Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis i Zayn nie byli bogaci. Czemu więc obracali się wśród takich wysoko postawionych, eleganckich ludzi? Chcieli spróbować swojego szczęścia w kasynie... jak większość, która odwiedzała Las Vegas. Tego wieczoru wszystko miało przebiec jak zawsze. Wygraliby trochę, później przegrali, aż w końcu przeliczyliby pieniądze i stwierdziliby, że starczy na opłatę niezbyt dużego mieszkania na obrzeżach miasta.

Spędzali w kasynie już drugą godzinę, Louis chuchał na kostki, które Zayn następnie rzucał i może to było głupie, ale wierzył, że to naprawdę dzięki temu wygrywał, bo szatyn był jego szczęściem. A później przenieśli się dalej, aby pograć w biliarda. Mieli nadzieję, że tym razem zarobią nieco więcej.

Zeszli się w czasie studiów, których oboje nie ukończyli, ale nie byli tym załamani. Potrafili radzić sobie w życiu i bez tego. Aktualnie mieli po dwadzieścia cztery lata, Zayn już dwadzieścia pięć, i naprawdę się kochali. Dopełniali się charakterami; Malik był cichy, spokojny, a Lou głośny i chaotyczny. Mieli jednak także dużo wspólnych cech, lubili dobrą zabawę, wieczory przy ognisku czy może nawet podróże na końcówce paliwa, aby tylko zobaczyć ulubiony zespół.

— Pójdę się napić — powiedział Tomlinson, całując swojego chłopaka w policzek, po czym odszedł do baru. Gdy zamówił już swojego drinka, uśmiechnął się do kobiety i spróbował go, po czym odwrócił się znowu w stronę wszystkich gier czy maszyn.

Czy żałował tego, że rzucił studia i wyjechał w to miejsce z brunetem? Nie, absolutnie nie. Żył chwilą, miłością i przygodą. Miał dosyć martwienia się o przyszłość.

— Zapłacę ci sto tysięcy dolarów za jedną dobę ze mną — powiedział nagle jakiś wysoki mężczyzna z lekko kręconymi włosami, który ubrany był w ekstrawagancki garnitur w kwiaty.

Szatyn na początku uniósł brew i rozejrzał się, upewniając, że słowa kierowane były do niego. Nie usłyszał żadnego powitania, nic w tym stylu, od razu ta chora propozycja.

— Przepraszam, nie jestem rzeczą, nie może mnie pan wykupić — parsknął Louis, następnie wskazując na bruneta, który stał przy stole do bilarda — a to mój chłopak.

— Nie proponuję ci seksu za pieniądze, szanuję cię — zapewnił. — Zjemy tylko kolację na jachcie. Pomyśl... sto tysięcy za jedną dobę.

— Nie może pan kupować ludzi, to dosyć-

— A jeśli wytrzymasz ze mną tydzień, dam ci od ręki milion dolarów.

Louis uchylił ze zdziwienia usta. Ten gość był szalony? Proponował sto tysięcy całkiem obcemu typowi w kasynie lub milion za tydzień? To była kupa kasy, do cholery!

— Proszę wybaczyć, nie jestem na sprzedaż — westchnął z bólem serca. Chciałby milion dolarów, ale co to miało w ogóle znaczyć? Czy on wyglądał jak ktoś, kogo można było wynająć na noc?

— Wszystko jest na sprzedaż — stwierdził mężczyzna, kręcąc głową. — Nawet uczucia.

— Nie, uczuć nie można kupić, to tak nie działa — odparł od razu szatyn.

— A próbowałeś kiedyś kupić uczucia?

I to zatkało L, bo nie, nie próbował, więc nie wiedział na sto procent, czy to było możliwe czy też nie. Pokręcił zawstydzony głową, popijając swojego drinka. Chociaż, kurwa, brzmiało to absurdalnie. Kupowanie uczuć? Uczucia się zdobywa gestami!

— Potrzebujesz pieniędzy, racja? — odezwał się ponownie.

— Nie, radzę sobie świetnie razem z moim chłopakiem, który nie musiał kupować moich uczuć — Tomlinson uśmiechnął się dumnie, chcąc odejść, ale wtedy nieznajomy go zatrzymał i wsunął do jego kieszeni swoją wizytówkę.

— Będę tu jutro — oznajmił zielonooki. — Jeśli zmienisz zdanie, znajdziesz mnie na pewno. Jeśli nie, polecę o godzinie dwudziestej drugiej do Los Angeles... Przemyśl to.

• • •

Witam was w mojej kolejnej twórczości! Chyba że jesteś tu nowy... but anygays ❤️
Chcę jedynie powiedzieć, że jestem tym cholernie podekscytowana i obiecuję, że za jakiś tydzień rozdziały będą częściej

Okładka autorstwa Lociin

Tę pracę możecie także znaleźć na AO3 (Archive of Our Own) mój user tam to PurebloodPoet

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro