42. Myślałem, że tylko rączki masz magiczne, Harold.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

przepraszam, że rozdział nie pojawił się tak jak obiecałam, ale naprawdę źle się czuję i nie mam siły wchodzić i poprawiać rozdziałów, dlatego nie wiem, kiedy możecie spodziewać się następnego:(

przepraszam jeszcze raz i życzę wam wesołych świąt (jeśli je obchodzicie), kocham was 💙

•  •  •  

  Louis z lekką pomocą wybrał nową służbę, a także strażników. Już następnego dnia zaczęli zmieniać zamek. Wszyscy wstali wcześnie rano i cieszył się, że zamek był pilnowany, nie to co do niedawna. Rozdzielił wszystkim zajęcia, samemu także postanawiając pomóc.

  Podszedł do dużego okna i złapał za zasłonę, następnie za nią pociągając, wskutek czego upadła na podłogę. Dosyć tych ciemnych kolorów!

  — Widzę, że wprowadzasz poważne zmiany — skomentował Niall, wchodząc do pomieszczenia, w którym tamten się znajdował. Zdecydowanie jego brat bardziej nadawał się na władcę.

  — Musi tu być dużo światła, jasno i kolorowo! — uśmiechnął się, pociągając za kolejną zasłonę. Zasłonił sobie usta dłonią, prawie kichając przez kurz.

  — Rób jak uważasz, królu — uśmiechnął się.

  — Książę — poprawił go cicho, otwierając okno, aby wleciało tu świeże powietrze.

  — Niedługo będziesz królem — odparł.

  — Niedługo — kiwnął głową. — Na razie to ty jesteś królem, Niall.

  — Nie czuję się nim — wymamrotał.

  — Powinieneś — uśmiechnął się do niego, kucając, a później zaczął zwijać granatowy dywan. — A za niedługo będziesz pierwszym dżentelmenem Coolsville. Będziesz się tam czuł znakomicie, przysięgam. Dzieci od razu cię polubią, tak jak mnie.

  — Louis, mam ci przypomnieć, kim jestem? — parsknął — Ciebie lubi każdy. Nawet tutejsze dzieciaki. Mnie nie polubią ani tu ani tam — wzruszył ramionami.

  — Pokażesz, że potrafisz robić zabawki lodowe, polubią — zapewnił, a gdy zwinął cały dywan, wstał i kopnął go pod ścianę. — A może będziemy też malować? — mruknął cicho.

  — Przecież kolor ścian jest ładny, nie wybrzydzaj — zmarszczył nos.

  — Masz rację, przemalujemy na jaśniejszy niebieski — kiwnął głową, po czym przytulił się do starszego brata.

  Niall objął go, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Wzmocnił uścisk, przymykając oczy - Louis był najważniejszą osobą w jego życiu.

  — Chcesz mi pomóc? Możesz zrobić herbaty — oznajmił L, śmiejąc się cicho.

  — Dzięki — parsknął — Nie wiedziałem, że jako najważniejsza głowa w tym królestwie, w trakcie remontu swojego zamku moim jedynym zadaniem będzie zrobienie herbaty — parsknął, odsuwając się.

  — Wybacz, ktoś musi to zrobić — poklepał go po ramieniu, powracając do zrywania zasłon. — Od razu jaśniej.

  — Jak dobrze, że nie będę musiał tutaj mieszkać — pokręcił głową, idąc do kuchni.

  — Co to miało znaczyć?! — zaśmiał się Louis.

  Harry w tym samym czasie pomagał w sprzątaniu. Ścierał kurze, tam gdzie nie dosięgały oraz nosił ciężkie pudła z rzeczami. Wszyscy pracowali, zarówno wewnątrz, jak i w środku.

  — Harry? — zdziwił się Zayn, który przechodził obok, ale zatrzymał się, widząc go. — Co robisz?

  — Pomagam, tak mi się zdaje — odpowiedział loczek, spoglądając na przyjaciela.

  — Ale wiesz, że to nie należy do twych obowiązków? — podszedł bliżej.

  — Wiem — skinął — Ale chcę pomóc. To kobiety, nie powinny dźwigać i się przemęczać — wzruszył ramionami.

  — Czyli nie chcesz iść ze mną do sadu? — uniósł brew ku górze, patrząc w szmaragdowe tęczówki.

  — Mogę iść — odpowiedział. — Już swoje zrobiłem.

  — W takim razie chodźmy — uśmiechnął się, zaraz się tam kierując.

  Styles pożegnał się z kobietami i ruszył za przyjacielem.

  — Jak ci się tutaj żyje, Haroldzie? — uśmiechnął się, zrywając jabłko z drzewa.

  — Jest w porządku, chociaż nie czuję się tutaj jak w domu — westchnął cicho — Coolsville to mój dom i chyba nigdy nie będę mógł się przyzwyczaić do nowego miejsca, ale pogodziłem się z tym, że już raczej nie wrócę tam na dłużej — rozejrzał się wokół — Ludzie są trochę dziwni, szepczą ciągle coś do siebie i... jest tutaj po prostu inaczej w moim odczuciu, niż u nas.

  — Pewnie szepczą o mnie, że jestem tak cholernie pociągający — stwierdził Zayn, gryząc czerwone jabłko.

  — Z pewnością — wymamrotał.

  — Chcesz tu zostać? — zapytał poważnie.

  — Mam jakieś wyjście? — uniósł brew — Nie mam. Chcę być przy Louisie, uzgodniliśmy, że z nim zostanę, więc to czy chcę czy nie chcę nie ma już żadnego znaczenia.

  — Co? Więc nie chcesz tu być? — zmarszczył brwi. — Myślę, że Lou zrozumie, jeśli nie chcesz. Nie możesz robić wbrew własnej woli.

  — To nie tak, że nie chcę — pokręcił głową — Przywykłem do życia w Coolsville, to mój dom, tak? Zawsze byłem przy twoim boku, miałem blisko do rodziny, a teraz to się zmieni. Kocham Lou i nie zamierzam go zostawiać tylko dlatego, że będę tęsknił — parsknął.

  — Cóż, dobrze — kiwnął głową, ponownie gryząc owoc. — Ale będziesz mógł wracać do Coolsville, więc nie będzie źle, racja?

  — To nie to samo, Zayn, dobrze o tym wiesz — mruknął, siadając na ziemi.

  — Więc nie zostawaj tutaj — wzruszył ramionami, siadając naprzeciwko niego.

  — Nie obraź się, ale dajesz naprawdę chujowe rady — pokręcił głową.

  — No wiem... ale jeśli wyjedziesz, Lou będzie smutny. Ale jak zostaniesz, ty będziesz smutny. Chujowo, chujowo — mruknął Malik, podsuwając mu pod usta nadgryzione jabłko.

  — Zabieraj to — prychnął, wytrącając mu je z ręki — To tak trochę, jakbyśmy wymienili się śliną.

  — Wiem, że chciałbyś — uśmiechnął się. — Poza tym moje jabłko? Jadłem je!

  — Podnieś je i jedz dalej — parsknął, nie komentując pierwszego zdania.

  — Idź i zerwij mi następne — rozkazał. — Nie będę jadł z ziemi jak pies.

  — Będziesz — oznajmił, kładąc się na ziemi.

  — Jestem królem — oznajmił, patrząc na niego z góry.

  — Ale nie moim — wytknął mu język.

  — Jeszcze twoim — prychnął, uderzając go lekko w udo. — Powinieneś znowu wykonywać moje rozkazy, jesteś teraz jakiś niewychowany.

  — Nie umiesz utrzymać mnie na smyczy to przestałem być potulnym pieskiem — roześmiał się.

  — Chyba znowu ci ją założę — puścił mu oczko.

  Harry uśmiechnął się, podnosząc ponownie do siadu. Poklepał go po policzku, ciesząc się, że poza relacją król-doradca, mieli również relację przyjacielską. Zayn, korzystając z okazji, ugryzł jego palca, następnie uśmiechając się delikatnie. Niech sobie nie pozwala!

  — Ałć! — niemal pisnął, zabierając rękę. — Trzeba założyć ci kaganiec — poinformował.

  — Sorry, kochanie — wzruszył ramionami. — I tak teraz ci nie są potrzebne dłonie, nawet jakbym coś ci zrobił.

  — Są potrzebne. Dobrze wiesz, że potrafią zdziałać cuda — uśmiechnął się, przygryzając wnętrze policzka.

  — Potrafiły pół roku temu i wcześniej — poprawił go brunet.

  — One od urodzenia są takie zdolne — oznajmił.

  — Tak? — uśmiechnął się. — Może już zapomniałeś, jak to się robi?

  — Wiem, że chciałbyś się o tym przekonać — ułożył dłoń na jego udzie — Ale niestety masz już uroczego chłopaka, a ja mam Lou. Straciłeś swoją szansę, królu.

  — Cholera, a szkoda — westchnął. — Dobrze by nam było w Coolsville — parsknął.

  — Przecież było. Nie narzekałeś — wzruszył ramionami — Liczyłem, że będę pierwszy miał cię w swoim łóżku, ale jak widać lodowa królowa mnie wyprzedziła.

  — Chciałeś? — uniósł brew ku górze. — Myślałem, że tylko rączki masz magiczne, Harold.

  — Usta również — zacisnął palce na jego nodze — Wszystko, co posiadam jest magiczne.

  — Nie spałeś z Lou, prawda? — spytał cicho, spoglądając na jego dłoń.

  — Nie spałem — odpowiedział.

  — Biedactwo musi trzymać swoje magiczne ciało w ukryciu — skomentował, dotykając Harry'ego po policzku.

  Styles przymknął na moment oczy, kiwając głową.

  — Przykra sprawa, no nie? — szepnął.

  — Okropna — odpowiedział. — Ale chyba warto czekać, racja?

  — Oczywiście... warto — kiwnął głową, układając dłoń na tej jego. — Będę tęsknił.

  — Ja też — uchylił powieki Styles — Spędziliśmy ze sobą tyle lat, tyle chwil, a teraz... zostaniemy rozdzieleni.

  — Okłamałem cię, Harry — wyznał.

  — Co? Z czym? — zmarszczył brwi.

  — Powiedziałem ci, że myślałem wtedy o kimś innym, ale myślałem o tobie — mruknął, posyłając mu uśmiech.

  — Oh — zdziwił się — To, um... zszokowałeś mnie. Myślałem, że tylko ja coś przed tobą ukrywam — parsknął.

  — Ukrywasz coś przede mną? — uniósł brwi ku górze. — Spowiadaj się, Hazz.

  — To głupie — pokręcił głową.

  — Gadaj, jestem twoim królem — rozkazał, mrużąc oczka.

  — Kiedyś mocno mi się podobałeś — ukrywał twarz w dłoniach. Teraz jak to wspominał to było to żenujące.

  — Gdyby chłopak, który mi się podobał, zaproponowałby mi coś takiego co ja tobie, umarłbym ze szczęścia — stwierdził brunet.

  Harry parsknął śmiechem, poprawiając palcami swoje loki.

  — Ale spokojnie, już mi przeszło. Mam Lou.

  — Teraz jemu pokażesz swoje dłonie — mruknął, spuszczając wzrok na swoje jabłko. Wziąłby je i zjadł, ale nie ufał tej trawie.

  — Może już pokazałem, hm? Tego nie wiesz.

  — Nie pokazałeś — pokręcił głową.

  — A może jednak?

  — Będę zazdrosny, Harold.

  — Bądź — uśmiechnął się — Masz w końcu o co.

  — Jestem — kiwnął głową. — Czy Lou cię dotyka tam, gdzie nie powinien? Bo jeśli tak, zabieram cię stąd ze sobą.

  — Zajmij się swoim chłopakiem — parsknął, kładąc się i układając swoją głowę na jego kolanach.

— Zajmę — zapewnił go, zaczynając bawić się jego lokami.

  — Gdybyście nie zeszli się tak wcześnie to może byśmy się... dobrze pożegnali — wymamrotał, patrząc w niebo.

  — Wybacz, że się pospieszyłem — mruknął. — I straciłem to — zaśmiał się, nachylając, aby klepnąć go w krocze.

  — Nie budź go do życia — roześmiał się, patrząc w ciemne oczy.

  — Wtedy polecisz do Louisa? — spytał.

  — A mam inne wyjście? — uniósł brew.

  — I powiesz: kochanie, Zayn wywołał u mnie erekcję, chcesz mi pomóc? — parsknął, ciągnąc go mocnej za włosy.

  — Więc zostaje mi tylko dłoń — westchnął, przymykając oczy.

  — Tylko dłoń... — kiwnął głową, wzdychając.

  — Niedługo będziemy musieli wracać, racja?

  — Tak — mruknął, opadając plecami na trawę. — Ale jeszcze trochę.

  — Kiedy planujecie wyjechać?

  — Nie wiem — odpowiedział. — Chciałbym jeszcze troszeczkę tu pobyć.

  — Louis musi przejść jeszcze koronację — westchnął.

  — Czemu nie chcesz ślubu? Louis jest słodki, lojalny, przystojny i ma fajny charakter — oznajmił, odwracając głowę, aby na niego spojrzeć.

  — Dla Louisa ślub to formalność. My nie jesteśmy nawet w związku, a on chce od razu małżeństwa — pokręcił głową.

  — Zapytaj go o związek, Harold — polecił, całując go w czoło, po czym się podniósł.

  — To nic nie zmieni — mruknął, wstając z ziemi. — Wracajmy do zamku.

  — Nie chodzi mi o to, abyście od razu się żenili. Spytaj go tylko o związek — uśmiechnął się delikatnie. — Pewnie o tym marzy, każdy o tym marzy — zerwał jabłko z drzewa i wytarł je o swoją koszulę.

  — Ty też? — spojrzał na niego.

  — Ja co? — spytał, gryząc owoc.

  — Powiedziałeś, że każdy o tym marzy.

  — Tak — kiwnął głową, ponownie zajadając się jabłkiem.

  — Więc ty też, tak?

  — Oczywiście — uśmiechnął się, następnie wchodząc po schodkach.

  — Szkoda, że mówisz to dopiero teraz — mruknął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro