11. Can we kiss, sleep in one bed, take baths together?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Czemu zmieniłeś zdanie?

Louis spojrzał na Harry'ego, który miał na sobie różowy garnitur z czarnymi wzorami i wyglądał naprawdę dobrze! Opierał się o maskę samochodu, sprawiając wrażenie całkowicie wyluzowanego. Podszedł bliżej H i westchnął, kręcąc głową.

— Co wziąłeś? — spytał, wyjmując kluczyki z kieszeni.

— Ciuchy...? — odparł niepewnie.

— Spędzimy tydzień na jachcie, mam nadzieję, że wziąłeś kąpielówki — oderwał się od samochodu, aby go otworzyć, a następnie pomógł Louisowi z walizką.

— Nie, nie wziąłem — mruknął, gdy już wsiedli.

— Więc będziemy musieli kupić — stwierdził.

Louis czuł tę niezręczność w powietrzu. Po pierwsze: zachował się nieco niemiło w stosunku do Zayna, którego rzecz jasna kochał i nie chciał ranić, ale właśnie to robił i to był fakt, któremu nie mógł zaprzeczyć. Po drugie: Harry nie uśmiechnął się do niego ani razu, nie przywitał się nawet i sam nie wiedział, co miał o tym myśleć.

— Nie musisz kupować mi ciuchów — oznajmił, przyglądając się starszemu.

Styles jednak nie odpowiedział, a jedynie prowadził. Był niewyspany, ale odczytując wiadomość od młodszego, nie mógł tak po prostu powrócić do spania, chciał wyglądać dobrze... lepiej niż zazwyczaj. W końcu nie widzieli się jakieś dwa tygodnie.

W drodze do portu nie zamienili już żadnego słowa, a głowa Louisa bolała, bo naprawdę nie chciał wyobrażać sobie reakcji Zayna po przeczytaniu listu, ale właśnie to robił. Może powinien zrezygnować i... jakoś naprawić ich relację? Te pieniądze z nieba zaczęły wszystko psuć, a on nie chciał zepsutego związku.

Wkrótce później przenieśli bagaże na prywatny jacht mężczyzny, który nazywał się Only the Young. Bardzo ładna nazwa, stwierdził. Wciąż był ranek, a Louis zaczął być naprawdę głodny, jednak czuł się dziwnie, dlatego milczał, bo Harry także milczał... to było niezręczne.

— Musisz mi wyznaczyć granice, które zapewne ustaliłeś z Zaynem — mruknął w końcu loczek, gdy siedzieli na miękkiej kanapie. Odezwał się pierwszy raz od rozmowy w samochodzie!

— Um... — uchylił usta, nie bardzo wiedząc, co mówić, ponieważ oczywiście, kurwa, nic nie ustalał, nie miał jak.

— Możemy się całować, spać w jednym łóżku, brać razem kąpiele? — wymieniał ze znudzeniem i to nieco uraziło Louisa, bo sprawiał wrażenie, jakby wcale nie chciał tutaj z nim być, ale z drugiej strony nie musiał po niego przyjeżdżać!

— Myślę, że kąpiele to jednak przesada — odparł cicho, przyglądając się jego twarzy. — Jesteś pewien, że na pewno chcesz mi zapłacić za ten tydzień? Póki jeszcze nie wypłynęliśmy, mogę... po prostu odejść.

— W porządku — mruknął jedynie Harry, na co ten zmarszczył brwi, niczego nie rozumiejąc. — Zostań tu, Louis, do cholery, w końcu przyjechałem po ciebie o pieprzonej czwartej czterdzieści, tracąc godziny snu, więc nie gadaj bzdur i po prostu... — urwał, zaciskając mocno szczękę.

— Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować — wymamrotał, zaciskając dłonie na materiale jeansów.

Harry postanowił zająć się jachtem, a Louis w tym czasie nadal siedział na kanapie i analizował, czy aby na pewno zrobił dobrze. Oczywiście, że zrobił źle, ale nie było już odwrotu, bo łódź zaczęła się oddalać od portu, a on oficjalnie zaczął tydzień z mężczyzną.

Minęło dwadzieścia minut, nim starszy go zawołał, a ten niepewnie poszedł w stronę głosu, stwierdzając przy okazji, że wnętrze wyglądało bardzo pięknie.

— Przepraszam, jestem po prostu trochę zirytowany — westchnął, a Lou uniósł brwi w zdezorientowaniu. — Jeśli jesteś śpiący, możesz iść do sypialni, a ja się tym zajmę.

— Nie musisz przepraszać — posłał mu uśmiech, a następnie dodał — ładny garnitur.

— Dzięki — parsknął, spoglądając na młodszego, jednak wciąż skupiał się na tym, aby poprowadzić łódź na głębsze wody, aby tam spokojnie zarzucić kotwicę. — Kurwa... — zaklął nagle.

— Co się stało? — zapytał, marszcząc brwi.

— Zapomniałem, że mieliśmy iść na zakupy — westchnął.

— Zakupy nie są najważniejsze — przygryzł policzek od wewnątrz.

Harry miał ochotę się uśmiechnąć, bo naprawdę był już zmęczony tym udawaniem poważnej, naburmuszonej osoby. Zdecydowanie mu to nie wychodziło, ale liczyły się chęci, racja?

~*~

Zasnęli na kanapie podczas oglądania Mamma Mii, ale obaj byli cholernie zmęczeni, więc to wcale ich nie zdziwiło. Atmosfera między nimi była mniej niezręczna niż rano, niemniej jednak nie oznaczało to, że Lou przestał myśleć o Zaynie, który zapewne czuł się okropnie w tym momencie, bo on wybrał pieniądze zamiast ratowania związku... Przysiągł sobie, że wszystko naprawi, jak tylko wróci.

Harry obudził się trochę przed jedenastą i zanim poszedł do kuchni, okrył młodszego kocem, widząc to, jak obejmował się ramionami. Zrobił na ich późne śniadanie grzanki z dżemem i ser z miodem. Zastanawiał się, jak Louisowi udało się przekonać Malika do tego pomysłu, ale doszedł do wniosku, że w sumie nie chciał wiedzieć. To były ich sprawy.

— Hej — mruknął, gdy niebieskie oczy spoczęły na jego osobie. — Głodny?

— Cholernie — kiwnął głową, podnosząc się z kanapy.

Usiedli przy stole, a Tomlinson odruchowo spojrzał na okno, przez które widział jedynie ocean i to było cudowne... po prostu nieziemski widok.

— Podoba ci się? — spytał loczek, nalewając kawy do kubków.

— Tak — uśmiechnął się. — Bardzo mi się podoba.

Harry uśmiechnął się delikatnie, życząc mu smacznego, a następnie zajęli się śniadaniem, choć młodszy co chwilę zerkał na widok za oknem, nie mogąc się powstrzymać.

— Oprowadzę cię, żebyś już jutro czuł się tu... jak u siebie — zaproponował H, ujmując dłoń Louisa, po czym przeszedł dalej.

— Nie sądzę, abym mógł czuć się tu jak u siebie — zaśmiał się cicho, rozglądając dookoła.

Jacht był ogromny i piękny - jak jakiś apartament. Posiadał dwie łazienki i oczywiście, obie były równie cudowne z marmurowymi zlewami czy wannami. W sypialni było największe łóżko, jakie Louis kiedykolwiek widział na oczy. Była tu nawet sala kinowa czy pokój gier, do cholery! Harry nie pokazał mu jedynie jednego pomieszczenia, ale nie zamierzał być wścibski, więc o to nie pytał.

— Lubisz pływać?

— Zamierzasz pływać w oceanie...? — szatyn zmarszczył brwi. — Cholera, nie. Nie lubię pływać. Utopię się, nie wskoczę do pieprzonego oceanu.

— Mam basen, wiesz o tym...? — parsknął, mierzwiąc jego włosy. — Dostałbym zawału, jeśli dotknąłbyś chociażby palcem tego oceanu. Dopóki nie jesteś profesjonalnym nurkiem, nie ma mowy.

— To mnie uspokoiło — uśmiechnął się. — Ale wciąż nie mam... wiesz, kąpielówek.

— Dam ci swoje — zaproponował bez wahania.

— Jestem troszeczkę niższy i... innej budowy ciała — mruknął.

— Chodź, sprawdzimy, czy będą spadać z twojego tyłka — objął Louisa w talii i poprowadził do sypialni, z której było przejście do garderoby. Ten jacht był po prostu zajebisty!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro