Xmass Special - Dzień 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po raz pierwszy od dawna Yoongi obudził się bez bólu głowy. Było to tak zaskakujące i niespodziewane, że większą część poranka spędził w łóżku, bojąc się ruszyć nawet małym palcem, nie mówiąc już o głębszym nabraniu powietrza.

To szczęście nie było prawdziwe. Było za piękne i zbyt utęsknione, żeby takim być. Zamiast podjąć ryzyko i sięgnąć po leki, które miłosiernie zostawił noc wcześniej na nocnym stoliku Jin, zamknął znów oczy i zrobił sobie kolejną mikro-drzemkę. O dziwo, ból nie nasilał się z każdym przebudzeniem i gdy Yoongi wreszcie zebrał się na odwagę i usiadł na posłaniu, nawet nie musnął go lekko, paraliżując całe jego ciało.

- Cud - powiedział sam do siebie. Dotknął szyi, sprawdzając, czy wciąż znajduje się na niej opaska, która blokowała działanie chipa w jego głowie. Oczywiście, że tam była. Podobnie jak wczoraj i przedwczoraj i nawet miesiąc temu. Tworzywo, z którego była zrobiona, wciąż wydawało głuchy dźwięk, gdy popukał w nią paznokciem. Naprawdę nie mógł się doczekać dnia, w którym ją zdejmie, bo czuł się przez nią trochę klaustrofobicznie.

- Yoongs? - głos Jina był zaskoczeniem. - Nie śpisz?

- Nie, nie - odparł błyskawicznie, zabierając zaraz rękę z opaski.

Jin stał w progu łazienki z przewieszonym przez ramię ręcznikiem, patrząc na niego uważnie. Yoongi nawet nie zauważył, kiedy wszedł, jeśli w ogóle kiedykolwiek wszedł. Może cały czas siedział w łazience albo spał do tej pory jak on sam. Nie miał pojęcia, co było poprawną odpowiedzią, bo nawet za bardzo nie wiedział, która jest godzina.

- Coś się stało? - spytał. To zawsze było dobre pytanie.

- Ubieraj się powoli. Przespałeś cały ranek i całe popołudnie.

- Serio? - Jin wszedł głębiej do sypialni. Dopiero wtedy Yoongi zauważył, że ma na sobie galowy mundur. Ten ciemnogranatowy, który zawsze kojarzył mu się z nocami na Hyperionie i w którym wąska talia starszego chłopaka wydawała się jeszcze węższa. Jakby w ogóle miała się zaraz złamać. Naprawdę było mu ciężko prowadzić jakiekolwiek konwersacje, gdy Jin tak się ubierał. Miał za wiele do niego pytań w takich momentach i żadne nie dotyczyłyby przedmiotu rozmowy. - No to...- zająknął się, odrywając wzrok od skórzanego, czarnego paska, który Jin zaciskał jeszcze bardziej na talii i jego srebrnej klamry. - Dlaczego mam się ubierać?

- Dzień Królowej Matki - powiedział szybko Jin, wreszcie zatrzaskując zamek. Na próbę nabrał powietrza i Yoongi poczuł, że jemu samemu zaczyna się kręcić w głowie. To nie mogło być wygodne, nie mogło być. Talia Jina była tak wąska, że bez większych trudności mógłby go złapać za nią obiema rękoma i jeszcze zostałoby miejsca. - Dzień. Królowej. Matki - powtórzył jeszcze wolniej. - To dziś.

- A, ta keplerska impreza twoja - odparł nie do końca poprawnym standardowym, ale nie przejmował się tym. Dopiero wstał. Miał prawo nie kojarzyć, co się wokół niego działo.

- Nie mów, że nie idziesz...

- Czy ja coś mówię? - Yoongi przeciągnął się i wstał z łóżka. Ręcznik, który do tej pory leżał na ramieniu Jina, wylądował na jego twarzy. - Ile mam czasu?

- Piętnaście minut. Mundur galowy - rozkazał Jin, tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Yoongi zdjął ręcznik z głowy i od razu zmarszczył się, bo mężczyzna podszedł bliżej. W oficerkach wydawał się jeszcze wyższy niż zwykle i musiał teraz zadzierać głowę, żeby dobrze go widzieć. To było takie nie fair, pomyślał przelotnie. Te cholerne keplerskie geny. Nie dość, że Jin normalnie był od niego wyższy, to w tych butach górował nad nim tak, że aż kręciło mu się w głowie. Już czuł zbliżające się vertigo, które ustało tak raptownie, jak się pojawiło. Yoongi patrzył przez chwilę na jego twarz, ale nigdy nie udawało mu się robić tego dłużej niż trzy sekundy. Jin z bliska był zbyt onieśmielający, a może raczej przerażający i nigdy nie potrafił utrzymać jego spojrzenia dłużej. Przeniósł szybko wzrok na jego uszy, i dziurki po kolczykach, których Jin chyba nigdy nie używał. Yoongi bynajmniej nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział go w jakiś.

- Co jest? - spytał na głos, albo tak mu się wydawało, bo Jin mocno klepnął go po głowie i na moment przestał myśleć. - Za co to?

- Obudź się, uczesz się - starszy mężczyzna, złapał za skołtuniony kosmyk, który postanowił zagnieździć się gdzieś w koronie włosów Yoongiego i pociągnął za niego boleśnie w dół. - Albo daj mi coś z tym zrobić, jeśli ci się nie chce. Jesteś kapitanem...

- Jin, odejdź... Uspokój się - jęknął Yoongi, odsuwając go od siebie najdalej, jak potrafił. Nie była to jakaś oszałamiająca odległość, bo Jin wciąż był od niego większy i wyższy i wciąż bez problemu mógł trzymać go za włosy, ale i tak uważał to za małe zwycięstwo. Drugie pchnięcie było bardziej owocne, bo palce Jina puściły go wreszcie i zamiast nich czuł tylko tępe szczypanie na czubku własnej głowy. - Zajmij się czymś... czymś pożytecznym .

- Mogę twoimi włosami. Zrobię ci kolor - odparł Jin. O dziwo nie wydawał się obrażony tak brutalnym postępowaniem i nawet tym, że Yoongi, pełen nowego wigoru i energii, siłą przepchnął go na zewnętrzny korytarz. - Będzie ładnie. Naprawdę, obiecuję.

- Nie wątpię - Yoongi uderzył w panel na ścianie i zamknął mu drzwi przed nosem. Przez chwilę gapił się na swoje czerwone policzki, które widział w odbiciu przed sobą. - Bez sensu - wymamrotał pod nosem i poszedł do łazienki.

***

- Jak...- cichy głos Taehyunga dobiegł do niego, gdy stanął w progu stołówki piętnaście minut później. Widział tylko plecy chłopaka, tył jego głowy i nic poza tym. - Sam przeprogramowałeś replikator? - dopiero wtedy Yoongi zorientował się o czym mówi Taehyung.

Jedzenie, które stało na stole, zdecydowanie nie należało do normalnego asortymentu, który proponował im komputer pokładowy. Nie należało też do żadnych z weekendowych przepustek, które były dozwolone od czasu do czasu i dzięki którym dało się dostać coś słodszego niż herbata z cukrem.

Na stole było kilka rodzajów ciast i jakiś napojów, coś co wyglądało na prawdziwe warzywa i owoce. Takie rzeczy widywało się tylko podczas co ważniejszych uroczystości na Hyperionie i na pewno nie stanowiły tradycyjnego zestawu programowania replikatorów na statkach, a zwłaszcza na transporterach takich jak Horizon.

- Miałem pomoc - Jin uśmiechnął się i mrugnął do Jimina, który od razu spuścił wzrok, uśmiechając się lekko. - Kilka rzeczy musiałem zaimprowizować, kilka sklonowałem z DNA nasion, które mieliśmy zawieść na Ulyssesa na eksperymenty - wzruszył ramionami, jakby było to coś, co każdy mógł zrobić na co dzień bez większego kłopotu. Widać było, że był jedynym, który tak myśli.

Taehyung wciąż wyglądał na zaskoczonego, a może i zszkowanego, bo miał półotwartą buzię i z uwagą i delikatnością, której Yoongi się po nim nie spodziewał, obracał w ręku spodek z misternie zdobionej, keplerskiej porcelany, na której znajdował się kawałek ciasta z jakimiś owocami. Mogły być to równie klony ziemskich jabłek, jak i ich keplerskich odpowiedników, które podobno smakowały jak miód i cierpkie wiśnie, chociaż dla Yoongiego nie robiło to żadnej różnicy. I tak nie czuł różnicy w ich smaku. Jabłko z replikatora, to jabłko z replikatora. Klon jabłka, to klon jabłka. Wszystkie były takie same.

Jego uwagę przykuły małe, czerwone pomidory ułożone z precyzją godną inżyniera na największym półmisku i bez zastanowienia wziął jeden do ręki. Powąchał go. Nie pachniał niczym specjalnym. Tak naprawdę to czuł bardziej swój krem do rąk. Obrócił go więc w dłoni i uniósł go pod światło, przyglądając się delikatnym żyłkom i miąższowi, który wydawał się chcieć wydostać na zewnątrz. Na próbę nacisnął na niego lekko paznokciem.

- Nie ma pestek - zauważył.

- To klony, Yoongi. Czego się spodziewałeś? - westchnął Jin i Yoongi nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jest lekko zirytowany, ale mogło to być złudzenie.

- Sam je wyhodowałeś? - spytał Hoseok wchodząc do stołówki. On również, podobnie jak cała reszta osób obecnych w pomieszczeniu, miał na sobie swój galowy mundur. Yoongi nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu widząc odprute pagony na rękawach jego marynarki.

- Zacząłem w dzień naszego pierwszego spotkania - odparł Jin. Wciąż mówił takim tonem, jakby to było oczywiste i przede wszystkim łatwe. - Regeneratory w ambulatorium nadają się nie tylko do leczenia ludzi - wzruszył ramionami.

- To jest... - Yoongi zawiesił na chwilę głos. - Naprawdę imponujące.

- Nie musisz być sarkastyczny - wypalił od razu Jin, ale zaraz zamilkł, widząc, że na twarzy Yoongiego nie gościł nawet cień uśmiechu. - Mówisz poważnie - dodał niepewnym głosem.

- Poważnie - powtórzył za nim Yoongi. Dopiero wtedy dotarło do niego, że chyba nigdy tak naprawdę nie pochwalił starszego chłopaka na głos. - Dobra robota, Jin - powiedział już ciszej, trzymając przez chwilę wzrok starszego chłopaka.

- Czy to wino? - Hoseok podniósł do góry karafkę, która wyglądała podejrzanie jak sprzęt laboratoryjny, który był używany do badania próbek ziemi i skał, jaki normalnie znajdował się na Selene.

Yoongi zmarszczył się. Numer seryjny na boku naczynia ewidentnie wskazywał na mniejszy transporter, ale było już za późno, żeby coś z tym zrobić, a poza tym szansa na to, że ten sprzęt kiedykolwiek im się przyda na misji badawczej była znikoma, jeśli nie nieistniejąca, więc nie było sensu nawet tego komentować. Jin spuścił wzrok widząc, że Yoongi odkrył jego tajemnicę i usiadł w rogu pokoju na fotelu. Jego uszy były prawie tak czerwone jak róże stojące obok niego na półce z replikatorem i co rusz starał się je przykryć przydługimi włosami, tarmosząc je bezlitośnie. Yoongi chciał mu nawet powiedzieć, że nie jest zły i nie musi tego robić, ale Jimin wszedł mu w słowo.

- Tak - powiedział. - Jeśli dobrze przestawi się regenerator, wiązka może zadziałać odwrotnie i można zepsuć i odbudować struktury natu...

- To na co czekamy jeszcze? - spytał Hoseok. Nawet nie poczekał, aż chłopak skończy wyjaśnienie i odkorkował butelkę, nalewając solidną porcję do jednej ze szklanek.

- JK i Namjoon - odparł Taehyung, siadając na oparciu fotela. - Ale zaraz tu będą. Namjoon miał dać młodemu jakieś ubrania, czy coś takiego.

- Buty - odparł za niego Namjoon wchodząc do pomieszczenia. - Jeśli nie znajdziemy niedługo jakiejś planety gdzie można by zrobić zaopatrzenie i dostać jakieś ubrania to będziemy naprawdę mieli przesrane - zaczął narzekać głośno. Usiadł na ławie, obok Jimina, nawet na moment nie przestając mówić. - Ten dzieciak rośnie szybciej niż ustawa przewiduje. Serio! Jak tu trafił, nosił rozmiar Hoseoka, teraz ledwie mieści się w moje spodnie. Czy to jest normalne? - spytał Jina, który zakrył tylko usta dłonią, starając się nie wybuchnąć śmiechem.

Przez chwilę czekał na jakąś odpowiedź, ale widząc, że ta nie nadejdzie, przeniósł wzrok na Hoseoka, a potem na samego Yoongiego, który tylko wzruszył ramionami. O rozwoju dzieci wiedział tyle samo, co na temat ich wychowania, czyli nic.

- Nie mam też już żadnych zapasowych butów przez niego - kontynuował zdesperowanym tonem, Namjoon. - Oddałem mu przed chwilą moją ostatnią parę. Naprawdę nie mam już więcej! - dodał i pokazał na JK'a, który wślizgnął się w tym momencie na stołówkę.

Yoongi musiał przyznać, że buty, na które wskazywał Namjoon, były naprawdę solidne. Czarne, do połowy łydki, z szerokimi sznurówkami. Sam pewnie by takie kupił i gdyby musiał je komuś oddać, też miałby sporo żalu do świata. JK uśmiechnął się do wszystkich promiennie, prezentując swój nowy strój.

- Spoko? - spytał, czekając na jakąś reakcję.

Jako jedyny z całej załogi nie miał na sobie munduru, tylko czarny kombinezon, przez który wyglądał, jakby miał zaraz iść na dół i pracować w ładowni. Co nawet było prawdą, bo był standardowym wyposażeniem drużyny zajmującej się wyładunkiem i naprawą sprzętu. Na dość umięśnionej sylwetce JK'a leżał idealnie. Nie był workowaty i za duży, co zawsze sprawiało, że ten, kto go nosił, wyglądał jak ostatnia sierota. Widać było, że bardzo podoba się chłopakowi, bo uśmiechał się promiennie i szeroko, jakby otrzymał właśnie najlepszy prezent w całym swoim życiu.

- Ładnie, pasuje ci - powiedział Jin, klepiąc miejsce obok siebie na drugiej poręczy. Chłopak był zaraz przy nim, ciesząc się jak mały, rozpieszczony piesek. Yoongi nie mógł wyrzucić tego porównania z głowy. Jak raz zobaczyło się to podobieństwo, to trudno było później o tym nie myśleć.

Co prawda w jego głowie JK wciąż był potencjalnym mordercą, ale czasem przypominał po prostu jakieś małe zwierzątko: ziemskiego królika albo inną świnkę, albo jak to mówił Hoseok: wyglądał po prostu na swoje lata. Jak dziecko, jak nastolatek, którym w końcu był.

Czasem Yoongi zastanawiał się jak wyglądało życie JK'a na Ulyssesie. Co działo się na statku, że chłopak nie chciał nawet o tym rozmawiać i, między krótkimi momentami normalności jak ten, zachowywał się jak pełnokrwisty psychopata.

Nakładał maski, na maski. Zmieniał je szybko i płynnie, co chwila ich zaskakując. Czasem był tak zły i tak napakowany jakąś ukrytą agresją, że Yoongi od razu wysyłał do niego Jina, a czasem zachowywał się jak jakaś wróżka, czytając bezbłędnie ich nastroje i humory. To było upiorne i przerażające. Ta zmienność, ta niepewność i Yoongi musiał przyznać, że cierpła mu od tego czasem skóra, ale ufał Jinowi i nic nie mówił, chociaż wiedział, że załoga nie podziela jego zaufania.

- To... - zaczął Yoongi niepewnie, przerywając milczenie w stołówce. Raptem wszystkie spojrzenia powędrowały w jego stronę. Odchrząknął niezręcznie. - Robimy coś?

- No pijemy! - Hoseok wcisnął mu w rękę szklankę.

- Zaraz - odparł Jin, unosząc rękę. Wstał z miejsca i zgarnął z półki obok roślin, swój tablet. - To zaraz - Ale widząc minę Hoseoka, która zrzedła z zastraszającą prędkością, dodał. - Naprawdę niedługo, nie martw się. Najpierw musimy zrobić coś... - podszedł do stołu i zajął miejsce u jego szczytu, pokazując ruchem dłoni na Yoongiego. Ten stał przez chwilę w tym samym miejscu, nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić.

- Ach! - powiedział cicho. - Mam stanąć po drugiej stronie, tak? - spytał. Oparło mu krótkie skinięcie głową.

- Podczas kolacji wydawanej na cześć Królowej Matki Dziewiątego dystryktu, najstarsze członkinie rodzin... - zaczął mówić Jin i zmienił szybko na tablecie ustawienia atmosferyczne w stołówce. Światło stało się bardziej pomarańczowe i wyglądało, jakby zaczęło zachodzić słońce. - Zasiadają u szczytu stołu. Ale skoro nie mamy tu dziewczyn, muszą wystarczyć nam ja i Yoongs - wyjaśnił.

Yoongi uśmiechnął się słabo. I nawet nie chodziło o to, że Jin zażartował właśnie z ich wieku, ale o to, że mężczyzna powoli zmieniał ton, na ten bardziej pracowy i merytoryczny, co nijak nie pasowało do jego munduru, postawy i całego święta, które wyprawiali na niby. Każda zgłoska, którą wypowiadał, była czysta i głośna. I o dziwo, każda z nich była wchłaniana i wyłapywana przez resztę załogi jak gąbka.

Każda Keplerska tradycja, którą tłumaczył Jin, przyjmowana była z entuzjazmem, którego Yoongi nie spodziewał się po załodze Horizon, chociaż podejrzewał, że nie chodziło nawet o to, że Keplerczycy byli skryci i mało było wiadomo o ich kulturze i było to po prostu ciekawe, ale o to, że wszyscy naprawdę się nudzili przez ostatni czas i Jin miał naprawdę przebojową osobowość, kiedy mu na tym zależało. Nawet gdyby opowiadał o przesiewaniu piasku i szukaniu w nim jeszcze drobniejszego piasku, to i tak każdy byłby zachwycony.

- Zaraz, wróć - Hoseok powiedział szybko. - To kiedy piję, nie mogę patrzeć na Namjoona?

- Ty możesz, on nie może - odparł Jin, i zaraz przeszedł płynnie w wyjaśnianie tego, co powinno się jeść i o której godzinie. Zasad było mnóstwo i Yoongi podejrzewał, że połowa z nich była zmyślona przez Jina, tak dla jaj, bo widział, że załoga zaczyna się rozkręcać i jest pełna entuzjazmu, ale nie zamierzał psuć mu zabawy. Uśmiechał się tylko coraz szerzej i szerzej, starając się przy tym nie zwrócić na siebie jego uwagi. Przeszedł wolno w bok, wciąż obserwując ich bez słowa. I dopiero wtedy tak naprawdę przyjrzał się Jinowi i jego mundurowi. Co prawda widział go już w nim i nic od tej pory się nie zmieniło, bo ciemno-granatowy materiał, wciąż wydawał się wysysać całe światło z pomieszczenia, i pasek na jego talii wciąż wydawał się być zapięty tak ciasno, że aż brakowało mu powietrza, ale w porównaniu z całą resztą załogi, wydawał się inny i przez dłuższy czas, Yoongi, nie mógł się zdecydować, co jest z nim nie tak. Dlaczego jego wzrok wciąż wracał do niego i tylko do niego.

- Mmm? - Jin podniósł głowę, czując na sobie jego spojrzenie. Yoongi przez chwilę trzymał jego wzrok, a potem przeniósł spojrzenie na jego tors, łapiąc kątem oka krótki, srebrny błysk. Odznaczenia. Jin jako jedyny z nich nie odpruł ich od munduru.

Pas Oriona lśnił na jego kieszeni słabym, srebrnym światłem, a zaraz obok niego wbite były dwa, długie kolczyki, które na pewno nie należały do standardowego umundurowania Federacji. Yoongi pokręcił tylko głową w odpowiedzi i uśmiechnął się słabo. 

A/n: Próbowałam zrobić zdjęcie kotu, ale raczej fail XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro