Xmass Special - Dzień 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jesteś pewien, że to jest bezpieczne? - spytał po raz kolejny Jin.

Wraz z Hoseokiem siedzieli w ładowni od dobrych dwudziestu minut i lekarz powoli zaczynał tracić cierpliwość do chłopaka, który zamiast odpowiadać, wciąż tylko kiwał głową, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od tabletu. Jin nabrał powietrza przez nos, marszcząc się przy tym nieznacznie.

W ładowni było lodowato. I to nawet na górnym pokładzie, na którym właśnie stali, opierając się o balustradę. Coraz częściej przez całe jego ciało przechodziły gwałtowne dreszcze. Gdy przyszła ich kolejna fala, przysunął się nieznacznie do chłopaka.

- Hoseok...- jęknął cicho.

- Jeszcze chwila, zaraz - odparł szybko. - To nie jest takie łatwe.

- Nie możesz po prostu... nie wiem. Otworzyć drzwi ładowni na chwilę i zamrozić tę wodę? Albo poprosić Jimina, żeby ci pomógł? Albo Yoongiego? W końcu skończył jakieś studia i chyba zna się na takich rzeczach. Jest specjalistą od uzbrojenia. Musiał się uczyć o różnych sposobach, w jakie można kogoś wykończyć i wie jak szybko... - zaczął mówić coraz szybciej i szybciej. Hoseok podniósł gwałtownie rękę do góry.

- Mówisz o Yoongim - przypomniał mu Hoseok.

- No i co z tego?

- Widziałeś, żeby podchodził to tej inicjatywy entuzjastycznie? - spytał. Jin nawet nie pokręcił głową, ani nie przytaknął - No właśnie, więc nie licz, że nam pomoże w organizowaniu czegokolwiek, a co dopiero robieniu sztucznego lodowiska. Gdyby się o tym dowiedział to wywaliłby nas obu ze statku.

- Dramatyzujesz - odparł Jin, odrywając się do barierki.

Znów zapadła między nimi cisza. Nie była to jednak zła cisza, co Hoseok odkrył z niemałym zaskoczeniem. Nawet nie czuł się w towarzystwie lekarza niekomfortowo, tylko dziwnie, bo dość rzadko ze sobą rozmawiali i ich konwersacje nigdy nie były tak długie jak ta, którą właśnie prowadzili.

Gdyby mógł sam wybrać, to pewnie wybrałby do swojej drużyny Jimina albo Taehyunga, ale obaj mieli dyżur i jakimś trafem Jin był jedynym, który akurat nie miał nic do roboty i sam zaproponował mu pomoc.

- Nie wiem jak ci nie jest zimno - padło po chwili. Hoseok spojrzał na swoje gołe ramiona, a potem na lekarza, który opatulony był w coś, co wyglądało jak szlafrok założony na gruby sweter wyglądający podejrzanie jak własność Namjoona. Mimo dziwnego stroju i lekko czerwonego nosa wciąż wyglądał przystojnie. Nawet Hoseok musiał to przyznać, choć z ciężkim sercem.

- Niflheimskie geny, przecież wiesz - wymamrotał. - Nie przeszkadza mi to - wzruszył po chwili ramionami i wrócił do programowania nanorobotów, które miały mu pomóc w odtworzeniu tradycyjnego Niflhemskiego zestawu noworocznego, czyli ślizgawki i jeśli im się poszczęści, może odrobiny śniegu. Jeśli Hoseok miał być szczery, to najbardziej brakowało mu właśnie tego. I zimna, co może było dziwne, i większość załogi z nim by się nie zgodziła. - Mój system nerwowy nie jest tak rozwinięty jak wasz. Każda kolonia ma swoje mutacje, ta jest moja...

- Widzieliście Jimina? - Jin nawet nie powstrzymał się przed parsknięciem, gdy drzwi do ładowni otworzyły się i do środka wszedł Namjoon. Jego wzrok był lekko szalony, ale Hoseok podejrzewał, że nie chodzi tu o żadne zmęczenie spowodowane przebywaniem tak długo w przestrzeni kosmicznej, ani o inne choroby psychiczne, a o Jimina, który ostatnio, a właściwie to odkąd wrócił z Ulyssesa, zaczął rozmawiać z Namjoonem i nie uciekał już na sam jego widok. Starszy chłopak od tej pory zaczął zachowywać się jeszcze dziwniej. Był jak w jakimś amoku, chociaż można to było po prostu zwalić na hormony. Tak mówił bynajmniej doktor.

Hoseok nie do końca się z nim zgadzał, bo gdy on i Yoongi zaczęli ze sobą chodzić, żaden z nich nie zachowywał się aż tak emocjonalnie. I tak naprawdę to nikt, kogo znał, nie zachowywał się tak jak Namjoon, więc nie do końca kupował to tłumaczenie.

- Ma dyżur - odparł wolno Hoseok, odwracając się w stronę drzwi. - A skoro już tu jesteś...- dodał i wcisnął Namjoonowi do ręki małe urządzenie, które wyglądało jak router. Po chwili dorzucił do nich takie same gogle jakie on i Jin mieli na głowach. - Pomożesz doktorowi. Ja muszę siedzieć tu, żeby widzieć wszystko z góry i kierować całą operacją. Ślizgawka musi być równa! - powiedział to trochę głośniej niż zamierzał i od razu zrobiło mu się szkoda młodszego chłopaka, bo Epsilianin od razu skulił się w sobie, dygając przed nim głęboko.

- Chodź - Jin wziął go pod rękę i zaczął sprowadzać na dół, na lądowisko gdzie jeszcze jakiś czas temu stała Selene. Teraz jej wybebeszony szkielet leżał z boku, między paczkami, które mieli dostarczyć na Ulyssesa.

- Zaraz, co my robimy? - Namjoon zatrzymał się na dole schodów, zakładając na nos gogle. Nie wychodziło mu to za bardzo, bo co chwile zsuwały mu się z nosa i lądowały na jego czole. Dopiero, gdy Jin poprawił mu je, wreszcie znalazły się na właściwym miejscu. - Dlaczego tu jest woda? - pytał dalej, pokazując na gigantyczną kałużę pośrodku pomieszczenia.

- Niflheimski nowy rok - wyjaśnił Jin, bez wyjaśniania niczego tak naprawdę. - Musi być ślizgawka - stanął po drugiej stronie kałuży i zadarł głowę do góry, patrząc na Hoseoka.

- Gotowi? - spytał chłopak.

- Nie bardzo - odparł Namjoon. - Nie mam pojęcia co mam robić...

- Chyba. Nie wiem do końca co... - Jin wzruszył ramionami. Przerwał mu rozbłysk plazmy. Hoseok musiał przyznać, że nie spodziewał się, że będzie aż tak wielki, głośny i tak podobny do elektryczności. Jin i Namjoon też się tego nie spodziewali i obaj krzyknęli w tandemie, odsuwając się aż pod granicę wyznaczoną przez kontenery z Ulyssesa.

- Sorry! - krzyknął głośno Hoseok. - Naprawdę, sorry! - Sprawdził szybko na swoim tablecie ustawienia i uderzył mocno w klawiaturę, ale nic się nie stało. Rozbłysk nie znikał i jeśli Hoseok miał być szczery, wyglądało na to, że staje się coraz jaśniejszy i coraz bardziej rozchodzi się po pomieszczeniu. Wyładowania obejmowały już całą powierzchnię kałuży; nie tylko jej centrum. Tańczące nad nią iskry powinni zniknąć, ale z jakiegoś powodu tak się nie działo. System zarządzania nano-robotami, dalej wypluwał z siebie zielonkawą, naładowaną substancję. - Może...

- Mówiłeś, że to bezpieczne! - krzyknął do niego Jin. Hoseok spojrzał na niego, a potem znów na tablet. - Hoseok!

- Bo jest! - odkrzyknął. - Rzućcie routery do środka!

- Dla... - zaczął Namjoon. Jin nie czekał, aż skończy zdanie i cisnął swoim w kałużę. Jej część od razu stężała i zamarzła. Młodszy chłopak, widząc to, zrobił to samo. I raptem, wyładowanie zniknęło, a przed nimi lśniła jasnym, zielonym światłem ślizgawka. Jin podszedł do niej niepewnie i uderzył w jej taflę piętą. - To lód - powiedział ze zdziwieniem Namjoon.

- Mówiłem wam, że zadziała - zadowolony z siebie Hoseok zbiegł szybko po schodach, przeskakując nawet dwa schodki na raz. Odbił się od ostatniego i dał susa na sam jej środek. Była idealnie śliska. Może trochę za bardzo pachniała ozonem i była zielona, ale nie przeszkadzało mu to wcale.

Odbił się od tafli lodu, obracając się wokół własnej osi. Nie mógł powstrzymać się od śmiechu, który falami wydobywał się z jego zaciśniętego wcześniej przez strach gardła. Jin i Namjoon nie podzielali jego entuzjazmu i wciąż stali na jej obrzeżach, jeszcze bardziej zawijając się w swoje warstwy ubrań.

- No co wy. Jest super - powiedział z entuzjazmem. Wykonał kolejny piruet, wciąż śmiejąc się na głos.

***

- Jesteś pewien, że to jest bezpieczne? - te same słowa wypowiadane przed kilkoma godzinami przez Jina, powtarzał teraz jak echo Yoongi, stając niepewnie przy brzegu ślizgawki. Hoseok przewrócił tylko oczami lekko sfrustrowany.

- Dlaczego wy wszyscy jesteście tak negatywnie nastawieni, co?

- Nie negatywnie - odparł Yoongi, zawijając sobie ciaśniej szalik wokół szyi. - Po prostu nie wygląda stabilnie. Zobacz - pokazał ruchem głowy na JK'a.

Nogi chłopaka rozjeżdżały się cały czas i co chwila tracił równowagę, ciągnąc ze sobą w dół Jimina, który mu towarzyszył. Starszy chłopak nie radził sobie lepiej od niego, ale póki co nie zaliczył sam z siebie żadnego upadku. Był całkiem stabilny. Chyba najstabilniejszy z całej piątki, która zajmowała drugą stronę hangaru.

Namjoon już dawno się poddał i zamiast próbować wstać, siedział na ziemi i popijał tradycyjny, alkoholowy drink Niflheimski. Nawet z tej odległości widać było, że był już nieźle wstawiony; jeszcze jakiś czas temu narzekał na zimno, a teraz siedział na zimnej posadzce w rozpiętej kurtce z tak czerwoną twarzą, że aż musiało to być bolesne. Za to Jin i Taehyung, od jakiś dziesięciu minut, ramię w ramię maszerowali w stronę środka i nie wychodziło im to za bardzo. Ich buty tak bardzo ślizgały się po posadzce, że równie dobrze mogliby dać sobie spokój.

- To jest śliskie, jeszcze ktoś sobie coś zrobi i...

- Yoongi - Hoseok przerwał mu. - O to chodzi!

- Ale to nie ma sensu - odparł chłopak.

Wciąż stał na zewnątrz ślizgawki i nie wyglądało na to, żeby miał na nią wejść w najbliższym czasie. Zwłaszcza że kurczowo trzymał kubek z kawą i zaczął poprawiać przewieszony przez ramię gruby koc. Wyglądał przytulnie, jak jakaś kanapa, a nie jak osoba, która przygotowuje się do aktywności fizycznej.

I wtedy ktoś zaczął krzyczeć po drugiej stronie hangaru. Jimin leżał na ziemi, śmiejąc się głośno i gdy JK odbił się od tafli, zostawiając go samego, przekręcił się na brzuch i zaczął iść na czworakach w stronę Namjoona, który wyciągał już w jego kierunku parującego drinka.

Hoseok nawet tutaj czuł mocne przyprawy, które się do niego dodawało. Pachniały jak dom, jak jego ojciec i wspomnienia o których nie powinien teraz myśleć, bo tylko ściskało go od tego w gardle i naprawdę, ale to naprawdę nie chciał teraz płakać. Może i ten dzień był jego pomysłem i sam tego chciał, ale nie był do końca przygotowany na konsekwencje.

Nowy rok na Niflheim był czasem dla rodziny i celebrowania rodziny, ale też czasem wielkich zmian i musiał teraz sobie to powtarzać pod nosem. Taki był cel tego święta i nie powinien mieć teraz głupich myśli i drżących rąk, a zwłaszcza tej guli w gardle, która powoli podchodziła do góry i musiał bardzo uważać na oddychanie. Jego prawdziwa rodzina miała się dobrze i nie był to powód do płaczu.

Jego nowa rodzina za to powoli zaczynała się docierać. To był powód do radości. To była wielka zmiana, na którą musiał się przygotować.

- Nie mów, że nigdy nie widziałeś lodu - powiedział szeptem do Yoongiego, gdy upewnił się, że jest w stanie mówić bez problemu. Jego wzrok wciąż był na lodowisku. Tym razem obserwował JK i Jina, którzy obracali się razem wokół osi, śmiejąc się głośno. Byli do siebie tak bardzo podobni w tym momencie, że gdyby Hoseok nie wiedział, jaka jest prawda to powiedziałby, że są spokrewnieni. Mieli te same oczy, identyczne nosy i nawet coś w budowie ich kości policzkowych krzyczało wręcz: rodzina.

Hoseok nie potrafił opanować lekkiego uśmiechu. A może po prostu tak się do siebie zbliżyli w ostatnim czasie i dzieciak coraz bardziej imitował w swoim zachowaniu Jina, że aż zaczęli być do siebie fizycznie podobni. Nawet włosy mieli identycznie obcięte w tym momencie. Co prawda jedna fryzura była śnieżnobiała, a druga prawie czarna, ale widać było, że wyszły spod tej samej, pewnej ręki należącej do Jimina.

- Hoseok, jestem ze stacji - przypomniał mu mężczyzna. - A na Hyperionie mieliśmy pięć ustawowych dni z brzydką pogodą i padał wtedy śnieg, ale zawsze było ciepło, więc... - nie dokończył zdania.

Hoseok złapał go za wyciągniętą rękę i siłą wciągnął go na lodowisko. W pierwszej chwili myślał, że Yoongi zacznie na niego krzyczeć, rozleje kawę i ogólnie będzie dramat, ale o dziwo trzymał się całkiem nieźle i nawet nie wyglądał na złego. Raczej zdziwionego. Jak Jonesy, która dostała nową, świecącą zabawkę i nie wiedziała, co z nią zrobić. Oczy Yoongiego chyba nigdy nie były tak duże jak w tym momencie i stały się jeszcze większe, gdy Hoseok zakręcił nim i popchnął go w stronę Taehyunga, który wreszcie dotarł do środka lodowiska.

- Oj! - młodszy chłopak krzyknął głośno, ale nie spanikował i nie upadł, jak zakładał Hoseok tylko złapał Yoongiego i płynnie przekazał go Jinowi, który już na niego czekał, przygotowując się na impakt. Jego zgięte kolana zachwiały się lekko, gdy Yoongi uderzył w niego, ale wciąż stał. Nawet złapał za jego kubek i zabrał mu kawę, upijając jej łyk.

- Gorzka - powiedział z niesmakiem. JK zajrzał do jej środka. Widać było, że też chce spróbować.

- Oddaj mi to - odparł Yoongi, odbijając się piętami od tafli lodu. Wyrwał mu kubek i zaczął sunąc w stronę Hoseoka, który nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

- Podoba ci się, przyznaj to - powiedział, gdy Yoongi zatrzymał się przy nim. Zrobił to lekko i z gracją, której się po nim nie spodziewał. - Niflheimski nowy rok to najlepsza rzecz na świecie.

- Nie jest tak źle - mruknął pod nosem Yoongi, starając się ukryć lekki uśmiech. 

a/n:

Te imprezy nie są jedna po drugiej jakby kto pytał. Będą robić sobie przerwy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro