37. Chciałbyś być moją Śnieżynką?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Niall dosyć szybko zasnął przytulony do pleców Zayna. Czuł się bezpiecznie przy nim, w końcu nie bał się, że kiedy zamknie oczy może już ich nie otworzyć. Przy Maliku czuł się spokojnie i nie mógł doczekać się, aż go wycałuje, kiedy tylko się obudzą.

  Starszy otworzył powoli oczy po jakichś trzech godzinach. Odsunął się gwałtownie, czując ręce na sobie, a gdy tylko się odwrócił, otworzył szeroko oczy. Czy ktoś naprawdę przyniósł trupa do jego łóżka, żeby zszedł na zawał?

  Chwila. Trup nie marszczył nosa, nie poruszał ręką ani nie oddychał. Zayn przetarł dłońmi oczy, później uderzył się w policzek, aby mieć pewność, że wciąż nie śnił. Ale nie śnił, do cholery!

  — Niall? — zaczął niepewnie, układając dłoń na jego ramieniu. — Kochanie, śpisz?

  Horan zaczął kręcić się na łóżku, a minutę później otworzył zaspane oczy. Widząc wpatrzone w niego ciemne tęczówki, uśmiechnął się delikatnie.

  — Hej, Zee — przywitał się.

  — O Boże, o kurwa — wymamrotał, zaraz przytulając blondyna. — Nigdy więcej, kurwa, nie umieraj!

  — Ciebie też miło widzieć — roześmiał się, obejmując go. — Tęskniłem za tobą — szepnął — Tak bardzo mocno.

  — Nie rozumiałem twojego listu, bo przecież pisałem do ciebie milion razy — westchnął, zamykając oczy, w których pojawiły się łzy. — Nie chciałeś mnie tutaj... było mi przykro.

  — Nie dostałem żadnego listu — pokręcił głową — Chciałem ciebie, czekałem na ciebie. Czekałem, aż do mnie wrócisz i nie wróciłeś.

  — Nic nie rozumiem — mruknął cicho. — Przyjechałem tu z Louisem, ale straże powiedzieli, że zakazałeś im nas wpuszczać. Wysłałeś jeden list, w którym napisałeś, że już nie chcesz się z nami zadawać. To nie było w porządku, Nini.

  — Co? — zmarszczył brwi — Nie wysyłałem wam żadnego takiego listu. Pisałem, że za wami tęsknię i nie wiem, dlaczego się do mnie nie odzywacie — wyjaśnił. — Nie wiem też nic o żadnej wizycie.

  — Więc kto to zrobił? — spytał zdezorientowany.

  — Nie wiem — wymamrotał — Myślałem, że już mnie nie chcesz, że... tylko się mną zabawiłeś albo znalazłeś kogoś lepszego — szepnął.

  — Skurwysyny — skomentował Zayn, ponownie go obejmując. — Ktoś naprawdę nie chciał nas razem

  — Cieszę się, że jesteś — wtulił się w niego — Dochowałeś mi wierności, tak jak obiecałeś? — spojrzał w ciemne oczy.

  — Nie, kurwiłem się na prawo i lewo — westchnął Zayn.

  — Nie jesteś zabawny, wiesz? — uniósł brew.

  — No dobra, nikogo nie kochałem — cmoknął go w skroń.

  — Ja też — uśmiechnął się, całując chłopaka w usta.

  Zayna to nie dziwiło. Nie chcąc być jednak niemiłym, nie odezwał się, a tylko odwzajemnił pocałunek. Nie chodziło o to, że Niall był brzydki, był przepiękny! Chodziło bardziej o jego... dar, którym odstraszał od siebie ludzi.

  — Tak bardzo tęskniłem, naprawdę — przytulił go mocno i okrył ich bardziej kołdrą — Słyszałem, że bardzo płakałeś — spojrzał na jego twarz.

  — Co? Ani trochę — zaraz pokręcił głową, kłamiąc. — Jako król nigdy nie płaczę.

  — Oh, tak? — uniósł brew.

  — Nigdy, nigdy — oznajmił. — Było mi tylko smutno, że umarłeś.

  — Dobrze wiedzieć, że nie przejąłeś się moją śmiercią — wzruszył ramionami.

  — Nie, nie — pokręcił głową, przytulając Nialla, dodatkowo krótko go całując. — Nie jestem beksą, ale może troszeczkę płakałem.

  — Jesteś uroczą beksą — ujął dłonią jego policzek.

  — Umarłeś, Niall, co niby miałem robić? Jeszcze Louis kazał mi cię ciągle całować, a twoje usta były cholernie zimne, to nie działało — westchnął.

  — Całowałeś mnie? — uniósł brew — Jesteś... słodki — uśmiechnął się — Ale nie wiem, co sprawiło, że wciąż żyję.

  — Może Lou odprawił jakieś egzorcyzmy? Nie wiem — wzruszył ramionami. — Ale ważne, że wciąż tu ze mną jesteś. Musisz tutaj sprowadzić porządek, twoi poddani są... inni.

  — Nie nadaję się do tego — pokręcił głową — Ludzie tutaj mnie nienawidzą. Louis powinien przejąć koronę.

  — Przestań — westchnął, całując go delikatnie. — Chcąc czy nie, jesteś królem, należy ci się szacunek.

  — Dla nich nie jestem królem, jestem kimś niebezpiecznym, kogo trzeba się pozbyć — mruknął — Nie chce tego... daru. Chcę się go pozbyć, nienawidzę go.

  — Ja go kocham — uśmiechnął się delikatnie. — Kocham go, bo jest częścią ciebie, Nini.

  — Chciałbym, żeby ludzie przestali widzieć we mnie złego człowieka. Naprawdę staram się być jak najlepszym władcą, chcę mieć kontakt z poddanymi, z dzieciakami, ale... wszyscy się mnie boją. Nikt mnie tutaj nie chce, wszyscy wolą Louisa i to się nigdy nie zmieni — pokręcił głową.

  — To się zmieni, kochanie, zadbam o to — odparł Malik. — Urządzimy małe przyjęcie, pokażesz dzieciom fajne rzeczy. Przekonają się do ciebie, ale służbę to ty musisz mieć nową.

  — Nie zostawiaj mnie już, proszę — przytulił się do niego, zamykając oczy.

  — Nie zostawię — uśmiechnął się, obejmując go. — Już teraz będziemy razem.

  — Bardzo mocno cię lubię — szepnął — Naprawdę mocno, mocno.

  — Zaczekaj, Nini — wymamrotał, odsuwając się od niego. Zgarnął kwiatka z wazonu i klęknął obok łóżka na jedno kolano. — Podejdź tutaj.

  Niall zmarszczył brwi i podniósł się z łóżka, mierząc go wzrokiem.

  — A więc, Śnieżynko moja. Czy zechciałbyś być oficjalnie moim księciem? Wiem, że jesteś królem, ale zignoruj ten fakt — uśmiechnął się. — Chciałbyś być moją Śnieżynką?

  — Tak, oczywiście, że tak — uśmiechnął się szeroko, klękając tuż przy nim i ujmując jego twarz w swoje dłonie. Złączył ich usta razem, czując ciepło na sercu.

  Zayn odwzajemnił pocałunek, obejmując go w pasie. Teraz już oficjalnie byli razem, więc musieli być razem, nie będzie mógł zostawić Arendelle, a jeśli zostawi, to tylko z nim.

  — Nigdy nie pomyślałbym, że... między nami coś będzie — uśmiechnął się delikatnie, patrząc w ciemne oczy.

  — Ja pomyślałbym — rzucił kwiatka gdzieś dalej, po czym podniósł się, pomagając także Horanowi. — Chodź, musimy się ogarnąć.

  — Nie rzucaj kwiatami! — pacnął go w ramię.

  — I tak go nie przyjąłeś! — zaśmiał się.

  — Ale to nie znaczy, że masz nimi rzucać — pokręcił głową, pstrykając palcami, a w jego dłoni pojawił się kwiatek z lodu. Podał go Zaynowi z uśmiechem.

  — Dziękuję — ukłonił się lekko. — A właśnie... kto cię otruł? Muszę go zapierdolić.

  — Nie mówmy o tym — pokręcił głową — Cieszmy się sobą i tym, że jesteśmy razem.

  — Nie — odrzekł od razu. — Skurwiele mają za to zapłacić.

  — Chcieli dobrze — wzruszył ramionami.

  — Słyszysz siebie w tym momencie? Zabili cię, do cholery — zmarszczył brwi. — Poza tym masz, cholernie, mało straży tutaj. Co się tu działo przez ostatnie pół roku?

  — Nie nadaję się na władcę, Zayn — wymamrotał, siadając na łóżko. Schował twarz w dłoniach i westchnął ciężko — Myślisz, że panowanie nad ludźmi, którzy w każdej chwili są gotowi wbić ci nóż w plecy, jest proste? Nie jest, ale ty tego nie wiesz, bo ciebie nikt nie chce się pozbyć, bo każdy cię uwielbia.

  — Bądź pierwszym dżentelmenem w Coolsville — mruknął, siadając na kolanach Nialla. — Będziemy razem rządzić, będzie wspaniale. Tutaj Lou zostanie królem i będzie z Harrym. Wszystkim wyjdzie nam na dobre, kochanie.

  — A co jeśli wtedy ciebie znienawidzą, że sprowadzasz na swoje ziemie kogoś takiego? — uniósł brew, obejmujac chłopaka ramionami.

  — Nie znienawidzą. Wiedzą, że jestem rozsądny. Poza tym powiem, jaki jesteś naprawdę i wszyscy to zaakceptują — ucałował kącik jego ust.

  — Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś cudowny? — spojrzał w jego oczy, uśmiechając się przez łzy.

  — Nie płacz, kochanie — szepnął. — I chyba coś mi się obiło o uszy, ale możesz to powtórzyć.

  — Jesteś cudowny — pocałował go krótko — Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało — przytulił się do niego, opierając policzek o jego ramię.

  — Kochany mój...

  — Idziemy na śniadanie? — spytał, wycierając dłonią powieki.

  — Tak, ale zrobimy je sami.

  — Dobrze — skinął głową — W takim razie chodźmy — poklepał go po udzie.

  Gdy tylko zaszli do kuchni, spotkali Lou z H, którzy wciąż siedzieli tak samo jak wtedy.

  — A wy nadal tutaj? — parsknął Niall.

  — Robiliśmy sobie śniadanie — odpowiedział cicho L, całując H w policzek.

  — Teraz nasza kolej, więc spadać do siebie — Horan wytknął mu język.

  — Nie rządź się — prychnął szatyn, następnie ciągnąc ukochanego za dłoń. — Później musimy pogadać.

*~* 

  Wśród grupki... przyjaciół? No dobrze, nie byli przyjaciółmi, ale bardzo się lubili. W każdym bądź razie, wśród nich panował spokój i radość, bo w końcu każdy z nich żył. Louis od razu chciał zorganizować spotkanie dla poddanych, ale kazali mu trochę poczekać.

  — Fajnie znowu być tutaj — mruknął Justin, który siedział na szerokim parapecie i kończył picie kakao.

  — Tak, to prawda. Chociaż wolałabym być teraz w moim lodowym zamku — uśmiechnął się Alex, stojąc obok niego.

  — W lodowym łóżku — zaśmiał się.

  — Mhm, razem z tobą — ułożył dłoń na jego udzie.

  Justin uśmiechnął się, podając mu kubek, który ten odstawił, po czym usiadł, a blondyn wdrapał się na jego uda.

  — Tylko ze mną — mruknął, uśmiechając się.

  — Oczywiście — skinął głową, cmokając go w nosek i obejmując ramionami wokół talii, aby mu się nie zsunął.

  — Cieszę się — oznajmił, łącząc ich usta.

  Alex oddał pocałunek, mrucząc cicho. Foley przesunął się na jego nogach, pogłębiając pieszczotę.

  — A jeszcze niedawno zgrywałeś takiego niedostępnego — przypomniał sobie brunet z uśmiechem.

  — Teraz jestem dla ciebie łatwy — cmoknął go w kącik ust.

  — Cieszy mnie to — przyznał — Kiedy będziemy wracać do domu?

  — Za kilka dni? — zaproponował.

  — Naprawdę lubisz tutaj spędzać czas — zauważył.

  — Tutaj jest Zayn, a ja go polubiłem — wzruszył ramionami.

  — Polubiłeś? — uniósł brew, zaciskając dłonie na jego biodrach.

  — Tak, pół roku temu dobrze się dogadywaliśmy — stwierdził Justin.

  — Mnie lubisz bardziej, racja? — spytał.

  — No nie wiem — uśmiechnął się, ciągnąc go lekko za ciemne włosy.

  — Przemyśl lepiej dobrze swoją odpowiedź — zaczął całować go po szyi.

  — To może mnie przekonaj? — uniósł brew ku górze.

  — To ja jestem tym, który cię dotyka i całuje, robię ci nawet śniadania do łóżka! Wciąż nie jesteś przekonany?

  — Hm... — zamyślił się na chwilę, a następnie wstał i pociągnął Alexa na łóżko. — No może trochę jestem.

  — Ja ci dam trochę — fuknął, popychając go na łóżko i siadając zaraz na jego biodrach — Będziesz miał celibat i zostanie ci tylko ręka.

  — A może pójdę do kogoś innego, gdy zostanie mi rączka? — parsknął, zdejmując koszulkę bruneta.

  — Nie, nie pójdziesz. Zamknę cię w swojej lodowej wieży — zaczął ponownie całować go po szyi.

  — Zamknij, zamknij — uśmiechnął się, pozwalając, aby ten wsunął dłonie pod jego koszulę.

  — Nikt cię z niej nie uwolni, wiesz? — zassał się mocniej na jego skórze.

  — T-Tak? Więc do końca będę twój — westchnął, drapiąc go krótkimi paznokciami po plecach.

  — Oczywiście, że będziesz. Jesteś już oznaczony — uśmiechnął się, trącając jego nos swoim.

  — O nie, jestem na ciebie skazany — szybko złączył ich usta razem, nie dając mu czasu na odpowiedź.

  Justin uśmiechnął się, pozwalając mu na absolutnie wszystko! Okay, byli w zamku, ale jeśli ktoś ich usłyszy, na pewno zrozumie.

•  •  •

trzymajcie za mnie przed południem kciuki, będę wdzięczna za duchowe wsparcie 🥺❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro