9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Taehyung nigdy nie nauczył się programowania botów czyszczących, a przynajmniej nigdy nie wychodziło mu to tak, jak powinno. Zdarzało się, że małym robotom udawało się wyczyścić blaty i ściany i wtedy Taehyung czuł się jak dumny ojciec. Jednak to uczucie zwykle trwało tylko chwilę, dopóki nie sprawdził stanu podłóg. Wtedy znowu miał ochotę je porozkręcać i wyrzucić w próżnię.

Oczywiście mógł zapytać Jimina, jednak nie chciał go denerwować. Wolał oszczędzić bratu wszelkich możliwych stresów tak długo, jak było to możliwe. Może jeszcze przez jakiś tydzień, albo nawet dwa, jeśli się uda. Może przez ten czas wymyśli nawet, jak powiedzieć Jiminowi o dziurze w Horizon, która choć co prawda dobrze załatana, nadal była dość widoczna w ich ładowni.

Westchnął sfrustrowany, wyjmując ze schowka miotłę. Nie udało mu się przekonać Yoongiego, żeby zmusił JK'a do tego, by mu pomógł. Jungkook na pewno miał coś na sumieniu i z całą pewnością nie zaszkodziłaby mu taka kara. Niestety Yoongi nie dość że, nawet nie odpisał mu na komunikatorze, to jeszcze zostawił wiadomość Taehyunga jedynie odczytaną. To był dość jasny przekaz.

Właśnie dlatego Taehyung w środku nocy zamiast spać, zajmował się czyszczeniem podłóg na wszystkich poziomach. Może z wyjątkiem ładowni, bo to i tak nie miało sensu, pokoju JK'a - jemu się to zwyczajnie nie należało i części szpitalnej, w której nadal sypiał Jimin.

Zamaszystym ruchem zaczął zgarniać kurzowe koty i piasek w stronę stołówki. Przez chwilę pracował w skupieniu, pozwalając swojej głowie oczyścić się z niechcianych myśli i frustracji. Nie usłyszał nawet, kiedy kilka metrów od niego drzwi windy otworzyły się z cichym świstem i stanął w nich Namjoon, który był równie zaskoczony ich spotkaniem co Taehyung.

Od początku całej sytuacji z Jiminem nie widzieli się zbyt często, a kiedy już do tego doszło, nie kończyło się to najlepiej. Taehyung był zły na Namjoona i wyjątkowo nie uważał, żeby jego negatywne uczucia były przesadzone. Starszy chłopak zachował się jak ostatni chuj i właściwie dobrze się stało, że do tej pory udawało im się unikać spotkań bez świadków, przy których trzeba przynajmniej pozornie się tolerować.

Taehyung nie tolerował Namjoona, jego prowincjonalnych przekonań, zacofania. I jego mordy też nie tolerował.

Nawet nie był w stanie sobie przypomnieć, jak to było się z nim przyjaźnić. Naprawdę, nie raz z zaskoczeniem sobie przypominał, że Namjoon nie był obcym kolesiem, którego poznał dopiero na Horizon, ale jego przyjacielem i że znali się przecież od lat.

To też nie tak, że Taehyung spodziewał się po Namjoonie daleko idącej tolerancji. Miał przypuszczenia, że to się nie skończy najlepiej, jeśli kiedykolwiek się wyda, że Jimin nie jest zwyczajnym człowiekiem. Mimo tego był wkurwiony i nie potrafił nic z tym zrobić.

Dlatego, kiedy Namjoon chciał go wyminąć, zamiast skupić się na zamiataniu kurzowych kotów, zagrodził mu drogę.

Namjoon cofnął się trochę, krzywiąc się i wbijając zaciśnięte pięści do kieszeni.

- Namjoon - zaczął Taehyung i musiał przyznać, że jego głos brzmiał nawet dość pewnie. Problemem było tylko to, że nie bardzo wiedział, co chce powiedzieć starszemu chłopakowi. Jak ubrać swoje emocje, cały ten gniew w słowa, by jego przekaz zrobił naprawdę mocne wrażenie.

- Czego chcesz? - Namjoon był spokojny, a może raczej opanowany, jakby za wszelką cenę chciał uniknąć konfrontacji, co oczywiście tym bardziej rozzłościło Taehyunga.

Bo Namjoon nie miał prawa jej unikać, tak samo jak nie miał prawa udawać, że Jimin nie istnieje.

- Długo masz jeszcze zamiar być taki? - spytał w końcu.

- Jaki? - jednak starszy chłopak nawet nie próbował współpracować.

- Jakby nic się nie stało? Jakby cię to w ogóle nie dotyczyło... - Taehyung przerwał na chwilę, szukając odpowiednich słów. - Wiesz, że Jimin jest na Horizon i za jakiś czas, kiedy będzie czuł się lepiej, nie uda ci się go unikać, więc może przestań to robić... - przez twarz Namjoona przebiegł grymas, jakby sama myśl o Jiminie wydawała mu się czymś męczącym.

- Nie chcę - powiedział tylko. - Nie chcę przestać unikać Jimina, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Mój Jimin zginął na Orvandilu, a to...

- Jimin nie zginął - zaprotestował od razu Taehyung. - Wszystko z nim w porządku i obaj dobrze o tym wiemy - przełknął nerwowo ślinę, bo to 'wszystko w porządku' nadal było mocno na wyrost. I to była ich wina, tak naprawdę. W nich powinna trafić ta cholerna Delta.

To nie było tak, że Taehyung wymagał od ludzi wdzięczności wobec brata. A już na pewno nie wymagał jej sam Jimin. Po prostu zrobił to, co uważał za stosowne i nie brał pod uwagę konsekwencji, podobnie jak w przypadku ostatniej misji na Ulyssesa, podobnie jak w przypadku związku z Namjoonem i podobnie jak w wielu innych sytuacjach, w które Taehyung na pewno by się nie zaangażował. Jimin już tak miał.

- Daj spokój - Namjoon wzruszył ramionami. - Daj mi przejść.

- Nie - młodszy chłopak stanowczo stanął na środku wąskiego korytarza, blokując Namjoonowi przejście. - Przestań ignorować Jimina, bo...

- Bo co? Co? Pobijesz mnie? Naślesz na mnie tego pojebanego dzieciaka? Jimin mnie zastrzeli rakietami zamontowanymi w ramionach? Bo co Taehyung? Proszę bardzo, chętnie posłucham, jak mnie do tego zmusisz - Taehyung nie planował zmuszać Namjoona do niczego. Nawet gdyby chciał, nie miał odpowiednich gabarytów, a o straszeniu kogokolwiek Jungkookiem nawet nie pomyślał, chociaż to nie byłby najgorszy pomysł. Gdyby oczywiście Jungkook go słuchał.

- Wiem, że czujesz się oszukany, Jimin nie powiedział ci wszystkiego i ok... to nie jest moja sprawa, nie mam zamiaru wtrącać się w wasz związek - przerwał na chwilę, ignorując zupełnie ironiczne parsknięcie Namjoona. - I nie zamierzam ci tego tłumaczyć, jako twój przyjaciel, chociaż zachowujesz się jak tępy chuj, Namjoon i to bym ci powiedział, gdybyśmy się nadal przyjaźnili - westchnął, bo po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo zmieniła się ich relacja. - I nie mówię do ciebie jako brat Jimina, tylko jako naukowiec. Bo i ty, i ja jesteśmy naukowcami, więc obaj zdajemy sobie sprawę z tego, czym jest bio-android i że tak naprawdę nie różnią się od innych humanoidalnych form życia... nie wszyscy rodzą się tak samo, nie umierają tak samo, wiesz, jak bardzo mutacje zmieniły biologię niektórych ludzi. Wiesz to, bo się o tym uczyłeś i wtedy kompletnie ci to nie przeszkadzało. Sam jesteś mutantem - przerwał na chwilę, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że Namjoon naprawdę go słucha i nie robi już tych znudzonych min i nie uśmiecha się tak drwiąco. Naprawdę był zainteresowany tym, co on, Taehyung, ma mu do powiedzenia, co sprawiło, że nagle Taehyung nie wiedział już, co chce powiedzieć. - Są rzeczy, Namjoon... - zaczął po chwili. - których nie przeskoczy tępy chuj z prowincjonalnej planety, którym w sumie jesteś, ale jesteś też jednym z najlepszych i najinteligentniejszych naukowców, jakich znam i w sumie strasznie to przykre, że się tak cofnął w rozwoju - zakończył, chwytając za wiadro i wymijając szybko zdezorientowanego chłopaka.

***

Temperatura w pokoju ambulatoryjnym nie mogła przekraczać osiemnastu stopni, Jimin był tego prawie pewien. Mimo że miał na sobie ciepłe termiczne ubranie i kilka koców, które wcześniej przyniósł mu Taehyung, drżał na całym ciele, a jego nos i koniuszki palców przypominały sople lodu. Pocieranie ich nic nie dawało i chłopak wiedział, że im dłużej będzie zwlekał z podejściem do panelu klimatyzacji znajdującego się obok wejścia, tym będzie gorzej, ale nie potrafił się zmusić do wstania. Był niby blisko, zaledwie kilka metrów od łóżka, na którym siedział, ale bez butów i odpowiedniego ubrania ta wyprawa wydawała mu się niemałym wyczynem. Było zdecydowanie za zimno, żeby przejść się i podkręcić temperaturę, było też za zimno, żeby nic nie zmieniać. Jimin zawinął się mocniej w pościel. Miał mętlik w głowie.

- Jak się ma dziś nasz pacjent? - śluza dzieląca pokój z korytarzem otworzyła się. Jin uśmiechnął się szeroko, unosząc kubek z brzydkim, czerwonym serduszkiem w powitalnym geście. Jimin nawet nie spojrzał w jego stronę. Zamiast tego złapał za tablet i wystukał szybko.

- Ok - komunikat został odczytany od razu przez komputer pokładowy. Taehyung wciąż pracował nad bardziej eleganckim rozwiązaniem, które umożliwiłoby im komunikację, ale tak naprawdę nie miał kiedy do tego usiąść, więc póki co Jimin używał tabletu. Tak było szybciej niż męczyć się i starać zmusić jakoś swój język i gardło do współpracy. - Jest dobrze - dodał po chwili zastanowienia.

- Próbowałeś dziś chodzić? - pytał dalej lekarz, podchodząc do panelu klimatyzacyjnego. Syknął przez zęby, widząc dane na ekranie. - Jak spotkasz swojego brata, to powiedz mu, żeby przestał mieszać w moich ustawieniach temperatury, co? - rzucił szybko, zerkając co chwilę na chłopaka, który wciąż nie odpowiadał. Postukał chwilę w ekran palcem. - A nie, to był Hoseok - mruknął trochę ciszej. Ekran zamrugał i pojawiło się kolejne imię. A potem kolejne i kolejne. Lekarz uderzył w bok tabletu otwartą dłonią. - Słuchasz mnie w ogóle? - spytał, siląc się na konwersacyjny ton, ale nie wychodziło mu to. Słychać było, że był zirytowany. I nawet nie chodziło o Jimina, który wcale nie ułatwiał mu zadania, a o komputer, który z niewiadomo jakich względów, pokazywał teraz wszystkie logi od samego początku użytkowania.

- Mmm...- mruknął cicho Jimin.

- To jak będzie z tym chodzeniem? - Jin nie poddawał się.- Byłeś dzisiaj gdzieś?

- Nie - odparł chłopak. - Nie byłem - dodał po dłuższej chwili.

Lekarz wciąż majstrował przy ustawieniach. Dane, które wcześniej widniały na ekranie, zniknęły i zamiast nich pojawiło się menu główne z ustawieniami temperatury. Zmienił je szybko na wyższe, ale widać, że nie był zbyt zadowolony, bo przeklinał cicho pod nosem.

- A jak...- zaczął znów i urwał równie szybko. - No słowo daję. Ten statek ostatnio wcale się mnie nie słucha...- mruczał pod nosem. Przystawił swój identyfikator do czytnika, a potem przedramię, gdzie miał wszczepiony chip osobowy. Coś kliknęło w ścianie i po chwili z klimatyzacji zaczęło płynąć ciepłe powietrze. - A jak dam ci buty...- zaczął znów, wreszcie odwracając się w stronę Jimina. - To przejdziesz się ze mną na górę? - pytał dalej lekarz. - Nie daleko. Na stołówkę. Napijemy się herbaty, co?

- Nie - Jin westchnął cicho pod nosem.

Wyglądał na lekko zrezygnowanego, ale nie trwało to długo. Jimin podejrzewał, że lata mieszkania z Yoongim, uodporniły go na trudnych pacjentów i każdy inny po nim, nie był dla lekarza wyzwaniem. Raczej ciekawostką, która nie miała w starciu z nim żadnych szans. Bo to, że kapitan był trudny, uparty i lubił mówić "nie", było pewne. Przynajmniej tak wydawało się Jiminowi.

Jego myśli biegły teraz bardziej ludzkim trybem, jak to mówił Taehyung. A jego pamięć nie była tak klarowna jak przed wypadkiem. Jimin nie potrafił sobie przypomnieć dokładnie wszystkich szczegółów zdarzeń, które miały miejsce miesiąc, a nawet rok temu, z czym nigdy nie miał problemu. Do tego dochodziła jeszcze chronologia, a raczej jej brak i to najbardziej go martwiło, bo wciąż prowadziło do nieporozumień między nim a załogą. Wciąż zmagał się ze swoją pamięcią, próbował zmusić ją do współpracy, ale nie udawało mu się to do końca. Jin powtarzał mu jak mantrę: "cierpliwości", ale nie miał jej już wcale.

- Nie? - lekarz powtórzył za nim jak echo, a potem uderzył ręką w ścianę. Jimin nawet nie podskoczył zaskoczony; tak naprawdę to spodziewał się tego. Już wcześniej widział, jak Jin zerka na nią ukradkiem. Jak przymierza się do podniesienia ręki. Gdy ją zabrał, ściana, a właściwie to drzwi odskoczyły, ukazując znajdującą się tam pojemną szafę. Lekarz, szybkim ruchem, wyjął ze środka parę kapci i rzucił je na podłogę.

- Nie - odezwał się znów komputer. Wydawało się, że wiadomość jest zaprogramowana, żeby się powtarzać, ale Jimin wyraźnie sam ją wystukał, ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego z Jinem.

Lekarz podszedł bliżej i bez zastanowienia zarzucił mu szlafrok na ramiona. Młodszy chłopak zacisnął mocno powieki. Nie miał ochoty iść na górę. Wiedział, że powinien to zrobić. Siedzenie w jednym miejscu nie pomagało mu wcale. Zarówno psychicznie, jak i fizycznie, i wiedział, że musi wreszcie się zmusić. Rozruszać mięśnie, nerwy i całą resztę, ale nie potrafił się na to zdobyć. Antykoagulacyjne zastrzyki Jina, które dostawał na rozrzedzenie krwi, bolały, ale były lepsze od tego, co czekało go na pokładzie wyżej.

Tam toczyło się życie. Wszystko było nowe, a może raczej nie nowe. Inne. I nie chodziło nawet o samą Horizon, która wyglądała dokładnie tak, jak zapamiętał ją chłopak, ale o wszystko dookoła. O jej załogę, o to, jak się zachowywali. Z uwagą i ostrożnością, która czasem doprowadzała Jimina do szału, bo nie był niesprawny, nie czuł się niesprawny, a prawie wszyscy chodzili dookoła niego, jakby miał rozpaść się na milion drobnych kawałków.

To bolało bardziej niż zastrzyki. Wolał je tak naprawdę od aktywności fizycznej i spotykania ludzi na swojej drodze. Może i spodziewał się nadmiernej opiekuńczości po Taehyungu, ale ta przezorność, uprzejmość i wyprzedzanie wydarzeń, nie pasowały wcale do charakteru doktora, który śledził każdy, najmniejszy ruch Jimina, z taką uwagą, że chłopak miał czasem ochotę krzyczeć. Teraz też zbierało mu się na krzyk.

Nie mógł tego jednak zrobić, co doprowadzało go do jeszcze większej frustracji, bo jego głos jeszcze nie wrócił w pełni. Był ledwie szeptem i to dość niewyraźnym, który łamał się i znikał.

- N...- jego palec zawisł w bezruchu nad ekranem tabletu. Brzydki kubek lekarza mignął mu na granicy pola widzenia. Kiedyś chyba należał do Taehyunga, pomyślał Jimin. A może jednak nie do niego? Chyba do Hoseoka, który odkąd Jimin się obudził, zawsze był gdzieś w zasięgu wzroku, jeśli oczywiście nie miał akurat zmiany. Jak w kalejdoskopie, twarze załogi migały Jiminowi za zamkniętymi mocno powiekami. Znów miał mętlik w głowie.

Jin, Taehyung, Hoseok, JK i znowu Jin. Ale nigdy Namjoon. Jakby go już nie było. Początkowo Jimin myślał nawet, że może nie udało mu się wrócić z Orvandila, ale potem zorientował się, że Namjoon musiał być gdzieś na pokładzie, bo pojawiał się czasem w rozmowach załogi. Wtedy, gdy myśleli, że Jimin nie słyszy. Namjoon był nadal obecny na Horizon, nadal był, ale już nie w życiu Jimina i do wysnucia tego wniosku nie potrzebował pełnej sprawności swojego mózgu. To było oczywiste.

Nic nie będzie już takie, jakie było kiedyś i nawet JK, który prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że Jimin też różni się od reszty, zachowywał się inaczej. Jego myśli zatrzymały się na chwilę przy młodszym chłopaku. Czy on zawsze tak na niego patrzył? Czy zawsze chował oczy za przydługą grzywką, która lekko falowała się na końcach? Czy jego włosy zawsze były takie brązowe? Jimin czuł, jak zaczyna drżeć na całym ciele. JK też przychodził i to często. Też łapał go za nadgarstek, ubiegając jego następny ruch, podobnie jak Hoseok. Podawał mu wodę, czytał książki na głos. Czasem Jimin miał jednak wrażenie, że nie kierowała nimi empatia, ale coś zupełnie innego. Strach i to nie ten z rodzaju, troski o jego zdrowie, tylko ten, który zwykle kierował ludźmi, gdy dowiadywali się o tym, kim był naprawdę. Właśnie ten wzrok krył się za przydługą grzywką, nic innego. Strach.

- Znowu coś kminisz, widzę to po tobie - łagodny głos Jina otrzeźwił go gwałtownie. Jimin nie wiedział, jak długo przesiedział w tej dziwnej pozycji z podkurczonymi nogami, ale musiał to trochę trwać, bo w pomieszczeniu było dość ciepło. Z zaskoczeniem stwierdził, że się poci. - Chodź, musisz się przejść - lekarz poklepał go lekko po ramieniu i pomógł mu wstać.

Serce Jimina było za szybko, a jego wzrok nie wiedział, na czym powinien się skupić, więc zrobił to bez protestów. Był zbyt skoncentrowany na powrocie do rzeczywistości. Nie przeszkadzały mu już sprawne ręce Jina, który bez problemu włożyły na niego szlafrok, kapcie i nawet wcisnęły do ręki tablet. - Ja wiem, że tego nie lubisz, ale nie wszystko można naprawić tylko rehabilitacją - kontynuował lekarz, jakby nigdy nic. Jego głos był tak spokojny i tak mocno kontrastował z tym, co działo się w głowie Jimina, że chłopak miał przez moment problem z zachowaniem równowagi. Mocniej ścisnął przedramię lekarza, który poklepał go szybko po ręce. - A poza tym... - dodał Jin. - Mimo obiegowej opinii, wcale nie lubię dawać zastrzyków. Nie słuchaj Yoongiego - zaśmiał się krótko. - Nigdy.

***

Może i Horizon wyglądała dokładnie tak samo, jak zapamiętał ją Jimin, ale chłopak nie mógł pozbyć się wrażenia, że oszukuje sam siebie. Już nie chodziło nawet o dziurę w poszyciu ładowni, która była co prawda, już załatana, ale niebieskawa rysa dookoła jej dawnego miejsca wciąż w jakiś sposób powodowała, że Jiminowi robiło się słabo.

To było coś innego. Większego niż dziura i mniejszego zarazem. Coś tak ulotnego, że trudno to było ubrać w słowa. Najbardziej wyczuwało się to, stojąc pośrodku stołówki. Pomieszczenie na pozór wyglądało tak samo. Domowo; ale właśnie tym bardziej rzucało się to w oczy, a raczej w podświadomość, bo nie było coś konkretnego. Jak zmiana koloru ścian, albo zmiana oświetlenia. To było bardziej jak wysypka, której nie widać i nie miała jakiegoś konkretnego miejsca. Albo jak jakiś piskliwy dźwięk, gdzieś na skraju zasięgu słuchu. Irytujący i umykający co chwila i Jimin musiał przyznać, że nie podobało mu się to.

Nie powiedział oczywiście o tym nikomu z załogi, ale Yoongi też musiał coś zauważyć i podobnie jak on sam, wybierał milczenie. Chłopak był tego bardziej niż pewien. Mimo że kapitan opierał się nonszalancko o automat z kawą, co chwila zerkał to na ścianę, a to sufit. Widać było, że też go to irytuje.

- Wylatujemy pojutrze - powiedział głośno Yoongi.

Jimin pozwolił sobie na mały wydech. Był dość nerwowy i urwany, ale nikt z obecnych w pomieszczeniu tego nie zauważył. Od jakiegoś czasu kapitan wraz z lekarzem dyskutowali na temat ich strategii na najbliższe dni i tygodnie i Jiminowi nie zostało nic innego jak słuchać. Nie chciało mu się wysilać i co chwila wystukiwać swoje odpowiedzi. Tak było łatwiej. Obserwowanie, słuchanie i ściskanie mocno kubka z ciepłą herbatą, to wychodziło mu ostatnio najlepiej.

- Taki jest plan - dodał Yoongi. Niewypowiedziane: "A jaki jest twój plan, Jin?" zawisło w powietrzu.

Jimin czuł to. Widział w postawie kapitana i wnioskując po tym, co powiedział mu Taehyung o Jinie i jego banicji. Takie pytanie było jak najbardziej logiczne. Lekarz tylko pokiwał głową, ale nie odpowiedział nic i napięcie, które dawało się wyczuć pomiędzy dwójką od początku spotkania, stało się prawie namacalnie. Coś musiało stać się wcześniej, Jimin był tego prawie pewien. Widział to w dziwnych ruchach ich obu i nie był do końca pewien, czy chce tak naprawdę wiedzieć co się stało. Czasem lepiej jest żyć w nieświadomości. Naprawdę wolał żeby tak było właśnie teraz, ale Jin i Yoongi nie ułatwiali mu tego zadania. Prawie już wystukał na tablecie pytanie skierowane do nich obu, gdy do kantyny wpadł lekko zdyszany JK.

- Ji..- zaczął chłopak, ale urwał równie szybko na widok Jimina. - O, cześć - poprawił się i uśmiechnął niepewnie. Wyglądał blado i niezdrowo, co było dość zaskakujące, bo jeszcze godzinę temu, podczas codziennej wizyty w ambulatorium, wszystko było z nim w porządku.

Jin też musiał to zauważyć, bo jego ręka prawie automatycznie powędrowała w kierunku chłopaka i posadziła go na ławie obok siebie. JK nawet nie protestował. To było bardziej niż niepokojące, bo zazwyczaj takie rzeczy kończyły się awanturami, a teraz chłopak nawet nie podniósł głosu. Wręcz przeciwnie, ściszył go i to tak bardzo, że nie było go prawie słychać. W pomieszczeniu rozchodził się tylko jakiś głuchy dźwięk, który musiał być jakąś odpowiedzią. Jakimś zdaniem, ale im dłużej trwało, tym mniej sensu miało. Nie było tam sylab, tylko drżenie. Yoongi też musiał uznać to za alarmujące, bo podszedł bliżej i klęknął przed pozostałą dwójką z zaciętym wyrazem na twarzy.

- Teraz? - Jimin usłyszał głos Jina. Z miejsca, na którym siedział, widział tylko jego plecy. Wydawał się stężeć cały, gdy JK pochylił się i szepnął mu coś szybko do ucha. Nie wyglądało to dobrze, ale z drugiej strony Jimin wiedział, że mógł się pomylić. Mylił się już w wielu sprawach. Mniejszych i o wiele większych. O wiele bardziej ważnych.

- W pokoju? - padło kolejne pytanie. JK skinął głową. Yoongi spojrzał w jego stronę. Widać było, że nie usłyszał wszystkiego, co powiedział przed chwilą młodszy chłopak.

- Zajmiesz się tym? - kapitan zwrócił się do Jina, który błyskawicznie wstał i już był przy wyjściu. - Potrzebujesz pomocy? - dopytywał dalej, ale Jin uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Nie był to prawdziwy uśmiech, raczej dość powściągliwy. Widać było, że był już myślami gdzie indziej.

- Dam radę, zostań z Jiminem - odparł błyskawicznie. - Ty wiesz, co masz robić - pokazał palcem na JK'a, który skinął lekko głową.

- Nie zbliżaj się do swojego pokoju - powiedział pośpiesznie Jungkook, wymijając Jimina w przejściu. Zrobił to tak gwałtownie i szybko, że Jimin sam cofnął się aż pod ścianę w kantynie, łapiąc się dla równowagi szafki, na której wygrzewały się róże Jina. Jedna z nich zachybotała się, gdy potrącił ją lekko brzegiem dłoni. - A najlepiej... - kontynuował Jungkook z korytarza. - Trzymaj się z dala od całego piętra. - Coś zatrzeszczało w ścianie, a potem w podłodze, bo musiał zamknąć jakąś klapę schowka, czy coś podobnego. Jimin nie kojarzył, żeby był tam kiedyś jakikolwiek składzik albo skrytka, ale z drugiej strony wciąż miał lekkie problemy z pamięcią i mógł o czymś zapomnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro