruchem dłoni. - Ty pierwszy, będę cię osłaniał. Masz - podał mu broń.

- A to na co?

- Przystaw to do zamka w drzwiach ewakuacyjnych i po prostu pociągnij za spust. Musimy otworzyć te drzwi jakoś... na mój sygnał. Dobra? - młodszy chłopak skinął mu głową. - Jin?

- Alarm nie powinien się włączyć, ale wiesz... jak coś i się nie uda, to po prostu biegnij na miejsce, rzucaj te kajdanki magnetyczne na pole siłowe i dawaj od razu znać, żeby was przesyłać. Może to trzeba będzie zrobić głośno i szybko.

- Tak jest, wasza wysokość - odparł Yoongi, na co Jin parsknął. - Tae, dajesz - dotknął chłopaka lekko dłonią, dając mu znać, że już czas.

Taehyung wstał na chwiejnych nogach, wychylając się zza załomu. Gdzieś za rogiem, majaczyły im sylwetki ziemskich żołnierzy. Widzieli tyły ich głów, długie nogi i równie długą broń, którą trzymali w dłoniach.

Chłopak wziął jeden, głęboki oddech i pędem puścił się przez plac. Był jakieś sto metrów od wejścia, dziewięćdziesiąt. Yoongi spojrzał w stronę wejścia do laboratorium. Żołnierze rozmawiali dalej, ale wyglądało to, jakby kończyli zbiórkę. Może przygotowują się do przesył jeńców? - Kurwa - zaklął cicho po stacyjnemu.

- Co się dzieje? - odezwał się Jin. Jego głos był niski i spokojny, ale Yoongi znał go. Dało się wyczuć w nim napięcie.

- Żołnierze się rozchodzą. Muszę biec za Tae - nie skończył nawet na dobre zdania i zaczął biec za chłopakiem, który prawie był już przy budynku.

Dźwięk rozbijanego pod nogami żwiru zginął wraz z wiatrem, który falami wlewał się do obozowiska z wysokich, skalistych gór, ale Yoongi nie był pewien, czy to wystarczy, żeby zamaskować jego obecność. Przyśpieszył, robiąc większe kroki, modląc się przy tym, że nikt go nie zauważy.

Jeszcze kilka metrów, jeszcze chwila. Taehyung był już przy białym budynku i celował w skrzynkę obok. Pociągnął za spust.

- Zaraz będziesz - Jin zaczął go dopingować.- Już chwila...

- Wieeeem - mruknął, zmuszając siebie do większego wysiłku. Taehyung w tym samym momencie odwrócił się w jego kierunku, otwierając drzwi na oścież. Uśmiechnął się w jego kierunku szeroko, ale nie widział tego, na co patrzył Yoongi. W drzwiach ktoś stał. Jego serce podskoczyło.

- Yoongi?! - głos Jina popłynął ze słuchawek w tym samym momencie.- Yoongs!

***

Z bliska niewielkie namioty mieszkalne okazały się całkiem nieźle wyposażonymi domkami i Jimin z zazdrością musiał przyznać, że są zdecydowanie bardziej funkcjonalne niż mieszkalna część Horizon. Przez chwilę miał nawet ochotę dokładnie sprawdzić ich wyposażenie, ale w porę przypomniał sobie, że przecież nie po to tam są.

- I jak? -zapytał JK'a, który powoli skanował okolicę. Wydawało się, że nikogo nie ma w pobliżu, ale wolał nie ryzykować. - JK?

- W tym większym namiocie jest ktoś... wydaje mi się, że więcej niż jedna osoba, ale w pobliżu znajduje się jakieś większe źródło ciepła i trudno tak naprawdę powiedzieć - stwierdził chłopak, pochylając się nad skanerem.

- W takim razie musimy podejść bliżej i to sprawdzić... - Jimin rozejrzał się nerwowo, bo jak na złość wokół największego z namiotów nie było absolutnie nic, za czym można by było się ukryć. - Musimy to zrobić szybko, ok? Nie będzie się za czym schować, a nie chcemy używać broni, Jungkook - zabrzmiało to trochę ostrzej niż miał zamiar, ale musiał mieć pewność, że JK go rozumie i tym razem będzie stosował się do wytycznych.

Instynktownie sprawdził, czy jego broń na pewno znajduje się w kaburze przypiętej do paska, nawet jeśli miał nadzieję, że nie będzie musiał jej używać.

- No wiem, wiem - mruknął Jungkook i uderzył lekko butem w żwirową fałdę, a kilka małych kamyczków potoczyło się w dół. - Yoongi mówił... żadnego mordobicia - westchnął, jakby właśnie odebrano mu ulubiona zabawkę. Jimin zanotował sobie mentalnie, żeby porozmawiać z Jinem o wątpliwej moralności najmłodszego załoganta Horizon.

- Idź za mną, ok? - powiedział cicho, spodziewając się fali protestów, ale ta, o dziwo, nie nadeszła. Młodszy chłopak posłusznie jak nigdy wykonywał jego polecenia.

Jimin nie był pewien, jak właściwie dostaną się do namiotu. Nie wyglądał on jednak na jakieś strategiczne miejsce, więc chłopak miał nadzieję, że nie jest chroniony przed włamaniem. A skoro tak, to jego drzwi nie powinny być w jakiś specjalny sposób zabezpieczane.

Rozejrzał się po pustym placu, upewniając się, że żołnierze dalej stoją przed laboratorium i rzucił się biegiem, by jak najszybciej schować się za zaparkowanymi niedaleko namiotu łazikami.

Przez chwilę miał wrażenie, że jest sam, a wszystkie światła doświetlające plac skierowane są właśnie na niego. Słyszał uderzenia podeszw swoich butów o żwirową powierzchnię i wydawało mu się, że dźwięk jest tak strasznie głośny, i że niesie się po całej planecie. Bum, bum, bum. Jego kroki zgrywały się z rytmem jego serca, które coraz mocniej pracowało. Kiedy dopadł do łazików, przytulił się do zakurzonego boku jednego z nich, zaciskając mocno oczy. Metal był chłodny, ale nie dawał mu ukojenia, bo ciśnienie w jego uszach rosło tak bardzo i tak szybko, że było to aż bolesne. W dodatku coś zaciskało się w jego klatce piersiowej i nie było to serce. To płuca, wypełniały się paniką, która wkradła się niezauważenie. Może chodziło o posępny krajobraz, a może o zapach siarki, który dolatywał co jakiś czas ze wzgórz, ale Jimin nie mógł nie myśleć teraz o Orvanidlu.

- Tylko nie teraz - wyszeptał sam do siebie, zasłaniając uszy. Wziął głęboki oddech, a potem kolejny, ale co chwila utykał gdzieś w połowie nabierania powietrza. Czuł jak igły znów dotykają jego skóry, wbijają się pod nią coraz głębie. Drapały w gardło. Czuł je w sercu, które ledwie dawało radę pompować krew. - Nie, nie, nie - powiedział gniewnie zamykając jeszcze mocniej oczy. To nie był dobry czas na atak paniki. Nigdy nie był tak naprawdę, ale gdy już je miał, był sam i nie narażał przy okazji czyjegoś życia. Gdy tylko o tym pomyślał, coś zaciśnięło się jeszcze mocniej w jego klatce piersiowej. Płuca znów wydawały się być pełne trującego gazu.

- Jimin...- usłyszał cichy głos JK'a, który klęczał obok niego. - Wszystko ok? - zapytał chłopak, biorąc go za rękę. Nic nie było ok, ale tego akurat nie mógł powiedzieć, więc tylko kiwnął głową, starając się zachować spokój. - Kłamiesz mnie - Jimin nabrał nerwowo powietrza, zabierając przy tym gwałtownie rękę. Czuł, że jeszcze chwila a zacznie płakać. Wiedział, że chłopak chce dobrze i nie robi tego ze złej woli, ale nie chciał żeby go dotykał. Zwłaszcza teraz.

- Status - warknął, otwierając wreszcie oczy. Spojrzał na Jungkooka, który od razu jakby skurczył się w sobie i zgarbił, widząc reakcję Jimina.

- Ale... ogólnie? - spytał zakłopotany chłopak. Jimin zacisnął mocno wargi. - W środku są dwie osoby, po drugiej stronie namiotu... to chyba kantyna albo coś podobnego - kontynuował. Jimin znów zamknął oczy, skupiając się na jego słowach. Wdech, wydech. Wdech. Mógł oddychać. Mógł jak najbardziej oddychać. Powtarzał to sobie w głowie, gdy młodszy zdawał krótki raport. - Ma kilka bocznych wejść, jedno zupełnie niedaleko.

- Jin... Jin przesłał plany budynków zaraz, zaraz się tym zajmę - Jimin sięgnął do swojego tabletu i drżącymi palcami przesunął kilka map, aż w końcu trafił na tę właściwą i pokazał ją Jungkokowi, który zaraz położył ją na kolanach.

Wdech, wydech. Uniósł rękę do góry i spojrzał na nią, na próbę zaciskając palce. Ok, jest dobrze. Nie jest super, ale jest lepiej. Wdech, wydech. Z tego co mówił Jungkook, w namiocie znajdują się dwie osoby, co oznacza, że większa grupa będzie teraz zmartwieniem Yoongiego i Taehyunga. Jimin spojrzał na przytroczone do paska kajdanki magnetyczne. Korciło go, żeby je wyrzucić, bo były ciężkie i nieporęczne, ale trudno było powiedzieć, co zastaną w środku. Może obie osoby są żołnierzami Federacji i trzeba ich będzie ich jednak użyć? Gdy wreszcie poczuł, że fala paniki minęła, wstał powoli z miejsca i rozejrzał się po okolicy, wciąż pamiętając o oddychaniu.

- Dobra, wchodzimy...- powiedział i spojrzał na Jungkooka, który patrzył na niego z nieodgadnioną miną.

Jego srebrne oczy lśniły w zachodzącym słońcu i Jimin pomyślał o tym, że chłopak wygląda zupełnie nierealnie. Jak jakaś zapomniana przez ludzi rzeźba, którą właśnie wykopano z ziemi. Jego mundur był tego samego koloru co miałki żwir dookoła, a włosy powoli stopiły się z cieniem, w którym siedział. Chciał mu to nawet powiedzieć, ale ugryzł się w język. Gdyby to zrobił, Jungkook pewnie od razu dałby sygnał Jinowi, że kompletnie z nim źle i od razu zostałby przeteleportowany na statek. Może i faktycznie nie był zdolny do tej misji i nie powinien się na nią pchać, ale nie chciał być odesłany. Miał coś do udowodnienia.

- Ok, idź za mną - powiedział wreszcie Jimin. Szybko pokonali dystans między łazikiem a namiotem i wśliznęli się do środka. Jungkook miał rację. Znajdowali się przy obozowej kantynie, prawie przy samym jej zapleczu.

Jimin znowu poczuł się bezpieczniej, zasłonięty przez półki i skrzynie, oparł się o cienką ścianę. Odczekali chwilę, ale chyba nikt ich nie zobaczył. Przyzwyczajał oczy do mroku, który panował wewnątrz namiotu, kiedy JK złapał go za ramię.

- Są tam - wyszeptał, wskazując na miejsce, gdzieś między półkami.

Z tej perspektywy nie mieli najlepszego widoku na ławę, stolik w rogu i osoby, które się tam znajdowały. Przez chwilę Jimin miał wrażenie, że jednak nie mylili i było tam dwóch żołnierzy Federacji i misja okazała się fiaskiem, ale gdy przysunął się bliżej do półki, wiedział już jak bardzo się pomylił. Błękitne włosy były szokiem, na który nie był przygotowany. Aż złapał się mocniej półki, żeby nie upaść. Akurat musieli trafić na niego.

- Namjoon - powiedział cicho. Mężczyzna siedział na ławce ze spuszczoną głową, ale Jimin nie musiał widzieć jego twarzy. Zbyt dobrze znał tę sylwetkę. Te szerokie ramiona i ręce, które miały na sobie tyle kajdanek magnetycznych, że nie było mowy o tym, żeby Namjoon był w stanie sam wstać, a co dopiero iść. To musiało ważyć co najmniej pół tony, zwłaszcza, że były włączone i połączone w jeden łańcuch. Wdech, wydech. Jimin poczuł znajome ukłucie paniki.

- Zostawiamy go?

- JK...- Jimin skarcił go od razu, nie odrywając ani na chwilę spojrzenia od Namjoona. Jego mundur był mocno pobrudzony i poplamiony. Widać było, że Federacja nie obchodziła się z nim najłagodniej. Jimin zacisnął mocno usta. - Odległość jest niewielka... - zaczął mówić cicho. - Ale... strażnik jest za blisko Namjoona, żeby strzelać - przyznał po chwili. Strzelanie bez celownika optycznego było trochę jak gra w ruletkę.

- Ten strażnik to... - zaczął cicho Jungkook, przekręcając głowę w stronę Jimina. - Chyba sobie raczej nie pójdzie, co nie? - zapytał. Jimin wolno pokręcił głową. Co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Mogliby poprosić Hoseoka i Jina o teleportację awaryjną, ale wtedy na pewno strażnik też zostanie złapany przez ich teleport.

- Pierwsza grupa powinna niedługo być na statku - usłyszeli w słuchawkach cichy głos Jina. - Żołnierze Federacji zorientowali się, że ktoś jest na planecie i próbują dostać się do Yoongiego i Taehyunga.

- Wiedzą, ilu nas jest? - zapytał cicho Jimin. Strażnik Namjoona rozejrzał się po kantynie, jakby coś przeczuwając. Być może dostał już jakieś informacje od dowództwa.

- Trudno powiedzieć - odparł Jin. - Prawdopodobnie będą koncentrować się na tamtej grupie, ale bądźcie ostrożni. Jak wygląda wasza sytuacja?

- Zlokalizowaliśmy Namjoona, ale strażnik jest zbyt blisko, żeby bezpiecznie go teleportować - Jimin przesunął się trochę, bo metalowa półka, obok której leżeli, mocno wbijała mu się w biodro.

- Zróbcie to, co będzie konieczne - powiedział po dłuższej chwili Jin. - Musicie działać szybko - zaraz po tym usłyszeli kliknięcie oznaczające koniec połączenia.

- Jimin? - JK wpatrywał się w niego intensywnie. - Wiesz, co miał na myśli Jin, prawda? - zapytał. Starszy chłopak lekko skinął głową. Zdawał sobie sprawę, że zrobienie tego, co konieczne, w rzeczywistości oznaczało zabicie strażnika.

- Jeśli chcesz, to mogę się tym zająć - zaproponował JK. Jimim westchnął tylko, dla Jungkooka życie ludzkie nie miało większego znaczenia, szczególnie kiedy chodziło o wroga. Konieczność uśmiercenia kogoś traktował jak kolejne zadanie do wykonania, więc nie było sensu teraz dyskutować nad moralnym aspektem misji.

Jimin zmrużył oczy, obserwując strażnika. Teoretycznie mógł spróbować go zastrzelić, jednak odległość między poruszającym się strażnikiem i Namjoonem była niewielka, a do tego obaj z Jungkookiem wybrali krótką i lekką broń laserową bez celowników i wspomagania celności strzałów, by byli przekonani, że w ogóle im się nie przyda. Przynajmniej Jimin tak myślał.

- Masz czysty strzał? - zapytał, chociaż i bez odpowiedzi młodszego chłopaka, znał odpowiedź. Jungkook siedział w dość wąskiej szparze między półkami a skrzyniami i nawet gdyby chciał, nie mógłby wyciągnąć swojej broni. Jimin przez chwilę się zastanawiał, jakim cudem JK w ogóle się tam zmieścił. - Nic z tego, co? - westchnął. - Mogę to zrobić - powiedział bardziej do siebie, niż do Jungkooka. Wyciągnął laser, który prawie nic nie ważył w jego dłoni i wycelował w żołnierza, głośno wypuszczając powietrze. Wdech, wydech. Namjoon podniósł głowę i spojrzał prosto na nich.

- Jeśli ci się nie uda i... przez przypadek trafisz w kogoś innego - powiedział Jungkook głośno, nie zważając już na nic. - Nikt nie będzie cię winił za ten wypadek - Jimin pociągnął za spust.

***

Wysoki, blond mężczyzna stał w drzwiach do laboratorium, a na jego twarzy malowało się równie duże zdziwienie co na twarzy Taehyunga, który aż odskoczył od drzwi, upuszczając przy tym swoją broń.

Yoongi próbował ją chwycić swoją mutacją, ale ta jak na złość była dziś ociężała i powolna, więc nie był w stanie wykrzesać z niej nic. Nie czuł jej nawet pod opuszkami palców. Zupełnie jakby wyczerpała mu się bateria. Broń upadła na żwir, robiąc trochę hałasu.

- O kurwa... - powiedział pod nosem Taehyung, zamykając na chwilę oczy. Żołnierz, słysząc jego głos, dał krok do przodu i złapał go za ramię, ciągnąc w swoją stronę. W pierwszym odruchu Yoongi chciał go uderzyć i wyswobodzić chłopaka, ale wiedział, że nie za wiele to da. Taehyung upadł na kolana jak bezwładna lalka, poddając się mężczyźnie bez walki. Yoongi uniósł ręce do góry.

- Jestem nieuzbrojony - powiedział, chociaż było to kłamstwo. W drugiej cholewie miał jeszcze nóż i o wiele mniejszy, podręczny laser, ale nie musiał się z tym zdradzać.

- Yoon... - zaczął Jin. - Wchodź. Już!

- Co? - nawet nie skończył zdania, a żołnierz zrobił mu miejsce w drzwiach. Mężczyzna otworzył je szerzej, tak że Yoongi był teraz osłonięty nimi od placu i żołnierzy, którzy kończyli już zbiórkę i coś wykrzykiwali głośno na pożegnanie.

- Wchodźcie - powiedział blondyn i zaczął ich popędzać. - Jeonghan - przestawił się, gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi bezpiecznie. Taehyung wciąż był na kolanach i patrzył na pociągłą, przystojną twarz żołnierza z przerażeniem wymieszanym z czymś w rodzaju uwielbienia. Yoongi nie potrafił tego ocenić. Kopnął chłopaka lekko w stopę i Taehyung od razu się podniósł, otrzepując nerwowo ubranie.

- Ty jesteś tym keplerskim informatorem? - spytał, a blondyn skinął głową.

- Wszyscy są w oranżeri. - zaczął wyjaśniać szybko żołnierz, zdejmując z pasa bombę świetlną i odpinając nóż, który wcisnął Taehyungowi do ręki. - Dwadzieścia jeden osób. Kapitan jest z nimi - mówił dalej.

- Dwadzieścia jeden? Nie powinno być dwadzieścia dwa?

- Epsiljanin jest osobno - Jeonghan podał Yoongiemu swój długolufowy laser. - Biegnijcie, nie macie dużo czasu.

- A ty? - Taehyung wciąż obracał w ręce nóż, do którego zaraz dołączyła bomba świetlna od żołnierza. Jin umilkł na kanale trzecim, i Yoongi słyszał, jak wyłącza go kompletnie. Serce aż ścisnęło mu się mocno.

Podejrzewał do czego zmierzała ta konwersacja i co planuje Jeonghan, który złapał jego wzrok i uśmiechnął się krzywo. W jego jasnych oczach nie było nic oprócz determinacji i furii, która tylko szukała ujścia. Mężczyzna zamachnął się i z całych sił uderzył pięścią w filar obok siebie, a potem jeszcze raz, tym razem głową. Jego ręce krwawiły obficie. - Co ty robisz? - Taehyung próbował go zatrzymać, ale Yoongi złapał go za rękaw.

- Co mam zrobić?- spytał mężczyzny Yoongi, a jego własny głos brzmiał głucho i obco nawet dla niego samego. Jeonghan odgarnął zakrwawioną ręką włosy z twarzy.

- Uderz mnie w bok głowy, w ucho. Ale najpierw musisz mi zrobić kilka ran. Inaczej mi nie uwierzą... - wybełkotał. Uraz twarzy może i był silny, ale nie na tyle, żeby zemdlał.

- Przecież... przecież- zaczął jąkać się Taehyung. - Yoongi, to nie jest normalne. Daj spokój - zaczął protestować. Yoongi bez słowa wcisnął mu do ręki laser i podszedł do Jeonghana, który klęknął. - Kapitanie - jęknął chłopak, łapiąc Yoongiego za rękaw.

- Pamiętasz, ile lat dostaje się w Federacji za terroryzm? - spytał Yoongi.

Nie chciał tego robić. Nikt normalny nie chciałby zrobić tego, co właśnie zamierzał, ale mimo wszystko to było o wiele lepsze, bardziej humanitarne rozwiązanie. Yoongi wiedział, że Taehyung nie ma do tego żołądka, a Jeonghan nie będzie w stanie upozorować tego wypadku w miarę realistycznie. To po porstu musiało się wydarzyć.

Kara, która groziła w Federacji za pomoc w ucieczce jeńcom, była okrutna i nie zamierzał zostawić mężczyzny z tym samego. Taehyung przytaknął słabo, ale widać było, że drży na całym ciele. Yoongiego zacisnął mocno zęby myśląc o tym co zrobiłby Jin na jego miejscu. I jak.

- Jest też śmierć - Jeonghan zaśmiał się, jakby właśnie stracił rozum. Poprawił pozycję, splatając ręce przed sobą. Był gotowy. - Tylko nie w nos...- zaczął, ale Yoongi już go kopnął. Czerwona krew trysnęła na ziemię. Nie zdążyła nawet upaść, a ręce Jeonghana były wykręcone pod dziwnym kątem, od którego Yoongiemu robiło się niedobrze. Złapał za przedramiona chwiejącego się chłopaka i pociągnął mocno, starając się z całych sił, żeby zrobić siniaki. Na sam koniec, uderzył go łokciem w skroń. Jeonghan osunął się na ziemię zemdlony.

- Ja pierdole... - szepnął Taehyung, gdy ciało gruchnęło o ziemię. Przez moment obaj stali nad Jeonghanem, dysząc głośno. Yoongi głównie ze zmęczenia, a Taehyung z nagłego przypływu niechcianej adrenaliny - Zabiłeś go...

- Jest nieprzytomny - Yoongi złapał żołnierza za nogi i odsunął na bok, opierając go o ścianę. Zanim wstał z kucek, zmierzył mu jeszcze puls. - Możesz sam sprawdzić.

- Nie, dziękuję - odparł Taehyung, kręcąc energicznie głową. Wyglądał, jakby chciał rzucić trzymany laser na ziemię, ale zamiast tego oddał go Yoongiemu, który z niechęcią wziął go i przerzucił do drugiej ręki. Był ciężki, nieporęczny, ale gdyby go tu zostawili, byłoby to dość podejrzane. - Gdzie teraz?

- Oranżeria jest na tyłach budynku. Osłonięta od wiatru - wyjaśnił i podszedł do kolumnady.

Od głównej, otwartej części budynku osłaniały ich jakieś pakunki i stoły. Po lewej stronie było wejście do ogromnej sali z zewnątrz. Przed nimi, toalety i pomieszczenia rekreacyjne, a po prawej widać już było małe wejście do oranżerii, która znajdowała się na końcu wąskiego korytarza. Musieli tylko przebiec przez główny hol, rozwalić zamek prowadzący w stronę oranżerii, a potem kolejny i już byli w środku. Łatwiej powiedzieć, a trudniej zrobić. Zwłaszcza że ktoś właśnie wchodził do komory ciśnieniowej, która była zaraz obok wejścia do budynku. Służyła naukowcom głównie za werandę i nie było w niej nic nadzwyczajnego oprócz szronionych, szklanych szyb, za którymi było widać jakiś ruch. - Idą - Yoongi popchnął Taehyunga i zaczęli biec w stronę drzwi prowadzących do wąskiego przesmyku. Głosy słychać było coraz głośniej i wyraźniej. Można była rozpoznać nawet całe zdania.

- Niedługo skończą. Kapitan chciał dobrze, ale... - mówił ktoś. Yoongi przystanął na chwilę. Muszą otworzyć drzwi do wąskiego korytarzyka, ale broń mikrofalowa leżała obok budynku. Nie zdążą się po nią wrócić. Nie mieli czasu, a laser może być za głośny i pewnie spowoduje przeciążenie sieci, co spowoduje alarm i Jimin i Jungkook zaraz zostaną odkryci. Patrzył przerażony na Taehyunga, który panikował przy zamku. Jego mózg pracował jak na przyspieszonych obrotach.. Nie zdążą. Nie zdążą. Moc zadrżała pod jego opuszkami palców.

- Po moim trupie - warknął. Coś kliknęło, a on sam podszedł do drzwi i przesunął je dłonią. Swąd ciepłego metalu wymieszanego z czymś oleistym wypełnił powietrze, a potem coś zaszumiało mu w uchu.

- O kurwa... - powiedział cicho Taehyung. - O kurwa! - pokazał na wygięte drzwi, które utknęły we framudze. - Miałem rację!

- Nie mamy teraz na to czasu - warknął Yoongi i wepchnął go do korytarza. Machnął dłonią i drzwi wróciły na miejsce. Wyglądały teraz gorzej, bo prawie stopiły się z metalową framugą, ale to nie był właściwy moment na dbanie o estetykę. I już nawet nie chodziło o to, że nie widział, jak to zrobić. Na szczęście Taehyungowi nie trzeba było dwa razy powtarzać i zaczął sam z siebie biec w dół korytarza. Nie wrzeszczał też przy tym wniebogłosy, czego Yoongi się trochę obawiał. Kolejne drzwi też udało się rozbroić bez problemu. Lekkie mrowienie w koniuszkach palców i już stały otworem. I dopiero, gdy przesunął je na miejsce i docisnął mocniej do framugi, tak mocno, że aż widział, jak metal topi się na jej krańcach, Taehyung pozwolił sobie na krzyk.

- Co to jest? To nawet nie działa na elektrykę. Nic się nie stało kablom. Wszystko działa, ja jebie! - wykrzykiwał.

Na szczęście znajdowali się już w oranżerii. Yoongi mógł już odetchnąć i pozwolić mu na kolejne załamanie nerwowe.

- Cisza! - skarcił go Yoongi, rozglądając się. Rzucił na ziemię laser i podszedł do panelu kontrolnego na ścianie. Tak jak myślał. Białe, pulsujące światło pośrodku sali nie było podłączone do żadnego systemu. Pole siłowe, które było więzieniem dla załogi keplerskiego statku miało własny system zasilania, który znajdował się w środku pola. Nic z zewnątrz nie mogło go ruszyć. Chyba, że grało się nieczysto i miało do dyspozycji coś co w praktyce też stosowało się do zamykania przestępców. Yoongi uśmiechnął się do siebie. - Odpinaj kajdanki od pasa i zaczynaj - rozkazał.

- A ty nie możesz? - spytał chłopak, na co Yoongi spojrzał na niego gniewnie. Za sobą słyszał już łomot. Żołnierze musieli się zorientować i dobijali się do drugich drzwi.

- Nie wiem, co się stanie, jak tego dotknę...- odparł. Taehyung przez chwilę poruszał ustami. - Tae...

- No dobra - Taehyung podszedł wolno do kuli światła. Gdy jej dotknął wydała z siebie cichy dźwięk przypominający szum morza. Yoongi nawet nie zdążył dotknąć słuchawki w uchu, gdy usłyszał Jina.

- Mamy wasze koordynaty - powiedział cicho. Yoongi zdziwił się. Nie wiedział, kiedy chłopak znów włączył kanał.

- Zrozumiałem - odparł Taehyung na głos i rozpiął kajdanki. - Gotowy? - rzucił przez ramię do Yoongiego, który skinął mu głową. - To będzie boleć - przypomniał i zamachnął się kajdankami, które, gdy tylko dotknęły powierzchni jasnej kuli pola siłowego pękły. A wraz z nimi pole, które eksplodowało, odrzucając ich do tyłu. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył Yoongi, były zaskoczone twarze ludzi w środku pola, Taehyung uśmiechający się do niego, a potem otoczyła go jasność.

a/n: jest to... przedostatni rozdział (nie liczę epilogu) Mam nadzieję, że się podobało c:

Iii jeszcze fanart od one and only _last__hope_
💖💜💖💜💖💜💖💜💖💜 dziękuję pięknie!!!!!!!!💖💜💖💜💖💜💖💜💖💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro