4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


a/n: pierwszy nie reupload! i w chuj długi, więc trochę sorry. Staram się utrzymywać rozdziały w granicach 3k-4k, bo takie najlepiej się czyta (przynajmniej tak mi pisano)

Proszę o komentarze, opinię i wszelkie wyrazy uznania bądź krytyki (o ile nie dotyczą błahych literówek, lol)


Taehyung nie był specjalnie zaskoczony tym, że Yoongi z samego rana kazał stawić mu się u siebie. Spodziewał się tego, zwłaszcza że od czasu wspólnego spotkania z załogą Heiran, nie mieli okazji się widzieć.

Nie to, że tej okazji faktycznie nie było. Taehyung zadbał o to, żeby schodzić Yoongiemu z drogi. Za każdym razem, kiedy już musiał opuścić swój pokój, sprawdzał, gdzie znajduje się starszy chłopak. Nie było to trudne, bo kapitan zawsze nosił przy sobie komunikator, a Taehyungowi tylko przez chwilę przeszło przez myśl, że może szpiegowanie Yoongiego nie jest najlepszą opcją. Taką nie do końca etyczną.

Wierzył jednak, że dla nich obu tak właśnie będzie najlepiej. Z Yoongim nie dało się normalnie rozmawiać, kiedy był wściekły, a on sam nie do końca potrafił panować nad swoimi emocjami. Kapitan to nie był Jimin, na którym mógł zawsze odreagować złość bez ponoszenia konsekwencji za swoje wybuchy. Dlatego starał się przygotować do tego spotkania metodycznie. Na spokojnie rozważając wszystkie swoje argumenty i patrząc na zaistniałą sytuację z każdej możliwej perspektywy. Jednak jakkolwiek by do niej nie podszedł, wniosek był tylko jeden; strasznie się spierdoliło. I nawet czuł się trochę winny. Trochę czuł, że tym razem nie zjebało się samo, ale że właściwie to on, Taehyung, wszystko zjebał.

Westchnął głośno, zakrywając twarz poduszką. Nie podjął jeszcze decyzji, czy powinien wyglądać porządnie, żeby pokazać, że poważnie traktuje rozmowę z Yoongim, czy też zupełnie odwrotnie; ubrać się jak ostatnia sierota i wziąć Yoongiego na litość. Z całą pewnością miał powody do bycia nieszczęśliwym, a Yoongi nie był w końcu jakimś potworem pozbawionym ludzkich emocji. Co prawda argument z rodziną mógł nie przynieść właściwego rezultatu. Stacyjni nie byli szczególnie wrażliwi na więzy rodzinne, bo sami nie uznawali pojęcia rodziny. Wszystkie dzieci chowały się razem i nikt nie wiedział, kto jest czyim rodzicem, bratem, czy siostrą. Taehyung co prawda do końca nie rozumiał, w jaki sposób miało to uzdrowić społeczeństwo, ale nie zamierzał się nad tym zastanawiać.

- Co w najgorszym wypadku może mi zrobić? - zapytał w miękką tkaninę poduszki.

- Może wyrzucić cię ze statku jak Jina - prawie krzyknął, bo nie spodziewał się odpowiedzi. Jungkook uparcie spędzał każdą noc w pokoju Taehyunga; czasem zajmując łóżko Jimina, czasem jego własne, a czasem kawałek podłogi w przejściu do łazienki. Taehyung mógł powtarzać do znudzenia, że przecież JK ma swój własny pokój, łóżko i wcale nie musi z nim siedzieć, ale nie przynosiło to żadnego efektu, więc w końcu się poddał.

- Świetnie - mruknął, udając, że przed chwilą wcale prawie nie zszedł na zawał. - Przynajmniej w końcu bym się od ciebie uwolnił - dodał z satysfakcją. To nie tak, że wierzył, że dzieciak jakoś specjalnie go lubi. Zresztą sam za nim nie przepadał. Tolerowali się po prostu. Taehyung, czego sam za bardzo nie chciał przed sobą przyznać, bardziej ze strachu niż jakichkolwiek innych uczuć. Przynajmniej na początku był to strach, teraz chyba bardziej przerodziło się to w przyzwyczajenie.

- Może cię tam zostawić - dodał Jungkook, siadając na podłodze i przeciągając się. - Nie jesteś Jinem - Taehyung nie wiedział do końca, co to stwierdzenie miało znaczyć, ale na wszelki wypadek rąbnął dzieciaka poduszką. Wolał się nad tym nie zastanawiać. I nad swoją pozycją na statku też. - Przynajmniej cię nie zdegraduje.

- Naprawdę dobrze mieć w tobie tyle wsparcia... prawdziwy empata z ciebie, wiesz JK? - westchnął, zanurzając się w szafie w poszukiwaniu czystszej bluzy.

- Chodziło mi o to, że już nie możesz mieć niższego stopnia - wyjaśnił spokojnie Jungkook, zupełnie jakby nie zrozumiał sarkazmu. Taehyung był bardziej niż pewny, że dzieciak jest psychopatą. Jedynym kryterium, którego JK chyba nie spełniał, było zabijanie małych zwierzątek. Tu było zupełnie odwrotnie; Jungkook uwielbiał małe zwierzątka i właściwie wszystko, co wyróżniało się małymi gabarytami, jak na przykład Jimin.

- Uhmmm... ty i ta twoja przenikliwa inteligencja - uśmiechnął się do niego, poprawiając świeżą bluzę i pogłaskał zdezorientowanego chłopaka po głowie. Teraz był nawet z siebie zadowolony.

- Kim Taehyung... zabiję cię - usłyszał za sobą. I chociaż słyszał podobne oświadczenia przynajmniej kilka razy w tygodniu, to i tak puścił się pędem przez wąski korytarz, nawet nie sprawdzając, czy JK biegnie za nim.

Zatrzymał się dopiero przed drzwiami do kwatery Yoongiego. Przez chwilę nawet żałował, że Jungkook nie biegnie za nim. Byłoby mu łatwiej zdobyć się na odwagę i zapukać, a tak to stał przed drzwiami, przestępując z nogi na nogę jak ostatni idiota. Bez względu na konsekwencje tej rozmowy, bardzo ale to bardzo chciał ją mieć już za sobą. Już prawie naciskał guzik interkomu, żeby dać Yoongiemu znak, że przyszedł, kiedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się same. Taehyung cofnął się trochę zaskoczony, widząc w nich kapitana z Jonesy na rękach.

- Miałeś zamiar stać tu przez kolejne dziesięć minut? - zapytał Yoongi, poprawiając kota, który z jakiegoś powodu próbował wspiąć mu się na plecy.

- Nie... właśnie miałem wchodzić - odparł zgodnie z prawdą Taehyung, obserwując przez chwilę szarpaninę Yoongiego i Jonesy. Kot wydawał się wygrywać i już prawie udało jej się wyśliznąć, ale Yoongi okazał się szybszy. Taehyung zawsze był zaskoczony tym, że ich kapitan jest w stanie poruszać się tak szybko. Zwłaszcza, że zwykle robił wszystko okropnie wolno, sapiąc przy tym, jakby właśnie umierał.

- To wchodź - mruknął, wskazując głową na swój pokój i wszedł pierwszy do pomieszczenia, a Jonesy nadal wisiała mu na plecach, oceniająco spoglądając na Taehyunga. Chłopak miał ochotę powiedzieć jej coś niemiłego, na przykład to, że strasznie ostatnio przytyła.

Taehyung rozejrzał się ciekawie po pokoju. Nigdy wcześniej nie miał powodów, żeby odwiedzać Yoongiego. Nigdy też specjalnie się nie zastanawiał nad tym, jak może wyglądać kajuta kapitańska na Horizon. Gdyby jednak kiedykolwiek ją sobie wyobraził, na pewno byłaby znacznie bardziej imponująca. Przede wszystkim większa. Oczywiście to było dość naiwne myślenie, bo nic na Horizon nie było wystarczająco duże, przez co wszyscy ciągle się o siebie potykali i nigdy, ale to nigdy nie można było znaleźć odrobiny prywatności.

- Taehyung - głos Yoongiego wyrwał go z zamyślenia. Taehyung głośno wypuścił powietrze, starając się przywołać do porządku. Znowu czuł, że jest zły, tym razem chodziło o brak miejsca, ale przecież Yoongi nie mógł o tym wiedzieć. Prawdopodobnie nawet się nie domyślał, jak bardzo Taehyung musi uważać, żeby ta cała złość, która od jakiegoś czasu się w nim kumulowała, w końcu nie wybuchła. - Zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? - głos starszego chłopaka był poważny i spokojny, ale Jonesy, która siedziała mu na kolanach i przednimi łapkami opierała się o zawalone różnymi rzeczami biurko, odbierała całej sytuacji przynajmniej połowę powagi.

- Ktoś musiał w końcu coś zrobić - odparł, zanim zdążył ugryźć się w język. Nie taki był plan. Taehyung miał potulnie przytakiwać Yoongiemu, a potem zrobić z siebie ofiarę i prosić o wybaczenie. A przede wszystkim miał siedzieć cicho.

- Specjalnie długo z tym nie czekałeś - Yoongi sięgnął po swój tablet. - Wydaje mi się, że po dwóch... trzech godzinach nikomu nie groziło nic poważnego i absolutnie nic nie trzeba było robić. Szczególnie bez mojej wiedzy i zgody - tym razem Taehyung tylko wypuścił głośno powietrze. To była prawda. Nie czekał zbyt długo z wysłaniem sygnału do źródła, z którym zwykle kontaktował się Jin. - Zdawałeś sobie w ogóle sprawę z tego, co robisz?

- Jesteś uparty, Yoongi, wszystko mogło się wydarzyć... poza tym nic nam nie powiedziałeś. Dlaczego... - zaczął znowu, ale w tym momencie Taehyung już wiedział, że nie będzie w stanie się powstrzymać. Było na to za późno. - Dlaczego mamy ślepo ci wierzyć i popierać wszystkie twoje decyzje?

- Jestem kapitanem i...

- No właśnie, to jest twój jedyny argument! Cały czas mówiłeś mi i Namjoonowi, że jesteś kapitanem i co z tego wynika?

- Na przykład to, że ja mam ostatnie słowo na tym statku - głos Yoongiego nadal był spokojny, ale jego ton się zmienił; był twardszy, pełen rezerwy. Starszy chłopak przesunął w stronę Taehyunga swój tablet. Taehyung podniósł go i zaczął przesuwać palcem kolejne rzędy liter, chociaż bardzo dobrze wiedział, co czyta. Wystarczyła mu pierwsza linijka, żeby rozpoznać Regulamin postępowania na statkach Federacji Ziemi.

- To chyba nas już nie dotyczy - mruknął niechętnie, kładąc urządzenie z powrotem na biurku i odsuwając je jak najdalej od siebie. Nienawidził tego regulaminu bardziej niż jakiejkolwiek innych, idiotycznych zasad wymyślonych przez Federację. Nigdy też do końca go nie przeczytał, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć.

- To, że nie jesteśmy w Federacji w tym przypadku niczego nie zmienia. Zgodziłeś się zostać na statku. Nikt cię do tego nie zmusił - zaczął Yoongi.

- Jedyną alternatywą było spotkanie z Yaochim i Zeusem, a obaj wiemy, że to nie są statki, które wysyłają na spotkanie z przyjaciółmi! - Taehyung nie chciał tego powiedzieć i teraz wychodziło na to, że nie chciał zostawać na Horizon. A to nie tak. Bez względu na to, jakie statki wysłałaby Federacja, to właśnie Horizon była jego domem. Znowu był na siebie zły, bo powiedział wszystko nie tak, jak zamierzał.

- Naraziłeś nas wszystkich - kontynuował Yoongi, zmieniając trochę temat. Nawet jeśli Taehyung sprawił mu przykrość, to nie dał tego po sobie poznać. - Pomyślałeś, co by się stało, gdyby wysłani żołnierze uznali, że Namjoon i JK chcą ich zaatakować i zaczęli strzelać pierwsi? Pomyślałeś o tym? - Taehyung pokręcił głową. Oczywiście, że o tym nie myślał i teraz chciało mu się trochę płakać. - Nie masz pojęcia, jak ciężko żyć ze świadomością, że przez twoją decyzję komuś stała się krzywda. Takich decyzji nie da się cofnąć. Można je później tylko analizować bez końca. I nie chcę, żebyś musiał się o tym przekonać - dokończył cicho Yoongi.

Taehyung spuścił głowę, czując jak pierwsze łzy zaczynają piec go w oczy. Nigdy o tym nie myślał w ten sposób i teraz dopiero do niego dotarło, że nie postąpił najmądrzej. I że na pewno nie chciałby żyć ze świadomością, że ktoś ucierpiał z jego winy.

- Nigdy nie chciałem być kapitanem, Taehyung - zaczął znowu Yoongi po dłuższym milczeniu. - Bez względu na to, jaki trening otrzymasz, to i tak nie zdoła cię on na wszystko przygotować. To zawsze jest tylko czas, a... po prostu staram się, żeby jakoś to wszystko się układało. Na wcześniejszej misji zajmowałem się zaopatrzeniem i zbrojownią, to... to nie bardzo pomogło w obecnej sytuacji - Taehyung chciał mu przerwać Yoongiemu i zapewnić go, że jest raczej dobrym kapitanem. Z tym małym wyjątkiem, kiedy wyrzucił Jina ze statku. Jednak nie mógł już powstrzymać łez i rozpłakał się na dobre, co rozzłościło go jeszcze bardziej. Nawet Hoseok nie płakał, kiedy został zdegradowany. W dodatku, jeśli Jungkook się o tym dowie, to już na pewno nie da mu żyć.

- Przepraszam - wydusił z siebie tylko. Nawet nie był pewien, czy Yoongi go usłyszał, a nawet jeśli, czy w ogóle zrozumiał. Dla niego samego to 'przepraszam' brzmiało bardziej jak bulgotanie niż jak faktyczne słowo. Miał tylko nadzieję, że kapitan będzie w stanie dobrze odczytać jego intencje.

- Powinienem inaczej rozwiązać sytuację z Jinem, ale byłem na niego zły... w ogóle zły za to wszystko, co stało się na Orionie - Jonesy leniwie wskoczyła na biurko i układając się jak najbliżej lampy ledowej, zaczęła przygotowywać się do snu, jakby uznając wizytę Taehyunga za zakończoną.

- To nie twoja wina - Taehyung pociągnął nosem, ocierając twarz rękawem. - Przesłuchałem wszystkie logi. Jimin już tak ma... jak na coś się uprze to kompletnie nie słucha - wyjaśnił cicho.

- Wygląda na to, że problem z respektowaniem hierarchii jest u was rodzinny - Yoongi wstał z fotela i podszedł bliżej.

- Nawet sobie nie wyobrażasz - mruknął Taehyung, przelotnie myśląc o ojcu, który prawie do końca swojej kariery w Federacji wykłócał się o każdą najmniejszą rzecz ze swoimi przełożonymi, broniąc swojej wizji i projektów.

- Ok, to co, twoim zdaniem, powinienem teraz zrobić? - Yoongi stanął naprzeciwko niego, opierając się o biurko. Nie wydawał się zły, może od początku taki nie był i Taehyung przypisał mu swoje emocje. - Co byś zrobił na moim miejscu?

- Nie wiem...

- Podając naszą lokalizację nieznanemu statkowi, zagroziłeś przejęciem Horizon... krótko mówiąc wszcząłeś bunt - młodszy chłopak już miał zaprotestować, bo to wszystko brzmiało znacznie poważniej niż zakładał. Naprawdę nie miał najmniejszego zamiaru się buntować. Doprowadził do tego poniekąd przypadkiem.

- Mam... mam spędzić kilka dni na Selene, żeby przemyśleć sytuację? - zasugerował, w duchu i modląc się, żeby kapitan nie uznał tego za świetny pomysł. Sama myśl o tym wydawała się Taehyungowi gorsza niż samobójstwo. Na szczęście Yoongi również nie wydawał się tym zachwycony.

- Do odwołania przejmiesz obowiązki Jimina - Taehyung już otwierał usta, żeby zaprotestować, ale wyglądało na to, że tym razem Yoongi nie pozwoli sobie przerywać. - Będziesz nadzorował prace nad naprawą Horizon... może to i znajomi Jina, ale ten ich główny inżynier jest jakiś dziwny, nie ufam mu. Jest z Heliosa - wyjaśnił, jakby to miało jakieś większe znaczenie. Taehyung jednak miał gdzieś pochodzenie głównego inżyniera Heiran, głównie dlatego, że bardziej zajmowały go jego nowe obowiązki, o których nie miał większego pojęcia. Jasne, od początku niby był przydzielony do części z nich, ale Jimin wolał wszystko robić sam, a Taehyung nie zamierzał się z nim na ten temat kłócić. - Dzisiaj Jin będzie miał spotkanie z załogą statku medycznego, możesz na nie iść, jeśli masz ochotę - Yoongi zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając. - I zajmiesz się również utrzymaniem porządku na statku.

- Ale ja nie wiem, jak się programuje boty sprzątające - jęknął chłopak, czując, że ten ostatni obowiązek na liście całkiem przekracza jego kompetencje.

- Nie byłeś czasem najlepszy na roku? Masz dostęp do wszystkich manuali, coś wykombinujesz - Yoongi wrócił na swoje miejsce za biurkiem, uznając spotkanie za zakończone. - A jeśli nie, to w ładowni na pewno znajdzie się jakiś bardziej tradycyjny zestaw do sprzątania.

***

Heiran była potężnym statkiem, mimo tego że jej załoga nie była wiele większa niż załoga Horizon, co Jungkook odkrył to z niemałym zaskoczeniem. Statek był też nowocześniejszy od Horizon, prawdopodobnie technologicznie przebijał samego Ulysessa. Chłopak co prawda domyślał się, że jego były dom nie był najwspanialszym statkiem wyprodukowanym kiedykolwiek przez rodzaj ludzki, ale co innego wiedzieć coś, a doświadczyć czegoś. To jakby porównywać zwykły noworoczny fajerwerk do eksplozji działka fotonowego. Jasność i skala były tak różne, że aż wyglądało to komicznie.

Ładownia Heiran była tak duża, że można by zmieścić w niej Horizon i zostałoby miejsce na Selene. Jungkook miał wrażenie, że gdyby zadarł głowę i spojrzał w górę, za rury pompujące chłodziwo i te odpowiadające za klimatyzację, to nie zobaczyłby jej sufitu tylko niskie chmury, które sunęłyby leniwie nad nimi, co jakiś czas skraplając się i całą gromadą spadały na posadzkę lądowiska. On sam, co prawda, nigdy nie widział chmur poza VR'em, ale miał podejrzenia, że mogłyby powstać już na takiej wysokości. Byłyby grube, ale nie takie jak na Ziemi; sino-żółte i toksyczne. Nie. Szare i tak gęste jak na Epsilionie, które widział na nagraniach. Takie, że nie widać byłoby nic poza nimi. A potem zaczęłyby schodzić niżej, razem z deszczem, zajmując całą powierzchnię ładowni. Wszystkie statki, zaparkowane w marinie, zniknęłyby w jej kłębach. On sam też by zniknął i Daniel, który szedł obok niego, głośno tupiąc obcasami czarnych, dopasowanych oficerek. Ich dźwięk wreszcie też by się poddał, zdławiony przez deszcz.

Chłopak naprawdę starał się nie okazywać zdziwienia potęgą Heiran, nie myśleć o niej i o tym, że naprawdę zrobiła na nim wrażenie, ale Daniel był lepszy od niego w czytaniu ludzkich emocji. Nawet dobrze nie spojrzał w jego stronę, gdy razem wsiadali do windy, a na jego twarzy gościł już ten wszystkowiedzący uśmiech. Jakby wiedział, o czym przed chwilą myślał Jungkook. O chmurach i deszczu. O niekończącym się suficie statku, na którego pokładzie się znajdowali.

Jungkook naprawdę podejrzewał, że to właśnie była jego prawdziwa mutacja; nie żaden tam wzrost, ani ponadprzeciętna inteligencja. Daniel musiał być empatą, a może raczej telepatą, bo uśmiech pojawił się, gdy dotknął wierzchnią stroną dłoni, dłoni Jungkooka. To był ułamek sekundy, ale tyle musiało mu wystarczyć, żeby przeczytać jego emocje i myśli. Młodszy chłopak tylko takie znajdował na to wytłumaczenie.

- Możesz wjeżdżać windą tylko na piętro przewidziane dla gości. Cała reszta będzie dla ciebie zablokowana i nawet nie próbuj shakować systemu albo wejść po drabinie awaryjnej na inne poziomy. Będziemy wiedzieć, że to ty - powiedział Daniel głośno. Brzmiało to trochę jakby kontynuował jakąś rozmowę, którą wcześniej prowadzili, ale Jungkook nie potrafił sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek rozmawiali na temat jakiś obostrzeń. Tak naprawdę to odkąd Heiran dokonała abordażu i od ich pierwszego spotkania, na dole w ładowni Horizon niewiele ze sobą rozmawiali. Ledwie kilka słów tu i tam na komunikatorze, zamienione w przerwach i między zmianami. Kapitan Daniela, prawie od razu oddelegował go do pilnowania korytarza, który teraz łączył oba statki, a sam Yoongi kazał strzec Jungkookowi zbrojowni i tego, co zostało po Ulyssesie. - Na pokładzie dla gości zawsze jest ktoś z ochrony, ale możesz się tym nie przejmować - kontynuował niezrażony Daniel.

Jungkook dopiero wtedy zaryzykował zerknięcie na niego w lustrze windy. Chłopak wyglądał dość poważnie w codziennym mundurze, który obowiązywał na pokładzie Heiran. Czarne oficerki do kolana były co prawda na obcasie, ale nie na tak wysokim, że górował nad Jungkookiem, który od razu zdecydował, że nie nienawidzi tego stylu i tego ubrania. Obcas był w sam raz, a mundur leżał na Danielu nieźle. Zwłaszcza na ramionach, które wyglądały w tym kroju na szersze.

- Z ochrony? - powtórzył za nim, odrywając wzrok od ewidentnie nowej broni zawieszonej na pasku chłopaka i raptem poczuł się głupio, bo Daniel wyglądał, jakby właśnie uleciała mu jakaś myśl i nie wiedział do końca, co ma powiedzieć.

- Tak - powiedział wreszcie - Kwestia bezpieczeństwa i takie tam - wzruszył ramionami. - Próbowałem wytłumaczyć kapitanowi, że was znamy i nie będzie z waszą załogą żadnych problemów, ale Jisung zawsze jest bardzo ostrożny.

- Boi się ryzyka? - podsunął Jungkook.

- Można tak powiedzieć - przyznał Daniel. - Chyba tak...- dodał niepewnie, jakby ważąc to słowo w głowie. - Wiesz jak jest. Kapitanowie - uśmiechnął się do niego, niepewnie drapiąc się po głowie.

- Mój kapitan taki nie jest - odparł prawie od razu Jungkook. - Yoongi nie musi się bać - dodał jeszcze szybciej.

Wiedział, że Daniel nie czeka na rozwinięcie tej wypowiedzi, ale czuł, że powinien to zrobić. Jungkook bardzo dobrze zdawał sobie dobrze sprawę z tego, że Yoongi nie potrzebuje nikogo, kto stanąłby w jego obronie i miał takie rzeczy, jak czyjeś opinie na temat jego własnej osoby, głęboko w poważaniu. Nie musiał się bać, mogąc korzystać z tej zimnej, potężnej mocy, która posiadał. Być może Jungook powinien ostrzec Daniela, by on i ten cały jego kapitan nie prowokowali Yoongiego. Jednak Yoongi był jakby nie było, jego kapitanem. Dlatego nie mógł oczywiście im o tym powiedzieć; nie był na tyle głupi, ale z drugiej strony nie ostrzeżenie ich, nawet subtelnie wydawało mu się nie na miejscu. Po prostu nie bardzo miał pomysł, jak to zrobić.

Daniel znów wyglądał, jakby nie wiedział jak zareagować. Widać było, że szuka jakiś słów, ale wtedy winda zadźwięczała i stanęła otworem, wyręczając go.

- Poziom: minus cztery - oznajmił głośnik zamontowany nad drzwiami.

- Gdzie teraz? - spytał Jungkook, zmieniając szybko temat rozmowy. Pierwszy wyszedł z windy, rozglądając się przy tym. Mimo że bardzo wysilał wzrok i nawet na moment zmienił widok na podczerwień, to i tak poza panelami ściennymi, które wyświetlały widoczki z jakiejś planety i dobrze ukrytymi, sensorami atmosferycznymi rozpylającymi lekką mżawkę, która widoczna była na poglądzie z tej dziwnej planety o różowym piasku na plaży i zielonkawej, kryształowo-czystej wodzie, nie dostrzegł nic. Żadnych zabezpieczeń, które chroniłyby załogę Heiran w razie ataku wroga. Nie było nawet wysuwanych uchwytów naściennych, które były na standardzie każdego statku i służyły do przejścia z poziomu na poziom, w wypadku utraty sztucznej grawitacji, włazów ewakuacyjnych, poduszek powietrznych zamontowanych na suficie. To było dziwne i w jakiś sposób niepokojące, chociaż Jungkook podejrzewał, że jeśli miałby to być poziom przeznaczony dla dyplomatów, to głównie chodziło o onieśmielenie gości, a nie o wygodę. O pokazanie swojej potęgi. Patrzcie, mówiły ściany. Jesteśmy bardziej zaawansowani technologicznie niż wy, nawet nie wiecie, gdzie patrzeć, żeby dostrzec kamery albo lampy, które gdzieś muszą być, bo dają światło. A jeśli potrafimy takie sztuczki, to co potrafimy jeszcze? Daniel znów musiał telepatycznie wyczuć jego zaskoczenie, bo uśmiechnął się lekko i złapał Jungkooka za przegub dłoni. Chłopak nawet nie zareagował i nie wyrwał jej. I tak było za późno. Jeśli Daniel był telepatą to wiedział już o nim wszystko, a poza tym ręka, która teraz przesunęła się w dół i którą właśnie ściskał, nie przeszkadzała mu. Była solidna, znajoma i przyjazna i pasowała do jego własnej. I tak, trzymając się za ręce, skręcili razem w korytarz prowadzący w prawą stronę, a potem jeszcze jeden. Tam gdzie widać było już wielkie, podwójne drzwi, ozdobione kolorowymi płytkami odbijającymi światło. Dopiero gdy stanęli przed nimi, Jungkook zorientował się, że to nie metal, ale szkło. Zdążył tylko zaczerpnąć powietrza, a Daniel miał już dla niego gotową odpowiedź; na pytanie, które nigdy nie padło i nawet nie zdążyło dobrze się uformować w jego głowie.

- Triumwirat wie, jak zaimponować swoim przyjaciołom - powiedział chłopak, dotykając palcem wolnej ręki misternych zdobień, które wyryte były w szkle.

Jungkook od razu rozpoznał, czym są. Przedstawiały układ słoneczny Keplera i wszystkie jego planety krążące wokół wspólnych słońc. W samym jego centrum znajdowała się rodzinna planeta Jina. Nie trzeba było nawet znać historii, żeby widzieć, że to właśnie ona była centrum wszystkich wydarzeń w tym kwadrancie i że rządziła w całym gwiazdozbiorze Liry. Artysta, który wykonał te drzwi, wykończył ją najlepiej ze wszystkich. Jego dłuto było lekkie, precyzyjne, a sama planeta większa od pozostałych, chociaż w rzeczywistości była jedną z mniejszych. Daniel wykonał jakiś gest ręką i drzwi otworzyły się, zabierając ze sobą szklaną mapę. Nawet nie użył swojego chipa osobowego, żeby przyłożyć go do czytnika, zanotował od razu Jungkook.

- Nareszcie! - przywitał ich donośny głos. Dochodził gdzieś ze środka pomieszczenia, którego nie byli jeszcze w stanie zobaczyć. Korytarz przed nimi skręcał łagodnym łukiem w lewą stronę, a po jego obu stronach pięły się jakieś kwiaty o czarnych liściach i łodygach i dopiero, gdy przeszli kilka kroków i Daniel wreszcie puścił jego dłoń; Jungkook zorientował się, że są w czymś w rodzaju stołówki, a może raczej jadalni. Wystrój sugerował coś jednak bardziej formalnego niż jedzenie z replikatora, chociaż na stole nie było go widać wcale. Zamiast talerzy, leżały na nim pady. Jin w zamyśleniu pochylał się nad jednym i nawet nie podniósł na chwilę głowy, żeby ich przywitać. - Taokang zaraz tu będzie - Seongwoo, którego głos słyszeli w progu, podszedł do nich i wcisnął Danielowi jeden z padów do ręki. Chłopak aż cały się spiął w sobie, prostując szybko ramiona. Wyglądał, jakby nie wiedział, co ma zrobić. Zasalutować, spocząć, czy w ogóle nic nie robić. Jego wzrok był rozbiegany i co jakiś czas zerkał nerwowo w stronę Jina, a potem Seongwoo, który wciąż cierpliwie czekał, aż Daniel spojrzy na dokument na ekranie. Wreszcie, chłopak przemógł się i zerknął na jego treść.

- Statek medyczny? - spytał, czytając szybko tekst. - Ale... po co? Stało się coś? - pytał dalej.

- Nic się nie stało - mruknął pod nosem Jin, wciąż wbijając wzrok w jakieś dane, które przesuwał palcem po ekranie z zawrotną prędkością. - Nic co dotyczy...- zawiesił głos na chwilę, mrużąc się przy tym. - ciebie...- wycedził wolno i starannie, a potem podniósł głowę i puszczając oczko, rzucił trzymanego w ręce pada na stół. - Masz tylko odeskortować kilka osób z ich personelu na Horizon i wrócić z nimi na Taokang. Jihoon będzie ci towarzyszył - zaczął wyjaśniać. Jungkook mógł przysiąc, że słyszał gdzieś już to imię. Chyba na Aningan, to musiało być tam. Chłopak był jednym z lekarzy, a właściwie to nawet nie lekarzy, a rezydentów, którzy wybudzali Yoongiego ze śpiączki; przypomniał sobie.

- Ale teraz? - pytał dalej, Daniel. - W tym momencie? Jungkook...

- Jihoon czeka już na ciebie na lądowisku - przerwał mu Jin. Wyglądał na zmęczonego. Może i osoba, która nie znała go dobrze albo nie spędzała z nim dużo czasu, nie zauważyłaby niczego niezwykłego, ale Jungkook aż zaniemówił, widząc w tę powolność, która otumaniała ruchy starszego chłopaka. Wszystko robił w jakiś dziwny, mechaniczny sposób. Promienny uśmiech, jeden, a potem kolejny. Dwa niemrawe gesty, jeden po drugim. A potem mrugnięcie okiem, kolejny ślamazarny odruch. To było tak dziwne i tak nie na miejscu, że Jungkook aż miał ochotę złapać za swój komunikator i zadzwonić po Yoongiego i prosić o pomoc. - A JK zostanie ze mną, nie bój się. Nic mu nie zrobię.

- Nie to, że w to wątpię. - zaczął Daniel nieśmiało. - Ale kapitan Yoon* oddelegował mnie do pilnowania go... - zawiesił na chwilę głos i spojrzał na Jungkooka. - To znaczy nie to, że to był rozkaz i mnie zmusił. Sam się zgłosiłem na ochotnika - zaczął tłumaczyć szybko i pokracznie. - To nie jest mój obowiązek, ja sam chciałem...

- Rozkaz przyszedł też od niego - wtrącił się w rozmowę Seongwoo, a Jungkook bezwiednie zazgrzytał zębami. Nie wiedział dlaczego, ale sam jego głos wzbudzał w nim jakąś prymitywną rządzę mordu. Gdy chłopak tylko otwierał buzię, a zwłaszcza, gdy zaczynał się śmiać; Jungkook miał ochotę złapać go za gardło i rzucić nim o ścianę. Na nieszczęście Seongwoo był rodziną Jina i nie mógł tego zrobić bez ponoszenia żadnych konsekwencji co tylko, ale tylko trochę doprowadzało go do szału.

- No tak - Daniel westchnął cicho, poddając się. Wykonał szybki i zamaszysty ruch ręką, który wyglądał jak salut. - Jakby co... to wiesz. Komunikator - wymruczał szybko i cicho pod nosem. W tym samym momencie, któryś z braci musiał wykonać jakiś gest w jego kierunku, dając mu znak, że może odejść. Jungkook nie był pewien, który, bo cały czas patrzył się na Daniela, który raptem wyprostował się, zawrócił na obcasie i bez dłuższych pożegnań, wyszedł z pomieszczenia. Drzwi nawet nie zdążyły się dobrze za nim zamknąć, a Seongwoo pojawił się w jego polu widzenia i nie dość, że to zrobił, to jeszcze się uśmiechał i to całkiem szczerze, co było jeszcze gorsze, niż gdyby udawał. Wyglądał wtedy jak Jonesie, gdy bardzo chciała coś dostać, co według Jungkooka nie pasowało ludziom wcale. Chłopak niechętnie odwzajemnił jego uśmiech i starannie wyminął go, podchodząc szybko do Jina, który stał oparty o stół.

- Co robicie? - spytał. Odparło mu ciche mruknięcie, które nie równie mogło oznaczać pytanie, jak i odmowę. Dopiero, gdy usiadł obok niego na blacie, Jin podniósł głowę i otworzył półprzymknięte oczy. Z bliska to, że był zmęczony było jeszcze bardziej ewidentne. Co prawda nie widać było tego po jego twarzy, która nie była ani opuchnięta, ani posiniaczona i w takiej odległości jego cera wydawała się jeszcze gładsza i prawie jak u jakiejś lalki albo rzeźby, która raptem nauczyła się chodzić i oddychać, ale było w niej coś innego. Coś pod spodem. Pod tą fasadą i cholernymi, Keplerskimi genami, jak to mówił Yoongi.

- Szukam kilku papierów - odparł wolno mężczyzna. Nie mówił tego nawet do niego, raczej do pustej ściany, bo Seongwoo zdążył zajść go z drugiej strony i też zająć miejsce na blacie stołu. - Kilku prac profesorów z Akademii. Chciałem tylko coś potwierdzić, zanim...

- Wyjmiecie Jimina, tak? - dokończył za niego Jungkook. - Bo wyjmujecie go, prawda? - pytał dalej. Skinięcie głową nie przyszło od razu, dopiero po pauzie, która wydawała się trwać wieczność. Nawet Seongwoo na nie czekał. Jungkook widział kątem oka, jak szybko nabiera powietrza w płuca i wypuszcza je wolno i nerwowo, gdy tylko przyszło.

- Mój brat...- Seongwoo odezwał się po dłuższej chwili milczenia. - On jest naprawdę bardzo dobrym xenobiologiem, najlepszym - mówił coraz szybciej i z coraz większym entuzjazmem. - Wasz kolega jest w dobrych rękach - zachwalał Jina dalej, który nie wydawał się tym faktem zachwycony.

- Dobrych - przerwał mu raptownie Jin - Tylko dobrych...- powtórzył jeszcze raz, co bardziej brzmiało teraz jak mruknięcie i odepchnął się rękoma od stołu, prostując się. Na oślep zgarnął tablet. - Seongwoo, odprowadź później JK'a na Horizon.

a/n:

*Yoon - Danielowi nie chodziło o Yoongiego. Jisung ma po prostu na nazwisko Yoon, heyhyhyhy :)

Jakby ktoś jeszcze nie wiedział; cała załoga Heiran jest z mojego ulubionego zespołu WannaOne (RIP my sweet angels)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro