30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wystrzał broni Jimina, krzyk Taehyunga, wybuch w oranżerii i sam dźwięk teleportu spotkały się w jednym momencie, a potem raptownie ustały. Przez chwile było tak cicho, że Jin aż zachwiał się, łapiąc panelu kontrolnego w teleporcie Horizon. Hoseok, który wciąż siedział na mostku, włączył mikrofon.

- Masz ich? - spytał, wyraźnie zdenerwowany.

- Jeszcze nie... - Jin zawahał się. Spojrzał w stronę zamkniętej, pustej budki teleportu. - Czekam na sygnał z Guanyin.

- To...- zaczął Hoseok, ale nie skończył, bo panel kontrolny pod palcami Jina rozżarzył się i teleport sam zaczął przesyłanie.

- Są! - krzyknął Jin, uderzając w ekran.

Jasne światło teleportu oświetliło całe pomieszczenie i po chwili, na padach przesyłających dało się zauważyć jakieś sylwetki. Ciśnienie zmieniło się, jasność osiągnęła prawie bolesny poziom i ustała. Pięć bezwładnych ciał upadło na ziemię z głuchym tąpnięciem. Niektórzy kaszleli głośno, inni upadli na podłogę tak, jakby złapał ich jakiś podmuch i dało się słyszeć, jak impakt zabiera im powietrze z płuc.

Jin od razu podbiegł do przezroczystej szyby, która okalała jeszcze teleport i zaczął wklepywać swoje kody dostępu przy czytniku obok, skanując przy tym wszystkich. Nic poważnego, stłuczenia, złamane żebra. Wszyscy cali. Przepustka lekarska zadziała natychmiast i teleport nie zaczął swojego zwykłego cyklu odkażania, tylko od razu zwolnił uścisk na przezroczystych panelach i schował je w ścianie.

- Namjoon też tu jest! - krzyknął do Hoseoka, który wciąż miał włączony kanał komunikacyjny z teleportownią. Klęknął przy mężczyźnie. Zbadał mu puls i szybko zeskanował go skanerem podręcznym. - Dwa złamane żebra...- mruczał pod nosem. - Niewielki krwiak pod prawym okiem - wyliczał dalej. Widać było, że Federacja nie obeszła się z nim łagodnie. Gdy Jin spojrzał na jego twarz, nie poznał go od razu, bo jego posiniaczone oko naprawdę było dość spuchnięte, podobnie jak warga. - Możesz chodzić? - spytał.

Pozostali dookoła powoli podnosili się z ziemi. Niektórzy jak Taehyung, jęczeli tak głośno, że Jin miał problemy ze skupieniem się na własnych myślach.

- Tak - wychrypiał Namjoon i dopiero, gdy zaczął podnosić się, Jin zauważył, że wciąż ma na sobie kajdanki. Był trochę zdziwiony, że Keplerczycy z Guanyin odesłali mężczyznę na Horizon i nie zatrzymali go razem z ekipą z Jingwei, ale nie zamierzał tego teraz kwestionować i przede wszystkim się tym przejmować. Odwrócił się, szukając wzrokiem Jungkooka, który gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, od razu podbiegł do Jina, ciesząc się jak małe dziecko.

- Wszystko w porządku? - spytał lekarz i szybko zeskanował go od stóp, aż do głowy. Zdrowy. Żadnych obrażeń. Jungkook pokiwał energicznie głową. - Świetnie, znajdź przecinak i uwolnij Namjoona. Zabierz go do ambulatorium - rozkazał, na co nastolatek skrzywił się. - Mam poprosić Jimina? - spytał szeptem, podnosząc jedną brew do góry.

- Nie zrobisz tego - odparł chłopak, na co Jin skrzyżował ramiona przed sobą. - No dobra...- Jungkook zerknął na Namjoona, który z trudem podnosił się i złapał go w pasie. Nie wyglądał na zadowolonego, może trochę obrażonego, ale Jin wzruszył tylko ramionami i zabrał się za Taehyunga, który już stał przed nim, czekając na skan.

- Tu mnie boli - pokazał na bok. - I tu mnie boli - pokazał na prawą dłoń. Urządzenie nawet nie piknęło, gdy Jin przystawił je do wskazanych miejsce.

- Są stłuczone, będziesz żył - powiadomił chłopaka i bez ostrzeżenia wbił mu aplikator w szyję. Taehyung od razu zaczął krzyczeć. - Już nie dramatyzuj, idź pomóż Jungkookowi w ambulatorium - powiedział i popchnął lekko chłopaka w stronę korytarza.

- Nawet nie zbadałeś mi ciśnienia, ani nie zobaczyłeś oczu. A jak mam wstrząśnienie? - zaczął protestować chłopak. Jin złapał za rękę Jimina, który chciał mu się już wywinąć i zaczął go skanować.

- Taehyung, ja skończyłem medycynę, czy ty? - nie wytrzymał lekarz, bo Taehyung wyglądał, jakby dopiero zaczynał jęczeć. Zbadał szyję Jimina i zabrał się za kolejny skan jego klatki piersiowej. - No widzisz... idź pomóc JK'owi - rozkazał i skupił się na bracie Taehyunga, który cierpliwie stał w miejscu, czekając aż skończy badanie. Jin naprawdę lubił pracować z Jiminem. Chłopak nigdy nie narzekał, nie protestował, nie pierdolił jak Taehyung i był spokojny. - Nie wiem, co tam się stało na dole, ale... - zaczął, widząc wyniki jakie pokazywał skaner. Wskaźnik adrenaliny w krwi chłopaka przekraczała wszystkie znane mu normy.

- Nic ważnego - przerwał mu chłopak. - Proszę się zająć kapitanem - pokazał na Yoongiego, który siedział na padzie przesyłającym i otrzepywał właśnie spodnie z czarnego pyłu, który był pozostałością po wybuchu pola siłowego.

- Jak chcesz jakieś leki na spanie albo na uspokojenie, to wiesz, gdzie mnie znaleźć - powiedział Jin, na co chłopak skinął głową. - Super, idź do Hoseoka. Zaraz do was dołączymy.

- Tak jest, sir - odparł formalnie Jimin.

Gdy jego kroki ucichły, Jin wreszcie klęknął przed Yoongim, który patrzył na niego, uśmiechając się szeroko. Jego włosy były trochę przypalone na końcówkach, a twarz usmolona od wybuchu, ale wyglądał dobrze. Zdrowo.

- Chyba po raz pierwszy badam cię na końcu - powiedział Jin, klękając przed nim. Wiedział, że nie musi wykonywać skanu, ale i tak to zrobił. - Nawet w głowę się nie uderzyłeś, ani nic. To do ciebie niepodobne, Yoongs.

- Jakieś krzaki wyhamowały mój upadek - przyznał i złapał Jina za kark, całując go lekko. Yoongi pachniał jak ognisko, jak spalona skóra i metal. I coś dziwnie oleistego, czego chłopak nie potrafił nazwać. Gdy się odsunął, Yoongi położył mu na chwilę czoło na ramieniu. - Chyba musimy wracać na górę, co? - mruknął.

- Jak chcesz to możemy jeszcze posiedzieć chwilę. Jimin poszedł już na mostek - odparł Jin i pocałował go w skroń, głaszcząc przy tym po karku. - Dasz radę iść sam, czy mam cię tam zanieść? - odpowiedziało mu ciche parsknięcie. - Mogę cię też zawieść na noszach, jak chcesz - Yoongi znów parsknął, ale wciąż się nie odzywał. Jego twarz była schowana gdzieś w zagłębieniu obojczyka Jina i nie wyglądało na to, żeby chłopak pokazał ją w najbliższym czasie.

- Chłopaki, jak się już ogarniecie...- w teleporcie rozbrzmiał głos Hoseoka - To chodźcie na mostek. Zaczyna się robić gorąco. Chyba musimy się zmywać.

- Już! - odparł Jin, na co Yoongi skinął głową. Wydawał się teraz taki mały i dziwnie lekki, mimo, że Jin nawet nie wziął go w ramiona. - Yoongs...

- Hmm? - Yoongi podniósł na głowę do góry, odgarniając nerwowym ruchem swoją grzywkę. Jin chciał przez chwilę spytać o to, co naprawdę się stało na planecie. O to, dlaczego Taehyung krzyczał i o wiele innych rzeczy, ale gdy tylko ich spojrzenia spotkały się, zawahał się. To nie było ważne, ani trochę. Zamiast tego Jin pocałował go w czubek nosa, uśmiechając się lekko.

- Kocham cię - powiedział cicho.

Głowa Yoongiego od razu podniosła się do góry. Jin chyba jeszcze nigdy nie widział, żeby chłopak miał tak duże oczy. Aż zaczął się śmiać na głos, widząc jak zwykle małe, trochę zaspane oczy Yoongiego, rozszerzają się gwałtownie do rozmiaru całkiem sporej śliwki.

- Co powiedziałeś? - spytał Yoongi. - Jin, powtórz to.

- Nic z tego. Twoja strata jak jesteś głuchy - odparł nie tracąc, ani na chwilę uśmiechu z twarzy. - Cieszę się, że nic ci nie jest - dodał już ciszej.

- Ej, no...- Yoongi dalej protestował, ale Jin wstał już i podał mu rękę.

- Chodź kapitanie, mostek na pana czeka - Yoongi podniósł się z podłogi z niechęcią i głośnym stęknięciem. Jin miał wrażenie, że może i jest nawet na niego trochę obrażony, ale, gdy znaleźli się w windzie prowadzącej na górny pokład, Yoongi przysunął się blisko i pocałował go. - Nie masz mi nic do powiedzenia? - spytał, gdy drzwi otworzyły się. Yoongi pokręcił głową.

- Yoongi, ej...- Jin próbował go złapać, ale chłopak był zwinniejszy i wywinął mu się.- No weź!

- Powtórz to! - krzyknął do niego Yoongi z korytarza. Obaj weszli na mostek w tym samym czasie. Uśmiech Jina zrzedł od razu, gdy tylko złapał spojrzeniem Hoseoka, który czekał już na nich przy fotelu Yoongiego.

- Siadaj - powiedział do Yoongiego, zwalniając mu miejsce.

Jin nie zwracał za bardzo uwagi na to co robią, bo gdy tylko przekroczyli próg pomieszczenia, jego spojrzenie przykuła twarz Yongsun. Hoseok i Jimin oglądali negocjacje, które trwały między Ziemią, a Keplerem. Ziemia musiała się zorientować, że coś stało się na planecie, bo twarz Ambasadora, który był na pokładzie Gaei, była prawie purpurowa ze wściekłości.

Gdyby mógł to pewnie rzucałby przekleństwami na lewo i prawo, ale w trakcie oficjalnych negocjacji zupełnie mu nie wypadało, więc polityk naprawdę próbował zachować pozory.

W trzecim okienku widać było jakiegoś polityka ziemskiego, a w czwartym ojca Minhyuna, którego Jin od razu rozpoznał. Chciał mu współczuć straty syna, naprawdę chciał, ale gdy tym synem był Minhyun, trudno było mu wykrzesać jakieś emocje, które nie były negatywne.

- Tak, jak pan zauważył, Ambasadorze...mówi się trudno - powiedziała Yongsun po dłuższej przerwie. Jin nie wiedział, o czym rozmawiali, ale wydawało mu się, że widzi na jej twarzy cień uśmiechu. Szach-mat, pomyślał.

- To jest niedopuszczalne - odparł ojciec Minhyuna, a zaraz potem dało się słyszeć czyjeś krzyki, które stawały się coraz głośniejsze.

Gdy rozbrzmiały po raz pierwszy, Jin nie był pewien, z którego podglądu wideo pochodzą. Mogły dobiegać nawet z ziemskiej kamery, ale chwilę potem kamera nagrywająca pokój z ziemskim ambasadorem znajdującym się na Gaei, zatrzęsła się.

- Czy to już? - spytał cicho Jimin. Jin nawet nie zauważył, gdy podszedł bliżej. W pierwszym odruchu chciał go objąć ramieniem, ale w ostatniej chwili powstrzymał się.

- Chyba... chyba tak - odparł, równie cicho, bojąc się zrujnować raptem pełną napięcia atmosferę. Chciał oferować chłopakowi jakieś słowa pocieszenia, ale nie potrafił powiedzieć nic, co pasowałoby w takiej sytuacji.

Szóstka bio-androidów, które zgłosiły się do tej misji, od początku wiedziała, na co się pisze. Gdy zaoferowali się przejść przez bolesną procedurę zmiany rysów twarzy i zająć przeznaczone dla szóstki z Horizon, miejsce w brygu Gaei, podpisali na siebie wyrok.

To była akcja, z której się nie wraca. Zwłaszcza, że rozkaz z dowództwa był jasny. Przejąć Gaeę, jeśli będzie duży opór. Wysadzić go. Z tego, co dało się słyszeć z głośników, można było zorientować się, że wybrali tę drugą opcję. - Chcesz wyłączyć?

- Nie, zostawcie - odparł Jimin.

- Hoseok, zacznij już nas wycofywać, co? - rozkazał Yoongi. Jin poczuł na sobie jego spojrzenie, ale nie potrafił oderwać wzroku od ekranu. Ambasador wstał, a drzwi na mostek otworzyły się.

- Co się dzieje? - dało się słyszeć czyjś głos. Jin nie był pewien, czy był to ojciec Minhyuna, czy ktoś na Ziemi.

Twarz Yoongiego pojawiła się w polu widzenia kamery, a serce Jina stanęło na chwilę. Wiedział, że jego Yoongi siedzi obok zupełnie bezpieczny. Nawet złapał go za ramię, ale i tak nie potrafił się nie bać. Czoło mężczyzny na ekranie krwawiło obficie i z tego co widział, nie tylko ono. Wyglądało na to, że coś stało się też z jego okiem.

- Ja pierdole - powiedział cicho pod nosem, wstrzymując oddech. Jego nie-Yoongi i Jin, który nie był nim samym, złapali Ambasadora pod ręce i rzucili na ziemię. Dzięki temu widać było teraz więcej mostku, na którym nie-Jungkook strzelał właśnie do kogoś siedzącego przy stanowisku komunikacji.

- Według międzyplanetarnego prawa, sygnowanego przez Federację Ziemi, każda z planet stowarzyszonych ma prawo do obrony i ataku na agresora. Jingwei i keplerska baza na planecie 55 Cantri E została zaatakowana przez ziemski statek bojowy. Zna pan procedury, Ambasadorze. Przypieczętował je pan swoim podpisem, kiedy uchwala przechodziła przez Radę Federacji - Yongsun nadal mówila spokojnym, pewnym siebie głosem. - Chyba możemy uznać to spotkanie za zakończone. Bez odbioru - zakończyła niespodziewanie. Wyglądała, jakby w ogóle nie widziała tego, co właśnie działo się na ekranie obok. Poprawiła swoje długie włosy i eleganckim ruchem wyłączyła swoją kamerę, zostawiając ojca Minhyuna i ziemskiego polityka, sam na sam z obrazem rozstrzeliwanego właśnie ziemskiego ambasadora i masakrą, która odbywała się na Gaei.

- Dobra, wyłączam to - nie wytrzymał Yoongi i po chwili na mostku zapadła cisza. Czarny ekran odbijał tylko ich własne zszokowane twarze. - Hoseok, zabieraj nas stąd. Zaraz uruchomią tryb samodestrukcji, a nie wiem, jak nasza dziewczyna to przetrwa.

- Tak jest, sir - odparł chłopak formalnie, ale słychać było w jego głosie drżenie. Normalnie Jin nie czuł ruchu statku, ale tym razem coś w jego własnym żołądku przeskoczyło gwałtownie. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się co się stało. To nie był statek, to Jimin stojący obok zaczął płakać. Jego ramiona drżały i chciał już coś do niego powiedzieć, ale zanim zdążył coś zrobić, chłopaka nie było już na mostku.

- Yoongi? - spytał cicho Hoseok. - Co teraz?

- Kurs na Keplera9 - odparł chłopak i wstał z miejsca. - Jin...siadaj na fotelu kapitańskim. Ja zajmę stację drugiego pilota - dodał i zmienił miejsce.

***

Cała załoga Horizon zeszła na niższy pokład, prawdopodobnie do dawnego obserwatorium, które przemieniono na pokój dla Jungkooka, kiedy na dobre zadomowił się na statku, więc w kantynie było cicho i spokojnie.

Prawdopodobnie zebrali się, żeby przekazać sobie przebieg ostatniej misji i podzielić się wrażeniami. Namjoon wyobrażał sobie, jak to mogło wyglądać i trochę, ale tylko trochę za tym zatęsknił. Za ciągłym gwarem, dyskusjami i energią, zwykle towarzyszącą ich spotkaniom, nawet tym oficjalnym. Na statku badawczym, na którym mężczyzna dostał przydział po opuszczeniu Horizon, było zupełnie inaczej. Ciszej, chociaż znajdowało się na nim więcej osób, spokojniej i bardziej oficjalnie, mimo że większość załogi znała się całe lata.

I może to jednak nie oni, może to on sam odstawał i nigdy do końca nie potrafił się tam zadomowić. Nie był przez nich izolowany, czy traktowany nieżyczliwie, jednak przy wspólnych spotkaniach nigdy nie rozumiał ich żartów, które dla osoby z zewnątrz nie były w żaden sposób zabawne, a z których prawie cała załoga zaśmiewała się do łez. Namjoon nie miał pretensji, to naturalne, że był obcy i czuł się tam jak gość. Tak samo jak na Horizon czuł się jak w domu. Mimo wszystko.

W kantynie zmieniło się sporo od czasu kiedy Namjoon był tam ostatnio. Brakowało trochę porozrzucanych rzeczy i kwiatów Jina. Wyglądała też podejrzanie czysto, więc mężczyzna zyskał pewność, że od jakiegoś czasu na statku po prostu nikt nie mieszkał. Możliwe, że załoga na dobre zadomowiła się na jakiejś planecie; tak to wyglądało.

Namjoon starał się nie interesować losami załogi Horizon, od kiedy opuścił statek i teraz trochę tego żałował. Gdyby wiedział co się z nimi działo, łatwiej byłoby mu zacząć rozmowę z kimś, kto prędzej czy później pojawi się w kantynie. O ile ich nawyki nie zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni, to żaden z członków załogi nie wytrzyma zbyt długo bez jedzenia. Może z wyjątkiem Yoongiego. Sam też był dość głodny i strasznie chciało mu się pić, ale z jakiegoś powodu uważał, że nie powinien nic ruszać bez pozwolenia i tak czuł się wystarczająco niezręcznie.

Po teleportacji na statek skorzystał tylko z łazienki, żeby zmyć z twarzy krew, a z ubrania resztki swojego strażnika. Namjoon wolał się nie zastanawiać, z czego właściwie czyści swój mundur, bo i bez tego było mu nadal niedobrze. Cały czas miał wrażenie, że nadal na jego twarzy, włosach i ubraniu znajdują się resztki czaszki i mózgu żołnierza, a w uszach nadal słyszał dźwięk lasera, chociaż to musiała być jego wyobraźnia. Karabin, z którego zastrzelono strażnika, nie mógł wydać żadnego dźwięku.

Namjoonowi przeszło przez myśl, że nawet jeśli karabin tego nie zrobił, to jednak pękająca czaszka żołnierza niekoniecznie rozłupała się na kawałki w absolutnej ciszy i znowu zachciało mu się wymiotować. To nie były dobre wspomnienia, a ten dźwięk cały czas na nowo odtwarzał się w jego głowie.

Z drugiej strony mdłości mogły być wynikiem wstrząśnienia mózgu, którego prawie na pewno dostał po którymś z ciosów żołnierzy Federacji, chociaż skaner Jina nic nie wykazał podczas pierwszego badania. Nie potrafił się do tego przyzwyczaić tak łatwo, jak do pulsującego bólu z lewej strony głowy i piszczenia w uchu. Może powinien jednak zgodzić się, żeby Jin go obejrzał, kiedy to zaproponował po tym jak już ruszyli w stronę Keplera9. Namjoon był pewien, że starszy chłopak wcale nie ma ochoty się nim zajmować i powiedział to tylko i wyłącznie z grzeczności.

Drzwi przy pierwszej grodzi do kantyny otworzyły się z cichym świstem, co brzmiało, jakby jedna z uszczelek nie trzymała wystarczająco mocno i w pojawił się w nich Jimin. Od razu go poznał, chociaż zmienił kolor włosów i wydawał się drobniejszy niż go zapamiętał, ale może to było tylko złudzenie.

Namjoon podejrzewał, że prędzej czy później kogoś do niego przyślą, ale Jimina w ogóle się nie spodziewał. Przez chwilę młodszy chłopak wyglądał na równie zaskoczonego obecnością Namjoona, jednak nie cofnął się i nie wyszedł z pomieszczenia, chociaż wyglądał, jakby właśnie na to miał największą ochotę.

- Yo... kapitan pyta, czy nie wolałbyś przenieść się na Guanyin, do reszty swojej załogi. Przesłali cię do nas trochę przez przypadek - powiedział oficjalnie, patrząc gdzieś w dal, jakby Namjoon był dla niego zupełnie przezroczysty.

- Jest mi wszystko jedno tak naprawdę - odpowiedział, czując, jak zasklepiona rana na dolnej wardze, otwiera się znowu. Młodszy chłopak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.

- Możesz zostać - oznajmił obojętnie Jimin. - Możesz też poruszać się po statku, tylko nie wchodź na mostek. On jest przeznaczony tylko dla załogi - dodał, podkreślając ostatnie zdanie, i dając Namjoonowi do zrozumienia, że nie jest już częścią ich grupy.

- Dziękuję - odparł, udając, że nie jest mu aż tak przykro. W gruncie rzeczy sam był sobie winien, ale było już za późno na naprawianie czegokolwiek. Miał na to szansę i to niejedną. Nawet Taehyung, który nigdy nie sprawiał wrażenia, że zależy mu na innych, próbował do niego dotrzeć.

Tylko, że wtedy Namjoon był zły. Uważał, że cały świat go oszukał i zmówił się przeciwko niemu. Z perspektywy czasu zdał sobie sprawę z tego, że wcale tak nie było, chociaż nadal uważał, że miał prawo być wkurzony na Jimina. Byli w końcu parą, a chłopak go oszukał, przemilczając tak ważną informację. Nie miał prawa tego robić i ten fakt nadal go bolał.  Ale z drugiej strony Namjoon nigdy nie dał mu szansy, by to wytłumaczyć, więc może byli kwita.

Jimin kiwnął głową i podszedł do replikatora, by wybrać sobie coś do picia. Pewnie po to tak naprawdę w ogóle przyszedł.

- Powinienem ci podziękować - zaczął jeszcze raz Namjoon, wbijając wzrok w podłogę i tak mocno splatając ze sobą palce, że aż bolało.

- Nie powinieneś - odparł od razu Jimin, a w jego głosie brzmiała lekka irytacja. - To było moje zadanie, po prostu się z niego wywiązałem - wyjaśnił, czekając, aż replikator wyrzuci z siebie zamówiony napój. Pech polegał na tym, że system postanowił dodać jakąś aktualizację, bo na panelu pojawił się pasek, który bardzo wolno zapełniał się kolorem. Wyglądało na to, że Jimin jeszcze trochę poczeka, co prawdopodobnie doprowadzało go do szału.

Namjoon czuł, że to może być jego jedyna szansa na normalną rozmowę bez świadków. Bez Taehyunga, rzucającego mu cały czas wściekłe spojrzenia, czy Jungkooka, który miał minę, jakby to Namjoon zbombardował ich na Orvandillu i w związku z tym powinien zostać przynajmniej rozstrzelany.

- Myślałem... myślałem trochę o twojej sytuacji - zaczął niepewnie, starając się ignorować ból, jaki sprawiało mu wypowiedzenie nawet jednego zdania.

- O mojej sytuacji - powtórzył Jimin i odwrócił się w jego stronę, krzyżując ręce na piersi. - To jaka jest moja sytuacja? - zapytał, przekrzywiając lekko głowę.

Namjoon zmieszał się trochę. Doskonale wiedział, co chce przekazać Jiminowi, obawiał się jednak, że nie będzie w stanie odpowiednio ubrać tego w słowa i znowu wyjdzie na ograniczonego wieśniaka. Nie chciał się kłócić, a już na pewno nie miał zamiaru obrazić Jimina, dlatego milczał przez dłuższy czas, szukając odpowiednich słów i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie ma pojęcia o tym, jaka jest jego sytuacja.

- Miałem wypadek na Jingwei, tak nazywa się statek, na którym dostałem przydział - zaczął wolno, starając się właściwie opowiedzieć tę historię. - W laboratorium był wybuch i przez niego straciłem cześć dłoni, o tutaj - pokazał na swoja lewą rękę, na której między palcami środkowym i serdecznym biegła delikatna, prawie niezauważalna blizna. - Teraz już tego właściwie nie widać, ale te dwa ostatnie palce to bio-proteza - spojrzał szybko na Jimina, jednak chłopak nie wyglądał, jakby ta historia zrobiła na nim większe wrażenie. Słuchał jednak, wpatrując się w Namjoona tak intensywnie, że chłopak aż spuścił głowę i postanowił więcej jej już nie podniesie, przynajmniej do czasu, aż nie skończy opowiadanie swojej historii.

- Na początku byłem naprawdę wkurwiony i... nienawidziłem tego, nienawidziłem swojej ręki, nienawidziłem siebie, bo był we we mnie ten... sztuczny komponent - zamilkł na moment, nabierając powietrza. Rozprostował palce lewej dłoni i przez chwilę przyglądał im się bez słowa. - Myślałem o tym, że lepiej byłoby w ogóle ich nie mieć. To głupie, prawda? Na pewno tak myślisz. I ja też w końcu doszedłem do tego wniosku, nie od razu, ale powoli zacząłem zauważać, że to idiotyczne tak myśleć... Z czasem, kiedy moje nerwy połączyły się z bioprotezą, ten kawałek ręki, który do mnie nie należał... właściwie nie ma żadnej różnicy. Jest taki sam, jak reszta dłoni. Też czuję różne faktury pod tą skórą, ciepło, zimno, no i ból. Ból jest taki sam - jeszcze raz spojrzał na swoje pościerane knykcie. - I krew... też jest taka sama - powiedział już znacznie ciszej.

- Ok... - głos Jimina brzmiał trochę inaczej niż zwykle, ale Namjoon nie był pewien, czy to z powodu obecnej rozmowy, czy może w ogóle był inny niż go zapamiętał.

Odważył się na niego spojrzeć, ale twarz młodszego chłopaka nadal nic nie wyrażała. Oczywiście nie liczył na to, że Jimin nagle zupełnie mu wybaczy, a ich relacja wróci do punktu wyjścia. Miał jednak nadzieję na zrozumienie, ale z jego postawy i mowy ciała nie był w stanie nic wyczytać.

- Chcesz usłyszeć historię z morałem, Namjoon? - zapytał  Jimin znienacka, opierając się o metalowy blat.

Widocznie uznał, że replikator nie skończy swojej aktualizacji zbyt szybko. Namjoon przytaknął niepewnie, bo mina chłopaka nie wróżyła nic dobrego. Obawiał się, że tym razem będzie musiał wysłuchać kilku niezbyt miłych prawd o sobie samym i nagle stwierdził, że chyba nie jest jeszcze gotowy na tę konfrontację, ale teraz było już za późno, by się wycofać.

- Zanim zaczęliśmy naukę w Akademii, na Hyperionie, mieszkaliśmy na Ziemi w Strefie ANZ, wiesz, co to jest prawda? - Namjoon znowu przytaknął. Strefa ANZ była jedynym miejscem na planecie, które tak naprawdę nadawało się do życia. Dostęp do niej miała dość wąska grupa osób, przeważnie politycy, ich rodziny i czasem co ważniejsi naukowcy. Taehyung i Jimin trafili tam pewnie dzięki wpływom ich ojca, które sięgały podobno dość wysoko. Przynajmniej do czasu, kiedy wydarzyło się coś, o czym nikt nigdy nie chciał mówić. - To był całkiem fajny okres, chodziliśmy do szkoły z internatem, dość podobnej do Akademii, ale bez wojskowego rygoru. Taehyung miał wielu przyjaciół, lubił imprezy. Zdziwiłbyś się, był wtedy... inny, dużo bardziej towarzyski - Namjoonowi trudno było sobie to wyobrazić. Fakt, Taehyung mimo dość specyficznego charakteru, był naprawdę dobrym przyjacielem, ale mimo wszystko nie potrafił go sobie wyobrazić, jako gwiazdę towarzystwa. Zachował to jednak dla siebie, by nie przerywać opowieści. - Kiedyś mieliśmy imprezę i ktoś przemycił na nią podrasowany replikator, z którego można było brać alkohol. To się czasem zdarzało, bo wiadomo, wszyscy byliśmy ciekawi i chcieliśmy się dobrze zabawić, ale wtedy nie było z nami Taehyunga, chyba musiał z jakiegoś powodu spotkać się ojcem, czy coś... nie pamiętam dobrze. Nasi przyjaciele wpadli na pomysł, żeby mnie upić, nie wiem, czy planowali zrobić to, żeby mnie ośmieszyć, czy był to początek czegoś większego i czy... - Jimin przerwał na chwilę, mocno nabierając powietrza. Mimo że nadal mówił tym samym spokojnym i opanowanym głosem, Namjoon wiedział, że opowiadanie tej historii kosztuje go więcej, niż chciał pokazać. - ...planowali mnie jakoś dodatkowo skrzywdzić. Ich problem polegał na tym, że ja... mogę pić tyle alkoholu, ile chce i nic to nie zmieni. Wtedy nie widziałem w tym najmniejszego problemu - Replikator zaczął pikać, że z sukcesem zakończył uaktualnianie systemu. - Jednak to były mądre dzieciaki, w pewnym momencie udało im się dopasować najważniejsze kawałki układanki na tyle dobrze, że zorientowały się, że nie jestem człowiekiem... przynajmniej nie w takim sensie, jak myśleli. Na początku wydawało mi się, że to niczego nie zmieni, bo przecież znaliśmy się od dawna, byliśmy przyjaciółmi, więc takie rzeczy nie powinny mieć żadnego znaczenia... ale mają i obaj dobrze o tym wiemy - Jimin odwrócił się w stronę replikatora i powtórnie wybrał napój z menu replikatora. Namjoon mógł się założyć, że wie, co to będzie. - Chyba nie muszę ci mówić, co stało się później i czemu zdecydowaliśmy się przenieść do Akademii, prawda? - zapytał młodszy chłopak spokojnie. Namjoon pokręcił przecząco głową, doskonale się domyślając dalszego ciągu. - No właśnie - przyznał Jimin, obracając w rękach gorący kubek. - Morał z tego jest taki, że jesteś tylko jednym z wielu dupków, których spotkałem w swoim życiu. Nie ma w tobie niczego niezwykłego, Namjoon - powiedział, otwierając grodź między kantyną a korytarzem.

Namjoon opuścił głowę i przeczesał palcami krótkie włosy, zastanawiając się, jak mógł dopuścić do tego, żeby wszystko tak dokładnie się spierdoliło.

***

Plac przed królewskim pałacem w Yanghan, który wydawał się Yoongiemu tak ogromny, był teraz przepełniony ludźmi, którzy nadal wlewali się do środka przez główną bramę. Nie rozumiał tego do końca, bo równie dobrze mogli wysłuchać przemówienia Yongsun z każdego miejsca w mieście. Miało być transmitowane na wszystkich planetach Zjednoczonego Królestwa, Gliese, Orionie i prawdopodobnie planetach federacyjnych, chociaż w to akurat do końca nie wierzył. Ważne jednak było to, że nikt nie musiał tłoczyć się na wielkim placu, by je usłyszeć, jednak wyglądało na to, że wszyscy Keplerczycy chcieli być teraz razem, w tym konkretnym miejscu.

Skrzywił się lekko. Nigdy nie przepadał za dużymi zgromadzeniami, więc gęstniejący tłum na placu trochę go stresował.

Jin przysunął się bliżej niego Yoongiego i położył mu rękę na plecach, jakby czytając w jego myślach. To trochę pomogło. Przeniósł spojrzenie na schody prowadzące do głównego budynku z salą tronową.

Kiedy był tu po raz pierwszy, były one zamknięte, więc nie widział wysokiego, tronu, za którym znajdowało się ogromne malowidło przedstawiające zielone wzgórze z dwoma ognistymi kulami po obu stronach.

- To keplerskie słońca - drgnął, kiedy usłyszał głos Jina. Odwrócił się w jego kierunku, bo przez krótką chwilę miał wrażenie, że chłopak mówi właśnie do niego. - Symbolizują królewską władzę i harmonię między rodziną królewską i innymi keplerskimi klanami - kontynuował starszy chłopak, a pochylony trochę w jego stronę JK kiwnął lekko głową. - Dlatego królewskie koronacje zawsze odbywają się, kiedy znajdują się w tej samej linii nad królewską planetą - Jungkook otworzył lekko buzię, słuchając uważnie. Yoongi chyba pierwszy raz widział, żeby faktycznie czymś się zainteresował. Czymś, co nie było grą.

- A czy... - zaczął, jednak urwał w połowie zdania, bo w sali tronowej pojawiła się królewska para, która zasiadła na ozdobnych krzesłach po obu stronach sali.

- Czemu... co to za kobieta? - zapytał Hoseok, starając się coś zobaczyć zza ramienia Taehyunga, ale chłopak skutecznie blokował mu widok.

- Królowa - syknął Yoongi. Co prawda widział ją wcześniej zaledwie przez kilka minut, ale i to wystarczyło, żeby znowu poczuł się zestresowany.

- I król? Serio? - Hoseok stanął na palcach i wyciągnął szyję. - Myślałem, że ojciec Jina nie żyje.

- Nie chuchaj na mnie - warknął ostrzegawczo Taehyung. - I co tym masz z uśmiercaniem ludziom ojców?!

- Mogę się z tobą zamienić, Hobi - wtrącił Jimin, żeby zakończyć to całe zamieszanie. - Będziesz wszystko wiedzieć - dodał.

- Ale ty nie będziesz, przecież jesteś mały - powiedział szybko Taehyung. - Znaczy niski - poprawił się, widząc wrogie spojrzenie brata. - Znaczy... ojej, wiesz o co mi chodzi! - nie wytrzymał w końcu.

- Zamknijcie się w końcu - syknął Yoongi. - Taehyung stanie z tyłu, przed nim Hoseok, a Jimin ty się w ogóle nie ruszaj - powiedział, rozwiązując szybko ich konflikt.

- Dlaczego mój ojciec miałby nie żyć? - zapytał w końcu Jin, próbując zorientować się, o co wszyscy się kłócą. - Nie jest nawet stary.

- Nieporozumienie - wtrącił uprzejmie stojący niedaleko Jisung. Yoongi kiwnął głową i upewniając się, że wszyscy w końcu zachowują się odpowiednio, wrócił do obserwowania uroczystości.

- Jeśli znowu zaczną jęczeć, to naprawdę kogoś dźgnę - mruknął Yoongi pod nosem, a Jin objął go tylko ramieniem, śmiejąc się cicho.

- Wyobrażasz sobie, co by było, gdybym ja powiedział coś takiego? - usłyszeli jeszcze, jak JK pyta Jimina pełnym żalu głosem, zanim na placu nie rozległ się dźwięk gongu.

U szczytu schodów, na samym środku pojawiła się Yongsun i jakaś druga dziewczyna, której Yoongi nigdy nie widział. Obie ukłoniły się głęboko, najpierw przed królewską parą, a później przed tłumem zgromadzonym na placu.

- To było przekazanie władzy - wyjaśnił cicho Jin.

Yongsun zaczęła mówić o historii i skomplikowanych relacjach między planetami w Federacji, a Yoongi łapał się na tym, że zamiast uważnie jej słuchać, większą uwagę poświęca jej sukni, która przy każdym ruchu dziewczyny odbijała światło, tworząc na drewnianych kolumnach bocznych arkad budynków kolorowe plamki.

- Tym samym Kepler wypowiada swoje członkostwo w Federacji Planet, liczymy jednak, że długotrwałe, przyjazne relacje z Ziemią - Yoongi, mimo że spodziewał się tych słów, nie był na nie tak naprawdę przygotowany. Jednak tłum na placu przyjął je z radością i pewnego rodzaju ulgą.

Yoongi pomyślał, że to nawet zabawne. Może i nie był zbyt zainteresowany historią, ale zawsze wydawało mu się, że Kepler i Ziemia to najbliższe sobie planety, które, gdyby to było możliwe, połączyłyby się tęczą. Chyba wykazał się dość sporą ignorancją w tej kwestii. Jeszcze zabawniejsze było to, że choć zawsze starał się ignorować politykę i historię, to z jakiegoś powodu znalazł się w samym centrum największych politycznych przemian ostatnich wieków. Ironia losu.

- Jesteśmy na to przygotowani - mówiła ze spokojem dziewczyna - Zrobimy to lepiej, niż zrobilibyśmy dwieście lat temu, przed powstaniem Triumwiratu Zjednoczonego Królestwa Keplera, Gliese i Oriona. Jesteśmy gotowi, by w pełni odpowiadać za nasze królestwo, zawierać własne sojusze. Nie chcemy godzić się na historię pisaną przez organizację, której poglądy i działania są sprzeczne z naszymi wartościami - oznajmiła, a tłum odpowiedział jej burzą oklasków. - A naszą najważniejszą wartością jest wolność. 

a/n: I to jest ostatni rozdział przygód załogi Horizon :) Nie żegnam się jeszcze, bo w przyszłą środę wpłynie jeszcze epilog, więc - czekajcie

W niedzielę wleci teaser mojego nowego-nie-nowego (to skomplikowane) ff, mam nadzieję, że kogoś zainteresuje. Tutaj teaser:

Rehteaa stworzyła playlistę do Horizon i możecie ją znaleźć pod linkiem w komentarzu.  Zgadniecie, która piosenkę dedykowałby Danielowi Jungkook? :)

Dołączam też arta, którego zamówiłam z okazji zakończenia pisania Horizon:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro