8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: przeczytajcie notkę na dole pls

Narodziny i umieranie nie różnią się od siebie niczym. Jimin wiedział o tym, bo doświadczył ich obu i po cichu uznawał się niejako za eksperta w dziedzinie życia i śmierci.

Gdyby był człowiekiem; istotą wiotką, łatwo psującą się i z wyjątkowo kiepską pamięcią, ta pierwsza sensacja zginęłaby gdzieś w jego wspomnieniach i nie mógłby do niej wrócić z taką łatwością, z jaką właśnie to robił. Żaden dźwięk ani myśl nie byłaby dla niego teraz dostępna i mógłby tylko gdybać i zastanawiać się, jak przebiegał dzień, w którym nabrał swój pierwszy oddech.

Jimina zawsze dziwiło to, z jaką łatwością ludzie zapominają o tych wspomnieniach z pierwszych minut życia. O tych późniejszych zresztą też. Tych, które powstają, gdy jest się już starszym, trochę wyższym i świat powoli przestaje kręcić się wokół zabawy i rodziców. Naprawdę, ludzki mózg był niesamowity, tak łatwo zapomniał o bólu. Jimin musiał przyznać, że trochę im tego zazdrościł.

- Chyba nas nie widzi - to był Taehyung. To musiał być on. - Właśnie zamrugał, widziałeś to?

- Mmmm...- po krótkiej chwili do uszu Jimina doszedłczyjś pomruk. Dobiegał z jakiegoś kierunku, ale chłopak nie był w stanie ustalić skąd. Równie dobrze mogło być to inne pomieszczenie jak i sufit. Delikatny szum, który słyszał dookoła wcale nie pomagał.

Jimin próbował więc zdać się na wzrok, ale ten też nie chciał z nim współpracować; przestrzeń dookoła była równie czarna jak czterdzieści dwie godziny temu, kiedy po raz pierwszy otworzył oczy. - To jest odruch bezwarunkowy.

- On widzi, mówię ci, Jihoon - upierał się Taehyung. Gdyby mógł, Jimin uśmiechnąłby się, ale towarzyszący otaczającej go ciemności ból, powodował, że nie był w stanie ruszyć nawet jednym palcem ręki, a co dopiero mięśniami twarzy.

Ból był jednostajny i nie zostawiał czasu na oddech; jak odkręcony kurek z wrzącą wodą, obmywał jego bezwładne ciało bezustannie, powodując kompletny paraliż organizmu i wszystkich jego systemów.

- Przecież otworzył już oczy. Powinien odzyskać niedługo świadomość, we wszystkich dokumentach tak jest.

- No i co z tego? - głos znów odezwał się i Jimin postanowił, że nie będzie mu ufać, bo spanikowany i lekko drżący głos Taehyunga, został przez niego zignorowany. - Jego płuca nie są w stanie same pracować, jego serce też potrzebuje wspomagania...- kontynuował głos. - To, że ma otwarte oczy, naprawdę nic nie znaczy. Jeśli chcesz być jego lekarzem to droga wolna...- urwał, co coś metalicznego zazgrzytało przeciągle. To musiało być krzesło albo coś podobnego. Dopiero wtedy, gdy cisza znów wybrzmiała w pomieszczeniu, Jimin do końca zrozumiał sens wypowiadanych przez drugą osobę słów. Faktycznie, nie myślał o tym wcześniej, a może raczej nie czuł tego przez otumaniający ból, ale nie miał pełnej władzy nad własnym oddechem. Na próbę chciał zaczerpnąć więcej powietrza, ale nie był w stanie tego zrobić. Ten jednostajny szum, który dochodził co jakiś czas z jego lewej strony, to musiała być aparatura, która utrzymywała go przy życiu, pomyślał spanikowany. I raptem ból wzmógł się. Gdy tylko pierwsza myśl uformowała się i poleciała w eter.

To był jeden z pierwszych razów, gdy stracił przytomność. Odzyskiwał ją potem wiele razy. Tyle, że nie potrafił ich zliczyć i to nie było tak, że nie próbował. Próbował, raz za razem, gdy wracał i był i czuł i słyszał i istniał.

Jednak ból był zbyt wielki, pamięć zbyt ulotna i słaba i gdy światło gdzieś tam w nim samym głęboko gasło, ona też gasła i jakby zerowała się. Czyściła tak dobrze, że nic nie zostawało w jego głowie.

***

Po tylu miesiącach spędzonych w otwartej przestrzeni kosmicznej spokój, jaki zapanował na Horizon, wydawał się być jak niedopasowane, za duże buty. Niby wszystko było w porządku, ale jednak były to tylko pozory. Fasada, którą każdy starał się podtrzymać dla dobra ogółu i prędzej, czy później ktoś powie dość.

Takie momenty prawdziwego spokoju na statku były rzadkością. Ktoś pewnie by nawet powiedział, że luksusem, ale Yoongi nie szedł w aż tak poetyckie porównania, bo z natury był realistą. Zawsze nim był, a może raczej chciał się za takiego uważać; i tego względnego spokoju nie nazwałby luksusem. To nie był czas na oddech i relaks, na poddanie się fali z ufnością, że jakoś to się ułoży, że jakoś to będzie. Takie myślenie było hazardem, a on nie miał żyłki gracza i nie chciał się przekonywać, czy jednak jest w stanie uczestniczyć w grze, której nie znał zasad. Dlatego był niespokojny. Coś musi się niedługo wydarzyć i wiedział, że jako dobry kapitan musi przygotować wszystkich zawczasu na upadek. To było cholernie stresujące.

- Denerwujesz się - głos Hoseoka oderwał go od gapienia się w czubki swoich butów. Yoongi mógł tylko lekko skinąć głową. Nie było to kłamstwo, ale też nie była to do końca prawda, bo nie był zdenerwowany, był niespokojny, co nie było do końca tym samym, więc dodał jeszcze wzruszenie ramion. Odgłos odkładanego na stół palnika rozszedł się echem po ładowni. - To już nie wiem...- dodał Hoseok, schodząc z niskiej drabinki ustawionej obok Selene.

Jeśli Yoongi miał być szczery, to nie wiedział jak to się stało, że znalazł się w ładowni i to w dodatku o drugiej nad ranem. Nie miał nawet zmiany, to był jego czas wolny. Miał tylko iść po swój kubek na stołówkę i wracać do siebie, ale jakimś cudem w zamyśleniu zawędrował aż tutaj. Bez kubka, na szczęście nie na boso, bo przed wyjściem miał jeszcze na tyle rozumu żeby nałożyć długie, sznurowane buty.

To, że znalazł Hoseoka dłubiącego coś przy silnikach Selene było czystym przypadkiem, a może zrządzeniem losu, bo to, że Hoseok również nie mógł spać było ewidentne. Nikt kto miał dzień wolny i nie miał żadnej zmiany, sam z siebie, z własnej woli nie zacząłby rutynowego przeglądu Selene. Coś było w powietrzu, coś musiało się stać i Yoongi musiał przyznać, że poczuł pewnego rodzaju ulgę, wiedząc, że nie jest w tym sam. Nie tylko on to czuł. Hoseok też nie spał i próbował na swój sposób odpędzić uporczywe myśli.

- To samo chyba można powiedzieć o tobie - odparł Yoongi wreszcie całym zdaniem.

- Co można powiedzieć? - spytał Hosek i podał Yoongiemu do potrzymania miernik ciśnienia. Chłopak złapał go jedną ręką, od razu żałując, że nie włożył przedtem rękawiczek, które leżały na stoliku. Dolna część miernika była upaprana smarem i od razu poplamił mu palce.

- Że się denerwujesz - Hoseok cmoknął w odpowiedzi, śmiesznie się marszcząc.- Nie pamiętam, żebym wrzucał kiedykolwiek przegląd Selene w twój kalendarz, zwłaszcza o drugiej nad ranem i w dodatku... bez niczyjej pomocy - to ostatnie zdanie powiedział z lekkim wyrzutem. Nie to, że nie ufał chłopakowi, ale Hoseok nie był inżynierem i lepiej byłoby podczas przeglądu mieć drugą parę oczu, która sprawdzałaby wszystko. Może i uczestniczył w każdym wcześniejszym przeglądzie i nie było to jakieś skomplikowane zadanie, ale nie było to samo. - Nie powiesz mi, że to jest twoja poza pracowa pasja. Znam cię.

- Nie mogłem spać - wzruszył ramionami chłopak. - Przynajmniej się na coś przydam - przez chwilę milczeli. Hoseok odpiął pas narzędziowy i rzucił go na ziemię. - Jimin jeszcze do nas nie wrócił, Namjoon świruje jak zwykle. Niby jest spokój, ale...

- No wiem - Yoongi przytaknął. - Niedługo się to zmieni. Wiem - westchnął cicho, siadając na stopniu prowadzącym do Selene. Hoseok zabrał od niego miernik i rzucił go na stolik, mało nie uderzając kubka z dawno wystygłą kawą. - Na razie musimy tkwić w tej dziwnej sytuacji, ale to minie.

- A kiedy sytuacja na statku nie była dziwna, Yoongi? Dziwne to nasza norma. Odkąd zdezerterowaliśmy, tak naprawdę nie wiemy, co ze sobą zrobić - Hoseok oparł się o Selene, wycierając przy tym ręce w kombinezon. - Może to wszystko... - machnął ręką. - Wiesz, spotkanie z Heiran i ten cały Triumwirat to... to po prostu musiało się stać. Myślałeś kiedyś o tym?

- To znaczy? - Yoongi zmarszczył się. Hoseok przez chwilę milczał. Widać było, że szykuje jakieś zdanie w głowie, kalkuluje je uważnie, żeby upewnić się, że nie zostanie źle zrozumiany. Wreszcie spojrzał na Yoongiego i sam zajął miejsce na schodkach Selene.

- My i oni no... nie przepadamy za Federacją - powiedział wolno. - Wiemy, co robią kolonistom, wiemy, jak bardzo i daleko sięgają jej wpływy - zaczął wymieniać. Widać było, że stara się trzymać swoje emocje na wodzy, ale Yoongi znał go lepiej. Hoseok zaczynał się denerwować. Uderzał rytmicznie stopą w poręcz schodów i nawet nie patrzył w jego stronę, tylko przed siebie i przygryzał co jakiś czas usta. - Federacja zabrała nam wszystko. Dosłownie... - jego głos przycichł, ale mówił dalej. - Życie każdego z nas od zawsze było podporządkowane Ziemi. Co z tego, że mieszkaliśmy biliony lat od niej, mieliśmy własne planety, stacje i problemy. Wszystkie decyzje nigdy nie były tak naprawdę naszymi własnymi - westchnął ciężko, pocierając wierzchem dłoni zmęczone oczy.

- Ziemia przygotowuje się do eksodusu na Keplera...

- No właśnie o to mi chodzi - Hoseok spojrzał w jego stronę. - Od małego, każdy, każdy kto należy do kolonii i to obojętnie, czy tej stacyjnej, czy planetarnej, jest oceniany pod względem tego, czy przyda się do nadchodzącej przeprowadzki. I to nie jest nawet nasza przeprowadzka.

- Jesteśmy trybem w wielkiej maszynie - westchnął Yoongi. Nie chciał tego powiedzieć na głos, ale jak zwykle jego usta były za szybkie. Pozostało mu więc tylko krzywić się na dźwięk własnego głosu, który powtarzał utartą, pretensjonalną formułkę powtarzaną miliony razy w szkole na Atlancie.- Sorry, przyzwyczajenie - dodał szybko, skruszony.

Yoongi, co prawda, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że lata propagandy Bractwa Stacyjnego zrobiły spustoszenie w jego głowie, ale myślał, że ma to już za sobą i jest w stanie bardziej się kontrolować. Że udało mu się wyrobić dystans niezbędny do chłodnej, obiekttywnej oceny tego, co było prawdą, a co propagandą.

Jednak nie było to takie łatwe, skoro przed chwilą brzmiał dokładnie, jak członek Bractwa, chociaż nie byłoby nawet w stanie do niego należeć.

Po pierwsze nie lubił mieszać się w politykę, bo nie wierzył, że jakikolwiek z systemów władzy, był tym słusznym, za który warto walczyć.

Nie był też odpowiedniej klasy. Tylko koloniści pierwszego pokolenia i ci, którzy zostali stworzeni z embrionów pierwszej fali eksploracji, mogli być jego członkami. On sam był mutantem siódmej generacji. Jeśli mógłby robić cokolwiek dla Bractwa to chyba tylko sprzątać. Tacy jak on, mieli na stacji najniższy status. Co było dość ciekawe w unitarnym społeczeństwie, za jakie zawsze uchodziły stacje.

- Nie wkurza cię to? - spytał Hoseok. - Że tak naprawdę nie masz na nic wpływu? Że ktoś, kogo nigdy nie widziałeś i nie spotkasz, bo nie polecisz na Ziemię, mówi ci jak masz żyć? - pytał dalej, a jego głos stawał się coraz głośniejszy.

Yoongi mógł przysiąc, że czuł go w swoich płucach. Pod palcami, wszędzie. Coś w środku niego samego drżało i rezonowało z każdym wypowiadanym przez chłopaka słowem. Może było dlatego, że siedzieli tak blisko, a może dlatego, że wiedział, że Hoseok ma rację, chociaż nigdy, w całym swoim życiu Yoongi nie pozwolił sobie wypowiedzieć tych słów na głos. Zgadzał się z nimi, rozmyślał o nich, ale nigdy o nich nie mówił.

Takie myślenie na Atlancie wiązało się z samobójstwem. Co prawda nie był na niej od lat, ale ona nigdy go nie zostawiła. Wciąż nosił ją blisko siebie, w swojej głowie. Odkrycie tego, że jednak jest w stanie rozmawiać o tych wątpliwościach na głos, było tak przerażającym uczuciem. Było też pewnego rodzaju ulgą, której uderzyła w niego z taką mocą, że aż zachwiał się lekko. Dopiero po chwili, gdy złapał za poręcz, zdał sobie sprawę z tego, że siedzący obok niego Hoseok, płacze.

- Hoseok? - to nie mogło być nic, co powiedział, chociaż był tego coraz mniej pewny, bo chłopak wydawał się coraz mniej panować nad sobą i jego oczy stawały się coraz bardziej szkliste.

- Jest ok, jest ok - odparł szybko. - To nic - dodał, wycierając szybko wierzchem dłoni policzki.

- No chyba nie skoro...

- Yoongi, naprawdę - Hoseok odchrząknął i nabrał głęboko powietrza. - Nie chodzi o ciebie. Sorry - uśmiechnął się krzywo i znów potarł twarz. - Ostatnio... odkąd znalazł nas Triumwirat i brat Jina zaczął się kręcić po statku, ciągle myślę o swojej rodzinie - Yoongi przytaknął lekko, dając mu do zrozumienia, że rozumie i chce, żeby kontynuował. - Wiem, że pewnie wydaje ci się to dziwne - Yoongi wzruszył ramionami.

- Nie - odparł. - Wiem, że zawsze byłeś mocno związany ze swoją rodziną - dodał szybko. - To, że wiesz... sam nigdy tego nie miałem nie oznacza, że uważam to za głupie.

- Wiem, sorry - Hoseok westchnął ciężko. Przez chwilę milczał, starając się zebrać myśli. - Po prostu... - zawahał się na chwilę. - Ziemia dla nas była wszystkim. Wiesz, o co mi chodzi, prawda? - spytał. - Wszystko było i jest sponsorowane w Federacji z ich środków. Szpitale, szkoły i tak dalej i... - przerwał znowu. - I po tym, jak zdezerterowaliśmy, wydawało mi się, że wreszcie jesteśmy od niej wolni. Tak naprawdę, prawdziwie wolni. Może nie mamy planu, może nie wiemy, co chcemy robić za miesiąc, dwa lata nie wiem, dziesięć lat, ale ona nie ma już nad nami władzy, ale to nie jest prawda. Nigdy nie będziemy wolni. Nasza przyszłość też należy do nich - spojrzał wreszcie w stronę Yoongiego. - W dniu, gdy wysadziliśmy Ulyssesa, cały kosmos zamknął się dla nas i pozostało nam tylko chować się w jego cieniu. Nie jesteśmy bardziej bezpieczni niż kiedyś, a nasze rodziny nigdy nie dowiedzą się o tym, że żyjemy i cały czas będą musieli żyć ze świadomością, że nasz los jest nieznany.

- Pochowali nas...- zaczął Yoongi cicho.

- Nie Yoongi, to my pochowaliśmy żywych ludzi - poprawił go szybko chłopak. - Oni wciąż tam są. Żyją, oddychają i nie umrą jeszcze przez długie lata. Ale co z tego, skoro nie możemy się z nimi kontaktować, równie dobrze mogliby być martwi - zakończył ponuro.

Yoongi milczał przez chwilę, szukając odpowiednich słów. Wiedział, że nie nadejdą i już nie chodziło o to, że rodzina była dla niego czymś abstrakcyjnym, fantastycznym marzeniem, które miał kiedyś, dawno, gdy wreszcie dowiedział się o jej istnieniu na lekcji historii w dziesiątej klasie, ale o to, że nie znał emocji, które przeżywał teraz Hoseok. Co prawda rozumiał w pewnym sensie, czym jest ból, widział go na twarzy młodszego chłopaka, ale nie wiedział skąd pochodzi. Żałoba była obcym dla niego pojęciem i nie potrafił się z nim identyfikować. Za dużo widział śmierci na Atlancie.

- Są bezpieczni - powiedział wreszcie. Była to pierwsza rzecz o której pomyślał. Zazwyczaj jego pierwsze myśli były tymi najbardziej trafnymi i tym razem postanowił ją wykorzystać. - I mają siebie nawzajem. Czy to ci nie wystarcza?

- To nie to samo - Hoseok pokręcił głową. Założył nerwowym gestem rudawe kosmyki włosów za uszy. Wstał z miejsca i znów stanął obok Yoongiego, opierając się tym razem plecami o Selene. - Czy... - zająknął się - Czy na stacji, na Atlancie - uściślił. - Nie miałeś nigdy nikogo tak wiesz... blisko? Nie miałeś przyjaciół? Ulubionego opiekuna?

- Pytasz jakbyś nie znał odpowiedzi - odparł od razu Yoongi. - Życie na stacji to..."utopia" - machnął palcami w powietrzu, zataczając wokół słowa, gruby tłusty cudzysłów. - Lek na wszystkie niesprawiedliwości systemowe. Zniesienie systemów i wszystkich komórek społecznych - zaczął wymieniać, wyginając przy tym palce w drugą stronę. Przeciągnął się krótko. Wiedział, że brzmi teraz, jak jakaś propagandowa ulotka, ale trudno zapomnieć słowa, które wyryte były prawie na każdej ścianie modułów mieszkalnych jego rodzinnej stacji. - Atlanta to owszem... ludzie, ale głównie to idea - powiedział to z taką mocą, jakby miało to cokolwiek wyjaśnić. - Jej nie da się zniszczyć. To, że ja nie jestem już tam z nimi, ani wśród nich, nic nie zmienia. Atlanta wciąż istnieje i będzie istnieć. Nie mam wobec niej żadnych uczuć, jeśli o to ci chodzi. Jest to po prostu miejsce, z którego pochodzę.

- Nie tęsknisz za niczym? - Yoongi wolno pokręcił głową. - Za nikim?

- Hoseok, naprawdę nie wiem, co chcesz żebym ci powiedział - odparł, kręcąc wciąż głową. Młodszy chłopak zachowywał się, jakby nie prowadzili już kiedyś tej konwersacji i Yoongi nie wiedział do końca, czego od niego oczekuje. Kłamstwa? Naprawdę starał się odpowiadać szczerze, ale widać było, że nie było to satysfakcjonujące dla Hoseoka. Przestał rozumieć, do czego zmierza ta rozmowa.

- Po prostu gadamy - odparł Hoseok, próbując złagodzić nastrój, ale Yoongi wiedział, że chce powiedzieć coś innego. Coś o planetarnych i stacyjnych i o ich różnicach w postrzeganiu emocji. Yoongi nienawidził tego typu konwersacji, zazwyczaj kończyło się to na kłótni z kimkolwiek by jej nie prowadził. Co prawda nie do końca można to nazwać kłótnią, bo on sam był dość spokojny podczas jej rozwoju, ale nie można było tego powiedzieć o jego partnerze do dyskusji. - Próbuję cię zrozumieć - Yoongi skinął tylko lekko głową, dając mu znak, że przyjął to do wiadomości, ale też że uważa temat za zakończony. Hoseok od razu rozpoznał ten gest. - Nie przyszedłeś tutaj, żeby rozmawiać o Heiran, prawda? - zapytał, zmieniając gładko temat.

Yoongi na początku pomyślał, że musiał się przesłyszeć, ale Hoseok ponowił pytanie. Tego już nie dało się zignorować. Jeśli miał być szczery to nie wiedział do końca po co tu przyszedł. Kiedy zobaczył, że Hoseok jest w ładowni i to zupełnie sam, po prostu wiedział, że musi się z nim spotkać. Bez konkretnego planu. Czuł, że musi to zrobić i tyle. A może aż tyle.

- O co chodzi? - Hoseok musiał rozpoznać to wahanie, bo aż przyklęknął i spojrzał w jego stronę.

Yoongi z trudem oderwał wzrok od swoich brudnych od smaru palców. Hoseok uśmiechał się do niego. Lekko, tak, że nie widać było jego zębów, ale gdzieś za tą fasadą pozornego spokoju i dobrego humoru kryło się zmęczenie.

Kilka kosmyków włosów młodszego chłopaka niedbale zawiniętych za ucho, ślady smaru na ich końcówkach, to były drobiazgi, ale Yoongi je widział. Normalnie Hoseok nie pozwoliłby na takie przeoczenie. Włosy były zawsze czymś, co pielęgnował tak starannie, jakby miało od tego zależeć czyjeś życie, ale ostatnie dni były ciężkie i na nic nie było czasu.

Sen był luksusem, oddech też. O ciszy można było zapomnieć i gdy wreszcie zapadła w ładowni, Yoongi nie chciał jej tak łatwo oddać. Chciał się cieszyć nią jeszcze trochę, najdłużej, jak było to możliwe i oszukiwać się jeszcze przez chwilę, że będzie trwała długo, bo Horizon spała i można ją przeciągać aż do rana. Wolno przesunął wzrok na twarz chłopaka. Widział, jak kącik jego ust drży i w końcu poddaje się i opada na dobre, zamierając w nienaturalnym grymasie. Yoongi wiedział, że kończy mu się czas. Spokój na Horizon nie będzie trwał długo. Hoseok otworzył usta.

- To koniec - Hoseok, słysząc to zamknął je. Przez chwilę patrzyli się na siebie w bezruchu.

- Koniec - powtórzył za Yoongim. - Koniec czego?

- Wielu rzeczy, ale nie o tym teraz mówię - Yoongi wstał z miejsca, bo chłopak był naprawdę blisko i z jakiegoś powodu wydało mu się to teraz nie na miejscu. Potrzebował przestrzeni, więc odszedł kilka kroków dalej. Stał teraz obok Selene prawie na baczność z założonymi za plecami rękoma. - Chodzi o nas - powiedział wreszcie. - To nie ma sensu, po prostu. - Hoseok zmarszczył się.

Przez krótki moment Yoongiemu wydawało się, że zacznie krzyczeć, ale czerwień, którą widział jeszcze chwilę temu na jego twarzy, a potem na szyi, zbladła równie szybko, jak się pojawiła. Zamiast tego Hoseok nabrał łapczywie powietrza w płuca i wolno zaczął je wypuszczać, łapiąc się przy tym pod boki.

- Ja chyba śnię... - wymamrotał pod nosem, kręcąc przy tym głową. - Czy my właśnie zrywamy? - upewnił się.

- Na to wygląda - odparł od razu Yoongi.

- Na to wygląda - powtórzył za nim Hoseok. - To tak, czy nie? W ogóle co cię naszło nagle na tę rozmowę? Powiedziałem coś teraz? Jesteś na mnie zły? - zaczął pytać.

Yoongi widział w jego oczach niezrozumienie. Tak naprawdę, sam nie był pewien, jak odpowiedzieć na te pytania. Nie był pewien nawet, czy kiedykolwiek będzie znał na nie odpowiedź. Jedyne, co wiedział teraz to to, że nie była to impulsywna, chociaż Hoseok pewnie o to go podejrzewał. To była ciągła, jak fala, która wreszcie musiała przeciążyć tamę. Inaczej nie potrafił tego opisać. Wszystkie emocje ostatnich dni, a nawet sama moc, która nie dawała mu spokojnie żyć, tylko zbliżały go do tego momentu. Yoongi pokręcił głową.

- Nie, wszystko w porządku - odparł. - Nie jestem zły. Po prostu...- zawahał się. Wiedział, że Hoseok oczekuje odpowiedzi. Szczerej, bo na taką właśnie zasługiwał. - Nie ma dla nas przyszłości - brzmiało to okrutnie.

Może gdzieś głęboko, zdawał sobie z tego sprawę, zanim wypowiedział te słowa na głos, ale dopiero, gdy stały się realne i zawisły między nimi jak ciężka, ołowiana ziemska mgła, zrozumiał ich prawdziwe znaczenie.

Powinien przeprosić. To był jego kolejny odruch, ale powstrzymał się zaraz, bo... to była prawda. Nie kłamał. Po raz pierwszy, od dawna był ze sobą szczery i było to tak niesamowicie oczyszczające uczucie, że nieomal nie zaczął się śmiać na głos. Tu i teraz. Pośrodku ładowni, przed Hoseokiem, który wyglądał, jakby część jego samego gdzieś ulotniła się i zostało po nim tylko ciało.

Dla nich nie było przyszłości i to nie od teraz, nie od początku tego dziwnego układu, od zawsze. Od pierwszego dnia ich znajomości.

Bo Hoseok kochał kosmos, a Yoongi bał się go najbardziej na świecie Bo Hoseok chciał więcej, teraz i już, a Yoongi cenił czas i wolność.

Może to było właśnie to, na co czekał Yoongi, i czym tak bardzo się denerwował. Nie Namjoonem, nie Jiminem, bo gdy opanował się wreszcie, poczuł się dziwnie lekko. Lepiej. Jeszcze chwilę stał przed Hoseokiem, obserwując jego twarz, na której w kilka sekund przewinęło się chyba z milion emocji.

- Nie zasługujesz na to, ale to prawda. Tak będzie dla nas lepiej - dodał, a po chwili dorzucił jeszcze, niepewne. - Przepraszam, Hoseok - Przez moment myślał, że chłopak może nawet i zaprotestuje, ale Hoseok milczał.

Zawsze był jakiś koniec. Gdzieś. Czasem widziało się go już z wielu kilometrów, a czasem okazywał się niespodzianką, której nikt nie potrafił przewidzieć. Yoongi odszedł, zostawiając Hoseoka samego w ładowni. 

a/n: ma pewno będę to też wrzucać w notkę na profilu, ale... kolejny właściwy rozdział Even Horizon będzie... 4/01/20 :0 wiem, wydaje się, że miliony lat. 

plan jest taki: nie, nie przechodzę w żaden hiatus czy tam semi-hiatus i mam nadzieję, że przerwy nie odczujecie za bardzo, bo planuję Świąteczny Maraton, który zacznie się 17/12 a skończy 24/12 - 8 rozdziałów niezwiązanych z faktycznym i obecnym przebiegiem akcji. 

Będą mieć tytuły, żeby odróżnić je od rozdziałów Event Horizon (czemu nie zrobisz nowej książki, Cat? no wiecie, effort... więc nie zrobię), więc łatwo je można ominąć albo też... do nich wrócić :)

całość Event Horizon *powinna* wjechać na Wtt do końca kwietnia. to będzie też koniec serii. 

Co będzie dalej? Zobaczymy (albo nie zobaczymy, kto wie)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro