46. You're pale and sweaty... what's going on?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Hej, Nick — przywitał się, wchodząc do pomieszczenia, a następnie usiadł obok niego, kładąc dwa kubki kawy na biurku.

— Hej — uśmiechnął się, spoglądając na niego. — Dzięki, co u Harry'ego?

— Jest z Taylor i Hailee, pisze do mnie co chwilę, że nie może wytrzymać tego gadania i komplementowania się nawzajem — parsknął śmiechem, spoglądając na ekran monitora.

— Mój mózg mówi, żebym nie świrował, ale chcę, aby były razem — westchnął, upijając łyka kawy. — Chcesz posłuchać nowego kawałku Steve'a Aoki?

— Jasne, tworzy świetną muzykę! — skomentował ze świecącymi oczami.

— Interesujesz się muzyką? — spytał, szukając pliku, jaki otrzymał godzinę temu.

— Jasne, mam playlisty na każdą okazję — parsknął śmiechem, upijając trochę swojej kawy i zmarszczył brwi, bo smakowała jakoś... inaczej, ale może mu się zdawało.

— Oh, więc masz ich całkiem sporo — stwierdził, spoglądając na niego — razem z Alanem Walkerem połączyli siły i oto jest Are You Lonely — włączył piosenkę.

— Alan Walker jest gorący — mruknął, a Nick zaśmiał się, ale przytaknął.

Louis zaczął poruszać głową na boki, gdy nadszedł czas refrenu, który od razu wpadł mu do głowy i już za drugim razem zaczął śpiewać.

— To jest naprawdę niezłe — skomentował, patrząc w jego brązowe oczy.

— Będę ich gościć za niedługo, możesz mi towarzyszyć, jeśli chcesz — zaproponował.

— Naprawdę? — uchylił usta.

— Czemu nie? — wzruszył ramionami. — Nie mam przeciwwskazań.

— Wow, dzięki, na pewno będę — zapewnił, ponownie pijąc swoją kawę, gdy starszy robił coś na komputerze. Właściwie praca tutaj była całkiem niezła, chodził po kawę i sprzątał, wybierał też piosenki, które później były puszczane, odpowiadał na e-maile, a już za niedługo będzie obecny przy wywiadzie z Walkerem i Aoki.

Harry: chcę cię już zobaczyć, tęsknię :c

Zaśmiał się, odczytując wiadomość, a następnie zrobił sobie selfie, uśmiechając się tak szeroko, że musiał zamknąć oczy. Odłożył telefon, wstając, aby wyrzucić tekturowy kubek i przetarł dłonią usta, mając wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Chyba miał tam za dużo mleka...

— Twój chłopak pisze! — powiedział Nick, gdy zauważył, że ekran jego telefonu się zaświecił. — Coś ty mu wysłał? — zmarszczył brwi, widząc co chwilę nowe wiadomości.

— O co chodzi? — wymamrotał, siadając z powrotem na fotelu i ponownie przetarł usta. Zanim odblokował telefon, odchrząknął, a Nick uchylił usta, spoglądając na jego twarz.

— Hej, Lou...

— Zaczekaj — pokręcił głową, odczytując wiadomości.

Harry: jesteś taki śliczny, moje serce się ROZ TA PIA

Harry: hej, co masz na ustach?

Harry: to wysypka?

Harry: Louis, masz wysypkę?

Harry: zjadłeś orzechy albo awokado?

Harry: jedź do szpitala

Harry: tylko powiedz do którego, abym mógł przyjechać

Harry: i ostrożnie!!

Louis włączył aparat i spojrzał na siebie, marszcząc brwi. Zaraz upuścił telefon, kaszląc i kichając jednocześnie. Nick wyszedł z pomieszczenia, krzycząc, aby ktoś zamówił taksówkę.

— Kurwa, pomyliłem kawy — mruknął, łapiąc się za brzuch i skierował się do wyjścia. — Przepraszam! Nie wiedziałem — ponownie przetarł usta dłonią.

— Nie przepraszaj, to się zdarza. Zawiózłbym cię, ale nie mam tu samochodu, więc pojedziesz taksówką, okay? — wyjaśnił, idąc z nim do windy.

— Okay — wymamrotał, czując już łzy w ustach. Przechodził to nieco lepiej, bo już wiedział, co się działo i nie musiał panikować, ale wciąż objawy były chujowe.

Grimshaw kliknął kilka razy guzik, chociaż wiedział, że to i tak niczego nie przyspieszy, a gdy w końcu zaczęli zjeżdżać na dół, Louis trzymał się za brzuch, zaciskając mocno szczękę i próbując nie drapać okolic ust, bo wtedy byłoby jeszcze gorzej.

— Kurwa, ja zaraz... — uciął przez kaszel, a wtedy drzwi windy się rozsunęły. Obaj wybiegli z niej jak poparzeni, a następnie opuścili budynek, gdzie czekała już Kate przy otwartych drzwiach taksówki.

— Jechać z tobą? — spytał starszy.

— Nie, dam radę — zapewnił, wsiadając i mówiąc do kierowcy, żeby jechał do najbliższego szpitala.

— Okay, powiem-

— Nie mów Harry'emu — przerwał mu, zapinając pas i zaciskając piąstki z bólu. — Jest zajęty, a to tylko reakcja alergiczna.

— Na pewno?

— Tak, Nick, idź już — zamknął drzwi, a kierowca od razu udał się do szpitala.


Taylor zmarszczyła brwi, nieco się irytując, bo Harry ignorował całkowicie to, co mówiła, a była to ważna sprawa! Podeszła i pstryknęła tuż przed jego twarzą.

— Odłóż telefon, załatwiamy sprawy — westchnęła, patrząc na Hailee i swojego adwokata.

— Louis ma wysypkę — wyjaśnił nerwowo, pisząc następne wiadomości. Martwił się, bo nie otrzymywał żadnej odpowiedzi.

— Od czego? — zmarszczyła brwi.

— Pewnie zjadł orzechy albo awokado — odparł. — Nie odpisuje mi.

— Oh... ma leki przy sobie?

— Nie, nie chciał ich nawet kupować, bo stwierdził, że już nigdy nie tknie orzechów — westchnął. — Muszę do niego jechać.

— Skoro nie ma leków, pewnie pojechał do szpitala, a w mieście jest ich z dziewięć — stwierdziła, pocierając jego ramię. — Uspokój się, będzie dobrze, Harry. Nie był sam, tak?

— No nie, ale... martwię się o niego — mruknął, patrząc na nią i wyglądając jak zbity szczeniaczek.

— Pewnie jest już na sali — pocieszała go, posyłając pokrzepiający uśmiech.

— Nick napisał! — wtrąciła Hailee. — Wszystko okay, wsiadł niedawno do taksówki.

— Okay... wybaczcie, trochę panikuję — odetchnął z ulgą.


— Może pan jechać szybciej? — poprosił Louis, ciężej oddychając.

— Trafiliśmy na korek, proszę pana — poinformował kierowca, spoglądając na niego przez ramię. — Mogę jakoś pomóc? Nie przedostaniemy się dalej.

— Kurwa — przymknął oczy, przyciskając mocniej dłoń do brzucha. — Nie mam... leku przeciwhistaminowego ani... — uciął, zaczynając płakać jak małe dziecko.

— Cholera, nie wiem, jak pomóc — zmarszczył brwi. — Zadzwonienie po karetkę będzie chyba bez sensu, skoro i tak tu nie dojadą — stwierdził, analizując sytuację.

— Pójdę... na pieszo — otworzył drzwi i gdy tylko się wychylił, zwymiotował, czując zażenowanie własną osobą, że inni zapewne to widzieli.

Wysiadł, ciężko oddychając i ignorując namowy kierowcy, aby nie szedł w takim stanie, dał mu pieniądze i podziękował za jazdę, mimo iż nie dojechali. Zaczął iść między samochodami, rozglądając się dookoła, a łzy ciągle spływały po jego policzkach. Miał ochotę zwymiotować jeszcze raz, mimo iż robił to zaledwie chwilę temu.

— Czy ktoś ma lek przeciwhistaminowy?! — usłyszał za sobą krzyk kierowcy, ale mimo to szedł dalej. — Proszę, to ważne, czy ktoś ma lek przeciwhistaminowy?!

Louis nagle zachwiał się na nogach, wpadając na jeden z samochodów, a przed oczami miał czarne mroczki. Czuł się naprawdę słabo i wyzywał się od debili, że pomylił te kawy.

— Hej, co z tobą? — spytała kobieta, wysiadając z samochodu i obejmując go w talii, aby nie upadł na asfalt. — Boże, jesteś blady i spocony... co się dzieje?

— Myślę, że mam... — jego serce biło strasznie szybko i nie potrafił skupić się na słowach, jakie wypowiadał — to chyba wstrząs anafilaktyczny.

— Cholera, zaczekaj — pochyliła się do okna, a następnie odezwała się do chłopaka, który siedział za kierownicą. — Jake, podaj mi adrenalinę, jest w torebce, szybko!

Mężczyzna wzdrygnął się, gdy usłyszał za sobą trąbienie i podniósł wzrok, widząc zielone światło, ale mimo to szybko otworzył torebkę swojej przyjaciółki i wyjął z niej ampułkostrzykawkę. Wysiadł, słysząc ponownie klakson, przez co się wkurzył, bo czy nikt nie widział, co się działo?!

— Kurwa, wymiń mnie, idioto zajebany, a nie trąbisz! — warknął głośno.

Brunetka pomogła Louisowi się położyć i zdjęła bluzę, zwijając ją, aby podstawić pod jego kostki - nogi musiały być w tym momencie nieco uniesione. Pochyliła się nad nim, sprawdzając oddech i jako-tako oceniając sytuację, a następnie przejęła od Jake'a ampułkostrzykawkę, zaraz wstrzykując lek.

Odsunęła się na trochę, obserwując reakcję szatyna, a Jake pokazywał środkowego palca kierowcom, którzy trąbili i ich wymijali. Co za znieczulica, kurwa mać... Natomiast kierowca taksówki podjechał bliżej, zatrzymując się tuż za ich samochodem i poinformował, że zadzwonił na pogotowie już wtedy, gdy Lou wysiadł, więc powinna być już za niedługo.

Louis po kilkunastu sekundach odetchnął głęboko, spoglądając na nieznajomą, która masowała jego udo, czyli miejsce, gdzie podała lek. Wiedziała, co robić, bo sama miała już kilka wstrząsów w swoim życiu.

— I jak? — zapytał starszy mężczyzna, chwilę później słysząc syreny karetki.

— Jak widać... podziałało — uśmiechnęła się delikatnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro