23. I have everything under control

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dlaczego edity czy manipy Larry'ego są tak piękne, a Zouisa już nie? Co ja mam wstawiać do rozdziałów...
• • •

Wszystko wydawało się Louisowi tak popieprzone, że nawet nie zwrócił uwagi na to, co robił. To stało się automatycznie... Jego organizm go zdradził, ponieważ umysł wcale tego nie chciał; chciał poczekać, przemyśleć pewne rzeczy i dojść do jakiegoś wniosku.

Louis: przyjdę o trzynastej

Harry'ego nie było od dwóch dni, przed tym długo się całowali na pożegnanie, jakby byli parą... Tomlinson poznawał jego dom, robiąc małą wycieczkę po każdym pomieszczeniu, oczywiście najpierw spytał o zgodę, nie chciał być wścibski.

Zayn: nie mam nic przeciwko, ale z Harry'm?

Louis: sam

Zayn: mam się na coś przygotować?

Louis: chciałbym po prostu pogadać proszę

Zayn: coś się dzieje?

Louis: nie

Brunet zmarszczył brwi, czytając wiadomość od byłego chłopaka; nie wierzył mu. Przecież nie pisałby do niego, gdyby wszystko się układało. Mieli się ze sobą skontaktować, gdy uporządkowaliby półki w bibliotece swoich umysłów, a tymczasem stało się to i obaj nie byli pewni, czy skończy się to dobrze.

— Co do cholery? — szepnął do siebie Lou, siadając na huśtawce, która była w ogrodzie. Było to piękne miejsce, ale brakowało tu tego czegoś, co wprowadzałoby poczucie domowego ciepła, ale jak sam Harry powiedział: to nie był dom.

Nie wiedział, ile spędził na tej huśtawce, korzystając z przyjemnych promieni słonecznych czy wiatru, przez który na jego skórze była gęsia skórka, ale gdy prawie zasypiał, usłyszał dzwonek.

— Halo? — spytał, odbierając od razu. Wstał i rozejrzał się po zielonym ogrodzie, a następnie przeszedł do małej altanki, aby tam wygodnie usiąść.

— Hej, kochanie, jak się czujesz? — usłyszał głos Stylesa, na co się uśmiechnął.

— Zjadłem dzisiaj ciastka od ciebie — odparł spokojnym głosem, a mężczyzna po drugiej stronie musiał aż przymknął oczy, bo to był głos anioła. — Nudzi mi się.

— Wiem, kochanie... Możesz iść do sklepu, kupić farby i pomalować jedną ze ścian... albo wszystkie. Cokolwiek sprawi, że poczujesz się lepiej — młodszy był pewien, że teraz ten się uśmiechał, mówiąc to.

— Zepsuję te ściany — parsknął, kładąc się na ławce, a telefon położył na stole i włączył tryb głośnomówiący.

— Może wtedy zacznę je lubić — odparł.

— Tęsknię za tobą — wyznał cicho, podkładając ręce pod głowę. — Kiedy wrócisz, Harreh?

— Jeszcze troszeczkę, kochanie — westchnął ciężko. — Też tęsknię, ale mój klient się wycofuje i... jest lekkie zamieszanie.

— Dlaczego to robi? Gdybym miał pracować z kimś tak miłym jak ty, nawet nie chciałbym pieniędzy — uśmiechnął się.

— Nie martw się moją firmą, wszystko mam pod kontrolą — zapewnił go Styles. — Opowiedz mi o czymś przyjemnym, jestem akurat w hotelu, więc mogę poświęcić ci nieco czasu.

— Świeci słoneczko i jest mi ciepło — zaczął melancholicznie. — Spędziłem dużo czasu na huśtawce.

— Jadłeś coś pożywnego, kochanie? — dopytywał, kładąc się na łóżku hotelowym i mimo iż była śnieżnobiała pościel, podobała mu się, ponadto pachniała lawendą.

— Płatki śniadaniowe.

— To nie jest pożywne — stwierdził. — Ugotuj sobie coś, proszę, albo zamów. Musisz mieć dużo energii.

— Mam — zapewnił go Lou.

— Masz słaby głos.

— Po prostu jestem zmęczony, nie głodny — wyjaśnił.

— Zamów sobie coś, pieniądze masz w-

— Mam pieniądze, Harry... — przerwał mu niepewnie. Owszem, miał, ale były od niego, więc brzmiało to nieco dziwnie.

— Tak, ale nie chcę, abyś je tracił, gdy jesteś pod moją opieką.

— Jesteś kochany, Harry... zbyt kochany na ten świat — oznajmił ze szczerym uśmiechem.

~*~

— Cześć — mruknął Zayn, gdy tylko otworzył drzwi i ujrzał szatyna. Jego serce zabiło nieco szybciej.

— Hej — zawiesił wzrok na bałaganie za nim, na co ten westchnął.

— Sprzątałem, ale nie zdążyłem... wiesz, zaskoczyłeś mnie — wyjaśnił, a gdy tylko Tomlinson wszedł do mieszkania, zamknął drzwi.

— Przepraszam, sam nie wiem... czemu to zrobiłem — wymamrotał, przechodząc dalej.

— Ładnie wyglądasz — skomentował Malik, przyglądając mu się. Miał na sobie żółte vansy z kilkoma słonecznikami, czarne jeansy, które opinały jego nogi, a do tego czarną koszulę z dwoma różami na lewej piersi i wbrew pozorom to świetnie się razem komponowało.

— Dziękuję — wysilił się na uśmiech, a następnie przełknął cicho ślinę. — Wyglądasz, jakbyś nie spał... Dobrze się czujesz?

— Radzę sobie — wzruszył ramionami, przechodząc z młodszym do salonu. — Już i tak śnię na jawie.

Louis skrzywił się na widok butelek po alkoholu czy tytoniu na stoliku, ale nie skomentował tego głośno. Nieco się teraz o niego martwił, bo widać, że nie radził sobie z obecną sytuacją.

— Wolałbym, żebyś śnił we śnie, jeśli to ma jakikolwiek sens — pokręcił głową, siadając na kanapie.

Zayn przeszedł do kuchni, aby zrobić herbaty, a po ponad pięciu minutach wrócił i położył kubki na stole, następnie siadając obok ukochanego.

— Co zamierzasz? — spytał szatyn.

— To znaczy? — zmarszczył brwi.

— Co zrobisz, aby uporządkować życie? — spojrzał w ciemne oczy, które wyglądały na mocno zmęczone, dodatkowo były przekrwione.

— Nie zastanawiałem się nad tym — przyznał szczerze Malik, układając dłoń na swoim udzie. — Wszystko jest ostatnio dosyć... inne.

— Zgadzam się z tobą — kiwnął głową.

Zapadła cisza, jednak obaj byli tak bardzo zamyśleni, że nie odczuli niezręczności. Nie wiedzieli, po co się spotkali, ale to zrobili i teraz tkwili w tym samym pokoju, będąc bardzo blisko siebie, nie mówiąc absolutnie niczego.

— Więc... ty i Harry? — odezwał się w końcu brunet, lustrując jego profil i to nie jego wina, że chciał złożyć pocałunek na jego policzku.

— Nie jesteśmy razem — odpowiedział, spuszczając wzrok na dywan. — Pomaga mi i... powoli idę z nim naprzód.

— Czytałem o was artykuł — skrzywił się nieznacznie. — Nieźle cię tam-

— Wiem, jak o mnie piszą — przerwał Zaynowi, spoglądając na niego. — Ale nie sypiam z Harry'm, a już zwłaszcza nie za pieniądze.

— Nie mówię, że jesteś jego dziwką... nawet jeśli sypiałbyś z nim, to całkowicie okay, bo... jesteś wolny — poczuł ukłucie w sercu, wypowiadając te słowa.

— Wiem — szepnął.

Minęła kolejna długa chwila ciszy, nim Louis wstał i przeszedł do kuchni, ale zaraz wrócił, trzymając w dłoni worek na śmieci, do którego zaczął wrzucać paczki po papierosach.

— Nie musisz sprzątać — oznajmił Malik, wstając.

— Pomóż mi, będziesz odkurzał dywan — mruknął, nie siląc się nawet na uśmiech. — Mamy sporo roboty.

Tomlinson sam nie wiedział, co robił, po prostu czuł wewnętrzną potrzebę, aby tu ogarnąć, ponieważ jego były chłopak był cholernie zmęczony i widział to, dlatego nie mógł po prostu odejść.

Sprzątanie mieszkania zajęło im jakieś cztery godziny, nie odzywali się zbyt wiele, zajęci tym bałaganem, a później wynieśli śmieci. Sąsiadka z mieszkania nad nimi zaczęła pytać, czy Louis wrócił już z pracy, na co jedynie zmarszczył brwi, bo co do cholery?

— Jestem wykończony — mruknął Zayn, kładąc się powoli na łóżku.

— Widzę — odparł, zdejmując mu buty, po czym zrobił to samo ze swoimi, aby ułożyć się na drugiej połowie. — Możesz iść spać.

— Nie chcę — szepnął, przewracając się na bok, aby obserwować Tomlinsona.

— Wypierdalaj spać — niepewnie się zbliżył, aby odgarnąć jego ciemne włosy z twarzy.

— Chcę cię podziwiać jeszcze przez chwilę — westchnął, kładąc dłoń na pościeli między nimi.

— Adorowałeś moje ciało równie mocno, gdy mnie zdradziłeś? — spytał cicho, nie chcąc być niemiłym, ale słowa same wyszły z jego ust.

Malik przygryzł dolną wargę, przymykając oczy. Tak, zachował się wtedy jak skończony dupek, a ten ponownie mu to uświadomił.

— Nie lubię zdrad — wyszeptał L. — Nie lubię być... gorszy.

— Jesteś najlepszy — zapewnił go.

Louis miał całkowitą papkę z mózgu, ponieważ obaj mężczyźni, do których miał uczucia, mówili mu dużo rzeczy i gubił się. A ponoć rozmowy pomagają...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro