47. On nie żyje.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  — Co tu się stało?! — spytał niemal od razu Alex, kiedy Zayn i Niall znaleźli się na dole — Widział ktoś Justina? Cholera, ja tylko spałem — wymamrotał, ciągnąc się za włosy.

  — Pewnie gdzieś się szwęda. Nie stresuj się — polecił Z.

  — Jak mam się nie stresować, skoro za oknem jest istne pobojowisko, a jego nigdzie nie ma! Widział go ktoś w ogóle?

  — Ja nie — Harry pokręcił głową.

  — Pierdolę to, wychodzę — zdecydował Rainberry, idąc do wyjścia.

  — Alex, zaczekaj... — poprosił brunet. — Chwila, może jest w toalecie?

  — Sprawdziłem już górne — poinformował — Byłby przy mnie, na pewno. Obudziłby mnie, do cholery!

  — Może... może wrócił do domu? — zaproponował Niall, czego po chwili pożałował.

  — Okay, uspokójmy się — zdecydował Harry. — Poszukamy go... razem.

  Tak też zrobili. Przeszukali cały zamek od góry do dołu, wypytując ludzi, czy przypadkiem nie widzieli wysokiego blondyna. Alex miał już łzy w oczach, martwiąc się o chłopaka. W końcu zdecydował wyjść na zewnątrz, mając nadzieję, że może pomaga innym w sprzątaniu miasta. Podczas poszukiwań streszczono mu, co się działo. Tak bardzo żałował, że uciął sobie drzemkę.

  — A-Alex — zaczął Louis, patrząc na chłopaka. — Podejdź tu, proszę.

  — Tak? — spytał, podchodząc do niego.

  — Bo to... to jest chyba... Justin — wymamrotał.

  Alex zasłonił sobie usta dłonią, upadając na kolana tuż obok ciała. Wciągnął go na swoje uda i odwrócił twarzą do siebie.

  — Nie, kurwa, nie. To nie może być prawda — jego oczy zaszły łzami.

  — Przykro mi — mruknął szatyn, siadając obok niego. — Może jeszcze oddycha? — zapytał, a jego oczy również zaszły łzami.

  Alex nachylił się nad jego klatką piersiową i zaszlochał, nie słysząc niczego. Przytulił do siebie ciało chłopaka, czując jak zaczyna coraz bardziej płakać.

  — Może... może będzie żył? — spytał smutno Tomlinson, obejmując bruneta. Nie chciał tego, nie chciał, aby ktokolwiek umierał!

  — Kochanie, otwórz oczka — poprosił cicho — Błagam, wracaj do nas — ujął jego twarz w swoje dłonie, szlochając żałośnie. — Nie zdążyłem mu nawet powiedzieć, że... że go kocham.

  — Alex... — mruknął cicho Louis, pozwalając łzom spłynąć po policzkach. — Przykro mi, przepraszam.

  — Dlaczego on nie siedział w zamku? Dlaczego do cholery wyszedł? Pieprzony idiota — płakał, przytulając do siebie martwe ciało. Zamknął oczy, nie mogąc wciąż uwierzyć w to, że już nigdy więcej nie usłyszy jego melodyjnego głosu, nie usłyszy jak się śmieje, nigdy go nie pocałuje i przytuli. Wszystkie plany, które mieli przepadły. Nigdy nie zabierze go na randkę, nie spyta o chodzenie. To był koniec, na który Alex nie był przygotowany. Ten chłopak zmienił jego życie, a teraz zniknie z niego raz na zawsze.

  — Co się... — zaczął Niall, jednak zaraz zamilkł, łącząc fakty.

  — Niall, on nie żyje — wykrztusił najmłodszy, wyciągając w jego stronę ręce, chcąc się przytulić.

  Blondyn przytulił mocno Louisa do siebie, zaczynając głaskać go po plecach. Nie zauważył, że chłopak również był na zewnątrz. Nie pozwoliłby mu na to! Louis płakał, nie mogąc w to uwierzyć. Jemu było cholernie smutno, bo naprawdę darzył Justina sympatią, a co miał powiedzieć Alex, który miał do niego te romantyczne uczucia?

  — Cichutko — szepnął, zaciskając dłonie na jego koszulce. — Nie płacz, Lou.

  — On nie żyje — wykrztusił, kręcąc głową. — Nie żyje...

  — Alex — zwrócił się Niall do chłopaka — Nie możesz go... uleczyć? Przecież z Lou mogłeś to zrobić

  — Nie mogę — pociągnął nosem — Wszystkie moje rzeczy są w górach, a... ja nie mam umiejętności wskrzeszania. Ciebie też nie mogłem przywrócić do życia, kiedy cię utruto. Louisa i owszem, bo jego śmierć była spowodowana magią — wyjaśnił, odgarniając włosy z czoła chłopaka. Złożył na nim pocałunek, czując jak jego serce się kruszy.

  — Loueh... kochanie, mam prośbę — mruknął.

  — O co chodzi? — spytał, ocierając nosek rękawem.

  — Ja i Alex rozmawialiśmy o tobie... i może mógłbyś... może uleczysz Justina?

  — Jak? — spytał, marszcząc brwi.

  Alex momentalnie się ożywił, bo kompletnie o tym zapomniał!

  — Twoje łzy muszą znaleźć się na jego ranie — podwinął jego koszulkę. Cholera, może jeszcze jest nadzieja?

  — O czym wy gadacie? — naprawdę tego nie rozumiał. — Ja nie mam żadnych mocy.

  — Zacznij płakać tutaj! — rozkazał Alex, wycierając policzki — Louis, proszę! Proszę...

  — To nie podziała — oznajmił, nachylając się nad martwym Justinem. Zamknął oczy, sprawiając, że łzy szybciej spłynęły po jego policzkach. Pozostała dwójka przyglądała się temu i gdy kropelka skapnęła na ranę blondyna, zacisnęli kciuki. — Czy to działa? — chciał, aby tak było.

  Czekali minutę, dwie, pięć. Nic się nie wydarzyło. Justin wciąż był martwy. Alex rozpłakał się na nowo. Nie było już dla niego żadnego ratunku.

  — Przepraszam — wyszeptał Louis. — Mówiłem, że nie jestem tak wyjątkowy jak wy.

  — Ale mnie uleczyłeś! Na pewno to byłeś ty — wymamrotał Niall, zaraz dodając — Zorganizuję pogrzeb. Dla wszystkich.

  Alex pochylił się nad Justinem i objął go, zanosząc się okropnym płaczem. Chciał, aby to okazało się koszmarem. Justin był jego słoneczkiem, jego powodem, aby wstawać każdego ranka!

  — Idź po Harry'ego i Zayna — poprosił Horan, patrząc na brata — Zaniesiemy go w inne miejsce.

  Chłopak kiwnął głową, zaraz do nich biegnąc. Prawie wywrócił się o własne nogi, jego oczy ciągle były zaszklone, przez co ledwo widział.

  — Harreh! — krzyknął, głęboko oddychając. — Zayn! — dodał jeszcze.

  — Co się stało? — spytał Styles, obejmując go zaraz. — Uspokój się, kochanie.

  — Justin — odparł. — Bo my go z-znaleźliśmy.

  — Znaleźliście? — ucieszył się brunet. — Dlaczego płaczesz, dziecko? — podszedł do dwójki, ocierając dłonią jego policzko.

  — Czy... czy on żyje? — spytał niepewnie Harry, patrząc w niebieskie oczy.

  Louis pokręcił przecząco głową, a Zayn uchylił usta ze zdziwienia i odsunął swoją dłoń od niego.

  — J-Jak to nie żyje?

  — Gdzie on jest? — szepnął, głaszcząc młodszego. Skarcił Malika wzrokiem, aby nie zadawał głupich pytań. Nie mógł w to uwierzyć.

  — T-Tam — wskazał na wschód, ocierając twarz rękawami. — Chodźmy tam... musimy zająć się Justinem.

  — Co ty na to, abyś może... udał się do zamku, hm? — zaproponował Zayn. — Położysz się do łóżka.

  — Nie — pokręcił głową niemal od razu.

  — Myślę, że to dobry pomysł. Idź Lou, odpocząć.

  — Nie — powtórzył.

  — Idź, dziecko — nakazał Malik. — Później H do przyjdzie i wszystko ci powie.

  — To nie są przyjemne widoki, racja? — westchnął Harry — Idź, proszę do siebie.

  — Ale przyjdź szybko — szepnął, stając na palcach, aby go pocałować.

  Styles skinął głową, pogłaskał go po policzku i razem z Zaynem ruszyli szybko przed zamek. Niall kucał tuż przy Alexie i próbował go uspokoić i przekonać do tego, aby w końcu puścił ciało Justina, jednak ten szlochał i kręcił głową, mocniej przyciskając go do swojej piersi. Nie wierzył w to wszystko.

  — O kurwa — szepnął Zayn, widząc Justina, który naprawdę... był martwy.

  — Trzeba go stąd zabrać — oznajmił Niall, wzdychając ciężko.

  — Może jeszcze się obudzi? Może za chwilę otworzy oczka — pociągnął nosem Alex. — Nie możecie go zabrać, nie możecie.

  — Alex — Harry kucnął obok niego. — Puść go... musisz odpuścić. On już odszedł.

  — Nie! Nie odszedł, nie mów tak! — uniósł się — On żyje, on... on musi żyć — jego łzy kapały na bluzkę chłopaka, która była w ziemi i jego krwi.

  — Przepraszam, Alex, ale muszę to zrobić — westchnął, na co ten zmarszczył brwi i nim zdążył cokolwiek zrobić, odciągnął go siłą od Justina i objął mocno, aby mu nie uciekł.

  — Puść mnie! Harry, proszę, puść! — wyrywał się, a w tym czasie Niall zorganizował straż, która podniosła go i zaniosła do specjalnego pomieszczenia, gdzie znoszono wszystkie ciała. Alex opadł na kolana i schował twarz w dłoniach, płacząc głośno i starając się nabrać oddech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro