6. Ty mała... wiedźmo!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Niall po regeneracji, ponownie ubrany w rękawiczki, wbiegł na górę, wchodząc do pokoju Zayna. Uśmiechnął się do niego, rzucając pod jego nogi łyżwy.

  — Idziesz czy tchórzysz? — uniósł brew.

  — Pokaż dłonie — nakazał, wstając z łóżka.

  — Huh? — zdziwił się, wyciągając ręce przed siebie, uprzednio zdejmując rękawiczki — Co to ma do tego? — uniósł brew.

  — Ponieważ... — zaczął, dotykając jego dłoni — skoro są ciepłe, idę — uśmiechnął się, zabierając z podłogi łyżwy.

  Blondyn uśmiechnął się mimowolnie pod nosem, schodząc na dół. To było urocze, czy on się... martwił? Chciał o niego dbać? Czy to było trafne określenie?

  Gdy byli już w sali balowej, założyli łyżwy i zaraz weszli na lód. Oboje umieli jeździć, więc oczywistym jest, że po chwili zaczęli się popisywać.

  — Jestem mistrzem w jeździe na lodzie, więc nie masz ze mną szans — wytknął mu język, jadąc tyłem.

  — Tak myślisz? — odepchnął się kilka razy, aby wyprzedzić Nialla i zrobił obrót dookoła niego na jednej nodze.

  — Ciekawe, w którym momencie się wywrócisz i złamiesz nogę — złapał go za nadgarstek i przyciągnął do siebie, samemu cofając się, aby się nie zderzyli.

  — Nieprędko — uśmiechnął się, kładąc dłonie na jego biodrach i ponownie go okrążając.

  — Zaraz zacznie kręcić ci się w głowie — roześmiał się, jadąc na drugi koniec sali.

  — Jestem przyzwyczajony — parsknął Zayn, również się oddalając. — Uniosę cię, co ty na to?

  — Najpierw mnie złap — uśmiechnął się.

  — Odliczaj do trzech — polecił, odwracając się do niego przodem i przykładając dłoń do ściany.

  — Raz... dwa... trzy — policzył szybko, chcąc się już z nim poganiać.

  Zayn odepchnął się od ściany, szybko poruszając nogami, aby dogonić blondyna, który także nieźle sobie radził.

  — Ah, kurwa  — westchnął, mijając się z nim. — Już cię mam!

  — Pudło — roześmiał się gwałtownie skręcając i uciekając na drugi koniec pomieszczenia.

  Niedługo później chwila nieuwagi Nialla sprawiła, że Malik był w stanie objąć go w pasie od tyłu i okręcić się dookoła, a młodszy śmiał się.

  — Jak już mówiłem... mam cię — szepnął brunet do jego ucha.

  — Okej, masz mnie — skinął głową, oddychając głęboko i zerkając na niego przez ramię z uśmiechem. — Ale czy na pewno? — wymruczał, poruszając palcami, przez co łyżwy Zayna przywarły do lodu. Blondyn odepchnął się i okręcił dookoła właśnie osi, stając naprzeciwko niego. — Złap mnie teraz — cmoknął do niego, cofając się.

  — Ty mała... wiedźmo! — zaśmiał się, poruszając szybko łyżkami, aby się uwolnić. — Niall, nie psuj zabawy, pstryknij paluszkami.

  — Poproś ładnie — uśmiechnął się szeroko.

  — Pstrykaj palcami albo nie dostaniesz obiadu — zagroził.

  — Przypominam ci, że to u mnie w zamku jesteś i to na moje polecenie służba gotuje — parsknął, pstrykając palcami.

  — Zróbmy tę pozę, złapię cię — powiedział, oddalając się. — Chodź do mnie, zawsze chciałem to zrobić.

  — Nie ufam ci — zmrużył na nim oczy. — Rzucisz mną o lód.

  — Boże, co?! — parsknął. — Zaufaj mi na dwie minuty.

  — Za dużo wymagasz — mruknął — Dobra, ale jeśli stanie mi się krzywda to cię zamrożę.

  — Dalej, zróbmy to, proszę!

  Zaczęli jechać w swoją stroną, Zayn wystawił dłonie przed siebie i łapiąc Nialla za biodra, uniósł go ponad siebie, obracając się dodatkowo wokół własnej osi. Na szczęście był silny, więc nie upuścił młodszego. Uśmiechnął się, spoglądając na niego z dołu, podczas gdy blondyn rozłożył ręce, jakby latał.

  Niall naprawdę poczuł się szczęśliwy. To było takie świetne uczucie! Czuł się wolny jak ptak. Kiedy znowu znalazł się na ziemi uśmiechał się szeroko, niemal piszcząc.

  — Zróbmy to jeszcze kiedyś!

  — A tak nie chciałeś mi zaufać — parsknął brunet, obejmując go wokół talii i przyciągając do siebie. — Teraz sam mi się pchasz w objęcia.

  — Wmawiaj sobie — mruknął, wywracając oczami.

  — Będę — mruknął, puszczając go. — Było całkiem nieźle, no nie?

  — Tak, nie narzekam — odjechał od niego.

  Zayn uśmiechnął się delikatnie, kręcąc głową, po czym ją opuścił, spoglądając na swoje dłonie. W Arendelle nie było aż tak źle, jak przewidywał, że będzie.

  — Nie ociągaj się! — poganiał go Niall, zaczynając jeździć wokoło.

  — Zmęczyłeś mnie — odparł, przyglądając się chłopakowi, jak jeździł po całej sali balowej.

  — Masz słabą kondycję w takim razie — westchnął, zaczynając robić piruety.

  — Nie mam czarnej magii — wzruszył ramionami, podchodząc do drzwi, przy których zostawił buty i zdjął łyżwy.

  — Huh? — zatrzymał się gwałtownie — To nie ma nic do rzeczy! Dlaczego już idziesz?

  — Nie idę, słońce. Po prostu — postawił na lodzie krzesło i na nim usiadł. Miał już na sobie zwykle buty — teraz patrzę.

  — Nie będę jeździł sam — wzruszył ramionami, podjeżdżając do drzwi i również pozbywając się łyżew.

  — Chciałem cię pooglądać.

  — Wyglądam ci na okaz w muzeum? — uniósł brew.

  — O co ci chodzi? — zmarszczył brwi, wstając i wychodząc z sali. — Po prostu lubię łyżwy, lubię jeździć i lubię oglądać innych ludzi, jak jeżdżą.

  — Okay — wzruszył ramionami, zakładając swoje buty i ruszając do swojej sypialni.

  — Niall...

  — Idę do siebie — rzucił przez ramię.

  — Masz ciepłe dłonie? — zapytał, naprawdę nie chcąc za nim biec.

  — Nie twoja sprawa — burknął, zamykając się w swoim pokoju.

  — I dlatego, kurwa, go nie lubiłem — mruknął, ciągnąc się za włosy. — Głupi, niemiły dzieciak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro