7. You try to be dominant, but you fail

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis zaśmiał się krótko, gdy prawie zrzucił lustro ze ściany, a Zayn uniósł go pod udami, łącząc ich usta w utęsknionym pocałunku.

Byli siebie spragnieni, mimo iż minęły jedynie dwadzieścia cztery godziny. Nie mogli jednak nic na to poradzić, tak już mieli.

Wkrótce znaleźli się w sypialni, a Louis od razu zdjął swoją koszulkę i rozpiął spodnie. Brunet przyglądał mu się, przygryzając dolną wargę.

— Rozbierz się dla mnie, kotku — powiedział cicho Malik.

Louis uśmiechnął się i podszedł do szafki, aby włączyć playlistę piosenek na właśnie takie okazje. Miał tendencje do robienia playlist na różne okazje, po prostu uwielbiał muzykę!

— Lubisz to? — spytał, odwracając się tyłem do niego, aby następnie powoli zacząć zsuwać spodnie w dół.

— Uwielbiam — odparł Zayn, uważnie go obserwując.

Louis pozbył się swoich spodni i bokserek, a następnie podszedł bliżej ukochanego i klęknął, zajmując się jego ubraniami. Po chwili poczuł dłoń na swoich karmelowych włosach i uśmiechając się, wystawił język, aby przejechać nim po penisie Zayna.

— Nie bądź nieśmiały — mruknął, zdejmując swoją bluzę, aby pozostać całkowicie nagim, a następnie jęknął cicho, gdy Louis wziął do ust jego członka. — Jesteś takim dobrym chłopcem, kochanie — skomentował, pociągając za jego włosy i lekko wypychając biodra w jego stronę.

Po kilku minutach, gdy Zayn był już cholernie twardy i potrzebujący, kazał szatynowi wstać, co ten uczynił bez protestów, a następnie ich usta ponownie spotkały się w pocałunku.

— Kurwa, wyglądasz tak cholernie dobrze — wymamrotał brunet, składając buziaki na ciele młodszego.

— Aż tak? — uśmiechnął się, nie mogąc się doczekać, aż w końcu go poczuje.

I tak naprawdę nie musiał długo czekać, bo po krótkim przygotowaniu mógł poczuć członka Zayna w sobie, który powoli się w niego wsuwał i było to po prostu nieziemskie uczucie. Przejechał paznokciami po jego plecach, prosząc o więcej.

Louis dostał to, czego chciał. Ruchy Zayna były szybsze i mocniejsze, a on zaciskał piąstki na ramie łóżka. Z ust obu mężczyzn uciekały jęki, ale później znowu się całowali. Ich ciała złączone były niewidzialnym sznurem, który nie pozwalał im się od siebie oddalić. Kochali się tak długo, odczuwali zmęczenie, ale obiecali sobie, że wezmą prysznic później.

~*~

— Zayn, ubierz się — mruknął, jedząc swoje miodowe płatki śniadaniowe, chociaż była już dwunasta.

— Nie będę odbierał ci tak pięknego widoku — odparł, całując go w skroń, a następnie otworzył lodówkę, nachylając się, aby dostrzec, co ciekawego mógłby zjeść.

— Zaraz dostaniesz z pasa w ten tyłek — parsknął, przyglądając mu się.

— Próbujesz być dominujący, ale ci nie wychodzi, kotku — prychnął.

Po zjedzeniu posiłku usiedli na kanapie w niedużym salonie, z którego na pewno nie było tak pięknego widoku na Los Angeles, a jedynie na brudne, ceglane budynki i Louis może troszeczkę zatęsknił za apartamentem Harry'ego.

— Proponuję zapłacić za trzy miesiące — oznajmił w pewnym momencie, a Zayn spojrzał na niego, unosząc brwi. — Mamy sto tysięcy, odłożymy trochę.

— A reszta? — spytał.

Tomlinson przyjrzał mu się i przeklinając, wstał z kanapy, biegnąc do sypialni. Zgarnął ciuchy Zayna i wrócił do salonu, rzucając je w niego.

— Ubieraj się, bo mi zaraz stanie, pieprzony kutasie — mruknął.

— Lubię, gdy ci staje — zaśmiał się, jednak posłusznie założył ubrania, jakie mu dał. — No dobra, ale wracając... co z resztą?

— Możemy spędzić gdzieś dwa tygodnie... może nad morzem? — zaproponował Louis. — Sto tysięcy to dużo, możemy pozwolić sobie na trochę przyjemności.

— Kupmy pizzę — zaproponował.

— Jedliśmy śniadanie niedawno — zmarszczył brwi.

— Zjadłbym pizzę...

— Dobra, zamówimy pizzę, mały gnojku — wywrócił oczami.

Zayn uśmiechnął się, przybliżając do niego po pocałunek, który Lou oczywiście mu dał.

Harry w tym czasie siedział w firmie przy biurku i mozolnie wypełniał dokumenty, aby sekretarka wysłała je za kilka godzin. Odczuwał tęsknotę... Chciał znowu zrobić coś spontanicznego z Louisem i niech nikt go nie wini, bo ten był naprawdę super osobą. Nie powinien się do nikogo przywiązywać, ale mógłby oddać wszystkie pieniądze, jakie miał, aby jeszcze raz zobaczyć się z tym uroczym, pięknym- Nie. On miał Zayna i się kochali. Nie mógł chcieć... niczego.

— Harry, masz spotkanie za pół godziny — powiedziała Hailee, jego wspomniana wcześniej sekretarka. Była dwudziestodwuletnią dziewczyną z długimi, brązowymi włosami i również brązowymi oczami. Była... urocza, chociaż gdy nieraz wychodziła z nim na gale, potrafiła wyglądać jak seksowna, dojrzała, a przede wszystkim pewna siebie kobieta.

— Nie mam ochoty — mruknął, unosząc na nią wzrok. — Odwołaj to, proszę.

— Pan Silvers czekał na ciebie dwa tygodnie... Wiesz, że nie mogę tak po prostu tego odwołać pół godziny przed — westchnęła. — O co chodzi? Dziwnie się zachowujesz, odkąd wróciłeś z Las Vegas.

— Nic... nieważne, jest okay — uśmiechnął się delikatnie.

— Możesz mi się zwierzyć, wiesz? — zamknęła drzwi, po czym usiadła na krześle i spojrzała na mężczyznę.

— Jestem po prostu starym, zmęczonym dziadem — parsknął, kręcąc głową. — Ale mogę opowiedzieć ci żart.

— Podziękuję — wymamrotała. Niech nikt nie zrozumie jej źle, ale żarty Stylesa były okropne.

— Szkoda, bo wymyśliłem ostatnio nowy — poruszył brwiami.

Harry czasami zachowywał się jak dzieciak, ale to było super. Był przez to lubiany w firmie, a pracownicy czuli się przy nim swobodnie. Był już takim typem osoby.

~*~

Tomlinson leżał na kanapie z nogami na oparciu i zastanawiał się nad tym, gdzie mogli spędzić dwa tygodnie. Chciał odpocząć od życia, jakie teraz prowadzili. Chciał zrobić coś spontanicznego i nie martwić się absolutnie niczym.

Owszem, kochał swoje życie, bo było dobre. Mimo wszystko było dobre; miał mieszkanie, kochającego chłopaka, nie był na nic chory, bieda nie piszczała... ale każdy czasami potrzebował czegoś nowego.

Zayn w tym czasie szedł do sklepu po papierosy, bo tamten mały szczyl wszystkie wypalił. Wzdychając, rozglądał się na boki, aby następnie przebiec przez ulicę.

— Spierdalaj — mruknął, słysząc trąbienie.

Wszedł do sklepu i zaraz skierował się do lady, prosząc o swoje ulubione papierosy, jakie kupował tu od... bardzo dawna. Już płacił, gdy usłyszał za sobą dziwnie znajomy głos.

— Moja fretka jest mądra, mówiłem ci — wywrócił oczami, wzdychając, a następnie spojrzał na mężczyznę, który niedawno wcisnął mu ulotkę.

— Nie obchodzi mnie twoja fretka, wiesz? — uśmiechnął się, chowając paczkę do kieszeni.

— Znalazła się — oznajmił.

— Super, nie zgub jej ponownie — kiwnął głową, kierując się do wyjścia.

— Hej, zaczekaj!

— Spieszę się, sorry — odparł, opuszczając sklep. Nie chciał się z nim kolegować, był dziwny z tą swoją fretką.

• • •

W ogóle pisząc ten rozdział zwróciłam uwagę na to, że Zayn powiedział do Louisa ,,rozbierz się", a Louis do niego ,,ubierz się" I'm laughing a little. Taka różnica w związku

Btw DZIĘKUJĘ ZA 1K ODSŁON W TAKIM CZASIE ❤️🥺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro